1.11 Plamy
Ściana na końcu korytarza drgnęła, a następnie powoli wsunęła się w podłogę, odsłaniając drzwi, na pierwszy rzut oka do windy. Drzwi zresztą bardzo szybko otworzyły się ze złowrogim sykiem, zupełnie jak paszcza jakiegoś potwora przygotowującego się do pożarcia swoich ofiar.
– Cieszyć się, bo miałam rację, czy nie cieszyć, bo to nie wyjście...? – mruknęła Momo pod nosem.
Co niezwykłe, w windzie było wystarczająco dużo miejsca dla piętnastu osób i jednego niedźwiadka. Kiedy wszyscy wsiedli, ruszyła niespiesznie w górę.
Kyoshi zaciskał pięści tak mocno, że autentycznie bał się o swoje palce. Unikał wzroku innych i starał się głęboko oddychać (jednak na tyle dyskretnie, żeby nie zwrócić na siebie uwagi). To się działo już, teraz, zaraz – a ani nie był gotowy, ani nie wiedział, czego się spodziewać. Krótka jazda dłużyła mu się w nieskończoność, jednocześnie jednak marzył, żeby nigdy nie dobiegła końca. Zresztą nie on jedyny musiał być w podobnym nastroju, bo w windzie panowała grobowa cisza.
Starał się nie dać po sobie poznać, że prawie umiera ze strachu, jednak próba ukrycia emocji przed Shizuko była jak chowanie kabli przed królikiem. Dziewczyna ścisnęła go lekko za rękę i trzymała tak, dopóki nie otworzyły się drzwi. Był jej za to naprawdę wdzięczny, chociaż nie mógł nie zauważyć, że ona też cała się trzęsie.
Znaleźli się w sporej, dość osobliwej sali. Rolę sufitu pełniła tu duża, emitująca łagodne światło kopuła. Na środku ułożono w krąg kilkanaście tych charakterystycznych, sądowych ławek-mównic, w których można tylko stać.
Z braku innych opcji zajęli niechętnie swoje miejsca. Starczyło ich idealnie. Monokuma usadowił się na podeście, który znajdował się poza kręgiem, ale na tyle blisko, żeby misiek wciąż miał nad wszystkim kontrolę.
– To wygląda, jakby ktoś to specjalnie przygotował – skomentowała cicho Katsumi.
– Piętnaście miejsc? – spytał ani trochę cicho Akio.
– Dokładnie. I tak nie mieliście tu trafić, dopóki ktoś nie zginął. Nie chciało mi się tachać jeszcze jednej tylko po to, żeby stała pusta. Bywam bardzo leniwym niedźwiadkiem. A skoro o tym mowa, mam nadzieję, że uwiniecie się szybko, bo zbliża się pora na moje małe conieco.
– Uwinęlibyśmy się na pewno szybciej, gdybyś raczył nam wreszcie wytłumaczyć, na czym ten cały sąd ma polegać – zauważył Taro.
– Jeszcze się nie domyśliliście? – Misiek przewrócił oczami. – Ja teraz będę siedzieć cichutko, a wy między sobą musicie ustalić, kto jest mordercą.
– Tylko tyle? Żadnych kruczków? – zdziwiła się Shizuko.
– Tylko tyle i aż tyle. Jeżeli nie uda wam się przedstawić pogrążających i definitywnych dowodów, prawdopodobnie zagłosujecie źle. A wiecie, co się wtedy stanie, prawdaaa?
– Zabójca wygrywa. Czyli musimy pamiętać, że jedna osoba będzie próbowała dyskretnie sabotować debatę. – Akio potarł brodę. – W interesie reszty jest współpracować...
– Nie rozpędzaj się – zaprotestował Kyoshi. – Z automatu skreślasz najbardziej logiczne rozwiązanie: że to Monokuma zaaranżował to morderstwo.
– Niemożliwe – uciął natychmiast Monokuma. – Niemożliwe z dwóch powodów. Po pierwsze, nie musiałem tego robić. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo niektórzy z was są zdeterminowani, żeby uciec. Mam rację? – Powiódł wzrokiem po ich twarzach ze złośliwym uśmieszkiem. – Nieważne... Kto wie, ten wie. Drugi powód: to byłoby wbrew zasadom. Zasady są podstawą funkcjonowania każdej ludzkiej społeczności. Chyba wyłożyłem wam tutejsze całkiem jasno, czyż nie? Jestem misiem honoru. Potrafię dotrzymać słowa. Mieliście do wyboru pokojowo przeczekać dany wam czas. Żeby to zadziałało, potrzebna była jednak zgoda całej waszej społeczności. Jesteście tu, ponieważ ktoś z was nie zgodził się na te warunki.
– Zawsze możesz kłamać – zauważyła Shizuko.
– Mogę – zgodził się misiek. – Ja mogę kłamać, ty możesz kłamać... Wszyscy kłamią! Otaczają cię kłamcy! Jeszcze się przekonasz. A teraz zaczynajcie. – Wykonał gest znudzonego cezara dającego znak do rozpoczęcia walki gladiatorów.
– Um... Widziałam taki prawdziwy sąd tylko raz w telewizji – zmartwiła się Reiko. – Nie rozumiem z tego nic. Co w ogóle robią przysięgli?
– Katsumi powinna wiedzieć – odparł Akio. – Na pewno z chęcią ci wytłumaczy.
Katsumi zrobiła skwaszoną minę.
– Przede wszystkim ta farsa nie ma nic wspólnego z prawdziwym sądem. Na porządnej rozprawie jest oskarżony, świadkowie i tak dalej. No... Świadkami w pewnym stopniu jesteśmy wszyscy. Ale oskarżonego nie ma, bo się ukrywa. Elementarna logika.
– Czyli... Musimy po prostu kogoś oskarżyć i będzie git? – upewniła się Akemi. – To ja myślę, że to był Taro.
Chłopak zmrużył oczy.
– Ach, tak. A skąd ta odważna teoria, jeśli można spytać? – wycedził z drwiącą kurtuazją.
– Bo masz jebaną krew na ubraniu? Poza tym wczoraj też próbowałeś zabić Wang-Mu.
– Zatem krew na ubraniu równa się morderca. Rozumiem. Czyli rzucamy oskarżenia, bo kogoś nie lubimy? Też dołączę. Ja uważam, że to była ona.
Trzynaście par oczu powędrowało za jego palcem i spoczęło na osobie, którą wskazał. A była nią Amy.
Dziewczyna, która do tej pory milczała i nie wykazywała najmniejszych chęci uczestniczenia w rozmowie, podniosła głowę i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Czyli... uważasz, że ja... Oskarżasz mnie o... – wydukała słabym głosem.
– Oj proszę cię, nie udawaj już. Ty to zrobiłaś, prawda?
– Taro, przestań – próbował załagodzić sytuację Akio. – Kogo próbujesz w tej chwili sprowokować?
– Czuję się wielce urażony, ponieważ mówię serio – zaoponował Taro nadętym tonem. – Elementarna logika. To Amy jako pierwsza znalazła ciało. To Amy na krótko przed zgonem przebywała z denatką sam na sam. I Amy również ma na sobie, jak to wyraziła się... ekhem, koleżanka, „jebaną krew".
– Przecież to absurd! – wykrzyknęła Momo. – One się przyjaźniły, zapomniałeś?
– Nie ma w tym nic absurdalnego. Przyjaźń prędzej czy później prowadzi do zdrady. Tak naprawdę Amy wykazała się niezwykłą przebiegłością. Zdobyła zaufanie Wang-Mu. Sprawiła, że nie widziała w niej zagrożenia. A kiedy nadarzyła się okazja, żeby to na mnie zrzucić winę, zaatakowała. Co za dwulicowa suka... – Pokręcił głową z dezaprobatą.
– Chwila. – Kyoshi czuł, że jeżeli zaraz nie przejmie inicjatywy, zrobi się tu bardzo nieprzyjemnie. – Zdajesz sobie sprawę, że ze względu na swoją wcześniejszą próbę zabójstwa jesteś o wiele bardziej podejrzany?
– Tak by było... – Taro przytaknął ze smutną miną, za którą jednak skrywała się satysfakcja. – Tak by było, gdybym nie miał alibi.
Parę osób wstrzymało oddech.
– Czyli...? – spytał Kyoshi. Starał się utrzymać chwilowo dominującą stronę w rozmowie, ale w jego głos już zdążyła wkraść się nutka niepokoju.
– Czemu im nie powiesz, Saburo?
***
Shizuko wiedziała, o co chodzi, zanim jeszcze ktokolwiek zdążył się odezwać. Serce biło jej jak szalone, a myśli pędziły niczym błyskawice. Jej plan zadziałał. Wolałaby jednak, żeby zawiódł. Bo teraz głównym podejrzanym stała się Amy. Niedobrze... Jeżeli szybko czegoś nie wymyśli, źle zagłosują i wszyscy zginą. Bo że Amy nikogo nie zabiła, tego była pewna.
Bo przecież nikt nie może być aż tak fałszywą osobą, prawda...?
– He? – zdziwił się Saburo. – Jesteś kawał chuja, nie będę cię bronić. Nie ma mowy.
– No tak... – westchnął Taro. – Zapomniałem, że jesteś mniej użyteczny od dziurawej łyżki. Otóż widzicie – zwrócił się do reszty – Saburo z jakiegoś powodu uznał dzisiaj, że bardzo potrzebuję opiekunki. A może się zakochał? W każdym razie nie mógł się ode mnie odkleić przez cały dzień. Przynajmniej w tym możesz mnie poprzeć?
– He? – powtórzył Saburo. Widać było, że ma problem z nadążeniem za tym, co mówi Taro.
– Byliśmy dzisiaj calutki czas razem. Mówię prawdę?
– No... – przyznał chłopak ostrożnie.
– To nie tłumaczy krwi – stwierdziła Katsumi. – Powiedz dokładnie, gdzie byłeś i co robiłeś w chwili zabójstwa.
– Dobrze, szefowo. – Taro skinął głową z udawanym szacunkiem. – Tak jak mówiłem, Pan Czyścioszek przylepił się do mnie na dobre. Jak hemoroidy. Szybko więc zaczął działać mi na nerwy, przez co zacząłem się zastanawiać, jakby tu się go pozbyć. Pomyślałem, żeby wpaść do pralni. Powiedziałem Saburo, że podziwianie mnie bez ubrań będzie mega gejowskie.
– I wtedy dałem mu w mordę – dopowiedział Saburo z nutką dumy.
– Zaświadczysz więc jeszcze, że cała „jebana krew" pochodzi z mojego nosa?
– No... pochodzi. Ale to jeszcze nic nie znaczy!
– Jasne... Zaraz potem usłyszeliśmy komunikat Monokumy. – Taro rozłożył ręce. – Sami więc widzicie. Podejrzana w tej sprawie jest jedna.
Shizuko po raz pierwszy od lat miała ochotę kogoś uderzyć. Taro musiał mieć niezły ubaw, całkowicie kontrolując całą debatę i grając im na emocjach ORAZ nerwach. Najgorsze, że faktycznie udało mu się udowodnić swoją niewinność. I ona mu nieświadomie w tym pomogła...
Szybko jednak zrozumiała, jakim idiotyzmem było pomyślenie czegoś takiego. Taro nie był mordercą. Ale gdyby nie jego żelazne alibi, prawdopodobnie właśnie na niego by zagłosowali. A wtedy prawdziwy morderca by uciekł. I to by był koniec.
W takim razie kto jest tym prawdziwym mordercą? Amy? Przecież to śmieszne. Oskarżanie pierwszej osoby, która znajdzie zwłoki, było absurdalne. Nawet ona wiedziała, że takie dedukowanie bazowane na pozorach to pierwsza rzecz, której nie należy robić w śledztwie.
Niestety była chyba jedyną osobą, która tak uważała.
– Czyli... Amy? – nie mógł uwierzyć Sushi.
– N-nie...! – wybąkała Amy, czując na sobie spojrzenia wszystkich. – Przecież ja...
– W takim razie ty też powiedz, co robiłaś w chwili zabójstwa – rozkazała twardo niewzruszona Katsumi. – Udowodnij, że to nie ty. Na mnie łzy i smutne minki nie działają.
– Byłam w toalecie...
Katsumi widocznie oczekiwała jakiegoś rozwinięcia, ale się go nie doczekała. Prychnęła więc tylko i pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Serio? I ja mam w to uwierzyć? Czy ktokolwiek może za ciebie poświadczyć?
– Ja mogę – powiedziała Shizuko.
Krew szumiała jej w uszach, ale już nie było odwrotu. Zauważyła kątem oka zdziwione spojrzenie Kyoshiego. Zrobiła błagalną minę. Proszę, zaufaj mi! To jedyny sposób.
– Więc słucham.
– Przecież ty i Kyoshi byliście wtedy w stołówce – zauważył Sushi. – Skąd więc możesz wiedzieć...
– Brzmi jak marna próba obrony przyjaciółeczki – skwitował Taro. – Ale z chęcią posłucham, jak w to brniesz.
– Jeżeli chcesz, żebym ci uwierzyła, musisz dokładnie powiedzieć, co ty robiłaś i co robiła Amy – oznajmiła Katsumi.
– To nie wasza sprawa, co robiła... – Shizuko zrozumiała, jak słaba to była obrona, w chwili kiedy słowa opuściły jej usta. No ale było już oczywiście za późno. – Miała... bardzo dobry powód, żeby akurat wtedy tam być. Nie musicie go znać...
– Owszem, musimy! – zdenerwowała się Katsumi.
Nie, źle. Źle, źle, źle... Ich nie obchodziło, po co Amy była w toalecie, tylko czy naprawdę tam była. Podeszła do tego od złej strony. To wszystko ze stresu... Zaczynały jej się pocić dłonie. I w zasadzie cała reszta.
– Ja też to widziałem – odezwał się niespodziewanie Kyoshi. – Kątem oka, kiedy wchodziliśmy do stołówki. Amy na sto procent weszła do łazienki.
Shizuko zamknęła oczy, żeby nie było widać, jak wielką ulgę poczuła. Dziękuję, dziękuję, dziękuję... Potem ci wszystko wytłumaczę, obiecuję. Chyba że nie będę musiała.
– Byliśmy tam góra dwie minuty – powiedziała. – Wyszliśmy, kiedy usłyszeliśmy krzyk.
Katsumi zmarszczyła czoło. Wyczuwała, że coś jest nie tak, ale ponieważ dwie osoby potwierdziły te zeznania, musiała je na razie zaakceptować.
– Nie rozumiem – mruknęła Akemi. – To kto w końcu to zrobił?
– Wiecie, chyba podchodzimy do tego od złej strony – wtrącił się Akio. – Powinniśmy najpierw ustalić, jak to się stało. Może wtedy łatwiej będzie dopasować sprawcę.
– A czy tutaj jest w ogóle co ustalać? – powątpiewał Sushi. – No koleś po prostu zadźgał ją nożem. Cała historia.
– Tyle że ten nóż musiał się skądś wziąć. Zmywałeś dziś naczynia, prawda? Możesz więc potwierdzić, że rano był jeszcze na miejscu.
– Ale kiedy poszliśmy robić obiad, już go nie było – uzupełniła Reiko. – Czyli ktoś musiał go wziąć... no, pomiędzy.
– Zauważmy, że był to ten sam nóż, którego użyłem ja – powiedział Taro. – Morderca zapewne go wybrał, żeby mnie wrobić.
– Brzmisz, jakbyś był z tego dumny. – Momo była zdegustowana.
– On by był dumny z przelecenia martwego psa przy śmietniku – sarknęła Akemi.
Taro zerknął na nią z ukosa.
– Zachowaj swoją autobiografię na kiedy indziej, jeśli łaska.
– Uspokójcie się! – zawołał Akio. – Nie pora na to.
– Mnie zastanawia, czemu Wang-Mu nie dała rady się obronić – powiedziała Shizuko. – Przecież kiedy zaatakował ją Taro, odparła go bez problemu.
To było coś, co nie dawało jej spokoju od jakiegoś czasu. Przecież dobrze pamiętała rozmowę, która odbyła się nie dalej jak wczoraj. „Umiem się obronić. Bardziej się boję o ciebie". Tak właśnie powiedziała Wang-Mu. Biorąc pod uwagę kulturę, w której dorastała, Shizuko podejrzewała, że chodzi o jakieś tradycyjne sztuki walki. Jeśli dobrze opanujesz technikę, nie ma znaczenia, że jesteś mały albo słaby. Dodatkowo ktoś raz zaatakowany będzie potem o wiele bardziej uważny. Jednak Wang-Mu mimo to zginęła. Jak to w ogóle było możliwe?
Może po prostu nie spodziewała się, że zaatakuje ją akurat ta osoba. Osoba, którą Shizuko właśnie wybroniła... Czy słusznie? W każdym razie teraz już było za późno. Przyznanie się do kłamstwa byłoby równe ściągnięciu podejrzenia na siebie...
Nie, stop. Co ona sobie w ogóle myśli? Jeżeli nie może ufać Amy, która wylała tak szczere łzy po śmierci przyjaciółki, to komu mogła? Musiała istnieć inna odpowiedź.
– Hej, a może po to była ta żyłka? – zasugerował Kyoshi.
– Jaka... Ach, tak! – rozpromieniła się Reiko. Ale tylko na chwilę. – Nie rozumiem...
– Podczas śledztwa znaleźliśmy w pokoju Reiko kłębek żyłki wędkarskiej – wytłumaczył Kyoshi równie zdezorientowanej reszcie. – Na początku nie miałem pojęcia, co ona tam robiła, ale chyba już wiem. Taka żyłka jest cienka i prawie przezroczysta. Gdyby rozciągnąć ją w poprzek korytarza, prawie na pewno ktoś by się potknął.
Parę osób zrobiło wielkie oczy z podziwu.
– Sugerujesz... – zaczęła Momo.
– Pieprzony geniusz – sapnął Sushi.
– Tak! – Kyoshi nabierał pewności siebie z każdym słowem. – Morderca najpewniej zaczaił się w korytarzu. Kiedy usłyszał, że Amy i Wang-Mu się rozdzieliły, rozciągnął szybko żyłkę. Potem musiał tylko zaczekać w pokoju, aż się przewróci. Wtedy wyskoczył szybko na korytarz i ją dźgnął. Nóż zostawił na miejscu, bo nie miałby jak się go pozbyć, a następnie z powrotem schował się u siebie.
– Hm... – Katsumi wydęła usta, szukając w tym rozumowaniu dziury, ale jej nie znalazła. – Czyli kto mógł to zrobić?
– Ja, Reiko i Sushi byliśmy w stołówce – wyliczał Akio. – W chwili zabójstwa byli tam też Shizuko, Kyoshi, Ryu i Kyoko. Amy była w łazience, a Taro i Saburo w pralni. Czyli pozostaje... cała reszta.
– Pięć osób. – Momo postukała się po wardze. Nagle mina jej zrzedła. – Och... Rozumiem.
– No chyba nikt nie sądzi, że to byłam ja? – zdenerwowała się Katsumi.
– Cóóóż... – mruknął Taro ze złośliwym uśmieszkiem. – Jakby tak pomyśleć, to właśnie ty od początku rozprawy desperacko próbujesz przypiąć komuś łatkę winowajcy.
– Bo właśnie to się robi na rozprawach!
– Stop, nie tak szybko – próbował załagodzić sytuację Akio. – Mamy pięciu podejrzanych. Dopóki nie ustalimy czegoś więcej, żaden z nich nie jest mniej lub bardziej... no, podejrzany od reszty.
– Za to Katsumi na pewno jest teraz bardziej podejrzana ode mnie! – zaśmiał się Taro. – I co? Łyso ci...? Ała!
Ostatnie słowo wyrwało mu się wskutek ponownego już dzisiaj dostania w mordę od Saburo. Chwilowo więc powstrzymał się od uwag. Ściskał jedynie nos palcami i rzucał innym nieprzyjemne spojrzenia.
– Ja tego nie zrobiłam – powiedziała Akemi, patrząc w bok.
– Ani ja – dodała Momo.
– Jasna rzecz, że nie ja – oznajmił Mitsuo.
– No chyba was pogrzało – zakończyła Katsumi.
Zapadła pełna oczekiwania cisza. Takehiko dopiero po dłuższej chwili spostrzegł, że cała uwaga skupiła się na nim.
– He? – Podniósł rozkojarzony wzrok znad kitla, który w ciągu ostatnich paru dni przeszedł gruntowną metamorfozę. Dużo można było teraz o nim powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest biały. – Poproszę z sosem, jeśli to nie problem. Muszę zakreślić parę rzeczy.
Nikt nie miał pojęcia, o czym mówi.
– To nic nie da – stwierdził oczywistość Kyoshi. – Wiadomo, że winny się tak po prostu nie przyzna.
– Potrzebne jest więcej poszlak – zgodził się Akio. – Morderca musiał być w kuchni i w magazynie. Może ktoś zauważył którąś z tych osób? Jak wchodziła albo wychodziła?
Wszyscy po kolei przyznali, że albo nikogo nie widzieli, albo w ogóle nie zwrócili na to uwagi. Cóż, trudno było im się dziwić. Nie spodziewali się, że ktoś wytnie im taki numer. Nawet jeśli powinni.
– Umieram z nudów! – zawołał Monokuma ze swojego miejsca. – Możemy już kończyć?
– Zabawa w zgadywanki nic nam nie da – zignorował go Akio. – Potrzeba nam konkretów. Myślcie!
Nic to jednak nie dało.
– J-ja chyba mam pomysł... – odezwał się niespodziewanie głos tak cichy, że chwilę zajęło im zorientowanie się, kto mówi. Ku ogólnemu zaskoczeniu, był to Ryu. – Zastanawia mnie, czemu żaden z podejrzanych nie ma na sobie śladów krwi...
– To chyba jasne, mózgol. – Akemi wydęła wargi. – Nikt normalny nie zostawiłby na sobie oczywistych śladów.
– Przyznała się, przyznała się! – zawołał Taro.
Akio uciszył go gestem i dał znak Ryu, żeby mówił dalej.
– To prawda – ciągnął chłopak ze wzrokiem wbitym w ziemię. – Tyle że nóż przebił tętnicę. Oznacza to, że krew musiała trysnąć bardzo mocno. Sami zresztą widzieliście, ile jej było. Morderca na dodatek działał w pośpiechu, bo w każdej chwili mogła wrócić Amy. Ciężko w takiej sytuacji się nie ubrudzić. No i... – Wziął głęboki wdech. – Kiedy znaleźliście ciało, Wang-Mu była jeszcze żywa, prawda?
– Prawda – przyznał ostrożnie Kyoshi.
– Natomiast po ogłoszeniu Monokumy wszyscy szybko zebrali się w korytarzu. To wszystko zajęło bardzo mało czasu. Góra kilka minut. Za mało, żeby porządnie zatrzeć ślady.
Akemi myślała nad tym przez chwilę.
– Nie zgadzam się – powiedziała w końcu. – Fakt, czasu było mało, ale wciąż wystarczająco dużo, żeby się umyć i przebrać.
– Nie... – Kyoshi wreszcie zrozumiał. Z wrażenia oparł się mocniej o ławkę. – Umyć tak, przebrać nie.
– A to niby dlaczego?
– Pamiętasz może, co każdy miał na sobie, kiedy się zebraliśmy?
– Jak to co? To co zawsze. Przecież nie mamy ciuchów na zmianę... – Zamilkła. – O w mordę.
– Dokładnie.
Kyoshi zamknął oczy. Tak, teraz to wszystko nabrało sensu. Istniała tylko jedna logiczna odpowiedź.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro