2. Grzeczność popłaca
Shizuko czuła trochę wstyd, a trochę ulgę. Dopiero teraz zrozumiała, że dokładnie tego potrzebowała – żeby ktoś nazwał po imieniu każdy z jej smutków i... zwyczajnie powiedział, że będzie dobrze. Miała teraz małą ochotę się rozpłakać, ale to by było głupie... W końcu po raz pierwszy od paru miesięcy poczuła, że już się nie boi. Na miejsce starych emocji powoli wkradała się ciekawość. To przecież miała być jak dotąd największa przygoda w jej życiu.
Gina czekała tuż za drzwiami, tuptając niecierpliwie w miejscu.
– No, w końcu! – zawołała. – Chodź.
– Zaczekałaś na mnie – ni to spytała, ni to stwierdziła Shizuko.
– No raczej... – Gina zniżyła głos. – Wiesz, ja się trochę boję tych ludzi bez nikogo normalnego przy boku.
Shizuko nie zdążyła zareagować, bo za ich plecami rozległ się nowy głos.
– Hej...
Odwróciły się. Za nimi stał Kyoshi.
– Aaa! – pisnęła Gina. – Nie mówiłam o...! Znaczy–
– Cześć – wyręczyła ją szybko Shizuko. – Potrzebujesz czegoś?
– Chciałem się spytać, czy nie mogę przejść się z wami po innych klasach – wyjaśnił odrobinę zbity z tropu. – Słyszałem, jak o tym rozmawiacie. Poza tym wydaje mi się, że jeszcze was nie znam.
No cóż... Miał rację. Shizuko nie przedstawiła się jeszcze dobrej połowie osób z klasy. Natomiast Gina w niewyjaśniony sposób traciła prawie całą odwagę, kiedy znajdowała się bliżej chłopaka niż trzy metry.
– No właśnie! – odezwała się Gina trochę za głośno, jakby próbując zatuszować swoją wcześniejszą gafę. – Ja też jej jeszcze nie znam.
– Ani ja ciebie – zauważyła Shizuko spokojnie.
– Aaa... – Dziewczyna zrobiła głupią minę. – Tyle że ja w przeciwieństwie do was nie jestem nikim specjalnym. Tak możecie mi mówić. Superszkolny nikt specjalny.
– Jesteś z loterii? – odgadł Kyoshi.
Otrzymał trochę ponure, a trochę lekceważące kiwnięcie głową.
– Jakiej loterii? – Shizuko poczuła się niedoinformowana.
– Jeżeli dobrze rozumiem, to taka tradycja – wytłumaczył Kyoshi, drapiąc się po głowie. – Co roku do szkoły jest przyjmowana jedna osoba bez talentu. Znaczy... Oficjalnie jej talentem jest właśnie bycie wylosowanym.
– Nazywa się to „superszkolny szczęściarz" – dopowiedziała Gina. – W zasadzie... Jakiś talent to jest. Dajcie znać, jeżeli będziecie chcieli, żebym zdrapała wam kiedyś jakąś zdrapkę albo coś.
– Wygrałaś coś kiedyś? – zainteresowała się Shizuko.
– Nigdy! A próbowałam cały raz. – Dziewczyna zamyśliła się na chwilę. – To by w sumie znaczyło, że moje szczęście wynosi dokładnie zero procent. Jestem najbardziej pechową superszkolną szczęściarą w dziejach szkoły.
– Znaczy... Wiem, że dawno temu Hope's Peak faktycznie prowadziło badania nad szczęściem – odezwał się Kyoshi. – Teraz to już bardziej taka pozycja honorowa. Obecny dyrektor właśnie w taki sposób dostał się do szkoły. Możliwe, że zostawił tę loterię trochę z sentymentu.
– Znasz dyrektora? – Gina zrobiła duże oczy.
– Osobiście nie... Nie miałem co robić przez ostatnie parę dni, więc czytałem trochę o szkole i jej historii. Co tam jeszcze było... – Zamyślił się. – O, pani Hina i dyrektor chodzili swego czasu do jednej klasy. Jest kilkukrotną medalistką olimpijską.
– I nawet się nie pochwaliła?
Kyoshi rozłożył ręce.
– Może nie lubi... – Przeniósł wzrok na Shizuko. – W porządku, a ty?
– Aa... – Odrobinkę przyspieszyło jej serce. – Ze mną też jest trochę dziwna sprawa... – Przełknęła ślinę. – Jestem superszkolną przyjaciółką.
– I co to znaczy? – Gina uniosła brew.
Shizuko mimowolnie spuściła wzrok.
– Znaczy tylko tyle, że... moi znajomi z poprzedniej szkoły uznali, że powinnam się tu uczyć. – Cieszyła się, że czubki jej uszu są schowane za włosami. – Obawiam się, że też nie jestem nikim specjalnym...
Przez chwilę panowała cisza. W końcu odważyła się podnieść głowę. Miny jej rozmówców były... zaskoczone, ale nie w taki sposób, jakiego się obawiała.
– To akurat niemożliwe – uznała Gina. – Miejsce nikogo specjalnego jest zajęte przeze mnie i nie dam go sobie tak łatwo odebrać.
– Ciekawe – powiedział Kyoshi. – Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś dostał się do szkoły w taki sposób. No i... wydaje mi się, że możesz się trochę nie doceniać. Dyrektor nie rozdaje miejsc za darmo.
Shizuko poczuła się ciuteńkę zdezorientowana, ale... ich głosy były szczere. I nie patrzyli na nią z pogardą, którą podświadomie wyobrażała sobie przez ostatnie dni.
– Dziękuję – mruknęła i odwróciła się. – Idziecie? Jak się nie pospieszymy, to wszyscy sobie pójdą.
Ruszyli razem korytarzem.
– Wiesz w ogóle, gdzie szukać? – spytał Kyoshi.
– Zgaduję, że gdzieś wyżej. Na tym piętrze tylko nasza klasa była otwarta.
– W ogóle ogromna ta szkoła, nie? – włączyła się Gina. – Znaczy jak na coś, gdzie się uczy pięćdziesiąt osób.
– Wiesz, to chyba wynika z tego, że jest tu mnóstwo pomieszczeń nastawionych na tylko jedną... no, specjalizację – odpowiedział jej Kyoshi. – Samych laboratoriów jest mnóstwo. Od chemii, od fizyki, od robotów... Podobno mamy nawet regularną salę teatralną. Z widownią i w ogóle.
– Ilu aktorów może być w trzech klasach? – zdziwiła się Shizuko.
– Pewnie jeden. Może dwóch. Ale tę salę chyba akurat wynajmują czasami trupy z innych szkół. No i może też służyć jako kino.
– Łał... Naprawdę ci się nudziło – stwierdziła z podziwem Gina.
Kyoshi wzruszył ramionami.
– To ciekawe miejsce.
Skręcili na schody. Drugie piętro z zewnątrz nie różniło się za bardzo od pierwszego, ale Shizuko zauważyła, że jeżeli zwróci się uwagę na tabliczki przy drzwiach, to można się nieźle zaskoczyć. Kyoshi miał rację – w tej szkole było prawie wszystko.
Dookoła wciąż było pusto, więc wzdrygnęli się lekko, kiedy nagle usłyszeli kroki. Po chwili zza załomu korytarza wyszedł przygarbiony, starszy pan. Był dość niski i nie miał większości włosów. Na jego twarzy gościł wyraz kwaśny jak ekstrakt z dzikiej róży – który zresztą chyba pogłębił się, kiedy tylko ich zauważył. Najwięcej uwagi przyciągała jego koszula – z krótkim rękawem, wściekle zielona w żarówiaste, żółte ananasy. Wyglądała paskudnie i totalnie nie pasowała do żadnej innej części wyglądu mężczyzny.
Shizuko szybko skojarzyła, że to pewnie jeden z nauczycieli. Nie miała pojęcia, czy będzie ją czegoś uczyć, ale wiedziała, że należy od początku być ze wszystkimi na dobrej stopie.
– Dzień dobry – powiedziała głośno. Gina i Kyoshi zawtórowali jej odruchowo.
– Hm – burknął nauczyciel, po czym przyspieszył kroku i czmychnął na schody.
Obejrzała się za nim z lekkim szokiem. Czy powiedziała coś nie tak?
– Trochę cham, co nie? – szepnął Kyoshi.
– A-ale... – Shizuko opadły ręce. – Czy ja go jakoś obraziłam?
– Niee, to tylko pan Toshi – rozległ się nowy głos.
Spojrzeli w bok. Stała koło nich dziewczyna, której wcześniej nie widzieli.
– Pan Toshi to bestia – ciągnęła. – Jest najbardziej wymagającym nauczycielem w całej szkole. I dobrze zrobiliście, że powiedzieliście mu dzień dobry. Inaczej by was męczył cały semestr. Będziecie z nim mieć podstawy fizyki. Wszyscy.
Nieznajoma przedstawiała sobą dość... nietuzinkowy widok. W zasadzie to człowiek mógł się pogubić w samym jej stroju. A była to naprawdę godna podziwu artystyczna plątanina. Prawie każdy element był innego koloru. Wiele z nich zostało również przycięte, przyszyte, nałożone na inne... Sama jej góra składała się z dwóch bluzek – jednej fioletowej, a drugiej błękitnej, z powycinanymi w równych odstępach gwiazdkami – i dodatkowo narzuconego na nie perłowego swetra bez rękawów.
Wszystko to sprawiało, że nie od razu zauważało się twarz dziewczyny. Tutaj zaskoczenie również mogło być spore. Zdobiły ją grube, druciane okulary oraz wyjątkowo złośliwy trądzik. Nieznajoma wyczuła chyba, że się na nią gapią, bo uśmiechnęła się szeroko, dumnie prezentując spinający razem zęby aparat. W obliczu tego wszystkiego pewną niespodziankę stanowiły jej włosy – długie, śliczne, czarne jak atrament loki. Były w absolutnie idealnym stanie, równe, lśniące i nawet trochę pachnące.
– Jesteś z wyższej klasy? – zgadła Shizuko, kiedy zaświtało jej, że chyba przekroczyli dopuszczalny towarzysko czas gapienia się na kogoś.
– Z drugiej. – Dziewczyna pokiwała głową. – Mówcie mi Mio. Jestem superszkolną fryzjerką.
– WIEDZIAŁAM! – Gina ze łzami w oczach doskoczyła do Mio i niemal z nabożeństwem pogładziła jej loki. – Zrób mi takie... Albo naucz mnie samą robić... Albo najpierw zrób, a potem naucz!
– Hej... Spokojnie. – Mio odsunęła się delikatnie. – Żaden problem, tylko nawet was jeszcze nie znam... Znaczy go znam, ale to się nie liczy.
– Chyba faktycznie się nie liczy – westchnął Kyoshi.
Shizuko i Gina szybko się przedstawiły. Mio pokiwała głową, przyglądając im się z zaciekawieniem.
– Ale gęściutkie... – Dziewczyna przysunęła się do Shizuko i wzięła między palce kosmyk jej włosów. – Ale musisz podciąć pół centymentra i zmienić odżywkę, bo inaczej czeka cię Apokalipsa Końcówkowa.
Shizuko westchnęła w duchu. Czyli teraz macamy się po włosach?
– Nie używam odżywki...
– Źle! – Mio przeniosła się na Ginę. – Wiesz... To jest całkiem dobra robota, ale ja bym to wyprostowała i zrobiła jeszcze raz. No i musisz się porządniej czesać. Farbowałaś się kiedyś?
Kyoshi stał z boku i obserwował tę scenę wielkimi oczami.
– Hej... Nie zmieniajmy tematu – spróbował z rezygnacją. – Ten fizyk... Co z nim? Nie wyglądał na specjalnie miłego.
– Nie jest! – potwierdziła Mio. – Bierze do tablicy i robi kartkówki. Tłumaczy okej, ale jak zobaczysz zadania, to i tak zgłupiejesz. I jeżeli wyraźnie nie powiesz, że czegoś nie rozumiesz, to będzie leciał dalej.
– A ta koszula? – wtrąciła Gina. – Zawsze tak chodzi?
Mio zaświeciły się oczy.
– O rany... To wy jeszcze nic nie wiecie! On ma ich całą masę. Każdy możliwy wzór i kombinację kolorów. Nie wiem, chyba kupuje je z Chin po tysiąc za tuzin... Są okropne! Ale lepiej nie mówić tego za głośno, bo... zresztą sami zobaczycie.
Znowu ruszyli korytarzem, tym razem w czwórkę.
– Wspomniałaś o kartkówkach, co nie? – zainteresowała się Shizuko. – Jak tutaj w ogóle wygląda z ocenami? Są jakieś egzaminy końcowe?
– Eee... Dobra. – Mio przekrzywiła głowę. – Boisz się, że wylecisz, prawda?
– Wcale... – Shizuko zrobiła się czerwona. Czemu wszyscy dzisiaj czytali z niej jak z książki?
– No więc... to nie do końca tak działa. W zasadzie jak już się tutaj dostaniesz, to serio trudno, żeby cię wyrzucili. Są egzaminy. Z podstaw dla wszystkich i cała masa indywidualnych. Praktyczne, teoretyczne... Oceniają je nawet normalnie, ale nie ma tak, jak w zwykłej szkole, że dwa razy źle napiszesz i nara. Tutaj przysiądą z tobą i będą ci tłumaczyć, aż zrozumiesz. Musisz naprawdę nie robić żadnego postępu, żeby wzięto pod uwagę wydalenie cię ze szkoły.
– Czyli nie musisz się w ogóle starać? – spytała Gina.
Mio pokręciła głową, jakby uraziła ją sama sugestia.
– Musisz się starać! Nie musi ci się od razu udawać. Ważne, żebyś szła do przodu. Szybko, powoli... to nie ma znaczenia.
Shizuko uniosła brwi bez słowa. Czy było jeszcze coś, czym zaskoczy ją tutejszy system?
Mio podrapała się po karku i zrobiła zmieszaną minę.
– Wiem, bo do fizyki podchodziłam cztery razy... To właśnie ja nie powiedziałam panu Toshiemu pierwszego dnia dzień dobry.
Chciała chyba coś dodać, ale nagle drogę przecięła im kolejna nowa osoba – a nawet trzy. Shizuko w pierwszej chwili myślała, że doszło do jakiegoś tajemniczego zakrzywienia czasoprzestrzeni, ponieważ znowu miała przed oczami okropną, hawajską koszulę nauczyciela od fizyki. Jej pamięć jednak szybko dokonała korekty – poza koszulą nie zgadzało się nic. Ani wzrost, ani postura, ani przede wszystkim wiek. Chłopak wyglądał na zwykłego ucznia. Pchał przed sobą wózek z siedzącą w nim szczupłą dziewczyną, a dwa kroki za nimi szedł drugi chłopak, najwyższy z całej trójki.
– Mio! – zawołał ten pierwszy. – Jednak kogoś znalazłaś?
– Daj spokój... Byłam na dole, ale sala była już pusta – odparła dziewczyna. – Żabka im chyba znowu zrobiła ekspresowe wprowadzenie.
– Żabka? – Shizuko poczuła się nie w temacie.
– Żabka, czyli pani Aoi – wyjaśnił nieznajomy chłopak. – Wzięło się od tego, że żabką wygrała pierwsze złoto. – Wyciągnął rękę. – Shiro. Shiro Ueda. Tata jakoś tędy przed chwilą przechodził, co nie? – Rozejrzał się. – Mam nadzieję, że dla własnego dobra powiedzieliście mu dzień dobry.
– Um... Shizuko. – Shizuko uścisnęła jego dłoń, jako stojąca najbliżej. – Tata...?
Idealnie dobrane koszule nagle nabrały o wiele więcej sensu.
– Tata, tata – przytaknęła Mio. – Chciałam was ostrzec, ale nie zdążyłam. Nasz kochany przewodniczący jest wtyką grona pedagogicznego. Uważajcie na niego.
– Ciekawe... Czy to znaczy, że też jesteś fizykiem? – spytał Kyoshi.
– Głównie, ale lubię technikę w każdej postaci. Dzięki, że spytałeś, Kyoshi – odpowiedział chłopak, nawet na niego nie patrząc.
Kyoshi westchnął zrezygnowany.
– Chciałbym dzisiaj dostać choć jedną okazję, żeby się przedstawić...
– Możesz przedstawić się Sammy'emu, bo on jest dziwny i nie słucha muzyki – zasugerowała Mio.
Shizuko przeniosła wzrok na drugiego chłopaka. Był dobrze zbudowany i mocno wyciągnięty w górę. Miał jasne włosy i zachodnie rysy. Nie było szansy, żeby był z Japonii. Zauważyła też, że pomimo imponującej postury trochę się garbił i unikał kontaktu wzrokowego. Dłonie od początku rozmowy trzymał wbite w kieszenie.
Kyoshi zbliżył się do niego z triumfalnym uśmiechem.
– Kyoshi Kida – wygłosił z satysfakcją. – Po prostu Kyoshi.
– Ee... Sam Murphy – rzucił chłopak sztywno z delikatnym akcentem. – Superszkolny strażak.
– Sammy boi się mówić, bo nie jest stąd – oznajmiła z godnym dyplomaty wyczuciem Mio. – Pan dyrektor ściągnął go aż z Ameryki.
– Dużo jest w szkole uczniów zza granicy? – spytał Kyoshi. – My mamy dwie dziewczyny.
– Serio? – Shiro uniósł brew. – Sammy, słyszałeś? Będziesz mieć koleżanki.
– ...fajnie – mruknął chłopak.
Gina przyjrzała mu się z zaciekawieniem.
– Ciekawe... Jak wygląda twój egzamin praktyczny? Czy jeżeli przez dłuższy czas nie ma żadnego pożaru, to szkoła coś organizuje? I... O rany, co to? – Otworzyła szerzej oczy i wskazała palcem fragmencik przestrzeni pomiędzy kieszenią a rękawem.
Sam zrobił nieszczęśliwą minę i obejrzał się za siebie, jakby rozpatrywał opcje ucieczki, ale było już za późno. W końcu niechętnie wyciągnął ręce z bluzy. Shizuko w pierwszym odruchu prawie otworzyła usta ze zdziwienia. O ile lewa dłoń chłopaka nie różniła się specjalnie od przeciętnej, to drugiej... nie było. A przynajmniej nie było w konwencjonalnym sensie, ponieważ na jej miejscu tkwiła dość wymyślna proteza. Za jej podstawę służył chromowany szkielet składający się ze stalowych rurek i mechanicznych przegubów. Był on jednak dodatkowo osłonięty giętką, przezroczystą masą, przywodzącą trochę na myśl plastik.
Gina cofnęła się parę kroków, jakby nagle zrobiło jej się trochę głupio.
– Przepraszam... Myślałam...
– Nie szkodzi – powiedział Sam głucho. Podwinął nawet sam z siebie lewą nogawkę, ujawniając analogiczną konstrukcję. – Tutaj też mam.
Shiro uśmiechnął się i bezceremonialnie złapał przyjaciela za rękę, podnosząc ją wyżej.
– Niezła, co? Chcecie dotknąć? – Wyciągnął protezę w stronę Shizuko.
– Jeżeli Sam nie ma nic przeciwko...
Sam pokręcił głową. Shizuko ujęła ostrożnie jego dłoń i przesunęła po niej parę razy palcami. Była nienaturalnie chłodna i nie miała pulsu, ale poza tym... można było się nabrać. Dziwna masa okazała się gładka i miękka w dotyku. Nie była to idealna imitacja prawdziwej skóry, ale wciąż o wiele lepsza, niż się spodziewała.
– Chciałbym móc zgarnąć wszystkie zasługi, ale to był ogromny projekt wielu uczniów i nawet paru nauczycieli – tłumaczył Shiro. – Jeszcze przez wiele lat nigdzie nie zobaczycie takiej drugiej. Mamy już patent, ale do masowej produkcji jeszcze długa droga. W skrócie i bez szczegółów, nasz Sammy jest wyposażony w najlepsze zamienniki prawdziwych kończyn, na jakie obecnie stać naukę. Ruchome części imitują prawdziwe kości, ale są wielokrotnie wytrzymalsze. Powłoka ma za to przypominać skórę, ale znowu – nie da się jej tak łatwo uszkodzić jak tej naszej. Całość jest połączona mikroskopijnymi drucikami z układem nerwowym, więc Sammy ma nad nią pełną kontrolę normalnie za pomocą myśli.
– Ciekawe... – Kyoshi przysunął się bliżej. – A może coś nią czuć?
– I tak, i nie... Zewnętrzna powierzchnia jest wrażliwa na nacisk, teksturę i zmiany temperatury. Działa, ale w porównaniu ze zwykłą ręką jest śmiesznie nieprecyzyjna. Da się nią odróżnić... nie wiem, wodę od waty, ale na przykład z gliną i plasteliną byłby już problem. No i nie odczuwa bólu, co też nie jest do końca dobre. W zasadzie... – Zmieszał się. – Mogłaby odczuwać, ale wynikł z tego mały dylemat. Zrobiliśmy w zespole głosowanie i ostatecznie stanęło na tym, żeby te nerwy jednak odłączyć.
– Łaaał... – Gina była pod szczerym wrażeniem. – Nie myślałam, że robicie takie rzeczy.
– Tutaj cały czas trwają różne większe projekty. – Shiro wzruszył ramionami. – Sporo od paru dobrych lat. Często się zdarza, że niektórzy absolwenci przychodzą tu jeszcze długo po skończeniu szkoły.
– Te ciekawsze, artystyczne, też są! – dopowiedziała Mio. – W zeszłym roku paru trzeciaków wystawiało w Sydney swoją własną symfonię. Wszyscy uczniowie dostali darmowe bilety i mieliśmy trzy dni wakacji.
– Ty to jednak wstydu nie masz... – Shiro wywrócił oczami (za co zarobił rozchichotanego kuksańca). – Dobra... Słuchajcie, miło się rozmawiało, ale mamy jeszcze dzisiaj parę rzeczy do zrobienia, a czekają nas jeszcze schody. Zresztą teraz już się będziemy często widzieć. Trzymajcie się i uważajcie na fizyce.
Shizuko zdziwiła się lekko. Była dzisiaj trochę nieogarnięta, fakt, ale nie na tyle, żeby nie zwrócić uwagi, że mają przed sobą trzy osoby, a na razie przedstawiły im się dopiero dwie. Zresztą uwaga o schodach w dość oczywisty sposób zwracała uwagę na tajemniczo milczącą dziewczynę na wózku. Która notabene sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie obchodziło jej, co dzieje się dookoła... I może faktycznie tak było. Shizuko nie chciała popełnić gafy. W końcu nie wiedziała, co dokładnie jej jest. Może nie mogła mówić albo na coś chorowała...
Gafę popełniła za nią Gina. Wyciągnęła brzydko palec i wskazała na dziewczynę.
– Ej! Ale ona przecież jeszcze się nie przedstawiła.
Shiro i Sam spojrzeli po sobie.
– W sumie... racja. – Shiro klepnął dziewczynę delikatnie w ramię. – To trochę niegrzeczne.
Nieznajoma podniosła wzrok. Miała wybitnie nieekspresyjną twarz – nie dało się z niej odczytać, czy jest zła, znudzona, czy może smutna. Była za to niesamowicie śliczna – do tego stopnia, że aż trochę przypominała lalkę. Miała delikatnie różowe policzki, drobny podbródek, duże, purpurowe oczy i długie włosy spływające szarobłękitnymi falami w dół jak wodospad albo księżycowy pył. Ubrana była w długą, granatową sukienkę ozdobioną wszystkim po trochu – były na niej kokardki, koronki, wstążki i kryształki. Nie miała na sobie butów, jedynie szare rajstopy, ale raczej nie były jej potrzebne.
– Możecie mi mówić Luna – odezwała się.
Shizuko już intuicyjnie przygotowała się na ciąg dalszy, ale... to chyba było wszystko. Zmarszczyła czoło.
– Tylko „Luna"? – Gina przekrzywiła głowę. – To jest w ogóle imię?
– Nie powiedziałam, że mam tak na imię, tylko że możecie mi tak mówić.
Zapadła niezręczna cisza.
– Hmm... No nic. – Shiro uśmiechnął się dla rozładowania sytuacji. – Jeszcze będzie czas, żeby się poznać. Cześć.
– Cześć... – mruknął Sam.
Po czym sobie poszli. Shizuko popatrzyła jeszcze, jak przy schodach Sam bierze dziewczynę na ręce, a Shiro składa jej wózek.
– W tej szkole nie ma wind? – szepnął Kyoshi.
– Nie ma – westchnęła Mio. – I... Jakby, dyrektor próbuje się trochę wykręcać, ale prawda jest taka, że nie opłaca ich się montować dla jednej uczennicy. Zwłaszcza że budowa szkoły nawet nie przewiduje na nie miejsca. To stary budynek.
W jej głosie dało się wyczuć nutkę zakłopotania. Jakby było jej głupio za to, co się stało, chociaż oczywiście nie miała na tę sytuację żadnego wpływu.
– Luna – burknęła Gina pod nosem. – Zawsze się tak zachowuje? Co jej w ogóle jest?
– Gina! – syknęła Shizuko.
Mio zmieszała się jeszcze bardziej.
– Luna... to Luna. Musicie jej to wybaczyć. Ona strasznie długo się przyzwyczaja do ludzi. Kiedy zaczynaliśmy szkołę, musieliśmy to znosić przez prawie miesiąc. Za to kiedy już kogoś polubi, to jest naprawdę przesłodka. Trudno uwierzyć, wiem, ale...
– Rozumiem – przerwała jej Shizuko. – Możesz powiedzieć o niej trochę więcej?
– Dobra... „Luna" to jej pseudonim, ale tego już pewnie się domyśliliście. Ma normalne imię, ale wam go nie powiem. Ona sama musi to zrobić. Co do tego, co... eee, „jej jest"... W zasadzie nic ponad to, co widać. Nie może chodzić. Jest sparaliżowana od kolan w dół. Nie wiem, czy od urodzenia, ale na pewno już długo. Shiro i Sam pomagają jej praktycznie cały czas. Ta trójka prawie zawsze jest razem.
– A jaki ma talent? – spytał Kyoshi.
– Jest modelką. W sumie to głównie dlatego używa pseudonimu. Nietrudno o stalkerów, kiedy pół kraju zna twoją twarz.
– Modelką? – Gina podrapała się po głowie. – A czy to nie jest dla niej... trochę trudne?
Mio uniosła brew, ale zaraz potem pokręciła głową.
– Ona nie chodzi na żadne pokazy, tylko ma umowy z paroma fotografami. Siłą rzeczy pozuje albo na siedząco, albo na leżąco. Z jej twarzą i figurą i tak wszyscy się o nią zabijają.
– To skoro już plotkujemy... A Sam? – zmienił temat Kyoshi. – Co mu się stało, że nie ma ręki i nogi?
Mio uciekła wzrokiem w bok.
– Szczerze... Nie wiem. Nigdy mi nie mówił. W ogóle z nim było trochę... dziwnie. Na początku tamtego roku ściągnęli go z Ameryki, bo Shiro i reszta potrzebowali kogoś do projektu tej całej protezy. Dopiero kiedy dyrektor z nim trochę porozmawiał, to zaproponował mu, żeby tu został. Nasza klasa jest teraz jedyną, w której uczy się siedemnaście osób. – Wzruszyła ramionami. – Jeżeli bardzo was to ciekawi, spróbujcie pójść właśnie do niego. Sammy wam raczej nic nie powie. Wciąż uczy się języka, więc w ogóle nie mówi za dużo. Zresztą pewnie i tak byłoby ciężko coś z niego wyciągnąć. Zgaduję, że nie za bardzo lubi o tym rozmawiać.
Shizuko postanowiła zmienić temat, bo rozmowa znienacka stała się strasznie ponura.
– Skoro mowa o Shiro, to ciekawi mnie jedna rzecz... – zaczęła. – On jakoś specjalnie się tak ubiera?
– Oj, to chyba jasne, że specjalnie. – Mio wydęła wargi. – Jeżeli go spytacie, to odpowie wam coś głupiego, ale prawda jest taka, że robi to zwyczajnie po to, żeby nie śmiali się z jego taty. Pan Toshi jest stary, trochę niemiły i bardzo wymagający. To naturalne, że uczniowie go nie lubią. A kiedy kogoś nie lubisz, to nagle wszystko zaczyna ci w nim przeszkadzać. Shiro za to wszyscy lubią. Więc... Można powiedzieć, że przez to starają się też trochę bardziej lubić pana Toshiego.
– To urocze – oceniła Gina.
– Czy ja wiem? Teraz śmieją się z ich obu. Chociaż... Nie, dobra. To faktycznie urocze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro