3. Pierwsze popołudnie
Gawędząc już na nieco lżejsze tematy, przeszli się jeszcze trochę po szkole. Spotkali kilka kolejnych osób z klasy Mio i nawet paru trzeciaków. Większość uczniów zdążyła już się jednak rozejść. Naprawdę nie należało lekceważyć potęgi słoneczka.
Shizuko zaczynała czuć się trochę zmęczona jak na pierwszy dzień. Stresu nie zostało w niej prawie nic, ale powrót do mniej więcej normalnego samopoczucia kosztował ją mnóstwo energii. Przeszli jeszcze dwa piętra, ale już nikogo nie znaleźli. W końcu więc wrócili na dół. Budynek akademii okazał się na tyle duży, że samo poruszanie się po nim zajmowało sporo czasu.
Paręnaście metrów przed wyjściem spotkało ich jednak zaskoczenie. Zaskoczenie przybrało postać nowej osoby – a nawet dwóch, chociaż ta druga była na tyle mała, że przy tej pierwszej sprawiała naprawdę mikroskopijne wrażenie.
Chłopak, o którym mowa, posturą konkurował chyba tylko z Saburo. Był potężnie zbudowany w każdą stronę. Miał bujną, rudą czuprynę, którą nosił z wyraźną dumą, i piegi na policzkach. Należał również do nielicznych osób, których talent nie był żadną zagadką. Ciężko było źle zinterpretować marynarską czapkę i biały mundur. Wcześniej taką prostą robotę mieli chyba tylko przy dziewczynie w pełnym makijażu i kostiumie klauna.
Shizuko po chwili z lekkim zaskoczeniem zorientowała się, że przecież widziała już dzisiaj dziewczynkę, która zajęła strategiczne miejsce za jego nogą i teraz łypała zza niej ostrożnie, jak wcześniej zza filaru. Nareszcie miała szansę się jej przyjrzeć. Mała faktycznie nie mogła mieć więcej niż dziesięć lat. Była chuda jak szczapa oraz równie ruda i piegowata jak chłopak. Tak naprawdę... wyglądali na rodzeństwo. Dziewczynka miała na sobie zielone od trawy ogrodniczki oraz wplecioną we włosy stokrotkę.
Mio przyspieszyła kroku, kiedy tylko ich zauważyła. Szybko zrównała się z chłopakiem i zbiła z nim żółwika. Wyciągnęła również rękę, żeby poczochrać małą po włoskach, ale ta uciekła za drugą nogę.
Shizuko, Gina i Kyoshi szli parę kroków za nią. Rudy chłopak uśmiechnął się na ich widok. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo jego domniemana siostra zaczęła go nagle ciągnąć za rękaw.
– Co? – Odwrócił się. – A... To ich szukałaś? No to lecisz.
Dziewczynka z wahaniem opuściła kryjówkę i podeszła do nich ostrożnie. Zanurzyła dłonie w znajdującym się na brzuchu kangurku i wyciągnęła z niego bladoróżową, tylko trochę pogniecioną różę. Wyciągnęła sztywno dłoń w stronę Shizuko.
– Masz – powiedziała, nie patrząc na nią.
– Nana... – łagodnie zwrócił jej uwagę chłopak.
– Masz, proszę – poprawiła się.
– Jejku, dziękuję... – Shizuko odebrała kwiatka z głupią miną. Naprawdę nie wiedziała, co powiedzieć. Jej serce było aktualnie w stanie płynnym.
Gina dostała gałązkę niebieskich niezapominajek. Kyoshi obserwował tę scenę trochę z rozbawieniem, a trochę niedowierzaniem.
– A dla mnie masz? – spytał zaczepnie.
Dziewczynka zerknęła na niego, po czym szybko uciekła za brata. Chłopak westchnął, schylił się i wziął ją na ręce.
– Jest strasznie nieśmiała, ale dajcie jej tydzień – powiedział. Wyciągnął w stronę ich trójki dłoń. – Jeszcze się nie przedstawiłem, tak w ogóle. Jestem Yoshi. Yoshi Izumi. Superszkolny żeglarz. Chociaż osobiście uważam, że szanty wychodzą mi lepiej.
Kyoshi przyjął powitanie z pewną dozą rezerwy.
– Naprawdę jestem taki straszny...? – mruknął pod nosem.
Shizuko zaciągnęła się zapachem róży. Aromat był tak słodki, że aż zakręciło jej się w głowie.
– A królewna jak ma na imię? – zwróciła się do dziewczynki.
Mała obserwowała ją parę sekund dużymi oczami zanim udzieliła odpowiedzi.
– Nana...
– Naprawdę młodo rekrutują w tym Hope's Peak... – stwierdziła Gina z zadumą.
Yoshi i Mio parsknęli śmiechem.
– Nie no, aż tak źle nie jest. – Yoshi zmierzwił siostrze czuprynę. – Nana na razie się tu nie uczy.
– Ale ma bardzo dużo obowiązków! – wtrąciła Mio. – Jak będziecie mieli chwilę, to zajrzyjcie do ogródka. Jest z tyłu szkoły. Jedno z najlepszych miejsc na przerwy. To, co dostałyście, to tylko wizytówka.
– Kto dostał, ten dostał – burknął Kyoshi.
– Oj weź... Ile ty masz lat? – syknęła Gina.
Yoshi znowu się uśmiechnął, po czym postawił Nanę na ziemi.
– Dobra... Później pewnie więcej pogadamy, ale na razie mamy do rozdania jeszcze dwie... wizytówki, więc będziemy zmykać.
– Nie mów, że dajesz każdej nowej dziewczynie kwiatka... – Shizuko przykucnęła przed dziewczynką. – A to bardzo ładnie, wiesz?
Nana znowu odpowiedziała po dłuższej chwili gapienia się na nią. Wyglądałaby nawet na całkiem poważnie zamyśloną, gdyby nie palec w nosie.
– Ty jesteś ładna... – wypaliła w końcu, po czym prędko schowała twarz w bratczynych spodniach. Yoshi pokręcił tylko głową.
– No i masz...
– Moje biedne serce... – jęknęła szeptem Gina.
Pożegnali się i po chwili sympatyczne rodzeństwo zniknęło im z oczu. Shizuko odprowadzała ich wzrokiem najdłużej.
– Co taki szkrab tutaj robi? – zwróciła się Gina do Mio. – W sensie... Domyślam się, że Yoshi jest z waszej klasy, ale wolno tak sobie przynosić rodzeństwo do szkoły?
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
– Nie no... chyba nie wolno. Tyle że z nim i z Naną jest trochę inna sytuacja, bo oni tak właściwie tu mieszkają.
– Hm? – Shizuko odwróciła do nich głowę. – W internacie?
Mio pokręciła głową.
– Nie. Tutaj. W szkole. Tutaj jest ich dom.
Teraz już wszyscy słuchali jej uważnie.
– Yoshi i Nana to adoptowane dzieci dyrektora Naegiego i wicedyrektor Kirigiri – tłumaczyła Mio. – Ich czwórka ma małe mieszkanie na najwyższym piętrze akademii.
– Tak po prostu? – zdziwił się Kyoshi.
– No tak... – Wzruszyła ramionami. – To w zasadzie całkiem wygodne. Nie można spóźnić się do pracy, jeżeli się w niej mieszka... Yoshi faktycznie rok temu zaczął już normalnie naukę w Hope's Peak. A Nana na razie się tutaj uczy i dba o ogródek. Ma wszystkich nauczycieli na miejscu, więc nie musi chodzić nigdzie indziej.
– Dyrektor i wicedyrektor są parą? – Shizuko uśmiechnęła się lekko. – Nie mają swoich dzieci?
Mio rozejrzała się dookoła uważnie zanim odpowiedziała.
– Podobno wicedyrektor Kirigiri nie może mieć dzieci. – Ściszyła głos. – Słyszałam tylko plotki, ale ona i dyrektor Naegi są już ze sobą na tyle długo, że to chyba musi być prawda. To trochę smutna historia. Zresztą historia tego, jak adoptowali Yoshiego i Nanę, też jest smutna.
– Chcesz ją opowiedzieć? – spytała Gina.
Mio uśmiechnęła się kwaśno.
– Skoro już i tak zaczęłam, to chyba trochę chcę... I to akurat nie są plotki, bo sam Yoshi mi to wszystko opowiedział. To było... całkiem dawno temu. Jakieś siedem czy osiem lat. Yoshi miał wtedy tyle lat, co teraz Nana. Wracali z rodzicami promem z Korei. Dyrektor Naegi też wtedy był na tym statku. Widocznie miał jakieś sprawy za granicą. I... Dobra, skrócę, bo pewnie już się domyślacie, co było dalej. Sedno sprawy jest takie, że mniej więcej w środku rejsu statek się zepsuł i zaczął tonąć. Yoshi i Nana spali już wtedy w swojej kajucie, a ich rodzice siedzieli w restauracji dwa pokłady niżej. I... to był niestety jeden z tych pokładów, które zalało całkowicie. Nie mieli nawet szansy uciec. – Spuściła wzrok.
– A dyrektor Naegi? – spytał Kyoshi.
– Był jedną z niewielu osób, którym udało się w porę ewakuować do szalup. Nana i Yoshi nie mieli tyle szczęścia. Ich rodzice zabrali wtedy ze sobą klucz.
– To... jakim cudem przeżyli? – zdziwiła się Shizuko.
– Okno. Yoshi na szczęście w porę się obudził. Przedtem już parę razy płynął statkiem, więc od razu zrozumiał, że dzieje się coś złego. Nana miała wtedy jakieś dwa latka... Otworzył okno, wziął ją na plecy i wyskoczył. Mówił mi, że nie pamięta, ile płynął. To była najbardziej męcząca rzecz w całym jego życiu, ale wiedział, że jeżeli zabraknie mu siły, to zginą oboje. Szczerze... Nie wiem, jak on to zrobił. Miał dziesięć lat, był na środku morza i musiał jeszcze nieść dwulatkę na plecach.
Shizuko słuchała z przejęciem. Robiło jej się słabo od samego wyobrażania sobie tej sceny.
– W końcu udało im się dopłynąć do tej szalupy, na której był dyrektor Naegi. Zaopiekował się nimi, dopóki nie wrócili na ląd... A kiedy potwierdzono, że właśnie zostali sierotami, wziął ich do siebie.
Zapadła ponura cisza. Nie wiedzieli, co powinni odpowiedzieć. Historia była bez wątpienia straszna, ale też... dziwnie wzruszająca. Shizuko nabrała nowego szacunku do dyrektora. Co prawda dalej nie rozumiała jego decyzji o przyjęciu jej do tej szkoły, ale coraz bardziej dojrzewała do myśli, że może wcale nie była tak nieprzemyślana, jak jej się wydawało. Ktoś, kto bez wahania bierze pod opiekę cudze dzieci, raczej musi dobrze rozumieć innych. Być może nawet dostrzegał w niej coś, czego ona sama nie widziała.
– Mogę o coś spytać? – odezwał się w końcu Kyoshi.
– Hm?
– Bo... Yoshi jest żeglarzem, co nie? – Podrapał się po karku. – Wiem, że ludzie są różni i w ogóle, ale... nie boi się pływać po czymś takim?
– No właśnie! – włączyła się Gina. – Ja bym chyba przez resztę życia nie mogła spojrzeć na morze.
Mio pomyślała chwilę, po czym wzruszyła ramionami.
– Nie wiem – przyznała. – Skoro pływa, to chyba się nie boi, ale dlaczego... Nie mam pojęcia. Chyba trochę sam sobie odpowiedziałeś. Ludzie są różni. Tak po prostu. Za to Nana boi się wody. Żabka ciągle nad nią biadoli, bo nie chce nawet spróbować wejść do basenu.
– To raczej zrozumiałe – westchnęła Shizuko.
– No... – Mio zerknęła za okno, po czym znowu się uśmiechnęła. – Dobra... Rany, naplotkowałam się przez was na najbliższy rok. Nie żałuję, ale chyba będę już spadać. Muszę jeszcze kupić parę rzeczy na mieście. – Odwróciła się do nich. – Ale było miło. Jeżeli będziecie chcieli jeszcze coś wiedzieć, ale będzie wam głupio zapytać wprost, to jestem cała wasza.
– Dzięki, że pokazałaś nam tyle rzeczy. – Shizuko uścisnęła ją lekko. – Zasłużyłaś sobie, żeby od nas odpocząć.
– Właśnie! – Gina zaatakowała dziewczynę z drugiej strony. – I pamiętaj, że jesteśmy umówione na sesję kręcenia loków.
– Jesteśmy, jesteśmy... – Mio pokiwała głową i wyplątała się spomiędzy nich ostrożnie. – Okej, idę. Zanim mnie znowu zagadacie... Cześć, Kyoshi!
– Cześć. – Chłopak skinął jej głową.
Zostali w trójkę. Oraz, po raz pierwszy od dłuższej chwili, bez celu. Dochodziła dwunasta. Zapoznanie się z resztą uczniów pochłonęło całkiem sporo czasu, jednak wciąż został im prawie cały dzień.
– Eee... Dobra, chyba też będę się zmywał. – Kyoshi wyciągnął z kieszeni komórkę i teraz niedyskretnie z kimś pisał jedną ręką. – Pewnie też macie co robić... Zobaczymy się potem. – Odwrócił się i kiwnął im głową. – Cześć.
– Miłego słoneczka! – zawołała za nim głupio Gina.
Shizuko wywróciła tylko oczami.
– Cześć... – powtórzyła.
Kiedy chłopak znalazł się dostatecznie daleko, Gina zmieniła minę i przysunęła się do niej konspiracyjnie.
– No i co sądzisz? – szepnęła.
– Co sądzę o czym...?
– No... o nim! Miałyśmy farta, że nas zaczepił, co nie? Myślałam, że będzie bardziej nadęty... Chociaż myślałam też, że będzie trochę wyższy, więc w zasadzie się wyrównuje.
– Aaa... – zrozumiała Shizuko. – Wiesz, tak całkiem szczerze to przez większość czasu nie myślałam o tym, że jest sławny. Zresztą będziemy teraz chodzić do tej samej klasy, więc jeżeli będziesz się nim co chwilę zachwycać, to szybko się zmęczysz.
– Wcale... A idź sobie. – Gina pokazała jej język. – Przecież tak tylko sobie paplam... To totalnie nie moja liga. Zresztą pewnie i tak ma dziewczynę.
– Pewnie tak – zgodziła się Shizuko. – Więc nie ma co tracić dla niego głowy.
– Nie ma co... – westchnęła Gina tonem sugerującym coś zupełnie innego.
Shizuko zaśmiała się w duchu. Sama miała na razie dość neutralną opinię o chłopaku. Wcześniej tylko trochę o nim słyszała, więc trudno było jej poczuć w jego obecności coś poza grzecznym zaciekawieniem, ale znała parę dziewczyn, którym na jej miejscu kolana by zupełnie odmówiły posłuszeństwa. Tak naprawdę zaimponowało jej tylko jego opanowanie i swobodne podejście – co w zasadzie nie było jakieś nadzwyczajne, bo jako osoba publiczna raczej musiał dobrze odnajdywać się wśród innych. Głos i styl ubierania się stanowiły miły dodatek, ale Shizuko już dawno nauczyła się, że nie warto patrzeć na wygląd.
Nie rozmawiając już o niczym konkretnym, wyszły ze szkoły i ruszyły obsypaną różowymi płatkami drogą w stronę internatu. Teraz, kiedy Shizuko zdążyła się już troszkę przyzwyczaić do tego miejsca, naprawdę zaczynało jej się podobać. Park był zielony i zadbany – a na dodatek coraz częściej dostrzegała kępki kolorowych kwiatów wypełniające przestrzeń na trawnikach. Rano w myślach nazwała to miejsce opustoszałym, jednak w rzeczywistości było w dziwny, przytulny sposób bardzo żywe.
W końcu dotarły na miejsce. Gina przygładziła spódnicę i obejrzała się na nią.
– Idę do siebie – rzuciła. – Chcesz później coś porobić...?
– Ee... Zobaczę – odpowiedziała Shizuko wymijająco. – Też w sumie muszę załatwić parę rzeczy.
– Dooobra... To się ogarnie. Odezwę się, jak zgłodnieję. Cześć!
– Hej...
Shizuko została sama. Z reguły nie znosiła być sama, ale tym razem poczuła lekką ulgę. Poznanie się z tyloma osobami w tak krótkim czasie było męczące, nawet dla niej. Chciała teraz chwilkę odpocząć, może nawet się zdrzemnąć.
Była bardzo wdzięczna za wszystko, co Gina zdążyła dla niej zrobić od rana. Dziewczyna była powiewem normalności w tym morzu szaleństwa. Tak samo jak ona nie miała żadnego namacalnego talentu i, chociaż nie było tego po niej widać, też pewnie musiała się bać, że będzie odstawać od reszty. Naprawdę idealnie się dobrały. Dodawały sobie otuchy samym byciem.
Wróciła do siebie. W pierwszej kolejności zabezpieczyła swoją różę, nalewając dla niej wody do kubka od mycia zębów. Nie miała na razie lepszego pomysłu (ani wazonu). Następnie wskoczyła na łóżko i po raz pierwszy od rana postanowiła włączyć komórkę. Tak jak się spodziewała, urządzenie niemal od razu eksplodowało radosną arią wiadomości i powiadomień. Napisało do niej trzydzieści jeden osób. No oczywiście, że napisali... Wiedziała, że z czasem zaczną o sobie zapominać (zwłaszcza że miała spędzić tu trzy lata), jednak dzisiaj był dopiero pierwszy dzień. Byli ciekawi, to jasne. Niektórzy pewnie się też martwili.
To był też powód, dla którego trzymała telefon wyłączony aż do teraz. Nie była na to gotowa. Nie mogła przecież napisać, że się boi, a jej pewność siebie przestała istnieć. W końcu to z ich powodu się tutaj znalazła. Nie chciała, żeby pomyśleli, że zrobili błąd. Zwłaszcza że... nie zrobili. To w niej leżał problem.
Na szczęście czuła się już lepiej, więc przysiadła i skrupulatnie odpisała na każdą wiadomość. Z paroma osobami wdała się nawet w małe rozmowy, ale starała się za bardzo nie rozpisywać. Wiedziała, że można tak stracić cały dzień (nie żeby miała coś przeciwko, po prostu lepsze poznanie tego miejsca i nowej klasy było w tej chwili ważniejsze). O Kyoshiego zapytało ją sześć koleżanek. Uśmiechnęła się pod nosem. Wzbudzał w nich ogromne emocje jak na kogoś, kogo nigdy nawet nie spotkały... Ale jeżeli sprawiało im to radość, to chyba nie mogła marudzić.
Kiedy skończyła, położyła się na boku i wybrała numer do mamy. Była niedziela, więc powinna już chyba być w domu. Zresztą Shizuko i tak miała wrażenie, że za długo z tym zwlekała.
Komórka nie zdążyła nawet dociągnąć do końca pierwszego sygnału. Mama odebrała niemal natychmiast.
– Shizuko! Nareszcie... – Słychać było, że kobieta stara się utrzymać w ryzach całą masę różnych emocji. – I jak tam pierwszy dzień?
Shizuko zastanawiała się parę sekund nad odpowiedzią. Pani Osaki nieszczęśliwie należała do osób strasznie przenikliwych. Jeżeli wyczuje po niej, że odpowiada wymijająco albo nie chce czegoś jej powiedzieć, zacznie drążyć, jak tylko ona potrafi. Najlepszą strategią było chyba powiedzieć na tyle dużo prawdy, żeby nie miała powodu się niepokoić.
– Jest... dziwnie. Miasto jest strasznie głośne, ale szkoła jest strasznie cicha. Wszystko na odwrót niż u nas.
– Nikt cię nie zaczepiał w pociągu?
– Nie... Byłam sama w przedziale. Mało kto jeździ o tej porze.
– Jadłaś śniadanie?
– Ee... Takoyaki z budki. – Poczuła, że się rumieni. – Nie miałam jeszcze czasu się rozejrzeć, a byłam rano na mieście...
Pięćset jenów. Pamiętała dobrze. Prawie trzy procent jej całego pozostałego budżetu. Normalnie poszukałaby w tej cenie czegoś z większą porcją, ale chciała chociaż raz spróbować tokijskiego jedzenia z ulicy. Zresztą w walizce wciąż miała puszkę wypełnioną zabranymi z domu ciasteczkami. Niektóre były ze sklepu, a niektóre od babci. Gdyby się uparła, mogłaby przeżyć tylko na nich z dwa czy nawet trzy dni. Chociaż, jak siebie znała, pewnie znikną wszystkie w parę godzin, kiedy już się za nie zabierze.
– Dobrze... A tak ogólnie masz gdzie jeść?
– Tak... W szkole jest za darmo.
– Jak klasa? Poznałaś już jakichś nauczycieli?
Shizuko ułożyła się wygodniej i streściła jej prawie cały dzisiejszy poranek (bez tych fragmentów, kiedy chciała uciec, a jej żołądek był zawiązany na kokardkę). Zresztą chciała, żeby mama usłyszała o Ginie czy pani Żabce. Nie będzie się dzięki temu tak o nią martwić.
– I... to chyba wszystko – zakończyła jakieś piętnaście minut później.
Po drugiej stronie słuchawki panowała przez chwilę cisza.
– Tęsknię za tobą – westchnęła w końcu mama. – Już.
Shizuko uśmiechnęła się smutno.
– Przyjadę do was za jakiś czas. Znaczy... postaram się przyjechać.
– Nie potrzebujesz na razie pieniędzy? – Ton mamy zmienił się na poważniejszy. – Możemy ci jeszcze coś przesłać...
Shizuko ścisnęła mocniej słuchawkę. To był ważny moment. Słowa nie miały w zasadzie znaczenia. Jeżeli mama wyczuje, że mówi chociaż trochę nieszczerze, to dostanie te pieniądze. Musiała myśleć, że jej potrzeby są teraz o wiele ważniejsze.
Czy potrzebowała pieniędzy? Oczywiście. Jeżeli naprawdę zdecyduje się pojechać do domu (w obie strony!), nie zostanie jej prawie nic. Był jednak ktoś, kto potrzebował tych pieniędzy bardziej. I, w przeciwieństwie do niej, nie miał im kto pomóc.
– Poradzę sobie – odparła. – Nie jestem już dzieckiem.
Znowu cisza. I znowu westchnięcie.
– Jesteś. Ale dobrze... Gdyby coś się zmieniło, to mów.
Shizuko znowu się uśmiechnęła. Tym razem z ulgą.
– Taty nie ma?
– Nie ma... Zadzwoń wieczorem. Znowu dłużej pracuje.
Gdyby jeszcze coś za to dostawał... – pomyślała Shizuko kwaśno.
– Weź go wyściskaj, wycałuj i wsadź pod kocyk, kiedy wróci.
– Załatwione... Ty też o siebie zadbaj. Śpij dużo i weź się od początku porządnie za naukę. I nie chodź sama po mieście. I ubieraj się ciepło. I...
– Też cię kocham – Shizuko przerwała jej słowotok.
Tym razem w głosie mamy dało się wyczuć odrobinę skruchy.
– No dobrze... Nie będę ci przeszkadzać. Pewnie masz co robić. Odzywaj się tylko, jeśli będziesz mogła.
– Będę.
– No... Pa. Jestem z ciebie bardzo dumna.
– Pa.
Shizuko trzymała bezmyślnie telefon przy uchu jeszcze co najmniej kilka minut po rozłączeniu się. W końcu westchnęła, odłożyła komórkę na stolik nocny, podwinęła nogi pod brodę i zapatrzyła się we wzorek na kołdrze. Nie była w stanie stwierdzić, czy poczuła się od tej rozmowy lepiej, czy gorzej.
Dumna... Żeby jeszcze było z czego.
Shizuko przez całe swoje życie nie była uczennicą ani specjalnie bystrą, ani pracowitą. Rozumiała jednak, że to się musi zmienić, jeżeli ma wycisnąć ze swojej szansy jak najwięcej. Wciąż jeszcze nie sprawdziła swojego planu zajęć, jednak już teraz zaczynały jej krążyć po głowie koncepcje, co mogłaby sobie do niego dołożyć. Jakie były najlepiej płatne zawody? Programowanie? To by chyba nie wypaliło... Ledwo sobie radziła ze zwykłą matematyką. To może... gotowanie? To bardzo praktyczny zawód. Mogłaby i zarabiać, i pomagać w domu.
Powoli zaczynała też myśleć nad tym, jak najlepiej będzie uzbierać na pociąg do domu i inne bieżące sprawy. Będzie sobie musiała chyba znaleźć jakąś dorywczą pracę, innego wyjścia nie było. Nie była jeszcze pełnoletnia, ale to nie powinno mieć specjalnie dużego znaczenia. Tylko gdzie mogła w ogóle pójść? Nie miała żadnego talentu. Mogłaby co najwyżej zostać kelnerką. Albo dawać jakieś korepetycje... Z prostą wiedzą z podstawówki powinna sobie poradzić. A może lepsza byłaby opiekunka?
Tak czy siak, sama myśl o tych wszystkich obowiązkach sprawiała, że miała ochotę zakopać się pod kołdrą i nie wstawać do jutra. I może nawet by tak zrobiła, ale w tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi.
– Recenzja pokoju! – zawołała energicznie Gina, od progu lustrując łapczywym wzrokiem jej ściany i meble.
– Też miło cię widzieć... – westchnęła Shizuko.
Dziewczyna zrobiła kilka rund po pomieszczeniu, zanim przysiadła wreszcie z zamyśloną miną na łóżku.
– To pokój dziewczyny – uznała. – Ciesz się, że nie widziałaś mojego... Musiał w nim mieszkać wcześniej jakiś chłopak. Gołe ściany i jedna poduszka. Rozumiesz? Masakra. Jak można tak żyć?
– Może zabrał ze sobą niektóre rzeczy – zasugerowała Shizuko.
Gina zmarszczyła czoło, po czym wzruszyła ramionami.
– W każdym razieee... co sobie dokupujesz? Wymieniasz coś? Zostawiasz ściany?
Shizuko poczuła, jak przyspiesza jej serce. Miała nadzieję po prostu zignorować temat... Tymczasem to przeklęte trzysta tysięcy wcale nie chciało jej dać spokoju.
– Ee... Nie wiem, czy będę zmieniać cokolwiek – odpowiedziała, odruchowo spuszczając wzrok. – Podoba mi się, jak jest.
Gina spojrzała na nią czujnie, przekrzywiając głowę.
– Jesteś pewna? W sensie... To pokój dziewczyny, okej, ale strasznie tu pusto. No i na moje jest za ciemny. Dostaniesz tutaj po miesiącu depresji.
Shizuko szczerze nie znosiła, że się z nią zgadza. Bo... to była prawda. Pokój był urządzony schludnie, jednak gołym okiem było widać, że poprzednia właścicielka zostawiła w nim tylko to, co musiała. Wszystkie meble musiały pochodzić z jednego kompletu – wykonano je z ciemnego drewna z drobnymi ozdobnikami. Były wśród nich łóżko, biurko, szafa, komoda, trzy ułożone jedna pod drugą półki i stolik nocny. Źródła światła były trzy: duża lampa na suficie, mniejsza, stojąca na biurku, i najmniejsza przy łóżku. Desek podłogi nie zakrywał żaden dywan. Nie było też firanek, jedynie wbudowane w każde okno w internacie żaluzje. Ściany pomalowano na kolor ciemnozielony, który ładnie pasował do mebli, ale wprowadzał dziwnie ponurą atmosferę.
– Dobra... ja to widzę tak. – Gina wstała i klasnęła w ręce. – Przede wszystkim potrzebujesz swojej pościeli. Ta tutaj jest awaryjna od woźnego. Materac może chyba zostać. Jest fajny, czysty i nie za miękki. Wyrko... w zasadzie jak chcesz.
Tutaj również miała rację. Łóżko było duże i wygodne, jednak szara pościel w ogóle nie pasowała kolorystycznie do reszty pokoju i była nieprzyjemna w dotyku.
– Musisz mieć dywan, bo inaczej będzie ci cały czas zimno – ciągnęła dziewczyna. – I na twoim miejscu wymieniłabym to... – Trąciła nogą plastikowe, obrotowe krzesło do biurka. – Weź sobie coś miękkiego. Podziękujesz mi przy pierwszym sprawdzianie. A co do ścian... Może zrób sobie tapetę? Malowanie jest upierdliwe, ale ten kolor nie może zostać.
– Um... Pomyślę o tym – obiecała Shizuko.
Gina spojrzała na nią z niespodziewaną powagą.
– „Pomyślę o tym", czy „dobra, odczep się"? Mogę ci pomóc zrobić listę. Już prawie skończyłam swoją.
Shizuko znowu uciekła od niej wzrokiem. Westchnęła w duchu. Czemu dzisiaj tak słabo jej szło kłamanie?
– Chyba... Chyba trochę „dobra, odczep się" – mruknęła smutno. – Przepraszam. Po prostu... Trochę nie rozumiem, czym sobie zasłużyłam na te pieniądze.
Gina uśmiechnęła się i poklepała ją po ramieniu.
– Jeżeli szkoła ci je daje, to znaczy, że ją stać. Zresztą to jest budżet na trzy lata. Nie możesz przecież mieszkać jak mnich... Pomogę ci, okej? Możemy przysiąść nad tym w piątek. Udało mi się zwinąć z dołu parę katalogów. W sumie pewnie po to je wyłożyli.
Shizuko pokiwała głową. Czuła się głupio, ale przez siebie. Musiała zmienić swoje myślenie z domu. Nie było sensu oszczędzać pieniędzy, których i tak by nie wykorzystała do niczego innego.
– Ale... trzysta tysięcy to bardzo dużo – bąknęła jeszcze.
– Łee... Szybko pęknie. Masz komputer?
– Nie... Ale mam komórkę – powiedziała bez przekonania. – Na komórce też można wszystko zrobić...
Gina pokręciła energicznie głową.
– Nie, nie i nie! Nie będziesz przecież klepać referatów na komórce. Komputer liczy się jako wyposażenie pokoju. Nawet Żabka tak mówiła. Weź sobie kup jakiegoś laptopa. Będziesz nawet mogła go nosić na zajęcia albo usiąść z nim na dole... No chyba że jesteś w sekrecie gamer girl i potrzebujesz czegoś, na czym wyciągniesz trzysta FPS-ów. To wtedy złóż sobie jakąś stacjonarkę. Chociaż nie wiem, czy ci starczy, skoro kupujemy jeszcze meble...
– Laptop wystarczy – westchnęła Shizuko pokonana.
– No i super... Zresztą komórkę też możesz od razu wymienić. – Spojrzenie Giny padło na leżący na kołdrze telefon. – Chyba... zasługujesz na coś ciutkę nowszego, nie zgodzisz się?
To zapewne również była prawda, chociaż Shizuko czuła się dziwnie przywiązana do swojego grata. Obecnie najwięcej sensu robiłby na złomie, jednak służył jej już od pięciu lat... Z drugiej strony gdyby udało jej się go komuś odsprzedać, nawet za półdarmo, znalazłaby się kilka tysięcy bliżej biletu do domu. Chyba faktycznie tak by było najrozsądniej...
– Zgłodniałaś? – spytała, licząc, że zmienią w końcu temat.
– He?
– Powiedziałaś, że przyjdziesz, jak zgłodniejesz.
Gina zrobiła głupią minę, ale po chwili oczy jej się zaświeciły.
– A! Faktycznie tak mówiłam. Myślałam, żeby może gdzieś wyskoczyć, ale... A zresztą chodź zobacz, co się dzieje w kuchni.
Wyszły z pokoju. Z tego, co Shizuko zdążyła zauważyć, w internacie były tylko dwa wydzielone wspólne miejsca. Pierwszym była właśnie kuchnia. Chociaż może precyzyjniej byłoby ją nazwać jadalnią z aneksem, ponieważ centralną część pomieszczenia zajmowały dwa długie stoły, a wszystkie lodówki, kuchenki i blaty upchnięto przy ścianach. Oprócz tego na drugim piętrze było jeszcze... miejsce do siedzenia. W zasadzie nie miało nazwy. Był to po prostu szerszy fragment korytarza, na którym rozłożono trochę stolików, ławek i nawet parę puf. Idealne miejsce na zrobienie narady w sprawie grupowego projektu czy poudawanie, że się uczy.
Zapachy zaczęły do nich docierać jeszcze na korytarzu. Niewidzialna, obiecująca pyszności nitka doprowadziła je w końcu do kuchni. Okupowały ją dwie osoby – Amy i Wang-Mu. Na jednym ze stołów spoczywały dwie reklamówki z marketu. Większość produktów była już myta, siekana, układana lub gotowana. Shizuko mimowolnie poczuła, jak burczy jej w brzuchu. Niewielka porcja takoyaki zdążyła już dawno wyparować...
Podeszły bliżej.
– Co robicie? – spytała Shizuko.
– Obiad – odparła Wang-Mu konkretnie.
– Włochiznę – wyjaśniła Amy. – To będzie caprese. – Wskazała kilka talerzyków z ułożonymi w kółko plasterkami pomidora oraz mozarelli, które właśnie dekorowała bazylią. – Pierwsza lazania już się piecze, a z tego, co jest w tym garnku, zrobimy jeszcze fettuccine pomodoro. To taki makaron. Chociaż ogólnie jeżeli nie wiecie, co znaczy jakieś włoskie słowo, to najpewniej jest to właśnie makaron... – dodała z zadumą.
Shizuko pozwoliła sobie na ostrożny dreszczyk podniecenia. Zwłaszcza że nawet na pierwszy rzut oka jedzenie nie wyglądało na coś, z czym mogłyby sobie poradzić tylko dwie osoby.
– Szybko się tu zadomowiłyście – rzuciła Gina.
Amy wzruszyła ramionami.
– Poszłyśmy na zakupy zaraz po rozpoczęciu. Nawet nie wiecie, ile tutaj jest różnych sklepów... A pięć minut stąd stoi takie ogromne centrum handlowe, w którym można dostać chyba każdą jadalną rzecz, o jakiej jesteście w stanie pomyśleć.
– Witamy w wielkim mieście – westchnęła Wang-Mu. – Chociaż to też nie do końca dobrze... Produkty ze sklepu są pryskane i przetworzone. Zdrowiej byśmy wyszły na naturalnych.
– Wang-Mu, nie jesteś już u siebie. – Amy pokręciła głową. – Nie masz tutaj miejsca na własną farmę. Zresztą troszeczkę pestycydów to mała cena za wszystkie kuchnie świata pod ręką.
– Ale... gotujecie dla wszystkich, tak? – spytała Shizuko, usiłując przebić się przez ich trajkotanie i nie wyjść przy tym na zdesperowaną.
– Kto będzie chciał, ten zje. – Wang-Mu wzruszyła ramionami. – Dla paru osób starczy na pewno.
– A dlaczego akurat włoskie żarełko? – spytała Gina. – Wydawało mi się, że prędzej będziecie chciały przygotować coś chińskiego.
– No to może być następne! Tak jak mówiłam. Możemy wybrać się w kulinarną podróż dookoła całego świata! – Amy rozpromieniła się na samą myśl.
Wang-Mu uśmiechnęła się delikatnie.
– Chciałabym zrobić sobie małą przerwę od chińskiej kuchni. Różnorodność jest ciekawa.
Amy odwróciła się i spojrzała na Shizuko.
– Ty! Ty jesteś Suzuki, dobrze pamiętam?
– Ee, tak właściwie...
– Dobra! Suzuki, kochana, czy mogłabyś nalać mi tutaj wody? Tak do połowy. I najlepiej daj od razu na gaz – zakomenderowała, wciskając jej w ręce ogromny garnek.
Shizuko skinęła głową z ulgą. Przez następne paręnaście minut pomagała dziewczynom z różnymi drobiazgami, podczas gdy Gina przysiadła przy stoliku, wyciągnęła z torby pomazany zakreślaczem katalog i zaczęła go metodycznie kartkować, porównując produkty z listą, którą miała w notesie, i dodając coś na małym kalkulatorze. Co jakiś czas marszczyła czoło i pufała z niezadowoleniem.
Shizuko zdawała sobie sprawę, że Amy i Wang-Mu świetnie poradziłyby sobie bez niej, ale coś jej nie pozwalało tak po prostu usiąść i czekać, aż jedzenie będzie gotowe. Czuła, że gryzłoby ją wtedy niemiłe poczucie pasożytowania. Które zresztą trochę i tak odczuwała.
– Um... A to nie będzie trochę nie w porządku, jeżeli za każdym razem to wy będziecie robiły zakupy? – odważyła się zapytać między nakładaniem farszu a krojeniem pomidorów.
Wang-Mu zerknęła w stronę dużej lodówki stojącej parę kroków od nich.
– Tak... Chciałam o tym porozmawiać, jak przyjdzie więcej osób, ale wydaje mi się, że jeżeli po prostu każdy co jakiś czas kupi coś dla wszystkich, to będzie w porządku. Tak powinien działać komunizm, gdyby kiedykolwiek się udał.
– Jeżeli coś będzie potrzebne, to można dać karteczkę na lodówkę – kombinowała Amy. – Ktoś zobaczy, skreśli i kupi.
– A czy wysyłanie darmozjadów do gułagu też jest przewidziane? – rozległ się za nimi nowy głos. – Mogłabym się zgłosić na jednostkę wywiadowczą milicji obywatelskiej.
Odwróciły się. Inwigilacyjne zapędy okazały się należeć do Momo. Dziewczyna przysiadła na skraju stołu i przyglądała im się, machając nogami.
– A ty co tutaj robisz? – spytała Wang-Mu. – Przecież tu nie mieszkasz.
– Zachód już wysyła do nas szpiegów? – Amy zrobiła duże oczy. – Przecież nie mamy jeszcze nawet czerwonej flagi!
Momo machnęła ręką.
– Nie doceniacie mnie. Wróciłam do siebie... i przyjechałam z powrotem. Nie będę przecież siedzieć pierwszego dnia w domu. Zresztą widzę, że miałam nosa. – Spojrzała łakomie na jedzenie. – Nakarmicie gościa?
– Jak zostanie! Lokatorzy mają pierwszeństwo – odparła Amy.
Momo przekrzywiła głowę.
– Zaraz... A nie mówiłaś, że twoi rodzice specjalnie przeprowadzili się do Tokio? Nie będziesz mieszkać z nimi?
Dziewczyna posmutniała odrobinę.
– Nie... Nie było jak. Jedyne mieszkanie, na jakie było ich stać, jest na drugim końcu miasta. W końcu zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie, jeżeli zostanę w internacie. Co też nie jest złe... Pewnie będę przyjeżdżać w weekendy. Godzinka metrem i jestem.
– Znaleźli już pracę? – spytała Wang-Mu.
– Tak... Będą uczyć w jakiejś podstawówce. Nie u nas.
– Troszkę szkoda. Ale przynajmniej w końcu się spotkamy.
– No ba! Nie mogą już się doczekać, żeby cię poznać.
– Skoro o tym mowa... Ile osób z naszej klasy będzie w ogóle tutaj mieszkać? – włączyła się Shizuko.
Momo zmarszczyła nosek.
– Łatwiej byłoby chyba spytać, kto nie będzie... No, oprócz mnie. Na pewno Katsumi mieszka gdzieś w mieście. I chyba jeszcze Reiko i Sushi. Czyli cała reszta internat.
– A Kyoshi? – Gina podniosła głowę. – Kojarzę, że ta ich cała wytwórnia też ma siedzibę w Tokio. Chyba nawet raz widziałam w telewizji, że mają z chłopakami jakiś swój apartament.
– Nie... Kyoshi mieszka w internacie – zaoponowała Amy. – Widziałam go dzisiaj rano... Chyba. Zgłupiałam przez ciebie!
– Od dawna o mnie plotkujecie? – znowu rozległ się nowy głos.
Odwrócili głowy. Tym razem w wejściu stali Kyoshi i Akio. Obaj nieśli w rękach imponujących rozmiarów stosy książek. Kyoshi podszedł do najbliższego stolika i z widoczną ulgą pozbył się ciężaru.
– Mamy mieszkanie, ale poprosiłem o pokój tutaj – odezwał się w końcu. – Jestem trochę w podobnej sytuacji, co Luna. Dłuższe przebywanie w miejscach publicznych jest dla mnie... kłopotliwe. Chciałem być tak blisko szkoły, jak się da.
– No jasne... To musi być okropne, tak ciągle zmagać się z hordami psychopatycznych fanek – zgodziła się Gina, która ukryła dokładnie twarz za katalogiem, tak że teraz wystawały jej tylko czerwone jak pomodoro czubki uszu.
– Przynieśliśmy podręczniki – oznajmił Akio. – Jak będziecie mieć chwilę, to znajdźcie stosik zawinięty w kartkę z waszym imieniem. I jeżeli będziecie sobie dokładać przedmioty, to musicie sami pójść po dodatkowe książki.
– Nie musimy za nie płacić? – spytała Shizuko.
– Nie. Ale postarajcie się ich nie zniszczyć, to wtedy będą dla następnych klas.
– Możecie zostawić je tutaj – oceniła Momo. – Jak reszta przyjdzie na obiad, to od razu wezmą swoje. A tokijczykom można dać jutro na pierwszej lekcji.
Wreszcie nie zostało im nic innego, jak usiąść przy stole i poczekać, aż jedzenie będzie gotowe. Shizuko trochę przysłuchiwała się rozmowie, a trochę błądziła myślami. W końcu leżące przed nią podręczniki przypomniały jej, że wciąż jeszcze nie sprawdziła swojego planu lekcji. Wyciągnęła więc komórkę i szybko zalogowała się do szkolnego intranetu. Odnalazła sekcję z planem i przeleciała przez nią wzrokiem. Tak jak mówiła pani Hina, dominowały przedmioty podstawowe, takie jak matematyka, japoński, angielski czy osławiona fizyka. Dostrzegła jednak parę urozmaiceń – i im dłużej się w nie wczytywała, tym bardziej podnosiła brew.
– Co to jest „retoryka"? – mruknęła sama do siebie.
– Sztuka ładnego mówienia i precyzyjnego wyrażania swoich myśli. – Prawie podskoczyła, kiedy otrzymała niespodziewaną odpowiedź. Wiedziała, że Momo siedzi obok, ale nie spodziewała się, że tak blisko. – Piękna, starożytna nauka z długą historią.
– Aha...
– Nie bój żaby, też to mam. – Momo oparła łokcie o stół. – I jeszcze Wang-Mu i Katsumi. Jak tam klikniesz, to możesz zobaczyć grupę... Co ciekawe, to jedna z większych. Standard to dwie, trzy osoby... Nie licząc indywidualnych, oczywiście.
– Nie wiem, czy nadaję się do retoryki – westchnęła Shizuko. – Zawsze coś nowego, ale... Rany, a to co?
– Co co co? – Momo zajrzała jej przez ramię.
– Będę mieć... „praktyki"? W jakimś przedszkolu? – Shizuko poczuła, jak przyspiesza jej serce.
– Aaa... No, tak. Z tego, co widziałam, prawie wszyscy mają jakieś zajęcia poza szkołą. Ja będę mieć praktyki w policji. W sumie brzmi ciekawie. Może nawet dostanę jakąś scenę zbrodni do zbadania.
– Nie pracowałam nigdy z dziećmi... W zasadzie to po prostu nigdy nie pracowałam – dodała ciszej.
Momo poklepała ją po plecach.
– Nie martw się... To tylko jeden raz w tygodniu. Poza tym zaczynasz w piątek, więc będziesz miała czas przygotować się psychicznie.
– Ech... Może – westchnęła Shizuko, zamykając stronę.
Nie była pewna, co o tym myśleć. Co prawda dosłownie przed chwilą sama zastanawiała się nad pójściem do pracy (a dwa z trzech pomysłów były jakoś związane z dziećmi), jednak teraz poczuła się dziwnie zestresowana. Po prostu... Dopiero co tu przyjechała. Nie miała jeszcze nawet czasu poznać szkoły. Kolejna nowa rzecz tak szybko... to było trochę za dużo. Przez moment przeszło jej przez myśl, żeby pójść do pani Hiny i jakoś wykręcić się od tych praktyk, ale... miała wrażenie, że by ją tym rozczarowała. Powinna przynajmniej spróbować zanim uzna, że to nie dla niej. Poza tym... może taki natłok obowiązków wyjdzie jej na dobre? Nie będzie miała nawet czasu, żeby tęsknić za domem.
Zanim zaczęli jeść, doszło jeszcze parę osób, a wtedy już zupełnie przestała o tym myśleć. Szybko dała się wkręcić w wir wspólnych żartów i rozmów na każdy możliwy temat. Przeszło jej nawet przez myśl, że może to akademickie życie wcale nie będzie aż takie złe. W końcu nie była sama. Swoboda niosła za sobą odpowiedzialność, ale i możliwości. No i... to tylko trzy lata. Jeszcze wróci do domu.
Z tym że tego wieczora obiecała sobie po cichu, że nie wróci z niczym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro