Co zrobimy, gdy wytrzeźwiejemy ❍ 20.07.2040
Poranne powietrze wlewa się do mieszkania przez uchylone okna, a Zoya słyszy, jak wiatr szarpie lekko zasłonami i dopiero uświadamia sobie, że zasnęła. Pierwszy raz, odkąd przeprowadziła się do Detroit, pozwoliła sobie na sen, gdy nie była sama w mieszkaniu. Gdy nocował tu Stephen lub jego brat zazwyczaj spędzali całą noc na rozmowach, bo żadne z nich nie potrzebowało snu. Więc zapomniała jak to jest spędzać noce z człowiekiem.
Nie, żeby tej nocy poświęcili dużo czasu na sen, ale mimo wszystko gdzieś nad ranem on zasnął pierwszy, a ona zaraz po nim. I teraz, gdy blondynka unosi się do siadu i spogląda na Reeda, leżącego w jej wymiętej, jasnej pościeli, czuje się sama jak jedna, wielka pognieciona kulka papieru. Podnosi się ostrożnie, nie chcąc go obudzić, bo wtedy musiałaby z nim rozmawiać i ucieka do łazienki, zabierając ze sobą telefon. Na wyświetlaczu widzi kilka połączeń i wiadomości od Nikodema, wszystkich wyrażających zaniepokojenie, że nie dała mu wczoraj znaku życia po wyjściu z klubu. Więc siada na brzegu wanny i wybiera jego numer.
- Żyjesz. Całe szczęście - mówi z wyraźną ulgą. - Mam nadzieję, że jesteś ogarnięta, bo będę po ciebie za pół godziny.
- Nie! - protestuje od razu blondynka, a on wybucha śmiechem.
- Nie odzywałaś się, więc uznałem, że wpadnę i sprawdzę, jak się masz.
- Źle.
- Brzmisz, jakbyś miała kaca, a to przecież fizycznie niemożliwe.
- Najwyżej moralnego - wzdycha, a on znów się śmieje.
- Zoya, kochanie. Czy ty nie jesteś sama?
- Nie jestem.
- O, to doprawdy ciekawy obrót wydarzeń. Czy mogę się dowiedzieć, kim jest ten szczęściarz?
- Nie możesz, bo nie chcę o tym rozmawiać.
- Nie może być aż tak źle - śmieje się Nikodem, wyraźnie napawając się jej sytuacją.
- Uwierz mi, może.
- No mów, bo nie uwierzę.
- Odpuść, proszę. Bardzo proszę.
- Nie. Zbyt dobrze się bawie. Serio, albo mi powiesz, albo zaraz u ciebie będę - śmieje się Nikodem, a ona wzdycha rezygnowana. - Ja naprawdę nie żartuję, Zoe.
- Gavin.
- Okej, dobra, cofam to. Jest gorzej niż źle. Weź dziś dzień wolny i przemyśl swoje zachowanie, młoda damo.
- Nie chcę o tym myśleć, a tym bardziej nie chcę o tym rozmawiać.
- A ja wręcz przeciwnie!
- Do usłyszenia - mruczy jeszcze do słuchawki, zanim odłoży telefon na umywalkę i umyje twarz wodą, licząc na to, że to poprawi jej samopoczucie. Nie wchodzi pod prysznic, bo brała go kilka godzin temu. Choć raczej była pod prysznicem, robiąc zupełnie inne rzeczy niż mycie się. Wraca do sypialni, gdzie owija się szlafrokiem podniesionym z podłogi. Gavin wciąż śpi, więc częściowo ściąga z niego cienką kołdrę i gdy tylko jego szare oczy się otwierają, spogląda na niego znacząco. - Czas na ciebie.
- Zrób mi lepiej śniadanie, księżniczko - odpowiada, przewracając się na brzuch, nic nie robiąc sobie z nerwowego westchnienia blondynki.
- Zaprosiłam cię, bo podobno nie jesteś typem, który zostaje na noc. Więc czuję się doceniona, że zrobiłeś dla mnie wyjątek, ale możesz już się wynosić.
- Mogę ci nawet w tej chwili powiedzieć, że cię kocham, jak tylko to sprawi, że się zamkniesz.
- Nie zamknę się, bo jesteś u mnie, a ja chciałabym ten stan zmienić.
- Jeszcze kilka godzin temu nie miałaś nic przeciwko mojej obecności.
- Tak, było fajnie. Jednak to była jednorazowa sprawa, bo żadne z nas nie chce mieć na dłużej ze sobą nic wspólnego, więc bądź tak miły i... - Zoya próbuje ściągnąć z niego w całości kołdrę, ale Gavin łapie jej koniec i pociąga do siebie z taką siłą, że blondynka traci równowagę i wpada na materac. Zanim zdąży coś powiedzieć, Reed łapie ją w talii i przyciąga mocniej do siebie, a ona nie wie, nawet jak to się stało, że znów leży pod nim.
- Oboje wiemy, że było więcej niż fajnie - mówi, sięgając do wiązania jej szlafroka.
- Uprzedzałam cię, że jestem absolutnie fantastyczna we wszystkim, Reed. Więc nie miej więcej co do tego wątpliwości i teraz mnie puść.
- Już puszczam - śmieje się, faktycznie puszczając wiązanie jej szlafroka. Śliski jedwab zsuwa się z jej piersi, a on uśmiecha się wyraźnie z siebie zadowolony. Zanim złapie ją za brodę i spojrzy jej prosto w oczy. - Posłuchaj uważnie, słonko. Tak, to był jednorazowy temat, który w ogóle nie powinien mieć miejsca. Jeśli ktoś się o tym dowie, to narobi nam to obojgu mnóstwo syfu. Zwłaszcza tobie. Myślę, że nasz drogi plastikowy detektyw byłby bardzo rozczarowany twoim zachowaniem, jakby się dowiedział, co robiłaś w nocy tymi ustami. - Zoya wymierza mu policzek, którego Gavin wyraźnie się spodziewał, bo uśmiecha się szeroko. - Spokojnie, nic mu nie powiem. Ty też nic nikomu nie powiesz i będziemy dalej żyć sobie spokojnie, jak do tej pory, szczerze się nie znosząc.
- Myślisz, że przespanie się z tobą to jakieś wybitne osiągnięcie, którym będę się ludziom chwalić? Jak tak, to jesteś jeszcze większym narcyzem, niż się spodziewałam.
- Wolę, żeby wszystko było jasne.
- Jest. Możesz mnie puścić i możesz jechać do domu.
- Na pewno chcesz, żebym cię puścił? - pyta, przesuwając dłonią po jej biodrze. - Korzystaj, póki masz okazję. Nie będzie powtórki.
- Po tej całej przemowie, jakoś straciłam ochotę na twoje towarzystwo - mówi, odpychając go od siebie, ale Gavin obejmuje ją w pasie, pociągając za sobą i teraz to on znajduje się pod jej ciałem. - Jesteś koszmarnie uparty.
- Daj spokój, chcę cię tylko zostawić z miłymi wspomnieniami, mała - śmieje się, wsuwając dłoń w jej włosy na karku i przyciąga ją do swoich ust. A Zoya kompletnie mu ulega, odwzajemniając pocałunek na kilka długich sekund, zanim nie przygryzie jego dolnej wargi. Gavin chce znów złapać ją za włosy, ale blondynka jest szybsza i unosi się, siadając na jego brzuchu. Patrzy na niego z góry, uśmiechając się kpiąco i przez chwilę ma ochotę powiedzieć, że Reed ma sporo szczęścia, że jest tak cholernie seksowny. Nie umie go określić jako przystojnego, bo nie ma nic ładnego w jego bliznach, podkrążonych oczach i kilkudniowym zaroście, ale jednocześnie gdy mu się przygląda, ma potrzebę wzięcia głębszego oddechu. - Będziesz się tak na mnie gapić, czy może ruszysz w końcu swoim ślicznym tyłkiem?
- Wiedziałam, że ci się podobam, od momentu, gdy mnie pierwszy raz zobaczyłeś - mówi, unosząc biodra, a gdy Gavin w nią wejdzie i z ich ust wyrwie się niemal jednocześnie ciche westchnienie, Zoya śmieje się cicho. Bierze jego dłoń i kładzie ją sobie na biodrze, po czym przesuwa nią po brzuchu, aż do piersi, na której Gavin zaciska palce. - Przyznaj się, przyznaj, że myślałeś o tym, odkąd pierwszy raz weszłam na twój posterunek.
- Nie - mówi, uśmiechając się bezczelnie.
- Kłamca - śmieje się blondynka i nachyla się do jego ust, całując go. Porusza przy tym powoli biodrami, a on bierze głębsze wdechy. - Widzisz, ile cię ominęło, bo jesteś taki strasznie uparty?
- Jesteś piekielnie seksowna - mówi, a ona od razu wie, że w jego słowach czai się podstęp i nie myli się. Gavin przewraca ją pod siebie i zakrywa jej usta dłonią. - Jak tylko się nie odzywasz - dodaje z kpiącym uśmiechem.
Teraz to on nadaje rytm ich kolejnym ruchom i westchnieniom, które w jej wypadku są stłumione przez jego dłoń, której szatyn nie ma zamiaru cofnąć. Odkąd wczoraj powiedziała mu, że wcale nie musi być delikatny, każdy ich kolejny raz był bardziej namiętny, nieprzyzwoity, mocniejszy. A Zoya nie miała nic przeciwko temu, mając wrażenie, że Gavin doskonale wie, czego od niego chce w tej chwili - czystego pożądania, które właśnie dostaje. I które, w przeciwieństwie do innych jego partnerek, dla niej nie skończy się siniakami, czy śladami po jego ustach na szyi, a będzie po prostu oszałamiająco przyjemne. Teraz zabiera dłoń z jej ust dopiero, gdy dojdzie, a ona od razu go całuje, nawet jeśli szatyn ma problem ze złapaniem oddechu.
- Muszę przyznać, że masz niezłą kondycję, detektywie - śmieje się, gdy Gavin opiera czoło o jej mostek i wzdycha kolejny raz. - Myślę, że cardio na ten tydzień masz już z głowy.
- Powiedziałabym, że wpadnę na kolejną partię, ale nie chcę ci robić złudnych nadziei, kochanie - odpowiada kpiąco i podnosi się z łóżka, rozglądając się za swoimi bokserkami. - To jak będzie ze śniadaniem?
- Myślę, że zdążysz sobie jakieś kupić w drodze do pracy - mówi Zoya, ponownie wkładając na siebie szlafrok i idzie za nim do salonu, gdzie na podłodze przy stole leżała reszta jego ubrań. Pers leży zwinięty na jego czarnych jeansach, co wywołuje u niego krótki uśmiech.
- Jak się nazywa ten potwór?
- Kot.
- Tak, kot. Jak się wabi?
- Wabi się: kot - odpowiada chłodno blondynka i nalewa sobie Tyrium do szklanki, opierając się o blat kuchenny. Gavin kuca, by pogłaskać zwierzaka i spogląda na jego właścicielkę, jak na wariatkę.
- To najbardziej idiotyczna rzecz, jaką słyszałem i jednocześnie cholernie mi do ciebie pasująca - mówi i drapie persa za uchem, sugerując mu przy tym, że ma się ruszyć. Zoya sięga po pudełko z chrupkami i gdy tylko nim potrząsa, kot od razu wskakuje na blat obok niej, a Gavin może się ubrać. Zanim wyjdzie, sięga do kieszeni po strunowy woreczek i wyjmuje z niego jeden z kryształków narkotyku. - Nie spierdol tego.
- Ty też - odpowiada blondynka, wyjmując niewielki plastikowy pojemniczek, do którego chowa narkotyk i uśmiecha się do szatyna. - To do zobaczenia na posterunku.
- Tak. Przyjemnie się z tobą współpracowało, wasza wysokość - śmieje się jeszcze kpiąco i rusza w stronę drzwi.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiada mu bezczelnym głosem, a Reed zatrzymuje się i obraca w jej stronę. Dokładnie tak samo, jak gdy wychodził od niej ostatnio, Zoya stoi oparta o ścianę w korytarzu i przygląda mu się z uśmiechem, a on przez chwilę ma zamiar podejść do niej i pocałować ją jeszcze raz, ale jakieś resztki zdrowego rozsądku podpowiadają mu, by tego nie robił.
- Tylko pamiętaj, by siedzieć cicho.
- Bo co mi zrobisz? - pyta go, ale Reed już nie odpowiada, tylko zostawia ją samą.
Teraz Zoya zdecydowanie idzie pod prysznic, a zaraz gdy spod niego wychodzi, zmienia pościel w sypialni, by pozbyć się z niej zapachu perfum i wypalonych przez Gavina papierosów. Później ubiera się w garnitur w miętowych kolorze, zbiera rzeczy do teczki i siada przy stole, gdzie obraca w palcach kryształek narkotyku. Po chwili zastanowienia dzieli go na pół i jedną część ma zamiar wysłać do Nowego Jorku, a drugą zawieźć na Belle Isle. Kontaktuje się z Adą, która informuje ją, że Kamski jest już w firmie i znajdzie dla niej czas, więc mogą się tam spotkać.
Jedzie na Belle Isle, w tym samym czasie przeglądając wszystkie zaległe wiadomości i próbuje się skupić na tym, by ten dzień toczył się swoim rytmem. Choć po dzisiejszym poranku ma z tym dość duże problemy, bo nie do końca jest w stanie pojąć, że naprawdę wylądowała wczoraj z Gavinem w łóżku. Ze wszystkich możliwych mężczyzn wokół siebie, wybrała tego, którego tak trudno jej znieść. Z wzajemnością zresztą. I to w sumie dlaczego? Bo trochę poudawali, że ze sobą flirtują, bo to, co działo się w klubie, nie było nawet prawdziwą randką, a jakimś cudem i tak zakończyło się w jej pościeli.
Zoya parkuje samochód pod EQL i opiera czoło o kierownicę, zamykając na chwilę oczy, gdy wracają do niej poszczególne wspomnienia wczorajszej nocy. Przez co jest pewna, że gdyby tylko miała taką możliwość, to z całą pewnością by się zaczerwieniła, jednak nie jest jedną z naiwnych studentek, które Gavin uwodzi na Tinderze. Więc szybko uspokaja się i z pełną powagą rusza do hallu EQL. Wjeżdża na ostatnie piętro, gdzie czeka już na nią Ada, uśmiechając się lekko. Rozmawiają przez całą drogę do gabinetu Kamskiego, gdzie RK100 zostawia ją samą, a blondynka wchodzi do środka. Elijah siedzi przy biurku, wpatrzony w ekran swojego komputera i choć Zoya widzi go trzeci raz w życiu, od razu ma wrażenie, że jest on czymś zdenerwowany.
- Dzień dobry - mówi, a on spogląda na nią zaskoczony, zanim uśmiechnie się i podniesie z krzesła. Zoya rusza w stronę biurka, ale brunet od razu kręci głową i wskazuje jej stolik.
- Nie, proszę, nie siadaj tam, będę się czuł jak na spotkaniu służbowym, a tych mam serdecznie dość na ten tydzień.
- To dobrze, że jest piątek. Wydarzyło się coś konkretnego, czy brak snu się na tobie odbija? - pyta, zajmując miejsce na niewielkiej sofie i spoglądając mu prosto w oczy, a on wzrusza ramionami.
- Czuję się tu czasem, jakbym był więźniem własnego sukcesu. A absolutnie najgorsze jest to, że zaczynam być znów znudzony - mówi spokojnym głosem i przygląda się blondynce. - To, że się tu dziś pojawiłaś, jest absolutnie najciekawszą częścią tego dnia.
- Może być jeszcze ciekawszy. - Blondynka podaje mu woreczek strunowy, do którego przełożyła połowę kryształka narkotyku, a Elijah od razu się uśmiecha.
- Niemożliwe, policji naprawdę coś się udało.
- Nie bez mojej pomocy, choć twój brat jest zaskakująco dobrym gliną. Stąd niechęć do przedstawicieli prawa? - pyta, biorąc go tym kompletnie z zaskoczenia.
- Widzę, że zrobiłaś dobry research - odpowiada, zdając się być rozczarowanym, ale Zoya kręci głową.
- Nie, Gavin sam mi powiedział. Przy okazji zagroził, że mam się z tobą nie spotykać, bo nie dopuści mnie dalej do śledztwa i ostrzegł, że na pewno wykorzystasz mnie, by w jakiś sposób mu dopiec.
- Przyznam szczerze, że przywiązuje tak małe znaczenie do żałosnego życia, które prowadzi Gavin, że nie mam nawet pojęcia, na którym posterunku pracuje. - Zoya nie potrafi określić, czy słowa Kamskiego są chociaż bliskie prawdy, nie umie też za nic rozgryźć jego reakcji na podjęty przez nią temat. Elijah wydaje się kompletnie obojętny na wspomnienie brata lub jest doskonałym aktorem. - Czyli coś was łączy, prawda? Jego podejrzenia, że mogę cię wykorzystać, nie mogły się wziąć tylko ze współpracy przy śledztwie.
- Nic nas nie łączy, poza wzajemną niechęcią - mówi Zoya, głęboko wierząc w swoje słowa i nawet nie wracając myślami do dzisiejszego poranka. Elijah wstaje po kubek, który zostawił na biurku i chwilę krąży po gabinecie w milczeniu.
- On lubi być w centrum uwagi i nigdy nie darzył mnie specjalną sympatią. Co pewnie nie jest specjalnym zaskoczeniem, jestem raczej trudną osobą jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie. Lepiej czuję się wśród androidów - oświadcza brunet, spoglądając do wnętrza trzymanego w dłoniach kubka z zieloną herbatą. - Na twoim miejscu wziąłbym pod uwagę, czy raczej sam nie postępuje w sposób, który wmawia mnie. Gdy tylko okazałem tobie cień zainteresowania, mój brat postanowił wkroczyć i podważyć moje intencje.
- Nie wydaje mi się, by Gavin miał jakiś niecny plan. Jeśli mam być szczera to nie prezentuje się na... wielkiego stratega. - Kamski uśmiecha się i zdaniem Zoyi, robi to zaskakująco wręcz ciepło, zanim znów na nią spojrzy.
- Gavin może nie jest mistrzem długofalowych intryg, ale możesz być pewna, że sprawia mu przyjemność krzywdzenie innych. - Brunet dopija zawartość kubka i wraca na sofę naprzeciwko blondynki, która przez cały ten czas wodzi za nim spojrzeniem swoich ciepłych oczu. - W sumie dobrze, że nawiązałaś do mojej rodziny. W weekend nie będę mógł zająć się badaniem tej substancji, bo będę poza Detroit, ale obiecuję, że zajmę się tym, gdy tylko wrócę.
- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.
- Gdybyś nie wspomniała, że znasz mojego brata, to zaprosiłbym cię w niedzielę na strasznie wielką i strasznie nadętą imprezę dobroczynną. Jednak teraz wolę na wszelki wypadek nie narażać się na to, że Gavin mógłby robić sceny, co jest u niego na porządku dziennym.
- Nie wyobrażam sobie Gavina na takiej imprezie.
- Widać, że słabo go znasz, moja droga.
- Może to i lepiej - odpowiada Zoya, co wywołuje kpiący uśmiech na twarzy jej rozmówcy.
- Gavin pracuje z Osiemset? - pyta, a blondynka przytakuje mu w odpowiedzi, po czym oboje, niemal jednocześnie wybuchają śmiechem. - To musi być niezwykle ciekawa sytuacja, aż nie odmówię sobie dopieczenia mojemu bratu w nadchodzący weekend...
Przerywa im pukanie do drzwi, w których pojawia się Ada. Elijah wskazuje jej gestem, by weszła do środka, a białowłosa androidka odsuwa sobie wolny fotel przy stoliku kawowym i zajmuje miejsce. Zoya czuje się w ich towarzystwie zaskakująco komfortowo, jak na fakt, że większość znanych jej osób reaguje na samo wspomnienie o nich wręcz odwrotnie.
- Wybaczcie, że przeszkadzam, ale jeśli mam odebrać prezent dla pani Lorraine to muszę niedługo wyjść z firmy - mówi Ada i spogląda na tablet. - Wspomniałeś o kwiatach, czy mam kupić jakieś konkretne?
- Nie mam bladego pojęcia - odpowiada Elijah i przenosi wzrok na Zoyę. - Jakie kwiaty lubisz?
- Frezje - mówi blondynka, a Ada pokazuje Elijahowi zdjęcie kwiatów na telefonie.
- Oryginalnie. Kup róże, mam naprawdę gdzieś, czy ma na nie alergię, czy nie - mruknął, machając przy tym lekceważąco dłonią, na co Zoya uśmiecha się lekko. Jest w tej pogardzie coś, co wzbudza w niej tysiące kolejnych pytań, których na razie mu nie zada, bojąc się, że znają się na to o wiele za krótko. Jednak w przeciwieństwie do brata, Elijah Kamski jest oazą chłodnego spokoju, gdy Reed zawsze reaguje przesadną agresją. - Czy Markus oddzwonił?
- Nie, jeszcze nie. Jednak Robert prosił, żebyś zaakceptował budżet dla działu innowacji.
- Który nie stworzył nic innowacyjnego od czasu RK900. Co sama możesz najlepiej ocenić, jak się udało. Pracuje, jako barista.
- I pisze musicale - wtrąca Zoya, a Kamski spogląda na nią tak, jakby androidka stroiła sobie z niego żarty. - To mój przyjaciel, występujemy czasem razem na scenie.
- Więc same widzicie. Dobrze, zajmę się tym - zwraca się do Ady, która spogląda na niego chłodnym wzrokiem. - Obiecuję.
- Jak wrócę i znów znajdę Roberta pod swoimi drzwiami, to obiecuję, że wyślę go prosto do ciebie, Elijah. Może jak będziesz zmuszony częściej z nim rozmawiać, to zrozumiesz lepiej moje położenie.
- Płacę ci za to, żebyś trzymała jego i wszystkich innych, których nie chcę widzieć z daleka ode mnie - odpowiada jej z uśmiechem. A Zoya momentalnie wyczuwa między nimi znajomą dynamikę, która łączy ją i Nikodema.
- Czyli absolutnie wszystkich poza mną. To za długa lista, Elijah - mówi jeszcze RK100 i spogląda na Zoyę. - Czy wracasz może już do miasta? Mogłabym pojechać...
- Nie. Ja i Zoya mamy jeszcze kilka rzeczy do omówienia - zarządza Kamskim takim głosem, że Ada tylko mu przytakuje i żegna się uśmiechem z blondynką. Gdy ta ma pewność, że asystentka bruneta odeszła odpowiednio daleko, od razu krzyżuje dłonie na piersiach i teraz sama posyła mu karcące spojrzenie. - Jak zostawicie mnie samego, to zaraz zleci się do mnie mnóstwo osób, z którymi naprawdę nie chcę rozmawiać.
- Zawsze możesz ich zastraszyć, w końcu wyglądasz na kompletnie nieobliczalnego.
- Cóż, widać to nas łączy. To, że ludzie powinni się nas bać.
- Myślę, że łączy nas o wiele więcej, Elijah - mówi Zoya, utrzymując jego spojrzenie.
- Czy masz ochotę na wycieczkę? Z chęcią oprowadzę cię po firmie.
- Robisz to po to, by nie zostać sam w biurze, prawda?
- Tak.
- Więc chodźmy.
Wyciąga dłoń w jej stronę, a blondynka wstaje i gdy wyjdą z biura wsuwa mu dłoń pod ramię podczas drogi w stronę windy. Przez całą tę wycieczkę, którą funduje jej Elijah, Zoya jest najbardziej zaciekawiona studiowaniem właśnie jego. W Kamskim jest coś, czego nie umie do końca określić, jakby składało się na całość jego charakteru mnóstwo różnych osobowości. W tym ktoś kto bez wątpienia jest wyniosłym geniuszem, szczycącym się swoimi osiągnięciami, ale też po prostu zafascynowany nauką i tworzeniem wizjoner, z pasją dziecka, które dostało pierwszy mikroskop. Kamski bywa tajemniczy i wyniosły, by po chwili krótkiego namysłu, niemal kalkulacji, zwierzyć jej się z jakiegoś niewielkiego fragmentu swojego życia. Przez co w najmniejszym stopniu nie jest nim znudzona. A gdy kończą spacer po kolejnych piętrach wieży, Zoya sama przypomina mu, że wciąż ma jego marynarkę i powód, by ukraść mu więcej czasu. Na co Elijah od razu zaprasza ją, by robiła to w godzinach jego pracy.
Korzystając z dnia wolnego, Zoya nie ma zamiaru jechać ani do kancelarii, ani tym bardziej na posterunek. Dlatego wraca do centrum, ale kieruje się prosto do kawiarni, gdzie wita się z Maddy i rozgląda się za Stephenem, którego znajduje na zapleczu razem z Aletą. Brunetka opowiada o czymś, a większość jej słów i tak zagłusza szum miksera i dopiero gdy Zoya podchodzi bliżej, słyszy imię Connora. Na jej widok oboje od razu zmieniają temat i uśmiechają się trochę zbyt szeroko, ale blondynka nie ma najmniejszego zamiaru ich o to pytać. Za dużo ma wrażeń jak na ten dzień.
- Słoneczko, co cię do nas sprowadza? Nie powinnaś być w pracy? - pyta Aleta, od razu wskazując jej krzesło po swojej prawej i wraca do dosypywania regularnie cukru do misy miksera.
- Wzięłam dziś wolne, wczoraj pracowałam do późna, a dziś musiałam pojechać do EQL - tłumaczy się blondynka i zdejmuje marynarkę. - Mogę ci jakoś pomóc?
- Nie. Absolutnie. Wiesz, że tego nie lubię.
- Właśnie, Zoya. Powinnaś wiedzieć, że mama nie znosi, gdy ktoś się tyka jej wypieków - wtrąca się RK900.
- Dlatego, że ty je tylko zepsujesz - odpowiada Zoya, ale posłusznie siada na wyznaczonym krzesełku. Zdając sobie sprawę, że tu przynajmniej nie będzie przeszkadzać, gdy Aleta miota się między mikserem a piekarnikiem, powodując wokół siebie kompletny chaos. - Co tam u ciebie? Jak się zaaklimatyzowałaś po przeprowadzce?
- Dobrze. Choć Hank rozpaczliwie potrzebuje jakiegoś zajęcia, doprowadzi mnie do szału ciągłymi remontami, ledwo skończył garaż, to chce brać się za łazienkę. I jasne, ta łazienka woła o pomstę do nieba, ale poważnie się obawiam, że on po prostu nie może usiedzieć na tyłku.
- To może niech zacznie łowić ryby, albo kleić modele. Czy co tam lubią robić starzy ludzie - rzuca sarkastycznie Steve, a Aleta spogląda na niego, jakby rozważała, czy go uderzyć ścierką, czy może jednak jeszcze sobie nie zasłużył. - Wszystko będzie lepsze niż kolejny grill.
- Wiesz, co robią ludzie w naszym wieku? Spędzają czas z rodziną, głąbie. Więc przestań się wymądrzać - mówi brunetka i jednak macha w jego stronę ścierką. - I dotyczy to też ciebie.
- Co takiego?
- Grill w niedzielę - odpowiada Aleta, jakby to tłumaczyło absolutnie wszystko.
- Czy musimy to nazywać grillem? Skoro większość z nas nie je - marudzi Stephen i wpycha się na krzesełko obok Zoyi.
- Będzie moja bratanica, więc będzie nas po równo.
- O. To coś nowego.
- Jade jest tylko na weekend w Detroit, więc chcę, żeby was wszystkich poznała. Więc mam nadzieję, że nie masz żadnych zawodowych spraw w niedzielę, Zoya. - Steve szturcha blondynkę ramieniem i komunikuje się z nią, sugerując, by wymyśliła dla nich na szybko jakieś zmyślne kłamstwo. - Widziałam to. Wiem kiedy milczycie, bo nie macie nic do powiedzenia, a kiedy spiskujecie.
- Nie wiem, czy w świetle ostatnich wydarzeń to jest dobry pomysł, żebym przychodziła w niedzielę - mówi Zoya po chwili ciszy, którą przerywa tylko dźwięk miksera.
- Niby jakich okoliczności, dziecko? - wzdycha Aleta. - Pokłóciliście się z Connorem, też mi wielkie co. To nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie gadaj głupot.
- Nie pokłóciliśmy się, po prostu ustaliliśmy, że nic między nami nie będzie. A nie wydaje mi się, by wasze ciągłe swatanie nas, miałoby w jakikolwiek sposób pomóc. Mówiąc szczerze jest ono męczące już od jakiegoś czasu - wyrzuca z siebie Zoya, a Bradley spogląda na nią, jak na wariatkę.
- Posłuchajcie mnie uważnie, oboje. Przyjazd Jade to dla mnie ważna sprawa, a skoro ja od miesięcy znoszę wasze kłótnie, dramaty, rozstania, dogadywania się i kolejne sprzeczki i całą resztę nieporozumień, bo żadne z was nie umie ze sobą rozmawiać, to możecie być tak mili i przez jedno popołudnie pomyśleć o czymś więcej niż czubku własnego nosa - mówi stanowczym głosem Aleta. - Skoro wam wszystkim matkuję, to macie mnie słuchać, rozumiemy się?
- Mnie nie musisz matkować, ta rola jest już obsadzona - odpowiada chłodno Zoya, a Aleta bierze głębszy wdech. - I jeśli to dla ciebie takie ważne, to oczywiście, że przyjdę. Jednak jeśli usłyszę choć jedną sugestię na temat mnie i Connora, to zrobię scenę.
- Umowa stoi - odpowiada Aleta i wzdycha cicho. - Będę musiała chyba zakneblować tego starego pajaca - dodaje pod nosem, a Stephen parska śmiechem.
- To będzie tragiczne popołudnie...
- Jak to będzie tragiczne popołudnie, to nie chcesz wiedzieć, jakie zrobi się później twoje życie, kochanie - mówi brunetka, patrząc na niego z szerokim uśmiechem. Mikser kończy pracę, więc Aleta przekłada jego zawartość do rękawa cukierniczego i wyciska na blachę kilkadziesiąt małych bez, po czym wkłada je do piekarnika. - Idę rozliczyć poranne faktury, a ty może weź się do pracy. W przeciwieństwie do Zoyi, ty nie masz dnia wolnego.
- W sumie to chyba mam jakiś zaległy urlop... - śmieje się RK900, a Bradley patrzy na niego z zaciśniętymi mocno ustami.
- Właściwie to tak, idź w cholerę i mnie nie wkurzaj. Jutro tylko bądź na czas.
Stephen jest ewidentnie zaskoczony takim obrotem spraw, ale gdy nabiera pewności, że Aleta nie żartuje, od razu opuszcza kuchnię i idzie zabrać swoje rzeczy z pokoju socjalnego. Zoya czeka na niego przy wyjściu, a brunet prawie biegnie w jej stronę, jakby obawiając się, że Bradley zaraz zmieni zdanie i każe mu zostać w pracy. Nic takiego się jednak nie dzieje i chwilę później siedzą już w samochodzie blondynki, jadąc do jej mieszkania. Po wejściu do środka Steve rozgląda się po wnętrzu, bo kilka rzeczy nie zgadza mu się z codziennym stanem tego miejsca, które traktuje niemal jak swój drugi dom. Przede wszystkim na blacie kuchennym stoi pusta butelka po piwie, a w powietrzu unosi się słaby zapach papierosów, który został zdominowany przez aromat świeżego prania. Stephen spogląda na Zoyę pytająco, po czym wchodzi do sypialni i wraca ze szklanką wody, którą znalazł na stoliku nocnym.
- Spałaś z kimś - mówi, uśmiechając się do niej bezczelnie. Blondynka chwilę patrzy na niego chłodno, po czym jak gdyby nigdy nic, wzrusza ramionami.
- Owszem - odpowiada krótko i zdejmuje z siebie marynarkę, zanim wyminie go i wejdzie do sypialni, by przebrać się z garnituru.
- Zoya!
- Co? - pyta, obracając się w drzwiach do łazienki, ale zanim Stephen wydusi z siebie jakieś pytanie, blondynka już zamyka za sobą drzwi.
RK900 siada na łóżku i kręci głową, zdając sobie sprawę z tego, że cokolwiek jego brat powiedział ostatnio Zoyi, to ostatecznie pogrzebał ich ewentualny związek. To, że poszła z kimś do łóżka, jest dla niego ewidentnym sygnałem, że nie nastawia się już w żadnym stopniu na rozwój swojej relacji z Connorem. A on utknął między nimi, spodziewając się, że nie będzie mu dane być bezstronnym i będzie musiał się opowiedzieć albo po stronie przyjaciółki, albo swojego brata. I wie, że nie będzie to łatwe, skoro taką wagę przywiązał do tego wieczora, gdy udało mu się namówić Connora na jakiekolwiek zwierzenia i przez chwilę, krótką, ale zawsze, miał nadzieję, że zbudują jakąś namiastkę braterskiej więzi. Tylko teraz rozumie, że jeśli będzie zmuszony wybrać, to niestety, ale wybierze Zoyę, gdyż jej przyjaźń działa na niego o wiele bardziej kojąco niż wszystkie relacje rodzinne, do których chwilami czuje się przymuszany.
- To była jednorazowa sprawa - mówi Zoya, wychodząc z łazienki. Ma na sobie dres, a w dłoniach trzyma poskładaną, wysuszoną pościel. - Tylko seks. Nic więcej.
- Wybacz moje zaskoczenie, ale nigdy wcześniej nie wspominałaś o jakiś jednorazowych przygodach.
- Postanowiłam zrobić wyjątek - odpowiada i siada obok niego, dalej trzymając na kolanach białe poszewki. - Po tym, jak Connor ze mną zerwał, poczułam się strasznie... niechciana. Więc postanowiłam zmienić to w najbardziej banalny sposób na świecie, dając się obłapiać już w windzie. I to było miłe. To całe pożądanie.
- Słuchaj... ale jesteś pewna, że Connor chciał zakończyć to co między wami było, a raczej jeszcze nie było, a właściwie to nikt nie wie? Bo mój brat to debil i czasem jedno mówi, inne czuje.
- Lub nic nie czuje - przerywa mu Zoya i wzrusza ramionami. - Nie chciałam się z nim kłócić, więc powiedziałam, że odłożymy poważne rozmowy na inny moment...
- I dzień później przespałaś się z kimś innym.
- Cóż, nikt z nas nie jest idealny.
- Czy ja wiem, my jesteśmy całkiem blisko - rzuca, uśmiechając się i podnosi się z łóżka. Zabiera z jej kolan pościel, którą odkłada obok, po czy obejmuje ją, jakby mieli zacząć tańczyć walca. - Jedno jest pewne, niedziela będzie strasznie dziwna - dodaje i oboje parskają śmiechem.
Dzień dobry, teraz czeka nas kilka chillerskich rozdziałów, zanim znów zacznie się dziać.
O ile oczywiście za chillerskie można uznać wszystkie interakcje między Gavinem a Zoyą xD
Dzięki.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro