3.2 Zaplecze
Dla zasady przeszukali resztę pomieszczenia, ale nie znaleźli w nim już nic wartego uwagi. Wrócili na korytarz, w którym faktycznie zrobiło się cieplej. Akemi już na nich czekała.
– Gdzie jest Saburo? – spytał Akio.
– Poszedł sobie. – Wzruszyła ramionami. – Kto go wkurzył?
– On ogólnie od wczoraj jest strasznie przybity – wtrąciła Shizuko. – Miał tak samo kiedy zginęła Wang-Mu. Nie zauważyliście?
– Może reaguje agresją na strach – odparł Sushi, siląc się na mądry ton.
Kyoshi zmarszczył brwi i zerknął na niego uważnie. Irytował go ten chłopak. Nie sądził, że stanowi zagrożenie, i przez większość czasu po prostu grzecznie go ignorował, ale i tak wzbudzał w nim niewyjaśnioną złość. Nie był pewien, skąd się to bierze. Może chodziło o to, że on był... głupkiem. Po prostu. Gadał, co mu akurat wpadło do głowy, i zachowywał się w strasznie męczący, niedojrzały sposób. A był w tym wszystkim tak butny, tak bezmyślny...
Najbardziej jednak go irytowało, że dostrzegał w nim trochę... siebie. I wcale mu się to nie podobało.
– To gdzie teraz? – spytała Amy.
– Możemy pójść do... tego drugiego dużego. To i tak bez znaczenia – uznała Momo.
– Miłej wycieczki – ziewnęła Akemi. – Zaglądałam tam. Masa rur i nic poza tym.
– Czyli to pewnie hydrowęzeł – zgadł Akio. – Chodźcie.
Katsumi najwyraźniej nie miała zamiaru na nich czekać, bo już otwierała drzwi. Dogonili ją czym prędzej. Pomieszczenie faktycznie trochę przypominało poprzednie – przynajmniej na pierwszy rzut oka. Drugi rzut ujawniał, że jest w nim więcej rur, grubszych rur i kotłów, za to mniej różnych wskaźników i przełączników. Nie było tu aż tak ciepło, za to o wiele głośniej. Rozkład też się różnił – większość sprzętu była skulona przy ścianach, za to na środku wydzielono trochę wolnej przestrzeni.
– Czemu właściwie na wodę jest osobny pokój? – spytała Amy. – Przecież ją też trzeba podgrzać.
– Tak, ale potem trzeba ją jeszcze rozprowadzić po budynku – wyjaśnił Ryu. – Innymi rurami płynie ciepło, a innymi woda.
– Aha.
Kyoshi zauważył, że ostatnio Amy bardzo się zmieniła. W niczym nie przypominała tej radosnej, tryskającej energią osoby, którą poznał na samym początku. Nie znaczy to, że chodziła cały czas smutna, o nie. Chodziło o to, że stała się strasznie... pasywna. Tak, to dobre słowo. Jakby do wszystkiego się zmuszała. Jeśli ktoś ją zaczepił, rozmawiała z nim całkiem normalnie, czasami nawet mówiła coś sama z siebie, jednak to wcale nie znaczyło, że jest dobrze. Jedynie że dobrze udaje.
– To co, panie geniusz? – Sushi klepnął Ryu w plecy, aż podskoczył ze strachu. – Co nam powiesz ciekawego?
– M-m-może... – zająknął się chłopak, odsuwając się od niego czym prędzej. – Z-zauważyłem, że w węźle grzewczym rury wchodziły albo w podłogę, albo w sufit, ale tutaj jedna prowadzi do ściany.
Miał rację. Jedna rura, najgrubsza ze wszystkich, znikała w ścianie na tyłach pomieszczenia. Drugi jej koniec prowadził do urządzenia, które z grubsza przypominało kocioł.
– I czemu to niby jest dziwne?
– W węźle grzewczym nawet te rury, które doprowadzają ciepło do tego piętra, przez chwilę szły podłogą. Zresztą ta jest zbyt gruba, żeby chodziło o zwykły kran czy prysznic.
– Myślisz, że może zasilać jakieś maszyny? – spytała Katsumi.
– T-to możliwe, ale problem polega na tym, że za tą ścianą nie powinno niczego być.
Trawili chwilę tę informację.
– Czyliii... ukryty pokój? – spytała Momo.
Ryu wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Ale to ma na pewno coś wspólnego z tym. – Stuknął ostrożnie w chyba-kocioł.
– A to nie jest taki... duży bojler? – spytał Akio.
– Mógłby być... Ale woda jest ogrzewana w wymienniku ciepła. – Wskazał palcem kanciaste coś w rogu sali.
Przyglądali się chwilę tajemniczemu urządzeniu, jakby mogło przemówić i wyjawić im wszystkie swoje sekrety. Oczywiście nic takiego się nie stało.
– To pewnie piec do palenia ciał – wypalił Taro.
Zarobił za to kilka nieprzychylnych spojrzeń, ale Momo zamyśliła się całkiem na serio.
– Cóż... Monokuma musi coś robić ze zwłokami – mruknęła.
Sushi parsknął drwiąco.
– No musi. I co z tego? To w tej chwili serio mało ważne.
– A skąd pewność? – odparła chłodno. – Jeśli nic nie wiesz, to nie wiesz też, co jest istotne, a co nie. Każda informacja jest ważna.
Chłopak mruknął coś i zrobił naburmuszoną minę.
Hydrowęzeł okazał się niezbyt ciekawy, więc dość szybko wrócili z powrotem na korytarz. Ostatnie dwie pary drzwi znajdowały się po obu stronach wyjścia. Nawet stąd było widać, że do czego by nie prowadziły, nie jest to aż tak duże.
– Jedne na pewno prowadzą do węzła elektrycznego – przypomniał sobie Akio. – O drugich Monokuma nic nie mówił.
– Więc przekonajmy się dlaczego. – Katsumi postąpiła naprzód. – Nie ma znaczenia, gdzie zajrzymy najpierw.
Chcąc niechcąc, ruszyli za nią. Kyoshi, który myślał o czymś innym, nie od razu zarejestrował, że idzie obok niego Sushi. I chyba coś mówi.
– Niezła jest, co? – szepnął chłopak konspiracyjnie. – Lubię takie, które myślą, że są twarde.
– Mhm – odparł Kyoshi nieuważnie. Osobiście uważał, że Katsumi naprawdę jest całkiem twarda. A na pewno gdyby zaczął dobierać się do niej ktoś taki, jak Sushi, musieliby znowu wrócić na piętro szpitalne.
– Ty chyba wolisz grzeczniejsze, nie? – ciągnął niezrażony, serwując mu kuksańca. – Łatwa sztuka. Wystarczy poudawać, że ci na nich zależy, a zrobią dla ciebie wszystko. Co prawda raczej słabo... Ale czasami lepiej postawić na pewnego konia, jeśli wiesz o czym mówię.
– Co...? – mruknął zdegustowany. Poczuł narastające mniej więcej w równych proporcjach złość i panikę. Dookoła ginęli ludzie, a on myślał o takich rzeczach? Poza tym go obrażał, sugerując, że interesuje się Shizuko... w ten sposób.
– Oj nie bądź taki sztywny... – Sushi nie był chyba zbyt dobry w odczytywaniu dyskretnych sygnałów. – Musimy się trzymać razem. Jesteś tutaj jedynym normalnym ziomkiem.
Ach, więc teraz nagle jesteśmy... ziomkami. Dobrze wiedzieć.
– W sensie serio – ciągnął. – W życiu nie widziałem podobnej bandy. Jakiś psychol, śmierdziel, cipcia i rudy. Masakra. Laski ujdą, ale chłopy to niezły cyrk.
Kyoshi był już bardzo bliski pęknięcia i powiedzenia czegoś bardzo niemiłego, ale na szczęście rozmowa sama się urwała. Chociaż i tak miał wrażenie, że droga do tego pomieszczenia trwała o wiele dłużej, niż powinna.
Za drzwiami panował półmrok, ale mnóstwo drobnych światełek zapobiegało całkowitym ciemnościom. Na samym środku stało duże coś, w czym szybko rozpoznali skrzynkę bezpieczników... a bardziej wielką skrzynię bezpieczników. Fachowo nazywano to chyba rozdzielnicą. Znajdowały się na niej całe rzędy pstryczków, a nad każdym pstryczkiem dioda. Wszystkie świeciły na zielono.
– Czyli to musi być węzeł elektryczny – stwierdził oczywistość Akio.
– Niewątpliwie. To pod ścianą to chyba agregat... Ups. – Katsumi spojrzała pod nogi. – Masa tu luźnych kabli.
– Wiecie... Tu chyba nie jest zbyt bezpiecznie – odezwała się Momo.
Miała rację. Nawet blisko wejścia wyraźnie było słychać złowrogie buczenie, a powietrze było ciężkie i pachniało elektrycznością.
– Agregat... – zamyślił się Ryu. – No tak...
– Co tak? – spytał Akio.
– T-to miejsce ma własne zasilanie. Wytwarza swój prąd, zamiast brać go z elektrowni.
– Mówisz...
– Czyli jeden agregat zasila cały wielki budynek? – zdziwiła się Akemi, która wreszcie zdecydowała się łaskawie do nich wrócić.
Przyjrzeli się jeszcze raz maszynie pod ścianą. Była dość spora jak na agregat, jednak nie wyglądała na specjalnie mocną... Chociaż czy na pewno? Tak naprawdę nikt z nich nigdy nie widział czegoś podobnego. Sprawiała niemal... kosmiczne wrażenie. Lśniła groźnie. Nagle coś błysnęło w środku, aż mimowolnie podskoczyli.
– Wychodzimy stąd – zdecydował Akio. – Możemy podyskutować do woli na zewnątrz.
Amy jako jedyna nie ruszyła się z miejsca. Wpatrywała się w szeregi bezpieczników, myśląc nad czymś intensywnie.
– Myślicie, że któryś z nich zasila komputer Monokumy? – spytała szeptem.
– Nie. A nawet jeśli, to na pewno ma zasilanie awaryjne – zbył ją Taro.
– A nawet nawet jeśli – dopowiedziała Katsumi – to nie wiemy, który to.
– Moglibyśmy wyłączyć na chwilę wszystkie. Albo jeden po drugim.
Ryu pokręcił głową gwałtownie.
– N-nie! To miejsce wygląda na autonomiczne. Czyli istnieje wysoka szansa, że jest też izolowane. Gdybyśmy odcięli prąd, moglibyśmy wyłączyć jakiś... system podtrzymywania życia. Albo coś podobnego.
– No tak... W końcu jesteśmy pod ziemią – zgodziła się Momo.
Na tym rozmowa się urwała. Wyszli czym prędzej. Kyoshi dyskretnie przesunął się i stanął jak najbliżej Shizuko – a przy okazji jak najdalej od Sushiego.
– Wszystko dobrze? – spytała, unosząc brew.
– Ta. – Uznał, że nie ma powodu jej niepokoić. Zwłaszcza że w zasadzie nic się nie działo.
***
Shizuko przyglądała mu się chwilę, ale wyraźnie nie był skory do zwierzeń, więc zrezygnowała. Postanowiła poczekać. Może to nic takiego. A jeśli nie, to na pewno z czasem sam jej powie.
Zostały im już ostatnie drzwi. Ruszyli do nich niecierpliwie. Cała ta ekspedycja zaczynała się nieprzyjemnie przeciągać, a na pewno nie chcieli spędzić tu całego dnia. Zwłaszcza Shizuko, która z utęsknieniem wypatrywała chwili spokoju. Musiała załatwić parę spraw i porozmawiać z kilkoma osobami. I chciała to zrobić na osobności.
Nie znała gorszego uczucia, niż bycie z kimś pokłóconym. W skali beznadziejności przebijało nawet samotność. Po prostu sam fakt, że coś się zepsuło, chociaż można było tego uniknąć, był nie do zniesienia. Nieważne, kto zawinił. Zresztą uważała, że niezależnie od sytuacji, do pewnego stopnia winne zawsze były obie strony. Pewnie, jedna mogła potraktować drugą totalnie niesprawiedliwie. Ale to nie znaczyło, że nie powinny się lepiej rozumieć i mieć do siebie więcej cierpliwości. No... chyba że to była niezdrowa relacja. Wtedy zaczynały się schody.
Próbowała się pocieszać, że może nie będzie tak źle. W końcu wczoraj gra toczyła się o ich życie. Każdemu w takiej sytuacji mogły puścić nerwy. W każdym razie jej puściły...
A potem pomyślała o Reiko i znowu poczuła się pusta w środku. No tak. Przeżyli. Tylko w zasadzie co z tego? To wszystko skojarzyło jej się z ucieczką przed potworem. Bestia złapała ich za nogę, więc ją ucięli. Potem za rękę, więc jej się też pozbyli. Udało im się chwilowo uniknąć pożarcia, ale to było jedynie odroczenie wyroku. Zresztą nawet jeśli uda im się ujść z życiem, to rany zostaną. Martwi nie wrócą.
Nie chcę umierać, ale nie chcę też, żeby ktoś z nich umarł, myślała rozżalona. Czy to za dużo?
Z zamyślenia wyrwał ją pisk zawiasów. Ostatnie drzwi zostały otwarte. Te drzwi, o których Monokuma z jakiegoś powodu nic nie powiedział.
Pomieszczenie oświetlała jedna lampka. Stała na czymś, co mogłoby być biurkiem, gdyby biurka były ogromne. Blat był wielki i prawie pusty. Znajdowało się na nim parę śrubek i nieduży laptop. Przed nim natomiast stało wygodne, obrotowe krzesło. Na dole po obu stronach znajdowało się też sporo szuflad. Reszta skąpana była w półmroku.
– Hm. – Katsumi wymacała włącznik światła. – Zobaczmy...
Po chwili ich oczom ukazała się... sterta złomu. Najprościej mówiąc. Większą część pomieszczenia zajmowało mnóstwo, naprawdę mnóstwo blachy, części maszyn i nie wiadomo czego jeszcze. Walały się na podłodze, wypełzały z półek. Można było odnieść wrażenie, że wybuchła tu bomba – albo chociaż że właściciel tego miejsca naprawdę powinien od czasu do czasu posprzątać. Ściany nosiły ślady płomieni.
– Wygląda na jakiś warsztat – stwierdził Akio.
Ryu kiwnął głową.
– To jest warsztat.
Przysiadł przy biurku i spróbował włączyć komputer. Nic się nie stało.
– Rozładowany – zrozumiała Katsumi.
– Może w tej stercie jest jakiś kabel... – zasugerowała Momo.
Ich oczy powędrowały w stronę sterty... i zawisły tam na dłuższą chwilę. Nawet samo objęcie tego chaosu wzrokiem nie było łatwe.
– Może – zgodził się w końcu Sushi.
– Bez wątpienia jest to możliwe – poparła go Akemi.
– Nigdy w życiu.
– Nie ma szans.
Katsumi westchnęła ciężko.
– Naprawdę? Nawet jeśli może być na nim coś ważnego?
Sama nie wyglądała na specjalnie chętną do przekopywania się przez to wszystko, ale na pewno byłaby w stanie, gdyby się uparła.
– Pamiętajmy, że Monokuma musiał specjalnie go zostawić – wtrąciła się Momo. – Wątpię, żeby zawierał coś naprawdę przydatnego.
– Zawsze możemy sprawdzić potem – poparł ją Akio. – Na razie zobaczmy, co jest tutaj...
Sięgnął do pierwszej z brzegu szuflady. Tak się złożyło, że z drugiej strony Shizuko zrobiła to samo. I Akemi również. W tym samym momencie. Coś takiego musiało zakończyć się stuknięciem.
– Ałć...
– Ała!
Przez chwilę nic nie mówiły. Siedziały tylko na podłodze, masując guzy. Akio chyba coś odkrył, bo reszta nie zwróciła na nie uwagi.
– Przepraszam – szepnęła w końcu Shizuko.
– Nie szkodzi.
– Nie o to mi chodzi. Przepraszam... tak w ogóle.
– Wiem. Nie szkodzi – powtórzyła Akemi. Wstała ostrożnie.
– Więc nie jesteś zła?
– Byłam, ale już nie jestem. W sumie... też chciałabym, żeby komuś tak na mnie zależało.
– Mi na tobie zależy – odparła Shizuko szczerze. A przynajmniej chciała myśleć, że szczerze. Chociaż wczoraj ona też na chwilę uwierzyła, że to Akemi może być mordercą.
– Wiem – mruknęła smutno.
Równolegle toczyła się druga rozmowa.
– ...ostatnio świetnie się to skończyło – dotarł do niej głos Taro.
– Masz inny pomysł? – spytał Akio.
Shizuko wyciągnęła szyję, żeby zobaczyć, o czym mowa. Górne szuflady były po brzegi wypełnione narzędziami. Od prostych, takich jak młotki i śrubokręty, po lutownice i spawarki.
– Mogę schować je w swoim pokoju – ciągnął Akio. – Tam na pewno będą bezpieczne.
– Zapewne... Tylko czy ktokolwiek ufa ci na tyle, żeby ci je powierzyć? – spytał Taro z udawanym smutkiem.
– Ja – wtrąciła się Shizuko.
Spodziewała się, że ktoś jeszcze ją poprze... ale nie. Pozostali patrzyli po sobie niepewnie, bojąc się odezwać. Z szoku oparły jej ręce.
– Przecież... – Szykowała już w głowie małą litanię, ale przerwał jej głos Akemi.
– Eee... Ogólnie to chyba musicie to zobaczyć czy coś.
Dziewczyna trzymała w dłoniach niewielki stosik kartek. Były duże, cienkie i miały dużo kratek. Rozeznanie Shizuko w sprawach technicznych (raczej mizerne) podpowiadało jej, że na takim papierze rysuje się projekty maszyn.
– Czy to... – nie dokończył Kyoshi.
Monokuma. Plany przedstawiały najdrobniejsze detale mechanicznej anatomii niedźwiedziego dyrektora – od ogólnego zarysu aż do najmniejszych podzespołów.
– No tak... – Katsumi przykucnęła przy stercie złomu i po chwili grzebania wyciągnęła z niej drobny przedmiot. Podniosła go, żeby reszta mogła się przyjrzeć. To było ucho. Małe, białe, z wystającymi kablami.
– Monokuma narodził się w tym warsztacie – szepnęła Momo, starając się zabrzmieć odpowiednio złowrogo.
– I ten... Nie wiem, na ile to ważne, ale te plany są wydrukowane – powiedziała Akemi. – To na papierze to toner, a nie ołówek ani nic.
– M-mógłbym spróbować je potem przeanalizować. Z Kyoko... – powiedział Ryu bardzo cicho.
Niemal automatycznie zerknęli na Kyoko. Nawet nie drgnęła. Łatwo było zapomnieć, że w ogóle tu jest.
– Byłoby super – ucieszył się Akio.
– Ciekawe – myślał głośno Kyoshi. – Monokuma jest głównym narzędziem mistrza gry, tak? Sama gra sprawia wrażenie zaplanowanej i przemyślanej. W takim razie to bardzo dziwne, że powstał dopiero tutaj.
– Sprawia wrażenie, ale wcale nie musi taka być – zauważyła Momo. – Może mistrz gry nie ma całkowitej kontroli nad tym miejscem.
– Wykluczacie najbardziej prawdopodobną opcję – wtrąciła się Katsumi. – Że to po prostu jego warsztat. W końcu musiał zbudować ten kompleks.
– Musiał? – powątpiewał Kyoshi. – Wcale nie musiał. Do czegoś takiego trzeba mieć w opór forsy.
– ...powiedział koleś, który ma w opór forsy! – zaśmiał się Taro.
– Własny, ukryty kompleks na pewno ułatwiłby mu sprawę – zignorowała go Momo. – W ten sposób nie musiałby się bać, że ktoś go odkryje.
– Czyli to jakiś bardzo ekscentryczny socjopata, który wykorzystuje swój majątek, aby bezkarnie spełniać swoje najkrwawsze żądze? – mruknęła Akemi.
– Brzmi głupio – zgodził się Kyoshi. – Trudno mi wyobrazić sobie kogoś, kto wydałby miliardy jenów tylko żeby patrzeć, jak grupka dzieciaków się nawzajem wybija.
– Nie byle jakich dzieciaków – zauważyła Katsumi. – Wszyscy jesteśmy uczniami Hope's Peak.
– Zresztą kiedy mu się skończymy, może uprowadzić następny komplet! – wtrącił Sushi. – I następny, następny, następny...
– Coś takiego by w końcu na pewno zwróciło uwagę policji – stwierdziła Shizuko.
– Ach tak, bo teraz policja bardzo się nami przejmuje.
Shizuko z ukłuciem przykrości zauważyła, że zbył ją w bardzo niemiły sposób. Sprawiało to trochę wrażenie, jakby w ogóle nawet nie zastanowił się nad tym, co powiedziała. Jakby jej głos się z jakiegoś powodu nie liczył. Może trochę przesadzała, ale tak się poczuła.
Dziwna osoba, oceniła. Ale na pewno jest fajny, kiedy się go bliżej pozna.
– Może mają inne rzeczy do roboty – snuł domysły Taro. – W końcu nie wiemy, co się dzieje na zewnątrz.
– Co się... Nie, nie rozumiem – mruknęła Akemi.
– Och, zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Ty w ogóle mało rozumiesz, co? – Taro założył ręce i zaczął się przechadzać. A przynajmniej spróbował, jednak wszechobecne żelastwo szybko weszło mu w paradę. Burknął coś i kontynuował wywód w miejscu. – Straciliśmy przytomność. Nikt nie wie, na ile. Sporo mogło się w tym czasie wydarzyć. Tak naprawdę mogło się dziać już wcześniej, ale z jakiegoś powodu nikt o tym nie słyszał.
– Mówisz ogólnikami – przerwała mu Katsumi. – Do brzegu.
– Jak mi się będzie chciało. A teraz mi się nie chce – burknął. – Ach! Miałem tyle fajnych teorii, ale teraz już wam nie powiem.
Opadły im ręce.
– J-ja nad tym myślałem – odezwał się Ryu. – Ma to związek z budową tego miejsca... W wielu aspektach przypomina schron, więc zacząłem się zastanawiać...
– I to jest schron? – spytał Akio.
– Ciężko stwierdzić. A-ale nie o tym teraz... Bo... gdyby wybuchła wojna, bylibyśmy cennymi zakładnikami. Jesteśmy... w-wybitnie uzdolnioną w różnych kierunkach młodzieżą. – Zarumienił się lekko. – Hope's Peak to najbardziej prestiżowa szkoła w kraju. Być może ta gra ma na celu wymuszenie czegoś od naszego państwa.
– Tylko co komu przyjdzie z martwego zakładnika? – powątpiewał Kyoshi.
– Nie, to ma sporo sensu – zaoponowała Katsumi. – Wywierają dodatkową presję. Pokazują, że są gotowi nas... pozwolić nam się pozabijać, ale też że jeszcze nie jest za późno i część z nas można ocalić.
– Mówisz? No... Może.
– Nie to mnie teraz interesuje. – Katsumi podrapała się po szyi. – Wszyscy mieliśmy dopiero rozpocząć naukę. Na logikę o wiele lepszym celem byliby uczniowie już uczęszczający do Hope's Peak. No i aż ciężko mi uwierzyć, że ktoś mógłby przeprowadzić tak wielką akcję w samej stolicy. Porwano nas praktycznie wprost spod szkoły. Gigantyczne ryzyko. I, jak już ustaliliśmy, niepewny zysk. No chyba... – Zamyśliła się. – No chyba że chodziło im tylko o mnie.
– To jest już szczyt narcyzmu – sapnął Taro.
– Nie miał być. Po prostu stwierdzam fakt. Niektórzy ludzie mogliby na mnie bardzo dużo zyskać.
– A to niby dlaczego? – spytała Akemi.
– A jak mam na nazwisko?
– Ten... Masuda?
– Właśnie.
– Ahaa... Nie, nie rozumiem.
– Jak... premier Masuda? – zaryzykowała Shizuko.
– Dokładnie – przytaknęła Katsumi. – Ojciec też niezła sztuka. A jeśli ktoś zaszedł tak wysoko, to zawsze będzie mieć wrogów.
Trawili chwilę tę informację.
– Nie wiedziałam, że pani premier ma córkę – mruknęła Momo.
– Rodzice starają się nam zapewnić minimum prywatności. Mnie i mojemu bratu. Kto wie, ten wie. Nie ukrywamy się, ale też unikamy niepotrzebnego rozgłosu.
– Bardzo rozsądne – zgodził się Kyoshi.
– Znaczy grubsza z ciebie rybka, niż by się mogło wydawać – podsumowała Momo.
– Jedno mi tylko nie pasuje – wtrąciła Shizuko. – Jeśli to prawda, to tym bardziej ktoś nas powinien szukać.
Katsumi westchnęła smutno.
– Wiem. Policja i służby specjalne na pewno już są na nogach. Ale z jakiegoś powodu nie mogą nas znaleźć.
– Pytanie, czy o nas wiedzą – mruknął Akio. – Jeżeli mają podgląd, to moglibyśmy spróbować przekazać im jakąś wiadomość. W końcu wszędzie są kamery.
– A jaką? – zaśmiał się Taro. – Wiesz, gdzie jesteś? Wiesz, kto cię trzyma?
– No... Nie, ale...
– W takim razie to bez sensu.
Zamilkli na chwilę.
– Głowa mnie boli – mruknęła Amy. – Kiedy obiad?
– Tak... Chyba powinniśmy skończyć na dzisiaj – zgodził się Akio. – Trudno wymyślić coś na siłę.
Miał rację. Wszystkich chyba bolała głowa. W każdym razie Shizuko powoli przestawała słuchać. Masa spekulacji, zero odpowiedzi. To było frustrujące. Gdyby chociaż dostali najmniejszą wskazówkę, jakikolwiek punkt zaczepienia...
Cóż, czasami bywa tak, że jeśli czegoś bardzo się chce, to się to dostaje. A naprawdę rzadko takie rzeczy zjawiają się w najodpowiedniejszym możliwym momencie.
Nie była to szansa jedna na pięćset bilionów, ale wciąż robiła wrażenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro