Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.6 Miłość i żółw


– Dwunasta biła już* – stwierdziła Shizuko następnego dnia po otwarciu oczu. – Widmo... Jak uprzejmym gestem wzywa cię, panie, w ustronniejsze miejsce. Nie idź z nim jednak.

W łazience podniosła kubek z wodą do mycia zębów i przyjrzała mu się uważnie.

– On tłustej kompleksji i tchu krótkiego. Hamlecie, masz chustkę. Obetrzyj sobie czoło. Matka pije za powodzenie twoje.

Wypłukała dokładnie usta.

– Nie, nie, ten to napój. Ten napój, drogi Hamlecie! Ten napój... Jestem otruta.

Nikt nie patrzył, więc odpuściła sobie następujące później umieranie, ale i tak zachichotała z satysfakcją. Nigdy wcześniej jakoś specjalnie nie przepadała za teatrem, jednak teraz miała mnóstwo frajdy z przygotowywania przedstawienia. I chyba nie tylko ona, bo wszyscy zaangażowani traktowali ten spektakl jak dobrą zabawę. Chociaż trzeba uczciwie przyznać, iż był on taką prowizorką, że próba traktowania go na poważnie raczej nie skończyłaby się dobrze.

Jedyną rzeczą, która odrobinę ją gryzła, i chyba nie tylko ją, była treść wystawianej sztuki. Nikt nie powiedział tego głośno, ale fabuła pełna śmierci i zabijania nabierała jakiegoś... nowego znaczenia, kiedy dosłownie parę dni temu widzieli, jak umierają prawdziwe osoby. Dlatego jakaś malutka jej część nie mogła pozbyć się wrażenia, że spektakl skończy się katastrofą. Podświadomie wyobrażała sobie, jak ostatnia scena kończy się okropnym wypadkiem... albo jak ktoś wykorzystuje półmrok i sztuczny dym, żeby się do kogoś zakraść... I tak dalej. Te myśli nie pojawiały się często, ale były przerażające.

Ale przecież nie można się tak wszystkiego bać. Co, miała teraz odwołać przedstawienie z powodu złych przeczuć? Przecież to nie wchodziło w grę. Przygotowania zaszły już zbyt daleko.

Próbowała się pocieszać i myśleć o innych rzeczach, ale lęk wlazł jej głęboko pod skórę i nie chciał stamtąd wyleźć. Po prostu... śmierć zmienia ludzi. Sprawia, że stają się... bardziej ostrożni? Mniej lekkomyślni? Nabierają pokory?

– Nie będę płakać, bo jeszcze się potknę, a wtedy to dopiero będzie kłopot – szepnęła w przypływie jakiegoś dziwacznego, wisielczego natchnienia. Zresztą chwilę potem aż sama się zaśmiała z tego, jakie głupoty wygaduje.

Może po prostu czasami trzeba zwariować, żeby zachować resztkę rozsądku.

Śniadanie minęło spokojnie. Nikomu nie chciało się iść robić od razu próby z pełnymi brzuchami, więc po śniadaniu postanowiła z kimś chwilę pogadać. Potrzebowała miłej, niezobowiązującej rozmowy o niczym, żeby choć trochę rozgonić te metaforyczne czarne chmury, które kłębiły się nad jej głową.

Przysiadła się więc do pierwszego lepszego stolika. Zastała przy nim Momo i Reiko, które gawędziły o czymś cicho. Ostatnie miejsce zajmował Takehiko. A dokładniej drzemał na siedząco, kiwając się lekko. Miał jeszcze bardziej bladą twarz i podkrążone oczy niż zazwyczaj. Shizuko, widząc to, westchnęła z dezaprobatą.

– Pewnie pracował całą noc, mam rację? – spytała dziewczyn.

Reiko kiwnęła głową.

– Mówiłam mu, że to bardzo niezdrowe, ale nie chciał mnie słuchać.

– On w ogóle mało kogo słucha – zauważyła Momo.

– Mrgh... Nieprawda... – zaprotestował dla zasady Takehiko, przecierając oczy. Ziewnął kilka razy. – Nieprawda, ten...

– Chłopie, przecież ty jesteś ćwierćprzytomny. Może nawet jednapiątaprzytomny.

– A przynajmniej dopiąłeś swego, uparciuchu? – spytała Shizuko.

– Prawie... Pozostało mi oszacować odpowiednią ilość. Drobnostka, mógłbym zrobić to nawet teraz...

– Teraz to ty się powinieneś wyspać – oceniła Shizuko. – Zresztą skoro to taka drobnostka, to możesz ją zrobić też jutro.

– A jutro spektakl, tak? – spytała Reiko.

– Nie konsultowałam jeszcze tego z resztą, ale chyba tak. No bo co nam zostało? Wszystko jest już gotowe.

– No i fajnie – stwierdziła Momo. Rozejrzała się po ich stoliku. – W ogóle hej, znowu jesteśmy w tym samym składzie. Czy właśnie zawiązuje się tradycja regularnych babskich spotkań?

– O co ci... ach, to – mruknęła Shizuko. Faktycznie, parę dni temu zdarzyło im się rozmawiać w tej samej czwórce. – Babskich plus Takehiko.

– Takehiko może być naszą klubową maskotką. – Momo oparła łokcie o stół i zaczęła kiwać nogami. – To o czym chcecie pogadać, babki wy moje kochane?

– Chyba o czymś babskim, nie? – Reiko parsknęła śmiechem.

– Ma któraś z was chłopaka? – spytała Momo znienacka.

Shizuko przewróciła oczami. No tak, cała Momo... To było w zasadzie całkiem normalne pytanie, ale z jakiegoś powodu poczuła na nie lekką nerwowość.

– Nie... – odparła ostrożnie.

Całkiem szczerze, to Shizuko nigdy nie miała chłopaka. Sama nie była do końca pewna, dlaczego. Może dlatego, że widziała sporo związków z boku i zdawała sobie sprawę, że mnóstwo z tym zachodu, a ostatecznie i tak coś może po prostu nie wyjść? A może podświadomie bała się idącej za tym odpowiedzialności? Zresztą... miała kochających rodziców i kochających przyjaciół. Na brak miłości nie mogła narzekać. Były też oczywiście... inne potrzeby, ale one, jak to miały w zwyczaju, przychodziły i odchodziły, i na pewno nie było to coś, dla czego warto byłoby aż tak angażować się emocjonalnie.

– Reiko?

Reiko momentalnie zrobiła się cała czerwona.

– Um... N-no, chyba...

– Jak to chyba? – Momo prawie podskoczyła w miejscu. – To ty nie wiesz? Opowiadaj.

– No bo w sumie nie jestem pewna, czy mnie lubi, czy tylko chce być miły.

– A kto to w ogóle? Jak długo się znacie?

– Parę miesięcy... Jest trochę starszy, studiuje medycynę. Przychodzi do nas do szpitala na praktyki.

– Łooł... Reiko, tygrysie, starszego od razu? I to w dodatku zabójczo przystojnego studenta...

Shizuko schowała twarz w dłoniach. Głównie po to, żeby ukryć uśmiech.

– N-nie powiedziałam, że jest zabójczo przystojny... – pisnęła Reiko.

– A nie jest?

– No jest, ale... Momo!

Momo miała niezły ubaw z całej tej rozmowy. W przeciwieństwie do Reiko, która z każdą chwilą była coraz bardziej zakłopotana.

– A czemu twierdzisz, że nie wiesz, czy jesteście razem?

– No bo nie robimy żadnych... nieprzyzwoitych rzeczy ani nic...

– Ranyy... – Momo przewróciła oczami. – Tylko o to chodzi? A co robicie?

– No... Kupuje mi kwiaty... I chodzimy czasami na spacer albo do kawiarni. I mówi do mnie „pączuszku".

Momo zabębniła palcami o stół z miną eksperta.

– Laska, on jest w tobie zabujany po uszy.

– Naprawdę?!

Shizuko robiło się dziwnie ciepło na sercu, kiedy tak siedziała z boku i przysłuchiwała się temu wszystkiemu. Kiedy zobaczyła Reiko po raz pierwszy, bała się trochę, że będzie pełna kompleksów, ale na szczęście wcale tak nie było. Co więcej, również sporo osób z jej otoczenia poznało się na tym, jak bardzo jest kochana. Co nie było w zasadzie niczym dziwnym, bo ona sama przekonała się o tym po zaledwie tygodniu.

– A ty, Momo? – zmieniła temat. – Bo gadamy tak tu o sobie, a ty siedzisz cichutko jak myszka.

– Kiedyś miałam, teraz nie. – Momo oparła głowę na dłoniach i zatrzepotała rzęsami. – Coś jeszcze?

Shizuko była trochę zaskoczona tym, jak szybko dziewczyna ucięła temat (który, bądź co bądź, sama zaczęła). Nie lubiła jednak naciskać.

– Em... – bąknęła niezbyt mądrze. – Jeszcze... Jeszcze został Takehiko.

– Właśnie! – poparła ją Reiko. – Jak wszyscy, to wszyscy.

– No to... powiedz, Takuś – zgodziła się Momo.

Takehiko podniósł głowę zaskoczony.

– Ale o co chodzi?

– Czy masz dziewczynę? – spytała Shizuko.

– Albo chłopaka, nie oceniamy – dopowiedziała Momo.

Chłopak zamrugał kilka razy.

– Mam żółwia – odparł ostrożnie, chyba nie do końca rozumiejąc pytanie. Poczuł jednak na sobie zdezorientowane spojrzenia, więc zmarszczył czoło, desperacko próbując pojąć, o co chodzi. Po chwili rozpromienił się cały. – Ach... Podejrzewam, że chodzi o randkowanie.

Shizuko kiwnęła głową.

– Nie, absolutnie! Skąd w ogóle to podejrzenie? Zaraz, chyba nawet kiedyś to liczyłem... – Zaczął szybko gryzmolić coś po kołnierzyku kitla, na którym zaczynało się kończyć miejsce. – Tak jak wspominałyście, dziewczyna wymaga w miarę regularnego dostarczania kwiatów i zabierania do kawiarni. Jeśli pomnożymy cenę kwiatu przez... Tak... Średnia wartość rachunku... Należy też uwzględnić prezent na urodziny... No nie. – Rozłożył ręce. – Wychodzi to samo. Inwestycja generuje zysk ujemny. Mogę wam jeszcze doliczyć, ile w skali roku trzeba łącznie poświęcić jej czasu. Nie opłaca się, jakby na to nie spojrzeć.

Powiedzieć, że wprawił tym swoje rozmówczynie w mocne zdębienie, to jak nie powiedzieć nic.

– Inwestycja... – powtórzyła Reiko.

– Zysk jest dodatni, jestem tego pewna – zaoponowała Momo. – Chyba zapomniałeś uwzględnić w obliczeniach... no, emocje.

Shizuko przytaknęła na zgodę.

– Nie wszystko powinno się kalkulować i wyliczać.

– Powiedziałem coś nie tak? – zmartwił się Takehiko. – Przecież... to czysta matematyka i zdrowy rozsądek.

– Gdyby wszyscy kierowali się matematyką i zdrowym rozsądkiem, to świat byłby... inny. – Momo skubnęła dolną wargę w zamyśleniu.

– Tylko pytanie czy lepszy, czy gorszy – mruknęła Reiko.

– Och, lepszy, bez wątpienia. I gorszy. O wiele gorszy.

– To nie ma sensu – zauważył Takehiko.

– Nie ma – zgodziła się Momo. – Ale zasadniczo ludzie... nie myślą sensownie.

Chłopak zwiesił smutno głowę.

– Przepraszam... Nie rozumiem. Czemu uważasz, że nie mam racji? Przecież moje obliczenia były dobre. – Schował twarz w dłoniach. – Czemu to wszystko musi być takie... takie skomplikowane?

Shizuko zrobiło się go szkoda.

– Masz po prostu... bardzo ścisły umysł. – Zamyśliła się. – Nie wiem... Nie myślałeś nigdy, jakby to było? Gdybyś miał kogoś, kto by ci przynosił ciepłą herbatę, kiedy ty byś pracował długo w laboratorium, zwracał uwagę, że powinieneś już się kłaść, bo jest późno, narzekał, że znowu nie umyłeś włosów...

Takehiko zmarszczył czoło.

– Brzmi męcząco i natrętnie.

– Bo jest, ale... Jejku. – Złapała się za głowę. – To chwilę zajmie...

***

Próba generalna poszła jak po maśle. Amy udało się zapomnieć kwestii jedynie osiem razy i był to dla wszystkich znak, że już bardziej gotowi być nie mogą. Brakowało jeszcze tylko efektów specjalnych, ale Takehiko zapewnił ich, że są już praktycznie skończone. Obaj Hamletowie czuli się w swoich rolach jak ryby w wodzie, Ofelia wyglądała, jakby była w stanie popędzić do klasztoru choćby i w tej chwili, król Klaudiusz budził mniej więcej po równo wstręt i respekt, a królowa Gertruda do perfekcji opanowała agonalne rzężenie, które stanowiło nieunikniony skutek wychylenia kieliszka czystej trucizny.

Innymi słowy – wszystko było dopięte na ostatni guzik. W szampańskich nastrojach pozwolili więc sobie na chwilę oddechu, celebrując okazję resztką czekoladowych ciasteczek.

– Ech... Ile bym dała, żeby być teraz gdzieś w Skandynawii – mruknęła Amy z nutką melancholii, kontemplując obrazek na kurtynie.

Shizuko przyjrzała jej się uważnie. Odkąd zaczęli pracować nad przedstawieniem, Amy wyraźnie się rozpogodziła. Wciąż nie była tą samą Amy, którą poznali na samym początku, ale starała się robić dobrą minę do złej gry. Tyle że Shizuko wiedziała dobrze, że o niczym nie zapomniała. Ona też nie potrafiła. To, że o tym nie mówili, nie znaczy, że tego nie było... Ale Amy milczała, więc ona też milczała.

– Mieszkałaś tam kiedyś, dobrze pamiętam? – spytał Akio.

– Skandynawia brzmi zimno i mokro – skomentowała Akemi.

Amy pokręciła głową.

– Przecież nie cała Skandynawia to śnieg i fiordy. Są zimniejsze miejsca, ale w niektórych panuje też łagodniejszy klimat. To całkiem spory region.

– Mnie tylko interesuje, jakie są tam fale – zaśmiał się Sushi. – I czy lokalne dziewczyny są...

– ...miłe i inteligentne – dopowiedziała Momo.

– Właśnie... – Shizuko sobie o czymś przypomniała. – Amy, nie chciałabyś poopowiadać trochę o swoich podróżach?

– Em... No mogę. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – A co chciałabyś wiedzieć?

– Zastanawiam się... – Shizuko myślała, jak możliwie najgrzeczniej sformułować nurtującą ją kwestię. – Musicie mieć sporo pieniędzy, prawda?

– He? – zdziwiła się Amy. – Moi rodzice uczą angielskiego. Nie powiedziałabym, że dużo zarabiają.

– Ale przecież... – Shizuko zrobiła się cała czerwona. Co ją napadło...

Tak naprawdę głównym motywem tego pytania była prawdopodobnie lekka zazdrość. Shizuko przez całe życie nie wychyliła nosa poza swoje miasto. Nawet w wakacje... a właściwie to zwłaszcza w wakacje. Zawsze miała wrażenie, że wyjazdy gdziekolwiek są niebotycznie drogie, nawet te trwające tylko kilka dni.

Och, nie znaczy to oczywiście, że jej rodzina była biedna. Starczyło im pieniędzy na wszystko, czego potrzebowali. I w zasadzie na nic więcej.

– Ach... – Amy chyba domyśliła się, o co jej chodziło. – No... Jak ktoś nie umie oszczędzać na podróżowaniu, to faktycznie może sporo zapłacić. Właśnie na takich frajerach biura podróży koszą największą kasę.

– Więc uchyl nam, proszę, rąbka tajemnicy – ziewnął Kyoshi. – Jak to robisz?

– Trzeba się umieć wyrzec wygód – wyjaśniła. – Zamiast jechać pociągiem czy samolotem, najłatwiej przejść dystans na piechotę. Albo zabrać się autostopem. Jeśli chcę się udać gdzieś na inny kontynent, najczęściej biorę statek.

– Za darmo?

– No... Bo oczywiście nie chodzi o statki pasażerskie, tylko takie transportowe albo rybackie. Czasami pomagam przy ścieraniu pokładów i podobnych rzeczach... A w zasadzie to prawie zawsze. Ale w zamian dostaję darmowy rejs, więc nie mam co narzekać.

Kyoshi pokręcił głową.

– A kiedy jesteś już na miejscu, to co robisz?

– Jak to co? – Spojrzała na niego jak na wariata. – Zwiedzam.

– Jeny... – Przewrócił oczami. – No jasne, że zwiedzasz, ale ja się pytam, jak to organizacyjnie wygląda. Bo... raczej nie sypiasz w hotelach, nie?

– Hotelach... – Zaśmiała się szczerze. Shizuko na ten śmiech zrobiło się jakoś cieplej na sercu. – Zabawny jesteś. Po co komu hotel, jak mogę sobie rozłożyć namiot?

– Ale... – Reiko była w szoku. – Przecież musi ci być strasznie zimno. A co jeśli pada?

– Tym lepiej. Darmowy prysznic.

– O rany... – Akio sapnął z podziwem. – To się dopiero nazywa tramp.

– Może jeszcze powiedz, że jesz owoce z drzew i własnoręcznie upolowane zwierzątka – mruknął Sushi.

Amy spojrzała na niego jak na wariata.

– Oszalałeś? Nie wolno oszczędzać na lokalnej kuchni! To jest... to jest zbrodnia!

– Czyli już wiemy, czemu tak skąpisz na wszystko inne. – Momo parsknęła śmiechem.

– A-ale... Przecież to musi być okropne! – Reiko dla odmiany zrobiła smutną minę. – Jesteś całkiem sama, z dala od domu... Nie tęsknisz czasami?

– Ciągle tęsknię. – Amy zapatrzyła się w sufit. – Mogłoby się wydawać, że jeśli ktoś przeprowadza się tyle, co ja, to ciężko mu mówić o czymś takim jak dom. Bzdura. Dom to nie jest miejsce. Dom to rodzina.

Zamilkła na chwilę.

– Ale to też nie jest tak, że jestem całkiem sama. Zawsze się trafią jacyś mili tubylcy. Tacy, co mnie podwiozą, dadzą jeść, przenocują... Różni są ludzie w różnych zakątkach świata, ale pewne rzeczy się nigdy nie zmieniają.

– Ta, akurat – parsknęła Akemi. – Bujasz. Nie ma nic za darmo.

– Może... Ale nie za wszystko trzeba płacić pieniędzmi. – Zwróciła się do wszystkich: – Wiecie, jaka jest najbardziej uniwersalna waluta świata?

Nie wiedzieli. Znaczy... Momo chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili i resztką silnej woli się powstrzymała.

– Historie – wyjaśniła Amy. – Byłam w tylu miejscach i widziałam tyle rzeczy, że zawsze znajdę jakąś ciekawą historię do opowiedzenia. A ludzie chcą ich słuchać. Od anegdotki do anegdotki i umyka ci moment, w którym zaprzyjaźniasz się z kompletnie obcą osobą. Większość z tych ludzi przez całe życie nie rusza się z jednego miejsca. Samo słuchanie o innych kulturach to dla nich wielka atrakcja. Opowieść jest najpewniejszą monetą w podróży. Pamiętajcie o tym.

Shizuko uśmiechnęła się, ale był to uśmiech smutny. Pamiętajcie... Nie mieli nawet pewności, czy komukolwiek uda się stąd ujść z życiem. Dawanie komuś w takiej sytuacji porad dotyczących dalekich podróży było odrobinę na wyrost. No ale w zasadzie tak bezkompromisowy optymizm pasował do Amy. Nawet mówiąc kompletnie o czym innym, potrafiła podświadomie dodać im otuchy.

Nie martwcie się, kamraci! Choć w tej chwili panuje sztorm, jeszcze kiedyś wyjdzie słońce i będziemy wspominać tę burzę daleko stąd.

Tak... To było jeszcze zanim wszystko zaczęło się kompletnie psuć.


* Wszystkie cytaty pochodzą z Hamleta tłumaczenia Józefa Paszkowskiego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro