Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.12 Intruz...?


W sali rozpraw szybko zajęli swoje miejsca. Tym razem aż jedna trzecia pozostała pusta. Monokumie widocznie nie chciało się chować nadprogramowych mównic. A może po prostu chciał, żeby im przypominały o wszystkich tych, którzy umarli?

Misiek zresztą jak zwykle szybko usunął się w cień.

– Pamiętajcie, będziecie głosować tylko i wyłącznie na pierwszego mordercę! – rzucił jeszcze. – Lepiej nie traćcie czasu na bzdury. Nie chcecie, żebym stracił cierpliwość!

– Gadasz teraz jak Katsumi – burknął Sushi.

– Przepraszam?! – oburzyła się wspomniana.

– Spokój – zarządził Akio. – Zgadzam się, nie powinniśmy tracić czasu. Zwłaszcza że mamy dwa razy więcej roboty niż zwykle.

– Może spróbujmy na razie odtworzyć oba zdarzenia – zaproponowała Momo. – Może w trakcie nasuną się jakieś pytania.

– O, to ja zacznę! – zgłosiła się Amy.

Parę osób spojrzało na nią ze zdziwieniem.

– Ty...? – mruknęła Katsumi.

– Phi! – prychnął Taro.

Amy zmieszała się lekko. Zaczęła nerwowo stukać palcami o blat.

– No bo... zaraz zaczniecie mówić o rzeczach, których nie rozumiem, i znowu nie będę mogła pomóc. Nie jestem za dobra w kombinowaniu...

– W porządku – przerwała jej Momo. – Zacznij od Ryu.

– No więc... Ryu zginął tak jakoś o osiemnastej. Wtedy siadł prąd, a jak już ustaliliśmy, do zwarcia doszło, ponieważ Ryu wpadł w pułapkę mordercy.

– Dodatkową wskazówkę stanowią obrażenia, jakie odniósł, i scena zbrodni – uzupełniła Katsumi.

– Tak... obrażenia. – Amy podrapała się pod kapeluszem. – Biedaczek spiekł się na befsztyk. Na scenie zbrodni znajdował się pozbawiony izolacji kabel, od którego zginął. No i... ten...

– Nie ma wątpliwości, że ta pułapka to klucz do tej sprawy – przejęła pałeczkę Momo. – Pojawiają się dwa pytania: kiedy dokładnie powstała i jak dokładnie zadziałała.

– A po co ci wiedzieć, kiedy powstała? – mruknął Taro.

– Jeśli to ustalimy, to być może uda nam się odpowiedzieć na trzecie pytanie: kto mógł ją zastawić.

– Każdy. Właśnie na tym polega problem, pani Holmes.

– To miał być komplement, czy...?

Zniecierpliwiona Katsumi szybko im przerwała.

– Pułapki z pewnością nie było, kiedy badaliśmy piętro po raz pierwszy. Co ma sens, bo przedtem nie mieliśmy do niego dostępu. Przez następnych parę dni zajmowali je Ryu i Kyoko... – Przerwała przerażona i zakryła usta dłońmi.

– Kurwa brawo – mruknął Kyoshi pod nosem.

Oczy wszystkich skierowały się mimowolnie na Monokumę. Co ciekawe, misiek wyglądał, jakby drzemał. Jego oko było wygaszone, a głowa zwisała nieruchomo.

Nastąpiło parę bardzo niezręcznych chwil milczenia.

– On... nie działa, czy co? – spytał w końcu Sushi. – Może powinniśmy spieprzać zanim się obudzi!

– Zdaje się, że tylko on potrafi obsługiwać tę windę – ostudziła jego zapał Momo. – Zresztą... Nie zapominajmy, że wciąż mamy wśród nas mordercę.

– Dwóch – poprawił ją gładko Taro.

Przyglądali się uśpionemu Monokumie z konsternacją. To było dziwne, ale w gruncie rzeczy niczego w ich położeniu nie zmieniało.

– Myślę, że i tak musielibyśmy w końcu poruszyć te sprawy, które trzymamy przed nim w sekrecie – uznał Akio. – Być może w nich kryje się rozwiązanie.

– Ale tak... wszystkie? – spytała Amy.

– No... – zmieszał się chłopak. – Może nie wszystkie.

Kyoshi pokręcił głową. Nie miał zamiaru tak wcześnie ujawniać dowodu, który – czuł to już teraz – postawi cały ten sąd na głowie, ale wiedział jedno. Zanim to się skończy, nikt tutaj nie będzie miał już żadnych sekretów.

– Zresztą mistrz gry i tak jest jednym z nas, więc nie ma co się kryć – dorzucił Taro.

Zarobił sobie tym parę nieprzychylnych spojrzeń, ale nikt nie drążył tematu.

Katsumi odetchnęła kilka razy, chociaż wciąż się trzęsła.

– Myślę, że nie jest możliwe, żeby morderca przygotował pułapkę w ciągu tych paru dni – podjęła.

– Chyba że to Kyoko ją zastawiła. – Taro naprawdę nieźle się bawił.

Najgorsze było to, że nie każdy zbył tę uwagę jak zwykle. Zapadła cisza podszyta strachem i wewnętrznym rozdarciem.

– No wiecie co? – zdenerwował się w końcu Akio. – Naprawdę...! Żeby tak się odwdzięczać osobie, która narażała życie, żeby nas wszystkich stąd wydostać?

– Może zrobiła to właśnie po to, żebyś tak myślał – mruknął Sushi.

Shizuko pokręciła głową.

– Nie uważacie, że jest za wcześnie, żeby rzucać oskarżeniami? Tak do niczego nie dojdziemy.

– Pułapka została zastawiona dzisiaj – powiedziała Momo. – Akurat na to mamy niepodważalny dowód.

– Chodzi ci o tę latarkę? – spytała Katsumi.

– Dokładnie. Nie było jej tam wcześniej. Znaleźliśmy ją włączoną, a bateria trzyma tylko kilka godzin.

– No dobrze – zgodził się Sushi. – Ale skąd wiesz, że to morderca ją tam zostawił?

– Z dwóch powodów. Po pierwsze, wydaje mi się, że migające światełko mogło posłużyć do zwabienia Ryu do środka. A po drugie...

– ...gdyby ktoś poszedł zostawić ją później, zapewne sam by wpadł w pułapkę – dokończyła Shizuko.

Momo zrobiła rozanieloną minę, ale tym razem udało jej się ugryźć w język.

– Podsumujmy więc, do czego posłużył każdy element sceny zbrodni – zarządziła Katsumi. – Latarka miała zwrócić uwagę ofiary na węzeł elektryczny. Wyłączony bezpiecznik uniemożliwił jej zapalenie światła, przez co nie mogła zauważyć pułapki. Żyłka pociągnęła za sobą kabel. Za pomocą gumowych rękawiczek i nożyczek morderca usunął izolację. Oto cały mechanizm.

Kyoshi ożywił się trochę. Wreszcie zrozumiał, co trapiło go w tej sprawie od samego początku.

– Na pewno? – wtrącił się. – Jedna rzecz mi w tym nie pasuje. To były normalne, metalowe nożyczki. Gdyby naprawdę pociął nimi ten kabel, to czy to też nie spowodowałoby zwarcia?

Momo pokręciła głową.

– Dobrze kombinujesz, ale nie. Mogę tylko się domyślać, ale pewnie wyłączył na tę chwilę odpowiadający kablowi bezpiecznik. W każdym razie ja bym tak zrobiła.

– Jako dodatkową ochronę miał rękawiczki – dopowiedziała Katsumi. – Były dość grube. Nawet gdyby morderca przez przypadek dotknął kabla pod napięciem, nie powinno mu się nic stać.

– No tak... – mruknął Akio. – To... czy ktoś ma coś do dodania?

Nikt nic nie miał. Zresztą nic dziwnego – mechanizm pułapki nie był i nie musiał być skomplikowany. Nie o to w tym chodziło.

– Ach... Bo ja wciąż nie rozumiem... – Amy zawstydziła się odrobinkę. – No bo... Okej, Ryu wszedł do tamtego pokoju, bo migała w nim latarka. Ale co w ogóle robił na tym piętrze?

Kyoshi złapał spojrzenie Shizuko. Pokręcił głową. Jeszcze nie... Sam nie wiedział, czemu tak bał się pokazać ten dowód. Przecież musiał to w końcu zrobić.

Tyle że to wszystko miało tak mało sensu...

– Tak... nie wiemy, jak morderca zwabił Ryu na piętro – mruknęła Katsumi.

– Motywu też możemy się tylko domyślać – westchnął teatralnie Taro.

– No... to akurat chyba jest jasne. – Spojrzała na niego krzywo. – Musi chodzić o sekrety, którymi zaszantażował nas Monokuma.

– Może wcale nie musi... – wyrwało się Kyoshiemu. Na szczęście nie za głośno. Chyba usłyszała go tylko Akemi, która siedziała najbliżej niego. Zerknął na nią czujnie. Przez układ miejsc nie patrzył na nią zbyt często. Dziewczyna również przyglądała mu się chwilę, ale odwróciła głowę, kiedy tylko złapała jego wzrok. Westchnął smutno. Było mu jej chyba najbardziej w tym wszystkim szkoda. Widać było, że śmierć Saburo kompletnie ją zdewastowała. Sam nie znał tej dziewczyny prawie w ogóle, ale wiedział, że Shizuko się z nią całkiem dobrze dogaduje. Zresztą w takich chwilach trochę żałował, że nie jest jak Shizuko. Gdyby tylko potrafił ją jakoś pocieszyć...

Akio próbował załagodzić sytuację.

– Hej, nie kłóćcie się – poprosił. – To prawda, że główną przyczyną najpewniej był motyw Monokumy.

– Ale to nie tłumaczy drugiego morderstwa – zauważyła Katsumi. – Przypomnijcie sobie, co powiedział Monokuma: że będzie stopniowo zdradzał nasze sekrety DOPÓKI ktoś nie zginie. Kiedy zabito Ryu, drugi morderca był już bezpieczny. A jednak dalej zrobił to, co zrobił.

Kyoshi poczuł paznokcie wbijające mu się w skórę. Rozprostował palce i spojrzał na swoją dłoń. Motyw... Wszystko musi mieć jakiś powód. Poprzednie morderstwa umotywowane były chęcią wydostania się stąd. Tak samo jak – prawdopodobnie – morderstwo Ryu. Jaki powód mógł mieć... ktoś inny? Ktoś, kto nie musiał walczyć o wolność?

Kyoshi tego nie wiedział.

Kyoshi nie znosił czegoś nie wiedzieć.

***

Shizuko nigdy nie umiała gniewać się na kogoś. Zdarzało jej się przeklinać niebiosa czy matematykę, ale miała problemy ze skierowaniem tej złości na jakąś konkretną osobę. Nic zresztą dziwnego – nawet jeśli ktoś zrobił coś złego, nie umiała tak po prostu obarczyć go winą. Zwłaszcza że prawie zawsze była druga strona. Shizuko wiedziała na przykład, że szefowa „mafii", która zniszczyła jej sporą część dzieciństwa, straciła w bardzo młodym wieku rodziców, a potem przeszła przez pięć rodzin zastępczych, bo nikt jej nie chciał. Czy ją to usprawiedliwiało? Jasne, że nie. Ale Shizuko nie potrafiła być zła na kogoś, kto stracił rodziców.

Był jednak jeden wyjątek. Jej zazwyczaj bardzo cierpliwe wnętrze wypełniało niekontrolowane, drażniące uczucie, kiedy widziała, że ktoś szkodzi sam sobie.

Na przykład Kyoshi.

Kyoshi, który za bardzo bał się zrobić następny krok, chociaż wiedział, że nie mają innego wyjścia. Zresztą nic dziwnego. Musiał wiedzieć, że ten jeden liścik doszczętnie zniszczy w ich grupie resztki nadziei na wydostanie się. Ostatnia deska ratunku okazała się żyletką. Tyle że jeśli teraz przegrają, to naprawdę nic im już nie pomoże.

Dotknęła kciukiem opuszki palca. Po rance nie było już śladu, jednak wspomnienie dalej trwało, tak samo żywe, jak niemal dwa tygodnie temu.

Znaleziona kartka wciąż spoczywała bezpiecznie w jej kieszeni.

Wzięła głęboki wdech. Przepraszam, Kyoshi. Czasami po prostu trzeba skoczyć w mrok i mieć nadzieję, że wyląduje się w miarę miękko. Ty mi pomogłeś tyle razy... Pozwól, żebym teraz ja pomogła tobie.

– A co jeśli wszyscy o tym źle myślimy? – spytała głośno, zwracając na siebie uwagę.

– Hm? – mruknął Akio.

Shizuko złapała spojrzenie Katsumi – przenikliwe i chłodne. „Ty coś wiesz", mówiło.

Zadarła czoło i wytrzymała jej wzrok. „Ty też wiesz o wiele więcej, niż mówisz, prawda?".

– Weźmy pod uwagę taką sytuację – zaczęła. – Hipotetycznie do kompleksu dostaje się jeszcze jedna osoba. Trochę taki siedemnasty uczestnik, chociaż nie bierze oficjalnie udziału w grze. Bo nikt o nim nie wie.

– Czy ty naprawdę... – zaczął Taro.

– Jeszcze nie skończyłam – przerwała mu tak stanowczo, że aż sama się siebie przestraszyła. – Pomyślcie. Dlaczego Monokuma kazał nam zignorować jedno zabójstwo, chociaż to właśnie one są istotą całej tej gry? Powiem wam dlaczego. Bo było nieregulaminowe. Sam tak powiedział. Sprawcą nie był jeden z uczestników.

– Nie możesz zakładać... – próbował wtrącić się Sushi.

– Niczego nie zakładam. Oto mój dowód. – Podniosła list od Prometeusza nad głowę, żeby wszyscy mogli mu się przyjrzeć. Starała się włożyć w ten gest jak najwięcej dramatyzmu, chociaż drżały jej ręce.

Dała pozostałym chwilkę na zapoznanie się z treścią. Mogłaby przysiąc, że poczuła, jak w miarę czytania spada temperatura w sali.

Przez chwilę nikt nic nie mówił. Potem wszyscy zaczęli mówić jednocześnie. Parę osób spojrzało nerwowo w stronę Monokumy, który na szczęście wciąż był nieaktywny.

Przez gwar przebił się jeden głos, ostry jak brzytwa.

– Gdzie to znalazłaś? – spytała Katsumi.

– W pokoju Ryu. Kyoshi może potwierdzić.

Gwar przybrał na sile. Nagle rozległ się przeszywający gwizd, który zagłuszył wszystko inne.

Kiedy Shizuko przestało już dzwonić w uszach, zerknęła z nowym respektem na Akio. Chłopak stukał palcami o blat z zamyśloną miną.

– Hm? – Podniósł głowę. – A, uspokoiliście się już.

– T-typie... Tak można kogoś zabić. – Sushi był cały zielony.

– Shizuko, co to znaczy? – zignorował go Akio. – Czy to na pewno... ten sam Prometeusz?

– No właśnie! – powiedziała Amy. – Ten pierwszy list był miły.

Shizuko pokręciła głową.

– Nie wiem. Ale to właśnie z powodu tego listu Ryu udał się na trzecie piętro.

– Rozumiem. Można bezpiecznie założyć, że ktokolwiek przekazał mu tę wiadomość, musi być prawdziwym mordercą – stwierdziła Momo.

– Ktokolwiek ją napisał, musi być mordercą – poprawił ją Kyoshi. Shizuko z zadowoleniem zauważyła na jego twarzy wyraz nowej determinacji. Co za ulga... Prawdę mówiąc, obawiała się, że będzie na nią zły.

– Mówisz? Zawsze możliwe, że pierwotnie Prometeusz naprawdę chciał po prostu z kimś porozmawiać. Morderca mógł przechwycić notkę i wykorzystać ją do swoich celów.

– Nie. Z tej wiadomości ewidentnie wynika, że jest skierowana do jednej osoby. To znaczy, że Prometeusz nie mógł jej wysłać, jeśli jakoś nie przeniknął do środka.

– Zawsze mógł ją wsunąć pod te duże drzwi... Nie, czekaj. – Momo podniosła rękę. – Wiem, co teraz powiesz. Wtedy nie musiałby nikogo ściągać na trzecie piętro.

Kyoshi uśmiechnął się półgębkiem.

– Dokładnie.

– No to niezły wybawca – wyrwało się Taro. – Tak naprawdę mu na nas nie zależy. Co za niespodzianka.

– Taro, przestań – zrugał go mechanicznie Akio. Zasępił się. – Aż ciężko mi w to uwierzyć... Jak się tutaj dostał? Przecież wyjście było zamknięte.

– Ale Ryu i Kyoko coś tam przy nim grzebali, nie? – mruknął Sushi. – Może wtedy się wślizgnął.

– Nie... To niemożliwe. Gdyby je otworzyli, to już by nas tu nie było... Tak myślę – stwierdziła Shizuko. Z wyraźnym wahaniem zerknęła w stronę Kyoko. Podejrzewała, że na wiele się to nie zda, ale jeśli ktoś mógł rozwiać wątpliwości, to tylko ona.

I wtedy wydarzył się cud.

– Wpuściliśmy do obwodów program deszyfrujący. – Dziewczyna mówiła cicho i unikała kontaktu wzrokowego. Jej melodyjny głos był jednocześnie pozbawiony emocji i drżał na granicy płaczu. – Powinien był pracować aż do jutra, jednak jest możliwe, że znalazł odpowiednią kombinację wcześniej.

– I wtedy te drzwi by się otworzyły? – spytała Amy.

– Ale... Monokuma mówił, że skasował ten program, nie? – nie rozumiał Sushi.

Zero odpowiedzi.

– Myślę, że i tak jest już za późno, żeby to sprawdzić – westchnęła Shizuko.

– Monokuma musiał usunąć program i przywrócić wszystkie zabezpieczenia – zgodziła się Momo. – Możemy tylko zgadywać, czy ktoś w tym czasie tu wszedł.

– Za dużo zakładacie. – Katsumi pokręciła głową. – Skąd wiecie, że ten list nie jest podrobiony? Zresztą właściwie skąd pewność, że Prometeusz w ogóle istnieje?

– Co ty teraz? – Sushi zrobił wielkie oczy. – Widziałaś ten wycinek z gazety, nie?

– Widziałam to, co wszyscy. Potrafię jednak zmienić zdanie w obliczu nowych faktów. – Dziewczyna skrzywiła się. – Zresztą... może wtedy po prostu chciałam w to wierzyć.

Wszyscy chcieliśmy, pomyślała Shizuko. Wszyscy pragnęliśmy, żeby cudem zjawił się jakiś antyczny heros i nas ocalił. Pragnęliśmy tego tak mocno, że to pragnienie nas zaślepiło.

– Katsumi... Chyba nie za bardzo rozumiem – powiedział Akio z przepraszającą miną.

– Ja jeszcze też nie. Po prostu staram się brać pod uwagę wszystkie... – Katsumi przerwała w połowie zdania. Wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił. – Nie.

– Co nie?

– Nie! Wszyscy popełniamy... fundamentalny błąd!

– Więc nas oświeć – mruknął Taro.

– Stul dziób. Dobra. – Dziewczyna poprawiła okulary. – Shizuko zasugerowała, że Monokuma kazał nam zignorować morderstwo Saburo, ponieważ odpowiada za nie osoba niebędąca uczestnikiem gry. Dowodem na to miał być list od Prometeusza.

– Zgadza się – przytaknął Akio. – Coś nie tak?

– A to, że ten list jest brakującym elementem układanki morderstwa Ryu. Pierwszego morderstwa.

Jej słowa zawisły w powietrzu między nimi.

– Czyli...? – zaryzykował Sushi.

– Czyli albo ten list był od początku podrobiony... albo mamy aż dwóch niechcianych gości!

– Czy to w ogóle możliwe? – Shizuko czuła, że powinna się odezwać. – Gdyby tak było, to chyba nie moglibyśmy mieć tej rozprawy. Jeśli mordercą nie jest nikt z nas, to nie możemy dobrze zagłosować.

– Może o to chodziło od początku. – Momo potarła brodę. – Jeśli tak jest, to możliwe, że Monokuma potrzebował tej rozprawy, żeby zatuszować własne niedopatrzenie. Musiał liczyć, że znajdziemy mu jakiegoś kozła ofiarnego, na którego będzie mógł zrzucić winę. Pewnie dlatego się wyłączył. Żebyśmy nie mogli zadawać mu niewygodnych pytań.

– Kto się niby wyłączył, he? – rozległ się zdenerwowany głos zza nich.

Drgnęli zgodnie. Najwyraźniej samowolka dobiegła końca.

– A ten co teraz? – jęknął Sushi.

– Nie, nie. Wszystko rozumiem. – Misiek zeskoczył ze swojego podestu i przechadzał się teraz po sali ze złośliwą minką. – Myślicie, że jak mnie nie ma, to możecie mnie obgadywać? Ha! Dla waszej wiadomości – byłem przywrócić zasilanie i posprzątać ciała! Okazało się, że na awaryjnym brakuje mi energii do sterowania dwoma jednostkami naraz.

Shizuko złapała spojrzenie Kyoshiego. Wiedziała, że pomyśleli o tym samym. Pewnie mogli skorzystać z okazji i jakoś go zepsuć... No ale łatwo być mądrym po fakcie.

– Zresztą – ciągnął niedźwiadek – uznałem, że dobrze będzie przez chwilę zostawić was samych. Wydaje wam się, że macie przede mną nie wiadomo jakie tajemnice, więc postanowiłem dać wam chwilkę, żebyście sami doszli do kryjącej się za nimi brzydkiej prawdy... Puhuhu, to było bardzo poetyckie, prawda?

– Nie było – szepnęła Amy.

– Skoro wróciłeś, to weź się do czegoś przydaj – zażądała Katsumi. – Powiedz, czy za wszystkie morderstwa odpowiadają osoby z naszej grupy.

– Monokuuuma, powiedz, kto to zrobił, bo my jesteśmy za głupiii – przedrzeźniał ją misiek. – Nie ma mowy! To nie moja głowa leży na pieńku. Radźcie sobie sami!

Spojrzeli po sobie ponuro. To by było na tyle w kwestii jakichkolwiek wyjaśnień...

– Dam wam jednak wskazówkę – odezwał się Monokuma niespodziewanie. – Najprostsze rozwiązanie jest zazwyczaj tym poprawnym.

– Brzytwa Ockhama – pojęła Momo.

– Dokładnie ta! Nie wiem, czy wiecie, ale mamy oryginał w szkolnym muzeum. Wciąż ostra jak jalapeño, chociaż minęło już tyle lat...

– He? Mamy jakieś szkolne muzeum? – nie rozumiała Amy.

– Raczej nie, on jak zwykle bredzi. Brzytwa Ockhama to nie jest taka prawdziwa brzytwa, tylko metoda – wyjaśniła Momo. – Chodzi po prostu o to, żeby nie komplikować niepotrzebnie spraw.

– Dwie dodatkowe osoby to z pewnością bardziej skomplikowana opcja – mruknął Kyoshi. – Ale wtedy...

– Więc może zastanówmy się, kto z nas mógł popełnić te morderstwa – zaproponowała Momo. – Po staremu. Jeśli okaże się, że to niemożliwe, to wtedy zaczniemy się martwić.

– To może weźmy się za drugie – zasugerował Akio. – Wciąż nie wiemy, jak do niego doszło.

– Za dużej filozofii chyba w nim nie ma. – Sushi podrapał się po uchu. – Ktoś się zasadził na Saburo i przywalił mu kluczem.

– Nasza grupa przeszukiwała wtedy hydrowęzeł – dopowiedział Kyoshi. – Usłyszeliśmy jakiś szelest przy drzwiach, a potem się na chwilę rozdzieliliśmy. Ja, Shizuko i ten pacan zostaliśmy bardziej na tyłach, a Akemi i Saburo poszli sprawdzić, co to za hałas.

– Znaleźliśmy kryjówkę, do której prowadziły ślady stóp – zakończyła Shizuko. – Morderca musiał przyjść z korytarza. A kluczem nie „przywalił" tylko rzucił.

– To ma sens, skoro usłyszeliście hałas przy drzwiach, a byliście wtedy razem – zgodził się Akio. – Czyli chyba możemy oczyścić całą waszą szóstkę?

– Akio – powiedziała Momo.

– Co? Powiedziałem coś nie tak...?

– Słyszysz, co mówisz? Przecież my też byliśmy przez cały czas razem.

– Ach... Faktycznie!

Shizuko poczuła, jak przyspiesza jej serce. Coś było tutaj potwornie nie tak.

Katsumi nagle drgnęła i spojrzała na Kyoshiego czujnie.

– O którym... pacanie mówiłeś?

– He? – zdziwił się chłopak. – No przecież... był z nami tylko jeden, nie?

Shizuko zamknęła oczy. Szóstka. Akio powiedział „wasza szóstka".

– Czy możecie powiedzieć, kto był w waszej grupie? – spytała drżącym głosem.

– No... ja, Katsumi, Momo, Amy i Kyoko – wyliczył Akio ze skupieniem. – Coś nie tak?

Z wrażenia aż musiała się oprzeć.

– W naszej grupie byłam ja, Kyoshi, Sushi, Saburo i Akemi.

Na chwilę zrobiło się bardzo cicho. Następnie wszystkie oczy skierowały się na Taro.

– To on... nie był z wami? – wydukała Amy.

– To on nie był z WAMI?! – warknął Kyoshi.

– Tłumacz się. W tej chwili – wysyczała Katsumi przez zęby.

Sam oskarżony nie wyglądał na specjalnie przejętego. Przetarł dokładnie okulary zanim podniósł wzrok i odparł:

– Jasna rzecz, że nie mogło mnie z wami być. Byłem wtedy zajęty mordowaniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro