Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lato w mieście ❍ 02.07.2040

Ten pierwszy tydzień lipca, był jednym z ulubionych w życiu Gavina. Mógł z nim konkurować tylko ten jeden w grudniu między Świętami, a Sylwestrem, ale wtedy miasto wcale nie pustoszało tak, jak właśnie na początku lipca, gdy wszyscy konkurowali ze sobą o urlopy i domki nad okolicznymi jeziorami. On sam z kolei jako pierwszy zgłaszał się do pracy w tym okresie. Nie dość, że szedł tym samym kolegom na rękę, to jeszcze mógł sprawnie wymigiwać się od wszelkich rodzinnych spotkań lub tych proponowanych mu ewentualnie przez znajome. Gavin po prostu lubił spędzać ten długi weekend na klimatyzowanym posterunku, czekając aż wydarzy się coś naprawdę wartego jego czasu niż jakieś wypadki, gdy ktoś wsiadł pijany do samochodu.

Jeśli miał naprawdę spokojny tydzień, to nawet miał ochotę wyjść do jakiegoś kumpla na piwo, ale raczej po prostu czekał, aż lipiec zacznie się na dobre i będzie już po tym całym niekończącym się weekendzie picia, fajerwerków i grilla z rodziną.

I dziś, w pierwszy poniedziałek miesiąca budzi się naprawdę zadowolony. Spogląda na zegarek wskazujący szóstą i podnosi się z łóżka. Przeglądając wiadomości, idzie do kuchni czegoś się napić. Po czym dopiero się ubiera i wychodzi z domu, bez zastanawiania włączając w słuchawkach Die Antwoord, bo nie umie znaleźć muzyki lepiej pasującej do biegania. Jak zawsze robi kilka kółek po swoim osiedlu, uśmiechając się tylko do sąsiadki, którą mija niemal co rano, a gdy czuje, że temperatura powietrza zaczyna się coraz bardziej podnosić, wraca do domu. Reszta poranka też jest schematyczna, prysznic, śniadanie, przejrzenie wiadomości na portalu randkowym, przy których to Gavin jak zawsze klnie na algorytm, który nie umie odsiać do końca osób, które go nie interesują. Aż w końcu zegarek wskazuje siódmą czterdzieści i wie, że musi się zbierać.

Spóźni się, ale nie ma zamiaru nic z tym robić, za bardzo lubi to, że wszyscy w pracy mają go za osobę, która ma zwyczajnie, po ludzku, wyjebane. Pracował na to latami i teraz po prostu odcina kupony. Nikt mu nic nie powie, dopóki wykonuje swoją robotę koncertowo i nie ma zamiaru tego w żaden sposób zmienić. Nawet poświęca jeszcze minutę swojego czasu, by odpisać jednej z dziewczyn, która wydaje mu się całkiem obiecującym planem na nadchodzący weekend. I dochodzi do wniosku, że ten poniedziałek zapowiada się naprawdę dobrze.

W samochodzie stawia już na inną muzykę, uświadamiając sobie, że jego gust muzyczny zmienił się o wiele mniej od czasu, gdy miał osiemnaście lat, niż by sobie tego życzył. Woli jednak słuchać kawałków, które kiedyś puszczał na imprezach w akademiku niż tego, co teraz leci w radiu i co brzmi, jak stworzone przez algorytm w komputerze. I co zapewne właśnie tak powstało. Dojeżdża na posterunek punktualnie o ósmej, długi weekend zaowocował brakiem korków, przez co ma jeszcze czas na papierosa i błogie kilka minut spokoju, zanim wejdzie do środka.

Bo doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kogo znajdzie w środku. Connora, który od tygodnia niemal nie wychodzi z posterunku, badając sprawę jakiejś nie do końca już zaginionej androidki. Gavin robi wszystko, by unikać go, jak to tylko możliwe, szczególnie, że z jakiegoś niewytłumaczalnego dla niego powodu, do pracy wróciła też Chen. Która w środę pojechała na przesłuchanie i ich sprawy okazały się połączone. I to nie tak, że Reed nie lubi Tiny, zakłada, że pewnie w jakiejś innej linii czasowej są nawet przyjaciółmi, w tej jednak nie ma na to najmniejszych szans, bo policjantka nadal ma do niego żal, o ten krótki okres czasu, gdy ze sobą sypiali. On ma poczucie, że zachował się wobec niej fair, nigdy jej niczego nie obiecując, ona jednak rozdmuchała całą sprawę i teraz żadne z nich nie czuje się do końca komfortowo w obecności tego drugiego. Dziś ma jednak szczęście, na posterunku nie dostrzega ani RK800, ani Tiny, więc idzie do kuchni zrobić sobie kawę i siada przy biurku, by przejrzeć zgłoszenia z ostatnich kilku godzin, ale od razu po włączeniu komputera, słyszy krzyk skierowany w swoim kierunku.

- Reed! Do mnie - woła kapitan, a Gavin uśmiecha się kpiąco i zabiera ze sobą kubek, zanim pójdzie do przeszklonego biura.

- Co jest? - pyta lekko, zajmując miejsce naprzeciwko Fowelera. - Chcesz dać mi w końcu awans, kapitanie?

- Piłeś coś od rana, że jesteś taki dowcipny?

- A czy ja wyglądam na Andersona, żeby przychodzić najebanym do roboty? - rzuca kpiąco Reed, a Fowler ignoruje tę uwagę i obraca w jego stronę ekran, na którym znajduje się zdjęcie dowodu osobistego niejakiej Caroline Jacobs, a obok zdjęcie ciała tej samej kobiety, leżącego na szpitalnych kafelkach.

- Panna Jacobs została w zeszłym tygodniu zaatakowana przez androidkę, która pomagała jej w domu. Wyprowadzała psa, czy robiła zakupy, no jeden chuj. Zaginięcie androidki bada Connor, bo okazało się, że ta została porwana przed tym, jak zaatakowała Jacobs. Jacobs wylądowała w szpitalu, bo trochę ją tamta pokiereszowała, ale widać ktokolwiek tej całej BL100 zlecił zabójstwo, postanowił dokończyć robotę. I dziś rano w takim stanie znaleziono pannę Jacobs w jej sali.

- Kumam, mam zbadać to morderstwo? Czy sprawa jest rozwiązana, bo sprawę dokończyła ta sama androidka, której zaginięcie bada Harcerzyk?

- Nie, ta androidka przebywa w szpitalu na Belle Isle pod pełnym nadzorem, więc zabójcą musi być ktoś inny.

- Stawiam stówkę, że to kolejna androidzia dziunia, tylko tym razem w stroju pielęgniarki.

- Wspaniale, że masz już teorię, bo właśnie zostałeś dopisany do tej sprawy.

- Dopisany? Jak to dopisany? Przecież jebany Connor bada porwanie.

- Wiesz, dla kogo pracowała Jacobs? Dla Torn Holdings, więc...

- Czekaj, czekaj - przerywa kapitanowi Gavin i zaczyna zbierać myśli, zanim przypomni sobie, gdzie już słyszał tę nazwę. I nie, nie było to tylko w wiadomościach w radiu. - To jest ta firma, która stawia te szpetne blokowiska dla androidów. I dla nich pracował Novak, ten koleś, którego zabiła jego plastikowa kochanka. - Reed podnosi się z krzesła i przechodzi za nie, jeszcze chwilę układając sobie wszystkie szczegóły.

- Właśnie. W raporcie Connor wpisał, że podobno androidka zabiła go, bo ktoś jej zapłacić za zdobycie jakiś poufnych informacji.

- Nie pociągnęliśmy tego dalej, bo gówno mieliśmy. Ta panna popełniła dość brzydkie samobójstwo, zanim zdążyliśmy ją przesłuchać. Laska Connora przekazała nam część jej zeznań, ale tam nie było się o co nawet zaczepić, by zrobić z tego sprawę.

- Więc mieliście gówno, a teraz macie drugiego trupa - odpowiada chłodno kapitan, a Reed zaciska dłonie na oparciu krzesła, które przed chwilą zajmował i pochyla się lekko. - Bo nie wmówisz mi, że dwa zabójstwa, dwóch osób pracujących dla tej samej korporacji, nie są ze sobą połączone. Za długo robię w policji, by uwierzyć w takie zbiegi okoliczności.

- Kurwa mać - przeklina Gavin, odpychając od siebie krzesło i spogląda na kapitana. - Naprawdę mam znów z nim pracować? Ze wszystkich ludzi na posterunku...

- Większość ludzi jest na urlopach, Reed. Sam chciałeś pracować czwartego, a na dodatek już zacząłeś tę sprawę.

- Wiedziałem, że mnie to kiedyś, kurwa, ugryzie w dupę.

- Jak chcesz, możesz wziąć na żądanie i spędzić Święta z rodziną - mówi chłodno Fowler, a Reed bardzo mocno powstrzymuje się przed pokazaniem przełożonemu środkowego palca. Przeklina tylko cicho, co wywołuje u kapitana lekki uśmiech. - To jaka decyzja?

- Chen wylatuje z tej sprawy i jakoś zniosę tego jebanego plastika.

- Chen ma sprawę gwałtu, a ty i Connor jesteście ostatnimi glinami, których bym przydzielił do takiego śledztwa. Obaj jesteście subtelni, jak jebane ciężarówki.

- To się jakoś łączy w ogóle?

- A czy ja ci wyglądam, jakbym prowadził to śledztwo? Zanudzaj Connora pytaniami, na które ja nie mam czasu. Znajdziesz go w szpitalu, powinien badać ślady.

- Dobra, dobra. Powoli. Więc mam się użerać nie tylko z tym pierdolonym sztywniakiem, ale też z moją byłą. W jednej sprawie. Nie wydaje ci się, że to trochę przesada?

- A to moja wina, Reed, że nie umiesz utrzymać fiuta w spodniach? Pytałem cię i to nie raz, czy ta sprawa z Chen jest załatwiona. Powiedziałeś, że tak. Więc teraz się tego trzymaj, bo po szkoleniu mogłem ją przenieść na inny posterunek, żeby nie mieć tu jebanej telenoweli - mówi Fowler, a detektyw znów przeklina pod nosem, ale wie doskonale, że nie bardzo ma argumenty, by toczyć dalej tę dyskusję. Dlatego bierze tylko głęboki wdech i kręci głową. - I lepiej, żebyście się nie pozabijali, bo ja od jutra zaczynam urlop i za nic nie chcę, żeby któryś z was mi go spierdolił. Rozumiemy się, Reed?

- Oczywiście, kapitanie. Mam tylko nadzieję, że Connor dostał podobną pogadankę, żeby był uczulony na wkurwianie mnie. I żeby nie zabierał swojej laski do pracy.

- Tak, tak. Zapraszam do roboty - mruczy jeszcze pod nosem kapitan, wskazując mu drzwi, a Gavin posłusznie wychodzi z gabinetu. Ma krótką ochotę trzasnąć za sobą drzwiami, ale wie, że antagonizowanie do siebie Fowlera w dłuższym rozrachunku nie przyniesie mu niczego dobrego.

Na dworze zrobiło się już nieznośnie ciepło, więc Gavin szybko przechodzi do samochodu i od razu włącza klimatyzację, zanim nie skieruje się do wskazanego w raporcie szpitala. Nie jest nawet tak wkurwiony, jak mu się w pierwszej chwili wydawało, woli podejść do tego logicznie. Z Connorem ma większe szanse, że szybciej znajdą ślady i będą mieli to śledztwo za sobą. A co za tym idzie, on będzie miał kolejny sukces na koncie, by podejść do zostania porucznikiem. Jakoś zniesie jego symetryczną gębę, wkurwiający, przemądrzały głos i obsesję na punkcie wypełniania raportów. Musi tylko zacisnąć zęby i dojść do tego, o co w tej sprawie tak naprawdę chodzi.

Bez problemu dojeżdża do szpitala i z pomocą bardzo zatroskanej recepcjonistki, udaje mu się odnaleźć właściwe piętro, na którym wita się z kilkoma funkcjonariuszami. Wchodzi do sali, gdzie pracuje tylko jedna znajoma techniczka, zabezpieczająca ślady, zapewne wskazane jej wcześniej przez Connora. Miranda opuszcza maseczkę, by powiedzieć mu cześć, zanim odsunie się kawałek, pozwalając mu na obejrzenie ciała. Caroline Jacobs została w zeszłym tygodniu napadnięta, dlatego na jej ciele widoczne były pozaklejane opatrunkami rany, a z raportu wynikało, że były one bardzo różnej głębokości. Jednak jedno nie ulegało wątpliwości, było ich mnóstwo i żadna z nich nie była śmiertelna. Cokolwiek zabiło panią Jacobs, nie zostawiło żadnych widocznych śladów na jej ciele, dlatego jego pierwsze podejrzenia pada na truciznę. Kobieta ma w dłoni wenflon, co znacząco ułatwiło sprawę zabójcy, a Miranda informuje go, że znaleźli w łóżku pustą strzykawkę, która już pojechała do analizy. Gavin spytał o Connora, a koleżanka pokierowała go do ochrony, gdzie android poszedł sprawdzić monitoring. Idąc przez szpitalne korytarze, Reed skrupulatnie wmawia sobie, że to praca. A praca jest dla niego absolutnie najważniejsza, więc nie powinien dać się wyprowadzić z równowagi jednemu wkurwiającemu androidowi.

Tylko że, gdy otwiera drzwi do pomieszczenia ochrony i na niego spogląda, od razu ma ochotę mu zajebać. Tak po prostu. Za samą głupią twarz. I to, że ten jeden wkurwiający go android przypomina mu innego wkurwiającego gliniarza, który mianował się ojcem tej kupy plastiku kilka dni po tym, jak postawiła ona stopę na posterunku.

- Reed - mówi Connor na powitanie i wraca wzrokiem do ekranu przed sobą. - Kapitan powiedział, że zostałeś przydzielony do tego śledztwa. Właśnie analizuję monitoring z nocy morderstwa.

- Mamy kogoś podejrzanego? - pyta, podchodząc do niego bliżej i też spogląda na ekran. Na stopklatce widać androidkę o ciemnych włosach, która ma sobie maseczkę i strój pielęgniarki. - Androidka. Jakie zaskoczenie.

- Zdecydowanie pasuje do profilu. To model WR400, ale o innej aparycji niż Ruby.

- Możesz ustalić coś więcej?

- Prześledziłem dokładnie jej kroki, ale nie znalazłem nic. Po wyjściu ze szpitala zniknęła z pola widzenia kamer. Po powrocie na posterunek, będę musiał przeanalizować monitoring miejski, są szanse, że ją na nim wypatrzymy.

- Rozmawiałeś z personelem? Ktoś ją widział? Może z nią rozmawiał? - pyta Reed, ale Connor spogląda na niego pustym wzrokiem. - Świetnie. Nie rozmawiałeś z nikim. To wyciągnij, kto był wtedy w pracy na tym piętrze, na którym leżała ofiara, zadamy im kilka pytań.

Gavin wychodzi z sali i idzie bezpośrednio do pokoju lekarskiego, gdzie udaje mu się ustalić, kto był w nocy na dyżurze i kto jeszcze nie opuścił szpitala. Następną godzinę zadają kolejne pytania, kolejnym osobom z personelu i tylko jeden mężczyzna, pracujący na recepcji, faktycznie kojarzy androidkę, ale nie ma w jej sprawie za dużo do dodania. Poza tym, że sprawiała wrażenie kompletnie odciętej od tego, co się wokół niej dzieje i czy ktoś do niej coś mówi. Co daje im jasno znać, że ona, podobnie jak wszystkie inne, musiała być pod wpływem nowego narkotyku. Po tej rozmowie decydują się na powrót na posterunek.

Reed docenia to, że może znów pobyć chwilę sam we własnym samochodzie, z własną muzyką, zanim znów będzie musiał zmierzyć się z pracą i z Connorem. I z szukaniem kolejnej naćpanej morderczyni, która z całą pewnością będzie miała jakieś świetne usprawiedliwienie dla swoich działań. Gavin jest w swoim poczuciu dość sprawiedliwy, nienawidzi wszystkich androidów po równo, z przyczyn czysto osobistych. Nikogo nie faworyzuje w tej materii, po prostu najchętniej nie miałaby z absolutnie żadnym stworzonym przez CyberLife tworem nic wspólnego. Jednak przyszło mu żyć w Stanach, czego nie ma zamiaru zmieniać, więc nie uniknie interakcji z nimi. Może po prostu dalej ich sobie nienawidzić, nawet powoli ucząc się tego nie okazywać.

Jednak nawet on ma swoje granice. I ta granica jest wyznaczona przez jadący szybko czerwony samochód, który wjeżdża pod posterunek policji. A dokładniej przez osobę siedzącą za jego kierowcą i kiedy Gavin widzi blondynkę w koralowej marynarce, coś w nim pęka. Zoya działa na niego jak płachta na byka i on tylko wie, dlaczego właśnie tak jest. Ponieważ jest ona wcieleniem dwóch rzeczy, których Reed nienawidzi najmocniej na świecie. Po pierwsze jest dokładnie taką samą, skserowaną, napędzaną ambicją i przekonaniem o swojej nieomylności zimną suką, w wysokich szpilkach, z jakimi poznaje go usilnie jego matka. Te wszystkie córki jej koleżanek, zaprzyjaźnione prawniczki, finansistki, właścicielki małych i większych firm, kierowniczki wyższego szczebla, one wszystkie zlewają mu się w obraz jednej i tej samej osoby. Wysokiej, chudej, ubranej w marynarkę bezczelnej księżniczki, która ma tylko wymagania, gdy sama nie oferuje nic, poza swoim towarzystwem, które koniec końców jest wątpliwą przyjemnością. Dlatego Reed nie odbiera telefonów od matki, zmęczony tym, że ta zawsze ma dla niego jakąś nową potencjalną żonę. Dlatego woli umawiać się z dziewczynami poznanymi przez internet, z którymi nie musi toczyć niekończących się cynicznych utarczek.

A do tego wszystkiego, jest jeszcze drugi powód. Ta konkretna blondynka jest jeszcze jebanym androidem.

- Co ty tu, kurwa, robisz, słoneczko? - pyta, wysiadając z samochodu. Zoya już opiera się o maskę jego auta, uśmiechając się do niego w swój nieodzowny, kpiący sposób. - Wiesz, że twój chłopak jest dość zajęty.

- Ach, przytyk do mojej relacji z Connorem. A już stawiałam na coś nowego, że na przykład cię śledzę, bo umieram z nieodwzajemnionej miłości do ciebie - mówi blondynka, nie ruszając się i poprawia tylko duże okulary przeciwsłoneczne na nosie. Reed szuka papierosów w kieszeni, spodziewając się tego, że Connor jechał przepisowo, więc będzie tu dopiero za kilka minut.

- Widzisz? Wciąż potrafię cię zaskoczyć.

- Tak, to doprawdy osiągnięcie, że nie robisz się powtarzalny, jeśli chodzi o wkurwianie mnie. Szkoda, że nie masz jakiegoś lepszego hobby... Nie wiem, próbowałeś może czytać książki? - pyta, a on parska śmiechem.

Zoya ma rację, to była jedna z jego ulubionych rozrywek w życiu, doprowadzanie jej i Connora do szału i poszukiwanie ich słabych punktów, by następnym razem zrobić to dużo szybciej i łatwiej. Z RK800 jest prościej, teraz gdy odkrył, że ten bywa o blondynkę cholernie zazdrosny, więc Reed po prostu uderza w te tony. Zoya jednak pozostaje niewzruszona na jego przytyki, okazując na nie mniejszą lub większą irytację, ale nadal ma wrażenie, że jej słabego punktu jeszcze nie znalazł.

- Nie wiem, czy kiedyś ci to mówiłam, ale nie znam mniej logicznej i głupiej czynności niż palenie papierosów. Alkohol? Głupie, ale zrozumiałe. Narkotyki? W sumie też. Palenie? Ani to przyjemne, ani dające jakieś nowe doznania. Jedynie uzależniające. Chyba, że sam sobie wmówiłeś, że cię to uspokaja - mówi Zoya, a on śmieje się cicho.

- Laski uważają, że to pociągające - odpowiada bezczelnie, a blondynka zsuwa okulary na czubek nosa, a nad nimi pojawiają się jej jasne, brązowe oczy. Reed spodziewa się, że wzrok będzie chłodny, ale ona raczej patrzy na niego ze szczerym rozbawieniem, zanim ponownie wsunie okulary. I choć jej oczy znikają za nimi, on jest pewien, że blondynka zmierzyła go uważnie wzrokiem.

- I nie wiem, sądzisz, że ja też jestem jedną z tych lasek? Chyba powinieneś szukać trochę mądrzejszych partnerek, Reed.

- Mógłbym. Tylko po co?

- Idziesz na łatwiznę - śmieje się jeszcze Zoya, zanim nie odepchnie się od auta, by minąć go, śmiejąc się kpiąco. - Myślałam, że lubisz wyzwania. Cóż, widać ciągłe rozczarowanie twoją osobą to moja codzienność.

Tym razem to ona nie daje mu mieć ostatniego słowa, bo w tej samej chwili na parking wjeżdża Connor, a ona od razu rusza w stronę jego samochodu. Gavin patrzy na nią, ubraną w idealnie dopasowaną ołówkową spódnicę pod kolor marynarki i upięte w kok włosy, mając wrażenie, że Zoya ma niekończącą się kolekcje takich samych pastelowych ubrań. Zrezygnowany dopala papierosa, po cichu licząc na to, że blondynka z nim pogada i wyniesie się z posterunku szybciej, niż się na nim pojawiła. Gdy jednak w końcu wchodzi do środka i mija bramki, nie znajduje żadnego z nich ani w pokoju socjalnym, ani tym bardziej przy biurku Connora. Dopiero gdy dostaje powiadomienie, w której sali może ich znaleźć, przeklina pod nosem i się tam kieruje.

- Czy to jest jakiś pierdolony żart? - pyta, po otworzeniu drzwi. Zoya stoi przed elektroniczną tablicą i właśnie zapisuje na niej nazwę klubu, wspomnianego w jednym z przesłuchań. Connor za to siedzi przy stole i patrzy w ekran komputera, zanim przeniesie wzrok na Reeda. - Co? To teraz jesteś jeszcze detektywem z zawodu? - odzywa się do blondynki, która wybucha głośnym śmiechem.

- Żartujesz? Zarabiam więcej niż was dwóch razem wziętych i nikt mnie nie zmusi do noszenia munduru - odpowiada wyraźnie rozbawiona. - Jednak nie oczyszczę z zarzutów mojej klientki, jeśli wy nie znajdziecie prawdziwych sprawców, więc bądź tak miły, usiądź na tyłku i zacznij wykonywać swoją pracę.

- Connor, do kurwy nędzy, albo ty się jej stąd pozbędziesz, albo ja ją stąd wyjebię siłą.

- Ona ma informacje, które są nam potrzebne, Reed. Więc naprawdę schowaj swoje szczeniackie uprzedzenia i zajmij się moim śledztwem, jeśli już cię do niego przydzielono - odpowiada chłodno RK800 i przenosi wzrok na blondynkę. - Przejrzałem jeszcze raz zeznania tej HW800, które spisała Tina oraz dokumenty ze szpitala. Owszem, Mali została podana ta sama substancja, ale ona nie pasuje do profilu. Nikt jej nie wykorzystał do zaatakowania jakiegoś człowieka, nikt jej nie porwał, nikt...

- To nie może być zbieg okoliczności, Connor - wchodzi mu w słowo Zoya, gdy Gavin zabiera androidowi komputer i też przegląda akta sprawy, o której rozmawiają.

- Zbiegi okoliczności czasem się zdarzają. Przecież ta substancja może być już normalnie dostępna na rynku.

- I dlatego mamy tylko trzy ofiary? Gdy w weekendy na imprezach wszyscy łykają Sky jak ludzie cukierki?

- Może jest drogie, może jest dostępne tylko w jednym konkretnym miejscu? Wiemy, w jakim klubie była w weekend Mala? Czy to był ten sam klub, co w przypadku Hattie?

- Tego mężczyznę, który ją zgwałcił poznała w Champane w centrum, później pojechali do Ribbon na West Side Industrial - odpowiada Zoya, sprawdzając dane w zeznaniach Mali. - Sugerujesz, że miała pecha, bo wybrała zły klub?

- Nie. Nic takiego nie sugeruję - mówi obronnie Connor.

- Nie wiecie nawet, jak bardzo wasza kłótnia to miód na moje uszy, ale oboje nie macie racji - przerywa im Reed. - Faktycznie, sprawa tej HW800 nie pasuje do profilu, ale jednocześnie będzie kolesia najłatwiej wytropić. Monitoring, ochrona, taksówka. To wszystko nie pasuje ni chuja do innych spraw, więc myślę, że możemy zacząć od niego.

- Naprawdę? Od sprawy najmniej powiązanej z dwoma morderstwami? - pyta Connor, a Reed opiera się wygodniej na krześle.

- A co? Masz zamiar znów szukać po kolei każdej andoridki, która odpowiada temu modelowi? Bo ostatnio poszło ci tak zajebiście, że nawet twoja dziewczyna znalazła ją szybciej.

- Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem - mówi Zoya, spoglądając na szatyna. - Ale: zgadzam się z tobą.

- Miłe, ale nie potrzebuję, żebyś mi przyklaskiwała - mruczy w odpowiedzi, a ona siada przy stole, wyraźnie zrezygnowana tym, że jedna jej próba cywilizowanej rozmowy z nim spęzła na niczym. - Toksykologia wszystkich trzech, nawet tej Ruby, wygląda tak samo. Więc możemy śmiało założyć, że to ta sama substancja, a co za tym idzie, przydałoby się, żeby ktoś nam powiedział, jak ona właściwie działa.

- Nie mamy próbki, a te same wyniki toksykologi analizuje teraz i uniwersytet Columbia i laboratoria EQL.

- Wmieszałaś w to EQL? - pyta Connor, a ona wzrusza ramionami.

- Uznaliśmy z Markusem, że tak trzeba. Ada i tak wie o wszystkim, co dzieje się w wieży.

- Kiedy ustaliłaś to z Markusem?

- W środę po spotkaniu Jerycha.

- Dlaczego omawialiście w ogóle moje śledztwo?

- Bo dzień wcześniej do szpitala trafiła Hattie, a Lily poprosiła mnie przed spotkaniem bym porozmawiała z Malą. Ada zadała mi pytanie czemu w szpitalu jest policja, a ja uznałam...

- Że cudownym pomysłem jest, by sprawa od razu trafiła do Kamskiego - fuknął Connor, a blondynka otworzyła szerzej oczy.

- Ustaliliśmy, że nie będziemy podejmować żadnych działań, które mogą zaszkodzić śledztwu. Markus prosił, żebyśmy nie informowali nawet North...

- Od kiedy jesteś tak blisko z Markusem?

- Dlaczego mnie znów przesłuchujesz? - pyta podniesionym głosem Zoya, a Gavin obserwuje ich z miną, jakby oglądał właśnie najlepszy film w całym swoim życiu.

- Markus to ten wasz minister, co się właśnie bardzo głośno i medialnie rozstaje ze swoją dupą? - wtrąca Reed, a pozostała dwójka go ignoruje, dalej pojedynkując się na spojrzenia. - Connor, lepiej uważaj, bo Zoya jest ambitna. A jednak minister brzmi lepiej niż detektyw, jak chodzi o ustawianie się w mediach.

- Zamknij się, kurwa - mruczy wrogo blondynka, nawet na niego nie spoglądając, co tylko jest wodą na jego młyn. Gavin uśmiecha się triumfalnie, widząc, że Connor znów jest o nią zazdrosny, a Zoya z kolei bardzo nie lubi być zasypywana niewygodnymi, prywatnymi pytaniami. - Nie muszę wam pomagać i dzielić się zdobytymi informacjami, więc będę wdzięczna, jeśli nie będziesz mnie przesłuchiwał, jakbym była twoją główną podejrzaną, Connor.

- Jeśli gdzieś w mediach pojawi się informacja o tym nowym wariancie Sky... - zaczyna mówić RK800, a Zoya zaciska usta w cienką linię, jakby starała się z całych sił nie wybuchnąć.

- Właśnie dlatego im powiedziałam. Żeby nikt nie był zaskoczony i żebyśmy byli z Markusem przygotowani na gaszenie pożarów - odpowiada chłodno androidka i spogląda na Reeda. - A jego medialne rozstanie jest idealnie skalkulowane w ten sposób, by jeszcze bardziej odsunąć ewentualną dyskusję od Sky.

- Wow. Czy ty nie masz czegoś przemyślanego od A do Z, księżniczko? Czy nawet seks wam rozpisujesz w kalendarzu? - pyta prześmiewczo Gavin.

- Nie jesteśmy razem. Niech to w końcu do ciebie dotrze, Reed - mówi Connor, a Zoya od razu przytakuje na te słowa.

- Właśnie. Więc czy możemy już wrócić do pracy, zamiast kłócić się rzeczy, które w tej chwili nie mają absolutnie żadnego znaczenia dla tej sprawy? - pyta chłodno blondynka i wyjmuje ze swojej teczki tablet. - Zastanawia mnie dlatego targetowani są pracownicy Torn Holdings? To niezależna firma, a gdyby chodziło o jakieś okazanie sprzeciwu przeciwko "marnowaniu rządowych funduszy" na budowę mieszkań dla androidów, to zamordowano by kogoś bardziej znaczącego niż kierownika budowy i księgową.

- Może akurat oni posiadali jakieś konkretne informacje, których potrzebują napastnicy? - sugeruje Reed, a Zoya wzrusza ramionami. - Księgowa mogła mieć dane pracowników. Rozliczała finanse związane z HRem, więc mieszkania, podróże służbowe, ekwiwalenty za urlopy. Do tego wszystkiego potrzebne są konkretne dane pracowników.

- Czyli teraz mogą zaatakować każdego, kogo dane były w dokumentach Jacobs - mówi Connor, a Zoya zapisuje to i po chwili notatka pojawia się na tablicy za jej plecami.

Reed nie ma w tej chwili ochoty pytać, gdzie jest Chen, skoro będą badać sprawę, przy której Tina pracowała. Domyśla się, że ta pewnie dogadała się właśnie z Zoyą, by nie musieć siedzieć z nim w jednym pokoju, a Gavin dochodzi do wniosku, że wolałby po stokroć pracować jednak ze swoją byłą niż z blondynką, która zawsze wie, jak mu się odgryźć. Po krótkiej satysfakcji, jaką dała mu ich sprzeczka, wrócili do omawiania śledztwa i ustalania dalszych działań, aż zegarek na ręku blondynki powiadomił ją o jakimś przychodzącym połączeniu.

- Muszę się zbierać - mówi, podnosząc się i pakując tablet do teczki. - Jutro z samego rana mamy rozprawę, jestem tylko na stanowisku pomocniczym, ale powinnam się przygotować.

- Dobra, to my się zbieramy do tego klubu, w którym ta androidka poznała tego kolesia - odpowiada Gavin, spoglądając na Connora, by zasugerować mu, że ma się ruszyć z miejsca.

- Dobrze, więc jak będziecie coś mieć, to bądźcie ze mną w kontakcie. Nie będę tu przyjeżdżać codziennie, bo w przeciwieństwie do was, mam jakieś życie poza pracą - rzuca jeszcze uszczypliwie i wychodzi z sali.

- Nie wiem, czym ją wkurwiłeś, Connor, ale weź to, kurwa, załatw. Bo ona jest jeszcze bardziej irytująca niż zazwyczaj.

- Poczekam na ciebie na parkingu - oświadcza android i faktycznie wychodzi z sali za blondynką.

Connor sam nie do końca rozumie, czemu jest na nią wściekły, ale dogania ją tuż przed tym, jak Zoya wsiada do auta. Blondynka spogląda na niego wzrokiem, który do tej pory miała zarezerwowany tylko dla Reeda, czyli jak na idiotę. I czeka, aż on powie coś pierwszy, brunet jednak nie ma bladego pojęcia, od czego zacząć.

- Jeśli jesteś zazdrosny o Markusa, to jesteś kretynem - oświadcza więc Zoya i krzyżuje dłonie na piersiach. - Prędzej bym się umówiła z Adą niż z nim. A ja nawet nie jestem zainteresowana kobietami.

- Nie jestem zazdrosny, po prostu...

- Nie chcesz ze mną pracować?

- Chcę z tobą pracować. Tylko uważam, że będzie lepiej jeśli do czasu zakończenia tego śledztwa nie będziemy się umawiać na kolejne randki. Reed jest i tak wystarczająco irytujący.

- Tak. Z całą pewnością chodzi o Reeda - mruczy sarkastycznie Zoya. - Dobrze, Connor. Jesteśmy przyjaciółmi i przy tym zostańmy, nie będę sobie więcej wmawiać nic ponadto, a teraz wybacz, ale naprawdę muszę jechać jeszcze na chwilę do biura.

- Dobrze, zadzwonię jeśli będziemy coś mieć - mówi, a ona przytakuje mu lekko i naciska pilota do samochodu, w którym po chwili znika. Gdy Connor obraca się w stronę posterunku, widzi Gavina, który obserwuje go z szerokim uśmiechem, paląc powoli papierosa. Przez ułamek sekundy Connor ma ochotę wygarnąć mu kolejny raz, że zachowuje się jak skończony palant, ale postanawia być mimo wszystko doroślejszy i po prostu go ignoruje. - Jedziemy? - pyta, gdy Reed do niego podchodzi.

- Tak, tak - śmieje się szatyn. - Cudowne jest to, że ja nawet nie muszę nic robić. Sam koncertowo to spierdolisz, a wtedy ona cię, kurwa, rozniesie. Uwierz mi, znam sporo takich lasek.

- Nie wydaje mi się, żebyś znał jakąkolwiek taką osobę, jak Zoya. Taka osoba zwyczajnie nie ma ochoty mieć z tobą nic wspólnego - odpowiada mu krótko i wsiada do samochodu, czekając, aż Reed wsiądzie do swojego i będą mogli ruszyć do klubu.

Jedynymi miejscami, które mają się naprawdę świetnie w tym letnim tygodniu, są właśnie wszelkiej maści lokale. Gavin rozumie to doskonale, sam ma ochotę napić się piwa i odpocząć od tego całego syfu, ale dopóki nie rozwiążą tej sprawy, nie ma na to większych szans. Dlatego kieruje się prosto do barmana, błyska odznaką i prosi o dostęp do monitoringu, a pracownik woła kierownika. Po krótkiej, ale ostrej wymianie zdań dostają dostęp do kamer i gdy Connor sprawdza zapis z tamtej nocy, gdy była tu Mala ze znajomymi, Reed przesłuchuje obecnych pracowników. Jednak w klubie jest masa ludzi, więc nie bardzo ma szansę na dłuższą rozmowę. Dlatego wraca do Connora, który pokazuje mu fragment zapisu z kamer.

- To jest z całą pewnością Mala - mówi Connor, wskazując na długowłosą brunetkę o włosach sięgających jej niemal do pasa. - Za około godzinę, wyjdzie z klubu z tym mężczyzną. - RK800 zmienia obraz z kamery, na którym pojawia się wysoki, chudy blondyn.

- Dobrze. Wiemy, jak wygląda.

- Nie. Wiemy też, że płacił kartą zarejestrowaną na dane Timothy Fiskers...

- O, mamy szczęście. Jest debilem.

- Na to wygląda, sprawdziłem dane z tymi posiadanymi w bazie. Zdjęcie z dowodu odpowiada mężczyźnie z monitoringu - mówi Connor i dalej przewija monitoring. - Mam jego adres, mogę wysłać tam patrol, ale chyba będzie lepiej jeszcze podjechać do tego drugiego klubu, by mieć dowód, że on i Mala wyszli razem.

- Ribbon? Powodzenia. Wątpię, że mają monitoring, a jeśli to za nic nie będą chcieli gadać z policją. To dobra melina do zgarniania dilerów.

- Więc pasuje idealnie. Możemy się rozdzielić, ja pojadę do klubu, ty sprawdzić mieszkanie i może jeszcze dziś uda się go nam zgarnąć.

- Nie wydaje mi się, by był aż takim kretynem, ale warto spróbować - przyznaje Reed, gdy w końcu wychodzą przed klub.

- Nienawidzę takich miejsc - wzdycha Connor, otrząsając się, jakby sama wizyta w klubie była dla niego traumatyczna. Reed spogląda na niego, ale nie ma zamiaru wdawać się w tę dyskusję, tym bardziej że android momentalnie wygląda, jakby żałował, że w ogóle się odezwał.

Szatyn nawet tego nie komentuje, tylko po prostu podchodzi do swojego auta, w którym może w końcu wziąć głębszy oddech i zaakceptować powoli fakt, że nie ma szans na to, by życie zrobiło się prostsze.

We wtorek mówiłam, że tylko Zoya. Więc łapcie Gavina.
Mam nadzieję, że ten mój Gavin jest odpowiednio kanoniczny. Bo miałam bardzo poważne obawy, że nie wychodzi mi aż takim dupkiem jak sobie to pierwotnie założyłam.

Ps. Osadzając akcje w lecie kompletnie zapomniałam o czwartym lipca i musiałam uprawiać niezłą gimnastykę by go wpasować.
Ale to już temat na wtorek 😏

K.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro