Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 76

Gdy nadszedł weekend, wraz z Jiminem uszykowaliśmy naszego synka i zawieźliśmy go do dziadków, którzy byli niebywale radośni z powodu, że ich wnuk w końcu mógł pobyć z nimi dłużej. Mieli dziś wyjechać w delegację, ale gdy Jimin przedzwonił, od razu zmienili plany. Rodzina zawsze była dla nich na pierwszym miejscu. Tym bardziej, gdy chodziło o małe dzieci.

Jadąc ponownie w kierunku naszego bloku, Jimin był nieco zamyślony, czym mnie zmartwił. Bałem się, iż coś złego się stało, a mój ukochany, nie wiedział, jak mi o tym powiedzieć. Uh, może byłem przewrażliwiony, ale od kiedy się poznaliśmy, było sporo sytuacji, które sprawiły, że pozostałem czujny. Dlatego też, trwając przy byciu nadopiekuńczym dla dobra ogółu, złapałem ukochanego za nogę i spytałem:

- Czy wszystko w porządku, kochany?

Jimin spojrzał na mnie, wyrwany z myśli, a kiedy zauważył moje martwienie na twarzy, uśmiechnął się lekko. Sięgnął swoją małą dłonią do tej mojej i zaczął delikatnie ją gładzić, a z jego ust wydobyło się ciche westchnięcie.

- Oj... No martwię się. - w końcu wydusił z siebie te słowa. - Zostanie z nimi na noc, a to spora rozłąka dla tak małego dziecka... Wiem, wiem. Zrobiłem im przecież szczegółową listę całego dnia, dałem wszystko, co najważniejsze, do torby i spakowałem też jego ulubione zabawki i jakieś ubrania, więc tak naprawdę nie powinienem się martwić. Ale no... To nasz syn, jest mi dziwnie, że nie ma go teraz z tyłu w foteliku.

- Skarbie, moi rodzice dadzą sobie radę z małym dzieckiem, a jak będzie się coś działo to od razu będą do nas dzwonić, ale na pewno nic się nie stanie. - dodałem, czując że się spiął. - Słuchaj, kosteczku. Ja też sobie nie wyobrażam życia bez małego. Stał sie dla mnie tak ważny, jak ty. Jesteście moim całym światem i ja też, wychodząc do pracy, przeżywam katusze, bo się martwię i wolałbym być przy was. Jednak muszę zarabiać, gdyż życie kosztuje i moje studia także. A ty potrzebujesz choć jeden wolny weekend. Pierwszy raz, od narodzin małego, wyszedłeś gdzieś ze znajomymi w tym tygodniu. Studia też musiałeś rzucić i nie masz już częstego kontaktu z rówieśnikami... - wyznałem to wszystko z ciężkim westchnięciem. - Chcę, byś przez ten weekend odpoczął. Wiem, że się martwisz, ja też się martwię i tak już zostanie, jednak nie myśl o tym. Rodzice dadzą sobie radę z małym, więc rozluźnij się. - klepnąłem go w udo. - A jak sam nie dasz rady to ja ci w tym pomogę.

- Nie wywołuj wilka z lasu. - zaśmiał się, widząc, jak poruszam jednoznacznie brwiami. - Dziękuję Ci, misiu... Tylko ty potrafisz mnie uspokoić. Jesteś bardzo mądrym człowiekiem. - splątał nasze palce razem. - Kocham cię. Bardzo mocno. Dziękuję, że jesteś...

- Nie masz za co dziękować, skarbie. Zawsze będę obok. - uśmiechnąłem się delikatnie, po czym skupiłem się na drodze by bezpiecznie dojechać do domu.

Planowałem spędzić jak najwięcej czasu z Jiminem, a także w niedzielę zorganizowałem nam wypad z przyjaciółmi. Miałem nadzieję, że wszystkie moje plany wypalą. Pragnąłem by Jimin się rozluźnił przez ten weekend i znów nabrał energii, którą trzeba było czasem naładować.

Będąc koło naszego bloku, uśmiechnąłem się szeroko, po chwili parkując w odpowiednim miejscu. Gdy zamknąłem samochód, kiedy obaj byliśmy poza nim, podleciałem szybko do Jimina, biorąc go na ręce, przez co głośno się zaśmiał, sprawiając że byliśmy w centrum zainteresowania ludzi, jednak żaden z nas tym się nie przejął. Chciałem wywołać na jego pięknej twarzyczce pogodny uśmiech, co mi się idealnie udało, skromnie mówiąc. A niedługi czas potem, uśmiech zaatąpiłem widocznym grymasem przyjemności. Chyba nie muszę czym był spowodowany, prawda? Ważne było, iż do późnego wieczora, Jimin nie zamartwiał się tak bardzo pobytem naszego malucha u moich rodziców. Cóż... Nie ukrywam, że trochę bardzo go wymęczyłem... Więc nieco moje plany poszły na odstawkę, bo młodszy zasnął po wielu cudownych uniesieniach, a ja miałem zamiar jeszcze zabrać go na randkę... Ale mieliśmy na to jeszcze całą sobotę, więc miałem nadzieję, że nikt nie zniszczy moich planów.

Całą resztę nocy nie spałem. Obserwowałem mojego ukochanego w pełnej okazałości, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Był tak wspaniały, a jego ciało było wręcz przepiękne. Miałem ochotę całować każdy skwarek jego delikatnej, mlecznej skóry, lecz powstrzymywał mnie fakt, że wymęczyłem go dość bardzo, a nie chciałem go obudzić. Jednak byłem tak bardzo stęskniony za całą jego osobą, iż nie potrafiłem się do końca powstrzymywać, całując kilkukrotnie jego słodkie, malinowe usta. Ale go nie obudziłem, więc do czasu aż zaczęło świtać, nadal go obserwowałem, a potem ruszyłem do kuchni by zrobić dla niego śniadanie do łóżka.

- Mmm.. - nim zdążyłem dokończyć śniadanie, usłyszałem swojego ukochanego, dlatego spojrzałem w kierunku drzwi od sypialni. Chłopak ubrał na siebie moją narzucaną czarną bluzę, którą wczoraj na sobie miałem, a jego włosy były rozwalone w każdą możliwą stronę... Na dodatek widok jego opuchniętych usteczek i ud, na których miał pełno malinek pozostawionych przeze mnie poprzedniej nocy, czułem jak serce zaczyna nieźle szaleć w mojej klatce piersiowej, a mój mózg powrócił do wydarzeń z poprzedniej nocy... - Co tak pysznie pachnie? - zapytał zachrypniętym głosem. Najwidoczniej zdarł sobie nieco gardło...

- Śniadanko, koteczku. - uśmiechnąłem się, puszczając wargę spomiędzy swoich zębów. - Dla ciebie.

- Dla mnie? - zaśmiał się cicho, siadając na pustym blacie kuchennym, kładąc swoje ręce na krocze by je zakryć. - Czym sobie zasłużyłem?

- Wczorajszym wieczorem. - odpowiedziałem bez zastanowienia, spoglądając na chłopaka. - Wiesz... Jeszcze tak głośno nigdy nie jęczałeś... - uśmiechnąłem się, stawiając talerze na stół.

- Jak się ma dobrego kochanka, to coraz trudniej jest się powstrzymać od jęczenia.. - wyznał, a jego policzki przybrały kolor dorodnych malin.

- Mhm... Więc uważasz, że jestem dobry? - przegryzłem wargę mocniej niż wcześniej, zostawiając jedzenie by podejść do męża i ustać pomiędzy jego nogami. - Jak bardzo, hm? - złapałem go za dłonie, którymi zakrywał uda i krocze.

- Jesteś najlepszy... - uśmiechnął się ślicznie i zabrał dłonie, czując jak sam chce je strącić, po czym objął swoimi rączkami moją szyję. - Hm... - zamruczał cichutko, gdy zacząłem błądzić ciepłymi dłońmi po jego zimnych udach. - Chyba powinniśmy zjeść śniadanie...

- Potem... - przeniosłem wolno dłonie na jego okrągłe pośladki, lekko je masując, po czym ściągnąłem męża z blatu. - Teraz wrócimy do sypialni...

- Twój plan jest o wiele lepszy... - musnął moje usta, zaciskając następnie usteczka z przyjemności.

- Wiem. - zaśmiałem się gardłowo i szybkim krokiem przeniosłem się z kuchni do drugiego pomieszczenia.

Cóż, wiadomo w jakim celu...

-------

Wstawiam rozdział specjalnie z okazji moich urodzin, bo liczę, że was uradował

Kocham was!

Do następnego, ludziki ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro