Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.5 Multiwersum


Następnego dnia Shizuko obudziła się żywa, co było całkiem sporym sukcesem samo w sobie. Chociaż złośliwi powiedzieliby, że żeby się obudzić, trzeba najpierw spać, a z tym akurat miała tej nocy lekki problem. Wyglądało to tak, że co chwilę się budziła, wpadała na Bardzo Dobry Pomysł odnośnie przedstawienia, a potem była zbyt podekscytowana, żeby znowu zasnąć.

W tym stanie półśniącej świadomości często też zdarzało się jej myśleć o Kyoshim. Było to raczej zrozumiałe, biorąc pod uwagę emocjonalny ekshibicjonizm, który przed nim wczoraj popełniła. Czuła się z tym zaskakująco... dobrze. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale ufała Kyoshiemu. Czuła, że odpowiednio zaopiekuje się nawet najbardziej osobistym sekretem. Inna sprawa, że potrzebowała to z siebie wyrzucić. Mogła próbować oszukać samą siebie, ale tyle lat ciągłego poniżenia pozostawia ślad. Dobrze było się trochę od tego zdystansować.

Czuła się dobrze. I pomimo że jej organizm miał wszelkie powody, by być niekontent, wstała z niezwykłą dla siebie energią.

Na stołówce przywitała ją Momo z naręczem kolorowych płacht.

– Chcesz po śniadaniu pomóc mi zrobić dekoracje? – spytała.

– Chyba nawet będę musiała... Zaraz, już wszystko wycięłaś?

– Większość. Uznajmy, że miałam dziś lekki problem z zaśnięciem.

Zerknęły na siebie i wybuchły zgodnym chichotem.

– Nie ciesz się tak – przestrzegła ją Momo. – Zszycie tego wszystkiego i tak zajmie ze dwie godziny.

– We dwójkę pewnie tak... – Shizuko wyciągnęła szyję. – Hej, Kyoshi!

– Tak?

– Masz co robić po śniadaniu?

– Hm?

– To już masz. – Zatarła ręce. – A po obiedzie nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy zrobili sobie nawet parę godzin prób.

– Czyli rozumiem, że teraz podejmujesz wszystkie decyzje za mnie... – mruknął Kyoshi.

– Przyzwyczajaj się – poradziła mu Momo. – Babki już takie są, uwielbiają wodzić chłopców za nos. A zwłaszcza tych, których lu... Ała!

– Och, przepraszam – powiedziała Shizuko z niewinną minką. – Złapał mnie jakiś okropny skurcz i niechcący kopnęłam cię prosto w kostkę... Ajć!

– Wybacz – stwierdziła Momo ze skruchą. – Moją rękę musiał opętać jakiś demon, bo kompletnie bezwolnie uszczypnęłam cię w ucho.

– Bijecie się? Mogę też? – spytała Amy, która pojawiła się znienacka za ich plecami.

– Lepiej się nie wtrącaj – doradził jej Kyoshi z mściwym uśmieszkiem. – Babki już takie są, że uwielbiają lać inne babki. A zwłaszcza te, które lubią.

– Aha. Zjadłabym sobie babkę – stwierdziła Amy, siadając obok.

Jej życzenie zostało w pewnym stopniu spełnione, bo zaraz potem zjawił się Akio ze śniadaniem. W samą porę, bo te przekomarzanki wymykały się spod kontroli. Próżno było jednak szukać na talerzu jakiejkolwiek babki, byczej czy drożdżowej, co stanowiło spory minus.

Posiłek minął spokojnie. Pod koniec jednak stało się coś nierutynowego. Zaczęło się od tego, że Akemi jak zwykle zostawiła sporą część swojej porcji. Shizuko zauważyła to już wcześniej. Na początku myślała, że może po prostu nie ma z rana apetytu... ale na obiad dziewczyna również zadowalała się mysią porcją. Jako jedyna miała taki problem – nawet zawartość talerza stawianego przed Kyoko ostatecznie znikała w niejasnych okolicznościach.

Shizuko postanowiła wreszcie coś z tym zrobić. Dyskretnie wyciągnęła rękę ponad stołem i dotknęła dłoni Akemi.

– Hej... Nie chcesz tego dojeść?

– Nie jestem głodna. – Akemi niechętnie wzruszyła ramionami.

Shizuko starała się nie przyciągać za dużo uwagi, ale niestety siedzieli wszyscy tak blisko siebie, że ktoś musiał ich usłyszeć.

– Głodna, niegłodna, marnujesz zapasy – zauważył Sushi.

– Proszę bardzo, możesz dokończyć – mruknęła Akemi niechętnie.

– Nie bierz – ostrzegł go Taro. – Pewnie tam napluła.

– Wal się.

– Co się znowu dzieje... – westchnął Akio. – Uspokójcie się, proszę. Akemi, wszystko dobrze? Byłoby lepiej, gdybyś jednak to dokończyła.

– Nic mi nie jest. Po prostu nie mam ochoty.

Dokładnie w tej samej chwili, jak na zawołanie, poszła jej krew z nosa. I to dość mocno. Siedzące najbliżej osoby spojrzały na nią z obawą.

– Ojć... – powiedziała bardzo elokwentnie Amy.

– Spokojnie... Przybywam na ratunek! – rzekł Takehiko, wyciągając w stronę Akemi dłoń z jakąś wyjętą z kieszeni szmatką.

W ostatnich dniach bardzo często oferował innym swoją pomoc, w najdrobniejszych nawet rzeczach. Miał mnóstwo szczerych chęci, jednak często przynosiły one więcej szkody niż pożytku. Tak było i tym razem. Akemi zerknęła przerażona na poplamioną lepiej-nie-wiedzieć-czym ścierkę i pokręciła głową, niezdarnie próbując zatamować krwotok dłonią.

Shizuko pozwoliła sobie westchnąć, po czym nie tracąc czasu wyprowadziła dziewczynę ze stołówki i migusiem pomknęła do siebie po chusteczki. Akemi przyjęła je bez słowa. Po paru minutach krew przestała lecieć. Siedziały teraz na korytarzu bez słowa.

– Więęęc... Wszystko dobrze? – przerwała ciszę Shizuko, która miała nadzieję na chociaż głupie „dziękuję". – To nie wyglądało ciekawie.

Akemi znowu wzruszyła ramionami. Ten gest zaczynał być już irytujący. Tak samo zresztą, jak jej całe podejście. Shizuko niełatwo było zirytować, ale i tak wzięła się pod boki i powiedziała... może nie ostro, ale na pewno bardziej stanowczo:

– Wiesz, jesteśmy tu same. Możesz już przestać.

– Niby co? – burknęła.

– Księżniczkować.

Akemi otworzyła nieco szerzej oczy.

– Ja wcale nie...

– Oj, nie udawaj głupiej – przerwała jej. – Jeżeli wszystkich niepokoisz, a potem mówisz im, że mają się nie przejmować, wiadomo, że będą się przejmować jeszcze bardziej.

– Jezu... Może, no i co? Daj mi spokój...

– Nie dam, dopóki nie powiesz mi, co się dzieje.

– I... co ci to niby da?

– Mi? Prawdopodobnie nic – odparła Shizuko szczerze. – Ale ty poczujesz się o wiele lepiej. Przecież widzę, że chcesz to z siebie wyrzucić.

– Nie udawaj, że ci na mnie zależy.

– A jeśli nie udaję?

Akemi wyraźnie się wahała.

– J-jestem na głodzie – mruknęła wreszcie przez zaciśnięte zęby.

Shizuko potrzebowała paru chwil na... nie tyle zrozumienie, co przetrawienie tej informacji.

– Na... Chodzi ci... O matko.

– Jeny... Nieważne. To i tak nic takiego.

– To... nie brzmi na „nic takiego". Ani trochę!

– Uh... I tak już z tym skończyłam.

Shizuko wiedziała, że to nie jest prawda. Och, zapewne próbowała skończyć wiele razy... Ale kiedy wpadnie się już w podobne bagno, bardzo trudno z niego wyjść.

– Ale... to nie oznacza końca problemów, prawda? – zauważyła ostrożnie.

– Nie gadaj, jakbyś mnie rozumiała – prychnęła Akemi.

– Nie rozumiem, prawda – przyznała. – Dlatego musisz ze mną odrobinę współpracować. Ja naprawdę chcę ci pomóc.

Milczały chwilę.

– Co chcesz wiedzieć? – spytała w końcu Akemi.

– Kiedy był ostatni raz?

– Dzień przez rozpoczęciem – mruknęła niechętnie. – Po prostu... Stresowałam się nową szkołą, okej?

– Co dokładnie bierzesz? Jakieś proszki, strzykawki...?

– Prochy. Nie lubię... się kłuć.

– To dlatego nie masz żadnego tatuażu?

Akemi drgnęła lekko, zdziwiona, że Shizuko w ogóle o tym pamiętała.

– Mam „nadwrażliwą skórę" czy inne gówno. Zresztą nie chciałabym nawet gdybym mogła. To, że coś mi dobrze wychodzi, nie znaczy, że to lubię. Robię to tylko dla hajsu.

Shizuko pokręciła głową.

– A nie próbowałasz szukać nigdzie pomocy? Kiedy już zdałaś sobie sprawę, że masz problem?

– Niby u kogo? – prychnęła. – Starzy mają we mnie wyjebane, a nauczyciele i cała reszta od razu by mnie wysłali na odwyk albo do poprawczaka.

Cóż... brak zrozumienia to jedna rzecz, ale Shizuko podejrzewała też, że nawet kiedy zrozumiesz, że coś cię wyniszcza, nie jest łatwo tak po prostu z tego zrezygnować. Nigdy nie była od niczego uzależniona, więc mogła się tylko domyślać, jak gigantycznej siły woli to wymaga. Zwłaszcza że jeśli to, co mówiła, było prawdą, to właśnie Akemi musiała wykonać pierwszy krok, nikt inny.

Dlatego właśnie poklepała ją po ramieniu i uśmiechnęła się.

– Dobra robota.

– Ale co? – nie rozumiała Akemi.

– Dałaś radę. Przemogłaś się i mi o tym powiedziałaś. Teraz już ci nie dam spokoju, kiedy stąd wyjdziemy. Mogę chodzić z tobą na terapie, jeśli się wstydzisz. Możesz do mnie dzwonić, jeśli będziesz czuła, że nie wytrzymasz. Pomogę ci, jasne?

– Chyba za bardzo wybiegasz w przyszłość... Może obie tu umrzemy i nic nie będzie miało znaczenia.

– O nie. Nie dam ci umrzeć. Obiecuję. Masz jeszcze jedną, bardzo ważną rzecz do zrobienia.

Akemi była wyraźnie speszona.

– Shizuko, czemu... Nie mów tego, proszę.

– Ty też mi obiecaj. Obiecaj, że się postarasz.

– Nie... Źle robisz... – Drżały jej wargi.

Shizuko cierpliwie czekała.

– Obiecuję – wyszeptała Akemi wreszcie. Otarła oczy w koszulkę. – To... co teraz?

– Wróć i spróbuj dokończyć śniadanie. I tak już jesteś osłabiona, a nie jedząc, tylko pogarszasz sprawę. W końcu zemdlejesz.

Dziewczyna kiwnęła głową. Wróciły na stołówkę. Parę osób przyjrzało im się z zaciekawieniem, ale nikt o nic nie spytał.

Shizuko była po tej rozmowie jednocześnie przybita i zadowolona. Dorastała w gruncie rzeczy w biednej dzielnicy, więc narkotyki nie były dla niej żadną nowością. Znała z widzenia i z opowieści parę osób, które stoczyły się przez nie aż na samo dno. Zawsze jednak był to problem, który dotyczył kogoś innego. Aż do teraz. Miała jednak wrażenie, że całkiem nieźle sobie poradziła. Co będzie dalej, to się okaże. Na razie wolała być dobrej myśli.

Momo i Kyoshi już na nią czekali. Nie tracąc czasu, udali się na drugie piętro i przystąpili do roboty. A tej, jak się szybko okazało, było mnóstwo. Najpierw musieli zszyć ze sobą parę prześcieradeł, tak żeby kurtyna była długa na całą salę. Sporo czasu zajęło im wymyślenie, jak ją w ogóle powiesić. Natomiast dziesięć – lekko licząc – razy dłużej przyszywali dekoracje. Pod koniec całą trójkę niebotycznie bolały plecy i kolana, o palcach nawet nie wspominając. Momo z lekkim żalem patrzyła, jak znika ostatnia szpulka jej nici.

– Dobrze mi służyłyście – westchnęła, salutując.

Wreszcie jednak skończyli. Kurtyna została uroczyście powieszona. Wisiała tak, że zasłaniała przejście do drugiej sali. Było za nią trochę miejsca. Akurat żeby zmieścić – przykładowo – stołek z gitarzystą. Albo skłonną do dąsów suflerkę.

Przyglądali się chwilę swojemu dziełu.

– Śliczna jest – oceniła Momo.

– No ba! – sapnął Kyoshi. – Wszystko przyszyte ślicznie i równo.

– Tak myślisz? – spytała Shizuko. – Bo ja widzę...

– Nie widzisz – przerwał jej Kyoshi z uśmiechem. – Jest równiutko jak od linijki. I nie trzeba absolutnie nic poprawiać.

– Hmm... No dobrze – zaśmiała się.

Ponieważ kwestia nienaganności ich pracy została załatwiona, niemal równocześnie padli wykończeni na szpitalne łóżka. Momo szybko zsunęła swoje półbutki i owinęła się kołdrą po samą szyję. Shizuko mniej szybko rozsznurowała swoje całe-buty i zrobiła to samo. Minutę później dołączył do nich Kyoshi, kiedy wreszcie udało mu się odbezpieczyć swoje buciory.

Leżeli tak przez chwilę w milczeniu, czując tak rozkoszną ulgę, jaką można poczuć tylko kładąc się po dobrych dwóch godzinach klęczenia na podłodze.

– Jest mi tak wygodnie, że chyba zostanę tu do jutra – powiedziała wreszcie Shizuko.

– Mhm... – mruknęła Momo, zajęta grzebaniem pod poduszką. – Sprawdźcie swoje.

– Myślę, że wróżka księżuszka już wyczerpała zapas. – Shizuko pokręciła głową ze śmiechem.

Nastała kolejna chwila ciszy.

– Weźcie coś mówcie, bo głupio trochę – poprosiła Momo.

– Możemy pomówić o sensie życia – zaproponował Kyoshi. – Bo ja uważam, że nie ma żadnego.

– Mówisz teraz serio czy żartujesz...? – spytała Shizuko.

– Całkiem serio... W sensie, nie jestem żadnym nihilistą ani nic. Po prostu ostatnio trochę nad tym myślałem. No bo... w szerszej perspektywie wszystko jest bezcelowe, nie? Nieważne, czego dokonasz za życia, kiedyś i tak umrzesz. Następne pokolenia tak samo. Ziemia kiedyś spłonie. Ludzkość kiedyś wyginie. Z całej materii we wszechświecie kiedyś zostaną tylko pojedyncze atomy. Wszystko ma koniec. Cały świat zmierza ku destrukcji. Jeżeli tak o tym pomyślisz, to wszystko kiedyś będzie bez znaczenia. Nie zostanie żaden ślad po mnie, po tobie... po największych osobach w historii ludzkości... Nie zostanie nawet nikt, kto by się tym przejął.

– Serio? – mruknęła Shizuko, która słuchała tego z narastającą złością. – Ale... zauważ, że to można obrócić. Co ciebie obchodzi, że kiedyś zostaniesz zapomniany? Od razu wybiegasz myślami do śmierci i końca świata, podczas gdy teraz żyjesz. Może i ostatecznie wszystko będzie bez znaczenia, ale teraz nie jest. Jakby to... – Szukała słowa. – Liczy się droga, a nie cel. Rozumiesz?

– Może... – Wzruszył ramionami. – Momo, a co ty myślisz?

Dopiero teraz zauważyli, że Momo od początku rozmowy prawie drży. Miała zaciśnięte oczy i skupioną twarz.

– Nic mi nie jest! – zawołała. – Po prostu... rozmawiacie tak o sensie życia, więc bardzo się powstrzymuję, żeby nie powiedzieć czterdzieści dwa. – Odetchnęła. – Już dobrze. Hmm... Ja bym powiedziała, że żyje się głównie dla innych. Może pojedynczy człowiek faktycznie nie jest za dużo wart, ale jakby... to ty wnosisz sens do czyjegoś życia. I na odwrót.

– Dokładnie! – ucieszyła się Shizuko.

– Ciekawe czyjego – mruknął Kyoshi.

– No i... – Momo podniosła się nieco. – Kurczę, powiedzcie mi, że czytam za dużo science fiction, ale to wcale nie jest pewne, że wszechświat kiedyś się skończy.

– Entropia – uciął Kyoshi. – Fundamentem wszystkich praw fizyki jest rozpraszanie energii. A skoro wszechświat jest układem zamkniętym, to kiedyś w końcu nastąpi rozproszenie totalne.

– Tak twierdzą naukowcy. Ale naukowcy mylili się wcześniej wiele razy, prawda? Może czegoś nie wiemy. Może brakuje nam jakiejś kluczowej informacji i z tego powodu wyciągamy błędne wnioski. – Zamyśliła się. – Słyszeliście o teorii multiwersum? Upraszczając, mówi ona, że poza naszym wszechświatem istnieje też nieskończona ilość innych. Od niemal identycznych, aż po takie, w których dosłownie nic nie jest takie samo. Czyli nawet jeżeli malutki ułamek promila tych wszystkich światów zamieszkują ludzie, to w praktyce nie wyginiemy nigdy.

– Wciąż możemy wyginąć w tym.

– Hm... A co gdybyśmy, hipotetycznie, odkryli metodę na podróżowanie pomiędzy światami równoległymi? Wtedy, biorąc pod uwagę następujący wykładniczo postęp technologiczny, moglibyśmy dojść do momentu, w którym całą cywilizację przenosimy do nowego świata, kiedy obecny ulega rozproszeniu. I tak w kółko, bez końca.

Kyoshi przyglądał się jej bez słowa.

– Masz... bardzo bujną wyobraźnię.

– Istnieje świat, w którym się ze mną zgodziłeś. – Momo uśmiechnęła się szeroko.

– Istnieje świat, w którym ty i Sushi jesteście parą – odgryzł się.

– Ach... I na tym może zakończmy tę niezwykle dojrzałą dyskusję. – Dziewczyna zgarnęła buty z podłogi i wstała. Już w drzwiach odwróciła się do nich. – Idziecie? Teraz jest dobra pora na próbę.

Wyszła szybko. Shizuko pokręciła głową.

– Musiałeś mieć ostatnie słowo, nie?

– Musiałem i je dostałem. – Kyoshi uśmiechnął się szelmowsko. – Aż trochę szkoda, że nie wystawiamy Poskromienia złośnicy.

– Rozumiem, że widzisz siebie w roli Katarzyny? – spytała Shizuko słodko, z jeszcze szerszym uśmiechem kontemplując głupią minę wykwitającą na jego twarzy.

Bo jak to mówią: ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.

***

Przeprowadzili tego dnia jeszcze parę prób. Wszystkim podobały się dekoracje. Momo i Kyoshi prześcigali się w odbieraniu za nie komplementów, a Akemi siedziała tylko z boku i patrzyła na nich spod uniesionych brwi. Załatwili też ostatecznie sprawę rekwizytów. W ostatniej scenie odbywał się pojedynek na rapiery, którymi stały się przyniesione z magazynu kije od szczotek. Oprócz tego potrzebne było jedynie kilka drobiazgów. Kyoshi skomponował na poczekaniu parę melodyjek, po części wymyślając, a po części inspirując się już wcześniej gdzieś zasłyszanymi piosenkami. Postarał się też, żeby muzyka pasowała do tego, co w danej chwili dzieje się na scenie. Efekt był zaskakująco imponujący. Shizuko nawet nie wiedziała, że gitara może wydawać z siebie tyle różnych dźwięków.

Coraz lepiej radzili też sobie z pamiętaniem ról. Krótko mówiąc, prawie wszystko było gotowe. Wszystko poza jedną rzeczą.

– Przepraszam was bardzo, ale to chyba wciąż nie jest to... – powiedział ze skruchą Takehiko.

– Kh, kh, kh! – zapewniła go Amy.

– Ghh... Ziom... – wystękał Sushi, krztusząc się.

Wywietrzenie pomieszczenia z zielonkawego dymu zajęło kwadrans. Niektórzy wciąż jeszcze pokasływali.

– Wydawało mi się, że dobrze dobrałem proporcje... – Takehiko nerwowo kreślił coś po kitlu. – Jak to się mogło stać... Niech to, ostatnio w ogóle nie potrafię się skupić.

Shizuko wciąż była jeszcze blada i trochę kręciło jej się w głowie, zareagowała jednak jako pierwsza.

– Nie przemęczaj się. I tak grasz aż trzy role. Robisz najwięcej z nas wszystkich.

– Więc mam się poddać, bo nie wychodzi mi coś tak... tak... elementarnego? – zdenerwował się.

– Masz się nie zmuszać. Robienie czegoś z frustracji nigdy nie wychodzi lepiej.

Takehiko na te słowa trochę ostygł. Wciąż jednak nie miał zamiaru odpuścić.

– Wiem. Ech... – Pokręcił smutno mętną cieczą w probówce. – Myślałem, że jeśli wezmę się za siebie, to będzie łatwiej.

Jejku... Minęły dwa dni, a on dalej się tym zamęczał.

– Jest dobrze, naprawdę! Zobacz... Jako jedyny zapamiętałeś wszystkie kwestie za pierwszym razem. W ogóle nie musisz zaglądać do tekstu. Według mnie to bardzo imponujące.

– I co z tego? – mruknął Takehiko. – Może po prostu nie potrafię myśleć o dwóch rzeczach naraz? Jestem beznadziejny...

– To nie jest dobre podejście i wiesz o tym.

Takehiko wyprostował się, zamknął oczy i odetchnął kilka razy głośno.

– Przez moje roztrzepanie zginęły dwie osoby – powiedział na wpół do siebie, na wpół do reszty. – Dam radę przygotować głupie efekty specjalne do głupiego przedstawienia.

Wyszedł szybko bojowym krokiem. Shizuko spojrzała na niego smutno. Chciałaby potrafić jakoś przemówić mu do rozsądku. Ale on był tak strasznie uparty...

Zbliżał się wieczór, więc zarządzili koniec. Shizuko była już gotowa wrócić do siebie i uznać dzień za zakończony, ale zupełnie niespodziewanie na korytarzu napatoczył jej się Ryu. Chłopak na jej widok momentalnie przybrał postawę obronną i już chciał czmychnąć do pokoju, ale była szybsza.

– Hej, Ryu – powiedziała, niby przypadkiem opierając się o jego drzwi. – Co tam u ciebie?

Zero odpowiedzi, wzrok wbity w ziemię.

– Dobrze – mruknął wreszcie i zrobił dziwny wypad naprzód, jakby chciał jej powiedzieć, żeby się przesunęła, ale zabrakło mu odwagi w połowie.

– Tylko tyle masz mi do powiedzenia? No okej... Wiesz, ciekawi mnie jedna sprawa. Ostatnio spędzasz sporo czasu z Kyoko.

Milczenie.

– I... może zauważyłeś, że ona z nikim innym nie rozmawia.

Cisza.

– Więc... Może i jestem teraz trochę wścibska, ale bardzo mnie ciekawi dlaczego.

– Nie twoja sprawa – burknął.

Była przygotowana na to, że będzie ciężko, ale i tak zrobiło jej się trochę przykro.

– Ej... – Skrzyżowała ręce. – Chyba nie zasłużyłam na coś takiego. Powiedz, czy kiedykolwiek potraktowałam cię źle?

– No... nie – wybąkał Ryu.

Sprawiał wrażenie mocno rozdartego. W końcu spojrzał na nią po raz pierwszy od początku rozmowy i przełknął ślinę.

– Po prostu... Ona wam nie ufa.

– Dlaczego?

– Skąd mam wiedzieć? T-to chyba rozsądne. Nie powinno się ufać innym w takiej sytuacji.

– Ale tobie z jakiegoś powodu ufa.

– Z jakiegoś...

Były to informacje dość szczątkowe, ale i tak dowiedziała się paru ciekawych rzeczy. Przede wszystkim tego, że Kyoko jest w stu procentach świadoma, co dzieje się dookoła. Czyli nie rozmawia z nikim innym z własnego wyboru.

– A o czym rozmawiacie?

– O różnych rzeczach – mruknął Ryu. Zaczynał chyba jednak rozumieć, że szczątkowe odpowiedzi nie wystarczą, bo sam z siebie dodał: – Głównie takich bardzo technicznych. Ostatnio sprawdzaliśmy, jak biegną kable w ścianach.

– Po co? – zdziwiła się.

– Można w ten sposób wiele się dowiedzieć o budowie i przeznaczeniu budynku. A także oszacować rozkład pomieszczeń, do których nie mamy dostępu.

– I co oszacowaliście?

– Nad nami jest na pewno jeszcze jedno piętro. Ale to wiedzieliśmy już wcześniej. W windzie było pięć guzików. Z ciekawszych rzeczy: wszystkie przewody mają dodatkową izolację. Cała instalacja jest o wiele lepiej zabezpieczona, niż powinna. Trochę jak w jakimś schronie.

– Czyli... jesteśmy w schronie?

– Nie wiadomo. Jednak z jakiegoś powodu to miejsce jest przystosowane do znoszenia bardzo ciężkich warunków. Ani zalanie, ani... na przykład zakłócenia magnetyczne nie dadzą rady wywołać awarii. Wykonaliśmy też parę innych pomiarów. Ciśnienie jest tutaj o wiele wyższe, niż normalnie. Wygląda na to, że Monokuma nie kłamał. Musimy być całkiem głeboko pod ziemią.

– Dobra, dobra... stop. – Shizuko zamachała rękoma. – Za szybko. Jakim cudem udało wam się sprawdzić kable w ścianach? Przecież one są... no, w ścianach!

– Ale gdzieś muszą prowadzić. Da się sprawdzić, które miejsca są połączone. Starczy, żeby naszkicować prosty schemat.

– Akemi dała wam papier?

– N-nie. – Ryu nagle znowu zwiesił głowę.

– Rany... Co się stało? Coś źle powiedziałam?

– Nie... Po prostu mi nie uwierzysz.

– Niby dlaczego? Wiem, że byś mnie nie okłamał.

– No dobra... – Odetchnął. – Kyoko robi to wszystko w głowie.

– W sensie...

– W myślach. Nie potrzebuje kartki. Wszystko pamięta.

– O... kej...

Faktycznie miała lekki problem z uwierzeniem w tę nowinę. Z drugiej jednak strony... Kyoko była tak skryta, że w zasadzie nie mogła niczego o niej powiedzieć z pewnością. Skoro Ryu tak twierdzi, to pewnie ma rację.

– Coraz bardziej mnie intryguje ta nasza Kyoko – powiedziała wreszcie. – Myślisz, że mogłabym z nią porozmawiać?

– N-nie wiem...

– To spytaj. Powiedz bez ściemniania, że jestem po ludzku ciekawa.

– W porządku.

– A z innej beczki... – zmieniła temat z szerokim uśmiechem. – Przyjdziesz na nasze przedstawienie? Pewnie niedługo będzie gotowe.

– Jako widownia?

– Jasna sprawa.

– Mogę...

– To przyjdź. I weź też Kyoko.

Chłopak zarumienił się.

– N-nie mogę jej kazać przyjść. Ona sama o sobie decyduje.

– W takim razie jak nie będzie chciała, to przekonaj ją urokiem osobistym... – Zaśmiała się, widząc jak rumieniec zmienia się w ogromnego buraka. – Żartowałam! Przepraszam. Nie mogłam się powstrzymać.

Ryu również uśmiechnął się niemrawo.

– T-tak... Spróbuję.

Kyoko. Kyoko, Kyoko, Kyoko... Jeszcze długo później myśli Shizuko nie mogły przestać krążyć wokół tajemniczej dziewczyny. Najgorsze, że odpowiedzi jedynie stwarzały jeszcze więcej pytań. Może Kyoko była po prostu bardzo cichym młodym geniuszem? Hm... W zasadzie to samo można by powiedzieć o Ryu. W takim razie nieźle się dobrali, nie ma co...

I jeszcze ta sugestia, że mogą być zamknięci w jakimś schronie. To miało naprawdę sporo sensu. Wypchana spiżarnia, w pełni autonomiczny mały szpital... To miejsce było przystosowane do tego, żeby spędzić w nim sporo czasu bez wychodzenia. Nie pasowała tylko jedna rzecz. Schrony służą do tego, żeby... no, chronić ludzi. Czemu więc zostali zmuszeni do gry w zabijanie? I ważniejsze pytanie – co musiało się stać, że sprowadzono ich wszystkich do schronu?

Co się działo w tym czasie, kiedy była nieprzytomna...?

Głowa jej pękała, a dodatkowo robiła się senna. Tego dnia już nic mądrego nie wymyśliła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro