Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9


Park Jimin:

Myślałem, że będę z nim zawsze. Z moim Jungkookiem, który dbał o mnie, jak o najcenniejszy skarb świata. Planowałem daleką przyszłość widząc siebie u jego boku. Wyobrażałem sobie nasz ślub, adopcję dzieci, a... nawet pierwszy raz, gdyż pragnąłem przeżyć to właśnie z nim. Jednak w chwili, gdy jego usta dosięgnęły tych, które nie należały do mnie, wszystko zostało zakopane. Ukryte głęboko w moim sercu i umyśle. Tym jednym zdarzeniem wszystko straciło sens. Już nie mogłem wiązać tego co będzie kiedyś z miłością mojego życia, ponieważ okazała się fałszywa. Kto tego nie doświadczył nie doświadczył, nie wie jak naprawdę bardzo boli człowieka serce po takim zawodzie. Nie rozumiałem, jak z taką premedytacją można się bawić uczuciami jakiejś osoby. I nie ważne czy jest ten ktoś nieziemsko wrażliwy albo udający twardego. Jak ktoś szczerze kocha to zdrada zawsze boli najbardziej. Mogę niestety powiedzieć, że wiem to z własnego doświadczenia.

Po tym jak zerwałem kontakt z czarnowłosym i wprowadziłem się na chwilę do Jongsuka, moje ciało traciło sporo litrów łez a serce rozpaczało z tęsknotą za swoją drugą połówką. Mój przyjaciel starał się być przy mnie cały czas, ale wiedziałem, że wiecznie nie mogę siedzieć mu na głowie. W końcu on miał własne życie. Lecz wszystko się zmieniło, gdy po miesiącu chciałem się wyprowadzić od starszego. Zdałem dobrze maturę, której okropnie się bałem, gdyż nic się nie uczyłem przez rozpacz, nie umiałem się za to zabrać, choć lubiłem się uczyć. No i po tym czasie też się troszeczkę uspokoiłem. Nie miałem już czym w dzień płakać, dlatego pozostawały mi tylko noce na wyrzucenie z siebie smutku, żalu i głębokiej rozpaczy. Byłem strasznie słaby. Mniej jadłem, moja skóra była bledsza niż zwykle, ze zmęczenia i złego stanu psychicznego tylko spałem i czasem wychodziłem na spacery, gdy tylko padał deszcz. Chciałem wyprowadzić się na jakiś czas do hoteliku, gdyż udało mi się znaleźć jakąś pracę. Niestety zarabiałem mało, ale po dokładnych obliczeniach mojego stanu finansowego, wiedziałem już, że będzie mi starczyć na pobyt w hoteliku, jedzenie i odkładanie na wynajem mieszkania dla siebie, bo nie zamierzałem już zawsze mieszkać w hotelu. No, ale moje plany popsuło nagłe omdlenie Jongsuka dzień przed moją zaplanowaną przeprowadzą. Po odzyskaniu przytomności, wyznał mi, że od niedawno jego mama trafiła do szpitala i okazało się, że ma genetyczną chorobę serca, którą można odziedziczyć po kimś z rodziny. Mój przyjaciel przyznał się też, iż zrobił badania, które okazały się pozytywne. Też był na to chory. Dlatego zrezygnowałem ze wszystkiego i z nim zostałem. Nie mógł się przemęczać, a były mu potrzebne ogromne pieniądze nie tylko na wodę, prąd czy jedzenie, ale także na leki. Poszukałem drugiej pracy, żeby starczyło ich na dwie osoby. Jednak to i tak nie rozwiązało problemów, gdyż Jong lubił bardzo alkohol, którego nadużywał, a ja bałem się go, kiedy był pod wpływem, no i mogło to też pogorszyć jego stan. Nie mogłem mu zabronić pić, był dorosły, dlatego mój strach o niego z każdym kolejnym upiciem rósł. Tak samo jak strach o to, że w końcu coś mi zrobi. Najczęściej przystawiał się do mnie, ale nie jakoś tak bardzo nachalnie, Raz mnie uderzył, ale nie jakoś mocno i przepraszał za to bity tydzień. Od tamtej pory podnosił na mnie rękę, lecz nigdy więcej nie dotknęła ona mojego ciała. Nie zmieniło to jednak faktu, że się bałem. Więc po prostu wychodziłem z domu. Może to głupi przypadek, a może i nie, ale dzięki temu spotkałem Jungkooka i mogłem z nim porozmawiać. Jego słowa były wtedy takie szczere. Nawet zapomniałem na chwilę o zdradzie i tym, że nie widzieliśmy się przeszło pół roku. Te oczy wydawały mi się takie prawdomówne. Lecz nie umiałem do końca w nie uwierzyć. Za bardzo mnie zranił i Jongsuk wiele wspominał mi na temat czarnookiego Jeona. O wiele za dużo mówił, a go nie znał. Ufałem przyjacielowi, ale nie wiedziałem, czy nie robił tego, żeby mnie chronić przed kolejnym zawodem miłosnym zadanym przez tę samą osobę.

Dziś minął tydzień od kiedy widziałem się ostatni raz ze swoim „byłym" chłopakiem, którego nie umiałem wyrzucić ze swojego serca. Za wiele pięknych słów mi powiedział, za wiele czułych gestów otrzymałem, za wiele spojrzeń pełnych troski i smutnego szczęścia mi podarował. A to były tylko dwa dni. Dwa spotkania po tylu dniach rozłąki. To nie było możliwe, że tak mnie do niego ciągnęło po takim czasie. Jednak może on też to czuł? Nie miał przecież perspektyw do ponownego zranienia mnie, wykorzystania i oszukania. Ale jednak walczył o to bym do niego wrócił. Coraz częściej zastanawiałem się czy nie powinienem postarać się mu wybaczyć i pozwolić się kochać z wzajemnością. Tęskniłem za nim tak bardzo i widziałem, że od niego biją te same uczucia, lecz nadal w głowie świeciła mi czerwona lampka ostrzegawcza „on udaje". Nie wiedziałem co robić. Wybaczając Jungkookowi mogłem zawieść Jongsuka a nie dopuszczając swojego serca do rówieśnika straciłbym go. Byłem za słaby i głupi na tak poważne decyzje. Nie chciałem stracić ani jednego ani drugiego chłopaka. Lecz czy przyjaźń nie była ważniejsza?

- Do widzenia! -powiedziałem nieśmiało w kierunku swojego szefa, gdy skończyłem swoją zmianę i mogłem wrócić do domu. Dziś godziny pracy mi się przedłużyły, ale na szczęście w drugiej pracy miałem dziś wolne, więc odetchnąłem z ulgą, wiedząc, że nie muszę spieszyć się do niej. Biegłem do miejsca mojego tymczasowego zamieszkania, ponieważ nie chciałem, żeby mój przyjaciel się martwił, gdyż od dobrego kwadransa powinienem być już w domu. Oczywiście uważałem na przejściach przez ulice i ludzi, których mijałem, gdyż nie chciałem ich potrącić. Byłem tak chudy, że mogłem to ja zostać tym bardziej poszkodowanym w zderzeniu. Nie mogłem na to pozwolić. Przecież, gdyby doszło do złamania, skręcenia albo czegoś gorszego, straciłbym pracę. - Jongsukie-ssi! Wróciłem! - uniosłem głos, żeby starszy mnie usłyszał, po czym zamknąłem delikatnie za sobą drzwi, rozbierając się szybko w przedpokoju. W następnej kolejności, ponownie zarzuciłem na swoje plecy plecak, który brałem ze sobą do prac, ruszając z uśmiechem w kierunku salonu, którego miejsce zastąpiło zdziwienie, gdy na jednej z kanap zobaczyłem moich przyjaciół i Jungkooka. Nie umawiałem się chyba z nimi. Przecież bym pamiętał. Wyglądałem okropnie w uniformie sklepu, w którym pracowałem, dlatego poczułem jak pieką mnie policzki.

- Hej, Jimin-ah - pierwszy przywitał się Yoongi, widząc, że reszta nie ma zamiaru tego zrobić. - Przebieraj się i siadaj z nami.

- Nie - zaprotestował Jongsuk, a ja wiedziałem co się święci. - Niech się przebierze, ale potem zrobi obiad. Jestem głodny.

- Jongsuk-ssi... - westchnąłem cicho. - Miałeś sobie coś zamówić. Dałem ci pieniądze.

- Wiesz, że wolę twoje jedzenie - uśmiechnął się do mnie lekko. - Jest najlepsze na świecie, a pieniądze nam się przydadzą.

Kątem oka mogłem zauważyć, jak Jungkook kręci tylko głową i naśmiewa się gestami z Jongsuka. To było naprawdę zabawne, ale nie dałem sobie po sobie poznać, że to mnie rozśmieszyło.

- To co chciałbyś zjeść? - zapytałem, wstydząc się bałaganu, który zrobił mój przyjaciel, więc zacząłem zbierać że stolika puste paczki po słodyczach.

- Jimin-ssi, daj spokój i nie sprzątaj - mruknął Namjoon, zatrzymując mnie w dalszych czynach. - U Yoongiego jest większy syf. Chociaż odkąd ma dziewczynę, muszę mu pogratulować.

- Tylko trochę ogarnę. Miałem i tak to zrobić, jak zawsze. - posłałem mu uspokajający mały uśmiech i powróciłem do sprzątania. - To co zjesz, hyung?

- Zrób cokolwiek - odparł Jongsuk. - Zjem z chęcią wszystko.

- Dobrze. - pokiwałem delikatnie głową. - Wy też się skusicie?

- Nie, Jimin-ah - odpowiedział Jungkook. - Dość się dzisiaj narobiłeś i narobisz. Zresztą powinieneś się zająć swoimi gośćmi. Zawsze możemy coś zamówić. Jongsuk sobie poradzi, jak coś raz zje z innej kuchni niż twoja.

- To żaden problem. Lubię gotować. - zgarnąłem ostatnią pustą paczkę w dłoń i ruszyłem do kuchni, żeby pozbyć się śmieci, po czym wróciłem do salonu. - To może napijecie się czegoś?

- Nie - westchnął Hoseok. - Jungkook-ssi ma rację. Nie po to przyszliśmy tutaj, żeby czekać aż Jongsuk dostanie jedzenie. Usiądź, proszę.

- Um, dobrze... - spojrzałem na Jongsuka, który przyglądał się reszcie, ale poklepał miejsce na kanapie, na której siedział sam.

Kiedy zająłem miejsce obok niego, chłopak od razu objął mnie ramieniem i przybliżył do siebie gwałtownie. Złożył na mojej skroni pocałunek i poprawił moją grzywkę. Poczułem, jak Miki wskakuje mi na kolana, zaraz przenosząc się na te Jongsuka, sycząc głośno na niego. - Hej, mały, spokojnie. - szeptałem, głaszcząc jego puszek, lecz zwierzak nadal syczał. Naprawdę nie przepadał za Jongiem. Chłopak jednak spróbował pogłaskać zwierzaka, ale ten ostatni raz na niego syknął i zeskoczył z jego kolan, uprzednio wbijając mu w nie swoje pazury.

- Głupi kocur - syknął, łapiąc się za zranione udo. Za to Miki kompletnie się tym nie przejmując, wskoczył na nogi Jungkooka i zaczął się do niego przymilać. Był nieprawdopodobny.

- Tylko nie głupi. Rozmawialiśmy już o tym. - wyszeptałem, spoglądając na udo chłopaka.

- Dobra, dobra - mruknął niezadowolony.

- Jongsuk, dobrze wiesz dlaczego Mikuś ciebie nie lubi. - westchnąłem, pocierając jego ramię w geście pociechy. - Dobrze się dziś czujesz?

- Tak, dobrze się czuję - pokiwał głową z westchnięciem. - Potem się położę, ale jest okej.

- Wziąłeś leki? - zapytałem zmartwiony, przykładając otwartą dłoń do jego czoła. - Może to przeziębienie. Możesz używać swoich lekarstw w trakcie choroby?

- Wszystko jest w porządku - posłał mi uśmiech. - Wziąłem leki, nie czuję się źle.

- Jadłeś dziś tylko słodycze, więc nie dziwię się, że chce ci się spać. - usiadłem prosto na kanapie, spoglądając na swojego kotka. - Jungkook-ah?

- Hmm? - podniósł swój wzrok ze zwierzaka. Musiał się naprawdę za nim stęsknić. Zresztą jak widać ze wzajemnością. - Coś się stało?

- Nic. Myślałem, że Mikuś ci przeszkadza. - uśmiechnąłem się delikatnie.

- Nie no coś ty - zaśmiał się cicho, głaskając kotka na całym ciele. - Aniołek. Aż chce się trzymać go cały czas.

- Upodobnił się do właściciela. - stwierdził Seokjin, który w końcu się odezwał. - Możecie już przestać?

- A coś nie tak? - zmrużyłem oczy, przyglądając się chłopakowi.

- Somin i Taehyung się założyli. Kto się odezwie, jako pierwszy przegrywa żelki. - wytłumaczył brunet.

- To dlatego jest tak cicho. - zachichotałem radośnie, spoglądając na wspomnianą dwójkę.

- Inaczej już dawno byłoby głośno - stwierdził Jungkook, uśmiechając się tak wspaniale, że moje serce przyspieszyło swoich obrotów. Tak bardzo za nim tęskniłem. Chciałem znowu się poczuć jego.

- Racja. - zarumieniłem się lekko, spuszczając swój wzrok na dłonie i zacząłem się bawić swoimi paluszkami. - A... J-jak Minnie?

- Minnie, raczej w porządku - wyznał. - Jest zdrowa. Dużo się bawi, je też dużo - mruknął rozbawiony. - I tęskni za Mikusiem.

- Mikuś też za nią tęskni. - oznajmiłem, poprawiając swoją grzywkę. - I jest bardzo energicznym kotkiem.

- Minnie woli się przytulać i być głaskana, ale nie narzekam - stwierdził z uśmiechem. - Jest słodziutka. I przypomina mi o tobie.

- Nie masz prawa tak teraz mówić o Jiminie - wtrącił się Jongsuk. - Nie jesteście parą.

- A ciebie ktoś pytał o zdanie? - spytał się Jungkook, wyraźnie tracąc swój dobry humor. - Było lepiej, jak się nie odzywałeś.

- Chłopaki! - przerwał im Jin, widząc, że dalsza wymiana zdań mogłaby doszczętnie popsuć atmosferę. - Irytują mnie te wasze zagrywki. Jimin, idź się przebrać. - dodał, spoglądając na mnie z delikatnym uśmiechem.

- Nie, nie, dobrze mi w uniformie. - pokręciłem głową. - Zrobię wszystkim herbaty.

- Jin-ssi ma rację, idź się przebrać, Jimin-ah - powiedział Namjoon. - Każdy potrzebuję odświeżenia po robocie.

- Goście są ważniejsi, a... niektórzy nie potrafią się nimi zająć. - spojrzałem na Jongsuka z małym westchnięciem.

- Spokojnie, my sobie poradzimy - odparł Yoongi. - I poczekamy tyle, ile trzeba.

- Przynajmniej wstawię wody. - zachichotałem, podnosząc się z mebla. - Wrócę w mgnieniu oka.

- Okej, nie śpiesz się tylko - westchnął Kookie, patrząc na mnie z małym uśmiechem. - Nie uciekniemy.

Zachichotałem cicho, odwracając wzrok od chłopaka, żeby szybkim krokiem dostać się do kuchni, w której nalałem wystarczającą ilość wody do czajnika, następnie kładąc go na uruchomioną już kuchenkę.

Po tym jak wbiegłem na górę i wziąłem szybki prysznic, nareszcie mogłem założyć na siebie jeden z moich ulubionych długich sweterków. Był taki milusi i cieplutki! Było mi przykro, że w tygodniu nie nosiłem ich zbyt często. Niestety w obu pracach obowiązywały mnie uniformy.

- I proszę. - wyszeptałem, podając Jongsukowi sok pomarańczowy. Naszym gościom zaparzyłem już herbatki i je rozdałem, lecz najstarszy nagle poprosił mnie o nalanie czegoś innego. Przez to, że nie zrobiłem obiadu czułem wyrzuty sumienia, więc chociaż tyle zrobiłem dla swojego chorego przyjaciela. Nie chciałem, żeby ten był głodny, dlatego zrobiłem mu na szybko pyszne kanapki. Dżem był taki smaczny! Miałem nadzieję, iż Jong polubi go tak samo jak ja.

- Wiesz, że nie lubię z miąższem - burknął zły, spoglądając na mnie wzrokiem, którego najbardziej nie lubiłem. Nienawidziłem wręcz.

- Nie było innego w sklepie wczoraj. - wyznałem cicho, spuszczając wzrok. - Spieszyłem się na nocną zmianę, a musiałem jeszcze posprzątać w domu, przebrać się i zrobić dla ciebie coś do jedzenia, żebyś nie był głodny.

- Podziękuję - mruknął, odkładając szklankę na stół, przez co sok się rozlał i o mało co, nie zalał telefonu Jungkookowi.

- Ou! - pisnąłem, szybko klękając przy stoliku, żeby zabrać telefon Jungkooka zanim ciecz dosięgła urządzenie. - Przepraszam, Jongsukie. Naprawdę chciałem dobrze. - oddałem Kookowi jego własność.

- Nie, no to jest jakiś cyrk - odezwał się Jungkook, przyjmując telefon i wstał ze swojego miejsca. - Nie rozumiem tej całej sytuacji. Jak można tak człowiekiem pomiatać? Dobrze ci z tym? Czujesz się jakoś lepiej?

- Mówi facet, który będąc z Jiminem, lizał się z laską. - prychnął mój najlepszy przyjaciel, rzucając talerz z kanapkami na podłogę, który zaraz się rozbił na kawałki. - Posprzątaj to i wygnaj swoich durnych kolegów, Jimin. Moje serce naprawdę ledwo to wytrzymuje. - podniósł się chwiejnie z kanapy. - Jak zrobisz obiad to przynieś mi go do pokoju. - dorzucił na pożegnanie, gdy ruszył w kierunku schodów.

- Jimin, proszę cię, usiądź - poprosił cicho Kookie. - Usiądź i odpocznij. Wy już idźcie do mnie. Dołączę do was później, okej?

- Jasne. - odezwał się po chwili Hoseok, który starał się uspokoić czerwoną Somin, która dalej nic nie mówiła przez zakład.

- J-ja... Muszę posprzątać. - wyszeptałem po chwili oszołomienia. - Miło, że nas odwiedziliście. Prze-przepraszam za tą sytuację. - wyszeptałem zawstydzony, kłaniając się delikatnie na pożegnanie z utkwionym w podłogę wzrokiem. Następnie tylko odwróciłem się i nadal na nich nie patrząc poszedłem do kuchni. Wstyd mi było spojrzeć na ich twarze. Byłem taki beznadziejny.

- Jimin-ah, nawet nie przepraszaj - wyszeptał Jungkookie, który zaraz mnie do siebie przytulił. - To nie twoja wina. Pomogę ci posprzątać, a potem pomogę ci z obiadem. Ale będę cicho. Nie chcę cię narazić na jego większe wybuchy. Zawsze tak jest?

- Jungkook... Idź stąd, proszę. - odsunąłem się od chłopaka, żeby mu nie uledz. Nie mogłem oddać przytulenia. Za szybko się do niego zbliżałem. Jongsuk pewnie to wyczuł i to mógł być również powód jego złości. Nie chciał, żeby Jungkook znów mnie zranił. - P-poradzę sobie.

- Daj sobie pomóc - westchnął cicho, odsuwając się ode mnie. - Wiem, że sobie zasłużyłem na takie traktowanie, ale ty jesteś ostatnią osobą, która na to zasłużyła.

- Jongsuk to dobry przyjaciel. Pomógł mi bardziej niż reszta. Przygarnął mnie do swojego domu po twojej zdradzie. Nie mogę pozwolić, żeby źle się czuł przez twoją obecność w moim życiu. - pociągnąłem nosem i przetarłem trzęsącą się dłonią swoje oczy, sięgając zaraz po szmatkę.

- Ja już nie wiem, co robić - usłyszałem jak jego głos się łamie, a on następnie odchrząka, żeby to ukryć. - Naprawdę. Chcę ci pomóc. Ale ty sam mu się kładziesz pod nóż. Wiem, że jestem najgorszym człowiekiem na świecie i pewnie gorszego nie spotkasz, ale mimo wszystko, chcę ci pomóc. Nie jestem w stanie patrzeć na to, jak on cię traktuje. To boli chyba trzy razy bardziej niż wtedy, kiedy moje serce zostało wyrzucone do śmieci. Teraz już nie liczę się ja. Nieważne, czy do mnie wrócisz, czy nie. Dla mnie liczy się twoje szczęście. A ty nie jesteś teraz szczęśliwy.

- Szcz-szczęście ni-nigdy nie było mi pisane - załkałem cicho i wrzuciłem szmatkę do zlewu po usłyszeniu jego słów, a także oparłem się o blat tyłem. Tak bardzo mnie to wszystko bolało. - To ty mnie zmieniłeś i obiecałeś nigdy nie zranić. Miałeś zostać ze mną po występie. Nie zrobiłeś tego. Wszystkie twoje chęci pomocy tylko doprowadziły mnie do większego nieszczęścia niż przedtem. Zanim ciebie poznałem żyłem z zaburzeniami, ale po tym co się stało zaburzenia powróciły, a do tego jeszcze złamane serce! Zaufałem ci wtedy szybko, bo przechodziłeś dawniej to samo co ja! Chciałeś mi pomóc wyjść z nieśmiałości. Następnie byłeś moim bliskim kolegą. Potem aniołkiem stróżem. A na sam koniec chłopakiem. Prawie byliśmy kochankami. Myśleliśmy o wspólnej przyszłości. - spojrzałem w jego oczy. - Uważasz, że jak znów będziesz chciał mi pomóc to skończy się powrotem do siebie? Ja nie chcę już cierpieć przez złamane serce, Jungkook! To najgorszy ból, jaki kiedykolwiek mnie spotkał, pomijając ten po śmierci babci!

- Wiem - dopiero teraz zauważyłem, jak bardzo płakał. Ale nie wydawał z siebie żadnych dźwięków. - Wiem, że ci obiecałem. Jestem cholernie okropnym człowiekiem. Tego już nie zmienię. Zasłużyłem na wszystko, co złe. Rozumiem. Ale ty nie. Wiem, że moje chęci pomocy nie skończą się na tym, że znowu będziemy razem, ale jedyne co chcę w tej chwili to to, żebyś był szczęśliwy. I bezpieczny.

- Jestem bezpieczny i szczęśliwy. - skłamałem, żeby tylko nie drążył tematu moich relacji ze starszym. Nie powinien wiedzieć o tym co się działo przez te parę miesięcy. - Nie jesteś okropnym człowiekiem. - dodałem bardzo cichutko, podchodząc do niego i delikatnie się wtulając w ciało rówieśnika. Nie potrafiłem być obojętnym na jego cierpienie. Nawet jeżeli było udawane. - Nikt nie zasługuje na zło.

- Ja zasługuję, spokojnie - pogłaskał mnie chwile po głowie. - A tym bardziej na ciebie nie zasługuję. Dlatego zrozumiem, jak nigdy do mnie nie wrócisz. Zasługujesz na kogoś lepszego. I proszę. Nawet jeśli nie chcesz mi mówić, co się dzieje. To nie wciskaj mi kitów.

- Nie zasługujesz. - zaprzeczyłem temu co powiedział. Obaj zawsze byliśmy uparci, choć ja troszkę bardziej. - Nie wiem co chciałbyś wiedzieć. On naprawdę dobrze mnie traktuje, gdy jest tego świadom.

- No właśnie - wyszeptał. - Gdy jest tego świadom. A powinien cały czas.

- Jak nie jest pijany to jest naprawdę dobrze. Czasem sobie wypije, ale nie ma mnie wtedy w domu. - odszepnąłem, zaciągając się zapachem chłopaka. Wiedziałem, że to niestosowne, lecz tak trudno mi było nie wykorzystać tego, że byłem w swoich ulubionych ramionach.

- Skoro tak uważasz, ale proszę - oparł swój podbródek o moją głowę. - Jeśli będzie ci się działa krzywda, idź do kogoś. Kogokolwiek. Nawet nie proszę cię, żebyś poszedł do mnie, ale do Somin, Jina, kogokolwiek.

- Nie będę innym zawracał sobą głowy. - westchnąłem cichutko, wtulając się w czarnowłosego ciut bardziej. - Jestem dorosły. Muszę sam sobie radzić.

- Nawet ja potrzebowałem pomocy, a inni ci na pewno ją podarują, bo jesteś dla nich ważny - odparł cicho. - Możesz to dla mnie zrobić?

- Postaram się, dobrze? - przymknąłem na chwilę oczy przez ogarniające moje ciało ciepło. Może to było dziwne, ale naprawdę bezpiecznie się czułem będąc otoczony jego silnymi ramionami.

- Dobrze - złożył delikatny pocałunek na mojej głowie. - Wiedz, że nadal cię kocham i będę. Nieważne, czy będziesz w to wierzył. Ja i tak to będę robił.

- Często mi to powtarzasz. - wyszeptałem, spoglądając z dołu na jego twarz. Miałem delikatne rumieńce na policzkach przez ten nagły pocałunek w głowę. - Nie wiem czy powinienem to mówić, ale... dziękuję, że jesteś.

- Ja też dziękuję, że jesteś - westchnął. - Może naprawdę ci pomogę chociaż posprzątać? Szybciej ci to pójdzie.

- Ale w zamian zostaniesz na obiad. - posłałem mu mały uśmiech. - Taka rekompensata za pomoc.

- Jak Jongsuk nie będzie zły to z chęcią zostanę - odwzajemnił ten gest. - Dawno nie jadłem twojego jedzenia. Stęskniłem się.

- Jongsuk nie będzie wiedział. - oznajmiłem. - Poprosił o to, żebym zaniósł mu do pokoju posiłek, więc tak zrobię, a my zjemy w kuchni, może być?

- Oczywiście - pocałował moje czoło z czułością i się odsunął. - To ja ci pójdę ogarnąć. I pomogę może potem z obiadem.

- Ogarniemy razem. - poprawiłem go. - A potem usiądziesz i zrobię obiad. - złapałem go za dłoń i sięgnąłem do zlewu po ścierkę, następnie biegnąc z chłopakiem do salonu, który musiałem posprzątać z małą pomocą czarnowłosego.

Naprawdę mimo wydarzenia, które miało miejsce na samym początku naszego spotkania, przemiło zakończyłem je w towarzystwie Jungkooka. Rówieśnik często mnie komplementował i starał się rozśmieszać, przez co na mojej twarzy igrał często uśmiech. Mimo że z początku nabrałem wątpliwości, co do wspólnego posiłku z nim ze względu na mojego przyjaciela, który jednak mógł w każdej chwili wyjść z pokoju, to jednak rozmowy z Jungkookiem zajęły całe moje myśli i nie mogłem się skupić na niczym innym. Nawet tego nie chciałem. Tym razem interesował mnie tylko on i posiłek, który po ugotowaniu zaczęliśmy jeść. Zapomniałem na chwilę o zdradzie Jungkooka, Jongsuku i miłości będącej nadal w moim sercu. Żyłem chwilą powrotu do naszego związku, nieistniejącego już jakiś czas. Do tych momentów, które były najlepszymi w moim całym życiu...

--------------------------

Nie bijcie, pliss!!!!

Jutro next B)))

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro