Bardzo złe decyzje ❍ 24.08.2040
Androidy nie czują bólu.
To fakt. Fakt który od kilku dni Zoya podaje w wątpliwość, za każdym razem, gdy musi wykonać jakiś najmniejszy ruch. Choć nigdy nie będzie w stanie poczuć bólu bezpośredniej, fizycznej przemocy, tak jest teraz przekonana, że tak właśnie jej ofiary muszą się czuć. Ma wrażenie jakby ktoś dotkliwie ją pobił, jakby miała pod sukienką mnóstwo niebieskich, czarnych i żółtych siniaków, które nie chcą ustąpić. I nie może patrzeć w lustro, bo gdy łapie kątem oka swoje odbicie, szczerze nienawidzi tego, że nie widać po niej w najmniejszym stopniu żadnego z tych siniaków. A najgorsza jest dla niej świadomość tego, że w tym wszystkim najbardziej ucierpiało jej ego.
Przynajmniej tak sobie wmawia.
Łatwiej jest jej przełknąć to, że Gavin ją upokorzył, bo podszedł ją i oszukał z niespotykaną łatwością niż, że faktycznie może mieć do niego jakieś głębsze uczucia. Nie chce za nic dopuścić do siebie tego, że mogła się w nim zakochać i właśnie dlatego poszło mu z nią tak łatwo. Nie, woli wierzyć w to, że to po prostu była gra, a ona go nie doceniła. Miała go w końcu za głupiego gliniarza, a nie kogoś, kto został wychowany w tym samym domu, co Elijah Kamski, do którego przecież podeszła z dużo większą ostrożnością. Gdy Kamskiemu wiedziała doskonale, by nie ufać, tak Gavina po prostu nie podejrzewała o taki kurewski stopień wyrachowania.
I to był jej błąd.
Pierwszy tak wielki błąd, odkąd stała się świadomą osobą, która przestała się bać. I teraz woli nie myśleć o sobie, jak o dziewczynie, której ktoś złamał serce, bo nigdy nie chciała być taką dziewczyną. Naiwną. Zakochaną. Śmiejącą się z kimś nad kubkiem kawy. Czekającą na telefon. Czekającą na to, aż pojawi się w jej drzwiach. Czekającą na każdy pocałunek. A Gavin sprawił, że właśnie taką osobą się stała. Stała się jedną z tych dziewczyn, które do tej pory traktowała z wyższością, oceniając chłodno ich wybory życiowe. I sama wpadła w tę pułapkę, bo Gavin ją znał. Tak samo, jak znał pewnie na pęczki podobnych do niej, pozornie zimnych suk. Sam jej o tym mówił. A ona mu nie wierzyła, bo widziała w nim tę osobę, którą chciała w nim widzieć. Zakochanego w niej idiotę. Gdy tak naprawdę to ona cały czas stawała się zakochaną w nim idiotką.
I choć to technicznie niemożliwe, na samą myśl o tym, Zoya czuje mdłości.
Nie pomaga jej też w najmniejszym stopniu to, że Stephen i Nikodem cały czas patrzą na nią z politowaniem, które niebezpiecznie ociera się o stwierdzenie: a nie mówiliśmy ci, że tak będzie? Jednak obaj są doskonale świadomi tego, że jeśli powiedzieliby to na głos, to blondynka wyrzuciłaby ich obu przez barierkę tarasu. Więc jedynie fuka na nich, że nie chce o tym rozmawiać i woli zająć się pracą. A później siedzi godzinami, patrząc w okno, bo nie może zebrać myśli, nie potrafi skupić się na niczym innym niż na świadomości jak wielką, jak astronomicznie ogromną, jest kretynką. Najbardziej dlatego, że wciąż nieustannie analizuje Gavina i każde ich spotkanie niemal scena po scenie, by znaleźć wszystkie momenty, gdy postanowiła zignorować czerwone flagi ostrzegawcze. Nie przynosi to jednak żadnych efektów, tylko więcej bólu, bo Zoya wcale nie umie dostrzec tego, że Gavin ją jawnie okłamywał. Przez co cholernie ma ochotę do niego zadzwonić i zapytać, czy jak ochłonął, to czy przypadkiem się za nią nie stęsknił.
- Zróbmy coś dziś - mówi Stephen, wchodząc bezceremonialnie do jej pokoju i kładzie się w poprzek łóżka. - Nikodem jest w Nowym Jorku, wraca dopiero jutro. To idealna okazja do zrobienia domówki.
- Impreza? Serio? Przechodzisz jakiś nieprzepracowany do tej pory okres nastoletniego buntu? - pyta go, obracając się w jego stronę, a Steve uśmiecha się szeroko.
- Wiem, że wydaje ci się, że nie masz na to ochoty, ale ja uważam, że powinniśmy ściągnąć wszystkie twoje koleżanki i ponarzekać na facetów.
- Ale ja nie chcę rozmawiać o Gavinie.
- Dlatego trzeba się upić.
- Nie pijam tego gówna, kochanie.
- Dziś możesz to zmienić. Niestety Sky zrobiło się niebezpieczne, więc nie zaproponuję ci alternatywy - śmieje się brunet, patrząc na nią cielęcym wzrokiem. - Proszę, zróbmy coś.
- Nie urządzimy tu domówki.
- Ale dlaczego w sumie nie?
- Bo to nie jest ani twoje, ani, tym bardziej, moje mieszkanie.
- Dlaczego zawsze musisz być dorosła - mruczy niezadowolony i milknie na chwilę. - W The Last Judgment jest dziś impreza zamknięta. Myślisz, że załatwię wejściówki, jak podam się za Niko?
- Klub?
- Skoro nie chcesz pić w domu. Poza tym, to impreza zamknięta, więc... - Zoya zamyka na chwilę oczy, po czym uśmiecha się do niego. - Już? Masz dla nas lożę?
- Oczywiście, ale podałam kartę Nikodema do obciążenia. To jego wina, że tu jesteś, mógł związać się z kimś mniej upierdliwym.
- Właściwie to ty nas poznałaś.
- Szczegóły - mruczy blondynka i daje znać, by wyszedł. - Muszę zadzwonić do dziewczyn, nie musisz mi siedzieć na głowie.
Chłopak podchodzi do niej i całuje ją w policzek, zanim faktycznie zniknie za drzwiami. Zoya już chwilę temu zdążyła wysłać wiadomości, teraz po prostu racjonalizuje sobie to, że Stephen na pewno ma rację. Wie, że powinna wyjść z mieszkania. Nie jest człowiekiem, nie może przeciągać swojej nieobecności, bo nie wyłga się chorobą, czy kiepskim stanem psychicznym. Nie ma na to czasu i miejsca w jej napiętym grafiku. Dlatego nie może dłużej tkwić w zawieszeniu, torturując się niepewnością i jakimś magicznym czekaniem na to, by ruszyć dalej.
Wieczorem przebiera się, jak do wyjścia, ale zręcznie kłamie Stephenowi, że musi jeszcze pojechać na chwilę w jedno miejsce i spotkają się już w klubie. Wsiada do zamówionej taksówki i nienawidząc samej siebie po stokroć, jedzie do Gavina. Po cichu liczy, że nie zastanie go w domu, ale widzi krzywo zaparkowane auto na parkingu i światło w salonie, co momentalnie wytrąca ją z całej zgromadzonej pewności siebie, którą miała jeszcze przed chwilą.
- Co ja tu robię, do cholery? - mruczy jeszcze pod nosem, zanim naciśnie dzwonek. Gavin otwiera jej drzwi i staje jak wryty, gdy ona mija go i wchodzi do salonu, gdzie na sofie widzi inną dziewczynę. Co sprawia, że Zoya momentalnie zaczyna się histerycznie śmiać. - A, okej. Dobra, Reed. Nie było tematu - mówi i ma już obrócić się do wyjścia, ale szatyn łapie ją za ramiona.
- Po chuj tu przyjechałaś? - pyta ją, ale nie brzmi na zdenerwowanego, brzmi i wygląda na kompletnie zażenowanego zaistniałą sytuacją.
- Nie wiem, chciałam porozmawiać, jak dojrzałe osoby, a nie robić sceny u ciebie w pracy. I widzę, że mogłam się umówić na spotkanie w jakiś określonych godzinach.
- Gavin, o co tu chodzi? - odzywa się dziewczyna, a Zoya wybucha śmiechem.
- Czy ona jest w ogóle pełnoletnia?
- Nie twoja sprawa - mówi, celując palcem w blondynkę. - A na ciebie już pora - zwraca się do swojej niedoszłej randki, która fuka wyraźnie obrażona i podrywa się z kanapy.
- Spokojnie, złotko. Możesz zostać, najlepiej idź już na górę, tam jest sypialnia. Jednak nie spodziewaj się, że on do ciebie oddzwoni - rzuca kpiąco Zoya i wyrywa się Gavinowi, idąc w stronę drzwi. Szatyn dogania ją na podjeździe i staje przed nią. - Nie mamy sobie nic do dodania. Jak widać, pierwszy raz, kiedy mnie nie okłamałeś, był właśnie cztery dni temu na posterunku, więc tego się będę trzymać.
- Kurwa mać. Akurat dzisiaj! Nie mogłaś wczoraj się zebrać na rozmowy!
- Nie mogłam, bo... Bo zrobiłeś ze mnie idiotkę, Reed i robisz ją dalej - krzyczy blondynka, próbując go wyminąć. - Jak ja w ogóle mogłam coś do ciebie poczuć?! Przecież to jest takie smutne... I w kółko, w nieskończoność, próbuje znaleźć chwile, gdy wiedziałam, że mnie okłamujesz, ale je zignorowałam. I ich nie znajduję. Więc naprawdę, oklaski są całe twoje, jesteś wybitnym aktorem.
- Zoya! Nie odstawiaj cyrku, tylko...
- Co? Porozmawiamy? Proszę cię, ktoś na ciebie czeka. Baw się dobrze - mówi, odpychając go w końcu od siebie i wsiada do taksówki. Bardzo, ale to bardzo stara się nie płakać, ale przerasta to nawet jej możliwości. Szuka w niewielkie torebce chusteczek, ale oczywiście ich tam nie ma, co wywołuje u niej jeszcze większą falę złości, wymieszanej ze smutkiem. A wtedy jej telefon zaczyna dzwonić, spodziewa się przez chwilę, że będzie to Gavin, ale nie, widzi zdjęcie siebie i Kiry i odbiera bez zastanowienia. - Cześć, przepraszam, że...
- Gdzie dziś pijecie? Twoja sekretarka się wygadała. A ja muszę się iść upić. - Zoya bierze głębszy wdech, próbując się uspokoić, zanim odpowie na pytanie. - Czy ty ryczysz? Co się stało? Nie. Nie odpowiadaj. Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.
- Jestem w taksówce do domu.
- To ją, kurde, zatrzymaj i wyślij mi lokalizację. - Zoya udostępnia jej, gdzie jest i po chwili Kira śmieje się cicho. - Super. Osiem minut i jestem.
Faktycznie mija mniej niż osiem minut, gdy duży biały SUV parkuje na poboczu. Zoya wsiada na miejsce pasażera, a Kira od razu obejmuje ją mocno, zanim ruszy w stronę centrum.
- To spoko okolica? Właśnie oglądałam tu dom - zaczyna Kira, a blondynka wzrusza ramionami i zaczyna płakać. - Cholera jasna. Co i kto ci zrobił?
- Pamiętasz, jak Niko żartował, że umawiam się z gliniarzem?
- Słodki Jezusie i to przez tego gliniarza tak beczysz? - upewnia się jej koleżanka, a gdy Zoya przytakuje lekko, ta robi duże oczy i spogląda na drogę. - Chryste jedyny. Ostatni raz w takim stanie byłam przez faceta chyba na studiach.
- Jak mnie to w jakiś sposób wytłumaczy, to mój pierwszy zawód miłosny.
- I oby, kurde, ostatni. Rany. Gliniarz. Nie było lepszej partii, Zoe? - pyta Kira, a blondynka mimowolnie parska śmiechem.
- Była. Nie jedna.
- Więc masz nauczkę. I masz też moją kosmetyczkę w schowku, więc doprowadź się do porządku, bo wstyd się z tobą pokazać na mieście - śmieje się dalej Tornellis, a Zoya posyła jej spojrzenie pełne wyrzutu. - A bo ty myślałaś, że ja cię będę klepać po główce i wykazywać wyrazy współczucia? To zły adres. Takich mężczyzn trzeba jebać w dosadnych słowach i jak najszybciej o nich zapomnieć.
- Dzięki, Kira. Jesteś zajebistym wsparciem.
- Ej, jestem w żałobie. Daj mi żyć.
Zoya przerywa na chwilę malowanie ust ciemną szminką i spogląda na koleżankę chłodno. Po czym obie parskają śmiechem i Zoya zaczyna wierzyć w to, że Stephen wie, co robi, namawiając ją dziś na wyjście z domu. Może naprawdę właśnie tego potrzebuje. Wyśmiać własną głupotę, zaakceptować ją i ruszyć dalej.
W pierwszej kolejności zostawiają samochód na parkingu w apartamentowcu Nikodema i razem ze Stephenem łapią taksówkę. W ogromnym klubie czeka już na nich Holly i niezbyt zadowolona z wyboru miejsca Iona. Jednak marudzi tylko przez chwilę, zanim nie zaczynają zwyczajnie rozmawiać. Nikt z nich ani razu nie używa imienia Gavina, choć wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, kto tak urządził ich koleżankę. Zoya zamawia drinki dla Holly i Kiry, oraz pierwszy raz daje sobie szansę na to, by upić się River, choć już przy pierwszym kieliszku tego żałuje. Robią przerwy, by iść na parkiet i wracają do swoich drinków i narzekania na cały świat.
- Powinnyśmy spalić mu auto - mówi Holly, a w jej głosie już doskonale słychać wypite drinki. - To przecież nie tak, że zostawicie jakieś odciski palców.
- Jestem za. Jedyną rzeczą, którą faceci kochają bardziej niż swoje auta, jest to, co mają między nogami - przytakuje z uśmiechem Kira, a Zoya parska śmiechem.
- Ma rację. Nikodem by się ze mną rozwiódł, gdybym chociaż zarysował jego ukochane Porsche.
- Rozwiódł? Ominął mnie ślub? - pyta blondynka, nieufnie wąchając zawartość kolejnego kieliszka.
- Tak, nie zaprosiliśmy cię, bo byłaś zbyt zajęta sypianiem z tym idiotą.
- Żarty na bok - wchodzi mu w słowo Kira i kładzie Stephenowi dłoń na ramieniu. - Jesteś pierwszą osobą od dawna, z którą Niko wytrzymuje już tyle czasu. Masz zajebiste szczęście.
- Wiem, że mam szczęście. Widuję go nago - śmieje się bezczelnie brunet i przeczesuje włosy palcami.
- Właśnie to mówię, bo sama widziałam go nago - odpowiada kpiąco Kira.
- Ja też i też zazdroszczę - wtrąca Holly, przez co Zoya prawie krztusi się zawartością kieliszka, który w siebie wlała.
- O rany! Mój facet jest zdzirą - nabija się dalej Stephen i klepie blondynkę po plecach. - Dobra, ale wróćmy do tego pomysłu, by spalić dom tego patałacha.
- Samochód - poprawia go Zoya.
- Dlaczego nie oba? - sugeruje Iona i znów wszyscy wybuchają śmiechem. - Okej, ale czy ja w ogóle mogę spytać o to, co poszło nie tak?
- Nie - ucina krótko Zoya i wyciąga dłoń w stronę Kiry, by wyciągnąć ją na parkiet, a ta od razu łapie jej rękę.
❍
Ten dzień zdecydowanie mógł brać udział w konkursie na jeden z najbardziej chujowych dni jego życia, bo nigdy do tej pory Gavin nie miał poczucia, że popełnił tak wiele złych decyzji. Z całą pewnością to, że poszedł do pracy na kacu, było złym startem, ale nie umiał znieść Connora, który cały czas patrzył na niego w taki sposób, jakby miał mu ponownie przywalić. I Reed nie zaprzeczy, że sobie na to zasłużył, ale o mały włos mógł zostać odsunięty od śledztwa, wobec którego ma przypuszczenia, że są coraz bliżej końca. Żałuje też, że w ogóle umówił się z tą dziewczyną, bo od początku nie miał na to ochoty, ale wszystko mu podpowiadało, że tylko tak najszybciej pozbędzie się Zoyi ze swoich myśli.
Gdy wpadł na ten chory pomysł, by dowiedzieć się od niej tego wszystkiego, ani przez chwilę nie zakładał, że naprawdę zacznie im na sobie zależeć. Raczej spodziewał się, że po prostu w pewnym momencie znajdą się w punkcie, w którym blondynka, tak samo jak absolutnie każda inna osoba w jego życiu, będzie miała go serdecznie dość. Zrozumie, jak pozbawiony perspektyw byłby ich ewentualny związek i po prostu sama to skończy. Nie zakładał, że będzie musiał złamać jej serce, że w zrobi to w przypływie jakiejś gówniarskiej wściekłości na cały świat, którą wyładował akurat na niej.
I jeszcze bardziej chujowo czuje się teraz, krążąc po mieście i próbując namierzyć, w którym klubie Zoya jest ze znajomymi. Nie ma nawet bladego pojęcia, co tak właściwie jej powie, gdy już ją znajdzie. Przede wszystkim zacznie od tego jak skrajnie nieodpowiedzialne i niebezpieczne jest to, że w ogóle bawi się na mieście, gdy może jej coś grozić. A później... nie wie. Przecież nie będzie jej błagał o wybaczenie, bo już trochę ją poznał i wie, że Zoya prędzej złamie mu nos, niż pozwoli mu coś powiedzieć. Tym bardziej nie będzie się jej tłumaczył, że "to nie tak, jak myślisz", bo wszystko, co blondynka pomyśli, każdy najgorszy scenariusz, jest przecież prawdą.
A jednak wciąż jej szuka, wciąż przegląda social media RK900, aż w końcu udaje mu się rozpoznać wnętrze klubu. The Last Judgment jest bardzo drogim, bardzo ekskluzywnym klubem urządzonym w dawnym kościele, a on zabłądził tam jeden jedyny raz, gdy jeszcze czasem umawiał się z córkami koleżanek swojej matki. Przez cały pobyt w tamtym miejscu miał poczucie, że nie pasuje do bogatych dzieciaków pijących drogie drinki i biorących drogie narkotyki. Mimo, że przecież był dokładnie takim samym dzieciakiem. Ostatecznie poderwał barmankę i zmył się z nią, nie żegnając się nawet z dziewczyną, z którą tam przyszedł. Dziś raczej nie spodziewa się, że w ogóle wyjdzie z kimś, choć naprawdę liczy, że chociaż znajdzie w tłumie blondynkę. Wchodzi do środka, gdzie kieruje się do baru i próbuje ją wypatrzeć przy jednym ze stolików, ale widzi tylko Ionę, która musi pilnować ich miejsc. Nie wygląda na specjalnie nieszczęśliwą, że zostawili ją samą, bo klęczy na miękkim siedzeniu i patrzy w tłum osób na parkiecie. Podążą wzrokiem w tę samą stronę i w pierwszej kolejności widzi Dziewięćset, którego dość trudno przeoczyć przez jego wzrost. A zaraz obok niego tańczy rudowłosa kobieta w czarnej sukience i Gavin poddaje w wątpliwość wszystko, co do tej pory usłyszał od Kiry Tornellis. Zaczyna nawet podejrzewać, że ta też mogła kłamać i ukrywać przed nimi o wiele więcej, niż się spodziewają, skoro żałobę po swoim tragicznie zmarłym bracie przeżywa w taki sposób, w takim miejscu. Szczególnie, że tańczy z Zoyą, blondynka opiera się o nią plecami, a Kira obejmuje ją dłońmi w pasie. W tej chwili akurat muzyka jest spokojniejsza, ale gdy lokal znów wypełnia się dudniącym basem, Zoya obraca się w jej ramionach i zaczyna podskakiwać w rytm głośnego utworu. Ma na sobie wąską spódnicę z wysokim stanem i tak krótki biały podkoszulek, że za każdym razem, gdy unosi dłonie do góry widać doskonale dół jej koronkowego stanika. I Gavin przeklina, nie mogąc już od niej oderwać wzroku, bo Zoya jest absolutnie najpiękniejszym widokiem, jaki widział kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu. Nie dane mu jest się nim nacieszyć, bo pierwszy zauważa go RK900, który nachyla się do blondynki i łapie ją za rękę, a ich dłonie na kilka sekund połączenia stają się tak białe, jak jej koszulka. Zoya wspina się na palce i całuje bruneta w policzek, zanim ruszy w stronę baru, a Gavin od razu idzie w tę samą stronę.
- I po chuj tu przyjechałeś? - pyta go dokładnie takim samym tonem, jak on ją kilka godzin temu. - Co, okazała się kiepska w łóżku?
- Chyba ja powinienem cię spytać, co tu robisz?! Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że ktoś próbował cię dwa razy zabić, a ty im się podajesz na talerzu, Zoya! - mówi gniewnie, stając obok niej. Blondynka macha na barmana, do którego uśmiecha się szeroko i zamawia sobie drinka, a poza tym kolejne do stolika.
- To zamknięta impreza, a ja jestem w towarzystwie androida, który przerobiłby cię na miazgę szybciej, niż zdążysz znów wypowiedzieć moje imię.
- Nie, jesteś tu z ćpunem i sama coś chlałaś.
- Nie twoja sprawa, Reed. Straciłeś wszelkie przywileje na dopierdalanie się do mnie o cokolwiek.
- Dobra, nie zachowuj się jak suka, tylko daj mi z sobą porozmawiać.
- Kochasz mnie? - pyta go wprost, obracając się i patrząc mu prosto w oczy.
- Musisz...
- Muszę. To proste, kochasz mnie, albo jesteś kłamliwym sukinsynem, Reed. - Z kolejnym uśmiechem odbiera kieliszek do martini od barmana, a Gavin widzi, że chłopak za barem ewidentnie słucha ich wymiany zdań z zaciekawieniem. Co pewnie świadczy o tym, że Zoya już wcześniej musiała z nim flirtować.
- Chodźmy stąd. Nie powinnaś w ogóle tu być. Odwiozę cię do domu i, jak będę miał pewność, że jesteś bezpieczna, to będziesz mogła dalej jebać mnie jak burą sukę.
- Okej, czyli odpowiedź brzmi: nie, nie kochasz mnie. Tak myślałam.
- Zoya...
- Nie, nie mamy o czym rozmawiać, albo mnie nie kochasz, albo kochasz i jesteś jednocześnie zbyt wielkim gówniarzem, by się do tego przyznać. Więc tak, czy inaczej, niezależnie od opcji, nie mamy o czym rozmawiać - mówi i upija łyk z kieliszka, a Gavin przeklina i próbuje złapać ją za ramię, ale blondynka się uchyla. - Wiesz, co? Twoja postawa już nie robi na mnie wrażenia, bo przez ostatnie cztery dni, gdy myślałam o tobie obsesyjnie w każdej pierdolonej sekundzie, doznałam objawienia. Mnie nazywałeś suką, która przypomina ci te wszystkie bogate laski, z którymi mama chcę cię swatać, ale tak naprawdę to ty jesteś tym, czego tak nie znosisz. Bogatym, znudzonym życiem szczeniakiem, który nie umie zbudować żadnej trwałej relacji w życiu, bo rodzice dali mu wszystko, poza dobrymi wzorcami.
- I to ty jesteś taka mądra, czy to gówno, które pijesz?
- Ja. Zawsze ja. No prawie zawsze, przy tobie mam jakieś zaćmienia, bo zakochałam się w tobie jak kretynka - śmieje się chłodno Zoya, nie przestając na niego patrzeć i po chwili zbliża się do niego. - Ale ja przynajmniej umiem się do tego przyznać, ty zawsze będziesz niczym więcej niż tchórzem. Przyznałbyś się chociaż do tego, że przeraziło cię to, co było między nami. Przeraziło cię to, że może ci na kimś zależeć, więc postanowiłeś to spierdolić, zanim spierdoli się samo. Gratulacje. Udało ci się.
- Gdybym potrzebował psychoterapii, to bym się na taką zgłosił.
- Ale ty potrzebujesz terapii, Gavin - śmieje się blondynka i kładzie mu dłoń na ramieniu. - Może jak dojrzejesz, to uczynisz jakiegoś terapeutę bardzo bogatym. A tymczasem: odpierdol się ode mnie. - Zoya chce odejść, ale Gavin łapie ją za rękę i przyciąga do siebie.
- W dupie mam, co o mnie sądzisz, ale zapomnij, że pozwolę ci tu zostać.
- Och, nagle się o mnie boisz. Wzruszające - parska śmiechem blondynka. - I jak ja mam w to, kurwa, uwierzyć? Powiedziałeś mi, że mnie kochasz, bo bałeś się, że zginęłam. I powiem ci, że super to sobie zaplanowałeś, wypadło strasznie naturalnie... Szkoda, że cztery dni temu powiedziałeś, że kłamałeś!
- Nie musisz mnie lubić, ale nie możesz tu zostać.
- Puść mnie, zanim zrobię scenę - mówi chłodno, odstawiając kieliszek na bar i próbując wyszarpnąć rękę z jego uścisku.
- Musisz być taka, kurwa, uparta? Zależy mi na tym, żeby nie znaleźć tym razem twojego prawdziwego trupa w zaułku.
- Bo co? Źle by to wpłynęło na sprawę i twój awans? - pyta cynicznie Zoya, a on przeklina i w końcu ją puszcza. - Bingo. Spierdalaj, Reed. Daj mi przeżyć moje upokorzenie w samotności, zanim pogorszysz sytuację i zapragnę zniszczyć ci życie. A uwierz mi, mogę to zrobić.
Zoya znów chcę od niego odejść, ale szatyn ponownie łapie jej nadgarstek, blondynka obraca się i wylewa na niego swojego drinka, po czym ma się wycofać w tłum. Barman proponuje jej drinka na koszt firmy, więc cofa się do baru, ale Gavin już odchodzi w stronę wyjścia. Jest wściekły, ale spodziewał się właśnie takiego obrotu spraw. Tego, że Zoya przejrzy go z łatwością i wygarnie mu wszystko, na co sobie zasłużył. Przed drzwiami jeszcze się cofa, jakieś poczucie obowiązku wygrywa na chwilę z własnym ego, ale gdy wraca wzrokiem do baru, widzi, że blondynka dalej flirtuje z barmanem. Reed przeklina więc pod nosem i opuszcza klub. W końcu Zoya ma rację, jest w towarzystwie Dziewięćset, więc nic jej nie grozi. Wsiada z powrotem do samochodu i jedzie w stronę domu, a gdy zatrzymuje się na światłach, próbuje przetrzeć koszulkę zalaną niebieskim płynem, ale ten już na dobre wsiąkł w materiał. Gdy przejeżdża przez centrum i zatrzymuje się na kolejnym czerwonym, jeden z neonów na pobliskim kasynie zalewa wnętrze jego auta kolorowym światłem. I dopiero w nim, Gavin zdaje sobie sprawę z tego, że plama na jego koszulce nie wygląda naturalnie, bo niemal błyszczy się w świetle neonu. Natychmiast sięga po telefon, próbując dodzwonić się do Zoyi, ale nie ma szans na to, by ona w ogóle usłyszała komórkę w kubie, a co dopiero odebrała od niego. Dzwoni więc do Connora, który odbiera po drugim sygnale.
- Skontaktują się z Zoyą - mówi zamiast powitania i słyszy ostentacyjne westchnienie w słuchawce. - Tu nie chodzi o jakieś nasze prywatne dramaty, a o to, że oblała mnie drinkiem. Wydaje mi się, że były w nim prochy.
- Reed. Po kolei.
- Jest w klubie z twoim bratem, poszedłem tam, żeby z nią pogadać. Zamówiła drinka, wylała go na mnie i ten kolor mi nie pasuje, bo jest podejrzanie, kurwa, fluorescencyjny.
- Poczekaj chwilę - mówi Connor i próbuje skontaktować się z blondynką.
- Nie odpowiada?
- Gorzej. Nie mogę jej odnaleźć, tak jakby była kompletnie odcięta od naszej sieci - odpowiada Connor, brzmiąc na zaniepokojonego. - To jest bardzo zły znak, Reed. Wracaj tam, ja już kontaktuję się ze Stephenem.
Detektyw zawraca samochód, nie przejmując się zakazem i rusza z powrotem w stronę klubu. Gdy dojeżdża na miejsce, nie zdąży jeszcze zapakować, gdy już widzi Stephena, który rozgląda się nerwowo, jakby liczył, że wypatrzy blondynkę wśród osób na zewnątrz. Gavin podchodzi do niego, a RK900 zaciska usta.
- Byłem pewien, że jest z tobą - mówi android, nie kryjąc wściekłości. - Gapiłem się na nią, jak ciele przez cały czas, jak się kłóciliście. A później zniknęliście, założyłem, że jest jebaną kretynką i dała ci się zabrać do domu.
- Zostawiłem ją przy barze, czekała na nowego drinka, po tym, jak pierwszy wylądował na mnie... - Stephen wyciąga dłoń w jego stronę i zaciska materiał między dwoma palcami, z których zniknęła syntetyczna skóra.
- O ja pierdole. O kurwa. To nasza wina. Oni ją zabiją i to będzie nasza wina - wpada w histerię Steve, a Gavin bardzo powstrzymuje się, by go nie spoliczkować na otrzeźwienie.
- Czyli miałem dobre przeczucie, że to prochy.
- Tak, to ta substancja... ale piliśmy cały wieczór to samo, cały wieczór się pilnowaliśmy, jak zawsze się pilnujemy razem w takich miejscach. Oni nie mieli kiedy...
- Kiedy rozmawiała ze mną. Chodź, dobrze pamiętam barmana, z którym gadała - mówi chłodno Reed, ale Stephen nie rusza się z miejsca. Wygląda na kompletnie spanikowanego, stoi sztywno, z przygryzioną dolną wargą i telefonem w dłoni, a Gavin, gdyby teraz zobaczyłby go pierwszy raz, to w życiu by nie uwierzył, że chłopak jest bratem Connora. Łapie go za ramię i ciągnie za sobą. - Weź się, kurwa, w garść. Masz przecież zajebiste oprogramowanie policyjne, więc zrób z niego jakiś pożytek.
- Nie mów mi, co mam robić, Reed - odpowiada Steve, wyrywając mu się i zrównuje się z nim krokiem. - To też twoja wina, że to się dzieje! Jak mogłeś ją zostawić samą, twoje urażone męskie ego nie mogło poczekać pięć minut, by wróciła do mnie do stolika!
- Zamknij się. Dobrze, ci radzę.
Najgorsze jest to, że Stephen wcale nie musiał mówić tego na głos, bo świadomość tego, że zjebał na całej linii, już zagnieździła się w Gavinie na dobre. Wie, że blondynka zachowała się głupio w ogóle tu przychodząc, ale on wymawiał się troską o nią, by w ogóle móc z nią porozmawiać, a ostatecznie ją olał. Dziewięćset ma absolutną rację, powinien poczekać, aż Zoya wróci do znajomych, zamiast unosić się zranioną dumą, bo zaczęła z kimś flirtować na jego oczach. Nie wie, czego się właściwie spodziewał. W końcu zastała u niego inną dziewczynę zaledwie kilka godzin temu.
Idą do baru, jednak żaden z pracowników nie jest wysokim blondynem, którego Reed widział z Zoyą zaledwie pół godziny temu. Zaczynają o niego wypytywać i sytuacja robi się jeszcze bardziej skomplikowana, bo żadna z osób mająca dziś zmianę, nie przypomina sobie w ogóle kogoś takiego. Gavin wyciąga odznakę, żądając dostępu do monitoringu i razem ze Stephenem kierują się na zaplecze, gdzie kilka minut później dołącza do nich Connor.
- Macie coś? - pyta, patrząc zaskoczony na to, że Steve dotyka panelu sterującego komputerem, przeglądając materiał w ogromnym przyspieszeniu. - Może ja...
- Nie - ucina krótko młodszy z braci. - Póki co, to mamy barmana, który rozpłynął się w powietrzu, ale Gavin na szczęście przyjrzał mu na tyle dokładnie, by zrobić później portret pamięciowy. Mamy też brakujące piętnaście minut nagrań i ochroniarza, który nic nie wie. To model GS200 i sądząc po jego oczach, to jest pod wpływem.
- Czyli mieli to zaplanowane - mówi Connor, zaczynając krążyć po pokoju. - Wiedzieli, gdzie będziecie, wiedzieli, że ochroniarz na monitoringu to android i wystarczy doprawić mu Tyrium, by posłuchał i wyłączył kamery. Czekali na moment, gdy Zoya odłączy się od reszty i błyskawicznie to wykorzystali.
- Kto wiedział, że tu dziś będziecie? - wchodzi mu w słowo Reed, a Stephen nie przerywa analizowania obrazu z kamer.
- To było spontaniczne, ustaliliśmy, że idziemy tu około trzeciej po południu. Zoya skontaktowała się z Ioną i Holly, Holly powiedziała Kirze, że mamy plany. Kira zadzwoniła do Zoyi po tym, jak wyszła od ciebie, Reed i od tego czasu cały czas byliśmy razem.
- Czy któraś z nich... - zaczyna Gavin, ale Steve spogląda na niego lodowatym wzrokiem. - Skoro nikt inny nie wiedział, to nie można tego wykluczyć. Panna Tornellis nie wygląda na specjalnie przejętą śmiercią brata.
- Bo może jego śmierć była jej na rękę, teraz ma kontrolę nad firmą i może przyjaźnić się z nami, bez obawiania się o rasistowskie zapędy braciszka. To tak, jakbyś nagle mógł podejrzewać też mnie, Reed - tłumaczy chłodno Stephen, po czym wraca wzrokiem do ekranu, aż obraz zamiera. - Chyba go mam. Jedna z kamer na parkingu jest podłączona do innego systemu niż reszta.
Na obrazie z kamery widzą to samo auto, którym została porwana jedna z ostatnich ofiar. Blondyn, który podawał się za barmana, ma naciągnięty na głowę kaptur, co znacznie utrudnia Connorowi jego ewentualną identyfikację. Mężczyzna prowadzi Zoyę za rękę, ale nie musi ku temu używać siły, bo blondynka kompletnie bezwolnie daje się wsadzić na tylne siedzenie, zanim auto odjedzie spod klubu. Mają jego numery rejestracyjne, co nie daje im absolutnie nic konkretnego.
- Trzeba pojechać na posterunek i przejrzeć miejski - mówi Connor - może uda nam się namierzyć to auto, albo przynajmniej jakieś miejsce, gdzie nam zniknie.
- Chcę wam pomóc - oświadcza Stephen, a jego brat nie ma pojęcia, co odpowiedzieć. - Wiesz, że się wam przydam, nie musicie mi dawać jakiś super odpowiedzialnych zadań, wymagających dostępu do kartotek, czy coś. Ale właśnie analizę monitoringu, pojechanie gdzieś i szukanie śladów.
- Wybacz, Dziewięćset, twój braciszek pewnie nie ma serca, by ci to powiedzieć, ale nie możemy się na to zgodzić - odzywa się Reed. - Możesz mieć oficjalnie wciąż swoje super zdolności, ale jesteś tylko cywilem...
- Sam powiedziałeś, że mam się wziąć w garść i... - protestuje Stephen, a Connor kładzie mu dłoń na ramieniu.
- Wiem, że chcesz pomóc i wiem ile Zoya dla ciebie znaczy, ale jak możesz coś zrobić, to zbierz swoje koleżanki i je subtelnie przesłuchaj. Może też rozmawiały z tym barmanem, może przypadkiem coś ukrywają. No i powiadom Nikodema, Palmer na pewno chce wiedzieć, że Zoya może być w niebezpieczeństwie.
- On mi tego nie wybaczy - zawodzi nagle płaczliwie Steve i opiera się o biurko, chowając twarz w dłoniach. - To był mój pomysł, by tu przyjść. Sądziłem, że jak będę jej pilnował, jak będziemy się z Zoe wzajemnie pilnować to... Nikodem jak się o tym dowie, to się wścieknie.
- To powiedz mu prawdę - mówi chłodno Reed, krzyżując dłonie na piersi. - Że to wszystko moja wina, ja zjebałem. Nie powinienem jej zostawić samej, powinienem ją, kurwa, wyciągnąć stąd siłą.
- Myślę, że to nie będzie dla Niko żadne pocieszenie, że to ty zjebałeś dziś, Reed - odpowiada Stephen. - W naszych oczach to zjebałeś już wszystko kilka dni temu, teraz tylko nastąpił jebany wielki finał. Ona nigdy nie powinna mieć z tobą nic wspólnego.
Stephen zostawia ich w pokoju ochrony i wychodzi bez słowa, a Gavin gotuje się z wściekłości, bo wie, że ten ciemnowłosy sukinsyn ma absolutną rację. Nigdy nie powinni z Zoyą mieć ze sobą nic wspólnego, gdyby nic między nimi nie zaszło, teraz po prostu rozpoczynaliby poszukiwania kogoś, kto dla niego jest tylko jakąś kolejną suką z Jerycha. Nie, gdyby nie zaczęli się ze sobą spotykać i gdyby tak katastrofalnie tego nie zjebał, to Zoya nigdy nie znalazłaby się w tym klubie. Gdyby podjął choćby wczoraj jakieś lepsze życiowe decyzje i zamiast umawiać się na randkę, pojechał do niej się kajać, to też wszystko wyglądałoby inaczej. A tak wracają na posterunek i rozpoczynają poszukiwania pierwszej osoby, która od bardzo dawna wzbudziła w nim jakieś uczucia i z którą wizja jakiejś przyszłości, była przez niego w ogóle brana pod uwagę. Przez co właśnie tak spanikował i postanowił posłać wszystko w diabły, licząc na to, że blondynka po prostu się od niego odpierdoli i szybko o sobie zapomną.
Co było głupie i naiwne.
A teraz jej życie jest zagrożone.
- Nie rozumiem, dlaczego tam pojechałeś - mówi Connor, gdy znajdują się już w swoim biurze na posterunku. - Zoya i Stephen są ostrożni, zawsze gdy wychodzą razem, mają swoje zasady, by nie spuszczać się z oczu. Opowiadała mi o nich, opowiadała, że z nim czuje się bezpieczna, bo niezależnie jak mój brat się zachowuje na co dzień, to w chwili zagrożenia, wciąż będzie szybszy, silniejszy i bardziej sprawny niż nawet ja. Więc...
- Chciałem jej wyperswadować, że nie powinna łazić nocą po mieście. Mnie się nie spowiadała z tego, jaka to się czuje bezpieczna z Dziewięćset.
- Och, więc zawsze jesteś taki troskliwy wobec osób, które okłamujesz i wykorzystujesz tygodniami, Reed?
- A mógłbyś mniej pierdolić, a więcej pracować? - pyta Gavin, przekonany o tym, że jeśli Connor zaraz nie odpuści, to go uderzy. A wtedy oboje mogą momentalnie zakończyć swoją pracę nad tym śledztwem, gdy zostaną zawieszeni za bójkę. - Sprawdź monitoring, ja sprawdzę tablice.
- Tablice...
- Sprawdzę je, kurwa, jeszcze raz.
Reed wychodzi z biura, trzaskając za sobą drzwiami i idzie do łazienki, gdzie ma poważny problem, by czegoś nie rozwalić, tylko po to, by się uspokoić. Czuje się zdesperowany, bo wie, że szukali Sarsberg i miejsca, gdzie teraz bawi się w "małego chemika" od kilku dni i mieli kilkanaście różnych tropów. Pięć różnych lokacji i Gavin zdaje sobie sprawę z tego, że nie będą w stanie ich wszystkich sprawdzić w tak krótkim czasie. Przeraża go to, że blondynka może na dobrą sprawę już w tej chwili nie żyć, a oni będą błądzić po omacku przez kolejne dni, aż znajdą jej ciało.
Gdy wraca do biura, jeszcze raz sprawdza nieistniejącą już firmę, na którą według dokumentów był zarejestrowany samochód, którym została uprowadzona blondynka. Na pierwszy rzut oka nie dostrzega żadnych powiązań między tym biurem rachunkowym a wszystkimi biznesami, pod którymi Sarsberg ukrywała swoje brudne interesy. A później dociera do niego to, co przeoczyli w pierwszej chwili przy mieszkaniach należących do ojca Tornellisów.
- Ty, pamiętasz wszystko dokładnie, co Zoya powiedziała na temat tych szwalni - odzywa się do Connora.
- Matka Ingrid Sarsberg była księgową dla Textiltop, czyli właśnie sieci szwalni, które zbankrutowały po pandemii w dwudziestym drugim. Jeszcze trzy lata udawali i spekulowali, zanim w dwudziestym piątym ogłosili upadłość. W dwudziestym siódmym nakryto w jednej z ich dawnych placówek produkcję Bordo - streszcza android, nie przerywając przeglądania monitoringu. - Mamy listę ich wszystkich lokalizacji, ale patrole nie zauważyły tam żadnej podejrzanej działalności. Część z miejsc sprzedano, jak tę kamienicę...
- Którą kupił Pine i która o mało nie wyleciała w powietrze z nami w środku.
- Tak. Do czego dążysz? Sprawdziliśmy, czy Pine lub jego druga żona kupili jeszcze jakieś lokacje po Textiltop.
- Jakie panieńskie nazwisko nosiła matka Sarsberg?
- Meller.
- Nie - mruczy pod nosem Gavin. - To biuro rachunkowe, do którego należy samochód...
- To firma krzak, nie mają żadnego biura pod adresem wskazanym w dokumentacji, a na ich liście płac istnieją osoby, które albo nie żyją, albo mieszkają tysiące mil stąd, więc to po prostu ukradzione tożsamości - mówi Connor i przenosi na chwilę wzrok na Gavina. - Sprawdziliśmy rodziców Sarsberg. A to biuro nie posiada oficjalnie żadnych nieruchomości, jedynie kilka aut. To pralnia pieniędzy.
- Sarsberg nie ma rodzeństwa? Byłego męża?
- Nie ma. Jej ojciec wyszedł ponownie za mąż w dwudziestym ósmym, ale nie miał więcej dzieci. Jego druga żona ma syna.
- I czy ten synek nie ma przypadkiem na nazwisko Olsen? - pyta Reed, uśmiechając się lekko, po czym przynosi tablet i staje obok Connora. - Spójrz, niejaki Gregory Olsen dość często otrzymuje przelewy z naszego nieistniejącego biura rachunkowego. Pan Olsen ma swoją firmę ochroniarską, która nie zgadniesz, w jakich klubach jest zatrudniona?
- W tych, w których handlowano nową wersją Sky.
- Oczywiście. A co jeszcze lepsze, pan Olsen kupił w ostatnim roku dwa budynki należące bardzo dawno temu do Textiltop i... oficjalnie na papierach urządził w obu siłownie, dlatego nie braliśmy tych budynków pod uwagę. Inwestycje wyglądają legalnie, ale myślisz, że naprawdę przez rok nie udało mu się wystartować z żadną z nich?
- Można jakoś namierzyć tego Olsena? - pyta Connor, dotykając tabletu i wyszukuje wszystkie informacje na jego temat, aż Gavin przerwie mu, uderzając go z otwartej dłoni w ramię.
Obraz zatrzymuje się na zdjęciu młodego, dobrze zbudowanego blondyna o czarującym uśmiechu, który udziela wywiadu na temat rekordowych dochodów jego firmy od czasu wprowadzenia na rynek androidów pełniących rolę ochroniarzy. Gavinowi jednak ani trochę nie chodzi o treść artykułu, bo za dobrze zapamiętał ten szeroki uśmiech mężczyzny. Ponieważ dokładnie w taki sposób szczerzył się on do Zoyi, stojąc za barem klubu, w którym widział ją ostatni raz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro