Nic z tych rzeczy ❍ 11.07.2040
Oceniające spojrzenie RK900 odprowadza blondynkę do wyjścia z kawiarni, a nawet do samego samochodu, do którego wsiada na zewnątrz. Zoya wie, co jej przyjaciel sądzi na temat tego, że Connor po nią przyjechał, ale jest zwyczajnie dziś zbyt zajęta, by wchodzić w dłuższe dyskusje na ten temat. Zwłaszcza, że nie rozmawiała z Connorem od czasu imprezy czwartego lipca, to znaczy nie rozmawiała z nim na żadne prywatne tematy, bo gdy widywali się na posterunku, oboje starali się zachować neutralność, by nie dawać Reedowy pożywki do kolejnych przytyków.
- Po co tak właściwie jedziesz dziś Jerycha? - pyta Zoya, gdy staną pierwszych światłach. - Nie będzie dziś Markusa, jedynie North robiąca mi przytyki, że na pewno mam z nim romans i dlatego ją zostawił. Lub, co bardziej prawdopodobne, nie mam z nim romansu, ale na pewno JA go namówiłam do przeprowadzenia się na stałe do Waszyngtonu.
- Muszę porozmawiać jeszcze raz z Hattie, pokazać jej zdjęcie Fiskersa. Może widziała go tamtej nocy w klubie, gdy była z koleżankami.
- Może coś sobie przypomniała... - dodaje Zoya i przymyka oczy, by upewnić się, że na pewno dokończyła wczoraj prezentację na dzisiejsze spotkanie. - North wciąż nie wie o Sky i tej sprawie. Postaraj się, by tak zostało.
- Mam zamiar się w ogóle z nią dziś nie widzieć. Poczekam na ciebie w szpitalu, żeby odwieźć cię do domu po spotkaniu - mówi, spoglądając na nią z nerwowym uśmiechem. Zoya wciąż ma zamknięte oczy i tylko przytakuje mu lekko, zanim odetchnie płytko. - Chciałem cię też zapytać, czy wszystko w porządku?
- Nie wiem, wydaje mi się, że wszystko jest bardzo daleko od bycia w porządku, mimo tego, że nie nastąpił żaden koniec świata.
- Odbieram wrażenie, że jesteś poddenerwowana i obawiam się, że to z mojego powodu.
- Byłam zła z twojego powodu, ale przez tydzień już mi ta złość zdążyła minąć. Czuję się po prostu... - Zoya ma ochotę powiedzieć: samotna. Jednak od razu z tego rezygnuje i wzrusza ramionami. - Czuję, że jedyne co może mi pomóc, to dowiedzenie się, o co chodzi z tym narkotykiem, dlatego brak progresu w sprawie mnie frustruje.
- Rozumiem - odpowiada, mimo że tak naprawdę to absolutnie nic z ich relacji nie rozumie.
Jadą dłuższą chwilę w milczeniu, zanim blondynka nie spyta go o wizytę u Hanka, o której wie od Stephena. Connor opowiada o rodzinnym obiedzie, z którego blondynka się wymigała, dla dobra ich zdrowia psychicznego. Co brunet bardzo docenił, bo przynajmniej spotykanie obyło się bez rozmów na temat blondynki, a skupiły na pracy i tym, że mógł pomóc Hankowi z dokończeniem niewielkiego remontu w garażu. Connor nie przyzna się do tego głośno, ale czuje się, jakby był pod ogromną presją tego, żeby udowodnić, że jest kompetentnym policjantem, nie tylko gdy współpracuje wyłącznie ze swoim ojcem. Zdaje sobie sprawę z tego, że powinien posłuchać Andersona i potraktować współpracę z Gavinem jako niemałe zawodowe wyzwanie. Tylko Connor wolałby jednak mniej wyzwań, a więcej skupienia się na swojej pracy.
Rozdzielają się w lobby; Zoya wsiada do windy wiozącej ją w górę na spotkanie, na które dziś naprawdę wyjątkowo nie ma ochoty, ale nie ma też wyboru. Dlatego uśmiecha się przed wejściem do sali i wita po kolei ze wszystkimi. Dziś też są w niewielkim gronie, North większość spotkania siedzi naburmuszona w kącie, posyłając blondynce gniewne spojrzenia, których ta udaje, że nie widzi. Omawia najnowsze zmiany w prawie pracy, a szczególnie jeśli chodzi o płatność nadgodzin i poleca Simonowi kilku znajomych prawników, do których będą mogły zgłosić się poszkodowane osoby.
- A jak wygląda sprawa z refundacją komponentów? - pyta North i spogląda na Adę, która do tej pory w stała przy oknie w milczeniu. Zoya była pewna, że RK100 nawet nie do końca jest tu obecna umysłem, tylko wykonuje w tym samym czasie inne zadania, które jej zdaniem są bardziej angażujące. Teraz gdy została wywołana, spojrzała chłodno na North i pokręciła głową.
- Nie ma zgody senatu, nie możemy nic zrobić - odpowiada.
- Oczywiście. To wcale nie tak, że nie możecie... - zaczyna North, a Simon spogląda na Zoyę, która kręci głową. Do tego momentu udało im się dotrwać w spokoju, więc żadne z nich nie chce się odezwać, by nie zaognić sytuacji.
- Nie możemy, bo nie mamy na to funduszy. Wbrew temu, co ci się wydaje, EQL nie jest instytucją charytatywną. Koszty produkcji komponentów i Tyrium są ogromne, finansujemy elementy niezbędne do ratowania życia...
- W kółko to samo - wzdycha znów szefowa Jerycha, a Zoya zaciska dłoń na brzegu swojej ołówkowej spódnicy. - Nie pomagacie nam w żaden sposób, nie proponujecie żadnych rozwiązań, żadnych...
- North. Nie jesteśmy władzą wykonawczą. Jesteśmy korporacją. Jeśli chcesz, żebyśmy finansowali więcej komponentów, to porozmawiaj z Markusem, żeby wpłynął na przekazanie funduszy na ten cel.
- Naprawdę? Wypominasz mi teraz...
- Nikt nie wypomina wam rozstania - wchodzi jej w słowo RK100. - To była zwykła rzecz do powiedzenia, Markus jest naszym głównym reprezentantem.
- Oczywiście - fuka North, a blondynka teraz z kolei wygłasza zmięty materiał na swoim kolanie i liczy od dziesięciu tysięcy w dół, licząc, że to uspokoi jej myśli. - Więc może przedstaw swoje sugestie Zoyi, bo to ona ma o wiele większy kontakt z Markusem.
- Wszyscy mamy taki sam kontakt z Markusem - zabiera głos Josh, mimo że wszyscy wiedzą, że ta dyskusja zmierza już donikąd.
- Ja chyba nie mam dziś już nic więcej do dodania - oświadcza Zoya, podnosząc się z sofy, na której siedziała razem z Joshem. - Więc będę się zbierać, bo przyjechałam z Connorem.
- Na mnie nie czeka żaden policjant o szczenięcych oczkach, ale też wychodzę - mówi Ada i rusza do drzwi za blondynką. W stronę windy idą razem w milczeniu, a gdy do niej wsiądą, RK100 wybiera ostatnie piętro, po czym łapie nadgarstek Zoyi, która chce jechać na parter. - Elijah chciałby z tobą porozmawiać. Jeśli oczywiście, nie masz nic przeciwko temu, by Osiemset na ciebie poczekał. Chyba że bardzo się śpieszysz, to możemy ustalić inny termin spotkania.
- Nie. Connor poczeka, spotkania Jerycha i tak zazwyczaj są o wiele dłuższe.
- Jeśli North nie przestanie być tak skupiona na sobie, to nie wróżę naszym zebraniom owocnego działania.
- W jakiś sposób ją rozumiem, rozstania nie są łatwe. Jednak nie powinna zabierać tego do pracy.
- Może powinnaś z nią porozmawiać, dać jej kilka rad od serca. W końcu masz chyba w tej materii większe doświadczenie, prawda?
- Słucham? - Zoya spogląda na nią zaskoczonym wzrokiem, ale oblicze Ady jest całkowicie nieprzeniknione.
- Och, po prostu łączy cię relacja z Osiemset, a jak go znam, to nie może być ona udana. Nie znam nikogo, kto mimo miałby takie problemy z komunikacją, a z tego co wynika z ogólnej wiedzy, to właśnie komunikacja jest uznawana za podstawowy fundament związków.
- Nie jestem z Connorem w związku, nasza relacja nie ma nic wspólnego z tym, co łączyło North i Markusa.
- Naprawdę? - pyta Ada, mierząc ją wzrokiem i gdyby androidy wciąż posiadały diody led, to z całą pewnością jej zmieniłaby teraz kolor na żółty. - Interesujące. Musisz mi wybaczyć, relacje są dla mnie dość teoretycznym obszarem ekspertyzy.
- Nie jesteś nimi zainteresowana?
- Zostałam zaprojektowana w czasach, gdy osobno tworzono serie mające możliwość wchodzenia z ludźmi w głębsze interakcje, a osobno te, które miały być po prostu efektywne na jakiejś płaszczyźnie. Wiem, że program mnie nie definiuje i lubię na przykład ciebie, czy Elijaha. Jednak nie spotkałam jeszcze osoby, która wzbudziłaby we mnie większe emocje.
- Wydaje mi się, że macie z Connorem sporo wspólnego, mimo wszystko.
- Nie - śmieje się chłodno Ada i wysiada z windy, gdy zatrzymuje się ona na ostatnim piętrze wieży.
Zoya nigdy wcześniej nie była tak wysoko w EQL. Owszem załatwiała tu mnóstwo spraw w marketingu i dziale prawnym, jednak nie z samym zarządem. A teraz idzie po czarnej wykładzinie i spogląda na przeszklone ściany, od razu rozumie, że chyba nikt z pracujących tu ludzi nie może cierpieć na lęk wysokości. Oczywiście część pomieszczeń, czy jeden z gabinetów, miały wygaszone ściany, tak by nie były one przezroczyste, jednak piętro i tak robi porażające wrażenie. Ada prowadzi ją do biura Kamskiego, obiecując jej, że zaraz go przyprowadzi, a blondynka przytakuje jej i od razu mija biurko z szarego szkła i podchodzi do okna. Widok jest niesamowity, przez piękną letnią pogodę widać stąd panoramę całego miasta, słońce migocze, odbijając się zarówno na falach rzeki, jak i szklanych wieżowcach w centrum. Próbuje wypatrzeć ten, w którym mieści się jej kancelaria, ale zanim jej się to uda, słyszy dźwięk otwieranych drzwi. Obraca się i choć na co dzień pracuje z Palmerem i spotyka się z Connorem, tak musi przyznać, że nigdy wcześniej nie widziała drugiego tak atrakcyjnego mężczyzny. Brunet ma na sobie białą koszulę oraz krawat, kamizelkę i wąskie spodnie od garnituru w grafitowym kolorze. I ten strój idealnie podkreśla jego sylwetkę, a niebieskie oczy schowane za okularami w prostych, prostokątnych oprawkach przyglądają się jej uważnie.
- Elijah Kamski - przedstawia się, podchodząc do niej i podając jej dłoń. - Dobrze, że udało nam się w końcu poznać.
- Jestem trochę zaskoczona, że zabrało to tyle czasu - odpowiada, a on staje obok niej i też patrzy na panoramę miasta.
- Nigdy mi się nie znudzi ten widok.
- Nie dziwię się ani trochę, panie Kamski.
- Elijah. Uważam, że tytułowanie nazwiskami jest teraz jeszcze bardziej bez sensu, zwłaszcza że wy ich nie posiadacie. A przynajmniej nie wszyscy - mówi i dotyka jej ramienia, by wskazać jej dwie niewielkie sofy rozdzielone stolikiem kawowym, na którym stoi biała filiżanka i szklaka Tyrium. Zoya siada pierwsza i uśmiecha się do bruneta, gdy ten zajmuje miejsce naprzeciwko i od razu sięga po filiżankę. - Obserwuję twoje działania już od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz, gdy Ada wspomniała, że się znacie, uznałem, że mogę to wykorzystać.
- Nawet gdybyś po prostu do mnie zadzwonił, to i tak chciałabym cię poznać. Jestem przekonana, że nie musieliśmy czekać na jakieś wyjątkowe okoliczności - odpowiada Zoya, sięgając po swoją szklankę. - Choć domyślam się, dlaczego chciałeś się spotkać.
- Tak, chodzi o ten nowy wariant Sky. Zacząłem analizować dostępne dane, które zdobyłyście ty i Ada. Chciałbym je z tobą omówić.
- Teraz? Masz coś, co mogłoby być pomocne?
- Być może, ale potrzebuję jeszcze kilku dni - odpowiada, odstawiając filiżankę i przygląda się jej krótką chwilę. Zoya ma ochotę zasypać go pytaniami o to, co dokładnie wie o całej sprawie, ile powiedziała mu Ada, a ile sam się domyślił. Jednak woli się na razie powstrzymać, by nie wyjść na narwaną. Podejrzewa bowiem, że Elijah wysoce ceni sobie opanowanie. - W innych okolicznościach zaproponowałbym kolację, jednak z oczywistych względów, ta opcja odpada. Więc spytam, czy nie chciałabyś spotkać się w najbliższy piątek wieczorem? - Blondynka unosi kącik ust, spoglądając na niego z zadziornym uśmiechem.
- Och, to będzie spotkanie służbowe, czy nie? Wiesz, muszę dobrać sukienkę, w zależności od twojej odpowiedzi.
- Nie, to nie będzie spotkanie służbowe - odpowiada od razu i też uśmiecha się do niej kpiąco. - Przyjadę po ciebie o ósmej. Ada zna twój adres?
- Mogę w przyjechać sama we wskazane miejsce.
- Proszę, nie odmawiaj mi. Mam za dużo samochodów, z których nie mam okazji korzystać, gdy mieszkam tak blisko biura - mówi, a ona przytakuje mu z uśmiechem.
- Tak, Ada zna mój adres. - Zoya bierze kolejny łyk Tyrium i pochyla się lekko nad stolikiem, by odstawić szklankę. - Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że o tym będziemy dziś rozmawiać.
- Dziś spodziewałem się, że oboje będziemy mieć mało czasu na rozmowę, dlatego zaproponowałem piątek.
- To zaskakujące, ale na szczęście lubię niespodzianki - mówi, uśmiechając się do niego kolejny raz, a on odpowiada jej tym samym.
- To tak, jak ja Zoyu. - W tej samej chwili drzwi gabinetu otwierają się i pojawia się w nich Ada.
- Elijah, masz pilny telefon z Nowego Jorku - mówi RK100, a Kamski przytakuje jej i gdy znów zostają sami, wraca wzrokiem na blondynkę.
- Musisz mi wybaczyć, nie mam tu chwili spokoju.
- Uwierz mi, rozumiem to lepiej niż ktokolwiek inny - odpowiada Zoya i podnosi się zaraz po nim. - Cieszę się, że w końcu mieliśmy okazję się poznać i liczę na to, że w piątek będziemy mieć dla siebie więcej czasu.
- Z pewnością. Już nie mogę się doczekać. - Elijha żegna się z nią chłodnym uśmiechem, a ona wychodzi z gabinetu i rusza wprost do windy. Po drodze jeszcze tylko unosi dłoń, gdy widzi Adę, a ta odpowiada jej skinieniem głowy i blondynka znika w windzie, gdzie bierze głęboki wdech.
Nie okłamała go. Naprawdę nie była przygotowana na to spotkanie i to zaproszenie, a teraz, gdy patrzy na swoje odbicie, szczerze żałuje, że nie dobrała dziś trochę staranniej tego, w co jest ubrana. Od czasu wyzwolenia Kamski wzbudza wśród ich społeczności bardzo skrajne uczucia, ale Zoya nie spodziewała się tego, że uczucie, które wzbudzi w niej, będzie właśnie takie. Czuje się zaintrygowana.
Connor już kwadrans temu poinformował ją, że czeka w samochodzie, więc zaraz po wyjściu z wind, kieruje się do wyjścia. Wsiada na siedzenie pasażera i uśmiecha się do niego lekko.
- Spotkanie było udane? - pyta ją, włączając silnik.
- Nie, zgodnie z przewidywaniami, było absolutnie koszmarne. Za to może w piątek będę miała jakieś większe informacje o tym, jak działa to nowe Sky.
- Dostałaś telefon z Nowego Jorku?
- Nie, rozmawiałam z Elijahem...
- Słucham? - wchodzi jej w słowo Connor, zaciskając jednocześnie dłonie na kierownicy tak mocno, że obawia się, że ta pęknie w jego rękach. - Widziałaś się z Kamskim?
- Tak, Ada...
- Od kiedy w ogóle z nim rozmawiasz? Od kiedy jesteście tak blisko, że mówisz o nim po imieniu?
- Może weź dwa głębokie wdechy, proszę - mówi chłodnym głosem blondynka. - Od dziś. Dziś go poznałam. Po weekendzie ma wrócić do mnie z wynikami...
- I ty mu ufasz?
- Nie dał mi powodów, bym tego nie robiła. Markus mu ufa, a ja ufam Markusowi.
- Oczywiście - rzuca kpiąco Connor i parska krótkim śmiechem. - Dobrze wiedzieć, że im ufasz bardziej niż mnie.
- Nigdy nie zdradziłeś mi, jak przebiegło twoje spotkanie z Kamskim. A ja o nie nie pytałam, bo nie rozmawiać o wszystkich traumatycznych wydarzeniach sprzed wybudzenia, ale nie możesz mieć do mnie pretensji, że nie biorę pod uwagę faktów, których po prostu nie znam.
- On nie da ci żadnych odpowiedzi. Będzie prowadził filozoficzne dysputy i mówił zagadkami, tak że wyjdziesz od niego głupsza, niż jesteś.
- Och, więc twoim zdaniem jestem głupia? - pyta Zoya, krzyżując dłonie na piersiach.
- Skoro chcesz się z nim spotkać, to nie mogę wykluczyć takiej ewentualności. - Blondynka fuka wściekle i kręci głową, a Connor dość szybko orientuje się, że przesadził. - On nie jest i nigdy nie był po naszej stronie. On po prostu szuka sobie kolejnej rozrywki, widać moje nowe śledztwo nią właśnie jest, ale nie może przez nie dotrzeć przeze mnie. Więc uderza w najsłabszy punkt, wykorzystuje cię, by uzyskać więcej informacji.
- Ja nie dałam mu żadnych informacji, których Ada nie zdobyłaby sama - odpowiada zimnym głosem i przygryza mocno usta. - I uwierz mi, ale umiem określić, kiedy ktoś mnie wykorzystuje, Connor.
W samochodzie zapada cisza, a brunet za kierownicą próbuje zebrać swoje myśli i uczucia i ułożyć je w jedną całość. Jest wściekły na Zoyę, bo ma wrażenie, że blondynka wchodzi w pułapkę, ale faktycznie nie może mieć do niej pretensji o rzeczy, o których ta nie wie. W końcu nie jest stąd. Przyjechała do Detroit, gdy wszyscy ich bliscy już zakopali w sobie wspomnienia z czasu walki o wolność i on, podobnie jak Zoya, wcale nie chce do nich wracać. Jednak nie może jej pozwolić na to, by dała się wciągnąć Kamskiemu w jakieś jego gry, przez które sam czasem ma problem, by spojrzeć w lustro, a na widok każdej androidki wyglądającej jak Chloe, robi mu się słabo, bo ma wrażenie, że w końcu spotka tamtą jedną. Wpadnie na nią przypadkiem na ulicy i nie będzie umiał jej przeprosić.
Parkuje pod mieszkaniem blondynki, która już ma wysiąść bez pożegnania, ale kładzie jej rękę na kolanie, a Zoya obraca się w jego stronę zaskoczona. Connor wyciąga w jej stronę dłoń, z której znika syntetyczna skóra, ale ona się waha i ostatecznie kręci głową. Kładzie mu za to dłoń na policzku i spogląda prosto w ciemne oczy.
- Nie chcę tego doświadczyć, Connor. Tak samo, jak ty nie chcesz doświadczyć tego, co stało się mnie w Nowym Jorku. Nie potrzebujemy więcej traum - mówi spokojnym głosem, a on przytakuje jej lekko, bo jest to dla niego w pełni zrozumiałe. Zoya uśmiecha się do niego i przesuwa kciukiem po jego policzku. - Opowiedz mi o tym - prosi i bierze go za rękę, tylko zaciskając na niej palce, ale nie wchodząc w interakcję.
- Dziewiątego listopada pojechaliśmy z Hankiem do jego willi, bo uznaliśmy, że Kamski może być w posiadaniu jakichś informacji o defektach. W końcu był założycielem CyberLife, stworzył pierwszego androida, który przeszedł test Turinga...
- I od dekady żył w swojej willi z dala od świateł reflektorów. Nie czyni go to osobą, z którą ja bym się skontaktowała w pierwszej kolejności.
- Nie mieliśmy lepszych tropów w tamtej chwili - odpowiada Connor i na chwilę przerywa, bo nie ma pewności, czy uda mu się ubrać w słowa resztę wydarzeń.
Jednak gdy zbiera się w sobie i zaczyna opowiadać, zdania w jego ustach formują się same, a jednocześnie Connor ma wrażenie, że brzmi, jakby składał raport przełożonemu. Gdy w końcu mówi, że Kamski włożył mu w dłonie broń i kazał zabić Chloe, Zoya zaciska mocniej palce na jego dłoni i kręci głową z niedowierzaniem. A on nie umie jej opisać tego całego strachu, niepewności i wewnętrznej walki, którą musiał wtedy stoczyć. Tego, że później jego program usprawiedliwiał okazaną empatię tym, że Connor przede wszystkim posłuchał Hanka, a nie przedłożył życie Chloe nad powodzenie swojej misji. Więc po prostu kończy historię tym, że wtedy pierwszy raz Hank był zadowolony z podjętych przez niego decyzji. Zoya siedzi sztywno, zanim nie oprze się z powrotem o zagłówek i kolejny raz pokręci głową.
- Musi być jakieś wytłumaczenie... - zaczyna mówić blondynka, a brunet od razu zabiera rękę spod jej dłoni. - Tak, wiem, że są ludzie, którzy są psychopatami, którzy robią takie rzeczy dla zabawy. Kto wie, może Kamskim jest jednym z takich ludzi. Jednak to w żaden sposób nie zmienia tego, że i tak może nam pomóc.
- Jednak to w żaden sposób nie zmienia tego, że i tak się o ciebie boję - mówi, a ciepłe oczy blondynki spoglądają na niego. Zoya nachyla się, znów kładąc mu dłoń na policzku i kręci głową.
- Czy byłbyś w dokładnie taki sam sposób zaniepokojony, gdyby na to spotkanie miała iść... Tina lub ktoś inny kogo znasz? Czy może wyjątkowo chodzi o mnie?
- Nie chciałbym, by ktokolwiek, kogo znam, miał cokolwiek wspólnego z tym człowiekiem - odpowiada Connor, a Zoya śmieje się w taki sposób, który jemu kojarzy się z rozczarowaniem. Jakby jego odpowiedź ją w pewien sposób zawiodła. Blondynka cofa dłoń i uśmiecha się do niego chłodno.
- Umiem o siebie zadbać, mój drogi. Robię to, odkąd się obudziłam i póki co dobrze wychodzę na podejmowanych przez siebie decyzjach.
Zoya wysiada z samochodu, a Connorowi przechodzi przez głowę myśl, by iść za nią, ale ostatecznie odpala silnik. Wie, że nawet jeśli chciałby z nią dziś porozmawiać, to nie do końca wiedziałby, co ma jej w ogóle powiedzieć, a jednocześnie naprawdę się boi o jej spotkanie z Kamskim. Nie czuje jednak, że będzie mógł ją o to spytać, by nie pogorszyć jeszcze bardziej atmosfery między nimi. Więc wie, że nie ma innego wyboru, niż porozmawiać z osobą, której Zoya zwierza się absolutnie ze wszystkiego. Dlatego kieruje się prosto do jedynego miejsca, gdzie może o tej porze znaleźć swojego brata.
Kawiarnia powoli przygotowuje się już do zamknięcia, gdy Connor wchodzi do środka, a licząca pieniądze w kasie Maddy wskazuje mu palcem, że Steve jest w drugiej sali. A dokładniej myje tam podłogę, mając w uszach słuchawki, przez co jego ruchy są dużo bardziej płynne, a w sumie to taneczne, gdy podśpiewuje cicho piosenkę z jakiegoś musicalu.
- Cześć - mówi Connor, komunikując się z nim, by mieć pewność, że Steve w ogóle na to zareaguje. RK900 obraca się zaskoczony w jego stronę i wyjmuje z uszu słuchawki, na co Connor spogląda na niego pytająco.
- To wygodne. Ludzie widzą, że czegoś słucham i nie zawracają mi dupy - tłumaczy, zwijając pośpiesznie kabel i chowając go do kieszeni spodni. - Jeśli szukasz Zoyi, to nie wróciła tu po spotkaniu, na które zresztą pojechaliście razem.
- Nie, właśnie ją odwiozłem do domu.
- Rozumiem. Chciała, żebyś mi coś przekazał? W sensie wiem, że nic u niej ostatnio nie zostawiłem, ale czasem podrzuca mi jakieś fizyczne kopie naszych ulubionych płyt...
- Nie...
- Mama też już wyszła.
- Przyjechałem do ciebie.
- Okej. - Stephen przeciąga to słowo stanowczo za długo i obraca się do niego plecami, by dużo szybciej dokończyć mycie podłogi.
- Pomogę ci - proponuje Connor i bierze drugiego mopa, który stoi pod ścianą. Stara się ignorować zaskoczony wzrok swojego młodszego brata, ale chwilowo nie ma ochoty jeszcze zaczynać rozmowy. Zwłaszcza, że słyszy kroki Maddy zmierzające w ich stronę.
- Zamkniesz, słoneczko? Skoro masz pomoc, to pójdzie ci gładko, a ja mam dziś randkę.
- Napisz mi później, jak było - rzuca do niej z uśmiechem RK900 i wraca do sprzątania kawiarni, a gdy umyje tę salę, odstawia mopa. - Wylejesz wodę na zapleczu? Ja zablokuje drzwi i możemy pojechać do ciebie.
Connor mu przytakuje i czeka przy wyjściu służbowym, aż jego brat się zbierze. Co samo w sobie jest niemałym spektaklem, bo Stephen krąży od drzwi, do kasy, do telefonu służbowego, do swojej szafki na zapleczu co najmniej trzy razy, zanim nie oświadczy, że jest pewien, że mogą już bezpiecznie opuścić kawiarnię. Connor ma ochotę go spytać, dlaczego zachowuje się tak chaotycznie, gdy tak samo jak on został obdarzony niemal nieskończoną pamięcią operacyjną, a po prostu wybiera, by z niej nie korzystać. RK800 kompletnie nie rozumie, jak mając takie możliwości, jakie mają oni, Steve z takim uporem wybiera najgorsze z nich i bycie po prostu nieogarniętym.
Faktycznie jadą do jego mieszkania, a żaden z braci nie podejmuje innego tematu niż pogoda i remont w domu u ojca. Prowadzą tak skrępowany small talk, że Connor zaczyna żałować, że w ogóle postanowił się z nim spotkać i dopiero, gdy wchodzą do domu, Steve uśmiecha się szeroko.
- Ładnie tu, gdy nie ma wszystkich gratów i bibelotów mamy. Czy ona już widziała, co zrobiłeś z jej ukochaną liliową sypialną? - pyta, zaglądając do pokoju obok salonu.
- Nie, Aleta jeszcze tu nie była od czasu przeprowadzki.
- Może to i lepiej dla ciebie. Serio, mnie kupiła zasłony w takim kolorze, ja wiem, że jestem gejem, ale nawet to ma swoje limity - śmieje się Steve i siada na sofie, spoglądając na swojego brata. - Więc powiesz mi, co cię gryzie, że postanowiłeś w końcu mnie zaprosić do siebie?
- Sam się wprosiłeś tak właściwie.
- Sam do mnie przyszedłeś, więc musisz być doprawdy zdesperowany. I tak widzę, że już żałujesz, że to do mnie się zwróciłeś, a nie do ojca - mówi spokojnym głosem RK900 i bierze jedną z poduszek, zaczynając skubać ozdobny guzik na niej. - Chyba, że chodzi o niego. Nie mów, że umiera?
- Nie. Z Hankiem jest wszystko w porządku - odpowiada Connor i siada w drugim końcu sofy, na co jego brat od razu obraca się w jego stronę.
- Więc chodzi o Zoyę.
- To aż takie oczywiste?
- Nie mamy nic innego, co nas łączy. Tylko stary były alkoholik, który nas adoptował i wyszczekana kretynka, która w sumie też trochę nas przygarnęła. - Steve brzmi na rozbawionego, ale jest w jego słowach jakaś straszna gorycz, którą z całej siły próbuje ukryć. - Co, w końcu dotarło do ciebie, że nabrała rozumu i dała ci kosza?
- Co takiego?
- No, czy przestała się z tobą spotykać? Wiesz, sam jej to poleciłem po tym, jak ją wystawiłeś czwartego lipca. Chociaż przyznam, że po waszej randce na meczu już się obawiałem, że wam się uda.
- Trudno to było nazwać udaną randką, jeśli w połowie zmieniła się ona w pracę.
- Znając ciebie i ją to akurat brzmi jak randka marzeń - mówi kpiąco Steve i kręci głową. Connor nie podejmuje rozmowy, więc młodszy z braci rozumie, że to na niego spadnie prowadzenie przesłuchania i wyciąganie z Connora absolutnie wszystkiego słowo po słowie. Jednak zanim do tego przejdzie, ma zamiar powiedzieć coś, co od dawna go męczy. - Słuchaj. Kocham ją. Gdybym miał wymienić jedną osobę, do której zadzwonię, gdy życie mi się zacznie walić, czy ktoś mnie rzuci, czy będę potrzebował pożyczyć kasę, albo się przytulić, to w żadnym wypadku nie byłbyś to ty, czy ojciec, czy nawet mama. Zadzwoniłbym do Zoyi. Zresztą dzwonię do niej cały czas w takich sprawach, bo właśnie ją kocham. To jedna z najważniejszych osób w moim życiu. I niestety, ale ona z jakiegoś kompletnie niezrozumiałego i niewytłumaczalnego powodu ma do ciebie słabość. Więc przestań do chuja bawić się jej uczuciami, bo obaj doskonale wiemy, że ona je do ciebie ma i postaw sprawę jasno. - Kończy swoją tyradę Steve i ponagla brata spojrzeniem, by na nią odpowiedział.
- Jaką sprawę, Stephen? Przecież powiedziałem jej jasno, że chcę się z nią spotykać, ale...
- Ale pięć minut później powiedziałeś jej, że jednak nie, bo praca.
- Nie uważam, by praca razem sprzyjała...
- Kurwa, Connor. Ona jest adwokatem. Ona broni osoby, które ty aresztujesz. Wasza wspólna praca się nie skończy po tym śledztwie. Oprzytomniej i tak jak mówię, postaw sprawę jasno.
- Tylko ja nie...
- Kochasz ją? - pyta prosto z mostu Stephen. - Czy masz do niej takie uczucia, jakie mają do siebie Hank i mama? Czy mieli do siebie na początku North i Markus?
- Nie wiem, my nie jesteśmy razem...
- Czyli nie. Nie kochasz jej. Widzisz, bo ja, jak wspomniałem, ją kocham i to dla mnie jest banalne pytanie.
- Tylko ja nie wiem, czy w ogóle jestem w stanie powiedzieć, że kogoś kocham - mówi Connor, a Steve milknie i przygląda mu się uważnie. - Ty ciągle mówisz, że kochasz Aletę, mówisz do niej: mamo. Ja tak nie umiem. Dla mnie to nie jest w ogóle takie proste i łatwe. Czy Hank jest dla mnie ojcem? Tak, oczywiście. Czy bym skoczył za nim w ogień, jeśli musiałbym go ratować? Bez najmniejszej wątpliwości. Jednak nie umiem określić tego miłością.
- Okej - odpowiada Steve, znów przeciągając długo to słowo i zdejmując buty, by wciągnąć nogi na sofę.
Obraca się w stronę brata i bierze głęboki wdech, jakby zrozumiał, że czeka, ich o wiele dłuższa rozmowa niż to sobie założył. A Connor oddycha z kolei bardzo płytko, mając wrażenie, że pierwszy raz otwarcie powiedział o swoich uczuciach i jest przez to w lekkim szoku, bo dopiero teraz zdaje sobie sprawę z tego, jak to wszystko go w środku gniecie i uwiera. Że nie potrafi być taki, jak Nines. Nie potrafi rzucić do Hanka dowcipnego: tak, tak, też cię kocham, tato, gdy ten zaczyna się go o coś czepiać. Te słowa nigdy nie przejdą mu chyba przez gardło, bo kompletnie nie pojmuje emocjonalnie ich znaczenia.
- Okej - powtarza po chwili Stephen, jakby już wiedział jak podjąć rozmowę dalej. - Więc powiesz mi, jakie masz uczucia wobec Zoyi? Jakbyś je określił.
- Jest dla mnie ważna. Jest jedną z niewielu osób, z którymi chcę spędzać czas, ale jednocześnie kompletnie jej czasem nie rozumiem. Nie wiem, o co się na mnie złości, nie wiem, czego ode mnie chce.
- Przecież to oczywiste dla wszystkich, czego ona by od ciebie chciała - śmieje się Steve, ale widząc minę swojego brata, domyśla się, że dla niego to absolutnie nie jest jasne. - Tego, co mieli Markus i North, zanim się rozstali. Miłości, przyjaźni, wsparcia, domu z ogródkiem, kogoś, kto będzie jej kibicował w tym wszystkim, co robi i kupował jej kwiaty, gdy śpiewa ze mną musicale na scenie.
- To... dużo.
- Nie, jeśli się kogoś kocha, Connor.
- To wszystko jest dla mnie strasznie frustrujące. Dopóki byliśmy przyjaciółmi, było o wiele łatwiej, nie rozumiem, co się zmieniło...
- To, że ona zaczęła mieć wobec ciebie uczucia wykraczające poza przyjaźń. Więc postaw sprawę jasno, powiedz jej, że chcesz się z nią przyjaźnić. Nie mieszaj jej głowie, mówiąc, że chcesz czegoś więcej, gdy prawda jest inna. Nie pakuj się jej do łóżka, gdy kilka dni później masz zamiar ją bez uprzedzenia wystawić.
- Ona naprawdę mówi ci o wszystkim.
- Mówi mi wystarczająco, Connor. Nie możesz jej wykorzystywać. Nie możesz z nią sypiać i wmawiać jej, że będziecie razem, a później...
- Powiedziała ci, że ze sobą sypiamy?
- Nie. To akurat założyłem sam, znam Zoyę i... - Stephen bierze kolejny wdech i spogląda na brata. - Przepraszam. Zapędziłem się. Wróćmy do tego, co jest dla ciebie w tym wszystkim najbardziej frustrujące, mówisz, że jej nie rozumiesz. Pokaż mi kiedy.
Młodszy z braci wyciąga rękę w stronę starszego, ale Connor nie wygląda na przekonanego do tego pomysłu. Do tej pory nigdy nie komunikowali się w ten sposób, bo na początku nie chcieli, by Hank czuł się wykluczony, gdy jeszcze mieszkali razem. A później ich komunikacja w każdej formie była tak znikoma, że nie sięgali nawet do siebie myślami. Teraz biała dłoń RK900 i jego naglące spojrzenie nie pozostawiają mu żadnego wyboru i Connor łączy się ze swoim bratem. Czując przy tym jedynie strach. Gdy w tym samym czasie czuje emocje Stephena, które są dla niego... zaskoczeniem. Steve jest szczęśliwy, że brat w końcu postanowił mu zaufać, podekscytowany całym tym spotkaniem i tym, że może mu jakoś pomóc, a przede wszystkim dopiero teraz Connor zdaje sobie sprawę z tego, że RK900 nie myśli ani trochę tak, jak on. Jego myśli są szybkie, pędzące z taką prędkością, że trudno się jakiejś uchwycić, zanim pojawi się kolejna, a na dodatek ma wrażenie, że Steve rejestruje o wiele więcej bodźców niż on kiedykolwiek. Przy nim czuje się, jakby pierwszy raz zobaczył, że istnieje więcej niż kilka podstawowych kolorów, bo Nines widzi ich tysiące.
I tak samo jest z uczuciami. Gdy tylko Connor przywołuje wspomnienie Zoyi, od razu czuje emocje swojego brata, które też są całą paletą złożoną z bardzo wielu elementów, z którymi on spotyka się po raz pierwszy. Z trudem prosi Stephena, by ten się uspokoił i dopiero wtedy pokazuje mu wspomnienia związane z blondynką. Ich rozmowę po imprezie Hanka, ich kupowanie mebli, to jak go pocałowała, wszystkie drobne sprzeczki i uśmiechy. Zachowuje dla siebie tylko ich rozmowę o Nowym Jorku, bo obiecał jej, że to zrobi. I na końcu dociera do wspomnienia tego, jak tańczyli w pustym klubie. I na tym wspomnieniu zatrzymuje się Steve, przywołując do tej całej mieszkanki też echo emocji Zoyi, które Connor wtedy poczuł. Po czym zrywa ich połączenie.
- Connor. Ty naprawdę nie wiesz, co to było za uczucie, które poczuła Zoya wtedy po próbie? - pyta ostrożnie Steve, a jego brat kręci głową.
- Nie. Spytałem ją później o nie. Powiedziała, że pomyślała o tym, żebym ją pocałował.
- Oczywiście. Bo to było pożądanie - uśmiecha się Stephen. - A ja teraz do końca życia będę nosił w sobie skazę, tego, że to wiem. Tego, że możesz być dla kogoś pociągający w ten sposób.
- Fizyczny?
- Tak, głąbie. Wow, tata chyba będzie musiał zrobić ci pogadankę... - zaczyna, ale przerywa w pół słowa, od razu się reflektując. - Czekaj, czekaj. Ty nigdy nie czułeś do nikogo pociągu fizycznego? W sensie nawet nie licząc Zoyi, ale nie wiem, nie obejrzałeś się za kimś na ulicy?
- Nie - odpowiada pewnie Connnor, a Steve przytakuje mu lekko.
- Ale dopuszczasz do siebie wizję, że kiedy będziesz z kimś, to nie będziecie tylko toczyć dyskusji o zawiłościach prawa karnego, tylko będziecie się też toczyć się po łóżku? - pyta z uśmiechem Stephen, ale twarz jego brata nie wyraża żadnych emocji. - Nie mówię od razu o samym seksie, ale o różnych fizycznych aspektach bycia w związku?
- Nie myślałem o tym.
- Nawet gdy Zoya cię pocałowała?
- Nines, ja nie jestem głupi. Wiem, jak wyglądają związki, ale nie zakładałem, że kiedyś w jakimś będę. Później pojawiła się Zoya i mam wrażenie, że to ona kieruje całą naszą relacją, bo ja po prostu nie wiem jak i gdy mnie pocałowała, to uznałem, że to miłe. Czy myślę o tym, by wyjść z inicjatywą i to powtórzyć? Nie. Choć zdaję sobie sprawę, że powinienem, bo ona tego oczekuje.
- Nie. Nie powinieneś robić nic, jeśli tego nie chcesz. Tym bardziej, jeśli ktoś tego oczekuje, Connor.
- Tylko jak sam wspomniałeś, związki to nie tylko rozmowy.
- Źle się zrozumieliśmy, Con. Spokojnie. Są różne relacje. Takie, na które składa się seks. Takie, na które składa się wymienianie pocałunków, myśli i sypianie w jednym łóżku. Takie, w których jest tylko trzymanie się za ręce w kawiarni i chodzenie razem na mecze, też są okej. I tak samo w porządku może być związek, w którym najbardziej intymną rzeczą jest toczenie rozmów o dorobku artystycznym Lina-Manuela Mirandy o drugiej w nocy. Wszystko jest dobre, jeśli opiera się na rozmowie i ustaleniu wspólnych oczekiwań, by nikt nie czuł się pokrzywdzony - tłumaczy spokojnym głosem Stephen i uśmiecha do niego. - Rozważałeś to, że możesz być po prostu aseksualny?
- Nie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo nigdy nie musiałem.
- Mam ci to wytłumaczyć na przykładzie ciasteczek? Bo to dość głupia alegoria, gdy jest się androidem i się nie je.
- Nie jestem dobry w alegoriach. I wiem, czym jest bycie aseksualnym, Stephen.
- Dziękuję, że nie nazwałeś mnie znów Nines - odpowiada mu i uśmiecha się kolejny raz. - Skoro nie odczuwasz pociągu wobec Zoyi, ani wobec nikogo innego, to nic dziwnego, czy złego. Po prostu taki jesteś. Powinieneś jej to powiedzieć, a nie zasłaniać się pracą.
- To skreśli naszą relację.
- Będziecie przyjaciółmi, to się nie zmieni. Dalej będziesz mógł ją zabierać na mecze, sypiać u niej na sofie i spędzać z nią czas, po prostu zrzucicie z siebie wizję przyszłego małżeństwa.
Connor nie odpowiada mu od razu, zamiast tego przenosi wzrok na ścianę, by uciec od spojrzenia jasnych oczu swojego brata. Pierwszy raz w życiu czuje tak dogłębne zażenowanie. Nigdy wcześniej nie prowadził rozmów na temat relacji, czy wiążących się z nimi uczuć, nie chciał tego robić, bo nie czuł się komfortowo, nawet gdy Steve opowiadał o swoich randkach. Nie myślał nigdy o związkach do tego stopnia, że naprawdę sam nie wpadł na to, co może czuć wobec niego Zoya. Teraz gdy już wie, zdaje sobie sprawę, że w żadnym momencie swojej egzystencji nie poczuł choćby najmniejszej potrzeby nawiązania z kimś relacji fizycznej. A Zoya też tak długo zwlekała z czymś więcej, że chyba założył sobie bezpiecznie, że ona też nie jest tym zainteresowana.
Wie, że Stephen ma rację. Powinien z nią porozmawiać, wyjaśnić jej, że jego wycofanie nie jest objawem braku zainteresowania nią jako osobą. I znając temperament blondynki, obawia się, że taka rozmowa może zakończyć się w bardzo różny sposób.
- To jest bardziej skomplikowane - mówi, gdy czuje się gotowy na kontynuowanie tej rozmowy. Jednocześnie będąc szalenie wdzięcznym, że RK900 po prostu siedzi obok, a nie próbuje rozładować atmosfery swoimi standardowymi żartami. - Zależy mi na niej. I... jeśli mam być szczery, to wizja spędzenia z nią reszty życia w jednym domu, jest dla mnie czymś przyjemnym.
- Tak, ale musisz być z nią szczery, Connor. To są podstawy. Szczerość i rozmowa - mówi Steve i kręci głową. - Wiesz, ja i Zoya nie jesteśmy asami. Każde z nas ma na koncie swoje doświadczenia seksualne, ale ja na przykład wiem, że jakbym się całkowicie i doszczętnie zakochał, to aspekty fizyczne związku nie byłby dla mnie szczególnie istotne. To nie jest algorytm z zer i jedynek.
- Wiem. Związki są różne.
- Właśnie. Dlatego musisz zrobić z nią to, co właśnie robisz ze mną. Odbyć szczerą rozmowę i wtedy będziecie oboje wiedzieć, na czym stoicie. Nikt nie skończy skrzywdzony - oświadcza wszechwiedzącym tonem młodszy z braci. - A tak, gdy nie da się rozgryźć, co jest między wami, to tylko skazujecie się na jakąś wielką katastrofę.
- Czy Zoya kiedykolwiek opowiadał ci o swoim byłym?
- A co? Jesteś zazdrosny? - pyta prześmiewczym głosem Steve i wzrusza ramionami. - Wiem tylko, że był inteligentny, bogaty, że lubiła mu robić śniadania przed pracą i że nie złamał jej serca. - Connor spogląda na niego chłodno, a on kręci głową. - Serio, nie wiem co mam ci jeszcze powiedzieć? Rozstali się, bo związek na odległość nie miał sensu. Tam nie było żadnych dramatów.
- Wspominała.
- Och, masz nadzieję, że skoro z nim zakończyła relację pokojowo, to przesadziłem z mówieniem o katastrofie? - łączy fakty Stephen i śmieje się pod nosem. - Słuchaj, ja wiem, że nie chcesz teraz zaczynać poważnych rozmów, gdy pomaga wam w śledztwie, ale im dłużej to przeciągasz, tym będzie gorzej. Uwierz mi, widziałem Midsommar, wiem, jak takie rzeczy się kończą - mówi kpiąco, ignorując to, że jego brat nie łapie nawiązania do filmu.
- Porozmawiam z nią, jak tylko skończymy razem pracować, ale póki co mam do ciebie prośbę.
- Już się boję.
- Zoya planuje spotkać się z Kamskim i już dziś się o to pokłóciliśmy. Mógłbyś dowiedzieć się szczegółów tego spotkania...
- Mam ją szpiegować?
- Nie. Masz ją spytać kiedy się z nim widzi i poprosić, by skontaktowała się z tobą później. Masz się dowiedzieć, że nic jej się nie stało.
- Przecież jej nie zabije, Connor. On jest teraz szefem EqualLife, a ona ulubienicą kablówki...
- Nie podejrzewam, że ją zabiję.
- Nie skrzywdzi jej. A ja nie będę twoim szpiegiem, braciszku. Z was dwojga, to jesteś na drugim miejscu listy osób, wobec których jestem lojalny. Zoya jest na pierwszym - oświadcza Stephen i wstaje nalać sobie Tyrium, które wyjmuje z lodówki. Connor nie odpowiada, więc orientuje się dość szybko, że podał złą odpowiedź. Jego brat chciał usłyszeć coś innego, więc Steve wzdycha lekko i spogląda na RK800. - Mówiłem już, że ją kocham. A z miłością idzie troska, Con. Więc nawet jeśli byłaby piekielnie wkurwiona na mnie, to ja i tak bym sam się do niej odezwał, czy wszystko okej. Nie wysługiwałbym się tobą.
Zapada cisza, a Connor przytakuje lekko bratu i gdy przenosi na niego spojrzenie, mówi bezgłośne: dziękuje. A Stephen tylko uśmiecha się szerzej. Żaden z nich nie robi sobie złudzeń, że ten wieczór jest zwiastunem nagłego ocieplenia ich relacji, ale z całą pewnością oboje potrzebowali przypomnieć sobie o tym, że mają siebie nawzajem. Nawet jeśli Steve podejrzewa, że Connor po prostu nie ma nikogo innego, do kogo mógłby się zwrócić. Jedyną bliską osobą w jego życiu poza nim i ojcem jest właśnie Zoya. A jeśli jego wątpliwości są z nią powiązane, Connor po prostu się boi.
Dzień dobry.
To jeden z moich ulubionych rozdziałów do tej pory. Nie, nie tylko dlatego, że pojawia się w nim Kamski, ale dlatego, że bardzo czekałam by napisać rozmowę Connora i Stephena.
Szczególnie, że od początku jednym z moich punktów wyjścia będzie to, że Connor jest asem. I dlatego tak nieporadnie mu to wszystko wychodzi.
A tymczasem dzięki.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro