Mam plan. Sprytny ❍ 18.07.2040
Na sam widok czerwonej Giulietty wjeżdżającej na parking posterunku policji, Gavin ma ochotę wyrzucić właśnie odpalonego papierosa i wejść do środka. Na jego nieszczęście pogoda jest dziś tak piękna, a kawa o idealnej temperaturze, że ostatecznie nie ma najmniejszej chęci ruszać się ze swojego miejsca. Frank, który stoi obok niego, też spogląda w stronę auta, dalej opowiadając o kłótni ze swoją nową dziewczyną. Przerywa dopiero wtedy, gdy blondynka, która wysiada z samochodu, rusza w ich stronę.
- O ja pierdole, skąd się biorą takie laski... - wzdycha Frank, spoglądając z zachwytem na Zoyę.
- Z fabryki jebanego CyberLife - mruczy w odpowiedzi Reed, zaciągając się papierosem, zanim też faktycznie przeniesie wzrok na blondynkę. I z trudem udaje mu się przekląć jedynie w myślach. Zoya ma na sobie zwiewną białą sukienkę w czarne groszki, jej włosy ułożone są w duże loki i pierwszy raz Gavin widzi u niej mocniejszy makijaż, który jeszcze bardziej podkreśla jej ciepłe oczy. A najgorszy w niej jest oczywiście uśmiech, gdy blondynka zdaje sobie sprawę z jego spojrzenia.
- Jebane dziesięć na dziesięć - mruczy jeszcze Frank. - Dlaczego ona idzie w naszą stronę?
- Żeby mi popsuć dzień - odpowiada chłodno Gavin i zaciąga się papierosem.
- Dzień dobry, detektywie - wita się Zoya, stając naprzeciwko szatyna i uśmiecha się do jego kolegi. - Czy Connor jest w środku?
- Nie, Connor bada trop. Nie ma go i nie będzie, więc możesz sobie stąd jechać.
- No wiesz co? A ja mam nowe informacje co do śledztwa - mówi z wyraźną satysfakcją blondynka i dopiero spogląda na kolegę Gavina. - Zoya, miło cię poznać, oficerze.
- Och, ja tylko pracuję w IT. Franklin - przedstawia się, podając jej dłoń i ewidentnie tracąc wszystkie resztki swojego wewnętrznego spokoju, gdy blondynka uśmiecha się do niego ciepło. - Więc pracujesz z Connorem?
- Nie, jestem po prostu drobnym wsparciem w sprawie, którą prowadzą razem z Gavinem. - Jej ton jest pogodny, niemal radosny, przez co Reed czuje, jakby miała mu się zaraz cofnąć kawa od tego cukru w jej głosie. Wyrzuca papierowy kubek do kosza i odchodzi, by dogasić papierosa, a gdy wraca, od razu zdaje sobie sprawę z tego, że Frank zaczyna ją podrywać.
- Dobra, koniec tego dobrego. Wracaj do roboty, bo się jeszcze jej zaraz oświadczysz, a wtedy nasz plastikowy detektyw będzie smutny - mówi szatyn, a gdy kolega spogląda na niego pytająco, parska śmiechem. - Nie rób takiej miny, to jego zabawka.
- Cóż, miło cię było poznać - odpowiada Frank, a ona uśmiecha się do niego, dopóki ten nie zniknie za drzwiami budynku. Zoya wtedy przenosi wzrok na Reeda, nie przestając się uśmiechać, ale jej głos przestaje być sztucznie radosny.
- Gavin. Słoneczko. Jak nie przestaniesz być takim protekcjonalnym bucem, to zaraz wsadzę ci mojego buta w dupę. A te szpilki mają dwanaście centymetrów - mówi, patrząc mu prosto w oczy. - Gdzie jest Connor? Nie mam całego dnia, a nie lubię się powtarzać.
- Nie możesz się z nim skontaktować, laleczko?
- Jakbym mogła się z nim skontaktować, to bym tu nie stała i nie zgrywała debilki.
- Tego mi jeszcze potrzeba, waszych wewnętrznych dramatów - mruczy pod nosem. - Chodź, ja do niego zadzwonię, a dopóki nie przywlecze tu swojej plastikowej dupy, to będziesz musiała podzielić się ze mną, co to za ważne informacje masz.
- O niczym innym nie marzę - odpowiada mu, podchodząc do drzwi prowadzących na posterunek, ale zanim wejdzie do środka, orientuje się, że Gavin za nią nie idzie. - Co? Jeszcze masz zamiar palić?
- Nie, zastanawiam się, czy celowo odpierdoliłaś się jak na Oscary, by wkurwić Connora tym, że trzy czwarte moich kumpli będzie się ślinić na twój widok.
- Reed, za kogo ty mnie masz? Chyba już ustaliliśmy, byś nie oceniał mnie przez pryzmat dziewczyn, z którymi się umawiasz. Ja nie zniżyłabym się do tak gównianego zagrania, żeby wzbudzić jego zazdrość - odpowiada Zoya, a on mija ją, by iść przodem. Blondynka wchodząc za nim na posterunek, prawie na niego wpada i śmieje mu się kpiąco do ucha. - Tak naprawdę to odpierdoliłam się tak, żebyś ty nie mógł się skupić.
- Niedoczekanie twoje, księżniczko - mówi tylko Gavin, śmiejąc się głośno. I szczerze. Orientując się, że coraz mniej wkurwia go jej droczenie się, odkąd przestało uderzać w jego kompetencje, a bardziej w to, że oboje zdają sobie świetnie sprawę z jej atrakcyjności.
- Więc dzwonisz do Connora? - pyta go, gdy wejdą do sali. Reed przytakuje jej i zostaje na korytarzu, patrząc przez szybę, jak Zoya analizuje tablicę ze szczegółami śledztwa, po czym po stronie Mali zaczyna dopisywać jakieś inne modele androidów. Gavin obraca się na chwilę i gdy dowiaduje się, że RK800 jest już w drodze powrotnej na posterunek, wchodzi do sali.
- No już, kurwa, nie przesadzaj - mówi, widząc, że blondynka rozsiadła się w jego fotelu i zarzuciła nogi na biurko. - Jak cię bolą stópki, to noś inne buty.
- To technicznie niemożliwe, by mnie bolały - odpowiada od razu Zoya. Reed opiera się o stół obok jej nóg i patrzy na nią w karcący sposób, podświadomie wiedząc, że blondynka i tak się nie ruszy.
- Racja, zapomniałem, że jesteś nieczułą suką.
- Nie prawda, potrafię być bardzo wylewna, jeśli tego chcę.
- Chciałbym to zobaczyć - śmieje się chłodno Reed, a ona od razu się uśmiecha.
- To następnym razem wpadnij do mnie z kwiatami, a nie z pretensjami, bo jesteś zazdrosny o braciszka. - Szatyn, który po pierwszej części jej wypowiedzi miał zamiar zapytać, ją czy jakieś konkretne kwiaty są biletem do jej łóżka, ale po uwadze na temat Kamskiego, momentalnie poważnieje i nachyla się w jej stronę.
- Zażartuj tak jeszcze raz, suko, a przerobię cię na części zamienne. Pamiętaj, że jestem dobrym gliniarzem, mogę wszystko zamieść pod dywan, nawet to, że zakopię cię w ogródku.
- Nawet nie wiesz, jak mnie kręci, gdy się wkurwiasz - odpowiada mu lekceważąco Zoya i opuszcza nogi na ziemię, zanim wyjmie z torby swój tablet. - Zajmij się może lepiej czymś pożytecznym, zanim pojawi się ta bardziej kompetentna część waszego duetu. Ja mam co robić.
Rzucają sobie jeszcze jedno spojrzenie, zanim oboje zaczną udawać, że pracują, byleby tylko nie musieć ze sobą rozmawiać. Gavin co jakiś czas spogląda na nią, ale twarz blondynki nie wyraża najmniejszych emocji i przez to znów ma ochotę rzucić w jej stronę jakąś uszczypliwością. Zdenerwować ją, rozbawić, zrobić cokolwiek, byleby przestała wyglądać jak lalka, bo gdy Zoya jest tak bezemocjonalna, najbardziej przypomina mu to, że jest tylko androidem. A on zdążył już się przyzwyczaić do tego uczucia permanentnego podkurwienia, które ma w sobie na jej widok. Zanim zdąży się odezwać, do pokoju wchodzi Connor, który spogląda na blondynkę, sprawiając wrażenie tak samo zaskoczonego jej wyglądem, jak Gavin wcześniej.
- Robili mi zdjęcie do wywiadu. Wczoraj Nikodem rozgromił w sądzie tę firmę transportową, która zalegała z wypłatami dla pracowników z naszej społeczności - tłumaczy blondynka, nawet na niego nie patrząc. - Czy możemy jednak skupić się na tym, po co tu jestem, a nie na tym, że ktoś mnie uczesał, ubrał i pomalował?
- Tak. Proszę. Nie mogę się doczekać, aż powiesz, co wiesz i w końcu dasz nam pracować - mówi Gavin, a ona kręci głową.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, Reed - odpowiada i przesuwa palcami po tablecie zamaszystym gestem.
Na tablicy za plecami Connora pojawiają się dane, które udało jej się ustalić po wczorajszej rozmowie z North. Modele skrzywdzonych androidek, przybliżone daty kiedy miały kontakt z narkotykiem i przede wszystkim nazwy klubów, w których dwie z nich były w tamte wieczory. Zoya zaczyna opowiadać o wszystkim, co udało się ustalić szefowej Jerycha i oczywiście wdaje się w dyskusje z Gavinem, gdy informuje ich, że żadna z tych trzech androidek nie chce składać oficjalnych zeznań. Po dłuższej chwili sprzeczki Connor prosi by przeszli dalej, więc Zoya przedstawia im kilka wniosków, do których doszła całkowicie sama, ale nie ma najmniejszego zamiaru wspomnieć o nocnej rozmowie z Kamskim. Za dobrze zdaje sobie sprawę z tego, jak obaj mężczyźni obecni w sali by na to zareagowali. Connor przytakuje jej, po czym sam analizuje dokładnie wszystkie możliwe powiązania między tymi androidkami a dwoma morderstwami, które wciąż były priorytetem w ich sprawie.
- To znów się nie klei. Nie ma powiązań, nie ma kolejnych trupów, nie ma nawet poszlak, że ci, którzy je wykorzystali, są jakoś z tym wszystkim połączeni - mówi Reed i spogląda na Connora. - Poza tym, czy nie mówiliście ostatnio, że celują w byłe seksworkerki? Bo kasowanie pamięci i mniej zaawansowane systemy, czy coś takiego... A one wszystkie mają inny model.
- Wszystkie mają inny model i wszystkie zostały zaatakowane w podobny sposób. Ktoś kupuje substancje u dilera... - zaczyna mówić Connor, zanim obróci się do Zoyi i spojrzy wprost na nią. - Oni to testują na kolejnych modelach w ten sposób.
- Też tak pomyślałam. Ten diler musi mieć powiązanie z producentami tego Sky i myślę, że nieprzypadkowo co weekend sprzedaje je innej adroidce - odpowiada blondynka. - Oni sprawdzają w ten sposób, czy to Sky zawsze reaguje tak samo, czy może tak jak pierwotna wersja narkotyku, u każdego z nas trochę inaczej.
- To wygląda na to, że ich badania idą kwitnąco, jeśli zeznania są prawdziwe. Wszystkie te laski mówią dokładnie to samo. - Gavin spogląda na tablicę, a Connor jeszcze raz sprawdza dane lokalizacyjne, które andoidki podały w swoich historiach.
- Musimy złapać tego dilera, powtarzają się dwie nazwy klubów, więc trzeba będzie namierzyć go w tych lokalizacjach. Szkoda, że mamy tylko częściowy portret pamięciowy... - mówi RK800 i znów spogląda na blondynkę. - Na pewno żadna z nich nie chce złożyć zeznań? Chociaż częściowych?
- North nawet nie podała mi ich prawdziwych imion - odpowiada Zoya, wzruszając ramionami.
- Złapanie dilera w takich miejscach, jak te kluby, nie będzie takie proste - odzywa się Reed i podchodzi do tablicy, by spojrzeć jeszcze raz na zebrane informacje. - Przynajmniej nie tego dilera, o którego konkretnie nam chodzi, bo zakładam, że jakiegoś z całą pewnością tam złapiemy, jak zrobimy nalot.
- Owszem. Nie będziemy mieć pewności, że w ogóle handluje tym nowym Sky, czy tym, które jest na rynku od jakiegoś czasu - przyznaje Zoya.
- Sugerujecie, że powinniśmy najpierw zbadać to Sky, którym handlują, zanim zaczniemy zadawać pytania? - upewnia się Connor, spoglądając to na blondynkę, to na detektywa, którzy nieznacznie mu przytakują. - To zajmie dużo czasu, nasze laboratorium...
- Podzielimy się, ja wyślę część na Columbię, wy dacie część swoim technikom.
- I niby dlaczego mielibyśmy to zrobić, złotko? - pyta Reed, a ona uśmiecha się do niego tak pewnie, że szatyn od razu kręci głową. - Kurwa. Nie. Po prostu nie...
- Oboje wiemy, że to najlepsze wyjście.
- Owszem, jednak to nie zmienia faktu, że jest chujowe.
- Co macie na myśli? - pyta Connor, a Gavin macha dłonią w stronę blondynki.
- Ja mam mu powiedzieć, czy ty? Na jaki to świetny plan właśnie wpadliśmy? - śmieje się kpiąco Reed, po czym klepie androida w ramię. - Więc twoja dziewczyna najwyraźniej chce iść do tego klubu, poznać tego dilera, kupić te narkotyki, a dopiero później go zawinąć. Prawda?
- Czy ty kompletnie oszalałaś? - pyta Connor, patrząc na nią, a Zoya kręci głową.
- Nie robicie najmniejszych postępów, a jeśli sprawdzają działanie tej substancji na różnych modelach, to skuszą się na nowy - odpowiada blondynka, dalej zachowując niewzruszoną minę. - Jeśli po prostu zrobicie nalot, to możecie wszystko zepsuć. Zmienią klub, zaszyją się pod ziemię i będziemy mieć tylko coraz więcej skrzywdzonych androidek. Nie powiesz mi, że to zły plan, moim zdaniem jest całkiem sprytny.
- To zły plan, bo nie jesteś policjantką - mówi chłodno brunet, patrząc na nią w taki sposób, jakby była niesfornym dzieckiem. - Nie możesz się tak narażać, my nie możemy tak narażać cywila, Zoya. Plan sam w sobie nie jest zły, ale absolutnie nie możesz brać w nim udziału.
- Co, wyślecie jedną z PM700? To wcale nie będzie podejrzane.
- Nie sądziłem, że to kiedykolwiek w życiu powiem - wzdycha Reed, spuszczając wzrok na swoje stopy, zanim weźmie głęboki wdech. - Ale zgadzam się z tobą, Wasza Wysokość. Nie możemy tam wysłać policyjnego plastika, a to oznacza, że nie możemy też wysłać ciebie, puszko - zwraca się kpiąco do Connora. - Problem pojawia się w tym, że ty też jesteś całkiem rozpoznawalna.
- Naprawdę? - pyta blondynka i sięga do teczki po oprawki prostych kwadratowych okularów, a jej włosy momentalnie zmieniają kolor na czarny. - Poznałbyś mnie?
- Wyglądasz jak jebana bibliotekarka - śmieje się detektyw. - Nie możesz tak wyglądać, jak ten plan ma się udać.
- Nie. Zoya nie możesz iść do tego klubu jako przynęta, przecież ryzyko, że ktoś cię skrzywdzi, wynoszą ponad osiemdziesiąt procent! - protestuje Connor, a ona przenosi wzrok na Gavina, który przeklina soczyście.
- Debilu, ona planuje iść tam ze mną. Napastnikiem zawsze jest osoba, z którą ofiara tam przyszła. To nie może być inny android, to musi być człowiek, by było to wiarygodne - mówi Gavin, patrząc na blondynkę, której włosy wracają już do naturalnego koloru. Connor jednak zdaje się nadal nie rozumieć szczegółów planu, więc szatyn przeklina kolejny raz. - Ja pierdolę, mówiąc w prostych słowach: pójdę z nią do klubu, będę udawał, że chcę kupić dla niej narkotyki, a gdy to się uda, to stamtąd grzecznie wyjdziemy i będziemy mieć i dilera i narkotyki.
Ten plan zdaniem Connora ma sens. Oczywiście, jak na fakt, że jest ułożony na szybko, chaotycznie i bez żadnych szczegółów, ale i tak nie może zostać jego fanem. Wizja rzucania Zoyi jako przynęty, nawet jeśli ta sama tego chce, nie jest dla niego niczym przyjemnym. Jednak zdaje się, że nie mają wyboru. Muszą zaryzykować.
- I uda wam się nie pokłócić podczas tej akcji? - pyta po chwili ciszy RK800, a Zoya i Gavin spoglądają na siebie z delikatną, nieskrywaną odrazą. - To mogłoby kompletnie wszystko zaprzepaścić.
- Myślę, że uda nam się zachować niezbędny profesjonalizm - mówi Zoya.
- W czwartek wieczorem jest duża impreza, myślę, że nie ma co czekać do weekendu.
- Też jestem tego zdania, ale powinniśmy ustalić szczegóły... - Zanim blondynka zdąży się odezwać, jej zegarek informuje ją o przychodzącym połączeniu. - Będę musiała wracać do centrum, mam pilne spotkanie w biurze.
- Hej, ślicznotko. My tu też pracujemy, więc ustaw swoje priorytety. - Zoya tylko przytakuje na słowa Gavina i podnosi się, by spakować tablet do teczki. - Zostawiłem wczoraj auto w centrum, podrzuć mnie do niego. Omówimy szczegóły na czwartek, a ja później z Connorem ustalę resztę.
- Cudownie, o niczym innym nie marzę, tylko by być twoją taksówką. Chodź w takim razie, nie mam całego dnia - odpowiada i rusza do drzwi, w których jeszcze macha krótko do drugiego detektywa. Gavin idzie obok niej, będąc pod lekkim wrażeniem tego, że Zoya rozwija niesamowitą prędkość, jak na wysokość jej szpilek.
- Co to za pożar w burdelu, że musisz tak szybko tam jechać?
- Och, zaczyna się od: nie, a kończy na: twoja sprawa.
- Suka.
- Nie będę się wdawać w szczegóły prawniczego żargonu, którego i tak nie zrozumiesz. Więc nazywaj sobie mnie suką ile zechcesz, ale nic to nie zmieni - mówi, po czym wskazuje mu drzwi od strony pasażera w swoim czerwonym aucie. - Zapraszam.
- Dobrze, więc zacznijmy od tego, że będziemy musieli zachowywać się jutro jak znajomi.
- Będziesz musiał zachowywać się jak dupek, skoro chcesz mnie naćpać i... - blondynka przerywa w połowie, gdy wyjeżdżają na ulicę i wpadają w popołudniowy korek. - Najlepiej byłoby udawać, że jesteśmy na randce.
- Co, do chuja?
- To będzie najbardziej prawdopodobne rozwiązanie. Będziemy udawać, że jesteśmy na naprawdę beznadziejnej randce, a ty masz zamiar kupić te narkotyki, by i tak tę randkę zakończyć w łóżku.
- Jesteś pojebana, Connor ma rację. Kompletnie odjechałaś.
- Przestań myśleć fiutem, Gavin i użyj logiki. To jest solidny plan. Nikt ci nie każe mnie lubić, bo mężczyźni, którzy zachowują się w ten sposób i tak nienawidzą kobiet. Mamy wypaść wiarygodnie, tyle.
- Kurwa mać. Najgorsze jest to, że to naprawdę ma sens - przyznaje jej niechętnie rację. - Postaraj się, chociaż nie wyglądać jak ty. To może ułatwi mi zadanie, udawania zainteresowania twoją osobą.
- Powiedz mi, co lubisz? Mam założyć tę sukienkę i pończochy, którą miałam u twojego brata?
- Bardzo, kurwa, zabawne. Wiesz, w czym jest problem? W tym, że niezależnie co byś na siebie nie włożyła, to nie zrobi to na mnie wrażenia.
- Założymy się? - pyta, uśmiechając się do niego bezczelnie.
- O stówkę.
- Stoi. - Zoya wyciąga rękę, którą Gavin od razu ściska. Stoją w korku, a ona uderza palcami w kierownicę w rytm piosenki płynącej z radia. - Jak dobrze pójdzie, to po weekendzie będziemy wiedzieć więcej o tej substancji i mieć dilera za kratkami.
- Nie bądź już taką optymistką. Nasz sprytny plan może się jeszcze wyjebać na mordę w kilkunastu miejscach.
- Nie. Nie może.
- Masz rację. Tego się trzymajmy, też chcę mieć już za sobą tę sprawę.
- Ta bardzo masz mnie dość?
- Masz jakieś wątpliwości? - pyta Gavin parskając śmiechem, a blondynka niechętnie się z nim zgadza. - Jak wrócę na posterunek, to powiem Connorowi, by trzymał się z dala od tego klubu. Po pierwsze już tam był, po drugie jeszcze mu pójdzie jakiś obwód, jak będę musiał okazać tobą jakieś zainteresowanie.
- Daj spokój, akurat to drugie Connor ma absolutnie gdzieś - odpowiada lekceważąco, a Reed ma wrażenie, że to pierwsza w zupełności szczera rzecz, jaką powiedziała.
- Czy ja wiem? Jak powiedziałem, że zadzwoniłaś z płaczem po tatusia, gdy przyjechał po ciebie twój szef, to prawie próbował spuścić mi wpierdol.
- Przestań robić sobie ze mnie żarty, Reed.
- Mówię serio, nie spodobała mu się sugestia, że możesz się pierdolić z szefem, żeby mieć na wszystkie swoje drogie buty z czerwoną podeszwą.
- Hm, ciekawe. To może lepiej niech nie próbuje iść z nami - Zoya wzrusza ramionami, by okazać, jak bardzo jest jej to obojętne i pogłaśnia trochę muzykę, zanim zacznie cicho podśpiewywać. Reed patrzy na nią, jakby widział ją pierwszy raz w życiu, bo blondynka w końcu zachowuje się w jakiś sposób... naturalnie. Nawet jeśli kompletnie nie pasuje mu do obrazka nieprzyzwoity tekst utworu Ariany Grande.
- So, what you doing tonight? Better say, "Doin' you right". Watchin' movies, but we ain't seen a thing tonight. - Blondynka zdaje sobie sprawę z tego, że Reed gapi się na nią, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. Więc jeszcze bardziej podkręca muzykę. - Can you stay up all night? Fuck me 'til the daylight...
- To jakaś propozycja?
- A jak powiem, że tak? - patrzy na niego z prowokacyjnym uśmiechem, ale Gavin jest już nauczony doświadczeniem, bo ich rozmowie czwartego lipca.
- To powiem, żebyś spierdalała z nią do Connora. Chociaż, chyba nawet on nie jest nią już specjalnie zainteresowany, więc powinnaś zweryfikować swój pogląd na to, za jak zajebistą się uważasz.
- Och, ja jestem zajebista. Ty po prostu nigdy się o tym nie przekonasz.
- Pass - parska śmiechem Reed i wskazuje jej, by skręciła, gdy w końcu udaje im się wyjechać z korka. Zoya rozpoznaje samochód detektywa i parkuje obok niego, po czym pochyla się nad kierownicą, by spojrzeć na wysoki blok.
- Twoja dziewczyna tu mieszka?
- Nie nazwałbym jej od razu swoją dziewczyną, spędziliśmy miły wieczór, ale nie jestem typem, który zostaje na noc, więc wolałem wrócić taksówką.
- Wow, ale z ciebie romantyk.
- Przynajmniej jestem szczery.
- Tak, bycie dupkiem to w twoim wypadku najważniejsza cecha charakteru. - Gavin wkłada okulary przeciwsłoneczne i wysiada z samochodu, ale zanim odejdzie, pochyla się jeszcze i zagląda przez otwarte okno do środka. Zoya spogląda na niego, mając ochotę spytać, czy może mu jeszcze jakoś pomóc, ale zamiast tego zatrzymuje wzrok na jego bezczelnym uśmiechu i tym, że podkoszulek podsunął mu się do góry na bicepsach, odsłaniając fragment tatuażu na jego szerokim ramieniu.
- Wiesz co, słonko? Może i jestem dupkiem, ale ciebie to trochę kręci - rzuca kpiącym głosem. - Do zobaczenia jutro, włóż coś seksownego - dodaje, śmiejąc się i dopiero odsuwa się od auta. Zoya nachyla się nad siedzeniem pasażera i krzyczy za nim.
- Pierdol się, Reed.
- Mówiłem ci już, nie jesteś w moim typie, więc przestań mi to ciągle proponować, księżniczko.
Blondynka pokazuje mu środkowy palec, na co on w odpowiedzi posyła jej całusa i wsiada do swojego auta, po czym każde odjeżdża w swoją stronę. Zoya jedzie do biura, gdzie wjeżdża do kancelarii i wślizguje się niezauważona na zebranie, od razu wiedząc, czemu Nikodem wysłał jej tyle wiadomości, bo spotkanie prowadzi jego matka. Kristina spogląda na nią chłodno i wskazuje subtelnie na zegarek na swojej dłoni, nie przestając mówić o zyskach, planach i porównywać ich kancelarii, do tej nowojorskiej. Zoya nie może się doczekać końca zebrania i gdy tylko zostają w sali we trójkę, od razu przytula się do Kristiny, która całuje ją w skroń.
- Co cię do nas sprowadza? - pyta blondynka, uśmiechając się, gdy pani Palmer nie przestaje jej obejmować.
- Nie tu i nie teraz. Zabieram was na obiad, dzieciaki.
- Mamo, ona wciąż nie je - odpowiada Nikodem, chcąc brzmieć na sarkastycznego, ale ona tylko kręci głową i obejmuje go drugim ramieniem, popychając w stronę drzwi. Wychodzą z kancelarii tak szybko, jak Zoya się tam pojawiła i decydują się na krótki spacer do jednej z restauracji w centrum. Przez większość czasu rozmawiają głównie na tematy prywatne, opowiadają o imprezie czwartego lipca, narzekają na wieczne zapracowanie ojca Nikodema oraz na męża Anyi. Dopiero gdy zjedzą, Kristina odsuwa od siebie talerz i składa dłonie na stoliku, a jej syn bierze głębszy wdech. - To wygląda, jakby miało być naradą wojenną, mamo.
- Tym właśnie jest. Wiecie, że Kira i Peter przyjechali za wami do Detroit? Rozmawiałam z Rosalie, ale zarzeka się, że nie ma to nic wspólnego z sytuacją z ich ojcem.
- Wiemy. Nikodem zaprosił ich czwartego lipca, przez co miałam czarującą pogawędkę z Peterem, w której wyraził dogłębne rozczarowanie tym, że nie dostałam tamtej nocy kulki w głowę - odpowiada Zoya, a pani Palmer przenosi krytyczne spojrzenie na swojego syna. - Nie wiń, Niko. Chciał tylko sprawdzić ich nastroje, to był test. Kira go zdała śpiewająco, nawet widzieliśmy się z nią wczoraj ponownie.
- Kira zawsze była z nich wszystkich najmądrzejsza - mówi Kristina, dalej kręcąc głową z dezaprobatą. - Martwi mnie Peter, to głupi, głupi dzieciak, który może nam zaszkodzić.
- Niech tylko spróbuje...
- Zniszczonej reputacji nie da się odbudować, nawet jeśli później wszystko odśpiewa, to media nie wybaczają łatwo - wchodzi synowi w słowo kobieta i spogląda na Zoyę. - Musisz być ostrożna, nie wiadomo, co mu strzeli do głowy. Dobrze by było mieć go na oku, dowiedzieć się z kim się spotyka i po co w ogóle tu przyjechał tak naprawdę. Bo nie wierzę, że to przez śmierć jakiejś wynajętej księgowej.
- Sprawa zabójstwa osób z Torn Holdings bada mój przyjaciel z DPD - tłumaczy od razu blondynka. - Jak tylko się coś znajdą, to będziemy wiedzieć o tym pierwsi.
- Odnowienie relacji z Kirą może być dla nas pomocne. Powinniście nad tym popracować, dziewczyna może być przydatna - mówi Kristina, a Zoya uśmiecha się kpiąco do Nikodema.
- Obawiam się, że Niko ma chłopaka, więc aż tak się do niej nie zbliży.
- Słucham? - pyta jego mama, parskając śmiechem.
- Zoe poznała mnie w końcu ze Stephenem i teraz dopowiada sobie całą historię i wróży nam wspólny apartament i psa.
- Żadnych psów - wtrąca blondynka. - Poznałaś Stephena, był ze mną w NYC ostatnio.
- Czarujący chłopak, nie zepsuj tego, synku - mówi do Nico. - I nie miałam na myśli aż tak bliskich relacji z Kirą, dziewczyna ma trudną rodzinę, po co jej dokładać jeszcze problemów z nami.
- Ja na tym dobrze wychodzę - śmieje się chłodno Zoya.
- Od czwartego lipca ktoś od nas ma oko na Petera. Odebrałem jego słowa pod adresem Zoe, jako bezpośrednią groźbę, więc o to zadbałem - oświadcza Nikodem, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie i chyba jest, bo kobiety przytakują mu lekko. - Zoe ma rękę na pulsie, jeśli chodzi o morderstwa w Torn Holdings, a Anya dba o badania nad tym narkotykiem. Wszystko mamy pod kontrolą, nie musiałaś wpadać z wizytą.
- A może po prostu stęskniłam się za wami? - pyta Kristina takim tonem, że pozostała dwójka od razu wybucha śmiechem. - Dobrze, właściwie to cieszę się, że usłyszałam dokładnie to. Więc Zoya, powiedz mi, kochanie, co tam u ciebie? Poznałaś kogoś, kogo mogłabyś mi przedstawić? - Kobieta wyciąga dłoń i bierze ją za rękę, którą blondynka lekko ściska. - I nie waż się tylko mówić mi teraz o pracy, nie chcę słuchać o niczym, co mogę znaleźć w raportach lub gazetach.
- Poza irytującą ludzką niekompetencją, to nie mam za dużo do opowiedzenia.
- Naprawdę? Nie wspomnisz o randce z Kamskim? - Nikodem uśmiecha się do niej, a ona niezbyt subtelnie wbija mu obcas swojej szpilki w stopę.
- Tym Kamskim? Elijahem Kamskim? Założycielem CyberLife i pasierbem Lorraine Reed?
- Oczywiście, że znasz jego matkę - wzdycha szatyn, a Kristina fuka urażona.
- Ja znam wszystkich. A Raine i jej drugiego męża Thomasa sam poznałeś na jednej z aukcji charytatywnych...
- No tak, bo byłem tylko na jednej, więc na pewno pamiętam wszystkie twoje koleżanki.
- Znam go krócej niż ty i już wiem, że jemu trzeba szeptać na ucho nazwiska wszystkich osób, których nie pamięta na takich przyjęciach - wtrąca Zoya, znów wciskając obcas w buty Nikodema, nie przestając się przy tym uśmiechem. - I to nie była randka. To było spotkanie biznesowe.
- Chwała Bogu, cofam to co mówiłam o naszej rodzinie. To nie jest rodzina, do której chcesz się pchać, oni to dopiero mają za uszami.
Zoya jest pewna, że powinna zakończyć temat na tej uwadze, ale ciekawość w niej zwycięża z każdym innym uczuciem. Kristina opowiada jej o swojej koleżance, która pochodzi z rodziny, która lata temu dorobiła się na obrocie akcjami i przekazywała fortunę z pokolenia na pokolenie. A sama Lorraine zasiada teraz po prostu w zarządzie rodzinnej firmy, pełniąc tam raczej formę dekoracyjną niż decyzyjną, co jej absolutnie nie przeszkadza. W końcu, po pierwszym nieudanym i bezdzietnym małżeństwie, urodziła syna byłego już wykładowcy Harvardu, który okazał się miłością jej życia i został jej drugim małżonkiem. Niemałym skandalem było to, że owy mężczyzna zostawił w Anglii swoją partnerkę z małym dzieckiem. Po jej niespodziewanej śmierci, sprowadzili do siebie niespełna sześcioletniego chłopca. Który jak się dość szybko okazało, stał się największym geniuszem swojego pokolenia. I Kristina na dobrą sprawę nie może sobie nawet przypomnieć, czym właściwie zajmuje się syn Lorraine, gdy to jej pasierb jest tak niesamowitym człowiekim. A blondynka nie ma najmniejszego zamiaru zdradzić się z tym, że ten drugi syn regularnie doprowadza ją do szału swoimi kretyńskimi uwagami. Nikodem też nie podejmuje tego tematu, jeśli Zoya tego nie zrobiła, woląc zachować tę wiedzę tylko między nimi. Przynajmniej póki co.
W końcu żegnają się, dopiero po powrocie do kancelarii. Nikodem zabiera matkę do siebie, a Zoya wykręca się spotkaniem w Jerychu, ale zamiast na nie, wraca po prostu do domu. Ma wrażenie, że nie pamięta już, kiedy ostatni raz spędziła po prostu wieczór na swojej kanapie, oglądając jakiś film ze swojej cholernie długiej listy zaległości. Dziś miała na to ochotę, na chwilę samotności, by oczyścić umysł i ani trochę nie tęsknić za tymi dobrymi dniami w Nowym Jorku, gdy miała poczucie, że naprawdę ma wokół siebie ludzi, którzy ją kochają. Zaraz po wejściu do mieszkania od razu wchodzi pod prysznic, a później ubiera się w szlafrok i kładzie się na sofie, przerzucając kolejne propozycje dodane do listy do obejrzenia. A gdy już ma podjąć decyzję, który film o problemach dorastania wybrać, kostiumowy, czy może bardziej współczesny, słyszy pukanie do drzwi. Wzdycha cicho, przekonana, że to Nikodem uciekł z domu, nie mogąc znieść marudzenia swojej matki na temat tego, że powinien się ustatkować. Jednak na jej progu stoi Connor.
- Chyba powinnam się poddać i zrobić sobie jakąś tabliczkę na drzwi: Zoya SR900 bezpłatna pomoc psychologiczna. Lub: Zoya SR900. Wpadnij o każdej porze dnia i nocy, by się pokłócić - mówi kpiąco i wpuszcza go do środka. - Albo po prostu się przeprowadzę i nikomu nie podam adresu.
- Jeśli ci przeszkadzam... - zaczyna brunet, ale ona kręci głową.
- Nie, po prostu ostatnio ciągle mnie ktoś nachodzi. Poza tym obiecałam ci, że zawsze moja kanapa jest do twojej dyspozycji, więc zapraszam.
- Dziękuję, chciałem z tobą porozmawiać - zaczyna Connor, a ona poprawia wiązanie szlafroka i wchodzi do kuchni, gdzie nalewa im Tyrium do szklanek.
Gdy tylko siadają obok siebie na sofie, z Connora ulatuje cała pewność siebie i choć ułożył sobie bardzo dokładnie całe przemówienie, teraz nie umie go przywołać. A raczej widzi je bardzo dokładnie w swojej głowie, ale ma wrażenie, że wypowiedzenie go składnie, po kolei i tak jak sobie zaplanował, będzie niemożliwe. Za bardzo jego myśli zaprząta analizowanie potencjalnej reakcji Zoyi, która na razie nie mówi nic, tylko na niego patrzy. Jedynym uczuciem, które teraz kształtuje się w nim jasno i wyraźnie jest niepokój, że zniszczy wszystko między nimi. Zwyczajnie się tego boi. Ma ochotę zachować się teraz, jak swój brat i po prostu położyć na sofie z głową na jej kolanach, ale nie jest Stephenem. Nigdy się na to nie zdobędzie.
- Dlaczego się do mnie nie odzywasz? To przez moje spotkanie z Kamskim? Bo przecież powiedziałam ci, jak ono wyglądało - mówi pierwsza, przerywając ciszę, która zapadła w mieszkaniu. Co jeszcze bardziej wytrąca go z zaplanowanego rytmu, bo w całej wizji tej rozmowy trochę nie wziął pod uwagę, że blondynka nie będzie siedzieć w milczeniu. - Chyba nie wynika to z zazdrości?
- Nie...
- Oczywiście - przytakuje od razu blondynka, jakby wcale nie była do końca zadowolona z jego odpowiedzi. A jej nerwowy uśmiech jeszcze bardziej zbija go z pantałyku. - Spokojnie, Connor. Już się domyślam, o co chodzi i o czym chcesz dziś porozmawiać.
- Naprawdę? Stephen obiecał...
- Nie. Steve nic mi nie powiedział, ale to nie jest specjalnie trudne do zrozumienia. Po prostu nie jesteś mną zainteresowany, to przecież żadna zbrodnia.
- Nie jestem tobą zainteresowany w taki sposób, w jaki ty mną. Nie odwzajemniam tego, co czujesz...
- Nie musisz. Przecież to nie koniec świata, byliśmy na jednej randce, Connor. Nie wydaje mi się, by po niej nie było powrotu do bycia tylko przyjaciółmi - mówi blondynka i bierze go za rękę, ale Connor kręci głową.
- A jak ja nie chcę być tylko przyjaciółmi?
- Co? - pyta, cofając dłoń i podnosi się z sofy. - Przecież przed chwilą powiedziałeś, że nic do mnie nie czujesz. Jak ty sobie to wyobrażasz? Connor, ja nie będę twoim wyjściem awaryjnym, bo... - przerywa na chwilę i parska śmiechem. - Stephen ma rację, jesteś tak bardzo skupiony na odhaczaniu kolejnych punktów na liście z przepisem na idealne życie, że nie obchodzą cię moje uczucia.
- Jakiej liście? O czym ty mówisz?
- Nie. Nie będziemy się teraz kłócić, gdy musimy razem pracować - mówi ostro, unosząc dłonie do góry, dając mu znać, że ma się nie odzywać. - Sam powiedziałeś, że mamy odłożyć randki do końca śledztwa, to kłótnie też możemy. Dziękuję, że postanowiłeś powiedzieć mi jasno, że nic do mnie nie czujesz. Nie będę robić sobie złudzeń, ale zachowajmy profesjonalizm i nie kontynuujmy tej rozmowy.
- Moim zdaniem właśnie powinniśmy sobie wyjaśnić pewne rzeczy do końca.
- Nie, lepiej nie. Jeśli się na ciebie wścieknę, to będzie mi naprawdę trudno wytrzymać i z tobą i z Reedem w jednym pomieszczeniu. Skoro potrafiłeś nie odzywać się do mnie przez tydzień, bez żadnych wyjaśnień, to myślę, że do końca tej sprawy też dasz radę - oświadcza blondynka i wskazuje mu drzwi. - Wybacz, ale chcę zostać sama.
- Jak sobie życzysz - odpowiada jej Connor i podnosi się ze swojego miejsca.
Też jest na nią zły, że nie dała mu nawet dojść do słowa, ale z drugiej strony czuje strasznie bezczelną ulgę, że nie muszą dalej się kłócić. Ma zamiar po prostu poczekać, aż Zoya się uspokoi, ochłonie i wtedy podejdą do rozmowy jeszcze raz. A on może pójdzie za radą swojego brata i zacznie od wyjaśnia jej, że mimo wszystko naprawdę mu na niej zależy, zanim oświadczy, czemu wszystko w jego wypadku wygląda trochę inaczej. Muszą po prostu chwilowo dać sobie trochę czasu, zanim wrócą do tej rozmowy.
Zoya nie odprowadza go nawet wzrokiem do drzwi, po prostu czeka, aż znów zostanie sama i gdy obraca się do telewizora, to od razu go wyłącza. Puszcza muzykę i idzie położyć się na łóżku, nucąc jedną z piosenek z najgorszej filmowej adaptacji musicalu jaką kiedykolwiek widziała. Tylko jakość tej produkcji nie ma teraz dla niej znaczenia, gdy jedyne co ma ochotę śpiewać to jeden wers:
- All that I wanted was to be wanted...
Dzień dobry! Witam w kolejnym, trochę przejściowym rozdziale.
I no. Obiecuję i uprzedzam, że w sobotnim rozdziale będzie się działo.
Mam nadzieję, że nie możecie się doczekać współpracy Zoyi i Reeda.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro