3.9 Ostatnia prosta...?
– Więc... to chyba wszystko – mruknął Ryu, odsuwając się od panelu. Spojrzał na resztę zakłopotany. – Wybaczcie, n-nie umiem robić wejść...
– Oszalałeś? – Katsumi objęła go ramieniem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu (chociaż pierwszy raz chyba nawet nie próbowała). – Uratowałeś nas wszystkich. Mógłbyś być najgorszym showmanem w historii, i tak będę cię wielbić. – Znalazła wzrokiem Kyoko i przyciągnęła ją do siebie drugim ramieniem. – Oboje spisaliście się na medal.
Akio stał obok, widocznie wzruszony.
– Dobra robota. Wygląda na to, że nam się udało.
Shizuko mocniej ścisnęła dłoń Kyoshiego i spojrzała za siebie. Reszta była nieźle zaskoczona, kiedy rano, zamiast śniadania, Akio kazał wszystkim zebrać się w tym miejscu. Nawet teraz dopiero do nich docierało, co usłyszeli i co to oznacza.
– Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem – szepnął Kyoshi. – Wiedziałaś o tym cały czas?
– Od samego początku – przytaknęła.
– Przynajmniej już wiem, do kogo się udać, kiedy będę musiał przechować jakiś sekret.
Nad wrotami zapalił się rząd zielonych lampek. W pomieszczeniu rozległ się sygnał ostrzegawczy. Drzwi zaczęły się powoli rozsuwać. Nie dało się jeszcze dostrzec, co jest za nimi.
– Więc w końcu nie odkryliśmy wszystkich sekretów tego miejsca – westchnęła Momo. – No nic. Może tak jest lepiej.
– Tak naprawdę zgadłem to hasło za pierwszym razem, ale chciałem was sprawdzić – oznajmił Taro.
– Jasne... – Akemi mimowolnie parsknęła śmiechem. – Rany, ciebie na pewno nie będzie mi brakowało.
– Peszek, koleżanko. Całkiem możliwe, że wylądujemy w tej samej klasie.
Wreszcie światełka zgasły. Wielkie drzwi były teraz całkowicie rozsunięte. Było zbyt ciemno, żeby zobaczyć, co jest po drugiej stronie.
Wolność znajdowała się trzy kroki od nich, jednak nikt się nie ruszył.
W końcu Akio wzruszył ramionami i postąpił naprzód.
– Chodźcie – powiedział.
Weszli w mrok. Było aż nienaturalnie ciemno. Powinna docierać tutaj choć część światła z korytarza, ale zupełnie jakby coś je pochłaniało. Chyba że to pomieszczenie było aż tak duże... Zresztą nie było pewności, czy to na pewno pomieszczenie. Może to była jaskinia. A może wyszli już na zewnątrz. Może był środek nocy na jakimś odludziu...
Droga była jednak pusta, więc szli naprzód. Szli, szli i szli. A im dłużej szli, tym bardziej w Shizuko wzbierało uczucie niepokoju. Coś jest nie tak. Przecież coś tutaj ewidentnie nie pasuje. Czy oni tego nie widzą?!
Rozległ się trzask. Mały, jasny prostokącik za ich plecami zniknął. Teraz utknęli w totalnych ciemnościach.
Zdaje się, że przestali iść. Jak zresztą można iść, kiedy nie widzisz drogi?
– Całkiem nieźle – rozległ się głos, który zmroził im krew w żyłach. Zdawał się dobiegać zewsząd. – Jestem z was całkiem dumny. Prawie wam się udało! Nie wzięliście pod uwagę tylko jednej drobnej kwestii.
Zupełnie nagle zrobiło się jasno. Shizuko zmrużyła oczy i dopiero po dłuższej chwili udało jej się coś zobaczyć. A wtedy uznała, że wolałaby nigdy ich nie otwierać.
Z wszechobecnej bieli nie dało się wyłowić ścian ani sufitu. To pomieszczenie musiało być ogromne, nieludzko wielkie, zbyt wielkie.
I aż po kres widoczności wypełniały je szeregi Monokum. Głos dobiegał teraz ze wszystkich stron.
– Nie możecie uciec – ciągnął koszmarny chór. – To było od początku niemożliwe.
Akio wystąpił naprzód.
– I co teraz zrobisz? Pozabijasz nas?
– Niczego nie rozumiesz, prawda, mała? – Setki tysięcy robotów wykonały dokładnie ten sam gest znudzonego oglądania pazurków. – Ja nie jestem mną.
Salę na powrót zalały egipskie ciemności. Serce Shizuko biło jak szalone. Jej dłoń była teraz pusta. Rozpaczliwie wyciągała ramiona, starając się wyczuć kogokolwiek. Przecież jeszcze przed chwilą tu byli!
Nagle poczuła ostry ból pomiędzy żebrami. Bardzo ostry. O wiele gorszy niż jakikolwiek, który czuła w życiu. Spróbowała odskoczyć, ale bezskutecznie. Nie mogła nawet wziąć oddechu. Przez gasnącą świadomość przebił się jeszcze czyjś śmiech. To nie był głos Monokumy.
Shizuko osunęła się na ziemię...
...po czym odkryła, że spadła z łóżka. To zdecydowanie nie była przyjemna pobudka. Nie od razu zrozumiała, co się w ogóle stało. Przez długie minuty po prostu oddychała na podłodze z rozkołatanym sercem.
Sen. To był tylko sen. Uspokój się.
Monokuma właśnie ogłaszał nowy dzień, co znaczyło, że powinna już wstać i iść na stołówkę. Wciąż roztrzęsiona wykonała ekspresową wersję porannej toalety.
Nie mogła przestać myśleć o tym śnie. Był nadzwyczaj realistyczny i zdawał się łączyć wszystkie jej największe lęki w jedno. Strach, że nigdy nie uda im się uciec. Strach, że ktoś z nich jest mistrzem gry. Strach przed śmiercią.
No cóż... taki sen jeszcze nic nie znaczy, próbowała się pocieszyć. To po prostu reakcja obronna organizmu. Będzie dobrze.
Spójrz na siebie, mruknęło jej odbicie z lustra. Shizuko chciała odciągnąć wzrok, ale nie potrafiła. Wyglądała jak cień samej siebie. Naprawdę myślisz, że to się dobrze skończy?
Twarz, na którą patrzyła, nagle wydała jej się taka obca... To się nie skończy, kiedy już uciekniemy, uświadomiła sobie. Nigdy już nie będę taka sama. Nie po tym wszystkim, co przeszłam.
Znowu zachciało jej się płakać. Dlaczego ja? Coś takiego nie przytrafia się zwykłym ludziom. Chrzanić przygody, jeśli tak to ma wyglądać.
Ostatnio w ogóle coraz częściej przeklinała. Należała do osób, którym sporego zastrzyku adrenaliny dostarczało nawet słowo „chrzanić", co było jednocześnie przykre i imponujące.
Zabawne, że w telewizji potrafią jak gdyby nic puścić nagranie z wypadku, a zaraz potem cenzurują brzydkie słowo, pomyślała nagle. Naprawdę bardzo śmieszne. W jaki sposób wyraz może być gorszy od patrzenia na śmierć?
Dowlokła się do stołówki. Zaskoczona zauważyła osoby, których w zasadzie powinna się spodziewać, ale i tak odwykła od ich widoku.
– Już... wyzdrowieliście? – spytała, podchodząc do Ryu i Kyoko.
– Ach... Tak. Czuję się całkiem dobrze – mruknął Ryu.
– Ale jeszcze... drapie cię coś w gardle?
– Troszeczkę – przyznał. – A-ale jutro powinienem już być całkiem zdrowy.
Shizuko kiwnęła głową, starając się wymyślić, jak wyciągnąć od niego więcej informacji, nie budząc przy tym podejrzeń. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu Ryu wyciągnął skądś... laptop. Zaczął coś w nim nieludzko szybko pisać. Po chwili kiwnął dłonią, żeby podeszła, trzymając ekran tak, żeby nie widziała go kamera.
Uprzedzając pytania: tak, to jest laptop z warsztatu. Nie, nie zgadliśmy hasła. Musieliśmy kompletnie go wyczyścić. Wszystkie dane przepadły, ale potrzebowaliśmy komputera do otwarcia drzwi. Okazało się, że ostatnia część zamka jest chroniona cyfrowym szyfrem. Wpuściliśmy już program deszyfrujący, ale minie jeszcze z doba, zanim trafi na prawidłową kombinację. Za to zaprogramowaliśmy go tak, że kiedy już złamie zabezpieczenia, drzwi pozostaną permanentnie otwarte. Na szczęście najgorsza część za nami – teraz to wszystko dzieje się w środku, więc kiedy Monokuma się zorientuje, będzie już za późno. Skręciliśmy już wszystko z powrotem i włączyliśmy dla niepoznaki kamery. Pozostało tylko czekać.
Starała się zachować kamienną twarz podczas czytania, ale wcale nie było to takie łatwe. Nachyliła się nad klawiaturą i wystukała:
Wiadomo może, co było na tym laptopie wcześniej?
Tak jak mówiłem, nie zachowały się żadne dane. Mogę tylko powiedzieć, jeżeli cię to zadowoli, że zanim go sczyściliśmy, z jakiegoś powodu był o wiele bardziej obciążony. Musiał wykonywać jakieś bardzo skomplikowane procesy albo przetwarzać mnóstwo danych.
Chciała jeszcze coś napisać, ale zrezygnowała. W zasadzie kogo to obchodziło? Nie zależało jej na odkryciu wszystkich tajemnic tego miejsca. Chciała po prostu uciec.
Objęła lekko Ryu. Mimowolnie pociekło jej parę łez.
– Dziękuję... Naprawdę dziękuję.
– N-nie ma za co – mruknął.
Dopiero teraz zauważyła, jaki był zmęczony. Miał podkrążone oczy i sprawiał jeszcze bardziej zmizerniałe wrażenie niż zwykle.
– Powinieneś... powinniście odpocząć – stwierdziła Shizuko. – Musieliście bardzo ciężko pracować.
Ryu skinął głową.
– Pójdę się przespać po śniadaniu.
– Zdecydowanie zasłużyliście.
Wróciła do reszty. Znowu jej kogoś brakowało...
– Gdzie Taro? – spytała.
– Zdążył już sobie nagrabić i poszedł do kąta – wyjaśniła Momo.
– Zaczął speedrunować grę „wnerw wszystkich, aż zamkną cię w pokoju" – dopowiedział Kyoshi. – Nic nowego.
– A za coś konkretnego, czy...?
– Najbardziej jak zwykle dostało się Akemi – westchnął Akio. – Zresztą tym razem dosłownie.
Shizuko dopiero teraz zauważyła, że Akemi siedzi zgarbiona z chusteczką przyłożoną do nosa i wygląda jak siedem nieszczęść.
– Bądźmy jednak sprawiedliwi, to ona pierwsza go podrapała – zauważył Sushi.
– I bardzo dobrze – stwierdziła Momo. – Dziewczyna musi umieć postawić na swoim.
– Nie ma to jak stanowcze i drapieżne babki! – zgodził się Monokuma.
Drgnęli zgodnie. Nikt nie zauważył, kiedy misiek się do nich przysiadł.
Shizuko czekała, aż ktoś się mu odgryzie, jednak nic takiego nie nastąpiło. Chyba naprawdę udało mu się wszystkich zastraszyć.
– Czemu przyszedłeś? – spytał w końcu Akio zmęczonym głosem.
– Ach, nic takiego. Chciałem was tylko poinformować, że dzisiejszy sekret zdradzę wieczorem. Pomyślałem, że szkoda by było pozbawiać kogoś szansy. Dam wam jeszcze trochę czasu. Wiecie w ogóle, że starczy ich idealnie do ostatniego dnia? Macie naprawdę niebywałe szczęście, puhuhu!
– To trochę głupie z twojej strony, nie uważasz? – spytał Kyoshi.
– He? – Niedźwiadek zrobił głupią minkę.
– Wymuszając zabójstwo, ryzykujesz, że ktoś wygra. A to oznacza koniec gry. Nie powinieneś raczej starać się, żebyśmy zostali tu jak najdłużej?
– Ach, widzę, że mamy tu kolejną mądralę. Otóż nie, nie za bardzo. Powiedzmy, że będę zadowolony z każdego rezultatu! – Wyszczerzył się i zeskoczył na podłogę. – Adios!
– O co ci teraz chodziło, stary? – szepnął Sushi, zapewne myśląc, że jest bardzo dyskretny. W rzeczywistości słyszeli go wszyscy.
Kyoshi odsunął się od niego z pół metra.
– O nic szczególnego. Tylko coś mi się tu nie zgadza. Monokuma obiecał zwycięzcy wolność, ale taka osoba mogłaby wrócić i powiadomić policję. Gdyby wszczęto porządne śledztwo, pewnie w końcu znaleźliby tego, kto jest za to odpowiedzialny. To prawie jakby dobrowolnie się oddał.
– Po co miałby to robić? W sensie zwycięzca – mruknęła Akemi. – Przecież wtedy by doniósł też na siebie. W końcu musiałby najpierw kogoś zabić.
– Mógłby skłamać. Prawie na pewno by skłamał. Policja nie ma jak wiedzieć, jakie były zasady gry. Mógłby im powiedzieć cokolwiek. Na przykład, że Monokuma nas wszystkich porwał i wymordował całą resztę.
– Co w sumie nie byłoby aż tak dalekie od prawdy, bo bezpośrednio zabiłby tylko jedną osobę – dodała Momo.
– Zresztą jak się na to zapatruje prawo? – spytał Sushi. – Coś takiego chyba nie może być uznane za dobrowolne morderstwo, nie?
– To... skomplikowane – mruknęła niechętnie Katsumi. – W pewnym sensie faktycznie podchodzi to pod działanie z przymusu. Tyle że wciąż mamy jakiś wybór. Hm... Myślę, że gdyby taka osoba odpowiednio zmanipulowała faktami, mogłaby znacząco złagodzić swój wyrok. Albo nawet kompletnie go uniknąć. To wszystko zależy. – Wzruszyła ramionami.
– Do czego zmierzasz, Kyoshi? – spytał Akio.
– Sam do końca nie wiem. Ale zastanawiam się, czy w ogóle opłaca się próbować uciec przez zabójstwo. Mistrz gry tak dużo ryzykuje, że aż wydaje mi się, że musi kłamać.
– Ale zakładasz tak tylko dlatego, bo wierzysz, że policja może go znaleźć – zauważyła Momo. – To jedna możliwość. Ale może być też tak, że na przykład wymaże ci pamięć, zanim cię wypuści. Mamy powody przypuszczać, że to potrafi, prawda?
Kyoshi wzruszył ramionami.
– Pewnie masz rację. Nie zwracajcie na mnie uwagi, po prostu głośno myślę.
– Oszalałeś? Wspólne głośnomyślenie jest super! To prawie jak regularna burza mózgów.
– Też zgadzam się z tym, co powiedziała Momo – wtrąciła się Katsumi – ale nie uważam, że powinniśmy to tak po prostu zbyć. Bo to znaczy, że Monokuma coś przed nami ukrywa. Nie daje nam pełnego obrazu sytuacji.
– A dlaczego miałby to robić? – mruknęła Akemi. – On wie wszystko, my nie wiemy nic. Ma nad nami totalną władzę. Głupotą by było, gdyby wszystko nam mówił. – Zmięła zakrwawioną chusteczkę i wstała od stołu. – Idę spać... Głowa mnie boli.
– Pokaż nos! – rzuciła za nią Amy, ale dziewczyna wywinęła się i czmychnęła z sali.
Shizuko rzuciła tylko okiem na jej talerz. Tym razem był pusty. Cóż... Dobrze, że ostatnio Akemi zaczęła porządnie jeść. Małymi kroczkami do przodu. Szkoda tylko, że stała się jeszcze bardziej skryta i drażliwa. Shizuko myślała, że skoro przełamała już pierwsze lody, to będzie łatwiej...
A potem znowu nadeszła ta chwila, kiedy nie miała zielonego pojęcia, co ze sobą zrobić. Ta bezczynność też zaczynała już być męcząca. Co to za dzień, w którym największą atrakcją są posiłki? Minęły całe dwa tygodnie, odkąd zajrzała do szkolnej książki, wyszła na dwór czy nawet popisała z kimś w internecie. Brakowało jej wszystkich tych rzeczy, które jakoś wypełniają człowiekowi dzień. Zwłaszcza że ich miejsce zajęło... nic.
Znowu zachciało jej się spać. Ostatnio zrobiła się strasznie senna... Wcześniej tak nie miała. No ale wcześniej miała co robić.
– Hm.
Jak przez watę doleciało do niej chrząknięcie Kyoshiego. Dopiero wtedy otworzyła oczy i odkryła, że naprawdę zasnęła. Głowa opadła jej na jego ramię. Przełknęła kilka razy ślinę i otarła oczy. W stołówce zostali tylko oni i Amy.
– Mmm... Gdzie reszta?
– Poszli sobie – westchnął Kyoshi. – Od wczoraj wszyscy siebie unikają.
– Musieli się bardzo przejąć tymi sekretami...
– A ty?
– Ja nie mam nic do ukrycia. Ty chyba też...? – spytała.
Kyoshi znowu westchnął i zapatrzył się w swoje dłonie.
– Zrobiłem w życiu sporo głupot, ale większość wynikała po prostu z tego, jaki jestem. Żeby nie było, trochę się nad tym zastanawiałem. Myślałem, która z tych rzeczy najbardziej mogłaby mi zaszkodzić. I...
– I co?
– I nic nie wymyśliłem. Zresztą chyba wystarczająco już sam sobie zaszkodziłem, kiedy graliśmy w tę pieprzoną butelkę.
– Eee tam... Nie przejmuj się tym tak – powiedziała łagodnie Shizuko.
– Ja też myślałam – bąknęła Amy. – I też na nic nie wpadłam.
– To zastanówmy się teraz, co to oznacza – zaproponował Kyoshi. – Skoro nasza trójka nie ma żadnych mrocznych sekretów, to całkiem możliwe, że inni też ich nie mają.
– No... chyba ktoś musi. Inaczej Monokuma nie wprowadzałby takiej zasady, co nie? – odparła Shizuko niepewnie. – Znaczy, tak mi się wydaje...
– Tego się nie da sprawdzić – zauważyła Amy. – Przecież nikt nie przyzna się do takiego sekretu, nawet jeśli go spytasz.
Spojrzeli po sobie ciężko.
– Przynajmniej weźmy pod uwagę możliwość, że ten... motyw był przede wszystkim po to, żebyśmy przestali sobie ufać – podjął Kyoshi.
– Jak wszystko tutaj – mruknęła Shizuko.
– Zaufanie to śliska sprawa – stwierdziła Amy. – Jeżeli komuś ufasz, to jesteś kompletnie bezbronny. Pozostaje ci tylko bezgranicznie wierzyć, że druga osoba cię nie skrzywdzi.
Zrobiło się cicho. Amy zrobiła zakłopotaną minę.
– No dobra, macie mnie. Nie wymyśliłam tego. Moja mama czasami tak mówiła.
Shizuko kiwnęła głową. Miała wrażenie, że czuje, jak mózg obija jej się o czaszkę.
– Chyba pójdę się przespać – poddała się. – Głowa mnie boli.
– Uważaj na siebie – poprosił Kyoshi.
– Akurat w swoim pokoju to będę najbezpieczniejsza. – Uśmiechnęła się blado. W myślach dodała: „Zastanawiam się czasami, czemu w ogóle z niego wychodzę".
Ten dzień był jak zimna plucha z jesiennym deszczem. Gdyby ktokolwiek z nich mógł zobaczyć wtedy niebo, przekonałby się, że szaruga niedługo przerodzi się w regularną burzę.
***
Shizuko miała wrażenie, że coś ją obudziło, poczekała jednak chwilę w ciemności pokoju i niczego nie zauważyła. Dziwne... Wykręciła szyję, żeby spojrzeć na monitor.
10:05:57:42
Policzyła szybko w myślach. Była już osiemnasta? Widocznie nikt jej nie obudził na obiad... Chociaż całkiem możliwe, że ktoś próbował, ale za mocno spa–
– IIIIIIUUUUUU!!!
Nagły hałas przyprawił ją prawie o zawał serca. Teraz sobie przypomniała! Ten sam dźwięk wyrwał ją ze snu. Tylko co to mogło być?
Brzmiało jak jakiś alarm... Podniosła się z nagłą paniką. To był alarm!
Co mógł oznaczać alarm w takim miejscu? Drżącą ręką sięgnęła do włącznika światła. Wcisnęła go...
Nie stało się nic.
Nie ma prądu? – myślała rozgorączkowana. Ze zdenerwowania zawiązała sznurówki na supeł trzy razy, zanim udało jej się w końcu włożyć buty. Już chciała wyjść na korytarz, ale zatrzymała się wpół kroku. Czy to na pewno było bezpieczne?
Cóż... na pewno bardziej niebezpieczne było nie wiedzieć, co się dzieje. Ostrożnie uchyliła drzwi. Na korytarzu również panował mrok. Całkowitej ciemności zapobiegało jedynie mdłe, pomarańczowe światło. Nie była pewna, ale skojarzyło jej się z zasilaniem awaryjnym, jakie można czasami zobaczyć na filmach...
Przeszła dalej. Tam, gdzie korytarz się rozszerzał, było już parę osób. Zdaje się równie zagubionych, co ona.
Kyoshi zauważył ją jako pierwszy.
– Shizuko! Rany boskie, nic ci nie jest.
– Co się stało? – spytała.
– Wygląda na to, że siadło zasilanie – mruknął Akio.
– Myślisz? – spytał Sushi.
– No bo co innego...?
– ...te brudne łapska, to pożałujesz!
– Zamknij się i idź.
Dwie ostatnie kwestie dobiegły ich od strony korytarza. Zaraz potem zjawił się Taro – a dokładniej to został wciągnięty za kołnierz przez Saburo.
– A ten... co tu robi? – zdziwiła się Akemi.
– Kazałem Saburo po niego pójść – wyjaśnił Akio. – Nie wiemy, co się dzieje. Dla bezpieczeństwa lepiej trzymać się razem.
Zbili się w niewielką grupkę. Było ich dokładnie jedenastu.
– Gdzie jest Ryu? – spytała Shizuko.
– Pukaliśmy do niego, ale nie odpowiadał – wyjaśniła Momo. – Teraz... i wcześniej też.
– Gdzie jest Monokuma? – zdenerwowała się Katsumi. – Raz zdarza się jakiś kryzys, a tego jak zwykle nie ma.
– Może właśnie go nie ma, bo próbuje to ogarnąć – mruknął Kyoshi.
Akio pokręcił głową.
– To może zaczekać. Musimy teraz znaleźć Ryu.
– Nie ma sprawy. – Saburo podwinął rękawy.
– Hej, czekaj, nie do końca o to mi...
Za późno. Chłopak zniknął już za załomem korytarza. Chcąc nie chcąc, pobiegli za nim. Rozległ się głośny trzask...
Jedenaście bardzo zdenerwowanych osób wpadło do pokoju Ryu.
Pokoju, który był całkowicie pusty. Nie było nawet sensu sprawdzać, czy ktoś leży pod kołdrą – łóżko było schludnie pościelone.
– Wyszedł? – sapnął Akio.
– Na to wygląda... – Kyoshi sprawdził szybko łazienkę. – No nie ma go tu.
Shizuko wpadła na pewien pomysł.
– Kyoko. – Podeszła do dziewczyny i położyła jej ręce na ramionach. – To bardzo ważne. Wiesz, gdzie jest Ryu?
Wiesz, że nie musisz mówić do niej jak do dziecka specjalnej troski? – ofuknęła się prawie natychmiast w myślach.
Dolna warga Kyoko drgnęła.
– Nie wiem... – powiedziała cicho.
Brzmiała niemal płaczliwie. Shizuko nie była pewna, bo wcześniej może dwukrotnie słyszała, jak mówi, ale to był chyba pierwszy raz, kiedy jej głos nie był zupełnie pozbawiony emocji.
– No i co teraz? – westchnął Akio.
– Hej! Do pionu, panie przywódco! – Momo potrząsnęła nim lekko. – Musimy teraz przede wszystkim ustalić, co jest przyczyną awarii. Wiesz, jaki jest Ryu. Może już to naprawia.
– Czyli gdzie powinniśmy iść...?
– Na trzecie piętro! To chyba oczywiste.
– Ach... Faktycznie.
– Ty to powiedz.
– Co? A... – Odwrócił się do reszty. – Wszyscy na trzecie piętro!
Wybiegli prędko po wyłamanych drzwiach.
– Myślicie, że windy w ogóle będą działać? – sapnął Sushi.
– Muszą działać, bo inaczej jesteśmy w dupie – odsapnął mu Saburo.
Dopadli wind. Akio zeskanował swoją kartę. Nic się nie stało.
– No to... – zaczął.
Nagle rozległo się ciche ding!, a drzwi się otworzyły.
– To jednak działa? – zdziwiła się Amy.
– Musiała zjechać z góry – mruknęła Katsumi.
– Ale przecież nikogo nie powinno być na górze...
– Wiem! Dlatego musimy się spieszyć.
Wpakowali się grupkami do środka. Shizuko wydawało się, że jazda w górę trwa jakoś dłużej... Całkiem możliwe, że faktycznie tak było. Winda zapewne oszczędzała tyle energii, ile się dało. Mógł to również być strach. Albo jedno i drugie.
Trzecie piętro sprawiało jeszcze bardziej nieprzyjazne wrażenie niż zwykle. Po przemokłych ścianach tańczyły długie cienie od świateł awaryjnych.
Było też gorąco. Zbyt gorąco, jak na to piętro. I pachniało spalenizną. Zapach aż kręcił w nosie.
– Jeżeli coś będzie, to będzie w węźle elektrycznym – stwierdziła Momo bez zwalniania.
Parę osób kiwnęło głowami. Shizuko, która wyjście do sklepu uważała za całkiem niezły wysiłek fizyczny, zaczynała już dostawać kolki. Do tego to duszące przeświadczenie, że zaraz stanie się coś bardzo złego...
Dopadli pomieszczenia. Drzwi były otwarte.
A w środku...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro