Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.1 Szpital

Shizuko nie mogła tej nocy zasnąć. Przewracała się z boku na bok, a w głowie szumiało jej od myśli. Zastanawiała się, co można było zrobić, żeby temu wszystkiemu zapobiec. Może gdyby Akio nie pokłócił się wtedy z Mitsuo, do morderstwa by nie doszło? Co gdyby Reiko nie przewróciła się z naczyniami i Wang-Mu nie zostałaby na korytarzu sama? Albo gdyby ktoś wcześniej zauważył brakujący nóż... Gdyby, gdyby, gdyby... Może, jeśli... I tak bez końca.

W końcu jednak zrozumiała, że to nie miało już znaczenia. Czasu nie da się cofnąć. Pozostało im żyć dalej z konsekwencjami wszystkich błędów. Zaakceptować fakt, że dali plamę po całości. I zrobić wszystko, co w ich mocy, żeby coś takiego już się nie powtórzyło. A gdy to zrozumiała, pozwoliła sobie wreszcie się rozpłakać. Wciąż świeże wspomnienia tego, jak Amy zmusiła ją i Wang-Mu do ćwiczeń, albo przekomarzanek Mitsuo i Katsumi sprawiały jej niemal fizyczny ból. Jeszcze wczoraj oboje żyli. I ostatecznie obie śmierci poszły na marne.

Uroniła też parę łez nad sobą. Nikt nie powinien oglądać, jak umierają ludzie. Zwłaszcza w taki sposób. Przecież jeszcze nawet nie była pełnoletnia! Musiała wyjechać na drugi koniec kraju, zostawić wszystkich, na których jej zależało... I po co? Żeby wylądować w tym abnormalnym koszmarze? Chciała wrócić do domu. Chciała znowu móc wymieniać się z koleżankami słodyczami na przerwach, siedzieć na podwórku do zmroku, powtarzać na ostatnią chwilę do sprawdzianów, do których oczywiście się nie uczyła... Wrócić do normalności. A nie leżeć w nie swoim łóżku Bóg wie gdzie, trzęsąc się ze strachu o własne życie.

Shizuko nie chciała umierać. Zresztą... co musi się stać, żeby ktoś chciał umrzeć? Chodziło o to, że dziś spojrzała śmierci prosto w twarz. Wydawała się nieunikniona. Prędzej czy później... Skąd mogła wiedzieć, że następnym razem to jej ktoś sobie nie wybierze na cel? Jak mogła po tym wszystkim komukolwiek zaufać? Skubiąc zębami drobną rankę na palcu, zastanawiała się, ile tak naprawdę jest warta obietnica.

A jednak... Miała rację, żeby zaufać Amy. Kyoshi wspomógł jej kłamstwo, chociaż mogła się mylić. I ona sama nie zamierzała złamać danego słowa. Rozpaczliwie pragnęła mieć w tym miejscu kogoś, kogo nie będzie musiała się obawiać. Przecież nie mogła być w tym jedyna, prawda?

Prawda...?

Głos Monokumy dobiegający z ekranu uświadomił jej, że nadszedł już ranek. Shizuko podniosła się z łóżka i stanęła niepewnie na chwiejnych nogach. Nie zasnęła nawet na chwilę, była tego pewna. Już teraz zaczynały jej się kleić oczy i kręcić w głowie. No ale musi się dowlec chociaż na śniadanie...

Z korytarza zniknęła cała krew. Było aż nienaturalnie czysto, a w powietrzu wciąż unosiła się delikatna woń środka do podłóg. Woń, która nie wiedzieć czemu przyprawiła ją o lekkie wymioty. Monokuma najwidoczniej uważał, że nic się nie stało. Albo że nie stało się nic ważnego. Że martwą osobę można po prostu... uprzątnąć.

Na stołówce panowała bardzo osobliwa atmosfera. Jakby wszyscy jednocześnie byli przybici, ale też chcieli o wszystkim zapomnieć. Shizuko wiedziała, że ostatecznie żadna z tych postaw nie zaprowadzi ich zbyt daleko.

Znalazła wzrokiem dwie osoby, na których obecnie najbardziej jej zależało. Akio i Amy właśnie kończyli rozstawiać talerze. Porcje sprawiały wrażenie odrobinę większych niż wcześniej.

– Hej – przywitała się. – Jak się czujecie?

– Cześć, Shizuko. Jak się mogę czuć? – westchnął Akio. – Jedyna umiarkowanie pozytywna rzecz, to że możemy teraz trochę swodobniej korzystać z zapasów.

Shizuko zauważyła na swoim talerzu obok odrobinę mniej biednej niż dotychczas kanapki dwa ciasteczka z czekoladą. Uniosła brew pytająco.

– Nie, nie upiekłem ich – wyjaśnił chłopak szybko. – Znalazłem trochę w spiżarni. Słodycze są dobre na poprawę humoru.

Kiwnęła głową. To był bardzo drobny gest, niewspółmierny do ich sytuacji, ale i tak go doceniała. Następnie zerknęła na Amy.

– Hej... – zaczęła delikatnie. – Trzymasz się jakoś?

Amy spuściła wzrok i zmarszczyła czoło.

– Ty też? – mruknęła. – Proszę, przestańcie. Nie musicie mnie tak traktować. Dam sobie radę.

To nie było sprawiedliwe i Shizuko wiedziała o tym doskonale. Rozumiała jednak trochę, skąd to się bierze. Ona zapewne też by chciała, żeby inni dali jej po czymś takim spokój. Niezręczne milczenie, kiedy twój rozmówca zastanawia się, czy to, co chce powiedzieć, za bardzo cię nie zrani, nienaturalny, podszyty litością dystans... To wszystko osiągało efekt przeciwny do zamierzonego i tylko jeszcze bardziej przypominało o stracie. Tyle że ostatecznie i tak nie da się o niej nie myśleć. A w pojedynkę jest o wiele trudniej.

– Przepraszam – powiedziała i już bez słowa zajęła swoje miejsce. Najrozsądniej było dać teraz Amy czas, żeby sama to zrozumiała.

Śniadanie upłynęło im na żałosnej parodii rozmowy. Nikt nie miał odwagi mówić o tym, co stało się wczoraj. Ale przecież właśnie przez to, co stało się wczoraj, byli w takim stanie! Kiedy więc już wszyscy zjedli, odezwała się głośno:

– Czy Wang-Mu i Mitsuo naprawdę tak mało dla was znaczyli, że nawet teraz o nich nie wspomnicie?

To była lekka prowokacja, ale zadziałała.

– Szkoda mi Wang-Mu, ale Mitsuo? – skrzywił się Sushi. – Sorry, mała, nie potrafię współczuć mordercy.

– Nie powinniśmy myśleć o nim w ten sposób – zauważyła Momo. – Mitsuo też był ofiarą Monokumy.

– Zabił niewinną laskę, żeby móc dalej malować swoje obrazki – zaprotestował Saburo. – W jaki niby sposób jest ofiarą?

– Mógł tego nie robić – zgodził się Sushi. – To był jego wybór.

– Wybór? – zdenerwowała się Momo. – Jesteśmy tu uwięzieni. Próbujesz mi wmówić, że mamy jakiś wybór?

– Wciąż mamy sporo czasu na znalezienie wyjścia – włączyła się Katsumi. – Zabójstwo to droga na skróty.

– A-ale... Wczoraj mówiłaś, że Monokuma nie powinien go zabijać... – nie rozumiała Reiko.

– Jestem przeciwna egzekucji jako karze za morderstwo. I jestem przeciwna samemu morderstwu. Nie widzę tu żadnej sprzeczności.

– Nie mogę was słuchać... – odezwał się Taro, który do tej pory siedział cicho. – Każdy z was mógł być na jego miejscu, wiecie? Gadacie teraz, jakbyście sami byli lepsi.

– Odezwał się wielki obrońca moralności – prychnęła Katsumi. – Przypomnieć ci, kto jako pierwszy próbował kogoś zabić?

– A powiedzieć ci, kto chce kogoś zabić? – odparował. – Absolutnie wszyscy. Nie róbcie z siebie aniołków. No, proszę. – Wstał i rozłożył ramiona. – Dobrze wiem, jak bardzo mnie nienawidzicie. Nie krępujcie się. Ulżyłoby wam, gdybym to ja był następny, prawda?

– Skończ. – Saburo złapał go za kołnierz i posadził z powrotem na miejscu. – Lepiej stul dziób i nie popisuj się już.

– Nie musi być żadnego następnego razu – odezwał się Kyoshi. – Ja daję wam wszystkim słowo, że nikogo nie zabiję.

– Ja też – poparła go Shizuko. – Wydostańmy się stąd razem. Jak klasa, a nie wrogowie.

– Chyba nie muszę tego mówić, ale mnie również nie musicie się bać – włączył się Akio.

W podobny sposób taką samą obietnicę złożyli prawie wszyscy. Zostały tylko dwie osoby. Kyoko, która wciąż milczała jak zaklęta, oraz Taro, który przyglądał się temu wszystkiemu z niedowierzaniem.

– Ale wy wiecie, że takiego słowa nie da się dotrzymać? Jesteście naiwni. Tylko nie płaczcie potem, jak ktoś was zdradzi.

Odwrócił się z zamiarem wyjścia, jednak w drzwiach prawie zderzył się z Monokumą.

– Dzieeeeeń dobry, młodzieży! – wydarł się misiek, wchodząc. – Jak tam humorki? Śniadanie smakowało? Bo wiecie, dzisiaj mieliście zaszczyt skosztować mojego super tajnego składnika. Kuchnia z Chin, choć nie chińska!

– Nie... – Reiko zzieleniała i zakryła usta dłońmi. Kilka osób zresztą zrobiło to samo.

– Uspokójcie się – zrugał ich Akio. – Ja robiłem śniadanie. Zauważyłbym, gdyby coś było nie tak z mięsem.

– Łeee... Nie ma z tobą zabawy. A już liczyłem, że wreszcie zobaczę takiego prawdziwego pawia.

– Humorki były o wiele lepsze zanim przyszedłeś – mruknęła Katsumi pod nosem.

– Hej! Hej! Hej! – Niedźwiadek zamachał łapkami. – Co to za grobowa atmosfera? Zachowujecie się, jakby ktoś wam umarł. Jesteście jeszcze młodzi! Powinniście więcej wychodzić na dwór i słuchać weselszej muzyki. Ech, za moich czasów to byli nastolatkowie...

– Dobra, udało ci się – westchnął Kyoshi. – Już wszystkich zdenerwowałeś. Brawo. Czy możesz wreszcie przejść do sedna?

– Skąd ta pewność, że jest jakieś sedno? – Monokuma przekrzywił łepek. – Nie wszystko musi mieć sens. Życie nie ma sensu. Dni są bez sensu, sny są bez sensu... Czasami nawet sens nie ma sensu!

Był jeszcze bardziej zadziorny w swoich przekomarzankach niż przedtem. Ciężko było ocenić, skąd się to brało. Być może chciał ich jeszcze dodatkowo dobić. Albo sprowokować do zrobienia czegoś głupiego.

– Sztywniaki z was – ocenił w końcu. – Jesteście większe sztywniaki, niż moja matka. A ona nie żyje... Hm, w zasadzie mała różnica. – Otrząsnął się. – Moi drodzy! W nagrodę za to, jak pięknie uporaliście się ze wczorajszym sądem, wasze karty dostępu zyskały właśnie nową funkcję!

– Czyli chcesz nas teraz nagradzać za posłuszeństwo? – mruknęła cicho Katsumi.

Misiek albo jej nie usłyszał, albo zignorował, bo ciągnął dalej:

– Funkcja jest na razie trochę ograniczona, ale jeśli będziecie grzeczni, to z czasem będę ją rozszerzać. Grzeczni w sensie przestrzegania zasad, ma się rozumieć. Dla siebie nawzajem możecie być tak niegrzeczni, jak tylko chcecie. No nic, miłej zabawy!

Przewrócił się na brzuszek i wyturlał na korytarz.

– A może powiedz nam chociaż, co to za funkcja, bęcwale! – złorzeczył za nim Saburo.

– Cokolwiek to jest, prawie na pewno nie jest bezpieczne. – Katsumi poprawiła okulary. – Wystarczy, że to po prostu zignorujemy.

– M-myślę, że możemy teraz odblokować windy – odezwał się nieśmiało Ryu.

– Hm? Och... W porządku, zmiana planów! Czym prędzej idziemy do wind.

– Nowe miejsce to nowa szansa na potencjalne wyjście – zgodził się Akio.

Wszyscy wstali i zaczęli zbierać się do wyjścia. Wszyscy oprócz Taro, który skierował się w stronę kuchni.

– Co ty znowu odstawiasz? – spytała go Akemi.

– Idę w dokładnie przeciwnym kierunku, żeby zrobić na złość Katsumi. Nie widać?

– Nie wydurniaj się i chodź.

– A właśnie, że nie pój... Gh! Dobra... puść mnie, do diaska! – warknął, próbując wyszarpnąć się z uchwytu Saburo.

– Nie mamy na to czasu... – westchnął Akio. – Do wind, migiem.

Shizuko jęknęła w duchu. Chciało jej się spać. Ostatnie, na co miała teraz ochotę, to zwiedzanie kolejnego piętra. Była tak zmęczona, że nie ruszała jej nawet perspektywa znalezienia wyjścia. No błagam, bo na pewno Monokuma by na to pozwolił, pomyślała z przekąsem.

Poszła jednak za resztą i spod ciężkich powiek przyglądała się, jak Akio przejeżdża swoją kartą przez czytnik, którego dioda zmieniła kolor na zielony. Rozsunęły się drzwi, ukazując całkowicie normalne wnętrze windy. Nie było w niej tyle miejsca, co w tej ukrytej, więc podzielili się na trzy grupy.

Na panelu było aż pięć przycisków, jednak naciśnięcie najniższego nic nie dawało, a trzy górne przy próbie użycia wydawały ostrzegawczy dźwięk i migały na czerwono. Wobec tego pozostał im tylko ten drugi od dołu.

Jazda w górę trwała bardzo krótko. Jeszcze zanim drzwi się otworzyły, Shizuko poczuła nietypowy zapach. Zapach ten sprawił, że rozbudziła się momentalnie. Było w nim coś znajomego...

Ich oczom ukazał się korytarz i wrażenie deja vu jeszcze bardziej się nasiliło. Zamrugała kilka razy. Mogłaby przysiąc, że kiedyś już widziała coś podobnego. Szare linoleum, białe ściany, bladoniebieskie jarzeniówki na suficie... Potrzebowała kilku chwil, żeby właściwe kawałki wreszcie wskoczyły na swoje miejsce.

– To jest szpital – olśniło ją.

Reszta również z konsternacją rozglądała się po nowym piętrze.

– Wygląda jak szpital – zgodziła się Reiko. Pociągnęła nosem. – Pachnie ewidentnie jak szpital. Nic z tego nie rozumiem...

– Wydaje mi się, że już nie jesteśmy w Hope's Peak, Toto... – mruknęła Momo.

– Powinniśmy się rozdzielić – zadecydował Akio.

Korytarz ciągnął się w obie strony. I z obu stron skręcał dalej. Szybko podzielili się na dwie grupki. Shizuko strategicznie wybrała tę, w której znalazła się Reiko. W takim miejscu dobrze trzymać się kogoś, kto w szpitalu spędził połowę życia. Oprócz nich na grupę składali się Akio, Kyoshi, Amy, Takehiko i Momo. Ruszyli w prawo, podczas gdy reszta poszła w lewo (nie zdążyli nawet zniknąć za rogiem, kiedy już zaczęli się kłócić. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że ciężko żeby Taro, Akemi i Saburo nie kłócili się dłużej niż przez parę sekund).

Za załomem korytarza znaleźli... kolejny załom. Tym razem zakręcał on w lewo.

– Ciekawe – mruknął Akio. – To piętro jest chyba zbudowane na planie kwadratu. W takim razie trochę bez sensu się rozdzieliliśmy... no, ale już dobra.

Po obu stronach korytarza naprzeciwko siebie znajdowały się bliźniaczo podobne pary dużych, podwójnych drzwi z matowego szkła. Ściana z prawej strony była dodatkowo bogatsza o kolejne dwie pary drzwi, ale już normalnych, mniejszych.

– Korytarz jest na tyle szeroki, że bez problemu może się w nim zmieścić postawione w poprzek łóżko na kółkach – zauważyła Reiko.

– I... co z tego? – nie rozumiała Amy.

– Tyle, że to faktycznie wygląda na w pełni funkcjonalny szpital. Tylko taki bardzo mały.

Nie miało znaczenia, które pomieszczenie sprawdzą najpierw, więc wybrali to za dużymi drzwiami z prawej.

Shizuko wiedziała, że prędzej czy później natkną się na coś takiego, ale i tak nie była przygotowana na widok dużej sali operacyjnej, po brzegi wypełnionej groźnie wyglądającym sprzętem. Skomplikowana, owinięta masą kabli aparatura, duże, zwisające z sufitu lampy, szuflady pełne skalpelów i innych strasznych narzędzi (mignęła jej nawet okropna piła do kości)... Centralne miejsce zajmował klasyczny stół do operacji, ale, co dziwne, znajdował się tu też sporych rozmiarów tomograf.

Powiedzieć, że Shizuko nie czuła się w tym miejscu komfortowo, to jak nie powiedzieć nic. Przez całe życie nie przepadała nawet za zwykłymi wizytami u lekarza. Zawsze też, kiedy zmuszona była słuchać o jakichś chorobach lub bardziej mięsistych detalach ludzkiej anatomii (chociażby w szkole), ogarniało ją niewyjaśnione poczucie osłabienia. Teraz też w głowie zaczęły się jej pojawiać niechciane obrazy, w których całe wyposażenie tej sali było na niej używane, a ona, przytępiona znieczuleniem (które wcale nie działało), nie miała siły się obronić. Zamaskowany chirurg odłożył ostrożnie szczypcami jakiś ociekający krwią organ. Shizuko chciała zaczerpnąć powietrza, ale kłujący ból w płucach nie pozwalał jej wziąć oddechu. Pociemniało jej przed oczami...

– Nic ci nie jest? – spytał Kyoshi, wytrącając ją z tego dziwnego transu. Zamrugała kilka razy i dotknęła się ostrożnie, upewniając się, że wszystko dalej jest na swoim miejscu.

– Nie, nic – powiedziała automatycznie.

– To nie wyglądało jak „nic". Aż cała się trzęsiesz.

– Nieważne! – zbyła go może nieco zbyt ostrym tonem. Czym prędzej zmieniła temat. – Przeszukajmy ten pokój jak najszybciej i chodźmy stąd.

Nie musiała tego nikomu mówić. Reiko zaraz po wejściu zignorowała wszystko inne i ruszyła wprost do tomografu. Aparat składał się z wąskiej leżanki, na której zapewne kładł się pacjent, oraz wielkiego, grubego tunelu, do którego się potem wsuwał. Z boku znajdował się ekran, a pod nim dotykowa klawiatura. Dziewczyna poklikała w nią chwilę, ale bez rezultatu.

– Trzeba podać kod dostępu – stwierdziła z żalem.

– Co to w ogóle robi? – spytała Momo, oglądając maszynę ze wszystkich stron.

– Najbardziej podstawowe tomografy wykorzystuje się do MRI, czyli rezonansu magnetycznego. Można dzięki nim bezinwazyjnie zobaczyć dokładny obraz mózgu pacjenta i parę innych rzeczy. Ale ten jest jakiś inny. Nigdy takiego nie widziałam. Nie zdziwię się, jeśli ma też dodatkowe funkcje.

– Na przykład co?

– Nie mam pojęcia. I bez kodu nie można tego sprawdzić.

Akio jedynie przysłuchiwał się tej rozmowie. Jego uwagę bardziej zajęły szafki z osprzętem medycznym. Wyciągnął z jednej skalpel i na próbę ostrożnie przesunął nim po palcu. Przeciął skórę jak nóż masło.

– Ałć... – syknął. – Widzę tutaj sporo potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów.

– M-myślisz...? – nie dokończyła Amy.

– Jak bardzo tego nie chcę, nie możemy wykluczać kolejnego morderstwa. Dla świętego spokoju postaram się potem to wszystko zabezpieczyć. Ostrożności nigdy za wiele.

Zasunął szufladę i jeszcze raz rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu.

– Dziwne miejsce, nie? – przerwała ciszę Momo. – Ciekawe, skąd to się tu wzięło.

– Lepsze pytanie brzmi chyba, gdzie jest tu – zauważył Kyoshi. – W życiu nie słyszałem, żeby jakaś szkoła miała w piwnicy podziemny szpital.

– Prawie nowy podziemny szpital – uzupełniła Reiko.

– Po czym wnosisz?

– Po ogólnym stanie. Wszystko tu jest sterylnie czyste... No dobra, to akurat w szpitalu nie jest niczym nadzwyczajnym. Ale żaden sprzęt nie wygląda na intensywnie używany. No i nigdzie nie ma kurzu, pomimo że od nikogo oprócz nas tu nie ma.

– Czyli co... Uważasz, że nikt tego wcześniej nie używał? – spytał Akio.

– Trudno stwierdzić. Może tak, może nie... Ale to wszystko stoi tu od niedawna.

Teraz nikogo tu nie ma – podkreślił Kyoshi. – Nie wiemy, jak duże jest to miejsce. Gdzieś musi przecież ktoś być, żeby pilnować gry.

– Czy musi... – powątpiewał Akio. – Na pewno nie można wykluczać, że istnieje jakieś ukryte centrum dowodzenia. Ale równie dobrze możemy być tu sami.

– Jak ja nienawidzę tajemnic... – Kyoshi pokręcił głową.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro