Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

Michael

Nie mam pojęcia, skąd odwaga. Nie wiem, po prostu nie wiem. Chyba pierwszy raz w życiu robiłem dokładnie to, co czułem całym sobą. Może dlatego nie czułem obaw. Nigdy nie pomyślałbym nawet, że  potrafię tak zwariować. Chociaż, czy słuchanie własnego serca to wariactwo?
Rozmyślała, a ja razem z nią. Szum oceanu i powiew wiatru sprawił, ze w końcu udało nam się zasnąć. Chociaż mi nie na długo. Zdecydowanie wolałem obserwować, jak śpi. Myślami wróciłem do tej nocy, kiedy była w moim domu. Jak wiele się zdążyło pozmieniać...

Czas do świtu upływał powoli, co nawet mnie cieszyło. Nie chciałem się z nią rozstawać. A kiedy słońce zaczęło pojawiać się nad horyzontem, z bólem serca zacząłem ją budzić.

- Marina, już czas jechać - uśmiechnąłem się, kiedy otworzyła oczy zaspana - odwiozę cię do mieszkania.

- Dziękuję - odpowiedziała, zbierając się z miejsca. Wstała, poprawiając sukienkę i włosy, które uroczo się jej pomierzwiły. Zostawiłem materac tak, jak leżał, by udało nam się zdążyć na czas. Kiedy była już gotowa do drogi, ruszyliśmy w stronę samochodu. Odruchowo złapałem ją za rękę. Od razu odwróciła twarz w moim kierunku.

- Jeśli nie chcesz, zabiorę ją - uprzedziłem jej słowa, niepewnie cofając dłoń, jednak poczułem, jak lekko ją ściska.

- Nie trzeba. Tak jest dobrze.

Szliśmy, milcząc i mimo, że patrzyłem przed siebie wiedziałem, że się uśmiecha. Ja również nie potrafiłem tego uśmiechu pohamować. Pojawił się z dniem, kiedy to ona pojawiła się w moim życiu. Jeśli kiedyś odejdzie, nigdy już nie zdobędę się na ten konkretny wyraz twarzy.

***


- Miłego dnia - zdążyłem jeszcze powiedzieć, zanim wysiadła z samochodu pod budynkiem firmy, w której pracowała - do zobaczenia.

- Dziękuję - mrugnęła do mnie, po czym odwróciła się i nie oglądając się za siebie zniknęła w drzwiach. Mijały sekundy, a ja już czułem narastającą we mnie pustkę. Wyjąłem z kieszeni telefon i zacząłem pisać wiadomość. Tyle chciałbym jej powiedzieć...

"Chcę tylko dotknąć  Cie i pocałować.

Życzyłbym sobie, abym mógł dziś z tobą być.

Sprawiasz, że w środku czuję motylki, wewnątrz siebie." *

W obawie, że mogę się rozmyślić, od razu wysłałem ten fragment piosenki, odpaliłem silnik i z niecodziennym entuzjazmem skierowałem się do studia, gdzie planowałem spędzić cały dzień. Trasa zbliżała się gigantycznymi krokami, a im bliżej, tym szybciej uciekał mi czas. Chciałem, by wszystko wypadło zgodnie z planami. Żadnych potknięć, wpadek, niedociągnięć. Ambicja jest ważna. A ja jestem perfekcjonistą. Wolałbym nie robić nic, jeśli miałoby to być zrobione z jakimikolwiek mankamentami. Niestety pewności mieć nie mogę, w życiu różnie bywa. Nie jestem przecież w tym sam. Jedyne, co mogę, to dać z siebie jak najwięcej, z resztą, jak zawsze. Nie chcę zawieść swoich fanów. Nie wybaczyłbym sobie tego. Są dla mnie największym wsparciem, motywacją, moją rodziną.


Choć czułem duży stres i niepewność, okazało się, że wszystko zaczyna nabierać upragnionego kształtu. Podczas prób zaskakująco dobrze się układało. W ciągu kilku godzin zrobiliśmy jedynie jedną przerwę. Wydaje mi się, że każdego zaangażowanego ogarnia już ta euforia związana z występem. Mnie również. Tak na prawdę nie mogłem się doczekać, kiedy znów stanę na scenie.

Była godzina trzynasta, kiedy wszyscy zaczęli rozchodzić się na przerwę. Nie byłem tego zwolennikiem, uważałem to za stratę czasu, którego przecież było coraz mniej, jednak sam nie byłem w stanie nic zdziałać, więc położyłem się na kanapie w swojej garderobie. Myślami wracałem do minionej nocy i do wszystkich chwil z przeszłości.Czy chciałem, czy nie, to wciąż zaprzątało moją głowę. Czy to możliwe, by moje życie mogło tak wyglądać? Bym mógł być szczęśliwy? Ale podobno nic nie trwa wiecznie... Bałem się tego. Zauważyłem, że przewodnią myślą mego życia jest ona. Gdyby wszystko przepadło, a ona jedna pozostała, to i ja istniałbym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a ona zniknęła, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałbym z nim po prostu nic wspólnego. Ona jest niczym promień słońca podczas burzy, jaką jest moje życie. Oświetla, daje ciepło, wprawia w dobry nastrój.

- Michael, nie przeszkadzam? - usłyszałem zza uchylonych drzwi. Do środka niepewnym krokiem wszedł Tom. Miał nietęgą minę - Wiem, że próby miały trwać do osiemnastej, jednak nie możemy tak długo zostać w studio. Strzeliła rura od wody, na dziś to wszystko. Spróbuj zrozumieć.

- W porządku, przecież pękła rura - powiedziałem spokojnie. Ostatnim razem mało go nie zabiłem. Nie chciałem, żeby ktokolwiek się mnie bał - Taki los - wstałem z kanapy i skierowałem się w stronę wyjścia. Skoro tak, nic tu po mnie.

Już po chwili siedziałem w samochodzie, szukając telefonu. Nie odpowiedziała na moją wiadomość. Dlaczego? Może byłem zbyt śmiały? Wydawało mi się, że czujemy tak samo, dlatego zebrałem się na odwagę by doprowadzić wszystko do takiego stanu. Przecież odwzajemniła mój pocałunek, uściski dłoni. Patrzyłem tępo w wyświetlacz, oczekując cudu. Stary, a głupi - pomyślałem. Zamknąłem oczy, opierając się o fotel. Tak pięknie wyglądała tamtej nocy, wciąż czułem jej słodki zapach, a na ustach miałem jej smak. Nie mogłem tego znieść. Coś próbowało rozsadzić mnie od środka. Niepewność, niepokój, napięcie. Raz kozie śmierć. Ruszyłem z miejsca z obranym celem, rozsądnym, czy też nie. Kto by patrzył na rozsądek? W tym wypadku dominowało szaleństwo. Do głowy przyszedł mi pewien cytat, który gdzieś kiedyś przeczytałem - "Zakochanie to nic innego, jak dominacja szaleństwa nad rozsądkiem." Ta myśl obudziła wszystkie moje szare komórki. Zakochanie? Głęboki wdech, wydech, wdech... Zakochanie?? Na prawdę? Czy to dlatego planowałem jechać do jej pracy, szukając w głowie głupiego pretekstu? Dlatego nie mogłem przestać o niej myśleć? Dlatego tęskniłem od pierwszej sekundy rozstania? Właściwie kiedy to się stało? I jak mogło do tego dojść?

Nie miałem na sobie żadnego kamuflażu, prócz czarnego kapelusza, z którego byłem przecież znany na całym świecie. Zdawałem sobie sprawę, że będą z tego kłopoty. Mimo to parkowałem pod Golden Design, nie martwiąc się o nic. Bóg czuwał nade mną, jak zwykle; udało mi się wśliznąć do budynku bez robienia wokół siebie szumu. Szum zaczął się już wewnątrz, kiedy dwóch ochroniarzy dorwało mnie przy windzie.

- O mój Boże, to Jackson! - tylko tyle usłyszałem, zanim się na mnie rzucili. W pewnej chwili nie miałem już jak oddychać, co starałem się im pokazać. Ledwo udało mi się wyrwać - Michael kocham cię! Michael!

- Kocham was bardziej - uśmiechnąłem się, szukając azylu w windzie. Dziwne, że nie wsiedli za mną. Kochałem moich fanów pomimo sytuacji, w których nie mogłem na przykład normalnie przejść lub pokazać się w miejscu publicznym bez ochrony. Cena sławy.

Podróż windą była tylko przerwą w tym szale. Wysiadłem na odpowiednim piętrze i zaraz potem rzuciły się na mnie dwie kobiety, wykrzykując moje imię i miłosne wyznania. Na korytarzu zrobiło się bardzo chaotycznie, ludzie zaczęli wychodzić ze swoich gabinetów, by zobaczyć co się dzieje, a kiedy już wiedzieli, dołączali do grona krzyczących i płaczących. Każdego uścisnąłem, zamieniłem kilka słów. Widziałem radość na ich twarzach. To dawało mi satysfakcję. W tłumie rozpoznałem znajomą mi już twarz. Zacząłem iść w jej stronę, stała z otwartymi ustami w bezruchu.

- O żesz w mordę! - krzyknęła w końcu i zanim do niej podszedłem, zniknęła za jednymi drzwiami. Kojarzyłem ją z ulicy, kiedy szła z Mariną. Nie wiem, dlaczego spodziewałem się innej reakcji. Odwróciłem sie w stronę grupki osób za moimi plecami.

- Czy ktoś może mi powiedzieć, gdzie znajdę panią Marinę?

- Tutaj - cudownie przyjemny głos wdarł się do moich uszu. Odwróciłem głowę. Stała za mną. Miałem ochotę wziąć ją w ramiona. Gestem wskazała mi drzwi, zapraszając mnie do środka - Co tu robisz? - spytała, gdy tylko je zamknąłem.

- Przyjechałem. Próba została odwołana i pomyślałem, że zajrzę.

- Mike, ja jestem w pracy.

- A ja jestem twoim klientem - widziałem, że się zmieszała. Twarz jej płonęła, a ja napawałem się tym widokiem.

- Więc słucham. W czym mogę pomóc? - spytała najbardziej oficjalnym tonem, jaki kiedykolwiek słyszałem. Odgrywa się - Ma pan zastrzeżenia do projektu?

-Pan?

- Przecież łączą nas stosunki służbowe. Niestosownie byłoby zwracać się do siebie po imieniu. Zwłaszcza w miejscu pracy.

- Więc wyjdźmy stąd- rzuciłem, na co zrobiła zdziwioną minę.

- Nie mogę. Mam dużo do zrobienia.

Rozmowę przerwał nam dźwięk otwieranych drzwi. Do środka wszedł  wysoki mężczyzna o jasnych włosach. Od progu zrobił zszokowaną minę, nie spuszczając ze mnie wzroku. Kolejny fan? Uśmiechnąłem się sam do siebie.

- Pan Jackson?! - wykrzyczał, łapiąc moją dłoń - Jestem zaszczycony, że przyszedł pan do naszej firmy! Czemu zawdzięczamy tę niesamowitą wizytę? Czy coś nie tak z pańskim projektem? - spytał, przenosząc wzrok na Marinę. To był zapewne jej przełożony.

- Projekt jest fantastyczny - oznajmiłem z zadowoleniem, na co się ucieszył - przyjechałem, by prosić panią Marinę o pomoc w kupieniu wyposażenia, jeśli to nie stanowi problemu.

- Oczywiście, że nie stanowi! Jest pan naszym najcenniejszym klientem. Marina - zwrócił się do niej stanowczym głosem - pomożesz panu Michaelowi, zapisz wszystkie nadgodziny i przynieś mi jutro.

Nie odpowiedziała, kiwnęła zgodnie głową, zaczynając zbierać swoje rzeczy. Świetnie to rozegrałem. Spędzę z nią resztę dnia pod takim błahym pretekstem.

Ledwo udało nam się wydostać z budynku, który był obstawiony z każdej strony. Nierozsądnie było się tu zjawiać o takiej porze, jednak nie żałowałem. Miałem ją obok siebie.

- Jesteś na mnie zła? - spytałem widząc, jak unika mojego wzroku w samochodzie.

- Zła? - w końcu odwróciła twarz w moim kierunku - o to, że wparowałeś do firmy i podstępem mnie z niej wyciągnąłeś? Jestem zła, bo mogłeś narobić sobie kłopotów. Widziałeś, co działo się w budynku i przed budynkiem?

- Przyzwyczaiłem się do tego

- I chyba jesteś z tego zadowolony - spojrzała, zagryzając dolną wargę, chyba w zdenerwowaniu - masz niesamowite powodzenie. Każda dziewczyna chce cie dotknąć, porozmawiać z tobą... - czyżby była zazdrosna? Postanowiłem, że to sprawdzę. Przybrałem poważną minę, by zacząć działać jej na nerwach. 

- O tak, wyskakują na scenę podczas koncertów, chcą całować. Wiesz, że jedna z fanek kiedyś poprosiła mnie o rękę? 

- Wiem - bąknęła - cały świat to wie. I co. Dlaczego się nie zgodziłeś? Przecież była ładna. Nie próbowałeś jej potem odszukać? Nie chciałeś jej lepiej poznać? Nie podobała ci się? 

Tak, ewidentnie była zazdrosna. Byłem pewien. Podobało mi sie to. To chyba znaczyło, że w pewnym sensie jej zależy. Na mnie? Na tej znajomości? Na mojej przyjaźni? Tego do końca nie wiedziałem, jednak wracając myślami do naszego pocałunku, mogłem mieć pewne przypuszczenia. 

- Była ładna, niestety nie udało mi się jej znaleźć. Długo szukałem. Przepadła, jak kamień w wodę. - westchnąłem, starając się zachować poważnie. Było ciężko. 

- Przykro mi - fuknęła - może jeszcze kiedyś się uda. 

Nie mogłem już dłużej. Siedziała obok, jak tykająca bomba. Dotarło do mnie, że mam w sobie coś z zołzy. Nie spuszczając oczu z drogi sięgnąłem po jej dłoń. Próbowała ją cofnąć, jednak trzymałem ją dość mocno. 

- Wybacz, ale nie mogę dłużej tak się z tobą droczyć - wybuchłem w końcu śmiechem, zerkając na jej twarz - wyglądasz wspaniale, kiedy jesteś zła, zdenerwowana, zazdrosna. 

- Zazdrosna? Nie schlebiaj sobie! - nagle w samochodzie rozległ się dźwięk mojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawił sie dobrze mi znany numer i przeczuwałem, że wydarzy się coś, czego nie chciałem. 

- Halo - odebrałem, starając się skupić na drodze. Rozmowa jednak rozkojarzyła mnie na tyle, że zatrzymałem się na uboczu, ściskając nerwowo kierownicę -  nie ma innego wyjścia? Nie mogę teraz tego zrobić ot tak! - w końcu zdenerwowany rozłączyłem rozmowę. Wziąłem kilka głębszych wdechów, zamykając oczy. Wszystkie plany legły w gruzach i nie mogłem nic na to poradzić. Stało się to, czego obawiałem się najbardziej. 

- Co jest? - usłyszałem jej ciepły głos, który lekko ukoił moje nerwy. Spojrzałem w jej błękitne oczy czując ból. Wiedziałem, że muszę jej powiedzieć. Gdybym tylko miał inne wyjście, jakąś furtkę, przez którą udałoby nam się uciec. Uciec przed nieuniknionym. Nie mogłem dłużej trzymać jej w niepewności. Musiałem w końcu jej wyznać, że za chwilę się rozstaniemy. 


_________________________________________________________________________

* "Butterflies", gdyby ktos pytał ;) 


Dzięki za obecność i do następnego <3




































































Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro