Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Widoczne i niewidoczne blizny ❍ 26.07.2040

Zegarek wskazuje pierwszą po południu, gdy Zoya wybudza się ze stanu czuwania. W willi nad rzeką Detroit panuje niemal idealna cisza i tylko szum klimatyzacji ją odrobinę zaburza. Blondynka siada na sofie, na której została sama dopiero gdzieś nad ranem, gdy niebo zaczęło powoli zmieniać kolor z czerni w odcienie szarości, a ona namówiła Elijaha, by ten w końcu poszedł spać. Sprawdza wiadomości, które blokowała od wczoraj i odpowiada jedynie Markusowi, gdzie ten może ją znaleźć. A później wstaje i idzie do kuchni, bez skrępowania zaczyna przeglądać zawartość lodówki i spiżarki, odkrywając więcej jedzenia, niż się spodziewała. Szybko analizuje jaki lunch może przygotować z tego, co znalazła i wstawia wodę na makaron, zanim zaczyna kroić cebulę. Gotowanie zawsze było rzeczą, która sprawdzała się, gdy chciała się komuś odwdzięczyć. A poznała już Elijaha na tyle, by wiedzieć, że ten zdecydowanie je za mało i nieregularnie, dlatego chociaż dziś ma zamiar to zmienić.

Gdy myśli o wczorajszym wieczorze, przypomina sobie coś, co kiedyś powiedział jej Nikodem. To, że jej że zawsze, gdy tego chcę, to potrafi sprawić, że osoby lubią jej towarzystwo. Ona jednak ma niewiele osób, których towarzystwo naprawdę szczerze lubi. A przy Kamskim czuje się... zaskakująco. Lubi towarzystwo Connora, ale przy nim ma cały czas poczucie, że musi się podciągać do jakiejś zawieszonej wysoko poprzeczki i udawać lepszą, cieplejszą i milszą osobę, niż jest w rzeczywistości. Jego brat zna ją doskonale, ale z kolei przy Stephenie nie przychodzi jej z łatwością mówienie o wszystkim. Jedyną osobą znającą ją w całości jest Nikodem, którego z kolei jest rodziną, co zupełnie inaczej definiuje ich relację.

Przy Kamskim nie dość, że ma poczucie, że nie musi udawać jakiejś wyidealizowanej wersji samej siebie i to jeszcze uwielbia z nim rozmawiać. Niezaprzeczalnie wiedząc, że rozmawia z najmądrzejszym człowiekiem na świecie.

Z zamyślenia wyrywają ją dźwięki tego samego albumu, którego słuchali w nocy i uśmiecha się, gdy Elijah wchodzi do kuchni. Wygląda na zaspanego, gdy przeczesuje włosy palcami, by związać je byle jak, i nuci pod nosem piosenkę razem z wokalistą.

- Have you no idea that you're in deep? I've dreamt about you nearly every night this week. How many secrets can you keep? - Wyjmuje z kieszeni spodni okulary i dopiero gdy je wkłada, zdaje sobie sprawę z obecności blondynki. - Wypiłem wczoraj za dużo wina.

- Nie zauważyłam, byś był pijany. Jednak lunch z całą pewnością dobrze ci zrobi.

- Dlaczego mi gotujesz?

- Dlaczego pozwoliłeś mi tu zostać? - odpowiada pytaniem na pytanie blondynka, a on tylko przytakuje jej lekko i włącza ekspres do kawy. Gdy kubek się napełni, Kamski stawia go niedaleko Zoyi i staje obok niej.

- Pozwól sobie pomóc.

- Nie trzeba.

- Lubię gotować. Po prostu wybieram tego nie robić, by nie marnować czasu.

- Czy czas poświęcony na coś, co się lubi, jest naprawdę zmarnowany? - pyta filozoficznie blondynka i podsuwa mu deskę do krojenia z ząbkiem czosnku, a sama zaczyna ścierać kawałek parmezanu. - Wyspałeś się, chociaż?

- Tak, ale nie wiem, czy nie żałuję wczorajszej rozmowy. Nie powinienem mówić o Chloe.

- Wolałeś, żebym wierzyła, że była twoją zabawką, którą byłeś gotowy poświęcić w imię jakiegoś testu?

- Tak. To by cię trzymało na dystans - mówi chłodno, a Zoya wzrusza ramionami.

- Mogę trzymać się na dystans, jeśli sobie tego życzysz. Jednak mam przeczucie, że wcale tego nie chcesz - odpowiada równie beznamiętnie, jak on, ale po jej słowach brunet unosi kącik ust w uśmiechu. - A poza tym: That the nights were mainly made for saying things, that you can't say tomorrow day - śpiewa Zoya i teraz Kamski już uśmiecha się szczerze.

- Ty nie powiedziałaś mi nic.

- Nie spytałeś - odpowiada blondynka i zabiera mu deskę do krojenia, dorzucając czosnek do cebuli, a po chwili dodaje do niego jeszcze przecier pomidorowy.

Wraca do ścierania sera, gdy Elijah myje ręce i wycierając je, staje znów obok. Zoya bierze ostatni, malutki kawałek sera, którego już nie da się zetrzeć bez uszkodzenia paznokci, wyciąga rękę i podaje mu go do zjedzenia. Brunet kręci głową, jakby nie do końca wierząc w całą jej niezachwianą niczym naturalność, do której nie jest przyzwyczajony. Zazwyczaj w jego towarzystwie wszyscy się denerwowali, a on podświadomie wyczuwał ten niepokój i stres, który powoduje nie tylko u androidów, ale i współpracowników. Lata uchodzenia za odludka i dziwaka odcisnęły swoje piętno, które na co dzień nie sprawiało mu problemu. Lubił je. Lubił dystans i to, że nie musi z nikim rozmawiać jeśli tego nie chce, dlatego jej swoboda jest dla niego zaskakująca.

- Jak naprawdę się czujesz po tym, co się stało? - pyta, a blondynka na ułamek sekundy przestaje mieszać sos na patelni. - Powiedz prawdę, nie to, co chciałaby usłyszeć opinia publiczna.

- Boję się. Boję się o moich bliskich, o to, że ten wybuch mógł zabić Nikodema i Stephena. A z drugiej strony taka eskalacja przemocy jest jawnym objawem tego, że moja praca, to śledztwo, ich poważnie wystraszyło. Więc chyba nie krążymy po omacku - odpowiada Zoya, brzmiąc tak, jakby ważyła każde słowo, które opuszcza jej usta. - Wczoraj byłam roztrzęsiona, dziś już patrzę na to chłodniej. Nie będę wylewać łez po North. Nigdy się nie lubiłyśmy i oczywiście, to straszna strata, ale zamiast się nad nią rozwodzić, wolę zrobić coś, co North by ode mnie oczekiwała. Znaleźć ich i ich rozerwać na strzępy oraz oczywiście pilnować, by Jerycho działało tak samo sprawnie, jak za jej kadencji. Żal mi Markusa. A skoro o nim mowa, powiedziałam mu, że tu mnie znajdzie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, ale nie chcę jeszcze wracać do miasta.

- Nie mam - zapewnia ją brunet.

- Dziękuję. Odcedzisz makaron? - prosi i po chwili miesza ze sobą zawartość obu naczyń, gdy Elijah szuka talerza. Jest w tym ich krzątaniu się coś niebezpiecznie dla nich obojga znajomego, przywołujące echa zakończonych relacji, do których żadne z nich nie chce wracać myślami. Dlatego niemal cały czas na siebie patrzą, jakby po to, by upewnić się, że na pewno są tu i teraz.

- Tylko nie waż się zmywać. Wrzuć to wszystko do zmywarki - mówi Kamski, siadając przy stole i zaczynając jeść.

Zoya przytakuje mu z uśmiechem i nalewa sobie Tyrium do szklanki, siadając naprzeciwko niego. Na chwilę milkną, dając mu zjeść w spokoju, gdy ona przygląda się tej pięknej kuchni z szafkami w kolorze bardzo głębokiego granatu, niezmiennie zachwycona tym domem. Gdy Kamski skończy jeść, opłukuje talerz pod wodą i sięga do szafki po tabletki do zmywarki, a gdy unosi rękę, koszulka na jego plecach odsłania tę samą bliznę, którą Zoya wczoraj odważyła się dotknąć. Mając wrażenie, że ta jedna blizna na jego plecach jest jedyną rzeczą, która nie jest w jego aparycji absolutnie doskonała. Podchodzi do niego i kładzie mu dłoń nad biodrem, a on obraca się do niej, tym razem już mniej zaskoczony tym gestem niż wczorajszego wieczora.

- Powiesz mi, skąd się wzięła?

- To nie jest miła historia i obawiam się, że może być potwierdzeniem słów mojego brata, że opowiadając ją, z całą pewnością robię wszystko, by nastawić cię przeciwko niemu.

- Nie wydaje mi się, by cokolwiek powiesz, miało mnie jeszcze bardziej do niego zniechęcić. To, że coś między nim a mną zaszło, nie oznacza, że teraz pałam do niego sympatią - mówi Zoya, nie zabierając dłoni. Stoją naprzeciwko siebie, w tej pięknej kuchni i patrzą na siebie z wyraźnym wyczekiwaniem.

- Założymy się? - pyta w końcu Elijah, uśmiechając się kpiąco. - Jak możesz się domyślić, Gavin szczerze całe życie mnie nie znosił, wręcz mnie nienawidził i nieważne było, czy miał ku temu powód, czy nie - wzdycha brunet i wzrusza ramionami. - Nigdy nie miałem za dużo znajomych, co akurat nie powinno być niczym zaskakującym, szczególnie że uczyłem się w prywatnych szkołach i poszedłem na studia przed ukończeniem szesnastego roku życia. Ale Gavin dla żartu postanowił skrzywdzić moją znajomą. Więc, jak widzisz, jego historia traktowania kobiet jak przedmioty sięga jeszcze zanim skończyliśmy osiemnastkę.

- Akurat jest szowinistą od pierwszego dnia, gdy go poznałam. Więc to nie jest dla mnie żadne zaskoczenie - odpowiada Zoya, mając ochotę dodać, że nie przespała się z Gavinem z uwagi na jego czarujący charakter, ale wtedy musiałaby podać jakiś powód, dlaczego w ogóle to zrobiła. A w tej chwili ma poważny problem, by jakiś znaleźć. - Chyba nie rzuciłeś się na niego z pięściami?

- Nie, próbowałem się z nim pokłócić. Wyjaśnić mu, że jest skończonym patałachem i żeby trzymał się z daleka ode mnie i mojego życia, ale cóż... mój brat nie jest dość bystry. To on się na mnie rzucił z pięściami, a jak możesz się domyślić, miał znaczną przewagę na polu siłowym. Była zima, było ślisko, uderzył mnie i popchnął, a ja wpadłem na metalowy ozdobny płotek w ogrodzie. - Zoya zaciska lekko palce na jego boku, a on uśmiecha się lekko. - To właśnie mój brat. Lubi krzywdzić innych i wmawiać, że wcale tego nie chciał, ale ja pamiętam dość dobrze jego uśmiech i to, że wcale nie pobiegł po pomoc przez kilkanaście naprawdę długich sekund. Oczywiście w jego wersji wydarzeń to był wypadek.

- Mężczyźni... - wzdycha Zoya, a brunet śmieje się ciepło. - Zawsze mówiłam, że wygląda mi na takiego najsilniejszego dzieciaka w przedszkolu, który kradnie innym kanapki.

- Cóż, Gavin myśli, chyba że moja mama zmarła celowo, żebym tylko zamieszkał z naszym ojcem i zniszczył mu życie.

- Co się jej stało? - pyta blondynka, ale Elijah kręci głową i wyciąga dłonie, zaczynając rozpinać guziki na dole koszuli, którą ma na sobie Zoya. Która nawet jeśli jest zaskoczona tym, co robi, nie daje tego po sobie poznać.

- Zadajesz bardzo dużo pytań.

- To moja praca.

- Nie przypominam sobie, żebym potrzebował prawnika - odpowiada brunet z kpiącym uśmiechem i rozpina ostatni guzik na wysokości jej pompy Tyrium, po czym przesuwa dłoń po jej brzuchu. A Zoya już wie, o co chodzi, gdy szczupłe palce Elijaha zatrzymują się w miejscu, które u człowieka byłoby gdzieś między siódmym a ósmym żebrem. - Ty swoje blizny masz skrzętnie schowane, ale ta jedna mnie zaciekawiła. Scyzoryk z ząbkami?

- Nóż myśliwski - mówi Zoya, wiedząc, że Elijah czeka na rozwinięcie tej zdawkowej odpowiedzi. - Mój właściciel pracował w kancelarii Nikodema i nie był dobrym człowiekiem. A ja pomagałam mu kryć wszystkie jego brudne interesy, w końcu jestem modelem, który ma w oprogramowaniu zdolność do kłamstwa i ukryty czujnik stresu, by nawet RK800 nie mógł go odczytać. Byłam drogą zabawką dla ludzi u władzy.

- Domyślam się, że w noc rewolucji twój szanowny właściciel postanowił się ciebie pozbyć. Gdybyś trafiła do centrum zwrotów i przeżyła, to mogłabyś go pogrążyć.

- Kazał mi się nie ruszać i chciał do mnie strzelić, ale przełamałam rozkaz. Strzał padł i zaalarmował jedyną osobę, która była jeszcze po godzinach w kancelarii. Nikodem przyszedł mi na ratunek, wcisnął mi kluczyki do swojego auta i kazał uciekać. Wyszłam z tego gabinetu i znów usłyszałam strzał, więc wróciłam. Nikodem chciał mu zabrać broń, która wypaliła. Palmer dostał w ramię, zobaczyłam, że krwawi, więc rzuciłam się na mojego dotychczasowego właściciela. Byłam pewna, że go obezwładniłam i wtedy okazało się, że ma nóż i mnie nim pchnął. Wyjęłam nóż i przez chwilę miałam ochotę go nim zadźgać, ale Nikodem mnie stamtąd zabrał. Uciekliśmy do jednego z jego apartamentów, gdzie oboje panikowaliśmy i krwawiliśmy na granitowe płytki, opatrując samodzielnie swoje rany - opowiada Zoya, zanim nie uśmiechnie się lekko. - Było w tym coś poetyckiego, w tym szkarłacie mieszającym się z błękitem na białej posadzce.

- Ten mężczyzna dostał to, na co zasłużył? - pyta Elijah, a ona przytakuje mu pewnie. Jego palce przesuwają się na jej bok i dalej na plecy. Obejmuje ją i zanim zdąży zadać jej kolejne pytanie, w mieszkaniu rozlega się dźwięk, zwiastujący pojawienie się Markusa. - Pójdę otworzyć.

- Dziękuję - odpowiada Zoya, momentalnie wracając do rzeczywistości, z której została wyrwana. Nie tylko przez powrót myślami do tamtej nocy, ale też przez to, że w końcu ktoś dostał od niej prawdę. I tym kimś jest mężczyzna, który tak bardzo niepokoi większość jej znajomych. Słyszy z salonu już głos Markusa i idzie do niego, od razu obejmując go na powitanie.

- Wybacz, że nie odezwałem się wczoraj, ale cały dzień byłem na policji, a później zacząłem organizację ceremonii pogrzebowej. Connor mi powiedział, że zatrzymali cię w szpitalu, ale nie znalazłem cię tam...

- Nie chciałam tam zostać, a Elijah obawiał się, że mój stan nie jest stabilny - tłumaczy blondynka, wycofując się w stronę sofy. Markus mierzy ją wzrokiem. Zoya ma na sobie czarną, męską koszulę z krzywo zapiętymi guzikami, a sam Kamski też wygląda, jakby dopiero co się obudził. Przez co Markus bardzo nie chce wyciągać od razu oczywistych wniosków na temat ich zażyłości, ale te nasuwają mu się same. - Nie mówiłam Connorowi, ani nikomu innemu, że zostanę na Belle Isle. Widzę twój wzrok Markus i właśnie takich insynuacji chciałam uniknąć.

- Pójdę się przebrać - mówi Kamski, ale Zoya łapie go za rękę, a on przytakuje jej i siada obok na sofie.

Markus zajmuje miejsce naprzeciwko nich w fotelu, po czym prosi blondynkę, by opowiedziała mu, co się wydarzyło tamtego dnia, a ona chwilę zwleka, zanim znajdzie odpowiedni moment, od którego zacząć. Mówi o całej sprawie, mówi o pogróżkach i mówi o North, której mimo wszystko udało się dać jej kilka sekund przewagi, które uratowały jej życie.

- Nikt nie zgłosił jej zaginięcia, bo po prostu wyszła z pracy w piątek, a przez weekend nie kontaktowała się z nikim. W poniedziałek wszyscy założyli, że załatwia sprawy poza biurem, a we wtorek Simon próbował się z nią skontaktować, ale nie odpowiadała. Po pracy planował do niej pojechać, ale wtedy już było wiadomo, co się stało - mówi Markus, uciekając wzrokiem na swoje dłonie. - Myślicie, że zdawali sobie sprawę z tego, kogo porywają? Że to nie jest po prostu kolejny taki sam model?

- Potrzebowali dostać się do Zoyi, więc tak. Wiedzieli doskonale - odpowiada Kamski. - Nie wiedzieli jednak, że nie są koleżankami.

- Tak, to że przedstawiła się mojej sekretarce jako "przyjaciółka" już powinno mi dać do myślenia - mówi Zoya i kręci głową. - A może to nie tylko uderzenie we mnie w związku z tą sprawą? Może chcieli zaatakować całą naszą społeczność?

- To by ci wysłali bombę do biura w Jerychu - stwierdza Kamski.

- Niemniej musimy to poddać w wątpliwość w opinii publicznej - odpowiada Zoya, patrząc na Markusa. - Musimy wzbudzić społeczny niepokój, bo tylko poparcie sprawi, że znów będziemy bezpieczni.

- Pogrzeb odbędzie się pierwszego sierpnia, uroczystość będzie zorganizowana tutaj. W parku na terenie wyspy. North lubiła to miejsce - mówi Markus i pomimo tego, że nie jest to pytanie, to Kamski i tak mu przytakuje. - Będę chciał, żebyś przygotowała sobie przemówienie. Niech będzie osobiste.

- Osobiste?

- Umiesz kłamać. Dasz sobie radę - odpowiada Markus, a ona przytakuje mu i wyciąga dłoń, by nawiązać połączenie.

Dopiero, gdy mogą porozumiewawać się bez słów, pyta go, jak się czuje i w tej samej chwili, cały ten jego ból, przelewa się przez nią jak tsunami. Aż czuje ucisk i boi się, że nic już nie będzie takie samo, po tym pytaniu, które mu zadała. Ona nie miała nigdy żadnych uczuć wobec North, ale teraz rozumie, jak bardzo Markus ją kochał i że ona nigdy do takiej miłości nie byłaby zdolna. Tak samo dociera do niej dopiero teraz świadomość tej straty, tego, że nie tylko Jerycho straciło osobę, która od początku stała na jego czele, ale Markus stracił osobę, którą znał niemal od chwili, gdy otworzył oczy. Jest absolutnie przerażona pustką i samotnością, która dominuje teraz życie jej przyjaciela, dając Zoyi do zrozumienia, że ona w sumie nigdy nie czuła się tak samotna. Nie w porównaniu z nim.

Po tym jak kończą połączenie, Zoya zdaje sobie sprawę z tego, że Elijah położył jej dłoń na kolanie, a ona czuje niemal irracjonalną potrzebę, by poprosić go o to, by ją przytulił. Jednak wie, że w żadnym wypadku nie jest w pozycji, by to zrobić.

- Pogrzeb będzie duży, medialny, pełen prasy - mówi Markus, obojętnym głosem i zwraca się do Elijaha. - W związku z tym, ty też powinieneś się na nim pojawić. Rozmawiałem już z Adą, ma wyczyścić ci grafik na ten dzień. - Brunet przytakuje mu, ale nie wyraża żadnych uczuć wobec uczestnictwa w tym wydarzeniu. - Zoya, wiem, że to, co się stało, było dla ciebie traumą, ale nie mogę sobie pozwolić na to, żeby ciebie też stracić. Jerycho w Detroit tego nie przeżyje.

- Jeszcze dziś. Jeszcze tylko jeden dzień i od jutra wezmę się do roboty. Obiecuję.

- Nie wiesz nawet, jaka to ulga. To, że mogę na ciebie liczyć.

- To normalne, Markus. Nie musisz się przejmować, nie załamię się i nie rozsypię na kawałki, gdy mnie potrzebujesz - zapewnia go, a Markus przytakuje i spogląda w stronę wejścia do salonu, w którym znajduje się Ada. RK100 niesie papierowe torby z zakupami, które stawia na stoliku przed Zoyą.

- Kupiłam ci ubrania, żebyś nie musiała nosić jego koszul - mówi bez żadnego powitania. - I przyprowadziłam twój samochód. Powinnaś zadzwonić do Palmerów, sprawiają wrażenie niespokojnych. Wytłumaczyłam, że widzisz się z Markusem i muszą odłożyć swoją panikę na inny moment.

- To bardzo wspaniałomyślne z twojej strony.

- Nie, to moja praca. Elijah mi kazał - śmieje się Ada, zanim nie spojrzy na Markusa, już bez choćby cienia uśmiechu. - Jak się czujesz?

- Będzie lepiej, jak wszyscy przestaną o to pytać i wrócę do pracy. Wiem, że to będzie najwcześniej po pogrzebie, ale żyję nadzieją. Nie jest łatwo.

- I nie będzie. Nie, dopóki Osiemset nie znajdzie sprawców. Dlaczego w ogóle FBI nie przejęło jeszcze tej sprawy? - pyta Elijah, a Ada uśmiecha się chłodno.

- Przejmie ją od poniedziałku, jeśli Reed i Osiemset nie udowodnią, że mają jakieś jasne powiązanie między śledztwem w sprawie Sky, a zamachem na życie Zoyi. - Blondynka przytakuje lekko, a Markus podnosi się z fotela. - Nie, proszę, nie zbieraj się jeszcze. Nie masz pojęcia, jaki bałagan jest w Jerychu, nie chcesz tam jechać.

- Właśnie dlatego muszę tam jechać. Być pożyteczny. - Zoya też się podnosi i przytula go krótko.

- Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebował, to wiesz, że jestem.

- Obiecuję, że od jutra to wykorzystam - mówi i żegna się jeszcze z Kamskim, ale ten postanawia go odprowadzić do drzwi. Gdy tylko Zoya zostaje sama z Adą, RK100 patrzy na nią z chłodnym uśmiechem, a później dość ostentacyjnie mierz wzrokiem jej koszulę.

- Czy powiedzenie: to nie tak jak myślisz, będzie pogrążające? - pyta Zoya, sięgając po torby z zakupami.

- Nie wiem - odpowiada kpiąco Ada i przenosi wzrok na swojego szefa. - Elijah, mam dla ciebie raporty z tego ostatniego projektu usprawnienia produkcji komponentów. Masz chwile? Chciałabym, żebyś podjął decyzję, czy to zatwierdzamy, czy wysyłamy do ponownej analizy.

- Idźcie się tym zająć, a ja doprowadzę się do ładu i zadzwonię do Nikodema - mówi Zoya, zabierając rzeczy i idzie do łazienki.

Przebiera się w przyniesioną bieliznę, jeansy i biały podkoszulek, który wpuszcza w spodnie i dopiero orientuje się, że nie ma telefonu. Nie ma jak zadzwonić do Nikodema. Dlatego kontaktuje się ze Stephenem, licząc, że ten jest wciąż u Palmera. Co na szczęście okazuje się prawdą. Pierwsze kilka minut Zoya próbuje go uspokoić i uświadomić, że wszystko z nią w porządku, a później udaje jej się wybłagać jeszcze jeden wieczór samotności, na który ci zgadzają się pod warunkiem, że już jutro rano Zoya przyjedzie prosto do Palmerów. Kontynuując rozmowę, poprawia włosy i jeszcze raz zapewnia ich, że z całą pewnością jest bezpieczna i nie potrzebuje pomocy.

Po wyjściu z łazienki idzie do pracowni, gdzie Elijah z Adą analizują jakieś złożone techniczne konstrukcje, których analiza podpowiada jej, że dane są zastrzeżone dla EQL.

- Twój samochód stoi przed willą, kluczyki na stoliku w hallu - mówi Ada, nie patrząc w jej stronę. Wyciąga za to dłoń pozbawioną skóry i obraca hologram do góry nogami.

- W takim razie będę się zbierać do domu.

- Palmer jednak nie może się ciebie doczekać? - pyta Elijah, też nie odrywając wzroku od konstrukcji.

- Nie. Chcę wrócić do domu, pobyć tylko w swoim towarzystwie, zanim od jutra czeka mnie przeprawa z dziennikarzami, policją, współpracownikami i wizyta w Jerychu - odpowiada. - Dziękuję za wczoraj, Elijah.

- Poczekaj. Odprowadzę cię do auta - mówi, odwracając się od stołu, a Ada posyła mu zaskoczone spojrzenie, zanim się uśmiechnie. Kamski podchodzi do blondynki i rusza za nią w stronę wyjścia. - Nie chcę iść na ten pogrzeb.

- Ja też. A już na pewno nie chcę na nim przemawiać. Muszę przemyśleć, jak ugryźć ten temat - oświadcza blondynka nerwowo i spogląda na bruneta. - Chodźmy na niego razem. Oboje potrzebujemy wsparcia.

- A prasa?

- Niech pisze - odpowiada Zoya, uśmiechając się nieznacznie, a Elijah odpowiada jej tym samym. - Nie chcę być tam sama.

- A Osiemset? Jego tam nie będzie? - pyta Kamski, na co blondynka wzrusza ramionami i zatrzymuje się w przedpokoju. Po czym zbliża się do niego i całuje go w policzek.

- Od teraz jestem twoją dłużniczką, Elijah. Nie wiem, czy jest coś, co mogłabym zrobić, by spłacić ten dług. Bez ciebie już by mnie tu nie było.

- Wierzę, że w końcu nadejdzie okazja, żebyś mogła się zrewanżować - odpowiada, żegnając się z nią uśmiechem.

Pogoda jest nieznośnie udana, jedynie wiatr wiejący znad rzeki zaburza trochę to idealne letnie popołudnie. Zoya zatrzymuje się, by obrócić się jeszcze i uśmiechnąć do Kamskiego, odprowadzającego ją wzrokiem i wsiada do swojego ukochanego czerwonego auta. Zaciska dłonie na kierownicy i wzdycha z ulgą, że w końcu jest sama. Jedzie do mieszkania, wchodzi do środka i od razu zajmuje się kotem, który nie jadł od dwóch dni, bo Nikodem z całą pewnością nie myślał o takich szczegółach. Karmi persa i sprząta kuwetę, a zaraz po tym zaczyna panicznie sprzątać resztę mieszkania. Porozrzucane dwa dni temu koszule, gdy nie mogła wybrać jednej z nich i ostatecznie włożyła sukienkę, wylewa niepite Tyrium i nie zatrzymuje się, dopóki wnętrze nie lśni czystością. I wtedy dociera do niej cisza i pustka.

Siada na sofie, mechanicznie głaszcząc kota, który wskoczył jej na kolana i zaczyna bardzo żałować, że nie została na Belle Isle. Dlatego szuka sobie kolejnego zajęcia i przeszukuje szuflady w poszukiwania swojego starego telefonu, a później ładowarki, przeklinając technologię i to, że nawet jako android wciąż jest od niej uzależniona. Szybko łączy dane ze zniszczonego urządzenia z tym, odczytując kilkadziesiąt wiadomości i kilkaset maili, które dostała przez ostatnie dwa dni.

Zagłusza emocje przesytem informacji, gdy zaczyna czytać wszystkie newsy dotyczące wybuchu, jej stanu, dywagacje nad tym kto może być sprawcą i czy to na pewno sama North została wykorzystana do tej zbrodni. Nie orientuje się nawet, kiedy zapada zmrok. Kładzie się więc w łóżku, licząc na to, że znów przejdzie w stan czuwania, ale jej myśli za nic nie chcą się uspokoić. Sięga więc do Connora, wiedząc, że powinni porozmawiać. Jakoś to wszystko sobie wyjaśnić. Przynajmniej spróbować.

- Coś się stało? - pyta Connor, gdy tylko nawiązują połączenie. - Jesteś już w domu?

- Tak. Co robisz?

- Pracuję - oświadcza, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie, a nie gdyby dochodziła już pierwsza w nocy. - Przynajmniej ktoś to robi, bo Reed zawinął się do domu.

- Też byś mógł. Do mojego.

- Zdajesz sobie sprawę, że FBI może nam odebrać to śledztwo, jeśli nie znajdziemy jasnego powiązania...

- Connor, proszę. Czuję się fatalnie z tym wszystkim, z nami przede wszystkim, bo wiem, że wczoraj...

- Wczoraj byłaś szczera - przerywa jej stanowczo. - Wyczułem to, że chcesz, żeby wszyscy ci dali spokój i zeszli ci z oczu.

- Mam wrażenie, że gdy tylko przestałam się starać i o ciebie zabiegać, to wszystko się skończyło. Ty nie masz najmniejszego poczucia jakiejś odpowiedzialności za naszą relację.

- Zoya. Sama powiedziałaś, że nie muszę wiedzieć, z kim się spotykasz.

- I przepraszam bardzo, co to ma być za tekst? Teraz robisz mi sceny zazdrości, gdy po tym wszystkim nawet nie spytałeś się mnie, jak się czuję? Zacząłeś mnie przesłuchiwać.

- Bo chcę znaleźć ludzi, którzy ci to zrobili. To aż takie zaskakujące? A poza tym nie jestem o ciebie zazdrosny. Możesz robić, co tylko zechcesz i z kim tylko zechcesz.

- Świetnie - fuka jeszcze w odpowiedzi blondynka i zrywa połączenie.

Jest na niego wściekła, ale jeszcze bardziej jest wściekła na siebie, bo gdy przeciera policzki, palcami wyczuwa na nich własne łzy. Ma poczucie, że kompletnie zmarnowała wiele długich miesięcy ze swojego życia na osobę, która ma ją gdzieś i która w najmniejszym stopniu nie przejmuje się jej uczuciami. Zoya wie, że nie jest najbardziej emocjonalną i romantyczną osobą na świecie, ale przy Connorze chwilami czuje się jak święta.

I naprawdę nie ma ochoty być dziś sama. A skoro już ma marnować czas na kogoś, kto ma jej uczucia i emocje kompletnie gdzieś, to niech chociaż oboje będą tego w pełni świadomi. Podnosi się z łóżka i nawet nie spogląda w lustro, tylko po prostu wychodzi z mieszkania, wsiada do auta i jedzie do mieszkania Gavina. Pamięta jego adres jeszcze z jakiś akt sprawy, ale jeśli on miał prawo pojawiać się u niej bez zapowiedzi i w środku nocy, to ona uważa, że też może to zrobić. Parkuje pod właściwym domem, kręci lekko głową, gdyby nie zdawała sobie sprawy z tego kim jest matka i brat Reeda, to byłby dla niej szok. Detektyw mieszka w niewielkim, ale nowoczesnym budynku, umiejscowionym na kwadratowej działce z idealnie przyciętym trawnikiem. Po kimś takim jak Gavin spodziewałaby się raczej zagraconego mieszkania gdzieś w centrum, a nie domku wyglądającego, jakby wcale nie przeszkadzało mu czerpanie profitów ze swojej rodzinnej sytuacji. Co po chwili zastanowienia jednak jej do niego pasuje. Zoya opiera się ramieniem o futrynę i naciska dzwonek do drzwi. Raz. Drugi. Trzeci i dopiero słyszy głośne przekleństwo padające ze środka, zanim zaspany szatyn otworzy drzwi.

- Rozumiem, że nie jesteś tu po emocjonalne wsparcie, co? - pyta z bezczelnym uśmiechem. Wyciąga rękę, by złapać ją za pasek w spodniach i wciągnąć do środka, gdzie od razu zamyka drzwi i ją o nie opiera. Zbliża się do jej ust, a ona całuje go zachłannie, od razu wsuwając dłoń w jego włosy na karku. - Dobra odpowiedź - śmieje się, a ona odpycha go od siebie i wchodzi w głąb pogrążonego w ciemności domu. - Sypialnia jest na górze.

Blondynka przytakuje i nie czekając na niego rusza w stronę schodów, na których ściąga przez głowę podkoszulek, a Gavin od razu ją dogania. Obejmuje ją w pasie, całując jej kark, gdy pokonują kolejne stopnie do pokoju na piętrze, gdzie panuje niesamowity rozgardiasz. Zoya jednak nie jest w nastroju nawet na to, by naigrywać się z jego kawalerskiego stylu życia i siada na łóżku w rozgrzebanej pościeli. Gavin pochyla się nad nią i rozpina jej jeansy, po czym ściąga je z niej za nogawki. Stoi jeszcze chwilę w szczycie łóżka, patrząc na blondynkę leżącą przed nim w samych majtkach i dochodzi do wniosku, że nigdy nie był tak szczęśliwy, gdy obudzono go w środku nocy.

- Długo będziesz się tak gapił, czy może po prostu mi powiesz, że jestem piękna? - pyta bezczelnie, ale sama patrzy na jego wyrzeźbiony brzuch, mając ochotę cicho westchnąć.

- A co, nie masz lustra w domu? Czy może mój brat nie wyrabia jakiegoś limitu prawienia ci komplementów?

- Wiesz, co? Może jednak lepiej będzie, jak nie będziesz się odzywał? Są przyjemne rzeczy, które robisz ustami i rozmowa się do nich nie zalicza - mówi, uśmiechając się do niego w sposób, którego Gavin tak nie znosi.

- Jesteś absolutnie wręcz nieznośna - odpowiada, ściągając z siebie bokserki, a ona też zdejmuje z bieliznę, którą w niego rzuca. Reed wybucha krótkim śmiechem i wchodzi na łóżko, bez problemu przewraca ją na brzuch i wymierza jej siarczystego klapsa, zanim nachyli się do jej szyi. Jego dłonie łapią jej nadgarstki, na których zaciska palce, dociskając je do materaca po obu stronach jej głowy. Całuje jej szyję, wzdychając cicho, gdy Zoya unosi biodra. - Mam nadzieję, że liczysz na długą grę wstępną - mówi kpiąco, przygryzając przy tym płatek jej ucha.

- Proszę cię, po romantyczne uniesienia zgłosiłabym się do kogoś innego.

- Cholera, mów mi tak dalej - szepcze wyraźnie zadowolony z jej odpowiedzi.

- Tylko się nie zakochaj, Reed.

- Z całym szacunkiem, ale kiepski z ciebie materiał na żonę, skarbie.

Zoya przez chwilę szuka jeszcze jakiejś ciętej riposty, ale zanim w ogóle otworzy usta, jedna z jego dłoni przenosi się na jej biodro. Oboje wzdychają głośno, gdy w nią wchodzi i gdy na chwilę wszystko się zatrzymuje, jednocześnie śmieją się cicho, a Gavin znów całuję jej szyję, zaczynając się z nią kochać. Zoya pozwala mu na dominacje przez kilka pierwszych minut, a później wycofuje się i przewraca go na plecy. Przerzuca nogę nad jego brzuchem, przesuwa dłońmi po jego torsie, zanim nachyli się do jego ust i nie przestanie go całować, gdy wracają do kochania się. Teraz to ona narzuca rytm, więc robią to wolnej, jakby blondynka celowo testowała jego cierpliwość, która jednak się nie kończy. Dopiero przed finałem, Gavin też unosi się do siadu i zaciska dłonie na jej pośladkach, a usta na szyi. Sypialnia jeszcze kilka sekund wypełniają ich głośne westchnienia i oddechy, zanim nie zapadnie cisza, a oni nie opadną z powrotem na materac. Chwilę leża obok siebie na plecach, aż Zoya przewróci się na bok i położy mu głowę na ramieniu. Szatyn wodzi palcami po jej plecach i żadne z nich nic nie mówi. Przynajmniej dopóki Gavin też nie obraca się na bok i nie obejmie jej mocno, a Zoya przytuli się do jego torsu, kompletnie chowając się w jego ramionach. Czuje, że Reed opiera usta na czubku jej głowy i bierze płytki wdech.

- To jakiś mechanizm radzenia sobie z tym wszystkim? - pyta ją niepewnie.

- Nie. Nie chciałam być dziś sama.

- Jak się czujesz? Nie fizycznie, bo to zakładam, że wróciło do normy, ale psychicznie...

- To wszystko jest kompletnie pojebane. Nie można być przygotowanym na coś takiego, Gavin. Więc nie wiem, jak się czuję, nie wiem, co dalej, boję się, a jednocześnie mam ochotę spalić pół świata za to, co się stało. Wszystko jest niepewne.

- Żyjesz. To jest pewne i to jakiś początek.

- Tak. Jak widać, żyję i dalej będę cię wkurwiać.

- Nie mam ostatnio nic przeciwko temu - odpowiada od razu szatyn, a jego oddech zdradza jej, że żałuje, że powiedział to głośno.

I Zoya się nie myli. Gdy na ich posterunek dotarła informacja o tym, co się stało, widział panikę u Connora, tę samą, którą on też czuł. Tylko to Osiemset dostawał wszystkie smutne spojrzenia i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, gdy to Gavin miał przez ostatnią dobę jakieś paskudne, prześladujące go przeświadczenie, że nieustannie czuje na sobie jej perfumy. I dość szybko złapał się na tym, że czasy, gdy życzył jej w myślach śmierci w męczarniach, wcale nie mają przełożenia na rzeczywistość. Jasne. Nie miał zamiaru wyjść z inicjatywą kolejnego spotkania, ale gdy dziś zobaczył przez okno jej auto i ją w swoich drzwiach, zrozumiał, że gdyby Zoya nagle zniknęła, to by za nią tęsknił. Nawet jeśli de facto tęskniłby za tym, że jest przy niej cały czas wyprowadzony z równowagi.

No może nie przez cały czas.

Teraz gdy blondynka wtula się mocniej w jego ramiona, ma poczucie, że jest bardzo daleko jakichkolwiek negatywnych uczuć.

- Dobrze, że wciąż tu jesteś, laleczko - mówi cicho, a ona odsuwa lekko głowę, by spojrzeć mu w oczy i uśmiecha się ciepło. Gavin ma poczucie, że powiedział jej to, co Zoya rozpaczliwie potrzebowała usłyszeć, ale ma to gdzieś. Powiedział to szczerze. A przynajmniej w tej chwili, gdy blondynka znów go całuje, szczerze w to wierzy.

Okej.

To na jakim statku obecnie płynięcie?

Ktoś zamawiał soft Gavina? (Przynajmniej na chwilę).

A Kamski jest NAJGORSZĄ postacią do pisania. Jest takim control freakiem, że i w drugiej części będzie mnie pewnie irytował.

Dzięki, że jesteście.
K.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro