Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4.2 Biuro


W ponurych nastrojach skończyli, po czym niechętnie ruszyli w stronę wind. Nigdzie nie było widać Taro. Kyoko szła za nimi, jednak po drodze zatrzymywała się kilkukrotnie. Gdyby nikt nie zwrócił na nią uwagi, pewnie by ją zostawili. To tylko sprawiało, że ogryzek serca Shizuko bolał jeszcze mocniej.

Czy można zapomnieć, czym jest smutek? Chyba nie. W końcu emocje są czymś instynktownym. Przynajmniej częściowo odpowiadają za nie procesy ciała. Nawet jeśli ktoś stracił wszystkie wspomnienia, to wciąż powinien wydzielać... hormony. Czy co to tam było.

Nigdy wcześniej nad tym nie myślała, ale w zasadzie jak poważna mogła być amnezja Kyoko? Ryu twierdził, że nie pamięta nic – jednak jakoś mówiła, potrafiła wyprać swoje ubrania (natknęła się kiedyś na nią w pralni; miała wrażenie, że od tamtego momentu minęły wieki) i przede wszystkim dysponowała ogromną inteligencją oraz wiedzą techniczną. To by znaczyło, że nadal z grubsza jest tą samą osobą, co przed utratą wspomnień. No ale właśnie... taką samą, czyli jaką? Nie mogła być nikim przypadkowym, to na pewno. Jej zdolności zdradzały, że najpewniej też miała uczyć się w Hope's Peak. Ale skoro była taka, jak wszyscy inni, to dlaczego tylko ona nic nie pamiętała?

Z rozmyślań wyrwało ją stuknięcie w ramię.

– Już jesteśmy – rzucił Kyoshi. Przyglądał jej się z troską, więc wymusiła uśmiech i z udawaną obojętnością zrobiła parę kroków naprzód. Wiedziała, że musi się czuć paskudnie po wczoraj. Nie chciała, żeby dodatkowo się przez nią martwił, chociaż cierpiała strasznie. Czuła się jak znoszony, wojskowy but, ubrudzony błotem i krwią. Z wciąż tkwiącą w nim martwą nogą.

Tym razem zmieścili się w dwóch windach. Wyglądało na to, że faktycznie mogą się udać na czwarte piętro. Pierwszym, co uderzyło ich po dotarciu na miejsce, był chłód.

– Brr – stwierdził elokwentnie Sushi.

Było naprawdę zimno. Jeszcze chłodniej niż na trzecim piętrze. Pół biedy, jeśli ktoś miał trzy warstwy ubrań i wełniane rajstopy, jak Momo, albo przynajmniej długie spodnie i cieplejszą górę (jak Shizuko albo Kyoshi). Większość drżała i szczękała zębami z zimna.

– M-może... cofniemy się do węzła grzewczego? – zasugerował Akio, oglądając się na resztę. Po chwili mina mu zrzedła. – Tylko Ryu... go ogarniał, prawda?

Przytaknęli ponuro. Chłopak westchnął i ponownie objął wzrokiem rozciągający się przed nim korytarz.

A był to korytarz... osobliwy. Kiedy się na niego patrzyło, nasuwało się stwierdzenie, że „nie pasuje", ale przecież w kolejnych odkrywanych miejscach i tak nie było żadnej reguły. Tym razem nie pasowała ogólna schludność. Podłogę pokrywał elegancki, ciemny parkiet, a ściany wyłożono minimalistyczną, beżową tapetą. Tu i ówdzie scenerię upiększała roślina w doniczce. W polu widzenia mieli kilka par drzwi wykonanych z porządnego, rzeźbionego drewna.

– To wygląda... ładnie. – Momo podrapała się po głowie. – Jak jakaś firma, w której pracowałby czyjś tata.

– Zdecydowanie robi bardziej cywilizowane wrażenie od reszty pięter – zgodziła się Shizuko.

Niepewnie ruszyli naprzód. Wąski korytarz po chwili się rozszerzał, tworząc niewielki hol. Główny punkt orientacyjny stanowił wiszący na ścianie osobliwy emblemat. Od razu przyciągnął ich uwagę. Zdobiona tarcza wykonana była z jasnego marmuru w paru miejscach dodatkowo pociągniętego bladobłękitną farbą. Po obu jej stronach spływały dla efektu małe, sztuczne wodospady, co wydawało się już zbyt dużym zbytkiem.

Przyglądali się jej chwilę w milczeniu.

– Um... Co to jest? – odważyła się w końcu spytać Amy.

– Jakiś herb, to pewne. – Momo podrapała się po głowie. – Czyj i dlaczego tu jest? Nie mam pojęcia.

– Może te symbole będą wskazówką – zasugerował Akio. – Jest korona, skrzydła i... – Zmieszał się. – W zasadzie co to jest?

– Przypomina ankh – mruknął Kyoshi.

– Co to jest ank? – nie rozumiała Amy.

– Bardzo stary symbol – wyjaśniła Momo. – Pochodzi od egipskiego hieroglifu oznaczającego życie. Nazwa dosłownie oznacza „krzyż egipski".

Symbol życia w takim miejscu. Co za ironia...

– Tu coś pisze. – Sushi pochylił się nad niewielką tabliczką zawieszoną pod emblematem. – To pojechali...

Spojrzeli wszyscy. Grawerowane litery głosiły:

W imię ludzkości,

W imię nauki,

W imię nadziei.

Katsumi cofnęła się parę kroków i objęła rzeźbę krytycznym spojrzeniem.

– A co jeśli – zaczęła – znaleźliśmy właśnie organizację, która nas porwała?

Zastanowili się nad tą sugestią zaskoczeni.

– Pomyślcie. „W imię nauki". W przeszłości różni fanatycy przeprowadzali mnóstwo nieetycznych eksperymentów na ludziach. W tym psychologicznych.

– „Ludzkość" i „nadzieja" brzmią w chuj fanatycznie – zgodził się Kyoshi. – Hm...

Próbowali znaleźć w tej teorii jakąś dziurę, ale bez skutku.

– Ale... jeśli to naukowcy, to co mieliby badać... w ten sposób? – spytała Amy.

– Możemy tylko zgadywać. – Katsumi wzruszyła ramionami. – Pewnie jakieś zachowania w obliczu długotrwałego zagrożenia życia.

– Mroczną stronę natury ludzkiej i wpływ pierwotnych instynktów na urobionego przez cywilizację człowieka – mruknęła Momo pod nosem. Trudno było wyczuć, czy mówi serio, czy żartuje.

Shizuko poczuła złość. Więc to wszystko działo się tylko po to, żeby zaspokoić ciekawość jakichś popaprańców z wybujałym ego?

– To by sporo tłumaczyło... – dumał Akio.

– Jednego tylko nie rozumiem – wtrącił się Kyoshi. – To wygląda na jakieś ich biura. Po co mieliby nas tu wpuszczać?

– I gdzie w takim razie się kryją? – dodała Momo.

– Im szybciej zbadamy to piętro, tym szybciej się dowiemy – stwierdziła Katsumi. – Do roboty.

Ruszyli za nią.

– Myślisz, że Taro już tu był? – spytał Akio.

– Całkiem możliwe, że wciąż jest. Dlatego chcę wszystko sprawdzić jak najszybciej.

Bezpośrednio z holem łączyły się cztery pary ciężkich drzwi. Jeśli stanęło się na środku plecami do windy, to w prawo i w lewo prowadziły też mniejsze korytarze. Piętro nie wyglądało na duże.

Stanęli przed pierwszymi z rzeźbionych, drewnianych drzwi. Złota tabliczka dumnie oznajmiała, że kryje się za nimi biuro.

– Ściśle tajne dokumenty, oto nadchodzimy! – szepnęła Momo, kiedy Katsumi pociągnęła za klamkę.

Niespodziewanie w nozdrza uderzył ich charakterystyczny swąd. Na zewnątrz wyleciała chmura wzniesionych otwarciem drzwi jasnych drobinek. Po drugiej stronie usłana była nimi cała podłoga. Zapach dusił i kręcił w nosie.

– No... No nie! – Oniemiała Katsumi zrobiła kilka kroków, zostawiając świeże ślady w stercie popiołu.

– Tym miejscem rządzi Monokuma. W zasadzie czego się spodziewałaś? – sarknął niechętnie Kyoshi.

– Ale wcześniej zawsze przynajmniej coś zostawiał!

W akcie desperacji zaczęła przetrząsać półki na dokumenty, których było tu mnóstwo, ale wszystkie segregatory okazały się puste.

Pomieszczenie było dość przestronne. Ściany wyłożono tą samą tapetą, co resztę piętra. Nie licząc wspomnianych półek, znajdowało się tu duże biurko (puste) ze stojącym na nim komputerem (zahasłowanym). Pozostałą przestrzeń wypełniało parę pomniejszych sprzętów – duży obrotowy fotel, niszczarka do papierów i niewielki stolik z ekspresem do kawy.

– To... wygląda na miejsce, w którym pracowałby czyjś tata-piroman – oceniła Momo, kiedy już się rozejrzeli.

– Co za zbytek. – Kyoshi podszedł do niszczarki i starł z niej palcem warstwę kurzu. – Mógł je pociąć, ale oczywiście musiał zrobić przedstawienie.

– Myślę nad tym i totalnie tego nie rozumiem. – Shizuko w zadumie opadła na fotel. – Monokuma został stworzony przez tę organizację, co nie? Po co miałby palić własne dokumenty? Jeśli nie były przeznaczone dla nas, to mógł je po prostu schować. Albo w ogóle nas tu nie wpuszczać.

Nikt nie miał na to dobrej odpowiedzi.

– No i to miejsce jest chyba trochę zbyt opuszczone na tajną bazę – stwierdziła Momo. – Moja teoria: wykorzystali do gry starą kwaterę. Siedzą teraz gdzie indziej. To jedyne wytłumaczenie.

– Więc dlaczego zbudowali Monokumy na miejscu? – spytała sceptycznie Katsumi.

– Może nie opłacało im się wytworzyć ich gdzie indziej? – zasugerowała Shizuko.

– Być może. – Akio wzruszył ramionami. – Ale myślę, że teoria z opuszczoną kwaterą ma sens, biorąc pod uwagę, co widzieliśmy do tej pory. Szpital, pokoje, samowystarczalna kuchnia... Pasuje do jakiejś placówki badawczej. Możliwe, że przedtem przeprowadzano tutaj... inne eksperymenty.

– Mhm. W drogę. – Katsumi odwróciła się w stronę drzwi. – Mamy jeszcze mnóstwo do zbadania. Nie ma sensu marnować czasu na miejsce, w którym nie ma żadnych wskazówek.

Biuro po sąsiedzku wyglądało identycznie i również było pełne popiołu. Tak samo biuro vis a vis. Stanęli bez entuzjazmu pod ostatnimi drzwiami. Spojrzeli po sobie zrezygnowani. W końcu Kyoshi westchnął i pociągnął za klamkę.

To biuro było inne. Dobitnie przekonał się o tym Sushi, który zaraz po wejściu stracił równowagę i mało brakowało, żeby się przewrócił.

– Co jest...? – jęknął zaskoczony. Coś zachrupało. Spojrzał pod nogi.

Podłoga wyjątkowo nie była usłana popiołem, a małymi, brązowymi kulkami. Wysypywały się one ze sporego worka, który ktoś rozciął przy podstawie. Zapach nie pozostawiał wątpliwości.

– Kocia karma – stwierdził Akio zaskoczony.

Tak. To z pewnością była kocia karma. W worku nie zostało jej wiele, chociaż jego rozmiary zdradzały, że kiedyś musiało jej być o wiele więcej. Nieco dalej leżała przewrócona, metalowa miska. Nigdzie za to nie było samego kota.

Nie tylko tym się to biuro wyróżniało. Tym razem fotele przy biurku były dwa. Całe pomieszczenie sprawiało wrażenie większego. Co jednak najistotniejsze, na półkach zachowało się parę segregatorów. Katsumi rzuciła się w ich stronę z triumfalną miną.

– Aha! – Porwała pierwszy z brzegu. – No, zobaczmy...

W miarę czytania mina jej rzedła.

– Co jest? – spytał Akio z niepokojem. – To coś ważnego?

– Wygląda na jakieś raporty. Bardzo skrótowo napisane, musiałabym się wczytać... Ale ktoś zamazał wszystkie daty i nazwiska czarnym markerem.

Shizuko zapuściła jej żurawia przez ramię. Faktycznie. Ktoś musiał się bardzo postarać, żeby ocenzurować każdą najdrobniejszą rzecz, która mogłaby stanowić wskazówkę.

No, jakbyś naprawdę musiała się zastanawiać kto, zbeształa się w myślach.

– Och... A zapowiadają się chociaż obiecująco?

– Sama nie wiem... – Katsumi objęła wzrokiem pozostałe segregatory. – Musiałabym się wgryźć. Z drugiej strony w naszej sytuacji wszystko będzie lepsze niż nic. Na razie te dokumenty potwierdzają jedną rzecz: faktycznie spisała je ta organizacja. Nazywa się po prostu Ankh.

– Chcesz się wgryzać teraz? – spytała Momo. Spoglądała na papiery z apetytem.

– Chciałabym, ale nie pora na to. – Katsumi z żalem odstawiła segregator. – Wciąż mamy oba korytarze do sprawdzenia. No i przydałoby się zlokalizować Taro.

Porozglądali się po wnętrzu jeszcze chwilę. Łatwo było odnieść wrażenie, że to biuro ma więcej osobowości niż pozostałe. Na jednej ze ścian wisiał duży pejzaż przedstawiający upstrzoną klifami linię brzegową. Niebo było pochmurne, a morze wzburzone. Wolny skrawek biurka zapełniały miniaturowe wersje zabytków z różnych stron świata.

– Ale ładna kolekcja pamiątek – stwierdziła Shizuko. Znowu poczuła lekkie uczucie zazdrości. Wszyscy gdzieś podróżowali, tylko nie ona.

Amy obrzuciła tylko posążki pobłażliwym spojrzeniem.

– Pewnie masz więcej, co? – spytał Kyoshi.

– Pamiątek? Pewnie. Przywożę coś z każdej podróży. Ale nie takich. O wiele fajniejsze są te, których można do czegoś użyć. Jakiś regionalny ciuszek albo rękodzieło.

Zaczęli się zbierać do wyjścia. Shizuko zawiesiła jeszcze wzrok na rozsypanej karmie.

– Myślicie, że jest tu jakiś kot? – spytała.

– Może był, ale na pewno już go nie ma – stwierdziła Katsumi. – Na tym piętrze nie ma żywej duszy. Nikt nie zostawiłby kota samego.

– Ale w takim razie dlaczego ta karma...

– Pewnie worek pękł.

Ruszyli dalej. Najpierw skierowali się w stronę lewego korytarza. Było tu aż pięć par drzwi, chociaż zauważalnie skromniejszych. Przystanęli przed pierwszymi z brzegu. Nie tracąc czasu, Katsumi pociągnęła za klamkę.

– To jest czyjś pokój – radośnie stwierdził oczywistość Sushi.

Niewielki pokój wypełniało wąskie, pościelone łóżko, stolik nocny i szafa. W dalszej części znajdowały też się drzwi, zapewne prowadzące do łazienki. Momo zaświeciły się oczy na widok półki z książkami, jednak mina szybko jej zrzedła. Dominowały na niej tytuły w stylu Fizyka podróży kosmicznych czy Drgania fazowe dla zaawansowanych. Wyglądały na stare.

– Co za nuuudaaa! – westchnęła. Wciąż niepocieszona spróbowała przeczytać parę stron Fascynujących kwarków, jednak szybko odłożyła je z powrotem na półkę. Najwidoczniej przynajmniej połowa tytułu była kłamstwem.

Kyoshi w tym czasie przetrząsał szafę. Lwią część garderoby zajmowały koszule. Ale takie pstrokate, we wściekle jasnych kolorach, zdobione(?) motywem palm czy ananasów.

– Co za tandeta – mruknął z niesmakiem.

– Heeej! – Amy uwiesiła się na jego ramieniu. – Czemu oni dostali ubrania, a my nie?

– I przede wszystkim czemu te rzeczy dalej tu są, skoro ich tu nie ma? – zauważyła Katsumi.

– Mi się podoba – ocenił Sushi, przymierzając jedną z tych modowych abominacji. – Takie akurat na plażę.

Nie uzyskał odpowiedzi, bo raczej na pewno nie byłaby miła. Rozejrzeli się jeszcze po pokoju.

– Nie rozumiem – westchnął Akio. – Tutaj chyba naprawdę mieszkał ktoś z tej organizacji.

– To z każdą chwilą coraz mniej wygląda na miejsce, w którym powinniśmy być – przyznał Kyoshi.

Katsumi w zadumie skubała dolną wargę.

– Pięć drzwi... Czyli zapewne pięć osób. Tyle samo było łącznie foteli w biurach. Ale jeśli porzucili to miejsce, to czemu tak dziwnie...?

Nikt nie miał na to dobrej odpowiedzi. Zajrzeli jeszcze do pozostałych pokojów. Były podobne, różniły się tylko zawartością szaf i półek. Nie wszędzie były książki – ktoś miał na przykład zdjęcia w ramkach... a raczej ramki na zdjęcia, bo wszystkie były puste. W trzecim pokoju Katsumi zajrzała do szafy i chwilę później odstąpiła od niej zaskoczona.

– Czy ja już kiedyś... – Przeszyła czarny garnitur uważnym spojrzeniem. – Ach...!

– Co się stało? – Akio spojrzał jej przez ramię.

– Nic... Znam tę markę. Nie spodziewałam się zobaczyć jej tutaj.

– A skąd znasz? – wypalił Sushi.

– Bo... mam na sobie żakiet z tej samej kolekcji? – Spojrzała na niego jak na idiotę. – Był strasznie drogi, ale tata uważa, że na wizerunku nie ma co oszczędzać.

– Niesamowite! Chcesz powiedzieć, że to specjalna marka dla bogatych ludzi? – spytała zadziornie Momo.

– To chyba jasne, że ktokolwiek coś takiego zorganizował, musi mieć dużo pieniędzy – zauważył Kyoshi. – Kiedy robisz coś nielegalnego, to pokrywasz sto procent kosztów.

– Albo znajdujesz w nielegalny sposób kogoś, kto je pokryje za ciebie – dodała Momo.

Katsumi pokręciła tylko z westchnieniem głową. Przyjrzała się jeszcze raz garniturowi.

– A może...? – mruknęła, ale nie dokończyła.

Drzwi numer pięć nie chciały się otworzyć. Szarpali klamkę, ale bez rezultatu. Sushi spróbował na nie naprzeć. Bez skutku.

– Niech to diabli – mruknął.

Nikt nic nie powiedział, ale wszyscy pomyśleli o tym samym. Gdyby tylko był z nimi Saburo...

– Jest jakiś powód, żeby były zamknięte? – spytał Akio. – Przecież to powinien być taki sam pokój, jak reszta.

– Może jego właściciel bardzo ceni sobie prywatność – stwierdziła półżartem Momo.

Postali pod nimi jeszcze chwilę, czując się głupio.

– No nic, nie da rady. – Katsumi wzruszyła ramionami i odwróciła się. – Możemy wrócić tu później i spróbować jakoś sforsować zamek. Szkoda czasu.

Potruchtali za nią.

– Kolejna tajemnica do kolekcji. Cudownie... – zrzędził Kyoshi.

Drugi korytarz był krótszy, a na jego końcu znajdowały się tylko jedne duże, podwójne drzwi. Znaczy tak to wyglądało na pierwszy rzut oka. Drugi rzut ujawniał jeszcze jedną parę, w porównaniu ze wszystkim innym na tym piętrze bardzo dyskretną. Nic dziwnego, że nie od razu zauważyli niewielkie wejście.

– Wygląda na jakiś składzik... – mruknęła Katsumi. Postukała się w czoło. – Na razie chcę przede wszystkim namierzyć Taro. Nie warto tracić czasu. Momo, Shizuko i Kyoshi. Sprawdzicie to, a my pójdziemy tam. – Wskazała kciukiem duże drzwi. – Tylko wróćcie zaraz.

Shizuko kiwnęła głową. Nie do końca podobało jej się takie rozdzielanie. O wiele pewniej czuła się w grupie. No ale ze strony Momo czy Kyoshiego raczej nie miała się czego obawiać.

Chyba.

Przygryzła wargę. Była na siebie zła. Łatwo komuś ufać, kiedy czujesz się bezpiecznie. Teraz zaczynał się prawdziwy test. O tym mówiła Amy. Nie miała i nigdy już nie będzie mogła mieć pewności, czy ktoś nie planuje zabójstwa. Temu duszącemu, przygniatającemu zwątpieniu mogła przeciwstawić tylko ślepą wiarę. Jeśli będzie próbowała podchodzić do tego na logikę, oszaleje do reszty.

W składziku było ciemno i pachniało metalem. W powietrzu unosiło się też parę ostrzejszych nutek, których nie potrafiła rozpoznać.

– No to... – Momo wymacała dłonią włącznik światła. – Zobaaa... czmy. Och...

Żółtawe promienie żarówki wyłowiły z mroku niespodziewany widok. Całą jedną ścianę pomieszczenia zajmowała broń palna. Od małych pistoletów czy rewolwerów, aż po wielkie strzelby i karabiny. Z pewnością nie były one na pokaz, bo tuż obok wiszącej artylerii ktoś umieścił półki z prochem i amunicją. Było nawet trochę zapasowych części. Z drugiej strony skuliła się dyskretna, przeszklona szafka, w której groźnie połyskiwały niewielkie buteleczki.

Przyglądali się temu chwilę bez słowa.

– Mnie już chyba nic kurwa nie zdziwi – westchnął w końcu Kyoshi.

Shizuko przełknęła tylko ślinę. Nie wiedziała, czemu akurat ta broń wydała jej się taka złowieszcza. Przedtem parę razy też znajdowali spore ilości niebezpiecznych przedmiotów, jednak te były inne. Można użyć do zabójstwa młotka albo noża, ale te rzeczy nie były stworzone do zabójstwa. Inna sprawa taki pistolet. Pistolety służą do pozbawiania życia. To była ich nadrzędna funkcja, ich zamierzone przeznaczenie. Wyspecjalizowane narzędzie do zadawania śmierci. Przeszedł ją dreszcz.

Kyoshi pogładził chromowaną lufę.

– Porządna robota – mruknął zamyślony. – Na dodatek w dobrym stanie. Ktoś musiał umieć się tym posługiwać.

– Znasz się... na broni? – spytała.

– Trochę – odparł niechętnie. Widać było, że nie ma ochoty ciągnąć tematu, a Shizuko nie chciała naciskać. Zresztą pewnie nawet gdyby chciała, zabrakłoby jej siły przebicia. Ostatnio czuła się jak cień samej siebie.

Momo w tym czasie ostrożnie przetrząsała zawartość szafki.

– Nie chcę was martwić – powiedziała wreszcie – ale te diabliska mogą się okazać jeszcze bardziej problematyczne.

Odwrócili się w jej stronę.

– To trucizny, prawda – ni to stwierdził, ni to spytał Kyoshi.

– Hm... Tak, najogólniej rzecz biorąc, znajduje się tutaj sporo niekonwencjonalnych substancji. Tyle że nie wszystkie są truciznami per se. To jest na przykład jeden z najmocniejszych środków nasennych na świecie. A te maleństwa mogłyby was na parę godzin pozbawić wzroku albo słuchu. Tutaj macie środek wywołujący krótkotrwałą amnezję... Oczywiście jest też cała półka rzeczy, których legalnie nie dostaniecie nigdzie. To jest na przykład wyciąg z pewnej rzadkiej żaby, który zabija dokładnie po godzinie od wprowadzenia do organizmu. Nie ma smaku i zapachu, nie wywołuje żadnych objawów, ale kiedy już dotrze, gdzie trzeba, to padasz w mgnieniu oka. O, albo to. Ten też jest ciekawy. Nawet najmniejsza ilość zabija prawie od razu, ale ma tę właściwość, że działa tylko w zetknięciu z krwią. Można go nawet trochę połknąć i nic wam nie będzie. Chcecie powąchać? – Wyciągnęła fiolkę w ich stronę.

Cofnęli się zgodnie (ale nie za bardzo, żeby nie wpaść przypadkiem na arsenał z tyłu).

– Czy jest tutaj choć jedna rzecz, która nie służy do mordowania? – spytał Kyoshi.

– Jest parę odtrutek – pocieszyła go Momo. – A przynajmniej na te trucizny, które w ogóle dają ci szansę na użycie odtrutki.

Shizuko przeleciała wzrokiem po buteleczkach. Wyglądały niepozornie, ale wiedziała dobrze, że były najgroźniejszą rzeczą w tym pokoju. Pocieszała ją tylko myśl, że Momo ewidentnie się na nich zna. Przynajmniej... nie będzie tak łatwo ich oszukać...

Schowała twarz w dłoniach. Kiedy to wszystko doszło do tak beznadziejnego momentu, że musiała pocieszać się takimi rzeczami? Znowu zachciało jej się płakać. Czy przyszła pora, żeby zaczęła bać się każdego kęsa jedzenia? Czy naprawdę byli już w tak żałosnym położeniu?

Kyoshi zauważył, że jest smutna, i objął ją delikatnie. Całkiem szczerze, trochę na to liczyła. Pozwalał jej poczuć namiastkę bezpieczeństwa. Przez jedną, upragnioną chwilę zapomnieć, jak bardzo się boi.

Momo przyglądała im się chwilę, po czym podeszła i przytuliła się do jej pleców.

– Kanapeczka! – Uśmiechnęła się. Zauważyła spojrzenie Kyoshiego. – No co? Zdrowa dziewczyna, starczy jej dla wszystkich.

Kyoshi pufnął tylko coś pod nosem. Wiedział, że jeśli teraz zaprotestuje, to wyjdzie na to, że jest zazdrosny.

Postali tak chwilę. Shizuko żałowała, że nie mogli tak zostać bez końca. Cichy odgłos trzech oddechów, bicie trzech serc... To wszystko ją uspokajało. A raczej uspokajałoby, gdyby oddechy tak bardzo nie drżały, a serca nie biły tak szybko.

W końcu się puścili, z przykrością ponownie dopuszczając do siebie chłód piętra.

– Chodźcie – rzucił Kyoshi. – Już teraz czuję, że Katsumi nie będzie zadowolona.

Wyszli ze składziku i szybko skierowali się w stronę dużych drzwi. Były uchylone i dobiegały zza nich jakieś głosy. Shizuko ostrożnie weszła jako pierwsza.

– Hej...

– Stary, weź jej coś powiedz! – zawołał Sushi marudnie. – To tylko jeden głupi cukierek!

– Ale o co chodzi? – jęknął Kyoshi.

Rozejrzeli się po sali. Była całkiem duża – na oko porównywalna wymiarami z największym biurem. Wokół okrągłego stołu ustawiono – a jakże – pięć foteli. Z sufitu zwisał celujący w spory ekran projektor, a wokół ścian osiadło parę szafek na papiery. Na samym środku stołu złociła się niewielka miseczka i to ona, zdaje się, była źródłem konfliktu.

– Po prostu uważam, że to nierozsądne jeść coś, czego nie znamy, i nie wiemy, od jak dawna tu jest – westchnęła Katsumi.

– Srata tata! A rzeczy ze spiżarni jakoś jedzą wszyscy.

– Ale tam są tylko podstawowe produkty, z których... Uh! – Dziewczyna schowała twarz w dłoniach. – Dobra, wiesz co? Proszę bardzo. Smacznego. Skaranie boskie...

– To jakaś sala konferencyjna? – zmieniła temat Momo.

– Na to wygląda – potwierdził Akio. – Udało nam się nawet włączyć projektor, ale trzeba go jeszcze do czegoś podłączyć. Szafki są puste, sprawdziliśmy.

– Mmm! Z lukierem... czy jak to się nazyfa – mlasnął Sushi.

– A wy co znaleźliście? – wcięła się prędko Katsumi.

Zrelacjonowali jej pokrótce, co znaleźli w składziku. Tak jak podejrzewali, reszta nie była tym zachwycona.

Poza jedną osobą, oczywiście.

– Prawdziwe spluwy? Ale czad! – ucieszył się Sushi.

Katsumi przeszyła go zimnym spojrzeniem.

– O „spluwy" nie ma co się martwić – uznała. – Są zbyt nieporęczne, żeby dało się ich do czegoś użyć. Tylko te trucizny, cholera jasna...

– Myślicie, że Taro będzie próbował... zatruć nasze jedzenie? – spytała Shizuko.

– To chyba niemożliwe – mruknął Akio. – Ja wszystko przygotowuję.

– Mógłby się zakraść w ciągu dnia i sabotować zapasy – zauważył Kyoshi. – Taki to znajdzie sposób.

– Czyli co... Nie chcę, żebyśmy musieli trzymać wartę w spiżarni. – Katsumi przygryzła wargę. – To by mu pokazało, że ma nas w garści.

– A nie ma? – spytała kwaśno Amy.

– Mogę... przechować to wszystko u siebie w pokoju – zaproponował Akio, ale jakoś bez entuzjazmu.

– Mówisz tak za każdym razem – mruknął Sushi.

– Wiem, ale...

– Myślę, że to nie będzie potrzebne – wcięła się gładko Momo. – Na tamtej szafce był zamek. Wystarczy ją zamknąć i schować gdzieś kluczyk.

– To dobrze... – Katsumi z ulgi aż prawie się uśmiechnęła. – I ten kluczyk Akio może schować u siebie. To bezpieczniejsze, niż gdyby ktoś miał go nosić przy sobie.

– Wszystko fajnie... Ale czy macie pewność, że Taro już czegoś stamtąd nie zabrał? – wtrącił Kyoshi. Nie chciał wyjść na marudę, ale to była ważna sprawa.

– Chyba... nie mamy – westchnął Akio. – W końcu go nigdzie nie spotkaliśmy.

– Nie wydaje mi się, żeby miał czas zbadać piętro przed nami – stwierdziła Momo. – No i nawet jeśli coś wziął, to całkiem możliwe, że nie ma pojęcia, co to robi. Na tych buteleczkach nie było opisów. Same nazwy. Taro chyba znawcą trucizn nie jest...

– Tylko czy to dla nas w zasadzie nie gorzej? – spytał Kyoshi.

– Nie. Nie znając substancji, zbyt wiele ryzykuje. Przykładowo może to być trucizna, której siła działania zależy od twojej wagi. Wtedy większość z nas by przeżyła, a Taro przegrałby rozprawę z automatu. Zresztą nie wszystko tam było toksyczne. On teraz musi naprawdę dobrze przemyśleć kolejny krok. Jeśli nie uda mu się wykorzystać kolejnej luki w regulaminie, to... game over.

– To bardzo dobrze. Przynajmniej jedna rzecz, którą nie musimy się martwić – podsumowała Katsumi. – Zbadaliśmy już całe piętro, prawda?

– Chyba nic nie zostało. – Kyoshi podrapał się po głowie. – Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć...

– To zastanówmy się, co wiemy – zaproponował Akio. – To piętro prawie na pewno należało do organizacji, która nazywa się Ankh.

– Mieszkało tutaj pięciu członków tej całej Anki – dodała Amy.

– Pięciu oraz jeden kot – poprawiła Momo.

– I ta organizacja na 99% odpowiada za nasze porwanie oraz tę grę – dokończyła Katsumi. – Jutro porządnie przejrzymy wszystkie dostępne dokumenty. Co jest na razie niejasne: nie wiemy, dlaczego to piętro jest opuszczone i od jak dawna jest opuszczone. No i oczywiście gdzie znajdują się teraz osoby zarządzające grą.

Zapadła niezręczna cisza. Stosunek liczby tajemnic nierozwiązanych do tych rozwiązanych balansował nieprzyjemnie blisko działania niedozwolonego. Wreszcie wpadli na trop jakichś odpowiedzi, jednak rodziły one tylko więcej pytań. Odkrywanie tego miejsca stanowiło najbardziej wymagające śledztwo ze wszystkich.

– Ja się zastanawiam, co to jest za organizacja – odezwała się w końcu Shizuko. – Z tego, co widzieliśmy, powiedziałabym, że nie sprawia specjalnie fanatycznego wrażenia. No bo... w tych pokojach, które przeszukaliśmy, było dużo różnych osobistych szpargałów. Wystarczy nawet spojrzeć na zawartość szaf. Jarmarczne, plażowe koszule, sprane koszulki z autami, fartuszki i garnitury dla bogaczy. Jakby to były szafy... czterech różnych osób, rozumiecie? – Zmieszała się. Miała wrażenie, że to lepiej brzmiało w jej głowie. – Zresztą sam fakt, że ktoś miał tu kota, zdaje się bardzo... nieprofesjonalny. To po prostu nie pasuje do obrazu bezdusznych naukowców-morderców.

Odetchnęła cicho. Czuła ulgę, że wyrzuciła z siebie te myśli, bo nie dawały jej spokoju już od jakiegoś czasu. Próbowała sobie wyobrazić kogoś, kto karmi swojego ukochanego pupila, a zaraz potem jak gdyby nic wraca do projektowania gry w zabijanie, i nie potrafiła. Jednocześnie jednak nie umiała wymyślić żadnego innego wytłumaczenia, kto może za tym wszystkim stać. To było niesamowicie frustrujące.

– A pasuje do niego składzik wypełniony bronią i truciznami? – spytał Sushi kąśliwie.

– Tak, ale... – Przygryzła wargę. Znowu ten strasznie pejoratywny ton. – Sama nie wiem... Po prostu coś mi tu nie gra.

Była na siebie zła, że zrobiło jej się wstyd. Zwróciła tylko uwagę na rzecz, która wydała jej się dziwna. Na tym polega dyskusja. Nie miała powodu, żeby kłaść po sobie uszy.

Po prostu w nim było coś takiego... nieprzyjemnego.

– Hej, spokojnie – interweniował Akio. – Może czegoś się dowiemy z tych dokumentów.

– Myślę, że nie ma co wyważać otwartych drzwi – zawyrokowała Katsumi. – Źli ludzie to wciąż ludzie. Mogą być zepsuci i jednocześnie mieć swoje drobne dziwactwa.

Shizuko spuściła nos na kwintę i postanowiła się już więcej nie odzywać.

– Nie przejmuj się tak – szepnęła Momo, ściskając ją za rękę. – Wątpić znaczy szukać. Mnie też tutaj nie pasuje parę rzeczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro