Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

 Szliśmy brzegiem oceanu. Dookoła było cicho, ale pięknie. Tylko ja, on i noc. Trzymaliśmy się za ręce mocno, jakby w obawie, że ktoś lub coś mogłoby nas rozdzielić. Nie liczyło się nic innego. Nic innego nie istniało. Szliśmy w zupełnej ciszy.  Słowa nie były potrzebne. Mówiły za nas spojrzenia. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się i w blasku księżyca patrzyliśmy sobie w oczy. Byliśmy już bardzo blisko siebie, kiedy nagle...

Cholera! Nie wyłączyłam budzika? Spojrzałam na telefon. Była siódma rano. Zdenerwowana zrzuciłam z siebie kołdrę. Cały sen trafił szlag i nie było cienia szans, by udało mi się zasnąć ponownie. Usiadłam na łóżku zdezorientowana. Robić śniadanie? Kawę? Iść pod prysznic? Po co? Będę siedzieć po turecku, analizując sen, kadr po kadrze. I tak do południa. Może potem zwlokę się z łóżka i ... Tak! Oczywiście, że zwlokę się z łóżka! Przecież się umówiliśmy! 

To dodało mi energii do życia. Cały poranek spoglądałam na telefon, ale oprócz kilku wiadomości od Amy, nie było nic. Nie umówiliśmy się na żadną konkretną godzinę. A jeśli zapomniał? Musiałam się czymś zająć.  Rozsiadłam się w fotelu z książką. Kolejna romantyczna opowieść. Nie wierzyłam w takie. Nie po mojej przeszłości. Szczęśliwe zakończenia zdarzają się tylko w książkach.  Zawsze sobie to powtarzałam, jednak w środku miałam maleńką nadzieję, że stanie się cud. Że poznam kogoś, kto pokocha mnie na prawdę. Byłam zadowolona ze swojego życia, owszem. Miałam wszystko, czego chciałam. Dobrą pracę, mieszkanie. No, może nie wszystko. Ale nie chciałam szukać niczego na siłę. Z doświadczenia wiedziałam, że nie skończy się to pomyślnie. Każdy z nas ma przypisaną historię. Co się ma zdarzyć, zdarzy się wcześniej, czy później. Na co dzień doceniam to, co mam. A na najlepsze warto czekać. 

Jutro miał nadejść kolejny dzień w pracy. Zbliżał się koniec projektu Michaela. Wszystko co zrobiłam dotychczas, podobało mu się. Zostały jeszcze zakupy,a potem... co będzie potem? Stracimy kontakt? Nie chciałam o tym myśleć. 

Czas do południa zleciał mi bardzo szybko, zdecydowanie wolniej płynął po południu. Godziny mijały, a on wciąż milczał. Widać tak miało być. Może coś mu wypadło. Dlaczego aż tak to przeżywam? Zadzwoniłam do Amy, musiałam z kimś porozmawiać, by nie zwariować.  Jak zawsze mogłam na nią liczyć. Pojawiła się po godzinie. Dziś cieszyłam się z jej wizyty. 

- Mam wino - zakomunikowała od progu. Była godzina siedemnasta. Spacer z Michaelem chyba na dobre przepadł, więc wyjęłam kieliszki. 

- Spotykacie się prawie codziennie i nie masz go dosyć?

- Nie - wzięłam łyk wina - niestety nie. 

- Jutro też jest dzień. Przynajmniej bardziej za nim zatęsknisz. 

Czy da się bardziej? To było dobre pytanie. Wariowałam. Na prawdę. Ileż ja go znałam? Mimo to zajmował większą część moich myśli.  Nie wiem, czy to normalne.  I od kiedy ja jestem normalna?

- Polewaj - rozkazałam, podstawiając Amy pusty kieliszek -  nie chcę już o nim myśleć. 

- Mhm, jasne - mruknęła - możesz sobie nie chcieć.  

- Śnił mi się.

- Jesteście jak dzieci. Serio - rozciągnęła się na kanapie. 

- Dlaczego?

- Robicie jakieś końskie zaloty, zamiast sobie od razu wyjaśnić co się dzieje. 

- A jeśli z jego strony nic się nie dzieje?

- Ah tak? To dlatego szuka okazji, żeby się z tobą spotkać? Tuli cię do snu? I Bóg wie, co jeszcze.

Poderwałam się na dźwięk telefonu. To była wiadomość. Spojrzałam na wyświetlacz. Poczułam w brzuchu przyjemne mrowienie, albo przez wino, albo przez to, że to on.  Amy wskoczyła obok mnie, gapiąc się w wiadomość. 

- No dawaj. Co pisze? - pstryknęłam ją w nos - Jesteśmy przyjaciółkami, nie?

- No dobra, czytam - kliknęłam w  wiadomość, która błyskawicznie się otworzyła -  "Czy gdybym przyjechał za godzinę, byłabyś gotowa?" - przeczytałam na głos i poczułam,jak się czerwienię. A jednak pamiętał. Przecież nie mógłby mnie wystawić. 

- No to mamy randkę! A ty niegotowa i wstawiona - miała rację! Piłam... Nie nie, nie byłam pijana. Lekko szumiało mi w głowie -  chodź -  pociągnęła mnie za rękę - musisz się ogarnąć. 

Tak też zrobiłam, wzięłam zimny prysznic, który momentalnie mnie otrzeźwił. Nie wiem, ile tubek pasty do zębów zjadłam, nie liczyłam, ale chyba dały radę, nie cuchnęłam winem na kilometr. Po długich namowach Amy, założyłam sukienkę, którą kupiłam wczoraj.  

- Wyglądasz jak milion dolarów kobieto! 

Długo patrzyłam w lustro, poprawiając rozpuszczone włosy. Chyba przegięłam. Wyglądałam, jakbym wybierała się na romantyczną kolację, a nie na spacer po plaży. Na zmiany było za późno, do jego przyjazdu zostało pięć minut. 

- Idź już, nimfo - Amy wypchnęła mnie do korytarza - ja tu zostanę. Dokończę to wino. 


Michael 


Trochę bałem się, że będzie zła, że nie przyjdzie. Zwlekałem cały dzień, ale nie mogłem wcześniej. Chciałem zrobić coś dla niej. Coś, co sprawi, że poczuje się wyjątkowo tak jak ja, kiedy zabrała mnie na plażę pierwszy raz. Kamień spadł mi z serca, gdy zobaczyłem ją przed budynkiem jej mieszkania. A przy okazji zaparło mi dech. Wyglądała...nieziemsko. Niesamowicie. Pięknie. Wyjątkowo. Nie mogłem wysiąść, by otworzyć jej drzwi, czego bardzo żałowałem. Zasługiwała na to. Na to i na wszystko inne. 

- Cześć - przywitała się , zamykając za sobą drzwi samochodu. 

- Witaj - odpowiedziałem i od razu ruszyłem z miejsca. Starałem się patrzeć wyłącznie na drogę, jednak było to trudniejsze, niż myślałem - Jak minął ci dzień?

- Bardzo dobrze, dziękuję. A tobie?

- Pracowicie. Ale w końcu jestem tutaj- zerknąłem w jej kierunku. Patrzyła zawstydzona przed siebie. 

W środku dziękowałem Bogu, że jednak założyłem koszulę, a nie rozciągnięty t-shirt na po domu. Wyglądałbym przy niej, jak bezdomny.  Czasem dobrze posłuchać swojego wewnętrznego głosu. 

Nie rozmawialiśmy zbyt wiele podczas drogi. Chyba oboje byliśmy spięci. Nie rozumiałem, dlaczego. Atmosfera była napięta, jak spodnie na moim ochroniarzu, z niecierpliwością wypatrywałem celu. Robiło się coraz ciemniej. O to mi chodziło. Wszystko musi mieć odpowiedni efekt. Może i przegiąłem, w każdym razie było za późno na odwrót. Zaparkowałem w końcu samochód w znanym nam już miejscu. Tym razem mogłem swobodnie wysiąść bez obaw, że zaraz ktoś zacznie krzyczeć na mój widok. Otworzyłem jej drzwi, wszystko szło zgodnie z planem. 

- Zaczekaj chwilę - poprosiłem, wracając do auta. Wyjąłem ze schowka czarną chusteczkę. - Mam coś dla ciebie. 

- Co to za chusteczka? 

- Zamknij oczy - stała, wpatrując się we mnie zdziwiona - Proszę - wzięła głęboki wdech i posłusznie zrobiła, o co prosiłem. Podszedłem na tyle blisko, by móc zasłonić jej oczy delikatnym materiałem. -  Ufasz mi?

- Gdybym ci nie ufała, już dawno sprzedałabym ci kopniaka w ...

- Rozumiem - załapałem ją za rękę, próbując opanować śmiech - więc chodźmy. 

Prowadziłem ją ścieżką, którą po południu dokładnie oczyściłem z  wszelkich krzaków. Teraz było tu zupełnie bezpiecznie. Stresowałem się, jak diabli. Jeśli coś się pochrzaniło przez ostatnie dwie godziny, to klops. Nie byłem przygotowany na porażkę, ale w razie takiej okoliczności, będę musiał improwizować. Zupełnie, jak na scenie. Czasem myliłem układy,  czasem tancerze dawali ciała. Wtedy kombinowałem ile się dało, by nikt się nie  zorientował i chyba zawsze działało. Może i teraz sobie poradzę. 

Odetchnąłem z ulgą, gdy dotarliśmy na miejsce. Wszystko wyglądało tak, jak miało wyglądać.  A odnośnie tego, jak to wyglądało.. Cóż, hmm. Może mnie poniosło. Może nawet mnie wyśmieje. Trudno. Zrobiłem to wszystko na bazie pewnych informacji, które miałem nadzieję dziś potwierdzić.  Tak, czy siak, byliśmy na miejscu. 

- Jesteśmy - powiedziałem - zaraz odsłonię ci oczy.  Ale najpierw chcę ci  coś powiedzieć. Zabrałaś mnie tu jakiś czas temu, pokazałaś, że mogę żyć tak, jak chcę. Może nie w pełni, ale mogę liczyć na takie chwile, jak wtedy. Cokolwiek się stanie, zawsze będę pamiętał, co dla mnie zrobiłaś - ledwo łapałem powietrze. Denerwowałem się, jak przed pierwszym koncertem po kilkuletniej przerwie. - Dziś to ja zabrałem ciebie tutaj. Nie ma sposobu, bym mógł ci się odwdzięczyć. Mam nadzieję, że dzięki temu wieczorowi poczujesz się choć w połowie tak wyjątkowo, jak ja wtedy - skończyłem i  zbliżyłem się do niej, by zdjąć chusteczkę. Ręce trzęsły mi się, jak po kilkudniowym piciu. Swoją drogą dawno nie piłem alkoholu. Jakoś tak wyszło, że potrafię upijać się życiem. 


Marina


Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak ciekawa, jak wtedy. Co on kombinował?  Zasłonił mi oczy... Nie bałam się. Przy nim czułam się wyjątkowo bezpiecznie. Dotyk jego ciepłej dłoni sprawiał, że zapominałam o świecie dookoła. Kiedy powiedział, że chce mi się odwdzięczyć...nie sądziłam, że jeden zwyczajny spacer może znaczyć dla niego tak wiele. Nie pomyślałam, że tak go to dotknęło. Nie chciałam rewanżu. Wystarczała mi świadomość, że poniekąd dzięki mnie poczuł się choć odrobinę szczęśliwy. Stojąc z zasłoniętymi oczami zauważyłam, jak  mocno wytężyły się moje pozostałe zmysły. Nie zauważyłam wcześniej, jak cudownie pachniał. Znacznie intensywniej odbierałam jego czuły dotyk. Kiedy odwiązywał mi chusteczkę i przez przypadek dotknął moich włosów, przeszył mnie przyjemny dreszcz. Był tak blisko mnie, zupełnie jak w moim śnie. 

Mogłam spodziewać się wszystkiego, ale tego zupełnie się nie spodziewałam. Otworzyłam oczy, by zobaczyć najpierw jego niepewne spojrzenie, a potem... 

Małymi kroczkami szłam przed siebie. Kilka metrów dalej, pod gołym niebem pełnym gwiazd, leżał stos poduszek na dużym białym materacu. Mimowolnie zaczęłam się uśmiechać. 

- Oboje lubimy patrzeć w gwiazdy, więc pomyślałem...Mam nadzieję, że jeszcze nigdy nie spałaś na plaży?

- Nie - zaśmiałam się głośno - to będzie moja pierwsza noc.

- Nasza - wskazał mi dłonią drogę. Bez zastanowienia pobiegłam przed siebie i u celu zrzuciłam buty, wskakując na miękki materac. Spojrzałam w górę. Gwiazdy świeciły dziś wyjątkowo jasno. 

- Mike - odezwałam się w końcu, kiedy usiadł obok - jutro muszę być w pracy .

- Bez obaw, obudzę cię - oparł się o poduszki, poprawiając włosy, które spadały  mu na twarz - masz może ochotę na coś słodkiego?

Dopiero po chwili zobaczyłam, że obok stoi wielki koszyk, wypełniony po brzegi wszystkim... Na co dzień unikałam słodyczy, ale nie umiałam sobie odmówić czekolady w takiej chwili.  Na prawdę byliśmy, jak dzieci. Leżeliśmy tak objadając się aż do bólu brzucha. Trafiliśmy na spadającą gwiazdę. Każde z nas pomyślało życzenie. Chciałam, by został w moim życiu najdłużej, jak to możliwe. Nie wiedziałam jeszcze w jakim charakterze. To nie był czas,  by się nad tym głowić. Po prostu chciałam, by był. Cały szkopuł w tym, by on chciał być. 

- Zagrajmy w coś - zaproponował. 

- W co?

- Może w prawdę lub wyzwanie?

- Dobra - usiadłam wygodnie, odwracając się w jego kierunku - kto zaczyna?

- Ja - klasnął w dłonie - więc?

- Prawda. 

- Gdybyś miała wybór, wolałabyś być teraz gdzieś indziej? Z kimś innym?

- Nie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, choć może zabrzmiało to nieco...dziwnie. Jasne, że nie chciałam być w innym miejscu, chyba że razem z nim. Dobrze, że nie słyszy moich myśli. - teraz ty. 

- Pytaj.

- Co pomyślałeś, gdy przyjechałam do ciebie pierwszy raz?

- O tobie? - spytał, na co kiwnęłam twierdząco głową - spodobały mi się twoje włosy i to, że nie jesteś do końca normalna. 

- Nie do końca normalna??

- Jeszcze nigdy  nie spotkałem nikogo, kto tak traktowałby kawę z mlekiem, wybacz  - rzuciłam w niego poduszką. Nie uważałam tego za wariactwo. No może troszkę... - Nie pytam, co wybierasz, bo na pewno wybierasz prawdę, więc przejdę do rzeczy. Twoja sukienka...

- Coś z nią nie tak?

- Jest ładna, na prawdę. Idealnie do ciebie pasuje. Założyłaś ją specjalnie dla mnie?

Płonęłam. Dosłownie ogień trawił moją twarz. Czułam, że jestem purpurowa. Dlaczego o to spytał? Po co wprawił mnie w takie zakłopotanie?

- Nie, założyłam ją dla sprzedawcy z mięsnego.

Nastała głucha cisza, aż w końcu obydwoje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Najlepszym wyjściem w takich sytuacjach jest obrócić wszystko w żart. 

- Uspokój się - prosiłam, łapiąc się za brzuch, który bolał mnie już ze  śmiechu - teraz ty.

- Sama zaczęłaś. Myślę, że jestem gotów na wyzwanie. 

- No dobrze. Niech pomyślę - starałam się znaleźć coś odpowiedniego. W końcu wpadłam na pewną rzecz, o którą normalnie byłoby mi głupio prosić. Miałam nadzieję, że się zgodzi - Zamknij oczy i zaśpiewaj mi pierwszą piosenkę, jaka przyjdzie ci do głowy.

Obserwowałam jego reakcję. Zamknął oczy, sięgając dłonią po moją dłoń. Nie wyrwałam jej. Czekałam. 

- " Byłem sam w ciemności, kiedy cię spotkałem.

Wzięłaś mnie za rękę i powiedziałaś, że mnie kochasz.

Byłem sam, nie było miłości w moim życiu.

Bałem się o życie, a ty przyszłaś na czas,

Wzięłaś mnie za rękę i całowaliśmy się w blasku księżyca." - Otworzył oczy, patrząc na mnie w skupieniu. Czułam, jak delikatnie ściska moją dłoń.  Gdybym tylko mogła, zatrzymałabym czas właśnie w tym momencie. 

- "Lubię sposób, w jaki mnie trzymasz

Lubię sposób, w jaki mnie kochasz

Lubię sposób, w jaki mnie dotykasz

Lubię sposób, w jaki mnie całujesz"


Ciarki przebiegły po całym moim ciele. Sposób, w jaki wypowiadał każde słowo sprawiał, że traciłam zmysły. Robił to celowo?  Nie umiałam przestać patrzeć w jego oczy. Były hipnotyzujące. Jego głos, oczy, dotyk... On.  


Michael 


Ta piosenka kojarzyła mi się z nią od pierwszej chwili, gdy ją spotkałem. Nie myślałem wówczas, że znajdziemy się w takim miejscu. Mimo to, zawsze kiedy ją widziałem, nuciłem tę melodię. Dziwne, prawda? Teraz słowa zaczęły nabierać sensu. Pasowały idealnie. Chciałem, by odebrała to właśnie w ten sposób. Pomyślałem, że skoro jesteśmy tutaj, nic złego nie może się wydarzyć. 

- Lubię sposób, w jaki mnie trzymasz - zacząłem śpiewać znowu, nie puszczając jej dłoni. Siedziała w bezruchu, patrząc mi w oczy. Przełknąłem ślinę  - Lubię sposób, w jaki mnie kochasz - wyczułem, jak zadrżała. Nie chciałem wypuszczać jej z rąk, bałem się, że zniknie - Lubię sposób, w jaki mnie dotykasz - zbliżyłem się do niej znacznie, zostawiając między nami jakieś kilka centymetrów wolnej przestrzeni. Po chwili uzmysłowiłem sobie, że już nie ściska mojej dłoni, ale delikatnie przesuwa po niej kciukiem. - Lubię sposób, w jaki mnie całujesz -  dokończyłem refren piosenki czując, że to właśnie ten moment. Dotknąłem jej twarzy trzęsącą się dłonią, odsuwając do tyłu jej długie, jasne włosy.  Ani na moment nie zgubiłem jej spojrzenia. Musiałem mieć pewność, że chce tego tak samo mocno, jak ja. Byłem jak w amoku, a kiedy w końcu dotknąłem jej słodkich ust, dotarło do mnie, że spadająca gwiazdka spełnia właśnie moje marzenia. 





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro