5.2 Dwadzieścia tysięcy
– Czy to...? – nie dokończyła Amy.
Na piątym piętrze przywitał ich widok bardziej kojarzący się z parkiem wodnym niż siedzibą tajnej organizacji naukowej. Gładkie deski podłogi układały się w dwa chodniki, pomiędzy którymi usypano pasek żwiru przerywanego kwiatami oraz niewielkimi palmami. Rośliny nie były sztuczne – wyraźnie dało się wyczuć ich zapach.
To samo w sobie było dziwne, jednak nikt nie zwracał na to uwagi. Spojrzenia wszystkich skierowane były w górę.
Pierwszą wskazówkę, że coś może być nie tak, stanowiła spowijająca całe piętro niebieska poświata. Zamocowane na ścianach jasne, podłużne lampy próbowały ją trochę wybielić, jednak nie dawały zbyt wiele. Należało im jednak oddać sprawiedliwość – miały marne szanse.
Bo błękitny był cały sufit.
– Woda – westchnęła Katsumi. – To jest woda.
Kyoshi kiwnął głową ze ściśniętym gardłem. Nie mogło być mowy o pomyłce – patrzyli na wielką taflę szkła, zza której beztrosko przebijało do nich morze. To musiało być morze. Daleko w górze dało się dostrzec rozchwianą plamkę słońca. Słońca, którego nie widzieli od tak strasznie dawna... i na pewno nie myśleli, że tak będzie wyglądać ich ponowne spotkanie.
W pełnej osłupienia ciszy po suficie przemknęła sylwetka delfina. Całkiem możliwe, że to właśnie była kropla, która przelała czarę absurdu.
– NO CHYBA SOBIE JAJA ROBICIE! – ryknął Sushi, osuwając się na kolana. – Jesteśmy POD WODĄ?!
– Puhuhu... – rozległo się zza nich. – I co? Warto było się ruszyć, co nie?
Odwrócili głowy. Monokuma nonszalancko opierał się o ścianę i przyglądał się swoim pazurkom.
– To jest... – Akio nie mógł znaleźć słów. – To jest prawdziwe?
– Całkiem prawdziwe – potwierdził misiek. – I sporo tłumaczy, nie zgodzicie się? Niektórzy z was musieli czuć się o wiele bardziej przybici i zmęczeni przez wzgląd na zwiększone ciśnienie. Mam też nadzieję, że teraz limit czasu, jaki wam wyznaczyłem, stał się trochę bardziej zrozumiały. To nie moja złośliwość, po prostu niedługo skończy się powietrze! No i wiecie już, dlaczego nikt nie przybywa wam na ratunek. Jesteśmy naprawdę... głęboko schowani! – Uśmiechnął się złośliwie.
– Powietrze...? – Kyoshi poczuł, jak podświadomie robi mu się ciężej na płucach.
– No chyba nie muszę tego tłumaczyć, nie? Ludzie nie mogą żyć bez oddychania. Ale nie misie. Dlatego ja będę żył wiecznie!
– Ale przecież taki kompleks musi mieć jakiś system pozwalający na uzupełnianie tlenu – zauważyła błyskawicznie Katsumi. – Nie możesz go użyć?
– Że co, proszę? Ach, ten! – Niedźwiadek uśmiechnął się szeroko. – Zniszczyłem go! Nie dziękujcie. Inaczej nie byłoby zabawy.
Akurat tego Kyoshi się spodziewał. Potarł skronie i ponownie spojrzał w górę. Woda dawała złudne wrażenie, jakby wolność znajdowała się całkiem blisko, ale... nie. Nawet gdyby udało się jakoś pokonać barierę w postaci prawie na pewno wzmocnionego szkła, nie dałby rady przepłynąć tych kilkudziesięciu metrów, które musiały dzielić ich od powierzchni. Jego płuca by eksplodowały bez odpowiedniego sprzętu. Poza tym prawie na pewno wynurzyłby się na środku morza, nie mając pojęcia, w którą stronę ani jak daleko jest ląd. Zacisnął pięść. Co za perfidna pułapka!
– Nie słuchajcie go. – Sushi podniósł się drżące nogi. – T-to na pewno jest jakaś sztuczka! Musi być! Ten sufit to wielki ekran... albo coś...
– Co to za piętro? – Akio zwrócił się do Monokumy. – Wygląda... inaczej.
Miał rację. Kyoshi teraz też zaczynał to zauważać. Drewniane chodniki imitowały trochę miejską uliczkę – po obu stronach dało się dostrzec rzadko rozmieszczone rzędy drzwi. Prowadziły do pomieszczeń, które w pewnym sensie przywodziły na myśl sklepowe witryny czy kamienice, bo ich sufity nie sięgały kopuły. Razem z umiarkowanie wysokimi palmami tworzyło to całkiem odświeżające poczucie przestrzeni. Sięgnął wzrokiem dalej i dostrzegł, że później cała ta „uliczka" rozszerza się dookoła czegoś, co chyba było basenem.
– To jest tak zwana „strefa rekreacyjna" – wyjaśnił misiek. – Możecie się potem rozejrzeć. Powinniście znaleźć tu sporo rzeczy uprzyjemniających zbijanie bąków. Dla każdego coś fajnego! Aha, tylko kasyna nie ma.
– I... co to wszystko tutaj robi? – spytała Katsumi.
– A bo ja wiem? – Wzruszył ramionami. – Projektujący to miejsce uważali, że powinniście mieć coś takiego dla zachowania „komfortu psychicznego" czy inne bzdury... No nic. – Odwrócił się. – Miłej zabawy! Korzystajcie z tego piętra póki możecie. Puhuhu...
Odszedł powoli i po chwili zniknął im z oczu.
– „Projektujący", co? – mruknęła Katsumi, bębniąc palcami po nodze.
– A... to nie on to projektował? – zdziwiła się Amy.
– Jeszcze nie wiem... Chodźcie. Spróbuję to przemyśleć po drodze.
Z braku laku ruszyli za nią. Kyoshi obejrzał się mimochodem i zauważył coś ciekawego.
– Spójrz. – Szturchnął łokciem Shizuko, wskazując mniejszą, ciemną kopułę widoczną w wodzie za ich plecami. – Myślisz, że to sala rozpraw?
– Chyba musi być... – uznała. – Kształt się zgadza... No i jest na samej górze.
– Co ty taka niemrawa? – spytał. Trochę go zaniepokoił jej zmęczony ton.
– Nie wiem... – westchnęła. – Trochę mi słabo. To wszystko jest takie... dziwne. I nieprawdopodobne.
– No... rozumiem cię.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Prawda była taka, że sam zaczynał się czuć jak w naprawdę pokręconym śnie.
Zatrzymali się parę metrów dalej. Teraz już wyraźnie było widać, że sporą część piętra zajmuje basen. Dookoła ustawiono nawet parę leżaków, a z sufitu zwisała największa jak dotąd biała lampa, która zapewne miała imitować słońce.
Kyoshi patrzył na to bez emocji. I co z tego? Może to właśnie w tym basenie znajdą za parę dni kolejne zwłoki? Już teraz mógł wyraźnie zobaczyć szkarłatne smugi powoli rozrzedzające się w wodzie. Nawet by go to nie zdziwiło. Nie był pewien, czy by chociaż zabolało. Miał wrażenie, że z każdą śmiercią staje się coraz bardziej wygłuszony – całkiem możliwe, że żeby nie słyszeć własnego krzyku, ale w zasadzie co to zmieniało? Powoli już wszystko przestawało go obchodzić.
Pozostali musieli czuć się podobnie, bo nie wyglądało na to, żeby ktoś specjalnie się ekscytował tą „atrakcją". Jedynie Kyoko przyklękła przy brzegu i nabrała w dłoń trochę wody.
– Czy to jest wielka woda? – spytała. Podniosła wzrok w górę. – Nie... Musi jej być jeszcze więcej, prawda?
– O wiele więcej – zgodziła się Shizuko.
Akio schylił się i zanurzył palec w basenie.
– Jest w porządku... – mruknął. – Nie gorąca, ale nie lodowata.
– Jeżeli chcecie, możemy tu później wrócić, ale na razie sprawdźmy resztę – zarządziła Katsumi. – Szkoda czasu.
Kiwnęli głowami i poszli dalej. Czy raczej się cofnęli, bo dookoła samego basenu nie było już nic więcej. Wrócili więc do węższej części uliczki i wybrali pierwsze z brzegu drzwi. Na wejściu przywitał ich półmrok, zapach kurzu i dziwne, ciepłe światło.
– To jakaś biblioteka? – zaryzykowała Amy.
Na to wyglądało. Istotną wskazówkę stanowiły wypełniające większość pomieszczenia regały z książkami. Znalazło się też miejsce na parę wygodnych foteli, puchaty dywan i... kominek. To właśnie ten kominek malował na ścianach mrugające złote odblaski.
– Sztuczny – zawyrokowała Katsumi, podchodząc bliżej. – Ale porządny. Daje nawet trochę ciepła.
To akurat nie było zaskakujące. Utrzymanie prawdziwego kominka w takim miejscu byłoby raczej mocno problematyczne – i kompletnie nieopłacalne.
Ale przynajmniej nie trzeba się martwić pożarem, uśmiechnął się Kyoshi w myślach niewesoło. Wody tutaj jest pod dostatkiem...
Starał się myśleć o czymkolwiek, byle tylko odwieść umysł od oczywistego skojarzenia. Niewiele to pomagało. Biblioteka... Przyłapał się na paru łzach. Tak łatwo było wyobrazić sobie, że najbliższy, pusty fotel jest zajęty przez pewną osobę, najlepiej jeszcze z kotem grzejącym kolana...
Cóż... Spodobałoby jej się tutaj. A już na pewno by się ucieszyła, że wreszcie wyjaśniła się sprawa Hamleta spod poduszki. Chyba jedyna tajemnica tego miejsca, która ich nie przerastała.
Shizuko podeszła do regału i przyglądała się grzbietom książek. Nie było ich aż tak dużo, ale wciąż więcej niż dość, żeby zapewnić komuś zajęcie na długie miesiące.
– Władca much... Alicja w krainie czarów... 20 000 mil podmorskiej żeglugi... – wyliczała. – Chyba nie są alfabetycznie.
– To może sprawdź, czy pierwsze litery tytułów nie układają się w hasło do drzwi – mruknął Sushi.
Kyoshi zacisnął pięść i już chciał coś odpyskować, ale zaraz potem zrezygnował. Liczył, że jeżeli go zignoruje, to może przestanie się odzywać. No i... Było mu trochę głupio przez scenę ze stołówki. Co prawda dalej uważał, że miał rację, jednak chyba wtedy zapomniał, że Sushi nie należał do osób, które się zamkną, jeśli zwrócić im uwagę – nieważne, jak słuszną.
Może naprawdę zostało już tylko parę dni... Nie chciał ich spędzić, wkurzając się na idiotę, który nie był wart odrobiny jego czasu.
– Niezły rozstrzał tematyki – rzucił i stanął obok Shizuko. Szukał wzrokiem pewnego tytułu... a bardziej nazwiska. Liczył trochę, że go nie znajdzie, ale wiedział, że musi gdzieś być. Tutaj wszystko się jakoś ze sobą łączyło. I chyba zaczynał powoli rozumieć zasadę.
Wreszcie z ponurym triumfem wyciągnął spomiędzy książek cienki tomik. Obok dostrzegł jeszcze więcej.
– Co tam masz? – spytała Shizuko, zerkając w jego stronę. Po chwili zauważyła okładkę i zaniemówiła. – Nie...
– Miałem... przeczucie – wyjaśnił krótko.
Jego palce zaciskały się na książeczce, której tytuł głosił: Strzaskana tęcza. Wang-Mu Liu.
Nie mogąc się powstrzymać, otworzył ją na przypadkowej stronie.
Nieetyczność
Kwiaty kwitną raz
Wieczność noża lub (z)gnicie
Daj mi się zerwać
Uśmiechnął się pod nosem. Ten wyliczankowy, enigmatyczny nawet jak na haiku utwór bardzo pasował do wywrotowo-tradycyjnego stylu Wang-Mu. Szkoda, że nie miał głowy, żeby zastanowić się, o czym jest... Zwłaszcza że nie pamiętał akurat tego tomiku. Musiał mu gdzieś umknąć...
Zawahał się przez chwilę, ale ostatecznie wsunął dyskretnie książkę za pazuchę. Przeniósł wzrok na resztę, zastanawiając się, czy powinien...
– Co robisz? – Prawie podskoczył, kiedy usłyszał za sobą szept Shizuko.
– Wypożyczam... – wypalił. Koniuszki uszu zapiekły go nieprzyjemnie. Starając się zignorować wwiercające się w plecy spojrzenie, sięgnął do pozostałych dzieł i na tyle nonszalancko, na ile potrafił, obrócił je grzbietami do półki.
Shizuko przyglądała mu się bez słowa.
– Rozumiem... Nie chcesz, żeby Amy je znalazła?
Westchnął.
– Tak.
Zrobiło mu się nagle wstyd. To była pierwsza rzecz, o której pomyślał – i jedyny powód, dla którego w ogóle rozglądał się za pracami Wang-Mu.
– Zostaw! – zaprotestowała z niedowierzaniem. – To... nie w porządku.
Odwrócił się z ciężką miną.
– To źle, że nie chcę, żeby była jeszcze bardziej smutna?
– Powinieneś dać jej wybór. To nie zawsze dobrze, nie pozwolić komuś być smutnym.
Przygryzł wargę. Starał się sobie wytłumaczyć, że powodowała nim chęć oszczędzenia Amy bólu. Bólu, który notabene sam teraz poczuł, bo przypomnienie sobie wcale nie było przyjemne. Z drugiej strony... może Shizuko miała rację. Może ten ból, przed którym chciał uchronić Amy, mógłby ostatecznie przynieść jakąś ulgę – a na pewno nie przynosił jej ten, który czuła na co dzień.
– A nie uważasz tego za przerażające? – spytał jednak jeszcze. – Mieć tak wielki wgląd w myśli i uczucia kogoś, z kim było się tak blisko, a kogo już nie ma?
– Uważam to za piękne – wyszeptała ze wstydem, z powrotem odwracając książki na półce. – Zrozum... To najwięcej, co po niej zostało.
Kyoshi wzruszył ramionami.
– Jak chcesz. Ale niech sama to znajdzie. Nie mów jej, że tu jest.
Próbował zabrzmieć odpowiednio szorstko, prawda była jednak taka, że poczuł ulgę. Shizuko znowu wiedziała lepiej, co zrobić. Jak zwykle zadziałał impulsywnie... A tak naprawdę nie powinien mieć w tej sprawie nic do gadania.
Pogładził się w zadumie po kieszeni. Wciąż nie mógł pozbyć się wrażenia, że naprawdę widzi ten tomik po raz pierwszy...
Pozostali zdążyli już się rozproszyć po średnich rozmiarów pomieszczeniu. Kyoshi w zasadzie nie miał w tej chwili żadnego konkretnego celu, więc zatrzymał się, żeby posłuchać dyskusji Akio i Katsumi.
– Nie ma sensu sprawdzać więcej – tłumaczyła właśnie dziewczyna. – Wszystkie takie będą. To bardzo w stylu Monokumy.
– O czym mówicie? – spytał Kyoshi.
– Katsumi miała pomysł, żeby sprawdzić daty wydania książek – wyjaśnił Akio, odwracając się. – Tyle że wszystkie, zdaje się, są zamazane.
Westchnął w duchu. No tak... Zdziwiłby się, gdyby było inaczej.
– Nie ma nawet numerów ISBN – dopowiedziała Katsumi. – Pewnie na wypadek, gdyby jakimś cudem ktoś z nas potrafił z nich coś odczytać.
– Nie rozumiem tego – westchnął Kyoshi. – Czy te daty naprawdę by tak dużo zmieniły? Może jeszcze zaraz się okaże, że zamrożono nas na sto lat, a mistrzami gry są nasze wnuki?
Akio podrapał się po głowie.
– Widzieliśmy tutaj już tyle nieprawdopodobnych rzeczy, że chyba nawet takiej możliwości nie można wykluczyć...
– I o te wszystkie możliwości zapewne chodzi Monokumie – odezwała się Katsumi. – On wie, że już dawno zaczęliśmy coś podejrzewać. Nie chce więc zostawić najdrobniejszej rzeczy, która mogłaby te podejrzenia jednoznacznie potwierdzić lub obalić. Przypuszczenia bez dowodów to wciąż tylko przypuszczenia.
– Tylko czy to nie jest trochę dowodem samo w sobie? – zauważył Kyoshi. – Gdyby nic nie było na rzeczy, to nie starałby się tak bardzo. Nie mówiąc już o tych poszlakach, które sam nam podsunął.
– A masz pewność? – spytała kwaśno Katsumi.
Poczuł pustkę w głowie.
– Tak...? – odparł po chwili.
Katsumi przyglądała mu się przez chwilę z pobłażliwą miną.
– Nie masz – powiedziała w końcu. – Nikt z nas nie ma. O tym mówię. – Odwróciła się. – Chodźmy dalej. Niczego tu nie znajdziemy.
Parę minut później opuścili bibliotekę. Kyoshi z powrotem zrównał się z Shizuko. Stanęli przed następnymi drzwiami. Z zewnątrz dało się zauważyć, że sufit jest tutaj wyższy od reszty. Oryginalny projekt piętra sprawiał jednak, że ta nieprawidłowość wcale nie raziła, a powodowała co najwyżej wzruszenie ramionami. Widoczne w górze, przypominające klucze ptaków ławice ryb również nie wydawały się tym faktem specjalnie wstrząśnięte.
Akio pociągnął za klamkę i wszystko stało się jasne – po drugiej stronie znajdowała się sporych rozmiarów hala sportowa. Lakierowane deski podłogi przecinały linie z kolorowej taśmy, a po obu stronach pomieszczenia zawieszone były kosze. Sportów musiało się tu zresztą dać uprawiać więcej – haczyki na ścianach zdradzały możliwość rozciągnięcia siatki, a składane bramki czekały tylko, aż ktoś je rozstawi. I to nawet nie było wszystko, bo z tyłu sali znajdowały się jeszcze dwie inne pary drzwi.
– Ojaaa! – Sushiemu zaświeciły się oczy. – Naprawdę mamy tu coś takiego?
Kyoshi zerknął na niego i prychnął pod nosem. Naprawdę nie było się czym tak ekscytować... Wszystko to przypominało mu zwyczajną szkolną salę od wf-u. W podobnej kiedyś spędził stanowczo za dużo czasu wbrew własnej woli. Chociaż gdyby to zależało od ojca, to pewnie kazałby im ćwiczyć na dworze nawet zimą...
Amy nie powiedziała nic, ale zauważył, że jej też trochę zaświeciły się oczy. To go akurat ucieszyło. W pierwszych dniach nie mogła usiedzieć na miejscu... Później już nie zauważył, żeby specjalnie ciągnęło ją do ruchu. Może poczułaby się od tego trochę lepiej?
– Pusto. – Katsumi nie zwolniła nawet, żeby się rozejrzeć. Szła już szybkim krokiem w stronę nowych drzwi. – Może tutaj coś będzie...
Dogonili ją prędko. Szybko spotkał ich zawód – za pierwszymi drzwiami kryła się siłownia, drugie natomiast prowadziły do składzika pełnego różnych piłek, rakiet do tenisa, kijów do hokeja i temu podobnych. Oba pomieszczenia opływały w sprzęt. Pewnie gdyby nie stracili całego entuzjazmu już wiele dni temu, to bardzo by je docenili.
– Czy tak wygląda raj? – rzucił w eter Sushi. – Gdzie było to piętro przez całe moje życie?
Kyoshi wywrócił oczami. Naprawdę nie potrafił rozgryźć tego gościa... Jeszcze przed chwilą podobno był strasznie przygnębiony. Ale może to i lepiej. Przynajmniej przestanie narzekać.
Akio przyglądał się nowym pomieszczeniom z konsternacją.
– To wszystko jest... bardzo dobrze wyposażone – stwierdził w końcu. – Aż podejrzanie dobrze. Ciekawe, ile to wszystko musiało kosztować.
– Zapewne marny ułamek wartości całego kompleksu – uznała Katsumi. – Chociaż to i tak ciekawe. Czemu w ogóle przeznaczono na to piętro jakiekolwiek środki?
– Monokuma o tym mówił, co nie? – przypomniała Shizuko. – Coś o „komforcie psychicznym"...
Katsumi prychnęła z pogardą.
– Błagam cię. Czy on kiedykolwiek dbał jakoś o nasz komfort psychiczny? Zresztą gdyby to faktycznie miał być powód, to dlaczego nie mieliśmy dostępu do tego piętra od samego początku?
– Czyli... o co w tym chodzi? – spytała Amy.
Katsumi milczała chwilę, w końcu jednak odwróciła się i ruszyła do wyjścia.
– Mam pewną teorię, ale chciałabym najpierw zobaczyć resztę piętra. Chodźcie.
Po wyjściu przeszli na drugą stronę korytarza. Kyoshi mimowolnie zastanawiał się nad tym, co mogło powodować Monokumą. Może gdyby piętro było dostępne od razu, to zabrakłoby im motywacji, żeby się nawzajem pozabijać? Ale nie... Przecież to niemożliwe. Ilu atrakcji by tu nie wpakował, nic nie odciągnęłoby ich uwagi od złowieszczego błękitu ponad głowami. Tak naprawdę świadomość, że znajdują się pod wodą, mogłaby zadziałać z perspektywy gry bardzo skutecznie. Wzmacniałaby poczucie osaczenia i na każdym kroku przypominałaby, jak wielkie niebezpieczeństwo im grozi.
Krótko mówiąc, nie miało to sensu. Co za niespodzianka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro