Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wszystkie niemożliwe możliwości ❍ 25.08.2040

W całej swojej policyjnej karierze Connor nigdy aż tak nie był wdzięczny za to, że nie potrzebuje snu, jak w ciągu ostatnich dwudziestu godzin. Gavin też co prawda nie daje po sobie poznać, że nie zmrużył oka, choć w jego wypadku z całą pewnością jest to zasługa kofeiny i adrenaliny. Brunet wciąż nie może na niego patrzeć, teraz nawet jeszcze bardziej, bo choć więcej tego sobie nie wypomnieli, wini go za to, że naraził Zoyę na niebezpieczeństwo samą swoją obecnością. A raczej za to, że jak już postanowił jej zepsuć wieczór, to mógł chociaż przełknąć swoje urażone ego i naprawdę zadbać o to, by blondynce nic się nie stało. Connor co prawda widzi po Reedzie, że ten jest zdenerwowany, ale za nic nie jest w stanie określić, czy wynika to z wyrzutów sumienia, czy może z tego, że musieli czekać na zgodę na sprawdzenie jeden z podejrzanych lokalizacji. I jeśli Osiemset miałby postawić tu jakieś pieniądze, raczej postawiłby je na tę drugą opcję, bo po tym, co Gavin powiedział Zoyi w poniedziałek, nie ma najmniejszych wątpliwości wobec jego podejścia do blondynki.

On sam też jest na siebie zdenerwowany. Najbardziej dlatego, że niedawno w końcu udało im się z Zoyą wyprowadzić swoją relację na prostą i Connor widział już szanse na to, że w końcu uda im się wrócić do bycia przyjaciółmi. Dlatego, choć nigdy tego nie okaże otwarcie, cały trzęsie się z niepewności, że gdy wszystko zaczęło się znów układać, to oczywiście dzieje się coś takiego. A dodatkowych powodów do niepokoju dokłada mu Stephen, który szaleje z niepewności o swoją najbardziej ukochaną osobę na świecie i wciąż dopytuje go o postępy w śledztwie. I Connor czuje się cholernie sfrustrowany, że nie może mu dać zapewnienia, że znajdą blondynkę.

Szczególnie po tym, że pierwsze miejsce, które mieli na swojej liście, jest opustoszałe. Wnętrze dużej hali, wygląda bardzo podobnie do kamienicy, w której znaleźli produkcję narkotyku dwa tygodnie temu. Wszędzie stoją stare maszyny szwalnicze, które zdążyła już zaatakować rdza, a na ogromnych, pustych regałach zbiera się tylko kurz i pajęczyny. Żaden z detektywów nie odzywa się pierwszy, choć obaj dochodzą do tego samego wniosku: są w złym miejscu. Connor analizuje ślady na podłodze, które wskazują na to, że nikogo nie było tu od co najmniej kilku dni, a wcześniej były to pojedyncze osoby. Idą jednak w tę samą stronę, w którą prowadzą ślady i dochodzą do schodów, prowadzących w górę do niewielkiego przeszklonego biura z widokiem na całą halę produkcyjną. Gavin rusza przodem, zachowując się przy tym tak, jakby było mu całkowicie obojętne, czy dziś też jest szansa na to, że wylecą w powietrze. W biurze panuje ogromny bałagan i obaj policjanci spoglądają na siebie w tej samej chwili.

- Czy tobie też to wygląda tak, jakby szukali czegoś w pośpiechu? - pyta Gavin, zaglądając do powyciąganych szuflad. Connor przytakuje mu i otwiera drzwi do niewielkiej łazienki, z której unosi się ledwo wyczuwalny swąd dymu.

- Próbowali się czegoś pozbyć - mówi Connor, sięgając do zlewu, gdzie pod kupką popiołu znajduje nadpalony dysk przenośny.

- Da się coś z tego odzyskać?

- Pewnie, bardzo im się spieszyło, ogień nie zrobił za wielu szkód - odpowiada android i analizuje zebrane dane, gdy Gavin wraca do przeszukiwania biura. - To projekty architektoniczne i plany zabudowy z Torn Holding.

- Coś, za co zajebali tę Rostenkowski?

- Nie, te dane wyglądają jakby zostały pobrane przez Petera Tornellisa, a przynajmniej zostały pobrane z jego komputera.

- Szkoda, że nie żyje i nie za wiele nam pomoże - mruczy pod nosem Reed, dalej przerzucając kolejne szuflady, w których albo nie ma zupełnie nic, albo są dokumenty prężnie działającej tu szwalni. Connor wychodzi w końcu z łazienki z dyskiem w dłoni, a jego mina sprawia, że Gavin przeklina cicho. - Kurwa, nie mów, że znalazłeś tam kolejne szesnaście miejsc, gdzie mogli ją ukryć.

- Nie. Wiem, czego plany są na tym dysku i jeśli mam rację, to musimy powiadomić FBI i antyterrorystów - mówi Connor, po czym opiera się o puste biurko i bierze głęboki oddech, który i tak w żaden sposób nie pomoże mu się uspokoić, ale wydaje się jedyną logiczną rzeczą, jaką może zrobić w tej chwili. - Torn Holdings jest głównym wykonawcą budynków socjalnych dla androidów, oni budują całe osiedla i...

- Nie mów mi, że z jebanego porwania, mamy teraz podejrzenie ataku terrorystycznego.

- Właśnie tak. Właśnie to mówię. Pamiętasz, jak założyliśmy, że napastnicy testują to nowe Sky na kolejnych modelach androidów? A co jeśli testowali też jego pochodną, jakiś nowy materiał wybuchowy, którego nie wykryli nasi saperzy wtedy w tej kamienicy.

- Ani bramki ochrony u Zoyi w biurze... - dodaje Reed, wiedząc, w którą stronę idzie tok myślowy Connora. - Kurwa mać. Jeśli teraz powiadomimy FBI i wjadą nam tu na pełnej, to nigdy jej nie znajdziemy. Oni będą mieli w dupie szukanie jednej androidki, gdy potencjalnie te chuje planują wysadzić w powietrze całe osiedle.

- Oczywiście. Odsuną nas od tej sprawy i przydzielą do działania z nimi nad potencjalnym zagrożeniem terrorystycznym. Takie są procedury, Reed.

- Ona zginie.

- A może zyskamy więcej ludzi, więcej możliwości, by dorwać i napastników i znaleźć Zoyę. Musimy natychmiast powiadomić kapitana - mówi Connor, podnosząc się z biurka, jakby jego umysł wrócił na właściwe tory. - Skontaktuj się z Kirą Tornellis. Złożymy jej wizytę, niech potwierdzi nam te dane, zanim wrócimy na posterunek.

- Zoya powinna być naszym priorytetem.

- Z całym szacunkiem, Reed, ale ona nigdy nie była twoim priorytetem, więc teraz nie próbuj sobie oczyścić sumienia i wycierać ust jej imieniem - mówi chłodno Connor. - Zoya jest ważna, ale jeśli mam rację, jeśli jest szansa, że zginą tysiące osób, to udaremnienie ataku musi być priorytetem. I doskonale wiesz, że ona też podjęłaby taką decyzję. By ratować naszych braci.

- W dupie to mam. Nie dam jej zginąć.

- I co? Myślisz, że jeśli ją uratujesz jak rycerz z bajki, to dostaniesz jej rękę i dozgonną miłość? - pyta sarkastycznie, a Gavin momentalnie łapie go za poły marynarki i popycha na zakurzone okno biura. Connor reaguje impulsywnie, chwyta jego nadgarstki i wykręca je tak, że w ułamku sekundy sprowadza detektywa do poziomu podłogi. - Zjebałeś, Reed. Nic tego nie usprawiedliwi.

- Nie szukam pierdolonego rozgrzeszenia! - krzyczy szatyn, prostując się, gdy tylko android go puszcza.

- Więc myśl racjonalnie, detektywie.

- Racjonalnie? Jeśli ona umrze... - przerywa w pół słowa, bo Connor spogląda na niego wyraźnie zaintrygowany.

- Tobie naprawdę masz do niej jakieś uczucia, czy próbujesz zaapelować do mojego sumienia, żebym zrobił to, co chcesz? - pyta chłodno android. - Wybacz, ale w przeciwieństwie do Zoyi, na mnie nie zadziałają twoje emocjonalne szantaże - mówi, obracając się do niego plecami i wychodzi z biura na metalowe schody.

- A jeśli ci powiem, że mi na niej zależy - mówi nerwowym, pełnym niepewności głosem Gavin, Connor obraca się do niego i mierzy go wzrokiem, zanim pokręci głową.

- Jeśli naprawdę ci na niej zależy, to powiem, że w takim razie ci współczuję, Reed. Znam ją o wiele lepiej od ciebie i nawet jeśli teraz rzucimy wszystko, by tylko ją uratować, to i tak czeka cię reszta życia w samotności. Choćbyś został pierdolonym bohaterem, Zoya nie wybaczy ci tego, co już jej zrobiłeś - mówi Connor, zaczynając schodzić po schodach, po czym przystaje w pół kroku. - Jedyne co możesz teraz zrobić, to nie pogorszyć swojej sytuacji.

Cała droga do domu wynajmowanego przez Kirę Tornellis mija im w zupełnym milczeniu. Z perspektywy Connora, Gavin zaczął wyglądać na zmęczonego, nieszczęśliwego i przede wszystkim obrażonego, czym przypomina mu rozkapryszonego dzieciaka. Jednak chyba wziął sobie do serca jego słowa, bo przynajmniej nie kłóci się z nim, która część ich śledztwa powinna mieć teraz większe znaczenie. Oczywiście dla Osiemset wizja tego, że muszą skupić się na czymś innym niż poszukiwaniu Zoyi jest dewastująca, ale powtarza sobie, że zna ją na tyle i wie, co dla niej byłoby ważniejsze. Dlatego jest w stanie zakopać pod poczuciem obowiązku to, że naraża życie jednego ze swoich przyjaciół. Których przecież nie ma aż tak wielu.

Kira otwiera im drzwi w grubym szlafroku i wpuszcza ich do środka willi, którą do tej pory widzieli tylko z zewnątrz, gdy poszukiwali brata rudowłosej kobiety. Teraz idą za nią do salonu, gdzie pachnie kawą, a ona wskazuje im, a raczej Gavinowi, by częstował się śmiało, jeśli ma takie życzenie.

- Wiecie już, gdzie ona jest? - pyta zachrypniętym głosem i kaszle lekko. - Wybaczcie, wypiłam wczoraj dużo w klubie, a później jeszcze więcej w domu. Niko jest poza miastem, a jego chłopak nie chciał zostać sam. To twój brat, prawda detektywie?

- Tak, dobrze, że nie był sam. I nie jesteśmy tu, by rozmawiać o Zoyi, ale o tym co znaleźliśmy w jednym z budynków powiązanych z naszą główną podejrzaną. Czy ma Pani tu gdzieś komputer? - pyta Connor, a ona podnosi się i przechodzi do pokoju obok, z którego przynosi cienkiego laptopa. - Znaleźliśmy dane, które mogą pochodzić z Pani firmy, chcielibyśmy je zweryfikować.

- Jasne, ale w takim razie potrzebuję kawy. Gavin, będziesz tak miły? - mówi kobieta i macha w jego stronę niedbale dłonią, po czym wkłada na nos okulary w okrągłych oprawkach. - Co ten dysk przeszedł?! - pyta zaskoczona, gdy Connor łączy urządzenie z jej komputerem.

- Ktoś próbował go spalić, bardzo nieumiejętnie, jeśli mam być szczery - odpowiada android, a Kira przechyla głowę i zaczyna otwierać kolejne pliki.

- Albo ktoś chciał, żebyście go znaleźli - mówi kobieta i spogląda na Gavina, który nie ruszył się z miejsca. - Mógłbyś naprawdę nalać mi tej kawy, złamałeś serce mojej koleżance, nie myśl, że ujdzie ci to płazem.

- Ja pierdolę, będę za to pokutował do końca życia - mruczy pod nosem szatyn, a Kira parska chłodnym śmiechem.

- Jeśli ona zginie to tak, będzie zapewne prześladować się w koszmarach. Tacy już są Palmerowie - odpowiada, po czym włącza kolejny dokument. - To nasze dokumenty, dokładnie to dysk mojego brata, na dole są nawet jego incjały. Jeśli chodzi o zawartość to mamy tu wszystkie plany zagospodarowania działek, które posiadamy w Detroit. Głównie tych z rządowych grantów, na budowę, lub renowację istniejących budynków i tworzenie osiedli dla androidów. Sama wygrałam dla naszej firmy ten przetarg, co bardzo nie spodobało się Peterowi, ale na szczęście Peter nie jest zarządem... nie był - poprawia się Kira i obraca ekran w ich stronę. - To jest plan architektoniczny osiedla w Ferndale, które jest już zamieszkane od dobrego pół roku. Na rysunku mamy linie energetyczne, wodne, kanalizacyjne, windy, schody... wszystko.

- Czy to są dane poufne?

- Nie dla miasta. W sensie, gdy wypełni się odpowiednie podania, to wszystkie te plany można dostać w odpowiednich urzędach - tłumaczy kobieta i upija łyk kawy z kubka. - Oczywiście to trwa i trzeba mieć naprawdę dobre argumenty, ale nie jest to niewykonalne. Nie trzeba od razu okradać mojego brata, choć to na pewno prostszy sposób.

- Czy na tych planach są wprowadzone jakieś dodatkowe uwagi?

- Chwileczkę - prosi Tornellis i bierze kolejny łyk kawy. Kira chwilę analizuje dokładnie jeden z rysunków, po czym podrywa się i biegnie w stronę kuchni, z której dobiegają ich dźwięki, świadczące o tym, że kobieta właśnie wymiotuje do zlewu. Connor przewraca oczami i daje znać Gavinowi, by to on sprawdził, czy Kira żyje, ta jednak w tej samej chwili staje w drzwiach salonu blada jak kartka papieru. - Sandra. Sandra zaznaczyła na tych planach słabe miejsca budynków.

- Czyli te utopijne wieżowce mają wady konstrukcyjne? - pyta Gavin, a kobieta kręci głową i wraca do nich powoli, jakby nie była pewna, że znów nie zwymiotuje.

- Nie, to akurat niemożliwe. To współfinansowane rządowo projekty, w związku z tym budynki przechodzą dodatkowe kontrole... Ale każdy budynek ma takie miejsce, że gdy podłoży się tem ładunek wybuchowy, to złoży się jak domek z kart. Każdy. Nawet ta paskudna wieża na Belle Isle - mówi, opadając na sofę i chowa twarz w dłoniach. - Peter, co ty zrobiłeś...

- Chyba to zaczyna się spinać, co? - odzywa się Reed i spogląda na Connora. - Szanowny braciszek miał żal do Palmerów i bardzo chciał się na nich zemścić, a zwłaszcza na książątku i Zoyi. Sarsberg potrzebowała pieniędzy, lokalizacji, przykrywki, więc się dogadali. On dał jej plany waszych budynków, ona miała pomóc mu odjebać blondynkę. Tylko coś poszło nie po jego myśli, pewnie Ingrid dostała to, co chciała i postanowiła się go pozbyć, albo...

- Nie, Peter nie żyje przeze mnie - mówi Kira, zaciskając usta w cienką linię, jakby chciała powstrzymać się od płaczu. - Dzień przed tym, jak go znaleźliście, mieliśmy awanturę. Powiedziałam mu, że pójdę do zarządu i powiem im, że szkodzi firmie swoimi rasistowskimi uprzedzeniami. Co, gdy jesteśmy jednym z największych wykonawców mieszkań socjalnych, robi nam zły PR. Zagroziłam, że usunę go ze stanowiska i sama je przejmę.

- Spokojnie, ja obstawiam, że to nie tylko twoja wina. Nie dość, że ty chciałaś go pozbawić stanowiska, Zoya zrobiła ze swojego zabójstwa polityczną szopkę, Ingrid go wystawiła do wiatru... Miał sporo powodów - oświadcza Gavin, a Kira wcale nie wygląda, jakby jego słowa były dla niej jakimś pocieszeniem. - Pytanie, dlaczego Sarsberg zależy na ataku terrorystycznym?

- Oni mieli podobne poglądy, pamiętam, jak ona się żaliła, że przez rewolucję trudno jej zarabiać w taki sam sposób, jak do tej pory...

- Atak spowodowałby mnóstwo ofiar, mnóstwo rannych - zaczyna Connor, wchodząc w słowo Kirze. - Mnóstwo produkcji Tyrium do ratowania życia, a co za tym idzie, będzie je wtedy dużo łatwiej wyprowadzić.

- Kira, nie opuszczaj miasta - mówi Gavin, podnosząc się z fotela i dopijając swoją kawę. - Musimy przekazać te plany FBI, a co za tym idzie, na pewno chujki w garniakach będą chcieli usłyszeć to samo, co właśnie nam powiedziałaś.

- Nie mam po co wracać do Nowego Jorku, poza pogrzebem brata, którego nie mogę zorganizować bez ciała - odpowiada chłodno Tornellis i kręci głową. - Pierdolony synek tatusia - mruczy jeszcze pod nosem kobieta, zanim Connor pożegna się z nią krótko. Wychodzą z domu i wsiadają do samochodu, gdzie Connor od razu kieruje się na posterunek.

- Jedno mi się nie klei - mówi Gavin cicho, jakby nie był pewny, czy chcę powiedzieć to, co przyszło mu do głowy.

- Po co im Zoya, skoro Peter nie żyje?

- Dokładnie - przytakuje Reed, a Connor łapie się na tym, że absolutnie nie zna odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie.

Porwanie jej w tej chwili wydaje mu się nielogiczne. Peter Tornellis, czyli jedyna osoba, której mogło zależeć na skrzywdzeniu blondynki, już nie żyje. Zoya nie może posiadać jakichś istotnych informacji w sprawie ewentualnego zamachu, bo kto jak kto, ale ona na pewno od razu podałaby je opinii publicznej. Connorowi przechodzi przez głowę jej wystąpienie po śmierci Camilli, to, że właśnie zrobiła z tego zabójstwa sprawę polityczną, morderstwo wycelowane w osoby z Jerycha. Zaczyna podejrzewać, że właśnie to może motywować osoby, które ją uprowadziły. To by z jej śmierci, po tym, co stało się z North, zrobić kolejny przykład, że będą mordować ich przedstawicieli dalej. Jednak nie ma nic na poparcie tej tezy, więc póki co, zachowuje ją dla siebie. Nie chce tego sugerować Gavinowi, który i tak jest w rozsypce, chociaż wcale nie chce tego do końca po sobie poznać. Connor nie kupuje jego wielkiego odkupienia, czy nagłych uczuć wobec Zoyi. Raczej jest przekonany, że Gavinem kierują teraz w całości wyrzuty sumienia, z którymi nie umie sobie poradzić.

Na posterunku od razu idą do kapitana złożyć mu raport z postępów w sprawie i w kilkanaście minut po tym, jak mówią w jednym zdaniu: ładunki wybuchowe, osiedle i zamach, cała policja w Detroit zostaje postawiona na nogi. A w mniej niż godzinę, na ich komendę wchodzą trzy osoby z Biura Śledczego, którymi dowodzi osoba o drobnej sylwetce, ubrana w czarny garnitur z obciętymi na zero włosami.

- Agent specjalna Garland - przedstawia się, podając rękę najpierw Connorowi, a później Gavinowi. - Nie mamy czasu, wiemy, że wasze jednostki już ewakuują mieszkańców ze wskazanych wieżowców. Jednak proszę o dokładne wprowadzenie mnie w sprawę. Szczególnie, jak ona się łączy z waszym dochodzeniem w sprawie tych narkotyków - mówi, idąc do sali konferencyjnej i nie mając w planach tracić czasu na przestawianie im reszty zespołu. Garland opiera się o jedno z biurek i przenosi wzrok między detektywami, aż zatrzyma spojrzenie na androidzie. - RK800. Zacznij. Pracuję z twoim kuzynem, jeśli jesteś tak kompetentny, jak on, to wróżę nam dobrą współpracę.

- Evan pracuje w przestępstwach finansowych...

- Nie mówię o Osiemset, mówię o Sześćset. Nieważne. Czas ucieka - mówi, dając mu dłonią znać, by zaczął mówić. Connor przez chwilę jest w szoku, bo nigdy wcześniej nie słyszał o żadnych istniejących modelach RK. Była Ada, Markus, on i jego brat. Kiedyś Markus nawet zapytał go, czy wie coś o innych, ale Connor nie wiedział. Gavin widząc chwilowe zakłopotanie androida, przeklina pod nosem.

- To może jednak ja zacznę - odzywa się, a Garland przytakuje mu lekko. Więc Gavin merytorycznie opowiada o całym śledztwie w zadziwiająco chłodny sposób, nie robiąc żadnych osobistych wycieczek. Nawet gdy mówi o zabójstwie Camilli, czy ostatecznie też o porwaniu Zoyi i właśnie w tej chwili Garland unosi dłoń. Pochyla się do teczki, z której wyjmuje tablet, na których włącza pierwszą stronę Washington Post, gdzie znajduje się obszerny wywiad z Zoyą na temat sytuacji w Detroit i nowego narkotyku.

- Chcecie mi powiedzieć, że mówimy o niej? Pieprzonej szefowej PRu dla Jerycha? Prawej ręce Markusa? - upewnia się, a Connor przytakuje. Garland wzdycha cicho i podaje tablet jednej ze swoich współpracowniczek, która do tej pory siedziała w ciszy przed komputerem. - Wrzuć ją w wyszukiwanie twarzy. Nie ma w Detroit drugiej takiej, więc nie powinno to być trudne. Wiecie, jak bardzo to udupia tę sprawę dla opinii publicznej? Nawet jak udaremnimy zamach, a oni ją zabiją, to myślicie, że na czym skupią się nagłówki? Zrobią z niej męczennicę, co ona zresztą już robi w prasie od jakiegoś czasu. Macie jakieś tropy?

- Moim zdaniem powinniśmy się skupić na... - zaczyna Connor, ale Garland kręci głową.

- Nie pytam o twoją opinię. Oddziały antyterrorystyczne i saperzy za kilkanaście minut zaczną sprawdzać budynki socjalne piętro po piętrze. Co przy informacjach, jakie uzyskaliście od Kiry Tornellis powinno pójść sprawnie...

- Ta substancja, którą podłożyli, może być niewykrywalna dla obecnego sprzętu saperskiego - mówi Reed, a Garland daje mu znać, by kontynuował. - Mieliśmy już jeden wybuch niedawno, saperzy obwąchali każdy kąt, a i tak kamienica wyleciała w powietrze.

- Potrzebuję nazwisko dowodzącego tamtą akcją - odzywa się jeden z agentów przyprowadzonych przez Garland.

- Mazurkiewicz Raphael - odpowiada, a zanim podejmie temat, dalej agent odzywa się pierwszy.

- Jest na urlopie bezpłatnym od czwartego sierpnia.

- Więc sami widzicie, macie zamachowców za sprytniejszych, niż są w rzeczywistości. Wygląda na to, że wasz kolega próbował pomóc ich sprawie, likwidując waszą dwójkę i trochę dowodów - mówi Garland, uśmiechając się chłodno. - Pytam, czy macie jakieś tropy w sprawie tej polityczki. - Connor tym razem zabiera głos, opowiadając o szwalniach, o bracie Sarsberg, który porwał Zoyę z klubu, oraz przede wszystkim o tym, że muszą sprawdzić koniecznie jeszcze jedno miejsce, gdzie teoretycznie powinna powstać siłownia. Garland słucha go z poważną miną, unosi tylko dłoń i w milczeniu obraca niewielki kolczyk z czarnym kamieniem w swoim lewym uchu, wyraźnie zbierając myśli. - Okej. Musimy podzielić to na trzy osobne zespołu. Po pierwsze osiedle socjalne i udaremnienie zamachu. Na dysku nie było innych planów? Tylko budynki mieszkalne?

- Nie - odpowiada Connor. - Tylko budynki mieszkalne w Detroit, zamachowcy nie mieli dostępu do innych planów, w celu zdobyciu tych wykorzystali szefa Torn Holdings.

- To mamy punkt pierwszy. Punkt drugi, trzeba ustalić miejsce pobytu Ingrid Sarsberg i Gregory'ego Olsena. Wystawiliśmy już listy gończe, ale nie puściliśmy ich jeszcze do mediów, by ich nie spłoszyć. No i kwestia trzecia. Zoya Palmer...

- Ona nie używa tego nazwiska - odzywa się Reed, nic sobie nie robiąc z tego, że wszedł Garland w słowo. - I punkt drugi i trzeci raczej się łączą, jest zbyt ważna, by przerzucili ją w ręce jakichś współpracowników.

- Rozumiem twoje wzburzenie, detektywie. Ale nie przerywaj mi więcej, jeśli chcesz być dalej częścią tego dochodzenia.

- Spróbuj mnie tylko odsunąć, suko. - Reed, widząc wzrok Garland, reflektuje się i wzrusza ramionami. - Lub fiucie, jak sobie wolisz.

- Może, jak dłużej popracujemy, to wymyślisz jakieś obojętne płciowo przekleństwa - śmieje się Garland i podchodzi do jeden z agentek, która miała szukać Zoyi. - Nie mogę wam odmówić jednego, dawno nie brałom od lokalnej policji sprawy, która byłaby tak dobrze poprowadzona. Prawie nic jeszcze nie spierdoliliście. Gratuluję - kpi dalej, nie patrząc chwilowo w ich stronę. - Samochód, którym uprowadzili Zoyę zniknął z kamer w okolicy wspomnianego przez was budynku. A trzy godziny temu kamera pobliskiego bankomatu złapała mężczyznę, który na siedemdziesiąt pięć procent jest poszukiwanym przez nas Olsenem.

- Jedziemy tam - mówi Gavin, od razu ruszając w stronę drzwi.

- Detektywie, podlegasz pod moje rozkazy w tej chwili - upomina go Garland, a on obraca się z chęcią mordu w oczach. - Wiesz, że w przypadku osobistych konotacji z poszukiwaną mogę odsunąć cię od sprawy? A domyślam się, że nie byłeś w klubie w chwili jej zniknięcia z powodów służbowych.

- Między Gavinem a Zoyą nie ma nic, co mógłby wpływać na jego osąd w tej sprawie - zabiera głos Connor. - Mój partner po prostu ma wyrzuty sumienia, że ułatwił porywaczom dotarcie do Zoyi. Nic więcej.

- Czyli mam rozumieć, że jest taki porywczy z natury? - upewnia się Garland, a Connor przytakuje jej krótko. - Wspaniale - wzdycha krótko i spogląda na ekran komputera. - Skompletujcie pięcioosobowy zespół, wliczając w to was i agentkę Bridgers i jedzcie sprawdzić tę siłownię. Wszystkie nakazy są już wystawione. Ja zabiorę resztę zespołu do centrum kryzysowego w Ferndale i będziemy starali się namierzyć na monitoringu Sarsberg.

Garland żegna się z nimi skinieniem głowy i wskazuje im wyjście z sali. Reed od razu idzie do kapitana, gdzie bez chwili zawahania się w pierwszej chwili wymienia Chrisa Millera i jeszcze jednego ze swoich kolegów. Connor zdaje się na niego, nie ma aż takiego doświadczenia ze współpracownikami, by ocenić, kto z nich nada się najlepiej do tego zadania. Kilka minut później dołącza do nich czarnoskóra agentka FBI, która została przydzielona do nich przez Garland i która nie jest zbyt rozmowna. Nikt z nich nie jest. Wszyscy skupiają się na zadaniu, które mają przed sobą. Connor i Gavin przedstawiają plan wejścia do budynku, informując o możliwych zagrożenia i zakładnikach. Jadą na miejsce, trzymając się tego, że ich przewagą jest element zaskoczenia, ale ani Connor, ani Gavin wcale do końca w niego nie wierzą. Dzięki FBI udało im się uzyskać plany budynku i rozmieszczają policjantów tak, by obstawić każde z możliwych wyjść z niewielkiej hali na przedmieściach.

Gavin sprawdza broń, zanim wyda rozkaz wejścia do budynku. Tym razem hala wygląda zupełnie inaczej niż ta, w której byli rano. Tu jest czysto, to miejsce zostało wstępnie wyremontowane i jest jednym wielkim laboratorium, a raczej jak prężnie działającą fabryką narkotyków. Gavin pamięta doskonale z początków swojej pracy, gdy jeszcze jako oficer nie raz robił naloty na miejsca produkujące Bordo. Wtedy uwielbiał takie akcje, uwielbiał czuć adrenalinę i na koniec dnia mieć poczucie, że z każdym takim zamkniętym miejscem, zrobili coś naprawdę dobrego dla miasta. Wtedy, gdy robili naloty, zawsze aresztowali jakiś krzyczących ludzi, którzy byli gotowi czasem bronić się aż do śmierci, bo Bordo było drogie. A oni naprawdę lubili pieniądze. Teraz też wpadają na kilkanaście pracowników tej produkcji, tylko dziś nikt nie stawia oporu, dziś nikt nie dyskutuje i nikt nie jest człowiekiem. Wszystkie androidy posłusznie wykonują polecenia położenia się bez ruchu na ziemi i kątem oka Gavin widzi, że wszystkie mają równie niebieskie oczy, co kryształy narkotyków leżące na stole.

Z własnych myśli i mechanicznego wydawania rozkazów wyrywa go krzyk agentki FBI i odgłos wystrzałów. Gavin i Connor wymieniają porozumiewawcze spojrzenie, zanim rzucą się w tamtą stronę. Agentka Bridgers chowa się we wnęce drzwi na wąskim korytarzu i daje im znać, ilu napastników czai się w jego końcu, a Reed pochyla się i przemyka na drugą stronę, gdzie każe pozostałej dwójce czekać. W końcu daje znać, a agentka rzuca granat dymny, który ma zmylić przeciwników. Znów następuje wymiana ognia, ale im udaje się bez szwanku dostać prawie do końca korytarza, gdzie w drzwiach do kolejnego pomieszczenia leży ciało białego mężczyzny.

- Holden Noweznikow. Powiązania z mafią - mówi krótko Connor, analizując twarz napastnika, a Gavin przytakuje i wychyla się do sali. Od razu po huku wystrzału znów cofa się do korytarza i kręci głową.

- Nie wejdziemy tam w ten sposób, nie mamy za czym się schować - oświadcza Bridgers i spogląda na Osiemset. - Analizowałeś plany budynku, jest jakaś droga naokoło?

- Jest, ale prowadzi przez piwnicę, więc stracimy mnóstwo czasu - odpowiada, podchodząc do najbliższych drzwi i popycha je ramieniem, by ustąpiły. Connor kontaktuje się z Chrisem i jego partnerem, by ci znaleźli wejście do piwnicy w północnej części budynku i dopiero spogląda na pozostałą dwójkę. - Rozdzielmy się, ja pójdę przez piwnicę, bo jestem z nas najszybszy, a wy zatrzymajcie ich tutaj. Nie mają innej drogi ucieczki.

- Dobra. Tylko bądź w kontakcie - mówi Reed, przeładowując broń.

Connor doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Gavin miał na myśli to, by powiadomił go bezzwłocznie jeśli znajdzie przypadkiem Zoyę. Gdy zbiega po schodach, słyszy odgłosy wystrzałów za plecami i ma wielką nadzieję, że po tylu godzinach bez snu i przy takim poziomie stresu, Reed wciąż będzie strzelał tak samo celnie, jak zawsze, gdy toczą zawody na policyjnej strzelnicy.

- Connor. Mamy duży problem - woła do niego Chris, stojąc w drzwiach do jednego z pomieszczeń magazynowych w piwnicy. Osiemset podbiega do niego i zamiera. W środku znajduje się kilkanaście innych androidów, w większości żeńskich modeli, w większości WR400. - Wiedzieliście o przemycie osób?

- Nie - odpowiada szczerze i skanuje jeszcze raz wszystkie osoby w środku, jakby żywiąc nadzieję, że będzie wśród nich Zoya. - Inne sale?

- Póki co puste - informuje go Judy, która analizuje kolejne puste magazyny. - We wszystkich są ślady wskazujące na to, że ktoś wcześniej był tam przetrzymywany, ale teraz są puste. - Connor nie odpowiada, ma zaufanie do systemów PM700, ale mimo to, zwalcza w sobie chęć sprawdzenia każdego kolejnego śladu, który mógłby wskazać mu, że jego przyjaciółka tu była.

- Poproś o wsparcie. Skontaktuję się z Jerychem, będziemy potrzebować pomocy technicznej i psychologicznej dla nich - prosi, a Judy przytakuje mu krótko, a wtedy padają kolejne strzały.

- Jak sytuacja? - pyta Chris, a Connor daje mu tylko znać, by póki co tu został i biegnie w stronę schodów przeciwpożarowych. Wbiega po nich na górę i otwiera drzwi do sali, w której znajdowali się ostatni napastnicy. Trzech mężczyzn, jeden z nich już jest ciężko ranny, drugi cały czas próbuje wycelować w Gavina, a trzeci leży na podłodze w kałuży własnej krwi. Connor wchodzi do środka, celując prosto w Olsena, który obraca się w jego stronę i strzela, ale android jest szybszy, uchyla się, chowając za jednym z biurek i strzela wprost w kolano mężczyzny. Reed i Bridgers wpadają do sali, odbierając napastnikom broń.

- Fajnie, że wpadliście na imprezę, ale obawiam się, że wszyscy jesteście mocno spóźnieni - śmieje się Olsen, krzywiąc się przy tym z bólu i czołga się lekko do tyłu, by oprzeć się o jedną z szafek na dokumenty. Gavin nie spuszcza z niego broni i zbliża się w jego stronę. - Ale musicie przyznać, że sporo waszej uwagi udało nam się odciągnąć tymi wybuchami.

- Nie będzie żadnych wybuchów - mówi Connor, zbliżając się do drugiego detektywa. - FBI ewakuowało wszystkich mieszkańców i znajdą wasze bomby, zanim wybuchną.

- Tak? Moja siostra będzie bardzo niepocieszona - śmieje się blondyn. - Cóż jeśli nie w Detroit, to gdzieś indziej.

- Gdzie ona jest? - pyta Gavin, robiąc kolejny krok w stronę Olsena.

- Ale kto? Myślę, że znaleźliście już trochę dziewczyn na dole, na pewno sobie którąś wybierzesz na pocieszenie... - Reed kopie go w nogę, w którą wcześniej postrzelił go Connor, a w sali rozlega się głośny krzyk bólu i ciche przekleństwo agentki FBI. - A. Czyli masz jakąś ulubioną. Daj znać jaki model, zorganizuję ci nową w tydzień.

- Mamy potwierdzenie, że porwałeś przedstawicielkę Jerycha, model SR900. Gdzie ona jest? - przejmuje przesłuchanie Connor, łapiąc Gavina za ramię, zanim ten postanowi uszkodzić Olsena mocniej. W sali pojawia się jeszcze dwoje policjantów, którzy na polecenie agentki, wyprowadzają ostatniego z żywych napastników z budynku.

- Kurde. Mogłem się domyślić, że o nią chodzi. Wiecie, takie modele jak ona to już przed rewolucją chodziły za dobrą kasę, ale teraz to można sobie ukuć małą fortunę. Więc obawiam się, że już zniknęła - odpowiada Olsen, dalej starając się brzmieć na bezczelnego, choć przy każdym słowie traci oddech. - Może jakich bogaty psychol będzie miał z nią trochę rozrywki, zanim znajdziecie jej trupa.

Reed wyrywa się Connorowi i już ma rzucić się na mężczyznę, gdy android zauważa, że Olsen właśnie na to czekał, a wyprowadzając ich z równowagi, tylko próbował ukryć to, że ma za paskiem drugą broń. I w tej samej chwili Osiemest postępuje instynktownie, odpycha Reeda na bok całą swoją siła, a kula wystrzelona przez Olsena trafia jego, prosto w sam środek klatki piersiowej. W tej samej chwili pada drugi strzał, a agentka FBI, neutralizuje napastnika. Zapada cisza. Na ułamek sekundy zapada kompletna cisza, zanim Bridgers zaczyna oddychać spazmatycznie, a Gavin, który upadł na ziemię, zrzuca z siebie Connora.

- Ej, puszko! Żyjesz? - pyta go, przewracając na plecy, a android przez ułamek sekundy leży z zamkniętymi oczami, zanim złapie głębszy wdech. - No i, kurwa, bardzo dobrze.

- "Dziękuję, za uratowanie mi życia" byłoby lepszym początkiem rozmowy - mruczy Connor, sięgając do zapięcia w kamizelce kuloodpornej i wsuwa pod nią dłoń. Strzał był oddany z tak bliskiej odległości, że nawet jeśli kamizelka zatrzymała prawie całą siłę pocisku, on i tak czuje lekkie wgniecenie w swoim szkielecie. Nic poważnego. Skończyłoby się na siniaku, gdyby był człowiekiem.

- Też mam kamizelkę. Też bym to przeżył - burknął tylko Gavin, który stał już obok agentki. Położył jej rękę na ramieniu i zmusił, by na niego spojrzała. - Pierwszy raz? - pyta, a ona przytakuje mu panicznie. Gavin ma ochotę skomentować, że wysłali z nimi na akcję jakiegoś żółtodzioba, ale ma jeszcze w sobie jakieś resztki empatii. - Zrobiłaś to, co było trzeba. To była obrona funkcjonariusza. Pierwsza strona podręcznika: zabij, zanim zabiją ciebie.

- Dzięki - mówi cicho dziewczyna, a on klepie ją jeszcze po ramieniu i staje nad Connorem, który wciąż leży na ziemi. Wyciąga w jego stronę rękę, a brunet chwilę zwleka, zanim pozwoli sobie pomóc ze wstaniem.

- Nie widziałem, że ma broń - mówi Reed, a Connor przytakuje mu, gdy już staną naprzeciwko siebie.

- Emocje wzięły nad tobą górę, to nie jest zaskakujące. To nie pierwszy raz...

- Znaleźliście jakieś androidki na dole? - dopytuje Gavin, a Osiemset przytakuje mu. - Zoya?

- Nie.

- Myślisz, że mówił prawdę o handlu...

- To nie byłoby logiczne - odzywa się agentka, która do nich podchodzi. - Nie porwaliby jej w takich okolicznościach, gdy jest tak rozpoznawalna, by po prostu ją sprzedać. To byłoby strasznie głupie.

- To prawda - przyznaje Connor, zaczynając krążyć po pomieszczeniu. - Porwali ją w jakimś konkretnym celu, może właśnie, żeby zrobić z niej przykład, że nie przestaną mordować przedstawicieli Jerycha. Może by...

- Poczekaj. Oni porywali te androidki i faszerowali je prochami, a później one zawsze kogoś zabijały. Nawet North złapali po to, by zabiła Zoyę, nie dla przykładu - mówi Gavin, a drugi detektyw obserwuje go wyraźnie zainteresowany jego ciągiem myślowym. - Oni nie lubią marnotrawstwa, a to byłoby marnotrawstwo. Sprzedanie jej, czy po prostu zabicie jej.

- A jak oni chcą przez nią dotrzeć do kogoś innego? - sugeruje Bridgers i sięga po telefon, gdzie chwilę czegoś szuka i unosi go do góry, a na ekranie znajduje się zdjęcie Zoyi na pogrzebie North. - Jak na przykład do Elijaha Kamskiego?

- Lub Markusa - sugeruje Connor, a pozostała dwójka przytakuje mu lekko. - Czy jest jeszcze ktoś, przeciwko komu mogliby ją wykorzystać?

- Wyżej niż najważniejszy reprezentant Jerycha i geniusz, milioner, szef jednej z największych korporacji...

- Czy mam ci dać do niego numer? - mruczy pod nosem Reed, a Bridgers mruży lekko oczy, ale postanawia się nie wtrącać. - Czyli musimy się rozdzielić...

- W pierwszej kolejności musimy zabezpieczyć to miejsce i zgłosić to Garland - mówi Bridgers, a Connor przymyka oczy. - Rozumiem, że raport mamy z głowy?

- Tak, ty masz zostać tutaj i dopilnować techników. Ja pojadę do Markusa, ty musisz pojechać...

- Nie. Nie ma mowy - przerywa mu Gavin i obaj spoglądają na Bridgers, która domyśla się nadchodzącej sprzeczki i wychodzi z pomieszczenia, dając im trochę przestrzeń. - Nie pojadę do Kamskiego, nie ma szans, żeby on wpuścił mnie do swojego domu.

- Uważasz, że lepszym pomysłem będzie wysłanie cię do siedziby Jerycha, po tym, jakie uwagi wygłosiłeś na temat Zoyi i Markusa, gdy ostatnio tam byłeś? - pyta chłodno brunet, a Reed przeklina pod nosem.

Connor czeka, aż Gavin coś powie, znów zaprotestuje, a wtedy będzie mógł zaapelować do jego wyrzutów sumienia, jeszcze raz wypomnieć mu, dlaczego Zoya znalazła się w takiej sytuacji. Nie czerpałby z tego specjalnej przyjemności, ale miałby przynajmniej pewność, że Gavin zrobi to, czego od niego chce.

- A co jeśli nam coś umyka? Jeśli nie zmuszą jej do zabicia któregoś z nich, tylko nie wiem... wysadzenia w powietrze tej szpetnej wieży? Albo naszego posterunku? Przecież oni mogą ją nawet wysłać do...

- Nie mogą jej wysłać nigdzie poza Detroit. Zoya jest zaawansowanym modelem, jej organizm nie utrzyma się pod wpływem tego narkotyku dłużej niż trzy godziny - odpowiada Connor, a Gavin przeklina kolejny raz. - Kamski jest niepokojący, ale na pewno ceni sobie swoje życie wyżej niż ewentualną niechęć do policji. Powiadomiłem już Adę o potencjalnym zagrożeniu.

- A mówiłem jej, żeby trzymała się od niego z daleka - mruczy pod nosem szatyn, biorąc głębszy wdech.

- Tak, bo Zoya jest osobą, która słucha tego, co się do niej mówi - śmieje się Connor, a Gavin mimowolnie parska śmiechem.

- Masz rację, ona zawsze robi to, co jej się żywnie, kurwa, podoba - mówi Gavin i wycofuje się w stronę wyjścia z sali, ale zatrzymuje się w drzwiach i uderza pięścią w futrynę. Connor ma to jeszcze jakoś skomentować, ale ostatecznie Reed po prostu wychodzi.

A on zostaje sam i daje sobie chwilę na bycie w tym całym bałaganie, zanim znów zacznie działać. Nie mają pojęcia, gdzie teraz może być Zoya, ale Connor ma przeczucie, że mają dobry trop, że blondynka w końcu pojawi się w drzwiach jednego z tych mężczyzn, jak naładowana i wycelowana broń. Może w końcu ominąć wszystkie zabezpieczenia, każdą ochronę, bo wszyscy ją znają, wszyscy jej ufają. Więc nie pozostaje im nic innego, niż pojechać na Belle Isle i czekać. Czyli robić to, czego Connor absolutnie nienawidzi. Tego braku działania, a raczej braku najmniejszego wpływu na to, co może się wydarzyć w nadchodzących godzinach.

Cytujac klasyka: kaboom!

A tak serio, to uknucie tego wielkiego planu totalnie przerosło moje pierwotne założenia. Jednak gdybym zrobiła to, co planowałam to fabuła miałaby jakieś 60 rozdziałów. A tak po prostu napiszę kontynuację.

Pamiętam, jak zaczynałam more human i myślałam że tam mam złożoną intrygę. Haha. No bardzo.

Trzymajcie się tam.

Jesteśmy blisko końca i trochę krwi się tu jeszcze poleje. Niezależnie od jej koloru.

K.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro