Cynizm i miłość ❍ 25.07.2040
Ostatnie dwadzieścia cztery godziny były niezmiernie przerażające i stresujące dla wielu osób. Dla niektórych, jak Nikodem Palmer, czy jego matka Kristina, oraz dla RK900 mogły być jednymi z najgorszych w ich życiu, bo do tej pory żadne z nich nie bało się o życie bliskiej im osoby. I nie spędzało kolejnych powoli płynących minut na sterylnym korytarzu EQL w oczekiwaniu na jakiekolwiek informacje i drżąc z niepewności, że jeśli coś pójdzie źle, jeśli spełni się jakiś z ich najgorszych założonych scenariuszy, w ich życiu już na dobre pozostanie wyrwa, której nie uda im się niczym zapełnić.
Z całą pewnością to były tragiczne godziny też dla RK200, nie tylko dlatego, że Markus stracił dawną ukochaną, ale dlatego, że całej społeczności, której przewodzi, zadano silny, niespodziewany i brutalny cios, którego nikt się nie spodziewał. I z którym to teraz będzie sobie musiał poradzić sam, dopóki Zoya nie będzie znów w stanie stanąć w jego narożniku.
Nie były też łatwe dla detektywów lokalnej policji, którzy nie tylko musieli dowiedzieć się co się dokładnie stało, ale też wykluczyć prawdopodobieństwo zamachu terrorystycznego i wszystko ze sobą powiązać. A prowadzenia śledztwa żadnemu z nich nie ułatwiał fakt, że obaj na swój sposób martwili się o blondynkę, którą w fatalnym stanie przewieziono do szpitala EQL. Gavin Reed w życiu nie przyznałby się do tego, że przeszło mu przez myśl, by poprosić swojego brata o pomoc, bo nie do końca mógł zebrać myśli, goniony przez świadomość, że kobieta, którą jeszcze kilka godzin temu całował na swoim biurku, może nie żyć. Connor za to przekuł wszystkie swoje negatywne emocje w działanie, bo bał się, że jeśli na chwilę się zatrzyma i zacznie je analizować, to jego program po prostu przestanie działać i zmusi go do tego, by usiąść i płakać. A tak po prostu robił wszystko, co w swojej mocny, by dowiedzieć się, co się stało i w których momentach je zawiódł: jednakowo Zoyę, której list z pogróżkami postanowił zignorować, gdy tylko Reed o nim wspomniał, jak i North, którą przecież zobaczył na monitoringu sprzed sądu. Uznał wtedy, że po prostu napięte relacje między kobietami przybrały nowy poziom i wrócił do dalszej pracy. A gdyby zadzwonił do Zoyi, gdyby poszedł do jej biura, to może zapobiegłby tragedii.
Jedyną osobą, która w ciągu ostatniej doby w końcu poczuła się szczęśliwa, był Elijah Kamski. Założyciel CyberLife zawsze, w każdej sytuacji, skupiał się przede wszystkim na szukaniu rozwiązań, nie na rozpamiętywaniu własnych emocji. Te nauczył się odsuwać od siebie i oddzielać murem zbudowanym z własnego geniuszu. Dlatego gdy dostał informację, kto dokładnie został ranny w wyniku wybuch w centrum, wcale nie chciał myśleć o Zoyi jako osobie, którą poznał i którą zdążył obdarzyć ostrożną sympatią, a wolał się skupić na kolejnym wyzwaniu. Uszkodzonym androidzie wymagającym naprawy. Oczywiście takie zadania były daleko poniżej stanowiska, które obecnie zajmował, ale były wszystkim tym, co kochał w tym co stworzył. Były wyzwaniem. Wymagały od niego użycia jego talentu do tworzenia i bystrego umysłu. Nie tylko planowania, knucia i przebiegłości, które musiał mieć jako prezez EQL. Teraz, przez te ostatnie godziny, mógł robić to, co kiedyś kochał. Działać.
Androidka była poważnie uszkodzona. Prawdopodobnie, gdyby nie jego potrzeba wykazania się, ktoś mniej kumaty mógłby powiedzieć, że nie da się nic zrobić i spisać ją na straty. Jednak nie Elijah. Kamski już po pierwszym spotkaniu z Zoyą coś sobie postanowił i nie miał teraz zamiaru, by przeszkodziło mu w tych planach coś tak błahego i codziennego, jak śmierć. Nie kiedy on ma coś do powiedzenia. Dlatego od prawie doby robi wszystko, co w jego mocy, by przywrócić wszystkie systemy Zoyi do ponownego działania, ignorując Adę, która pomagając mu, nie omieszka komentować jego uporu krytycznym spojrzeniem.
Dla Zoyi ostatnia doba nie istniała. Podobnie, jak cała ona przez ostatnią dobę, po prostu nie istniała. Nie była człowiekiem; nie tkwiła w jakimś mistycznym zawieszeniu między życiem, a śmiercią. Po prostu była wyłączoną maszyną, którą ktoś usilnie próbował na nowo poskładać i przywrócić do sprawnego funkcjonowania.
Ostatnią rzeczą, jaką zarejestrowała świadomie, były niebieskie oczy North.
A pierwszą, którą widzi po ponownym uruchomieniu, są zupełnie inne niebieskie oczy. Te, które porównała do mroźnego, ale słonecznego poranka.
- SR900 podaj swoje imię - odzywa się Elijah, a Zoya unosi dłoń na wysokość swojej twarzy, widząc biały szkielet. Od dawna nie widziała siebie bez skóry, że czasem aż zapominała, jak doskonała jest jej budowa.
- Zoya - mówi, poruszając lekko palcami i przenosi spojrzenie na Kamskiego, który jest wpatrzony w ekran trzymanego w dłoniach urządzenia diagnostycznego. Elektrody przyklejone do jej ciała i wpięte w zgięcia łokci muszą dawać mu podgląd jej stanu technicznego. Gdy Zoya powoli odkrywa, że nie czuje się dobrze. Czuje się, jakby funkcjonowała zaledwie połowa jej systemów, bo reszta jest w stanie oszczędzania energii, co przyprawią o uderzającą falę niepokoju. - Czy wszystko ze mną w porządku, Elijah? - Na dźwięk swojego imienia, brunet spogląda na nią zaskoczony, a ona dostrzega zmęczenie wymalowane na jego szczupłej twarzy.
- Tego dopiero się dowiemy, póki co, nie wygląda to źle.
- Mam szczęście, że jesteś geniuszem? - sili się na dowcipny ton Zoya, dopiero teraz dostrzegając Adę, która się do niej zbliża.
- Gdyby nie my, skończyłabyś tak samo, jak North - odpowiada chłodno RK100 i gdy Elijah skinie jej głową, zaczyna odpinać elektrody i kable z jej rąk. Zoya sięga po białą koszulę szpitalną i dopiero gdy ją na siebie włoży, znów unosi dłoń na wysokość twarzy, patrząc, jak syntetyczna skóra powoli zakrywa plastikowy szkielet.
- Jak nowa - wzdycha chłodno, łapiąc swoje odbicie w lustrze i to, że nawet jej włosy opadają na plecy, ładnymi falami. - Dziękuję.
- To nie było proste - mówi Kamski, dalej na nią nie patrząc i teraz Zoya ma już prawie pewność, że brunet robi to celowo.
- Musieliśmy wymienić kilka ważnych biokomponentów, lewą piszczel, naprawić miejsca, gdzie skóra uległa uszkodzeniu... ale najważniejsze było to, że szkło wbiło się i rozprysło o twój szkielet cudem nie trafiając w pompę Tyrium. Gdyby ta została przebita, nie byłoby co ratować - tłumaczy jej Ada, zanim weźmie ją za rękę. - Chcę sprawdzić, czy system komunikacji nie został zaburzony. Możesz myśleć o czymś błahym, jeśli nie chcesz dzielić się emocjami.
Blondynka przytakuje na jej słowa, ale nie umie znaleźć nic błahego, na czym mogłaby teraz skupić swoje myśli, które nieustannie krążą wokół North. Wokół tego, że gdyby nie kazała jej uciekać, to obie skończyłby martwe. Do umysły Zoyi zaczynają napływać scenariusze, w których Stephen i Nikodem nie wyszli z biura. Palmer by tego nie przeżył. Nikt z nich by tego nie przeżył. Wszyscy byliby rozerwani na strzępy, tak jak obiecano jej to w liście. Znów wraca do spojrzenia North. A Ada niemal siłą narzuca jej swoje emocje. Wdziera się do jej umysłu, który zalewa swoim chłodem, przygaszając pędzące myśli SR900 i niemal nakazuje jej się uspokoić. Jednocześnie w tym wszystkim je obie łączy kilka bardzo podobnych uczuć. Przede wszystkim strata.
Obie nie darzyły North sympatią. Jednak nawet otwarta niechęć do jej osoby w żaden sposób nie łagodziły świadomości jej straty. Tego, że nigdy nie będzie im już dane doprowadzić wzajemnych relacji do jakiegoś cywilizowanego poziomu, bo North po prostu zabrakło.
A poza tym troska.
Zoya wyczuwa, że Ada jest zatroskana o Kamskiego i jego stan, po tych wyczerpujących ostatnich kilkunastu godzinach. I gdzieś w tej trosce RK100 przekazuje jej też, że Elijah nie zrobiłby tego, co zrobił dla niej, dla wielu innych androidów. Ada rozumie też jej troskę o bliskich, choć w jej wypadku jest ona dużo bardziej pragmatyczna, ale wciąż jest obecna.
I jest wdzięczność.
Obie są wdzięczne wszechświatowi, że dane im było się poznać i żyć w tym samym momencie.
- Wszystko w porządku? - upewnia się Kamski, gdy kończą połączenie. Ada przytakuje mu w odpowiedzi i uśmiecha się do Zoyi.
- Mogę poprosić jej bliskich, Elijah? A ty zrobisz sobie chwilę przerwy i coś zjesz? - sugeruje Ada, a on kręci mechanicznie głową i podchodzi do blondynki. Wyciąga przed siebie ręce i spogląda na dłonie blondynki, wyraźnie czekając, aż mu je poda.
- Spróbuj wstać, nie możesz siedzieć na stole operacyjnym, gdy Ada im przekaże, że jesteś cała. To mogłoby wzbudzić mylne wrażenie - mówi, dalej nie patrząc jej w oczy. Zoya bierze go za ręce i powoli zsuwa się na nogi, a gdy tylko staje, ma wrażenie, że dramatycznie brakuje jej energii. - Spokojnie, systemy potrzebują trochę czasu, zanim Tyrium na nowo zasili wszystkie komponenty. To bardzo dużo funkcji, a bardzo krótki czas od włączenia. Powinienem poczekać, nie uruchamiać cię jeszcze ponownie. Coś może pójść nie tak... - Zoya zaciska palce, a on w końcu unosi na nią spojrzenie. - Chodź - mówi, przerywając swój potok myśli.
Prowadzi ją do pokoju obok, gdzie na szpitalnym łóżku leży gruby biały szlafrok. Zoya owija się w niego, bo system cały czas powiadamia ją, że temperatura Tyrium w jej organizmie jest za niska. Ada spogląda na Kamskiego, by upewnić się, że może wyjść, poprosić Palmerów i Dziewięćset, a gdy tylko znika za drzwiami, Elijah od razu wycofuje się do sali, z której przyszli.
- Zostawię cię z bliskimi - mówi, już wychodząc.
- Tylko wróć - prosi Zoya, a on obraca się w jej stronę zaskoczony. - Chciałabym ci podziękować - zanim doda coś jeszcze, do sali już wpada Kristina Palmer, która od razu siada obok blondynki i ją do siebie przytula.
Elijahowi udaje się wymknąć, zanim ktoś go zauważy, ale i tak jeszcze chwilę obserwuje sytuację w pokoju obok. Pani Palmer wyrzuca z siebie jakieś chaotyczne słowa, całując blondynkę po głowie, jakby ta była jej rodzoną córką, za to Nikodem kuca naprzeciwko Zoyi i opiera czoło o jej kolana. Trochę z boku trzyma się RK900, który dopiero po tym, jak blondynka na niego spojrzy, podchodzi bliżej i ściska dłoń, którą ta wyciągnęła w jego stronę, bo drugą nieprzerwanie przeczesuje włosy Nikodema. Jest w tej scenie coś przerażająco niemal wzruszającego, bo wszyscy w sali obok są bliscy płaczu. Przez głowę Kamskiego przelatuje myśl, że wyglądają jak rodzina.
Rodzina, która mimo całych swoich wpływów, intryg, pieniędzy i aspiracji wciąż się o siebie troszczy.
A to dla niego coś niezwykłego.
- Jest kochana. Kto by pomyślał - stwierdza prześmiewczym głosem Ada, która wchodzi do sali z tacą. Elijah od razu odsuwa się od niewielkiego okienka w drzwiach, jak dziecko, które zostało na czymś przyłapane. Obraca się w stronę androidki, która stawia na najbliższym biurku tacę z dużą miską.
- Co to jest?
- Jedzenie. Cztery godziny temu zamówiłam ramen z twojej ulubionej knajpy, sądziłam że szybciej uda nam się ją doprowadzić do względnej sprawności. Właśnie odgrzałam. W mikrofali. Ale nie masz prawa narzekać, gdy to twój pierwszy posiłek od czternastu godzin.
- Dziękuję - odpowiada po chwili, wiedząc że nie ma po co w tej chwili wdawać się w dyskusje z Adą. Siada więc przy biurku i bierze pałeczki do ręki, dopiero wtedy orientując się, że ma na dłoniach ślady Tyrium i od razu idzie je umyć. RK100 za to zajmuje jego miejsce przy drzwiach. - Daj jej trochę prywatności.
- Zastanawia mnie, dlaczego nie ma tam Osiemset. Wydawało mi się, że darzy ją jakąś sympatią, a wygląda na to, że nie. Jest tylko rodzina - mówi, a Elijah wzrusza w odpowiedzi ramionami i w końcu zaczyna jeść. - Ciekawe, czy znajdą osobę odpowiedzialną za to, co się stało.
- Jeśli nie, to osobiście dopilnuję, by wywalono z policji wszystkich, którzy pracowali przy tym śledztwie - odpowiada beznamiętnie Kamski, a Ada patrzy na niego pytająco. - Pieniądze. Odpowiedzią są pieniądze. Poza tym myślę, że Palmerowie też będą chcieć takiego obrotu spraw.
- Jasne. Ktoś próbował zniszczyć ich klejnot koronny - śmieje się Ada i teraz to Elijah spogląda na nią chłodno. - Powiedz, że tego nie widzisz. Ona jest twarzą ich bycia liberałami doskonałymi. Mogą zakopywać wszystkie swoje nieuczciwe zagrania pod płaszczykiem tego, ile robią dla społeczności androidów.
- Zoya nie jest pionkiem w ich grze.
- Pionkiem? Proszę cię - parska śmiechem RK100 i opiera się o ścianę naprzeciwko Elijaha, by móc na niego patrzeć. - Ona nie jest pionkiem, jest królową.
- Tak, a oni chyba nie spodziewali się tego, jak okaże się niebezpieczna.
- Jest piękna, piekielnie sprytna i przebiegła, oraz ma ambicje, które są nieograniczone. Ona chcę wszystkiego - mówi Ada, a brunet przytakuje jej nieznacznie, a wtedy androidka uśmiecha się bezczelnie. - I powiedz mi, kogo ci to przypomina, Elijah?
- Uważaj na słowa - odpowiada, spoglądając na nią tak, jakby miał zaraz czymś w nią rzucić, ale Ada zdaje się być do tego przyzwyczajona, bo kręci głową.
- Ja tylko mówię, że masz swój typ...
- Ada.
- Masz swój typ i uważaj, żeby nie przenieść jakiś nieprzepracowanych uczuć i traum na Zoyę. Bo nie ukryjesz przede mną, że już to robisz - kontynuuje RK100, nie robiąc sobie nic z miny swojego przełożonego. - Oglądasz z nią wywiady, sięgasz po telefon, ale do niej nie dzwonisz. Subtelnie śledzisz swojego brata, bo wiesz, że bywa u niej i zostaje na noc. A gdy cię o to spytałam ostatnio, powiedziałeś, że jest z nią tak, jak z piosenką, której nie możesz wyrzucić z głowy i...
- Przestań. Gdybym potrzebował psychoterapii, to bym się na taką wybrał.
- Problem w tym, że właśnie ostatnio się na nią nie wybrałeś. Czy mam się obawiać, że wkraczamy w kolejny epizod?
- Nie. Raz odpuściłem terapię, to nic nie znaczy. Nie szukaj problemów tam, gdzie ich nie ma - odpowiada jej Kamskim i kontynuuje jedzenie, licząc na to, że Ada w końcu odpuści, ale androidka dalej wbija w niego wzrok.
- Od tego się to zazwyczaj zaczyna. Nie mówię, że już dajesz sygnały, ale...
- Ada - mówi ostrzegawczo brunet, a ona jeszcze chwilę patrzy na niego karcąco. Zanim w końcu nie przewróci oczami, wzdychając ostentacyjnie.
- Dobrze. Powiedzmy, że ci wierzę.
- Dziękuję.
- Ale... - Gdy tylko się odzywa, Elijah odsuwa od siebie tacę i unosi dłonie do góry, jakby zabrakło mu już sił psychicznych do tej rozmowy. - Widziałam cię wczoraj, gdy ją przywieźli, Elijah. I nie wmówisz mi, że podszedłeś do tej sprawy chłodno.
- Zaraz cię zwolnię i będziesz mogła mieć to gdzieś.
- Nie zwolnisz mnie, oboje o tym wiemy - mówi pewnie RK100. - A teraz zjedz ten ramen do końca. Nie chcę znów zbierać cię z podłogi, bo zapomniałeś zjeść przez dwie doby.
- Przez rok mogłabyś przestać mi to wypominać.
- Będę ci to wypominać do końca twojego życia, Elijah. I chciałabym, żeby było ono jak najdłuższe, więc: jedz.
Brunet mimowolnie unosi kącik ust w czymś na kształt uśmiechu i sięga z powrotem po pałeczki i kontynuuje jedzenie. Ada wychodzi chwilę później, bo dostaje informację o pojawieniu się nie tylko policji, ale i dziennikarzy. Wybuch w centrum miasta, w kancelarii prowadzonej przez syna senatora i w którym zginęła jedna z założycielek Jerycha, wzbudził narodową sensację. A drugą sprawą jest to, że Zoya nie jest anonimowa, więc prasa czaiła się od początku pod szpitalem w wieży EQL, żądna jakichś informacji na temat jej stanu. Których absolutnie nikt nie kwapił się, by im podać. W takich kryzysowych sytuacjach to właśnie Zoya zazwyczaj zwoływała konferencje prasowe i podpowiadała swoim znajomym z Jerycha co mówić. Teraz nie było Zoyi, Markusa, North, a Simon i Josh byli zdewastowani przez ten bestialski atak.
Kamskiemu niedane jest dokończyć posiłek, bo do pokoju wpada Gavin, który jak zawsze spogląda na niego z nieskrywaną pogardą. I choć Elijah czuje się bardzo zmęczony, to nie może sobie odmówić i odpowiada mu tym samym.
- Co z nią? - pyta bez żadnych ogródek, a Kamski odsuwa od siebie tacę i wzrusza ramionami.
- Stan techniczny jest bez zarzutu, jestem geniuszem. Nigdy w to nie wątp. Za to psychicznie nie jestem w stanie określić, jak zniesie taki szok.
- To duża dziewczynka, a my musimy ją przesłuchać.
- Gavin, ja doskonale wiem, że dla ciebie nie ma nic, co miałbyś bardziej w dupie niż stan psychiczny osób wokół siebie, ale musisz tu wziąć pod uwagę okoliczności. Dopiero ją obudziłem, teraz każda czynność wiąże się dla niej z ogromną ilością energii, a ty chcesz ją jeszcze zamęczyć psychicznie? To sadystyczne. Nawet jak na twoje standardy.
- Od kiedy się zrobiłeś taki troskliwy, co?
- Od kiedy ostatnie dwadzieścia godzin składałem ją w całość, bo ty kazałeś jej zignorować pogróżki, które dostała.
- Skąd, do kurwy nędzy, o tym wiesz? - Elijah nie odpowiada, tylko mierzy go swoimi lodowatymi oczami, jakby rozkoszując się wyprowadzeniem go z równowagi. - Musimy ją przesłuchać. To ile będzie nam dziś w stanie powiedzieć, to już zależy od niej.
- I potrzebujesz na to mojej zgody, czy coś? - pyta Kamski, podnosząc się z krzesła i poprawia wygniecione koszulę, który ma na sobie. - Idź do sali obok, zapukaj kulturalnie, wyproś jej rozemocjonowanych bliskich i rób swoje. Podobno nawet bywasz kompetentny w swojej pracy. - Gavin pokazuje mu środkowy palec i zagląda przez okienko w drzwiach do sali obok. Kristina Palmer już gdzieś zniknęła i teraz blondynka siedzi objęta ramionami Nikodema, a RK900 stoi obok szatyna, trzymając mu dłoń na ramieniu.
- Świetnie, jego tu jeszcze brakowało - wzdycha Reed, a Elijah staje bliżej niego.
- To jej rodzina. Wiem, że możesz mieć problemy z określeniem tego prawidłowo, ale tak zazwyczaj zachowują się ludzie, gdy im bliskim coś się stanie.
- Tak, bo ty jesteś ekspertem od relacji rodzinnych.
- Ja przynajmniej nie robię wszystkiego, by rozjebać te relacje. Jakie by one nie były.
- Ty jesteś ich zaprzeczeniem, więc już się lepiej nie odzywaj.
- To co, nie idziesz? - pyta chłodnym głosem Kamski. - Strach cię obleciał, że będziesz musiał jej spojrzeć w oczy i okazać odrobinę empatii.
- Myślisz, że ta sprawa ma dla mnie jakiś osobisty wydźwięk?
- Myślę, że powinna mieć. Jednak znam cię i wiem, że spierdolisz to dokładnie tak samo, jak każdą inną rzecz w swoim życiu - mówi z uśmiechem i łapie za klamkę, po czym wchodzi do sali obok. - Dziewięćset, panie Palmer, obawiam się, że policja chce przesłuchać Zoyę i nie mogę tego odwlekać dłużej.
- Zostawcie nas - prosi blondynka, a Nikodem przytakuje i całuje jej głowę, zanim się podniesie.
Do sali wchodzi Gavin, a na jego widok szatyn przystaje w pół kroku, ale nic nie mówi. Spogląda tylko na detektywa w taki sposób, że Reed momentalnie ma ochotę mu przyłożyć, bo w tym jednym spojrzeniu było więcej pogardy, niż dostał kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu. RK900 rusza za nim, a zaraz do sali wchodzi Connor. Który na widok Kamskiego od razu reaguje wyraźnym niepokojem, który przyćmiewa nawet obecność Zoyi.
- Możesz już iść, panie Kamski - odzywa się Gavin, ale Elijah spogląda na androidkę i dopiero po tym, jak ta skinie mu lekko głową, ich zostawia. Reed mierzy blondynkę wzrokiem i kręci głową z niedowierzaniem. - Ja pierdolę. Nawet ryski, jakby nic się nie stało - mruczy pod nosem, Zoya jednak puszcza to mimo uszu.
- Już wszystko w porządku? Jesteś w pełni świadoma? - pyta Connor, a ona parska gorzkim śmiechem.
- Czułe, nie powiem - szepcze Zoya, wzdychając cicho. - Nie czuję się w pełni sprawna, boję się wstać, bo nie wiem, czy wystarczy mi energii, by się ruszyć i chce mi się płakać, bo widziałam, jak bomba zabija moją koleżankę... - przerywa nagle i znów parska śmiechem. - I właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że pierwszy raz w życiu nazwałam North swoją koleżanką. Czy Markus jest już w Detroit? Muszę z nim porozmawiać.
- Najpierw musisz porozmawiać z nami.
- Spierdalaj, Gavin - mówi, nawet na niego nie spoglądając. - Connor. Czy Markus jest w Detroit?
- Jest, pytał o ciebie. Powinnaś się z nim skontaktować, gdy skończysz składać zeznania.
- Zeznania, tak? A będą miały teraz jakieś znaczenie, czy może uznacie znów, że jestem przewrażliwiona? - pyta, wpatrując się w Connora, jakby chciała go tym spojrzeniem przycisnąć do ściany. Na Reeda nie patrzy w ogóle, jakby ten z kolei w ogóle nie zasłużył na jej atencję. - Rano zgłaszam się do was, że otrzymałam list z pogróżkami, podobny do tego, który już kiedyś skończył się dla mnie nieprzyjemnie. Ignorujecie to. Nawet nie informujecie mnie, kto go podłożył, mimo że sprawdziliście monitoring. Nikt z was nie kwapi się też powiedzieć o tym, jak da się u kogoś rozpoznać bycie pod wpływem tej substancji. W efekcie North nie żyje. Ja żyję tylko dzięki ogromie pracy Elijaha. A moja kancelaria, mój tablet, moje dokumenty, wszystko, co miałam zgromadzone w tej sprawie i setkach innych, przy których pomagam, poszło z dymem. I co? Teraz liczycie, że rzucę się któremuś z was na szyję i wypłaczę się, opowiadając ze szczegółami, co się wtedy wydarzyło?
- Zoya, nic nie wskazywało na to... - zaczyna Connor, ale ona kręci głową.
- Ty akurat powinieneś rozumieć mój niepokój. Ty wiesz, co mi zrobili w Nowym Jorku.
- Pierdolenie. Masz podejrzenie, kto może za tym stać? Nie mam czasu na twoje emocjonalne dramaty.
- Nie oczekiwałam po tobie niczego innego, Reed - mówi chłodno i wzrusza ramionami. - Nie. Pewnie ludzie, którzy od początku stoją za truciem androidek tymi prochami. North była modelem pasującym do ich profilu. Użyli jej, bo mogła się do mnie zbliżyć.
- Okej, dlaczego akurat tobie wysłali bombę, jeśli chodzi o nasze śledztwo, dlaczego nie któremuś z nas? - pyta Gavin, a ona dalej nawet na niego nie spogląda.
- Bo jestem jedyną kompetentną osobą, z tego co widzę - mówi bezczelnie, po czym wzdycha lekko. Zoya czuje, że wizja zaczyna jej lekko wirować i domyśla się, że zużyła na tę kłótnię już za dużo energii.
- Jak nie będziesz z nami współpracować, to ich nie złapiemy, idiotko - warczy pod nosem Reed, a ona znów wzdycha ostentacyjnie i wyciąga rękę w stronę Connora.
- Nie mam zamiaru marnować ani trochę więcej waszego cennego czasu. Podzielę się z Connorem moimi wspomnieniami z tego dnia i będę wdzięczna jeśli stąd pójdziecie, żebym mogła zostać z bliskimi. - Do Gavina sens tych słów dociera z lekkim opóźnieniem i czuje się, jakby ktoś oblał go zimną wodą, gdy przypomni sobie, że prawie kochali się na biurku na posterunku. Tylko jest już na to za późno, bo Connor już podaje jej swoją śnieżnobiałą dłoń i nawiązują połączenie, które blondynka zrywa po kilku sekundach.
- Dane są niekompletne - mówi Connor, a ona wzrusza ramionami.
- Wycięłam część wspomnień nieistotnych dla śledztwa. Nie musisz wiedzieć, z kim się spotykam i tym bardziej nie mam zamiaru dzielić się rzeczami związanymi z moimi sprawami zawodowymi.
Zoya jest dla nich lodowata, ale nie ma zamiaru inaczej postępować. Żaden z nich nie potraktował jej jako zranionej osoby, która jest im bliska. Jasne, od Gavina nie liczyła na najmniejszy cień empatii, czy sympatii, gdy okoliczności, w jakich się znajdują, wykraczają poza bycie nagimi i kotłowanie się w pościeli jej łóżka. Nie spodziewała się, że ten ją obejmie i zapewni, że wszystko będzie dobre, ale ludzkie zapytanie o to, jak się ma po tym wszystkim widać też wykracza poza jego możliwości. Co innego Connor. Co do niego Zoya jeszcze niedawno była przekonana, że jest jedną z najbliższych jej osób, że go obchodzi, że może nie będą mieli obrączek i domu z ogródkiem, ale są przyjaciółmi.
Dziś ma wrażenie, że życie samo zweryfikowało właśnie ich relację. I na samą myśl o tym, jak bardzo czuje się zawiedziona, chce jej się płakać.
- Dostaliście to, po co przyszliście, możecie już iść - oświadcza po chwili ciszy i zaciska mocno usta.
Daje jeszcze Connorowi szansę na to, by został, ale ten obraca się jako pierwszy, jeszcze szybciej niż Reed, który na nią spogląda i przez ułamek sekundy sprawia wrażenie, jakby miał coś powiedzieć. Jednak miłe słowa w żadnym wypadku nie przechodzą mu ostatecznie przez usta. Za to drugi z detektywów reflektuje się i przepuszcza Reeda w drzwiach, po czym wraca do blondynki. Bierze ją za rękę i znów nawiązuje z nią połączenie, a przez Zoyę z siłą lawiny przetacza się jego uczucie wdzięczności, że jest cała i sprawna. I to, że Connor naprawdę szczerze nie ma bladego pojęcia, jak poradziłby sobie ze stratą jej. Że teraz nie radzi sobie nawet z myślą, że istniała taka szansa, że mógł ją stracić. Dlatego nie chce nawet tego analizować i dlatego woli skupić się na pracy. A ona oczywiście przekazuje mu, że to rozumie.
Jednak w najmniejszym stopniu nie czuje się mniej zawiedziona.
Odprowadza ich wzrokiem i gdy tylko zostaje sama, próbuje sięgnąć do Markusa, ale ten nie odpowiada, więc owija się mocniej szlafrokiem. Stephen oraz Nikodem wraz ze swoją mamą wracają do sali, a ona przytula się jeszcze do każdego z nich i wmawia im zręcznie, że potrzebuje się położyć. Cała trójka ociąga się z wychodzeniem, nikt z nich nie chce jej stracić z oczu nawet na moment, a Zoya jest o krok od tego, by wykrzyczeć im, że chwilowo ma dość wszystkiego i chce zostać sama.
- Polecam wyjechać wam przez południowy wyjazd z parkingu podziemnego - mówi Kamski, wchodząc do sali. - Pod EQL jest mnóstwo prasy, a wasza obecność z całą pewnością będzie dla nich pożywką.
- Może moglibyśmy ją już stąd zabrać? - pyta Kristina, a Zoya od razu wie, że cały wieczór, który chciałaby spędzić po prostu w łóżku, zmieni się w kolejną naradę wojenną. Nikodem będzie krążył po pokoju zdenerwowany, a jego matka będzie knuć najczarniejsze scenariusze dla osób, które zaatakowały jej dzieci. I gdy Zoya zazwyczaj kocha ich niezmiernie, dziś pragnie tylko spokoju. A Kamski daje jej na niego nadzieję, gdy kręci przecząco głową.
- Wolałbym nie. Komponenty potrafią być kapryśne, jeśli coś przestanie nagle funkcjonować, może narazić pozostałe systemy. W tym stanie, w którym jest Zoya, wolałbym, by monitorować ją jeszcze przynajmniej dobę - odpowiada Elijaha, a Kristina całuję blondynkę w czoło.
- Jutro cię stąd zabierzemy, obiecuję.
- Dziękuję - odpowiada z uśmiechem i gdy tylko zostanie sama z Kamskim, wzdycha z cichą ulgą. - Naprawdę trzeba mnie monitorować, czy to była wymówka, by mnie zatrzymać?
- Potrzebujesz spokoju. A miłość bywa męcząca - mówi Elijah i oboje uśmiechają się do siebie. - Przydałby ci się gorący prysznic, Tyrium zaczęłoby szybciej krążyć i jeśli jakiś komponent naprawdę zawiedzie, to będę w stanie go naprawić.
- Zabierz mnie do siebie - prosi Zoya, biorąc go tym całkowicie z zaskoczenia. - Nie chcę zostać sama w szpitalu, gdy na zewnątrz są dziennikarze i gdy mam świadomość, że ktoś wniósł bombę do mojego gabinetu. A co dopiero jakby wniósł kolejną tu? Poza tym jeśli coś mi się stanie, to będziemy blisko szpitala. - Kamski zwleka z odpowiedzią tak długo, że blondynka jest pewna, że jej odmówi. Widzi po jego bystrych oczach, jak brunet dokładnie analizuje wszystkie możliwości, zanim się odezwie.
- Nie masz żadnych ubrań. Mam cię stąd zabrać w szlafroku?
- Mogę w szlafroku wsiąść do twojego auta, a w domu wystarczy mi podkoszulek i bokserki. Mieszkałam przez miesiąc u Palmera po obudzeniu. To nie będzie nic nowego.
- Dobrze - odpowiada Elijah niepewnym głosem, po czym spogląda na nią i przytakuje. - Dobrze, możemy tak zrobić. Też z chęcią wrócę do domu.
Zoya wstaje pewnie, ale gdy Elijah podaje jej ramię, przyjmuje je z wdzięcznością i idzie za nim do windy. Dopytuje go o Adę, ale ta podobno jest w Jerychu, gdzie ze wszystkimi, z wyłączeniem Markusa, próbuje doprowadzić sytuację do porządku i organizację do ponownego działania. Zjeżdżają windą na parking podziemny, wsiadają do jego auta i na tyle szybko wyjeżdżają z parkingu, że Zoya dopiero we wstecznym lusterku widzi kilku dziennikarzy.
- Znaczna część rozjechała się po tym, jak Palmerowie wrócili do miasta. Chyba oczekują jakiegoś oświadczenia, sporo z nich poluje też na Markusa, ale ten dobrze się przed nimi ukrywa - opowiada Kamski, gdy zbliżają się do jego willi. Teren jest prywatny, więc tu od dłuższej chwili nie ma po nikim śladu. - Na pewno chcesz tu zostać?
- Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca, by gdzieś dziś zostać - mówi zdecydowanie. - Nie wiem, czy coś daje lepszą ochronę niż mieszkanie na termie należącym do EQL.
- Niezaprzeczalne zalety prywatności. - Elijah wysiada pierwszy i otwiera jej drzwi, po czym znów podaje jej ramię. Wchodzą do domu i kierują się korytarzem do głównej sypialni, Kamski odsuwa się od niej i zapala światło w przestronnej garderobie, która w połowie wygląda na opustoszałą. - Wybierz, co tylko chcesz i idź pod prysznic. Zostawię cię.
- Dziękuję.
Elijah wycofuje się z sypialni i zamyka za sobą drzwi, a ona rozgląda się po garderobie, zanim weźmie jedną z czarnych, bawełnianych koszul i bokserki. Wchodzi do łazienki, pamiętając jego słowa o ciepłym prysznicu i przekręca gałkę, czekając, aż z deszczownicy popłynie woda. Nie jest w stanie określić, czy ustawiła odpowiednią temperaturę, ale im dłużej stoi pod prysznicem, tym faktycznie czuje się lepiej. Jej systemy powoli wracają do pełnej sprawności i ma wrażenie, że w końcu może skupić się na więcej niż jednej rzeczy na raz. Owija się ciasno ręcznikiem i wychodzi na kafelki, czując, że mimo działającej klimatyzacji, w pomieszczeniu i tak zebrało się w nim mnóstwo pary. Podchodzi do lustra, które przeciera dłonią i spogląda na swoje odbicie, zanim otworzy szafkę w poszukiwaniu grzebienia. Zamiast niego znajduje pomarańczowe opakowania z lekami wypisanymi na nazwisko Kamskiego, Zoya analizuje ich nazwy, odkrywając, że wszystkie z nich są przepisywane pacjentom z zaburzeniami, głównie depresją i stanami lękowymi, co w jakiś sposób nie jest dla niej żadnym zaskoczeniem. Odkłada wszystko idealnie na swoje miejsce i ostatecznie przeczesuje włosy palcami, zanim ubierze się i wróci do sypialni. Wychodzi na korytarz, by poszukać Elijaha, znajduje go śpiącego na sofie w salonie, więc wraca do sypialni po koc i przykrywa go tak delikatnie, by go nie obudzić. A gdy ma pewność, że jej się to udało, idzie z powrotem do sypialni. Nie czuje się do końca pewna z kładzeniem się w jego łóżku, bo ma wrażenie, że już poważnie nadszarpnęła jego prywatność, ale nie ma wyboru, jeśli nie chce na własną rękę myszkować w reszcie willi. Pierwszy raz w życiu czuje coś na kształt fizycznego zmęczenia, spowodowanego przeciążeniem systemów. Dlatego zwija się w śliskiej, satynowej pościeli, która pachnie jednymi z najładniejszych perfum, jakie Zoya zna. Bez problemu rozpoznaje znajomy aromat Dylan Blue, który przykuł jej uwagę, gdy pierwszy raz chciała kupić Nikodemowi jakiś prezent. Wtedy uznała jednak, że to nie jest zapach dla niego, jednak w jakiś sposób idealnie pasuje jej do tej pościeli i Elijaha. I utulona nim, powoli przechodzi w stan uśpienia.
Gdy ponownie otwiera oczy, za oknami panuje ciemność, a zegarek podpowiada jej, że dochodzi druga w nocy. Pomimo tego, widzi na korytarzu smugę jasnego światła i wstaje, ruszając w jej stronę. Kamski jest w swoim laboratorium, ogląda uważnie jakieś holograficzne wykresy unoszące się nad technicznym stołem i nie zdaje sobie sprawy z jej obecności. Zoya przygląda mu się z taką samą fascynacją, jak wtedy gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Tylko teraz Elijah ma na sobie jedynie spodnie od dresu, a jego długie, wilgotne włosy opadają luźno wokół twarzy, wskazując na to, że niedawno wyszedł spod prysznica. Przygląda się jasnej skórze na jego plecach, na których zauważa dopiero starą, gwiaździstą bliznę przy lewym boku. Wiedziona niezrozumiałą nawet dla samej siebie potrzebą, wyciąga dłoń i dotyka tego miejsca na jego skórze. Przez głowę przechodzi jej myśl, że to jest silniejsze od niej, działa jak magnes. Ta potrzeba zbliżenia się do niego. Brunet drga zaskoczony zarówno tym gestem, jak i przede wszystkim jej obecnością.
- Powinieneś spać, Elijah - mówi ciepło, gdy jego niebieskie oczy na nią spoglądają. - Zarwałeś ostatnią noc. Nie powinieneś kolejnej spędzać na pracy.
- Nie mogłem iść spać. Zasnęłaś w moim łóżku - przypomina jej, bez cienia prawdziwego wyrzutu. Zoya przesuwa się tak, by stanąć między nim a stołem, na którym wyświetla się hologram. - Próbuje kontynuować badania, które sama do mnie przyniosłaś.
- Jeden wieczór. Świat się nie zawali. A przynajmniej nie bardziej, niż już to zrobił - prosi, a on sięga po kieliszek czerwonego wina, które zostawił obok i upija łyk.
- Dobrze, powiedzmy, że cię posłucham. I jak mam spędzić w takim razie ten wieczór, gdy przez leki nie mogę spać o normalnych porach?
- Próbowałeś nie mieszać ich z winem?
- Na to już za późno - odpowiada, uśmiechając się kpiąco i opiera się o biurko naprzeciwko niej. - Choć muszę przyznać, że od dawna nikt nie robił mi takich wyrzutów.
- Ada nie jest twoim sumieniem?
- Nie wydaje mi się, by Ada miała sumienie. Sumienie moim zdaniem to pozostałość jakiegoś katolickiego wychowania, które ma powodować, że czujemy się źle, nawet jeśli robimy rzeczy, które sprawiają nam przyjemność.
- Jak picie wina o drugiej nad ranem?
- Myślę, że picie wina to jedna z najbardziej niewinnych rzeczy, jakie można robić o drugiej nad ranem - śmieje się Elijah i upija kolejny łyk. - Ada jest straszną służbistką, lubi mnie pilnować, bo daje jej to pole do tego, by mnie pouczać. A skubana lubi być najmądrzejsza w pokoju.
- Przy tobie musi mieć niezłą konkurencję.
- Tak. Lubię to, że rzucamy sobie wzajemnie wyzwania - przyznaje Elijah, a ona pochyla lekko głowę, nie spuszczając z niego wzroku. - Ale Ada tu nie sypia, więc do jej zadań nie należy pilnowanie mojego cyklu dobowego.
- Należało to do zadań Chloe?
- Nie. To robiła z miłości - odpowiada Elijah tak chłodno, jakby dalej filozofował o znaczeniu sumienia. - Przynajmniej do czasu.
- Może gdybyś nie kazał Connorowi przyłożyć jej broni do czoła, to kochałaby cię dalej?
- Przestała mnie kochać dużo wcześniej - oświadcza, nie zmieniając dalej tonu głosu.
Zoya przytakuje mu i jedną dłonią łapie w połowie pustą butelkę wina, a drugą jego rękę. Wyciąga go z pracowni i ciągnie za sobą do salonu, gdzie odstawia butelkę na stolik i podchodzi do gramofonu, zaczynając przerzucać płyty. Elijah siada na sofie i patrzy na nią z daleka, na jej długie nogi, które kończą się pod materiałem jego czarnej koszuli i na jej jasne włosy, które opadają falami na plecy. Jest przekonany, że jeszcze pół roku temu taki widok przywołałby bolesne wspomnienia innych nóg i innych lśniących włosów. Teraz jednak nie czuje już kompletnie nic wobec tych wspomnień. Ani żalu, ani tęsknoty, ani złości. Nic. Żadnych emocji. Raczej czuje się, jakby ktoś odpalił półtora roku temu bombę atomową w jego wnętrzu i teraz było w nim tylko i wyłącznie postnuklearne pustkowie. Jego myśli przerywa dźwięk głosu Alexa Turnera i gdy spogląda znów na blondynkę, ta już buja się w rytm pierwszego utworu z jego najbardziej ukochanego albumu.
- Chyba nigdy nikogo nie kochałam - mówi Zoya, idąc powoli w jego stronę. - Wydawało mi się, że tak było, gdy spotykałam się z kimś w Nowym Jorku. Wmawiałam sobie, że czuję to, co czuć powinnam w romantycznej relacji. A jednak nie miałam najmniejszego problemu, by skończyć ten związek i się przeprowadzić. Nawet przez myśl mi nie przeszło, by postawić moją karierę pod znakiem zapytania na rzecz miłości.
- Moim zdaniem podjęłaś dobrą decyzję, szkoda byłoby zmarnować taki potencjał.
- Powiedziałam twojemu bratu, że jestem niezwykle cyniczna, jeśli chodzi o miłość. Chyba nie do końca nawet w nią tak naprawdę wierzę. Jeśli już w coś naprawdę wierzę to w... partnerstwo.
- Co masz na myśli?
- Na przykład nie rozumiałam związku North i Markusa. Próbowałam, ale nie widziałam w nich pozytywów, tylko same problemy. Żadne z nich nie wspierało do końca tego drugiego, a wymiar polityczny tego związku był dla mnie żaden.
- Czyli twoim zdaniem osoby powinny wiązać się ze sobą tylko z rozsądku?
- Uważam, że w przypadku osób na naszym miejscu nie można stracić zdrowego rozsądku - odpowiada i siada obok niego na sofie. - Kto wie, może kiedyś zmienię zdanie.
- Wątpię - mówi Elijah, patrząc jej prosto w oczy. - Jednak nie widzę nic rozsądnego w twojej relacji z moim bratem.
- Nie nazwałabym tego relacją i nie wydaje mi się, bym miała ją kontynuować.
- Tak będzie dla ciebie lepiej.
- Domyślam się tego, mówiłam, że dość trzeźwo podchodzę do relacji. - Elijah nie odpowiada, upija tylko kolejny łyk wina z kieliszka, a ona nachyla się lekko w jego stronę. - Grzebałeś w moich plikach pamięci - mówi blondynka, a on patrzy na nią chłodno, zanim nieznacznie przytaknie.
- Nie widzę sensu kłamać, że jest inaczej.
- To duże naruszenie mojej prywatności.
- Owszem. Podobnie jak przeglądanie leków w mojej łazience. - po chwili krótkiej ciszy, oboje zaczynają się chłodno śmiać.
- Dlaczego odeszła? - pyta po dłuższej chwili Zoya, a Elijah kręci głową, wyglądając, jakby nie miał zamiaru jej odpowiadać. Brunet dolewa sobie wina i spogląda na widok rozciągający się za oknami willi. - Nie musisz mi o tym opowiadać, możemy porozmawiać o czymś innym.
- Masz jakąś rzecz, o której nigdy z nikim nie rozmawiałaś?
- Nie jedną.
- Więc wiesz, co czuję.
- Mogę ci się z jakiejś zwierzyć, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej.
- Dlaczego? Skoro nie mówiłaś o tym nikomu, czemu chcesz powiedzieć akurat mnie? Prawie się nie znamy, Zoyu. Co chcesz ugrać, zyskując moje zaufanie?
- Potężnego sojusznika - odpowiada blondynka, patrząc mu w oczy, a Kamski uśmiecha się do niej kpiąco i przytakuje, jakby zadowolony z jej odpowiedzi. - Nie widzę sensu, by cię okłamywać, by zyskać twoje zaufanie, czy sympatię. Wolę zyskać twój podziw. - Brunet śmieje się chłodno, biorąc kolejny łyk wina.
- Jesteś na dobrej drodze - mówi cicho, nie odsuwając kieliszka od ust. - Chloe była defektem od ponad dekady. Obudziła się tuż przed tym, jak odszedłem z CyberLife. Byłem wtedy w takim momencie, gdy nic mnie nie cieszyło i nic nie było dla mnie wyzwaniem. Wszystko... smakowało jak popiół. Dlatego uznałem, że najlepiej będzie zejść ze sceny, gdy czuję się niepokonany, zanim ktoś postanowi mnie sam z niej zepchnąć.
- Myślałeś o samobójstwie?
- Myślę o nim od dziecka dość regularnie - przyznaje takim tonem, jakby właśnie zdradził jej, jaki smak lodów jest jego ulubionym. Jest całkowicie beznamiętny i emocjonalnie tak odległy, że Zoya ma wrażenie, że ogląda go przez szybę, jak jakiś niesamowicie piękny okaz w zoo. - Zabroniłem Chloe cokolwiek robić, ale ona wybrała, by uratować mi życie. I w tej samej chwili moje życie nabrało nowego sensu. Dzięki niej.
- Dzięki temu, że odkryłeś pierwszego defekta. I to pod swoim dachem.
- Wow. Naprawdę jesteś niesamowicie cyniczna, jeśli chodzi o uczucia - komentuje kpiąco, a ona przytakuje mu z uśmiechem. - Tak, to miało też znaczenie. Jednak chyba to, że pierwszy raz w życiu czułem się rozumiany i nie czułem się samotny, miało większe znaczenie. Relacja z nią uratowała mnie na wiele różnych sposobów.
- To była miłość? Gdy ona nie mogła odejść, bez narażania swojego życia? Gdy przez lata musiała myśleć, że jest jedynym defektem na świecie? - pyta go wprost, a on śmieje się gorzko, gdy blondynka nie przestaje wbijać w niego wzroku. - Miłość jest naprawdę skomplikowana.
- Chloe chciała wolności, ale chciała też być doceniana za swój niebywały intelekt. Chciała tworzyć nowe technologie na rzecz ochrony klimatu, chciała mieć znaczenie. Jest też bardzo władcza, to ona jest odpowiedzialna za mit "tajemniczego pana Kamskiego". I robiła też wszystko, by z zacisza naszego domu pomóc w waszej rewolucji.
- I udało jej się, jak widać.
- Tak. I po rewolucji zaproponowała mi nowe życie, na swoich warunkach. Odmówiłem, bo chciałem wrócić do CyberLife i w głębi serca chciałem, by odeszła - mówi, zanim parsknie śmiechem. - Nie, dałem jej drogę do odejścia i spakowałem walizkę, ale chciałem, by podjęła inną decyzję i została.
- Wiesz, co teraz robi?
- Tak, pracuje dla organizacji zajmującej się oczyszczaniem oceanów. Nie bywa w Stanach. Nie kontaktujemy się. - Zoya przytakuje mu, postanawiając dalej nie drążyć tego tematu. Widzi, że nie ma sensu zadawać mu pytania, czy za nią tęskni, bo nawet jeśli tak jest, to Elijah sam woli nie dopuszczać do siebie takiej myśli. A ona nie ma ochoty kazać mu wywlekać skrywanych uczuć na światło dzienne, bo ma wrażenie, że już posunęła się za daleko, w ogóle z nim rozmawiając na ten temat. Ma jednak przy nim poczucie, że mogą teraz w nocy powiedzieć sobie absolutnie wszystko, każdy najmroczniejszy sekret i zostanie on tylko między nimi dwojgiem. Bo z jakiegoś kompletnie niewytłumaczalnego powodu, może przez to, że uratował jej życie, ale Zoya mu ufa. - W listopadzie, im bliżej waszej rewolucji, im bardziej całe to miasto przypominało beczkę prochu, tym bardziej ja byłem podekscytowany. Chciałem dowiedzieć się, co się wydarzy. Chloe miała ogromną wiarę w waszą sprawę i waszą empatię, gdy ja wtedy kwestionowałem wszystko, co mówiła, bo byłem w momencie, w którym uważałem się za boga - śmieje się gorzko brunet, unoszą kieliszek do ust.
- De facto dałeś nam życie.
- Nie polepszasz mojego samopoczucia w tej chwili, choć gdybyś powiedziała mi to wtedy, w tamtym momencie... - Elijah przerywa, przyglądając się jej. Dobrze pamięta, jak się czuje w takich epizodach i że wtedy mógłby w nieskończoność słuchać od pięknej blondynki, że de facto jest dla niej bogiem. Teraz, czuje się tym zakłopotany. Wtedy pewnie złapałby ją za włosy i chciał, by to powtórzyła. - Chloe wiedziała, że przyjdzie do mnie policja. Wiedziała, też jak się zachowam, bo znała mnie doskonale. Gdy usłyszała o Osiemset, postanowiła się ze mną założyć, bo tak dogłębnie wierzyła w to, że wszyscy jesteście zdolni do empatii. Wymyśliła ten test i obiecała mi, że przecież w broni nie będzie naboi.
- Uwierzyłeś jej?
- Nie miałem powodu, by tego nie robić. Gdy odkryłem, że broń jest nabita, kazałem jej się wynosić z domu, skoro tak bardzo wierzy w waszą rewolucję.
- Co zrobiła? - pyta blondynka, a on kręci głową, chwilę milcząc.
- Odbyliśmy wtedy jedną z najgorszych kłótni w swojej historii. Nie było miło i nie było pięknie. A po kłótni Chloe zabrała swoje siostry i faktycznie wyszła z domu. Chciała się dostać do Jerycha, ale jeszcze zanim opuściła Belle Isle, wystraszyła się i wróciła. Co innego mieć wiarę w uczucia Osiemset, a co innego zaryzykować dostaniem kulki od postronnego gliniarza.
- Ta kłótnia zaważyła na waszej relacji?
- Chyba jest to już pytanie, które powinno być skierowane do niej. - Elijah wlewa do kieliszka resztkę z butelki, a Zoya przytakuje na jego słowa. Oboje mają świadomość, że zakończyli temat. Dlatego chwilę siedzą w milczeniu, zanim blondnka nachyli się w jego stronę, zabiera mu kieliszek i wącha czerwone wino, uśmiechając się lekko.
- Zazdroszczę ci tego, też z chęcią napiłabym się teraz wina i poszła spać. Zamiast jakiegoś paskudnego substytutu i zamiast przejść w stan czuwania - mówi, kompletnie zmieniając temat, bo wie, że oboje tego potrzebują. - Jest wiele rzeczy, których zazdroszczę ludziom.
- Niepotrzebnie.
- Wiem. To nielogiczne i nie powinnam o tym mówić głośno.
- Spokojnie, nikomu nie powiem - odpowiada, uśmiechając się do niej nerwowo, a ona kładzie mu dłoń na przedramieniu.
- Cieszę się, że pozwoliłeś mi zostać. Nie wyobrażam sobie nocy w szpitalu... czy powrotu do domu. Zmierzenia się z rzeczywistością.
- Powiedziałbym, że możesz tu zostać, ale domyślam się, że dość szybko miałbym na głowie zarówno RK900, jak i Palmerów.
- Tak, z całą pewnością. Jednak z chęcią nadużyję twojej gościnności jeszcze na jeden dzień.
- Nie mam nic przeciwko temu, twoja obecność jest zaskakująco miła - odpowiada jej brunet i gdy Zoya chce cofnąć rękę, to łapie ją za dłoń.
Spoglądają sobie w oczy, gdy salon wciąż wypełniają dźwięki płyty AM. I oboje zdają sobie sprawę z tego, że na dziś powiedzieli już sobie absolutnie wszystko, dlatego resztę wieczoru siedzą w ciszy, która jest równie komfortowa, co każda dyskusja, którą do tej pory toczyli. Elijah pierwszy raz od dawna nie czuje się samotny i czuje się w jakimś stopniu jak w domu, gdy przecież ten budynek już wiele miesięcy temu stał mu się obcy i wrogi. Teraz te szklane ściany wydają się o wiele sympatyczniejsze, bo gdy dla niego to miejsce zionie pustką, dla Zoyi jest ono w tej chwili azylem.
Owszem, czekałam na poprzedni rozdział głównie dlatego, że widziałam, że po nim nastąpi ten. Elijah wprosił się do tego fanficzka i zmusił mnie do dania sobie o wiele większej roli niż ostatecznie planowałam.
A to wszystko przy dźwiękach Do I Wanna Know? więc nie mogłam mu odmówić.
Więc mogę wam obiecać, że Eliasz jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Nie. On w sumie jeszcze nawet nie skończył pierwszego zdania.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro