To dopiero początek ❍ 08.09.2040
Płaski kieliszek do szampana idealnie komponował się z elegancką konsolą wykończoną szkłem, któremu zachodzące słońce nadawało złotawą barwę. Co prawda wszystko wyglądałoby jeszcze estetyczniej, gdyby w kieliszku płyn nie miał niebieskiej barwy Tyrium, ale tak pasuje przynajmniej do sukienki przewieszonej przez oparcie stojącego obok krzesła. Zoya nie przejmuje się tym, że jej kreacja leży tak niedbale, materiał i tak nie miał prawa się pognieść i błyszczy metalicznym odcieniem, wyglądając przez to jeszcze szlachetniej. Kristina wczoraj sprawdziła cenę sukienki, którą włoży na siebie dziś blondynka i nawet dla niej była ona absurdalnie wysoka, ale Zoya nie poruszyła tego tematu dalej, poinformowała jedynie, że przyszła ona do niej razem z zaproszeniem. A teraz Zoya siedzi na krzesełku, gdy mama kręci jej równe loki i patrzy na sukienkę i kieliszek przed sobą, przypominając sobie to, co kiedyś powiedział jej Elijah. Że tylko udaje altruistkę, socjalistkę, gdy tak naprawdę większość czasu opróżnia kryształowe kieliszki w apartamentach gdzieś nad miastem.
Uśmiecha się na to wspomnienie. Na to, że do tej pory tak trafnie przejrzał ją tylko Kamski.
I między innymi dlatego Kristina po pierwszym wspomnieniu na temat ich zażyłości od razu określiła szefa EQL jako ogromnie niebezpiecznego. Co absolutnie nie jest żadnym zaskoczeniem. Zoya w końcu dała niesamowity popis niekompetencji i nadmiernej ufności, którą obdarzyła niewłaściwych ludzi. A właściwie jednego człowieka, który z łatwością to wykorzystał. I który na całe szczęście jest tylko głupim gliniarzem. Co innego Kamski. Gdyby Kamski miał kaprys, by ją zniszczyć, Zoya nie miałaby co zbierać. Dlatego od początku traktowała go jak sojusznika, nie kryjąc się jednocześnie ze szczerą fascynacją jego osobą. Choć w jego przypadku umiała bez problemu wciąż zachować rozsądek.
I zdaje sobie sprawę, że ignorowanie go przez tydzień nie należało do zachowań wysoce rozsądnych. Jednak nie miała najmniejszego wyboru, chciała nabrać pewności, czego tak właściwie chce i jak chce to osiągnąć. A co najważniejsze musiała wrócić do pracy, musiała znów udzielić kilkunastu wywiadów, odwiedzić kilka osiedli, pokazać się w takiej ilości miejsc publicznych, by wszyscy mieli pewność, że nie udało się im jej złamać i zepchnąć z pierwszej linii frontu. I wieczorny bankiet ma to przypieczętować.
- Mam coś dla ciebie - mówi Kristina, gdy puszcza ostatnie pasmo jej włosów, a blondynka od razu pochyla się do przodu po kieliszek. Palmer zostawia ją na chwilę samą i gdy wraca, w jednej dłoni trzyma swój kieliszek na nowo napełniony szampanem i płaskie pudełko wykończone zielonym zamszem. - Na szczęście, kochanie.
- Nie potrzebuję szczęścia, potrzebuję rozumu - odpowiada, śmiejąc się, Zoya i otwiera pudełko, w którym znajdują się długie kolczyki. Białe złoto jest uformowane w kształt drobnych listków, z których każdy wykończony jest błyszczącym diamentem.
- Każdy potrzebuje trochę szczęścia. A to moje ślubne kolczyki, więc nie mów Anyi, że ci je dałam, bo się na mnie obrazi na śmierć.
- Obiecuję ci je oddać w nienaruszonym stanie.
- Nie, masz je zatrzymać. Tylko nie nosić na Święta - dodaje z uśmiechem Kristina, na co Zoya kręci głową z dezaprobatą, zanim obejmie ją w pasie. - Wiesz, że nie jestem osobą, która powie ci, że: możesz się jeszcze wycofać, nie musisz jeszcze podejmować żadnych decyzji. To nie w moim stylu, kochanie.
- Mhm. Więc co mi powiesz, mamo? - pyta rozbawionym głosem blondynka i podnosi się z krzesła.
- Moim zdaniem będziesz mieć wspaniałe życie - odpowiada, na co Zoya uśmiecha się szeroko i sięga po błękitną sukienkę. Zdejmuje z siebie szlafrok i ubiera się, zanim Kristina podejdzie do niej, pomóc jej zapiąć ukryty w materiale zamek błyskawiczny, gdy stają przed lustrem. Pani Palmer poprawia jeszcze jej włosy, gdy Zoya włoży kolczyki i uśmiechnie się szeroko. - Trzeba przyznać, że umiesz sobie dobrać zbroję na każde kolejne starcie.
- Oczywiście. Sama mnie tego nauczyłaś - śmieje się i spogląda na zegarek na ścianie.
- Spokojnie, załatwiłam ci kierowcę.
- W takim razie będę się zbierać, zanim jeszcze zacznę przypadkiem kwestionować swoje plany i zechcę zmienić miejsce, do którego jadę.
- Chyba bym cię wydziedziczyła.
- Och, zero presji - śmieje się Zoya, a Kristina kładzie jej rękę na policzku.
- Nie. Po prostu nie wychowuję osób, które przegrywają.
Zoya daje się pocałować w policzek, bierze niewielką torebkę i wychodzi z apartamentu, gdzie od razu zjeżdża windą do garażu. Kierowca Palmerów uśmiecha się do niej, gdy blondynka zajmuje miejsce na tylnym siedzeniu. Chwilę patrzy na ulice Detroit pogrążone w blasku zachodzącego słońca, ale ostatecznie sięga po telefon. W pierwszej kolejności wchodzi w zdjecia i przerzuca te, które zrobiła w poprzedni weekend nad jeziorem, później kolejne z feralnego wyjścia do klubu, którego o mało nie przypłaciła życiem, aż trafia na te, których szukała. Zdjęcia Gavina. Zdjęcia z Gavinem. Zdjęcia z weekendów i wieczorów, gdy wierzyła jeszcze w zupełnie inną przyszłość i kasuje je wszystkie jedno po drugim, żałując, że nie może z taką samą łatwością wykasować ich ze swojej głowy. Nie tylko tych zamrożonych w czasie momentów, ale całej ich relacji, która teraz odtwarza się w jej głowie, jak przejaskrawiony teledysk. Zoya nie chce czuć się mądrzejsza przez popełnione błędy, nie chce w ogóle go pamiętać. Chciałaby wyciąć go ze swojej pamięci z taką łatwością, z jaką wywaliła do śmietnika wszystkie jego porzucone rzeczy, gdy porządkowała mieszkanie.
Mieszkanie, do którego nie ma zamiaru wracać, oddała kota pod tymczasową opiekę Stephenowi i zaczęła się szukać nowego lokum. Nie chcąc ryzykować, że ktoś, kogo nie chce widzieć, stanie na jej wycieraczce, więc przezornie wolała też, póki co, wprowadzić się do Palmerów. I nie myśleć o tym, czy Gavin znów postanowi ją nachodzić, czy może po ich ostatnim spotkaniu odpuścił sobie na dobre. Zoya obawia się, że nie wie, którą opcję by wolała, więc uznaje, że najlepiej będzie pożegnać się z absolutnie każdym śladem po ich relacji.
Powiadamia Markusa o tym, że zbliża się do wieży, gdy tylko wjedzie na most, dzięki czemu ten czeka na nią tuż przy parkingu. Zoya wysiada i wsuwa mu rękę pod ramię, gdy zbliżają się do wejścia do EQL. W środku od razu zatrzymuje ich jeden z dziennikarzy, a oni oczywiście zatrzymują się przy nim, by kolejny raz odpowiedzieć na te same pytania, które zadawano im nieustannie w ostatnich tygodniach. Mają dopracowane do perfekcji wszystkie możliwe opcje dialogowe tak, by jednocześnie nie powtarzać się słowo w słowo, ale pracowali nad tym ostatnie kilka wieczorów, by nikt ich nie zaskoczył. Jeszcze zanim skończą jedną rozmowę, ktoś już zagaduje ich znów i tym sposobem dopiero pojawienie się Ady daje im możliwość wycofania się między gości bankietu. Zoya od razu łapie dwa kieliszki z niebieskim płynem i wręcza jeden z nich Markusowi, bo jego kuzynka już podeszła do nich ze swoim.
- Wyglądaliście, jakbyście wcale nie chcieli ratunku, ale wolałam was odciągnąć. Nie potrzebujemy dziś dodatkowych spekulacji i insynuacji - mówi Ada i uśmiecha się do blondynki. - Wyglądasz oszałamiająco, cieszę się, że sukienka pasuje. Sama ją musiałam odebrać ze sklepu.
- To prawda, wyglądasz oszałamiająco - przyznaje Markus i uśmiecha się szeroko. - Musisz wybaczyć, wyszedłem z wprawy. North... - mówi, po czym przerywa na chwilę i bierze głębszy wdech. - North nigdy nie lubiła, jak prawiłem jej komplementy za urodę, bo mówiła, że urodę zawdzięcza jakimś incelom z działu kreatywnego CyberLife. Wolała dostawać komplementy za swój czarujący charakter.
- Ja lubię każde komplementy - zapewnia go Zoya i kładzie mu dłoń na ramieniu. - Mamy pół godziny.
- Napisałaś mu przemowę wojenną? - pyta kpiąco RK100, a Markus śmieje się i kręci głową.
- Nie do końca... No dobrze, może niektóre fragmenty. Te dotyczące jej osoby, bo gdy chodzi o politykę, to Zoya jest absurdalnie kontrolująca.
- Och, brzmi to jak ktoś, kogo znam - śmieje się jego kuzynka i rozgląda się po zebranych gościach, a blondynka obok niej robi to samo.
Jej wzrok pierwszy odnajduje Elijaha w tłumie. Brunet stoi w towarzystwie nieznanych jej mężczyzn i oczywiście dominuje rozmowę. Zoya patrzy na niego, ubranego w garnitur w kobaltowym kolorze i w jasną koszulę, prowadzącego jakiś kolejny monolog, gdy jego rozmówcy obserwują go uważnie, zapewne bojąc się wejść mu w słowo. Brunet chyba w końcu poszedł za radą Ady i odwiedził fryzjera, bo jego włosy są o wiele krótsze i równo przycięte na bokach. Zoya przypomina sobie, gdy widziała z nim jakiś wywiad kilka dni po tym, jak demonstracja na Hart Plaza okazała się sukcesem i dziś Elijah wygląda niemal identycznie, jak wtedy. Tak samo przystojnie. Tak samo przerażająco. A ona uśmiecha się, gdy jego niebieskie oczy w końcu na nią spoglądają. Kilka sekund patrzą na siebie, choć dzieli ich niemal cała sala bankietowa pełna ludzi, zanim oboje wrócą do swoich rozmówców.
Ich trójkę odnajduje też Josh, którego obecność wyraźnie podnosi poziom stresu u Ady, z czym androidka nawet niespecjalnie się kryje. Dlatego Markus zabiera swojego przyjaciela i ruszają w stronę podium, na którym w tej chwili śpiewa jakaś rozpoznawalna wokalistka. Kilkanaście z zaproszonych osób tańczy, większość jednak krąży po sali z jedzeniem i kieliszkami, tocząc kolejne rozmowy. Zoya przenosi wzrok na swoją koleżankę, która mruży oczy, jakby chciała przeanalizować dokładnie każdy centymetr twarzy blondynki.
- Nie masz najmniejszego pojęcia, w jak niekomfortowej sytuacji postawiłaś mnie w ostatnim tygodniu, Zoyu - mówi RK100, dając jej znać, by powoli ruszyły śladami Markusa. - Nie możesz go tak po prostu ignorować bez słowa, bo Elijah potrafi być naprawdę nieprzyjemny, gdy coś nie idzie po jego myśli. A nawet ja mam ograniczone pokłady cierpliwości i sarkazmu, którymi umiem go usadzić z powrotem na miejscu. Więc zamiast go ghostować, mogłaś mu po prostu napisać, że potrzebujesz czasu.
- Nie. Zrobiłam to celowo. Niech wielki pan Kamski nie myśli, że będę na każde jego skinienie, bo spędziliśmy miły weekend - odpowiada chłodno blondynka i upija duży łyk Tyrium. - Poza tym znosisz go od dawna, jestem święcie przekonana, że to nie był twój największy zawodowy kryzys.
- Nie, ale nie lubię, gdy moje życie się utrudnia. Choć nie musi.
- W takim razie cię przepraszam i obiecuję poprawę - śmieje się Zoya, a Ada uśmiecha się do niej pobłażliwie.
- I nie mam na myśli tego, że musisz się zgadzać na każdą jego propozycję.
- Spokojnie, mam wszystko pod kontrolą.
- Szczerze w to wątpię. Nie wydaje mi się, byś miała blade pojęcie, co się dzieje - parska śmiechem Ada i dopija zawartość swojego kieliszka, który oddaje przechodzącej obok kelnerce i gdy ma już wolne ręce, to poprawia swoją śnieżnobiałą sukienkę. Przy okazji wyjmuje z kieszeni niewielki identyfikator, który wręcza blondynce. - Po przemówieniu Markusa masz dokładnie godzinę i jak nie zobaczę cię tu o dziewiątej z powrotem, to rozpętam piekło.
- Możesz mi zaufać?
- Nie, gdy nie wiem, co planujesz.
- Nie musisz, by mi ufać - śmieje się Zoya, a Ada posyła jej spojrzenie pełne szczerego politowania.
- Nie mam swojego stanowiska, bo Elijah ma do mnie sentyment. Mam je, bo nie ufam nikomu poza nim - odpowiada RK100 i od razu zmienia wyraz twarzy, gdy pojawia się koło nich Simon.
Zoya bardzo chciałaby jeszcze kontynuować tę rozmowę, ale przy ich koledze nie jest to możliwe. W tej chwili zaczyna rozumieć, że zaufanie działa w dwie strony i powinna powiedzieć Adzie o swoich planach w pierwszej kolejności, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobiła. Jakby podświadomie obawiała się, że ta od razu doniesie każde słowo Kamskiemu. Choć nie do końca ma nawet powody, by to podejrzewać, jeśli w ciemno zgodziła się jej pomóc. Ma teraz ochotę odciągnąć ją na bok i jednak porozmawiać z nią szczerze, ale podchodzi do nich też Iona i ostatecznie wszyscy skupiają się na tym, co do powiedzenia ma Markus.
- Nie będę próbował nikogo oszukiwać, że ostatnie tygodnie były dla naszej społeczności łatwe. Znów staliśmy się celem, znów staliśmy się wrogiem i znów stanęliśmy w obliczu zagrożenia. Niektórzy z nas stracili bliskich, niektórych bliskich mogliśmy już więcej nie zobaczyć i sytuacja wciąż jest niepewna, wciąż nie wiemy, czy padnie kolejny cios i kto go zada. Jednak jeśli jesteśmy czegoś wszyscy absolutnie pewni, to tego, że nigdy nie byliśmy silniejsi - przemawia Markus, stojąc przed zebranymi ludźmi i androidami, którzy nie spuszczają z niego wzroku. - Jestem świadomy tego, że otaczają mnie osoby, na których mogę polegać nie tylko jako na przyjaciołach, ale też przede wszystkim jako na filarach naszej społeczności. Osobach, które razem ze mną próbują ten świat uczynić lepszym. I którym bardzo chciałabym teraz podziękować, że w tym najczarniejszym okresie wciąż jesteście na swoich pozycjach i nie da się was złamać. Zoya, Simon, Josh, Lily, Ada i wielu innych, których imiona mógłbym wymieniać tu przez resztę wieczora. Oszczędzę wam tego, wiem, że wszyscy mamy inne plany - śmieje się, a Ada nachyla się do blondynki i uśmiecha do niej wyraźnie zadowolona. - Ostatnio bardzo dużo czasu spędziłem w towarzystwie moich przyjaciół, a szczególnie Zoyi, rozmawiając o przyszłości. Nie tylko osobistej dla niej, czy dla mnie, ale przede wszystkim przyszłości politycznej Nowego Jerycha i zmianach... zmianie, którą musimy być, jeśli chcemy ją zobaczyć. I moja droga przyjaciółka zapytała mnie, co jeszcze możemy zrobić, by nas wysłuchano, by przestano nam zabierać miejsca przy stole, by zapewnić naszym braciom najlepszą przyszłość. Jak wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, za rok odbędą się wybory prezydenckie, w których nie planowaliśmy wysuwać kandydatów. Senat wciąż nie ustalił, czy jako ugrupowanie polityczne w ogóle mamy taką możliwość, wciąż kłócą się o warunki, ale my zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że to tylko zasłona dymna. Oni się boją, że jeśli wystartujemy, to możemy mieć szansę, by nas usłyszano. Dlatego chciałbym z tego miejsca zadeklarować, że domagamy się możliwości wysunięcia kandydata w wyścigu o fotel prezydencki. I liczę na to, że w poniedziałek każdy z tu obecnych napisze wiadomość do przedstawicieli politycznych swojego okręgu z pytaniem, dlaczego godzą się na tę jawną niesprawiedliwość. I nie dajcie sobie zamydlić oczu wypowiedziami o stabilnej politycznej sytuacji, gdy dwa tygodnie temu próbowano dopuścić się ataku terrorystycznego wymierzonego w naszą społeczność. Pomyślcie o przyszłości. I razem z nami sprawcie, że będzie ona sprawiedliwa.
W sali wybucha wrzawa oklasków, gdy Markus schodzi z podwyższenia. Zoya uśmiecha się do niego, gdy całą grupą odchodzą na bok i biorą z tacy kolejne kieliszki. Wykorzystując zamieszanie, entuzjazm i to, że mnóstwo kolejnych osób chce się do nich zbliżyć i porozmawiać z Markusem, Zoya wycofuje się powoli. Gdy ma pewność, że nikt jej nie obserwuje, kieruje się do służbowych wind w korytarzu i używając identyfikatora Ady, przywołuje jedną z nich. Wybiera ostatnie piętro i ma kilka minut na to, by uspokoić się, by uświadomić sobie, że wszystko idzie po jej myśli. I że przede wszystkim jest absolutnie pewna tego, co ma zamiar zrobić. Winda zatrzymuje się na piętrze zarządu EQL i gdy blondynka z niej wysiada, nie ma w niej już najmniejszych wątpliwości, dlatego kieruje się prosto do gabinetu Kamskiego, który też otwiera za pomocą identyfikatora. Wygasza szklane ściany i zanim podejdzie do biurka, zbliża się do ogromnego okna. Tak samo jak za pierwszym razem widok jest dla niej absolutnie obezwładniający, do tego stopnia, że nie zdaje sobie sprawy z momentu, gdy przestaje być w biurze sama.
- Nie wydaje mi się, by ten widok miał mi się kiedykolwiek znudzić - mówi Kamski, stojąc w drzwiach i patrząc na blondynkę. W żadnym wypadku nie na panoramę miasta w oddali.
- Szybko mnie znalazłeś.
- Nie myśl, że kiedykolwiek cię zgubiłem - odpowiada, a ona obraca się do niego z uśmiechem. Podchodzi do barku i zaczyna robić mu drinka, gdy brunet opiera się o blat biurka, nie spuszczając z niej wzroku. - Powiesz mi, co tu robisz?
- Chciałam z tobą porozmawiać i wiedziałam, że za mną przyjdziesz.
- Mogłaś odebrać któryś z moich telefonów...
- Nie mogłam. Musiałam sobie poukładać w głowie wszystko w najmniejszych szczegółach - mówi pewnie blondynka i podaje mu szklankę, po czym podchodzi znów do okna. - Jak ci się podobało przemówienie Markusa?
- Ty je napisałaś.
- Fragmentami. - Zoya uśmiecha się triumfalnie i wzrusza ramionami.
- Cóż, Markus potrzebuje silnej kobiecej postaci obok siebie, inaczej za bardzo posiłkuje się dialogiem i własną uległością.
- Prawda. I tu wchodzę ja - śmieje się Zoya. - W przyszłym roku Markus wystartuje w wyborach na prezydenta. Oczywiście przegra. Nie ma żadnych realnych szans na zwycięstwo, ale przecież nie o to nam chodzi. Przynajmniej nie na razie. My mamy bardzo dużo czasu na realizację swoich zachcianek i politycznych aspiracji.
- To akurat jasne. Nie chcecie wygrać, chcecie być wysłuchani i chcecie ukroić sobie większy kawałek politycznego tortu. A do tego potrzebne są media. Wybory prezydenckie to dość popularne reality show, więc nie można wam odmówić, że dostaniecie scenę, dostaniecie miejsce na manipulowanie opinią publiczną, w czym jesteś przecież bezbłędna.
- Tak. Dlatego wystartuję jako jego wice - oświadcza dumnie Zoya, a Elijah pierwszy raz w jej towarzystwie wygląda na tak szczerze zaskoczonego. Brunet unosi szklankę do ust i upija duży łyk whisky, zanim da jej znać, by kontynuowała tłumaczenie mu tego, czego ewidentnie sam nie zdołał przewidzieć. - Wiem, jestem absurdalnym wyborem. W końcu nie mam w tej chwili żadnej kariery politycznej. Jestem ładną buzią z telewizji, która opowiada o Nowym Jerychu w samych superlatywach. Nie jestem znana ze swojej prawdziwej strony, poza tym jednym przemówieniem na pogrzebie. Jednak jestem obecna. Jestem rozpoznawalna. Poza tym to jeszcze przynajmniej trzy miesiące, zanim w ogóle Markus ogłosi swój start. Trzy miesiące to naprawdę dużo czasu.
- Poza tym, tak jak wspomniałaś, nie chodzi wam o wygraną. To ma być spektakl, a nie realny wyścig po realną możliwość wygranej.
- A przynajmniej jeszcze nie w tych wyborach. Kto wie, może w kolejnych... - poprawia go Zoya, nie przestając się uśmiechać. - Nie wiem, czy słyszałeś, ale ministerstwo zdrowia ma zamiar wprowadzić pewne wytyczne, co do tego nowego narkotyku.
- Tak, jeśli udowodni się, że było się pod jego wpływem, nie będzie możliwe karne odpowiadanie za popełnione zbrodnie - mówi brunet i parska śmiechem. - Och, no tak. Reprezentujesz pierwsze pokrzywdzone. Cóż za cudowne zwycięstwo na pierwsze strony gazet. Idealny start na początek kampanii.
- Dokładnie tak. A jak FBI namierzy Sarsberg, to będę głównym świadkiem w jej sprawie, nawet jeśli moja pamięć jest w strzępach, to mogę ją wpakować za kratki.
- Jesteś bardzo pewna, że FBI ją złapie.
- To kwestia czasu. Żyjemy w czasach pełnego nadzoru, nie da się ukrywać przed kamerami w nieskończoność - zapewnia go blondynka i patrzy na niego przez chwilę w milczeniu, zanim podejdzie do niego pewnie. Elijah prostuje plecy, dalej opierając się pośladkami o biurko, przez co są teraz równego wzrostu, co Zoya wykorzystuje i całuje go. Krótko, ale namiętnie, zanim odsunie się tak szybko, jak w ogóle do niego podeszła, ale jej uśmiech na ułamek sekundy zmienia się z chłodnego, cynicznego, w dużo bardziej szczery. - Powiedz mi, czego nie widzę. Czy może coś mi umknęło? Czym ty byś się przejmował ma moim miejscu?
- Plotkami. Ty i Markus startujący razem w wyborach. Długie godziny wspólnej pracy, te same hotele, te same samoloty...
- Naprawdę kocham to, że myślimy tak samo strategicznie, Elijah. Może Ada miała rację z tym, że jesteśmy sobie pisani - śmieje się blondynka, a on w końcu podnosi się z biurka.
Dopija swoją whisky, podchodząc do barku, gdzie napełnia na nowo szklankę. Teraz Zoya zajmuje to samo miejsce, co on przed chwilą. Kamskiemu jest to nawet na rękę, bo może teraz swobodnie krążyć po gabinecie, próbując błyskawicznie rozważyć wszystko, co blondynka już zdążyła mu powiedzieć i czego zdążył się sam domyślić z kontekstu. Jej milczenie, które doprowadzało go do szaleństwa, musiało być czymś umotywowane i jasne, polityczne aspiracje wydają mu się teraz dość oczywiste, ale z drugiej strony nie traktuje ich jako jedynej wymówki. Dużo bardziej obawia się tego, co sam zasugerował. Plotek. Tego, że Zoya w całej swojej chłodnej cyniczności podejmie decyzje do bólu strategiczne, które jemu się ani trochę nie spodobają. A Elijah Kamski naprawdę nie lubi, gdy coś idzie nie po jego myśli.
I nagle przystaje w pół kroku, po czym spogląda na nią i parska śmiechem.
- No tak. Osiemset. Dlatego zaprosiłaś go z rodziną na weekend - mówi, a Zoya otwiera szerzej oczy, ale nie wchodzi mu w słowo. Zbyt ciekawa jego złośliwej tyrady. - Nie możecie być z Markusem dwójką samotnych, atrakcyjnych osób, które będą się wzajemnie wychwalać w przemowach, bo to spowoduje, że zainteresuje się wami nie ta prasa, której potrzebujecie. Błyskawicznie dobiorą was w parę i zaczną spekulować. Więc któreś z was musi przestać być singlem. Oczywiście nie może być to Markus z uwagi na ostatnie wydarzenia, więc ty wróciłaś do swojego pomysłu z Osiemset.
- Blisko, ale nie do końca. Masz rację, nie możemy być sami z Markusem, prasa już węszyła koło nas, gdy był jeszcze z North. Teraz dopiero mieliby pożywkę. Zwłaszcza, gdy historię o kobietach robiących karierę przez łóżko bardzo dobrze się sprzedają. Nawet w moim wypadku, wystarczy spojrzeć na insynuacje o mnie i Nikodemie. Dlatego potrzebuję pieprzonego love story jak z bajki, by nikt nie miał wobec niego żadnych wątpliwości. Dlatego mam dla ciebie propozycję, panie Kamski. - Zoya unosi się i staje blisko bruneta, unosząc dłonie, by poprawić mu krawat. Wybija się tym na chwilę z rytmu, zanim znów wraca do kontynuowania swojej wypowiedzi. - Lubisz swój gabinet ponad chmurami, lubisz swoje biurko, lubisz swoją pozycję na stanowisku Boga... a i tak się nudzisz. Sam mi powiedziałeś, że jestem najciekawszym, co cię spotkało w ostatnim czasie. Więc, co powiesz na to, by poza byciem Bogiem tu, mieć też jeszcze trochę więcej władzy?
- Czy ty proponujesz mi zupełnie nowy sojusz? - pyta, uśmiechając się szeroko i kładąc dłoń na jej ręce na swojej piersi. - Dobrze rozumiem, że proponujesz mi etat na stanowisku partnera przyszłej wiceprezydentki Stanów Zjednoczonych?
- Na razie tylko kandydatki, w przyszłości senatorki, a później kto wie. Proponuję ci dostęp do zupełnie nowej piaskownicy, Elijah. Nie mów, że nie chciałbyś się pobawić w politykę.
- Nie mówię, że bym tego nie chciał - odpowiada i odsuwa się od niej kilka kroków. Upija łyk drinka, mierząc ją wzrokiem i uśmiechając się jeszcze szerzej. - Ale czy związek ze mną nie zrujnuje ci społecznej wiarygodności? Nie obawiasz się, że nie będą cię traktować jak poważną polityczkę, a jako moją nową zabawkę? Przecież miałaś się związać z jakimś milutkim androidem, z którym będziesz ładnie wychodzić na zdjęciach i mówić o tym, że wasza rodzina nie różni się od tysięcy innych rodzin... Bla, bla, bla. Sama wiesz najlepiej.
- Miałam. Tylko co by było w tym ekscytującego, panie Kamski? - Zoya uśmiecha się do niego kolejny raz, zanim wzruszy ramionami i wytłumaczy mu dokładnie, co się zmieniło. - Okazuje się, że to by wcale nie było takie dobre dla mojej wiarygodności, jakbym miała rodzinę jak z obrazka. Ostatni tydzień prześledziłam z Kristiną setki komentarzy, opinii, sondaży, z których wynika dość jasno, że opinia publiczna uznałaby to właśnie za cyniczne i strategiczne... To byłby tak polityczny ruch, tak wyrachowany, że nawet najgłupsi wyborcy by w to nie uwierzyli. A oni już teraz mają mnie za cwana sukę bez serca.
- Dlatego potrzebujesz pieprzonego love story. - Kamski wybucha głośnym śmiechem powtarzając jej własne słowa, bo teraz wszystkie elementy wskakują na swoje miejsca. Brunet kręci głową, jakby niedowierzał w to, co się dzieje, zanim znów na nią spojrzy. Blondynka znów opiera się pośladkami o biurko, czekając na dalszą część jego wypowiedzi. - I ja mam być twoją wielką miłością, Zoyu?
- Czemu nie? Prasa już nas ze sobą łączy, każdy, kto był kiedykolwiek z nami w tym samym pomieszczeniu potwierdzi, że mamy niesamowitą chemię. A ja musiałabym bardzo bronić naszego związku w kontekście politycznej kariery, bo byłby to tak nielogiczny, tak głupi i nierozsądny ruch, że aż...
- Prawdziwy - kończy za nią, a ich spojrzenia spotykają się znów na krótką chwilę. - Przynajmniej pozornie wyglądałby na prawdziwy.
- Tak, Elijah. Oboje jesteśmy świadomi tego, że jesteśmy wspaniali, ale nie zaprzeczysz, że razem stajemy się absolutnie doskonali. Myślimy tak samo. Bywamy tak samo przebiegli, gdy trzeba i słabi, gdy możemy i jesteśmy sami. A co najważniejsze... - Kamski nie daje jej dokończyć, podchodzi do niej, odstawia szklankę na blat obok niej, zanim położy jej dłonie na policzkach i pocałuje ją. Tak samo zachłannie i pożądliwie, jak ona wcześniej jego, tylko on nie wycofuje się tak szybko, pozwalając temu trwać. Zoya nie ma pewności, czy ten pocałunek ma przypieczętować nowy poziom ich sojuszu, czy może jest jego pożegnaniem, ale obejmuje go bez zastanowienia. Wsuwa dłonie pod jego marynarkę i przytrzymuje go przy sobie, dopóki Elijah nie przerwie pocałunku, by złapać oddech. - Tak. To jest właśnie to, co jest między nami najważniejsze.
- Zaskoczyłaś mnie, Zoyu. A uwierz mi, niewiele osób to potrafi i nie boi się tego robić - oświadcza, odsuwając się od niej i podchodzi do szuflady biurka. Zoya patrzy na jego ruchy, ale kontynuuje rozmowę.
- Przemyślałam wszystko bardzo dokładnie, Elijah. To nie jest spontaniczny pomysł, który uznałam za dobry. Przeanalizowałam wszystkie możliwości, po tym, gdy ustaliliśmy z Markusem plan odnośnie wyborów. To, co jest między nami, jednocześnie wydało mi się logiczne, jak i kompletnie szalone... i kuszące - mówi, uśmiechając się do samej siebie. - Wiem, że nasze zostanie oficjalnie parą wywoła burzę, ale żadne z nas nie boi się zmoknąć. A długofalowe skutki mogą być korzystne dla nas obojga.
Zoya wie, że wszystko, co powiedziała, ma dla niego taki sam sens, jak dla niej. Jak dla każdej osoby, której przedstawiła ten pomysł i swoje argumenty, zanim znalazła się w tym miejscu, w tej sukience, na tym biurku. I niczego, żadnego poprzedniego strategicznego, politycznego ruchu nie była tak pewna, jak tej propozycji złożonej brunetowi obok siebie. Dlatego, że teraz gdy na niego patrzy, nie widzi w niej nic diabolicznego. Naprawdę marzy, by spędzić z nim kolejne milion nocy, rozmawiając do rana i mając nadzieję, że nigdy nie zabraknie im słów. Naprawdę marzy o tym, by dalej gniótł jej koszule i by ratowali siebie wzajemnie, gdy zajdzie taka potrzeba. Może nie ma w tym wszystkim romantycznej miłości, ale Zoya tak naprawdę nigdy w nią nie wierzyła i nie ma powodów, by wierzyć, że teraz ona coś naprawi, czy usprawiedliwi. Bardziej wierzy we wszystkie inne powody, by z nim być.
- Chciałbym oficjalnie oświadczyć, że Ada ma zawsze rację - mówi Kamski, gdy otworzy sejf w szufladzie i wyjmie coś z niego, zanim stanie przed blondynką. - Naprawdę jesteśmy najwidoczniej sobie pisani.
- Czyli przystajesz na moją propozycję, panie Kamski?
- Pod jednym warunkiem - odpowiada i otwiera przed nią drewniane pudełko, w którym znajduje się złoty pierścionek z dużym niebieskim diamentem. Tak niebieskim, że Zoyi łudząco przypomina kolor tęczówek wpatrzonych w nią oczu. - Zostaniesz panią Kamską.
- Planowałeś to? - pyta wyraźnie zaskoczona, a on uśmiecha się chłodno. - Czy ten pierścionek był dla kogoś innego i po prostu postanowiłeś go wykorzystać w sprzyjających okolicznościach?
- Jest dla ciebie. Mam ci pokazać paragon z tego tygodnia? - śmieje się cynicznie, przewracając oczami. - Nie traktowałem go jako pierścionek, za którym będzie szła taka propozycja. Wielu rzeczy związanych z twoją propozycją nie rozważałem w życiu. Ten pierścionek kupiłem, bo powiedziałaś, że chciałabyś brylanty do sukienki.
- Jak to oświadczyny, to czemu nie widzę cię na kolanach? - pyta blondynka, patrząc na niego rozbawiona.
- To ty rozpoczęłaś ten temat. Czy w takim razie to sama nie powinnaś się znaleźć przede mną na kolanach? - sugeruje bezczelnie, a Zoya łapie jego krawat i przyciąga go do siebie.
- To zostawmy sobie na dalszą część wieczoru, gdy już znajdziemy się u ciebie - odpowiada, zanim brunet pocałuje ją pożądliwie. Zoya jednak wycofuje się dość szybko i bierze od niego pierścionek, po czym wsuwa go na palec lewej dłoni. - Jeśli chodzi o twój warunek, to będę chciała, byś powtórzył mi tę propozycję, gdy przestaniesz być w hipomanii. Związek, nawet medialny, to jedno. Małżeństwo to coś większego, więc o tym, na razie nie mówmy publicznie.
- Zgoda. - Elijah całuje ją kolejny raz, a ona kładzie mu dłoń na karku, gdy brunet podsadza ją mocniej na biurko. Zoya wybucha śmiechem, po tym jak jego pocałunki przenoszą się na jej szyję i już ma zasugerować, że powinni się opanować, gdy zegarek na ręku Kamskiego, powiadamia go, że Ada już się o nich niepokoi. - Może, gdy będziemy oficjalnie razem, takie rzeczy przestaną się dziać.
- Pamiętasz, że chcesz być z przyszłą wiceprezydentką tego kraju? My nigdy nie wyjdziemy z pracy.
- Więc wywiozę cię znów gdzieś na weekend - mówi, całując ostatni raz jej szyję, zanim odsunie się i poda jej rękę. - Chodźmy, moja najdroższa.
Biorą się za ręce, zanim zostawią za sobą widok na migoczące światła Detroit i wrócą do windy, w której wymieniają jeszcze kilka zachłannych pocałunków. Elijah sięga po telefon, by napisać do kogoś wiadomość i gdy wracają na bankiet, obejmuje ją w pasie. Zoya nie ma nic przeciwko temu, szczerze mówiąc, właśnie liczyła na to, że zaczną od razu okazywać sobie zainteresowanie publicznie. Ma teraz za dużo rzeczy na głowie, by martwić się jeszcze plotkami. Plotki jednak odnajdują ich same i zanim uda im się dotrzeć do Ady, drogę zagradza im dziennikarka lokalnych wiadomości.
- Panie Kamski, może kilka słów, zanim przejdziemy do pana oficjalnego przemówienia - zaczyna prezenterka, a Elijah uśmiecha się chłodno.
- Nie przypominam sobie, bym miał dziś przemawiać. W imieniu EQL zabierze głos wspomina już dziś Ada, która jest dużo lepsza w publicznych wystąpieniach, niż ja kiedykolwiek będę - oświadcza, przenosząc wzrok na blondynkę obok siebie. - Mam szczęście do tego, by otaczać się kobietami z dużo lepszym politycznym zmysłem niż ja.
- Rozumiem, media nieprzypadkowo nazywają cię tajemniczym panem Kamskim - śmieje się dziennikarka, a Zoya robi wszystko, by nie przewrócić oczami przed kamerą. - Może jednak pozwolę sobie zapytać o pana plany na przyszłość, o której mówił dziś tak dużo Markus.
- To zabawne, że dostaję to pytanie w tej chwili, w której moje plany się właśnie wyklarowały - mówi Elijah, unosząc dłoń blondynki do swoich ust i składa na niej krótki pocałunek. - Tak się składa, że właśnie zadałem tej oszałamiającej kobiecie pytanie o przyszłość. I może nam powiesz, jaka była twoja odpowiedź, Zoyu? - Blondynka śmieje się najnaturalniej, jak w tej chwili jej się to udaje i unosi lewą dłoń do góry. Tak, by kamera z całą pewnością nie przeoczyła pierścionka na jej palcu.
- Tak. Oczywiście, że "tak" było moją odpowiedzią - mówi, brzmiąc na rozbawioną, zakochaną i trochę zażenowaną. Czyli tak, by każdy, kto na nią spojrzy, nie miał najmniejszych wątpliwości co do jej naturalności.
- Jestem w szoku, naprawdę. Najszczersze gratulacje... - zaczyna dziennikarka, a Kamski uśmiecha się do niej krótko.
- Dziękujemy, a teraz wydaje mi się, że musimy być gdzie indziej - oświadcza, znów obejmując Zoyę w pasie. - A jeśli chodzi o przyszłość, to mam nadzieję, że przemówienie Markusa było dopiero początkiem zmian, które są tak potrzebne.
Brunet żegna się z dziennikarką skinieniem głowy i prowadzi Zoyę na sam środek parkietu, gdzie bez skrępowania obraca ją w tańcu. Przyciąga ją w swoje ramiona, a ona, choć nie przestaje się uśmiechać, to zaciska palce trochę mocniej na jego ramieniu.
- Czy ty przypadkiem nie obiecałeś mi, dosłownie kilka minut temu, że powstrzymamy się z rozmowami o małżeństwie... - zaczyna Zoya, a on całuje ją, by przerwać jej tyradę.
- Cóż, to nie pierwsza obietnica, jaką złamię. Lepiej zacznij się przyzwyczajać, moja droga.
- Pamiętaj, do kogo mówisz, mój najdroższy. Pamiętaj, że ludzie powinni się mnie bać.
- Nie zrobisz mi krzywdy.
- Zrobię. Jeśli mnie skrzywdzisz, to zrobię. Nie miej co do tego wątpliwości - mówi Zoya, zanim Elijah obróci ją znów w tańcu. I dopiero teraz dociera do niej w ogóle piosenka, do której tańczą i wybucha śmiechem. Głośnym, szczerym, jakby naprawdę była w nim kompletnie zakochana.
- Open up your eyes, then you'll realise here I stand with my everlasting love. Need you by my side, girl to be my bride. Never be denied, everlasting love. From the very start, open up your heart. Be a lasting part of everlasting love - nuci jej do ucha Elijah, gdy znów znajdzie się w jego ramionach. Przypomina sobie tamten wieczór, gdy ta piosenka płynęła z radia jego samochodu, a ona nigdy w życiu nie przypuszczałaby, że kiedyś znów ją usłyszy. A już na pewno nie w takich okolicznościach. - Więc, jak to było z tą wiarą w wieczną miłość?
- Nie wiem, spytaj mnie o to za jakiś czas, Elijah - śmieje się, spoglądając mu prosto w oczy i kładzie mu dłoń na policzku. - Sam powiedziałeś, że to dopiero początek.
koniec części pierwszej.
Czy decyzję podjęte przez Zoyę odbiją się jej czkawką? Czy Kamskiemu naprawdę można ufać, tak do końca? Jak Gavin pogodzi się z wyrzutami sumienia i faktem, że Zoya wybrała jego brata? Czy Connor w końcu poukłada sobie życie i jaką rolę będzie miała w tym Iona? I czy życie Nikodema i Stephena będzie takie różowe, jak sobie to zakładają?
A przede wszystkim kim jest RK600 i czy okaże się wrogiem, czy przyjacielem, dowiecie się w drugiej części.
a flicker of light pojawi się na moim profilu już niedługo. Myślę, że za tydzień w środę wrzucę obsadę, a 17.08 ruszymy z publikacją raz w tygodniu.
A tymczasem dziękuję wam bardzo za obecność tutaj. Koniecznie dajcie znać, jak podobała wam się część pierwsza.
Z mojej strony muszę napisać, że to było najbardziej nieprzewidywalne ff jakie kiedykolwiek napisałam. Praktycznie NIC z moich pierwotnych planów (poza narkotykiem) się nie wydarzyło, lub potoczyło zupełnie inaczej niż zakładałam.
Wyobraźcie sobie, że Kamski miał pojawić się raz. W jednym rozdziale i praktycznie tylko po to, by wzbudzić zazdrość Gavina.
Czy Gavin i Zoya mieli być OTP? Nie, ale Zoya miała nie być taka stanowcza, a on nie miał zrobić jej aż takiej krzywdy. Ostatecznie, w pierwszym planie, Zoya miała wyjechać z Detroit. A dokładniej wrócić do Nowego Jorku z Nikodemem.
Bo wiecie, w pierwszych założeniach planowałam, że Nikodem i Zoya będą mieć zupełnie inną relacje. Że to z nim była zakochana w Nowym Jorku, ale z uwagi na karierę, woleli się rozstać i więcej o tym nie mówić. Więc Zoya miała być rozdarta między dwiema osobami, ale w zupełnie inny sposób. No ale Niko kazał mi się na ten plan porządnie uderzyć w głowę patelnią, bo się zakochał w RK900 od pierwszego wejrzenia. Dlatego też poprawiłam rozdziały kilka razy, by mieć pewność że nic romantycznego między Zoyą a nim nie zostało.
Connor miał być demi, a okazał się asem z zapędami na totalne aro. Więc good for him, bad for me, bo miałam wobec niego plany. Teraz je właśnie redaguję.
Więc jak sami widzicie, trochę się pozmieniało, a jak chyba, jakoś, z trudem opanowałam ten chaos, w którym każdy robił to co chciał.
Myślę, że dłuższe i imienne podziękowania zostawię sobie na drugą część ;) ale i tak jestem wdzięczna za każdy komentarz i waszą obecność.
Kons.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro