Każdy tańczy w swoim rytmie ❍ 9.06.2040
W przestronnym mieszkaniu urządzonym w starym pofabrycznym budynku gra głośno alternatywna muzyka, a głosy wokalistów przyjemnie wypełniają przestrzeń. Zoya ma wałki na głowie i kończy wstawiać do piekarnika makaron z serem, jednocześnie buja się w rytm muzyki, rozkoszując się tym, że ma jeszcze dużo czasu do wyjścia. Na zewnątrz świeci mocne słońce, więc specjalnie przysłoniła zasłony i korzystając z tego, kręci się po mieszkaniu w samej bieliźnie. Pokaźnych rozmiarów biały pers leży na oparciu dużej sofy ustawionej w centrum całego mieszkania i obserwuje blondynkę oceniającym spojrzeniem swoich niebieskich oczu. Zoya, korzystając z tego, że ma wolną chwilę, idzie rozpuścić włosy i ubrać się w krótkie spodenki i podkoszulek, a zanim wróci do salonu, jej zegarek powiadamia ją o połączeniu. Sięga więc po telefon i zanim odbierze, poprawia jeszcze włosy, gdy widzi swój obraz w kamerze.
- Właśnie się obawiałem, że już wyszłaś, a widzę, że jesteś w proszku - śmieje się Nikodem, a blondynka od razu gromi go spojrzeniem.
- Jestem gotowa do wyjścia, czekam na jedzenie.
- Gotowałaś? Co takiego? - pyta zaciekawiony, a Zoya przełącza obraz z kamery, by pokazać mu wnętrze piekarnika. - No tak, głodni gliniarze.
- Dzwonisz tak po prostu, bo się stęskniłeś, czy może udajesz miłego, bo za chwilę zrzucisz na mnie jakąś kolejną sprawę, przez którą będę zarywać noce? - Zoya opiera się łokciami o blat stołu oddzielającego kuchnię od reszty salonu i patrzy w kamerę. Nikodem sięga po telefon, i chwilę czegoś w nim szuka, zanim znów na nią spojrzy z uśmiechem.
- W sprawie narkotyku potocznie określanego jako "Sky" zdecydowany głos zabrał przedstawiciel ugrupowania androidów w Izbie Reprezentantów, Markus: w tej chwili rozmowa na temat tej substancji jest niezwykle skomplikowana, ponieważ nie wiemy, z czym dokładnie mamy do czynienia. Dlatego zdecydowaliśmy się podjąć współpracę z uniwersytetem Columbia, który przeprowadzi szczegółowe badania nad Sky i jego wpływem na organizm androidów. Mamy nadzieję, że wyniki pojawią się jak najszybciej i będą one uspokajające dla nas wszystkich. Kolejne pytania prosimy o kierowanie bezpośrednio do profesor Phillips z wydziału chemii na Columbii, lub przedstawicielką naszego działu prawnego w Detroit, Zoyą - czyta Nikodem, nawet na chwilę nie przestając się uśmiechać. - Wiesz, że za badania związane z androidami są rządowe granty, prawda? Anya mówiła o tym na ostatniej kolacji, na której też byłaś. Wykorzystałaś to, spryciulo.
- Nikt na tym nie straci. My wydaliśmy jasne oświadczenie, wydział Anyi ma co robić, a jeszcze dostanie za to kasę. Wszyscy wygrywają.
- Czasem przerażasz nawet mnie - przyznaje, kręcąc lekko głową.
- Uczyłam się od najlepszych. Więc dzwonisz, żeby mnie pochwalić? Dziękuję.
- Dzwonie dlatego - mówi, unosząc do kamery dwa kartoniki, a Zoya mruży oczy, by rozczytać drobny druk na nich.
- Nie. Nie. To nie są bilety na premierę wznowienia Rent. Powiedz mi, że jeden z nich jest dla mnie - prosi błagalnym tonem, gdy Nikodem jedynie uśmiecha się kpiąco. - Ja wiem, że pewnie masz w planach zabrać na randkę jakąś głupią laskę, którą później będziesz mógł zaciągnąć do łóżka. A ja ani nie jestem głupia, a już na pewno nie pójdziemy do łóżka, ale...
- Oba są dla ciebie, ale mam jeden warunek.
- Wiedziałam.
- Zabierz właściwego Andersona. Zaproś go w końcu na randkę. Ja pozwolę ci skorzystać z mojego samolotu i mieszkania w Nowym Jorku, a ty w końcu zrobisz z nim to, co powinnaś...
- Niko - wzdycha blondynka, a on parska śmiechem.
- Czyli powiesz mu, że chcesz wziąć ślub, kupić dom i mieć psa.
- Żadnych psów.
- To dziecko. Co tam kto lubi - śmieje się dalej brunet i opiera wygodniej w fotelu w swoim gabinecie. - Więc? Co ty na to?
- Układasz mi życie.
- Mhm. Oczywiście. Nie powinnaś być zaskoczona po takim czasie - odpowiada bezczelnym tonem, a Zoya parska śmiechem i przytakuje mu lekko. - Poza tym ktoś musi, skoro sama się nie umiesz za to zabrać.
- Już się nie mogę doczekać, aż będziesz na miejscu. Mogłabym teraz ci przyłożyć teczką, za takie uwagi.
- Och, wiesz doskonale, że dzwonię do ciebie tylko dlatego, żeby wyrobić tygodniową normę wkurwiania cię.
- Już została wyrobiona. Pamiętasz tę sprawę morderstwa, którą dostałam z Jerycha? - pyta, a on przytakuje jej lekko. - Zgadnij, na którego gliniarza musiałam trafić? Z całego cholernego Detroit?
- Reed.
- Tak. Oczywiście, że Reed. Ja nie wiem, jaki on ma dokładnie ze mną problem, ale to już chwilami przestaje mnie bawić. Wiesz, że chciał przytrzymać tę dziewczynę na posterunku, tylko po to, żeby mnie wkurwić?
- Chcesz mu założyć sprawę? - żartuje Nikodem, a ona uśmiecha się ciepło. - Znasz mnie, daj mi człowieka, a znajdę na niego paragraf. Rasizm to akurat dość poważny zarzut.
- Poczekam z tym, aż mi podpadnie jeszcze kilka razy. Wiesz, że bywam mściwa. A teraz lepiej powiedz mi, czy masz dla mnie jakąś sprawę po powrocie?
- Nie, nie będę cię zarzucał jakimiś pierdołami, oszczędzam cię na jakiś duży medialny temat. Pamiętajmy, że to Detroit. Jeśli coś się ma wydarzyć, to właśnie w tym mieście - mówi z uśmiechem i opiera się wygodniej w swoim fotelu. Zoya widzi panoramę Manhattanu rozciągającą się za jego plecami, Niko pracował z domu, więc najwidoczniej nie miał zamiaru też rozmieniać swojego czasu na drobne. - Lepiej powiedz jak tam wizyta w śniadaniówce? Zaspałem i nie mogłem znaleźć powtórki.
- Nic nie straciłeś, było jak zawsze.
Zoya bierze telefon i siada na sofie obok swojego kota, odpowiadając cały czas Nikodemowi, że cała ta wizyta w telewizji ograniczyła się głównie do unikania bezpośrednich pytań o Sky, bo nie mieli jeszcze wtedy potwierdzenia z Columbii, że ci podejmą z nimi współpracę. Poza tym przedmiotem rozmowy miały być mieszkania socjalne i tu przynajmniej Zoya nie musiała toczyć aż tak zażartej walki o swoje jak racje, jak dzień wcześniej w Jerychu.
Przerywa jej dopiero pikanie piekarnika, więc znów ustawia telefon na stole i nie przerywając rozmowy, wyjmuje zapiekankę, a gdy wraca wzrokiem do Nikodema, ten patrzy na nią chłodno.
- No co tym razem?
- Załóż sukienkę. Wyglądasz, jakbyś szła na...
- Grilla? Z policjantami? To nie jest garden party z politykami, Niko.
- O właśnie! Załóż tę białą sukienkę w słoneczniki, którą miałaś na tej kweście w maju... wiesz, wtedy jak tak bardzo zbajerowałaś tego polityka republikanów, że wypisał czek na tę fundację dla dziecięcych androidów.
- Wypisał ten czek, bo chciał się ze mną przespać - mruczy pod nosem blondynka, a Nikodem wzrusza ramionami.
- A nie o to ci chodzi? By zbajerować Connora, żeby chciał się z tobą... ożenić?
- Wiesz, że żart,powtórzony pięć razy, przestaje być zabawny? - pyta rozczarowanym głosem Zoya. - Dogadałbyś się z Hankiem i Aletą. Oni też ciągle robią takie durne przytyki.
- Tylko oni robią to, bo chcą, żebyście byli szczęśliwi. Ja cię do tego namawiam w pełni egoistycznie - śmieje się brunet, a Zoya przewraca oczami. - No co, nie powiesz, że nie byłoby miłe, jakby w końcu przestali sugerować w mediach, że coś nas łączy.
- Jak nie przestaniesz rzucać takich uwag, to przestanę dla ciebie pracować, to też rozwiąże problem. I ciekawe co wtedy beze mnie zrobisz?
- Położę się na podłodze i będę ocierał łzy dolarami, które zaoszczędzę na twojej wypłacie.
- Do zobaczenia w poniedziałek, Niko - ucina blondynka, uśmiechając się do niego kpiąco, a ten tylko śmieje się i kończy połączenie.
Zoya idzie do sypialni, gdzie mierzy się wzrokiem w lustrze i przeklina na głos. Po czym wchodzi do garderoby i przeszukuje wieszaki, by znaleźć wspomnianą białą sukienkę w duże żółte kwiaty. Jej kot przychodzi za nią i wskakuje na półkę z butami, a ona wyciąga rękę, by podrapać go za uchem.
- Nie oceniaj mnie - mówi do niego i dopiero zaczyna się przebierać, rzucając zdjęte ubrania na podłogę.
Nie ma już czasu po sobie posprzątać, w kuchni wrzuca tylko brudne naczynia byle jak do zlewu i pakuje zapiekankę w dużą papierową torbę. Wychodzi przed budynek, gdzie wsiada do samochodu i w pierwszej kolejności jedzie odebrać Stephena z jego mieszkania. Ten już czeka na nią, trzymając w dłoniach zapakowany prezent. RK900 wsiada ostrożnie na swoje miejsce i tłumaczy, że znalazł w końcu na Hanka książkę, której brakuje mu do kolekcji jego ulubionych kryminałów. Chwilę wymieniają się uwagami na temat tego, jak minął im wczorajszy wieczór, a Zoya opowiada też o dzisiejszej rozmowie z Nikodemem.
- Premiera? Na Broadway'u? I mój brat? - pyta kpiąco Steve, a gdy Zoya mu przytakuje, wybucha śmiechem i łapie ją za ramię. - Zabierz mnie, proszę. Jemu załatw jakieś bilety na mecz kosza, to go bardziej ucieszy.
- Zabiorę cię tylko, jeśli Connor odmówi.
- Więc naprawdę masz zamiar w końcu zakończyć ten maraton tańca wokół siebie i się z nim umówić? - upewnia się brunet, patrząc na nią wyjątkowo poważnie. - Przemyślałaś to, Zoya? W sensie, jak zaczniecie się spotykać i nie wyjdzie, to nie będzie już powrotu do tego, co jest teraz. A moim zdaniem kompletnie do siebie nie pasujecie, by to miało wyjść.
- Wiesz, że jesteś jedyną osobą, którą znam, która tak twierdzi?
- Tak, bo jako jedyny jestem genialny. Pamiętaj, że jestem z was najnowszy i najbardziej nowoczesny - oświadcza dumnie Stephen i uśmiecha się szeroko. - A z całą pewnością jestem stworzony, by być lepszy od mojego brata.
- Wiem, że gorąco liczysz na to, że skomentuje to teraz w jakiś dwuznaczny sposób, ale nie licz na to, mój drogi. Nie dam się podpuścić. Dosłownie masz na sobie podkoszulek z napisem: be gay, do crime. Co z resztą doskonale świadczy o twoim poczuciu humoru, że wybrałeś właśnie tę koszulkę, na imprezę z gliniarzami.
- Mówiłem. Jestem genialny.
Zoya nie wdaje się już w dalsze dyskusje, tylko przytakuje mu z kpiącym uśmiechem. Docierają do mieszkania Andersonów, jako jedni z pierwszych, a zanim wysiądą z samochodu, blondynka jeszcze na chwilę kładzie dłoń na kolanie RK900, by dodać mu otuchy i dopiero wchodzą do środka. Pierwszy wita ich oczywiście wielki bernardyn, który mimo swojego wieku, wciąż ma w sobie ogromne pokłady szczenięcej radości. Steve od razu zaczyna drapać Sumo za uszami, gdy blondynka mija psa z odpowiednią rezerwą i od razu idzie do kuchni, gdzie całuję Aletę w policzek.
- Dobrze, że jesteś. Pomożesz mi z robieniem szaszłyków - oświadcza brunetka, a Zoya rozgląda się po domu, w którym nie widzi nikogo więcej. Tylko szum wody zdradza jej, że ktoś jest w łazience. - Hank jest w ogródku, a Connor bierze prysznic. Cały poranek czyścił grill i sprzątał garaż. Nie chcesz wiedzieć, ile śmieci tam jeszcze znalazł.
- A ja mogę jakoś pomóc, mamo? - pyta Stephen, obejmując Aletę, która uśmiecha się szeroko.
- Możesz pomóc swojemu ojcu... albo nie, rozpakuj zmywarkę. Wszystko wytrzyj i ustaw na komodzie w salonie, żeby były dla gości. - RK900 przytakuje jej i przez kolejne kilkanaście minut toczą swobodną rozmowę, którą przerywa dopiero pojawienie się Hanka.
- A co wy tu robicie tak wcześnie? - pyta porucznik, podchodząc do zlewu, by umyć ręce.
- Przyjechaliśmy pomóc - odpowiada od razu Stephen, dalej wycierając kolejne szklanki. Zoya zauważa kątem oka, że chłopak nawet nie spojrzał na Andersona, tylko robi wszystko, by wyglądać na pochłoniętego swoim zajęciem.
- To zostaw to szkło i chodź, pomożesz mi rozstawić stoliki w ogrodzie - mówi Hank i uśmiecha się do Zoyi. - Dziękuję, że też przyjechałaś. Wiem, jaka jesteś zajęta.
- Nie ma sprawy, Hank. Dla was zawsze znajdę czas.
- Dzięki, słoneczko. Steve? - ponagla jeszcze syna, zanim wyjdzie z powrotem do ogrodu.
- Już idę, tato - odpowiada brunet, kryjąc nerwowość w głosie i podchodzi do Zoyi, której przewiesza ścierkę przez ramię. - Przekazuje to jakże babskie zajęcie w twoje ręce i idę zająć się czymś godnym mojego bycia mężczyzną i synem swojego ojca.
- Stephen, na litość boską - wzdycha Aleta, ale RK900 już wychodzi za Hankiem na dwór. - Ja nie wiem, który z nich jest gorszy.
- W tym sporze? Connor. Connor jest najgorszy. Hank i Steve przynajmniej się starają - odpowiada Zoya, a Aleta niechętnie przytakuje jej lekko i już ma coś powiedzieć, ale blondynka kręci głową. - Tak, rozmawiałam z nim nie raz. Poprawiałam go, pouczałam, obrażałam się i namawiałam na wszelkie sposoby. Jest niereformowalny.
- Jaki ładny, taki głupi.
- Taki uparty - poprawia ją i wymieniają porozumiewawczy uśmiech, wracając do nadziewania warzyw na patyczki do szaszłyków. Zoya martwi się o Stephena, o to, że impreza zakończy się jeszcze zanim się na dobrze zaczęła, ale gdy wynosi porcję jedynie do wrzucenia na grilla, jest pozytywnie zaskoczona tym, że RK900 i Hank ewidentnie z czegoś żartują. Woli więc im nie przeszkadzać i gdy wraca do domu, idzie poszukać Connora, który zniknął w swoim pokoju. Puka lekko i wchodzi do drzwi sypialni, w której brunet przegląda zawartość dużej sportowej torby. - Wszystko okej? Szykujesz się dłużej niż ja do telewizji.
- Nie mogę znaleźć jednej koszuli w tych przeklętych kartonach - fuka zdenerwowany. Zoya rozgląda się po wnętrzu niewielkiego pokoju, w którym jedynym meblem pozostały wmontowana w ścianę szafa i łóżko. Reszta mebli i rzeczy jest już poskładana w pudełka, które w przyszłym tygodniu mają znaleźć sobie nowe miejsce w mieszkaniu w centrum.
- Której konkretnie?
- Białej.
- Białej? Na grilla? - upewnia się Zoya, a on mierzy ją spojrzeniem i uśmiecha się lekko.
- Zapytała osoba w białej sukience.
- Ja nie będę brała udziału w przerzucaniu steków na ruszcie. A znając twojego ojca to, po kilku piwach, to zadanie spadnie na ciebie.
- Naprawdę tak sądzisz? - pyta, zatrzymując się w połowie sięgania do kolejnego kartonu. Blondynka przytakuje mu i bez skrępowania zagląda do torby, z której wyjmuje prostą czarną polówkę. Connor bierze ją od niej z wdzięcznością i wkłada na siebie, a Zoya cały czas się do niego uśmiecha.
- Jeszcze nikt nie przyjechał, nie musisz się denerwować na zapas - mówi, wyciągając rękę i poprawiając mu kołnierzyk. - Musimy ustalić jakiś sygnał, po którym wymyślę naszą wielką, ewentualną ucieczkę.- Connor bierze ją za rękę i zaciska na niej palce trzy razy, a ona przytakuje mu lekko.
- Masz już pomysł? Co powiesz?
- Tak.
- Dziękuję - odpowiada, patrząc jej w oczy. - Idziemy?
- Jak chcesz. Ja nie mam problemu z imprezami. - Connor wzdycha niechętnie i dalej trzymając ją za rękę, wychodzi do salonu.
Dzięki jego obecności Steve zostaje zwolniony z pomocy Hankowi i może wrócić do kuchni, gdzie czuje się o wiele swobodniej w towarzystwie Zoyi i Alety. Godzinę później zaczynają pojawiać się pierwsi goście, a blondynka widzi, że obaj bracia RK dziś są zdenerwowani w podobnym stopniu. Choć każdy z nich okazuje to w zupełnie inny sposób. Stephen jest wylewny, sarkastyczny i gdy sytuacja robi się dla niego dopiero naprawdę niekomfortowa, to chowa się za ramieniem Alety. Connor z kolei jest wycofany, większość czasu spędza wypełniając polecenia Hanka, które ograniczają się właśnie do pilnowania grilla i przynoszenia napoi z lodówki w garażu, gdy w tym czasie porucznik przedstawia wszystkim swoim kolegom Aletę, jako przyszłą panią Anderson. Zoya obserwuje to wszystko z uśmiechem. Stoi w kuchni, pijąc Tyrium i przygląda się kolejnym parom, pojawiającym się w drzwiach. Większość posterunku pojawiła się dziś z osobami towarzyszącymi i nawet jeśli na co dzień nie mają oni pozytywnego podejścia do wyszczekanej prawniczki, dziś są dla niej sympatyczni. Więc ona też gra w tę grę i uśmiecha się ciepło.
- Cześć, Zoya, prawda? - zagaduje ją Tina Chen. Blondynka przygląda się jej ułamek sekundy, bo gdyby nie jej pamięć do twarzy, to za nic by jej dziś nie poznała. Tina ma na sobie czarną sukienkę na ramiączka, a krótkie włosy splotła w dobierane warkocze.- Nie miałyśmy chyba okazji się poznać oficjalnie.
- Nie, miło to nadrobić, Tina - odpowiada, uśmiechając się do niej. - Słyszałam, że pracujesz teraz z Connorem.
- Tak. Powiem ci, że taki partner to skarb. Nigdy w życiu nie pracowałam z nikim tak kompetentnym, jak on. Wiesz, taki Chris też jest dobrym gliniarzem, ale Connor jako pierwszy nie zwala na mnie swojej roboty. Wręcz czasem, gdy przychodzę, to widzę, że zrobił moje raporty.
- W sumie to ja też się cieszę, że ma okazję pracować z kimś innym - przyznaje Zoya. - Wyjście poza strefę komfortu dobrze mu zrobi.
- Poza strefę komfortu? Nie wydaje mi się, by cokolwiek związane z pracą miało być poza tą strefą, on kocha swoją pracę.
- Tak, to niezaprzeczalnie nas łączy.
- Długo jesteście parą? - pyta Tina, uśmiechając się szeroko, a Zoya od razu kręci głową, zaciskając lekko palce na szklance z niebieskim płynem.
- Och, my nie jesteśmy razem...
- Naprawdę? - wchodzi jej w słowo policjantka, zanim Zoya w ogóle zdąży zacząć się tłumaczyć. - Wybacz. Po prostu Hank... cóż, chwilami faceci na posterunku plotkują bardziej niż baby u fryzjera. No i Connor, gdy o tobie mówi, to samo się jakoś nasuwa.
- Connor o mnie mówi? - dopytuje Zoya, spoglądając na Tinę i nie kryjąc zaskoczenia.
- Tak, w takich normalnych rozmowach: jak ci minęło popołudnie, etc. Dlatego założyłam, że jesteście razem. Przepraszam.
- Daj spokój, nie ty pierwsza, nie ostatnia. Poza tym jesteśmy przyjaciółmi - odpowiada, wzruszając ramionami. - To naprawdę zdarza się tak często, że ktoś nam wmawia związek, że czasem sama się mylę - żartuje blondynka. - To pewnie po części wina Hanka.
- Poznaliście się w pracy? Ty i Connor? Wybacz, jeśli jestem wścibska, ale jestem chyba jedyną osobą, która przyszła tu dziś sama i rozpaczliwie szukam kogoś do rozmowy na inny temat niż dzieci i kredyty na dom.
- Zrozumiałe, ale to długa historia - śmieje się Zoya, a policjantka daje jej znać, by mówiła śmiało i dolewa sobie wina. - Pracuję naprzeciwko kawiarni Alety, więc w pierwszej kolejności zaprzyjaźniłam się z nią i Stephenem. Aleta już wtedy spotykała się z Hankiem i to oni uznali, że świetnym pomysłem będzie mnie poznać z Connorem. Zwłaszcza że ja już wtedy znałam też jego znajomych w Jerychu.
- Pamiętam, jak Steve odszedł z policji i jak Hank i Connor nie byli z tego powodu zbyt szczęśliwi.
- Do tej pory nie są.
- Wiesz, mnie wiele osób wmawiało, że się nie nadaję na detektywa i że powinnam pomyśleć o zmianie pracy. Jednak ja miałam w sobie dużo samozaparcia, by im wszystkim udowodnić, że się mylą - mówi Tina, opierając się o blat i rozglądając po zgromadzonych w domu osobach, aż jej wzrok nie zatrzyma się na RK900, który aktualnie zagaduje jakiegoś młodego oficera. - U niego było wręcz odwrotnie, jemu wszyscy wmawiali, że jest do tego stworzony, więc rozumiem, że chciał wszystkim zrobić na złość.
- Nie zrobił tego celowo - mówi od razu Zoya. - Po prostu to nie było dla niego.
- Wiesz, że nie to miałam na myśli.
- Tak, po prostu jestem wyczulona na jego punkcie. Hank mówi, że ja i Aleta mu za bardzo matkujemy, ale nie umiem się powstrzymać. Mam wrażenie, że by zginął beze mnie.
- Mam młodszego brata, wiem, o czym mówisz - przyznaje jej Tina, unosząc swój kieliszek w toaście. Zoya stuka w niego swoją szklanką i uśmiechają się do siebie, zanim brunetka nie skrzywi się, na widok osoby, która właśnie przekroczyła próg. Gavin wita się ze swoimi znajomymi, ciągnąc za sobą szatynkę ubraną w krótką sukienkę. - Ja pierdole. Czy ona w ogóle jest pełnoletnia?
- Tak, ale nie ma więcej niż dwadzieścia pięć lat - odpowiada chłodno Zoya, po tym jak zmierzy dziewczynę wzrokiem. - Dla mnie to akurat nie jest specjalnie zaskakujące, Gavin jest raczej typem mężczyzny, który będzie szukał skandalicznie młodszych od siebie partnerek, bo nie ma do zaoferowania nic osobie w swoim wieku. A już na pewno takiej, która jest od niego mądrzejsza. Co, uznajmy jasno, nie jest specjalnym wyczynem. - Tina wybucha głośnym, histerycznym śmiechem i znów dolewa sobie wina.
- Rany, nigdy nie słyszałam, by ktoś go trafniej podsumował.
- Ja się dopiero rozkręcam - odpowiada dumnie Zoya. - Uwierz mi, jego zamiłowanie do wkurwiania mnie zaowocowało tym, że przeprowadziłam w głowie jego bardzo dokładną psychoanalizę.
- Tak? To słucham, nabijanie się z tego dupka to jedna z moich ulubionych rzeczy w życiu.
- Moim zdaniem ta postawa "złego chłopca" wynika głównie z poczucia niepewności. Wypracował sobie technikę na odpychanie od siebie ludzi, bo boi się, że ktoś zobaczy, jakim jest wystraszonym gówniarzem.
- Dodaj jeszcze jakąś traumę z dzieciństwa, czy coś takiego, co nie pozwala mu się zaangażować emocjonalnie w nic, co wykracza poza seks - mówi Tina i upija łyk wina. - Całe szczęście, że chociaż na tym polu ma coś do zaoferowania.
- Słucham? - pyta Zoya, omal opluwając się zawartością swojej szklanki. Brunetka krzywi się lekko i obraca kieliszek w dłoni.
- Byłam młoda, głupia i świeżo przydzielona na jego posterunek. Nie mówmy o tym.
- Byliście razem?
- A bzykanie się w archiwum można nazwać związkiem? Nie. Powiedziałam ci, brak możliwości do emocjonalnego zaangażowania.
- Dziękuję za dołożenie mi kolejnego powodu, by go nie znosić - przyznaje szczerze Zoya, a policjantka uśmiecha się do niej szeroko. - Chcesz iść do ogrodu, zanim nas zauważy?
- Tak, proszę.
Wycofują się na dwór, gdzie odnajdują Connora, którego uwalniają od small talku z Chrisem i jego żoną. Zoya widzi, że brunet jest jej wdzięczny za sprowadzenie Tiny, która chyba też jest jedną z niewielu osób, które pozwalają mu się czuć swobodnie. Tłumaczą mu, że pojawienie się Reeda, skutecznie wypłoszyło je z domu, a on przyznaje, że ich zachowanie jest w pełni zrozumiałe. Dziewczyny pomagają mu przekładać jedzenie na talerze, a Tina w końcu ma też okazję coś zjeść, co przy ilości wina, którą pije, wydaje się być dobrym pomysłem. Zoya obserwuje z daleka Hanka, który uśmiecha się do nich i szuka wzrokiem Alety, a gdy ją zlokalizuje, ta od razu obejmuje go ramieniem, nie przerywając rozmowy z żoną kapitana Fowlera. Blondynka nie rozumie ani trochę tego, że niektóre związki się po prostu zaczynają, a w innych wypadkach wszystko sprowadza się do niekończącego się krążenia wokół siebie. I nie ma na myśli nawet siebie i Connora, ale wielu swoich znajomych z pracy, czy Jerycha. W końcu nie raz pouczała ich, że powinni się: po prostu z tą osobą umówić, gdy w głębi serca, czuje się najgorszą osobą do dawania takich rad.
Powoli zapada zmrok, więc Zoya pomaga Connorowi zapalić wszystkie światełka, które były rozwieszone na drewnianym płocie wokół ogrodu. A gdy kończą, chcą pomóc Tinie w rozpaleniu szklanych lampionów na stolikach, ale drogę zastępuje im Aleta. Kobieta spogląda chłodno na Connora, a później na Zoyę i opiera dłonie na biodrach.
- Gdzie jest twój brat? - pyta, patrząc na bruneta, który od razu poważnieje.
- Nie wiem, nie widziałem go od ponad trzech godzin. Nie wychodził do ogrodu - odpowiada obronnie, a Aleta przenosi wzrok na Zoyę.
- Ja widziałam go godzinę temu w środku i...
- Godzinę temu? - fuka Aleta. - Macie go znaleźć, Hank nie chce mi się przyznać, ale chyba znowu mu powiedział coś głupiego.
- On nie jest dzieckiem - mówi spokojnym głosem Connor. - Pewnie się obraził i właśnie liczy na to, że będziemy go szukać.
- A czy ja wyglądam, jakby obchodziła mnie twoja opinia na ten temat? - pyta brunetka, a on momentalnie się reflektuje. - Masz go poszukać i masz być dla niego miły. Uważasz, że tylko ty masz prawo, by czuć się niekomfortowo?
- Nie, ale Nines...
- Jeszcze jedno słowo i będziesz dzisiaj pakował kartony do samochodu - upomina go Aleta, a Connor rezygnuje z tego co miał zamiar jeszcze powiedzieć i przytakuje jej lekko. - I bardzo dobrze - dodaje, kładąc mu dłonie na ramionach i przytula go do siebie lekko. - Bądź ty czasem mądrzejszy niż twój głupi ojciec. - Aleta wycofuje się do domu, a Zoya spogląda na Connora, który nie wygląda na zadowolonego.
- Ja go poszukam, nie dokładaj sobie nerwów.
- Jak chociaż nie będę udawał, że go szukam, to Aleta mnie przerobi na części zamienne dla swojego ulubieńca.
- Hank jej nie pozwoli przerobić swojego ulubieńca na części zamienne - odpowiada uszczypliwie Zoya, a Connor wzdycha zrezygnowany.
- Wiem, co masz na myśli. I wiem, że nie poprawiam sytuacji. Więc wiesz, gdzie on jest?
- Pewnie. Idź, pokręć się po domu, żeby Aleta nie miała pretensji, a ja pogadam z młodym.
- Zoya - mówi jeszcze, łapiąc ją za rękę. - Dziękuję.
- Nie ma sprawy. Po to też tu jestem - odpowiada, uśmiechając się do niego. Zoya wychodzi bocznym wyjściem z ogródka i obchodzi dom dookoła, po czym otwiera sobie drzwi do garażu. Kilka godzin temu Connor zadeklarował, że zabrał już stąd ostatnie butelki z piwem, więc nikt nie ma po co tu zaglądać. Dlatego blondynka nie jest w najmniejszym stopniu zaskoczona, gdy widzi Stephena siedzącego na roboczym stole, który na jej widok uśmiecha się kpiąco.
- Ciebie wysłała na przeszpiegi?
- Mnie i Connora, ale uznałam, że lepiej będzie, jak ja cię znajdę - odpowiada, zamykając za sobą drzwi i siada obok niego, gdy garaż wypełnia się jedynie niewielkim światłem jednej, żółtej żarówki. - Co jest?
- Ktoś spytał, co u mnie. Ojciec postanowił przejąć to pytanie i jak się domyślasz, jego zdaniem marnuję potencjał, powinienem dorosnąć i przede wszystkim, być bardziej jak mój brat.
- Domyślam się, że nie powiedział tego dokładnie tymi słowami, ale zachowałeś sens całej wypowiedzi, czyż nie?
- Mniej więcej.
- Mniej niż więcej? Bo jesteś przewrażliwiony?
- A kto w tej rodzinie nie jest? - mruczy pod nosem Steve, zaciskając mocno usta w cienką linię, a blondynka przechyla się w jego stronę i opiera mu głowę na ramieniu.
Stephen obejmuje ją w pasie i czuje się trochę spokojniej. Zoya różni się tym od Alety, że nie mówi niepotrzebnych farmazonów, licząc, że to właśnie je potrzebuje teraz usłyszeć. Więc, zamiast tłumaczyć mu, że Hank na pewno nie miał na myśli tego, co powiedział, czy że powinien zawsze czuć się tak samo wartościowy, niezależnie od tego, czy pracuje w policji, czy w kawiarni, Zoya po prostu siedzi obok niego. Co w tej chwili jest w pełni wystarczające, bo oboje wiedzą, że żadna rozmowa nie zmieni w najmniejszym stopniu tego, jacy są Hank i Connor. Steve, jeszcze jako Nines, po tym gdy CyberLife upadło, a Jerycho obudziło wszystkie znajdujące się w nim androidy, od razu trafił do Connora. RK800 zaoferował się razem z Hankiem, że niezwłocznie zaopiekują się jednym, jedynym modelem RK900, znalezionym w laboratorium wieży. Był grudzień. Miesiąc po rewolucji na Hart Plaza, miesiąc po tym, jak Connor podjął decyzję o zburzeniu murów w swojej głowie. Nines nigdy tych murów nie miał, nie widział ich, został obudzony i wrzucony do zupełnie nowego świata. A przez swoje oprogramowanie, także na posterunek. On jednak w przeciwieństwie do brata, nie umiał się tam odnaleźć, ciągle goniony przeświadczeniem, że to wszystko, co umie, co pozwala mu wykonywać pracę detektywa, zostało mu oferowane, by jak najefektywniej polował na defekty. Jednak nie miał o tym nawet komu powiedzieć, nie miał żadnego wsparcia, dlatego czuł się coraz bardziej nieszczęśliwy i niezrozumiany, gdy Connor i Hank, mieli ze sobą więź, której on nie umiał nawiązać. W końcu z dnia na dzień zostawił mundur w szafie, złożył wypowiedzenie i jeszcze tego samego dnia, parzył już pierwszą kawę pod czujnym okiem Alety. I pierwszy raz w życiu nie czuł się do niczego zmuszony. Tego samego wieczora przez dom na Michigan Drive przetoczyła się ogromna awantura, która zdawała się nie mieć końca, aż do momentu, gdy Nines zaczął pomieszkiwać w kawiarni. Aleta oczywiście go na tym przyłapała i z wściekłością matki, której dziecko ktoś pobił w szkole, pojechała do porucznika Andersona, by powiedzieć, mu co sądzi o jego postawie wobec syna. I od tamtego czasu wszystko zaczęło się układać.
Ale on kompletny poczuł się dopiero, gdy pojawiła się Zoya. W pierwszej chwili, gdy blondynka w granatowym garniturze weszła do kawiarni i do niego uśmiechnęła, poczuł się lepiej. Dopiero gdy pierwszy raz wyszli razem do klubu, gdy innym razem nad ranem siedzieli na podłodze jej mieszkania, słuchając muzyki z West Side Story, poczuł się rozumiany. Ona opowiadała mu o swojej pracy, o Nikodemie, a on jej o swoim bracie. Ona pozwoliła mu zostać na swojej sofie tak długo, jak będzie potrzebował, pomimo tego, że znali się tydzień. I to jej pierwszej powiedział, że nie chce, by więcej zwracać się do niego Nines, a ona nigdy więcej tego nie zrobiła.
I teraz Stephen zastanawia się, czy był niespełna rozumu, gdy przyznał Aletcie rację, że Zoya powinna poznać jego brata. Dlatego wmawia sobie, że zrobił to tylko dlatego, że ona potrzebowała kontaktów w policji, bo trudno mu znieść, że przez to Connor stał się większą częścią ich życia.
- A ty jak się bawisz? - pyta ją, po dłuższej chwili milczenia.
- Poznałam trochę lepiej Tinę, będę miała przynajmniej drugą osobę na tym posterunku, z którą da się współpracować.
- To będzie jeszcze długi wieczór, nie? - Blondynka wzrusza ramionami w odpowiedzi, a on odsuwa się lekko i szuka czegoś w kieszeni dżinsów, zanim wyjmie z nich mały woreczek strunowy, w którym znajdują się bardzo drobne niebieskie kryształki. - Życzysz sobie?
- Przyniosłeś narkotyki na imprezę z całym posterunkiem policji? - śmieje się Zoya.
- Mam dobrego prawnika - śmieje się, szturchając ją w bok. - Poza tym posiadanie nie jest karalne. A ja jestem szczodry, nie chcę od ciebie za to kasy.
- Nie jesteś genialny, Steve. Jesteś debilem - mówi ciepłym głosem, a on przewraca oczami.
- Już nie bądź taka święta, wiem, że to brałaś.
- Każdy z nas to brał, nie gram świętej. Po prostu wiem, jak na to reaguję i nie chcę tego powtarzać. Jednak ty się nie krępuj.
- Nie mam zamiaru - odpowiada i kładzie sobie na języku niewielki kawałek Sky, po czym zeskakuje ze stolika i podaje jej rękę. - Chodź, rozkręcimy trochę tę imprezę.
Zoya łapie jego dłoń i wracają do domu, Steve zostawia ją na chwilę, po której wyłania się z sypialni w jednej z hawajskich koszul swojego ojca zarzuconych na podkoszulek. Blondynka podchodzi do odtwarzacza i chwilę szuka piosenki, która będzie im odpowiadać, zanim trafi na jakąś radiostację, grającą przeboje sprzed kilkunastu lat. Steve podchodzi do niej, bujając się w rytm muzyki i zaczynają bez skrępowania tańczyć w salonie między sofą a telewizorem. Nie muszą czekać długo, aż dołączy do nich Tina z jednym z kolegów.
Connor użył pretekstu, że szuka swojego brata do tego, by na chwilę zaszyć się w swoim pokoju, ale widok kartonów wcale nie napawa go większym spokojem. Powinien w końcu przyznać, że wizja wyprowadzki z Michigan Drive jest dla niego przerażająca. Odkąd się obudził, cały czas mieszkał z Hankiem i zawsze miał w nim oparcie. Teraz, gdy ma zamieszkać sam, ma wobec tego poważne obawy. Przede wszystkim to, że nie będzie miał już najmniejszych powodów, by w ogóle opuszczać swoje miejsce pracy, gdy będzie czekać go wizja wracania do pustych ścian. Nie chce jednak powiedzieć tego nikomu, by nie zostać posądzonym o to, że jest po prostu dziecinny, gdy powinien zachowywać się jak dorosły. Skoro Nines radzi sobie sam, pracując w knajpie, to on tym bardziej powinien dać sobie radę. A przynajmniej tak właśnie uważa Hank, dlatego Connor nie ma zamiaru choćby zająknąć się na temat przeprowadzki. Tym bardziej że po wszystkim, co Anderson przeżył w swoim życiu, zasłużył na to, by spędzić emeryturę z ukochaną kobietą. I Connor nie ma zamiaru mu tego w żaden sposób utrudnić. Najgorsze, że zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby dogadał się z bratem, to byłoby inaczej, bo mogliby wyjąć coś razem, ale w obecnej sytuacji, ta opcja nie jest w ogóle brana pod uwagę. Zwyczajnie Connor obawia się, że po tygodniu wróciliby do awantur sprzed roku.
Gdy słyszy trochę głośniejszą muzykę płynącą z salonu, zdaje sobie sprawę z tego, że Zoya na pewno już znalazła RK900, który teraz robi to, co umie najlepiej. Zwraca na siebie uwagę. Tam, gdzie Connor najbardziej na świecie chciał się wycofać i być niezauważalny, tam Stephen niemal krzyczał o atencje. Co tylko irytowało starszego z braci jeszcze mocniej. To, że on nigdy nie zdobędzie się na to, by zatańczyć z Zoyą na środku pokoju, gdy będzie się na nich gapić i śmiać z nich kilkanaście osób. Nie jest w żadnym stopniu zazdrosny o brata, ale zwyczajnie... nie lubi pewnych cech jego charakteru. Blondynka za to od razu wyczuwa jego obecność i wymyka się w stronę Connora, dając mu znać, by wyszli z powrotem do ogrodu. Siadają przy stoliku, gdzie zaraz dosiada się do nich też Tina, która tłumaczy im, że Julian i Steve lepiej się odnajdą w swoim własnym towarzystwie. Policjantka nalewa sobie wina, ale gdy chce odstawić butelkę, zaczepia bransoletką o kieliszek, który upada na stolik, a jego zawartość ścieka na sukienkę Zoyi. Blondynka podrywa się z krzesła, a Tina od razu zaczyna ją przepraszać.
- Nic się nie stało, pójdę ją zaprać - odpowiada spokojnie androidka i biegnie do łazienki, gdzie dopiero przeklina pod nosem. Podciąga sukienkę, by włożyć poplamione miejsce pod bieżącą wodę. Nie jest zła na Tinę, jest zła na siebie, że taka głupota jest w stanie ją wyprowadzić z równowagi i skupia się tak bardzo, na próbie usunięcia plamy, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie zamknęła drzwi.
- Niezłe nogi - rzuca głos za jej plecami. Zoya obraca się w stronę wejścia, gdzie Reed opiera się nonszalancko o framugę i patrzy na nią z bezczelnym uśmiechem.
- Twoja dziewczyna też ma nie najgorsze, więc lepiej idź do niej z takimi komplementami.
- To nie moja dziewczyna, więc już się tak o nią nie martw.
- Umawia się z tobą, więc to wystarczający powód, by dać jej numer do jakiegoś dobrego terapeuty. Na pewno ma coś nieprzepracowane z dzieciństwa, że rekompensuje to sobie z tobą w łóżku - odpowiada blondynka i pociera kolejny raz plamę mydłem. Gavin podchodzi do niej i przegląda rzeczy ustawione na półce, aż łapie za jedną z nich.
- Daj to - mówi, łapiąc za fragment jej mokrej sukienki i wylewa na nią zawartość buteleczki. - Woda utleniona albo sól, jeśli to było czerwone wino.
- Od kiedy jesteś takim ekspertem od usuwania plam?
- Odkąd widziałem, że kręcisz z Chen, to wiedziałem, że tak się to skończy. Spotykałem się z nią, ona ma poważny talent do rozlewania zawartości kieliszków gdzie popadnie - mówi, pociągając trochę mocniej jej sukienkę. Zoya przysuwa się krok bliżej umywalki, by reszta materiału trochę mocniej osłoniła jej nogi i tyłek. - Daj spokój, nie jesteś w moim typie.
- Jasne - mruczy pod nosem Zoya, a on wybucha śmiechem.
- Nie kręci mnie plastik i nie kręcą mnie suki, a ty spełniasz obie kategorie - odpowiada, podając jej ręcznik i odsuwając się od niej. - I mówi się: dziękuję.
- Spierdalaj - mruczy ciepłym głosem blondynka, pochylając się lekko, by wykręcić mokry materiał sukienki.
- Chociaż trochę żałuję, że nie wylała ci tego wina na dekolt - komentuje, znów parskając śmiechem, a ona mierzy go lodowanym wzrokiem i od razu się prostuje.
- Już? Ponapawałeś się swoją wyższością i widokiem moich cycków? To wystarczy za: dziękuję?
- Wow, wy naprawdę jesteście siebie warci z tym jebanym harcerzykiem - mówi Reed, mrużąc lekko oczy. - Widzę, że nie opłacało się ci pomagać. Jesteś tak samo pozbawioną uczuć puszką, jak on.
- A co? Spodziewałeś się, że rzucę ci się z wdzięczności na szyję, bo raz się zachowałeś jak człowiek? Nawet nie do końca, bo nie mogłeś tego zrobić bez nachalnych, niechcianych komplementów. No prawdziwy samiec alfa, powinnam teraz paść na kolana i ci bić pokłony?
- Są lepsze rzeczy, które mogłabyś robić na kolanach - odpowiada jej bez zastanowienia, a Zoya uśmiecha się triumfalnie.
- Podobno nie jestem w twoim typie.
- Nie jesteś...
- Oboje wiemy, że to nie prawda - śmieje się jeszcze blondynka i rusza w stronę wyjścia, ale zatrzymuje się w drzwiach i obraca do niego. - Dziękuję, Gavin. To było zaskakująco ludzkie zachowanie z twojej strony. - Gdy już łapie za klamkę, słyszy, że szatyn przeklina cicho.
- Te, księżniczko! - woła, a ona spogląda na niego oczekująco. - Miałaś rację z tym bratem tego chłopaka, wiesz sprawa androidki, którą przymknęliśmy.
- Dzięki, że mi powiedziałeś.
- Nie ma sprawy. Jednak następnym razem, nie wpierdalaj mi się w śledztwo.
- Bo co mi zrobisz? - pyta, puszczając do niego oko i wychodzi w końcu na korytarz. Stephen rozmawia z chłopakiem, z którym poznała go Tina, więc Zoya postanawia im nie przeszkadzać i wychodzi na dwór. Hank, Aleta i Connor stoją w towarzystwie Bena Collinsa, a ona od razu wyczuwa zdenerwowanie bruneta, dlatego rusza w ich stronę. - Co mnie ominęło?
- Właśnie rozmawiamy o tym, że w końcu będę miał znów dom tylko dla siebie - odpowiada Hank, a jego partnerka od razu spogląda na niego z chłodnym uśmiechem. - W sensie bez chłopaków, już nie rób takiej miny.
- Jeszcze będzie ci ich brakować, jak moja córka wyjechała na studia, to mówiłem tak samo. A teraz mam do niej pretensje, że nie przyjeżdża co weekend.
- Connor się przecież nie wyprowadza na drugi koniec kraju, tylko do centrum - mówi porucznik, machając ręką.
- To co, wprowadza się do ciebie? - pyta Ben, spoglądając na androidkę.
- Chciałbym - komentuje Anderson, parskając śmiechem. Connor łapie Zoyę za dłoń i zaciska na niej palce, a ona uśmiecha się szeroko do ich rozmówców.
- Nie, ale teraz będziemy się zbierać. Chciałabym się przebrać, a Connor zaoferował się, że mnie odwiezie - mówi Zoya i jeszcze chwilę tłumaczy, co się stało z jej sukienką i że swoje auto zostawia Stephenowi, zanim w końcu udaje im się wymknąć bocznym wyjściem. Dopiero po tym jak wsiądą do samochodu i zatrzymają się na pierwszych światłach, Connor wzdycha z wyraźną ulgą. - Mamy to za sobą. Nie było chyba aż tak źle?
- Nie, ale... - Przez chwilę ma ochotę powiedzieć jej o tym, jak niekomfortowo czuje się już w tym domu, gdy ma świadomość, że zaraz musi się z niego wynieść, ale ostatecznie brakuje mu słów. Zoya kładzie dłoń, na jego ręce, którą trzyma na drążku zmiany biegów i uśmiecha się do niego. - Nie mam w sobie tego czegoś, co pozwala mojemu bratu, na olewanie wszystkiego i nieprzejmowanie się.
- On się przejmuje. Tylko też tego nie pokazuje, ale przynajmniej o tym rozmawia.
- Będę mógł wejść do ciebie na trochę? Nie chcę na razie tam wracać.
- Możesz zostać na noc - proponuje blondynka, a on przytakuje jej, uśmiechając się z wdzięcznością. Dojeżdżają do niej w kilkanaście minut, Connor był u niej już kilka razy, ale i tak daje jej się prowadzić pod same drzwi, za którymi blondynka od razu zaczyna rozmawiać ze swoim kotem. Pers krąży wokół jej nóg, wydając z siebie niezadowolone fuknięcia aż do momentu, gdy ta go nakarmi. Connor siada na sofie, gdy Zoya znika na chwilę w garderobie i wraca przebrana w bawełniane krótkie spodenki i podkoszulek. Zajmuje miejsce obok niego, związując niedbale włosy, a on stara się ignorować to, że kot usiadł na stoliku naprzeciwko niego. - Nie przejmuj się, on nikogo nie lubi. Jest kotem.
- Dlatego wolę psy.
- Dlatego wolę koty - odpowiada krótko i patrzy na niego. Connor opiera głowę o zagłówek, tak że patrzy w sufit i oddycha płytko. - To chodzi o to, że ludzie o nas gadają, czy o coś więcej?
- O to, o wszystko.
- Domyślam się, że przeprowadzka to nic łatwego.
- Dla ciebie to było łatwe.
- Niektóre aspekty były trudne, ale Nikodem przeniósł się tu ze mną, więc praktycznie nic nie straciłam, wszystko zyskałam - tłumaczy, wyciągając dłoń i przesuwa nią po jego ramieniu. - Hank ma rację, przeprowadzasz się tylko do centrum. Zawsze będziesz mógł wpaść do niego w odwiedziny po pracy, zabrać Sumo na spacer, porozmawiać o pracy. To nie jest aż tak wielka zmiana, jak ci się wydaje. No i w pracy też będzie wszystko dobrze, Connor. Tina już o to zadba.
- Polubiłyście się - stwierdza takim tonem, że ona nie czuje potrzeby, by na to odpowiedzieć. - Jak ty to robisz, Zoya? - pyta, obracając głowę w jej stronę, by na nią spojrzeć, a jej dłoń zsuwa się na jego policzek. - Że wszyscy cię lubią i ty lubisz wszystkich.
- Och, ja tylko sprawiam wrażenie, że wszystkich lubię. To mi pomaga w życiu.
- Dobrze udajesz.
- Ciebie lubię szczerze, nie musisz się martwić - zapewnia go, uśmiechając się krótko.
- Wiem. Dzięki za to, co mówisz i że mi pomagasz.
- Daj spokój - śmieje się, cofając rękę. - Wiesz, jeśli naprawdę będziesz się źle czuł w swoim nowym mieszkaniu, to możesz mnie odwiedzać częściej. Kot nie będzie zadowolony, ale jak zniósł Stephena, to zniesie każdego.
- Będę o tym pamiętał. - Zapada między nimi cisza, a Zoya zbiera się w sobie na odwagę i przysuwa się do niego trochę bliżej.
- Mam dla ciebie pewną propozycję. Mam bilety do teatru na przyszłą sobotę. Na Broadway. Wiem, że to nie twoja strefa komfortu, ale moglibyśmy polecieć razem do Nowego Jorku na weekend. Myślę, że poza tym teatrem moglibyśmy pozwiedzać, pójść na spacer...
- Jak to musical, to raczej weź mojego brata - odpowiada Connor, bez chwili namysłu. - Poza tym, nie wiem, czy będę miał wolny weekend, wszystko zależy od tego, czy wpadnie jakieś śledztwo.
- Masz zaległy urlop. Wiem o tym - mówi, uśmiechając się do niego. - Poza tym nie mogę zabrać twojego brata, bo chciałam, żeby to była randka.
W mieszkaniu zapada cisza, która jest tak wymowna, że Zoya przez ułamek sekundy ma ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem i powiedzieć: żartowałam. Jednak uważa, że jest na to o wiele za poważna, by się poniżyć jeszcze bardziej, więc po prostu utrzymuje jego spojrzenie i czeka na jego reakcję.
- To chyba nie jest dobry moment... - zaczyna w końcu Connor, a ona dalej nie okazuje żadnych emocji. Po prostu mu się przygląda. - Wiesz, tu wszystko jest w rozsypce, a to cały weekend.
- Czyli chcesz iść ze mną na randkę, ale nie chcesz jechać do Nowego Jorku? - upewnia się blondynka, a on przytakuje jej lekko.
- Weź Stephena do Nowego Jorku na tę sztukę, a ja z chęcią pójdę z tobą do kina, czy...
- Zaprosisz mnie do siebie, jak już rozpakujesz wszystkie kartony? - proponuje Zoya, a on przytakuje jej z niepewnym uśmiechem.
- Dlaczego teraz to zaproponowałaś? Znamy się już tyle czasu.
- Bo ty byś nigdy tego nie zrobił.
- Tak, to akurat prawda - przyznaje jej, śmiejąc się krótko, a ona podciąga kolana na sofę, zbliżając się do niego jeszcze trochę.
- Wiesz, ja czasem nie mam nawet pewności, że w ogóle mnie lubisz. Więc dlatego z tym zwlekałam.
- Naprawdę? - pyta zaskoczony, a ona przytakuje mu, znów wyciągając rękę, by odsunąć mu z czoła niesforny kosmyk włosów. A przez to, że robi to pierwszy raz, odkąd się znają, ma wrażenie, że to jedna z najbardziej intymnych rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobiła.
- To głupie. Ja czasem mam wrażenie, że nie lubię nikogo poza tobą - odpowiada krótko.
Zoya przytula się do niego i przygryza lekko usta, mając wrażenie, że w końcu, po pół roku od przeprowadzki do Detroit udało jej się coś, co nie jest związane z jej pracą.
Dzien dobry.
Uznałam, że póki wena i okoliczności mi sprzyjają to postaram się wrzucać rozdziały dwa razy w tygodniu. Na pewno we wtorki. Może bonusowo w soboty, jeśli moja Beta się wyrobi.
Uwielbiam ten rozdział bo ma w sobie wszystkich których kocham.
Jak zawsze dzięki że jesteście.
Kons.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro