Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

Każdy dzień mijał tak samo. Chociaż nie, były małe różnice. W miejsce mojego głębokiego żalu wbijała się ogromna nienawiść i zaczynała brać przewagę. JAMES. Nie wyglądało na to, że da za wygraną, wciąż próbował wcisnąć się w moje życie. Mimo, że spadku jeszcze nie dostałam, byłam w centrum zainteresowania większości mojej rodziny i znajomych. Pod beznadziejnymi pretekstami odzywali się po wielu latach, miesiącach milczenia, jak gdyby nigdy nic, ale wśród nich wszystkich najbardziej wyrazisty był James. Chyba nadal myślał, że jestem w nim ślepo zakochana i gotowa wybaczyć mu zdrady, jakich się dopuszczał. Może tak było kiedyś, zaraz po rozstaniu, o którym to ja zdecydowałam, chociaż w środku byłam rozdarta. Udało mi się jakoś wyleczyć z tej chorej miłości, czy tam przywiązania. Nie rozumiałam tym bardziej, co on sobie wyobrażał? Czy on w ogóle używał mózgu?

Jego koszula pomimo, że była u mnie kilka dni i przyjęła na siebie litry łez, wciąż pachniała jak on. Nie umiałam bez tego zapachu zacząć dnia, a tym bardziej go skończyć zwłaszcza, że to wieczorami najbardziej czułam pustkę. Psychotropy, którymi się faszerowałam nie do końca poskramiały moje emocje. To uczucie chyba było zbyt silne, by je stłamsić.

W dniu, kiedy umówiłam się z Amy na zakupy, otrzymałam dziwny telefon. Pomimo nieznanego mi numeru odebrałam. Po drugiej stronie usłyszałam cichy, kobiecy głos.

- Marina?

- Kto mówi?

- Przepraszam, że ośmieliłam się do ciebie zadzwonić, ale...

- Kim pani jest?

- Jestem Janet, siostra Mike'a. Rose dała mi twój numer. Mam nadzieję, że nie jesteś o to zła?

- Janet – to dlatego ten głos wydawał mi się znajomy. Tak bardzo przypominał głos Michaela.

- W związku z tym wszystkim... wiesz... jestem tu, w Kalifornii. Pomyślałam, że może chciałabyś się spotkać? Nigdy nie miałyśmy okazji pogadać.

- Przepraszam, ale nie wiem, czy jestem w stanie – czułam się naprawdę słabo. Bałam się, że wszystko rozdrapie się na nowo. Ale z drugiej strony, to jego siostra, ta sama krew. Jest jego częścią – Nie mam siły wychodzić z mieszkania. Jeśli chcesz wyślę ci mój adres, ale wiedz, że od wielu dni nie odkurzyłam nawet podłogi.

- Czekam na adres, będę jeszcze dziś. I wcale nie będę sprawdzać kurzu – zaśmiała się cicho, a ja odłożyłam telefon.

Nigdy wcześniej nie spotkałam się z nikim z jego rodziny. Czy się bałam? Może odrobinę. Przecież jej nie znałam. Postanowiłam, że jednak ogarnę nieco mieszkanie, czas szybciej mi zleci.

Jak obiecała, tak przyszła, punktualnie, co do minuty. Przed jej przyjściem wzięłam prysznic a włosy nie zdążyły do końca wyschnąć. Z lekką obawą otworzyłam drzwi.

- Witaj- wyciągnęła dłoń w moją stronę – cieszę się że w końcu możemy się poznać.

Była do Niego bardzo podobna. Miała podobny uśmiech i sposób mówienia, rysy jej twarzy niewiele różniły się od twarzy Michaela. Pomimo bólu poczułam, jakby był obok.

- Jak się masz? – spytała, a ja starałam się na nią nie gapić bez przerwy.

- Jak widać – bąknęłam, bawiąc się paznokciami. Zza okna usłyszałam wycie syren. Nie wiem czemu ten dźwięk przyprawiał mnie o ciarki.

- Wyglądasz całkiem dobrze – obrzuciłam ją spojrzeniem pełnym zdziwienia. Serio? Wyglądałam jak trup. Wrak Titanica wyglądał pewnie lepiej ode mnie. Cóż, najwyraźniej starała się być miła. Całą rozmowę przerwał mi dźwięk czajnika. Wstałam od razu, by zrobić kawę. Nawet nie zauważyłam, kiedy wstała i poszła w krok za mną. Dopiero kiedy nalewałam wrzątku do kubków, odezwała się za moimi plecami.

- Chyba sprzedamy dom – odwróciłam się na pięcie

- Dom Michaela? – nie wiem po co pytałam, to było jasne.

- Tak. Słyszałam, że byłaś...

- Byłam – łzy napłynęły mi do oczu. Odeszłam od tej kawy i gestem poprowadziłam ją do sypialni. Tam pod poduszką leżał jego notatnik – Usiądź. To znalazłam w jego pokoju, spójrz – otworzyłam na jego ostatnich zapiskach.

„Nie było już dla mnie ratunku

Zniknęłaś

Wraz z Tobą zniknęła nadzieja

Spadałem gotowy na koniec

I spadłem jak w Cast Away. Poza Światem

Samotny, by się unicestwić

Na zawsze."

- Cast Away – westchnęła, gładząc opuszkami palców stronę notatnika – Mike zawsze chciał tam zamieszkać.

- Co to takiego?

- Opuszczona, tajemnicza wyspa, na której nakręcono już kilka filmów. Podobno nikt na niej nie mieszka i ma jakieś magiczne moce. Ja nigdy tam nie była ale Mike często o tym mówił. Chciał kiedyś ją odwiedzić, ale niestety, wypadek...

- To wszystko moja wina – znów zaczęły mi kapać łzy – to przeze mnie, wszystko przeze mnie...

- O czym ty mówisz? – spytała podnosząc moją twarz ku górze. Nie wytrzymałam, opowiedziałam jej o wszystkim. O całej chorej sytuacji z Jamesem, o tym jak Mike widział nas na ulicy, o naszej wielkiej miłości i o tym jak bardzo go zraniłam. Kiedy już wszystko wiedziała, było mi lżej. Jak dobrze wyrzucić z siebie cały żal i smutek.

Długie chwile siedziałyśmy bez słowa, ja cicho płacząc, ona głaszcząc moje włosy. Czułam się bezradna ale lżejsza o kilka ton mojego smutku. Zdałam sobie sprawę, że moje życie już zawsze będzie tak wyglądało, nigdy nie otrząsnę się z miłości do Niego, nigdy.

-Będę już szła, powinnaś nieco odpocząć.

- Dziękuję – tylko tyle mogłam jej powiedzieć. Wstała i przed wyjściem spojrzała zatroskanym wzrokiem w moim kierunku

- Wiesz, nie dziwię się, że Mike się w tobie zakochał. Jesteś niezwykłym człowiekiem. Dałaś mu ogrom szczęścia. Nie zadręczaj się. Taki scenariusz napisało dla was życie... Dzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała albo po prostu, by pogadać.

- Na pewno zadzwonię – uśmiechnęła się jeszcze po czym zniknęła za drzwiami mojego mieszkania.

Położyłam się na kanapie, włączając radio. Z głośnika wypłynęła znana mi kojąca słodka melodia przeplatana głosem anioła. Mojego anioła.

„But you are not alone
I am here with you
Though we're far apart
You're always in my heart"

Tak Mike, wiem to. Wiem, że jesteś przy mnie. Tylko to jeszcze trzyma mnie przy życiu.





Janet

Nie mogłam znieść jej smutku. Ile on łez musiała wylać w tym mieszkaniu, ile włosów wyrwać w złości na samą siebie?! Racja zarówno jak i wina, zawsze dzieli się na dwoje, ale do cholery przecież ta dziewczyna to wrak... Cały wspólnie spędzony czas coś rozrywało mnie od środka. Mike to mój brat, Marina całkiem obca osoba, ale jej żałoba przytłoczyła mnie bardziej, niż cokolwiek do tej pory. Tyle w niej żalu i miłości...

Nie miałam pojęcia i nawet sobie nie wyobrażałam, w jakim stanie jest.

Pojechałam do domu Michaela, gdzie czekała na mnie Rose. Porozmawiałyśmy chwilkę, a potem udałam się na piętro prosto do jego pokoju. Usiadłam w dużym fotelu i biorąc kilka głębokich wdechów, wybrałam jeden z niezapisanych numerów w komórce.

- Miałam ci nie przeszkadzać, ale musimy porozmawiać. Koniecznie[...] To nie może zaczekać Joe, to jest sprawa teraz najpilniejsza rozumiesz? I nie interesuje mnie jak to zrobisz, musimy pogadać. Wyślij po mnie kogoś, to nie jest rozmowa na telefon. Czekam.

Rozłączyłam się nie czekając na jakikolwiek odzew. Przejechałam dłonią po oparciu fotela.

- Lubiłeś w nim siedzieć braciszku. Dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć...



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Może ktoś jeszcze tu jest więc zaskoczę - książka się jeszcze nie skończyła :)

Wróciłam tu po długiej przerwie, wiele razy chciałam dodać tu rozdział, ale przez wiele spraw totalnie nie mialam czasu. Dorosłe życie... Dajcie znać, jeśli jestescie, bym wiedziała że ktoś jeszcze czeka na kolejny rozdział <3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro