Rozdział 71
- Idziemy. - westchnął policjant, poganiając nas, dlatego Jungkook sięgnął tylko po klucze od domu i zamknął mieszkanie, a następnie obaj udaliśmy się za policjantami do radiowozu... Bardzo się bałem, a nastawienie stróżów prawa, wcale mi nie pomagało...
~***~
Jeonggukie jednak cięgle był obok mnie i przez cały czas trzymał mocno moją dłoń. Widziałem, że on także się boi.. Ale z całych sił starał się pokazać mi, że jest obok i mnie wspiera.
- Nie bój się kochanie - wyszeptał, gdy siedzieliśmy w radiowozie, podjeżdżając już pod posterunek. - To na pewno zajmie tylko chwilę i niedługo wrócimy spokojnie do domu.
- Jak mnie zabije tydzień przed porodem Somin to mu współczuję... - wyszeptałem, gryząc policzek od środka.
- Somin nawet w dzień porodu gotów byłaby się z nim rozprawić - cichy śmiech Ggukiego nieco mnie rozluźnił, a jego usta na moim policzku sprawiły, że na niego spojrzałem. - Spokojnie kochanie. Nikt nie pozwoli aby ciebie skrzywdził.
- Tego nie byłbym taki pewien.. - spojrzałem w oczy mojego ukochanego, bawiąc się delikatnie jego dłonią.
- A ja jestem tego pewien - odparł, również patrząc w moje oczy. - Jestem pewien, ponieważ także tam będę i dobrze wiesz, że nie pozwolę aby stało ci się coś złego. Nigdy na to nie pozwolę, kochanie.
- Dobrze... Tego akurat jestem pewien. - uśmiechnąłem się delikatnie, cmokając usta mojego mężczyzny. - Dziękuję, że jesteś.
- Nie musisz mi dziękować, skarbie - ukochany ucałował moje usta jeszcze kilka razy. - Kocham ciebie bardzo, bardzo mocno, więc będę przy tobie już zawsze.
- Za każdym razem gdy mi to obiecujesz, moje serce skacze z radości... Ufam Ci hyung. Cieszę się, że tyle dla mnie robisz. - jego słowa sprawiły, że miałem ochotę popłakać się ze wzruszenia, lecz jakoś się powstrzymałem. Za to moje ciało przylgnęło do ciała mojego mężczyzny, chłonąc jego ciepło i bliskość. Potrzebowałem tego... Potrzebowałem mojego Jeongguka.
- Panowie, moglibyśmy udać się już do pokoju spotkań? - usłyszeliśmy ciężkie westchnięcie jednego z policjantów. - Im szybciej to załatwimy, tym lepiej.
- Już idziemy. - westchnąłem, mając już dość tych niezbyt przejętych policjantów i ostrożnie wysiadłem z radiowozu, zostając złapanym przez męża za dłoń. Razem poszliśmy za policjantami i na posterunku zostaliśmy jednak przywitani dużo łagodniej, dlatego trochę się rozluźniłem. Policjant, który miał nadzorować całe spotkanie z Jongsukiem, dał mi parę rad i zarzekał się, iż będzie dobrze. Od razu mi wyznał, że byłem przynętą i musiałem być bardzo ostrożny, gdyż będę tam sam. Ale potrzebowali dowodów przeciw niemu, a ja byłem potrzebny do tego by je zdobyć. Byłem jedną nadzieją na to, żeby go gdzieś zamknęli.
- Wprowadźcie go. - policjant kryminalny zwrócił się do kolegów, kiedy stałem koło nich przed solidnymi drzwiami. - Pamiętaj, Jiminie, jesteśmy po drugiej stronie lustra, nawet jeśli nas nie widzisz. - poklepał mnie po ramieniu i pobiegł do pomieszczenia, w którym już był mój ukochany.
- Zapraszam - drzwi zostały otworzone, a gdy tylko wszedłem do środka, znów się zamknęły. Wiedziałem, że dwóch strażników stoi tuż pod nimi, w razie potrzeby gotów wkroczyć do środka, jednak kompletnie przestałem o tym myśleć, gdy ujrzałem osobę siedząca przy małym stoliku na środku pomieszczenia. Jongsuk wpatrywał się we mnie, bez jakiegokolwiek konkretnego wyrazu twarzy, praktycznie wcale się nie ruszając.
- Chciałeś mnie widzieć... - wyszeptałem przerażony w duchu, starając się opanować. Policjant kazał mi zachowywać się w miarę naturalnie, żeby Jongsuk nie zrobił się agresywny.
- Chciałem - potwierdził, powoli kiwając głową i ani na moment nie spuścił ze mnie wzroku. - I bardzo się cieszę, że ciebie widzę, kochanie.
- Dlaczego chciałeś mnie widzieć? - zapytałem, podchodząc niepewnie do stolika i usiadłem delikatnie naprzeciw mężczyzny.
- Dlaczego zadajesz takie dziwne pytanie, skarbie? - spytał, chwytając nagle moją dłoń w mocnym uścisku. - Oni widzą. Niedługo musimy stąd iść - wyszeptał, kątem oka spoglądając na ścianę, za którą.. znajdował się pokój, w którym byli policjanci oraz mój mąż.
- O czym ty mówisz? - zapytałem zdziwiony, próbując zabrać lekko swoją dłoń, ale chłopak za mocno zacisnął rękę na mojej dłoni.
- Trzymają mnie tu - westchnął. - A ja nie wiem dlaczego. Ale teraz możemy wrócić do domu, bo do mnie przyszedłeś - odparł, uśmiechając się do mnie w trochę dziwny sposób..
- Jongsuk, my już nie mieszkamy ze sobą. - przełknąłem ciężko ślinę. Co on wygadywał?
- Nie? - przechylił lekko głowę na bok. - Więc trzeba to zmienić. Tylko nie chcę w domu tego twojego sierściucha. Jego futro jest wszędzie i mnie wkurwia - westchnął, znów tępo się we mnie patrząc.
- Mikiego? Zamieszkać ponownie? - pytałem, zaczynając w środku wariować z przerażenia. - Dobrze wiesz, że to niemożliwe.
- Dlaczego? - zapytał głupio, zaczynając bawić się moimi palcami i ściskał je mocno, sprawiając mi tym trochę ból.
- Mam męża i to z nim mieszkam. - przypomniałem, zabierając swoją dłoń.
- Huh? - wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. - Nadal nie widzę problemu w tym, abyś wrócił do mojego mieszkania.
- Jak to? Nie rozumiesz? Moim mężem jest Jeongguk, nie ty. - nie potrafiłem już znieść tej rozmowy. - Jesteś chory. Daj sobie pomóc.
- To on nie zdechł? - zadał kolejne pytanie, wyraźnie zdziwiony. - Myślałem, że dałeś sobie już z tym wszystkim spokój, skoro chciałeś do mnie przyjść. Nie ładnie kłamać, kochanie.
- Jungkook trzyma się dobrze. Ja także. Musisz pojąć, że nigdy z tobą nie będę. - powiedziałem pewnie, patrząc na mężczyznę. - Zacznij się leczyć, hyung.
- Ale ja jestem zdrowy - wzruszył ramionami. - Dlaczego wszyscy się tak na mnie uparli? Przyszedłeś tu tylko po to, żeby mi powiedzieć, że mam się leczyć, huh? A na chuj ja mam się niby leczyć? Przecież jestem zdrowy, tylko wszyscy na około próbują wmówić mi, że jest inaczej! Teraz ty też?! - uniósł nagle głos, zaczynając krzyczeć.
- Jak mnie kochasz to będziesz się leczył! - również uniosłem głos. Niepotrzebnie... Dałem się sprowokować.
- Stawiasz mi warunki?! - wstał z krzesła, uderzając mocno dłońmi w stolik. - Znowu chcesz mnie oszukać?! Jesteś mój więc nie masz prawa być z jakimś innym kurwiem!
- Nigdy nie byłem twój! Zrozum to w końcu! - wstałem od stolika. - Wiem, że próbowałeś zabić Jungkooka! Przyznaj się w końcu!
- Jesteś, byłeś i zawsze będziesz mój! - krzyknął, podchodząc szybko do mnie i popchnął mnie na ścianę. - Nie wkurwiaj mnie lepiej bo zrobię ci to samo co tamtemu chujowi i tym razem nie będzie happy endu! - krzyczał mi prosto w twarz, przyciskając mnie do ściany.
- Zostaw mnie! - zacząłem się szarpać, ponieważ to zrobił mi ogromny ból. Nie wspomnę już o tym jak się wystraszyłem.
- Zabije cię! - wrzeszczał w kółko. - Zamorduję i wtedy nikt nie będzie mógł ciebie mieć! - myślałem, że to nigdy się nie skończy. Ten ból był nie do wytrzymania, a Jongsuk zaczął mnie dusić, przez co nie mogłem złapać oddechu. Nagle poczułem jak tlen znów wypełnia moje płuca i spostrzegłem, że starszy został odepchnięty ode mnie przez dwóch policjantów.
Złapałem się za szyję, oddychając niespokojnie z przerażenia i strachu, lecz gdy poczułem moje ulubione ramiona na ciele, szybko się w nich ukryłem, wybuchają gorzkim płaczem.
- Już cichutko, skarbie.. - wyszeptał mój mąż, mocno mnie do siebie tuląc i całując po głowie. - Już wszystko dobrze.. Już nigdy więcej nie pozwolę abyś musiał chociażby o nim słyszeć. Obiecuję.
- Dzięki Panu mamy wystarczającą ilość dowodów. Po rozmowie z psychiatrą zapewne trafi do ośrodka zamkniętego. - wyznał policjant. - Mogę zaoferować Panu wodę, ale coś podejrzewam, że panowie wolą wrócić już do siebie.
- Tak. Pójdziemy już - oznajmił Jeonggukie, wyprowadzając mnie z pomieszczenia. - Poczekaj kochanie, zadzwonię po taksówkę - pomógł mi usiąść na krześle na korytarzu, gdy byliśmy już praktycznie pod drzwiami wyjściowymi z budynku.
Skinąłem lekko dwoja głową, patrząc tępo przed siebie, aż do momentu, gdy mój mąż wrócił. Potem ukryłem twarz w jego ciepłym ubraniu, czując się bezpiecznie w ramionach, które mi to poczucie zawsze zapewniały... Tak bardzo się bałem, ale musiałem być silny dla mojego ukochanego. Nie mogłem pozwolić by Jongsuk wyszedł znów na wolność i zagrażał moim najbliższym. Musiał przyznać się do winy... I udało się na całe szczęście...
Taksówka przyjechała w miarę szybko. Nie odsunąłem się od mojego mężczyzny ani na chwilkę, chcąc być cały czas w moim schronie. Taksówkarz nas nie zagadywał co mi odpowiadało w tej chwili. Chciałem pobyć w ciszy z Jungkookiem, osobą na której zależało mi najbardziej na całym świecie. Tylko on umiał o mnie dbać i kochać nade wszystko bez wymagań. Dziękowałem mu za wszystko swoją miłością, bliskością i oddaniem... Miałem nadzieję, że to wystarczy do jego szczęścia, na którym bardzo mi zależało. On był idealny i chciał mnie. Dzięki temu czułem się bardzo wyjątkowy.
Gdy leżeliśmy ponownie w naszym łóżku, delikatnie dłonią zacząłem gładzić bliznę, która powstała na jego ciele przez Jongsuka. Nienawidziłem jej, bo przez nią wracałem wspomnieniami do tamtego momentu... Chwili, w której prawie z własnej winy straciłem miłość mojego życia.
- O czym myślisz, kochanie? - usłyszałem cichy szept Jeonggukiego, który przerwał panującą do tej pory ciszę.
- O tym ile przeze mnie przeżyłeś... Ile cierpiałeś fizycznie i psychicznie. - odpowiedziałem, nie chcąc go okłamywać.
- Nie myśl o tym - odparł niemal od razu. - Ja sam wolę myśleć o tym ile dobrego mi dałeś, bo to o wiele ważniejsze niż te nieprzyjemne chwile - wyznał, odszukują dłonią tej mojej i splótł nasze palce razem.
- Nigdy nie zapomnimy o tym. Takie są fakty. - westchnąłem cichutko, spoglądając na sufit okalany ciemnością. - Gdyby nie ten głupi występ, na pewno byś tyle złego nie przeżył...
- Ale bez niego nie odnalazłbym miłości mojego życia - westchnął, obejmując mnie ramieniem i wtulił w siebie. - Kocham ciebie najmocniej na świecie i nigdy nie żałowałem tego, że ciebie spotkałem, koteczku.
- Mniej byś cierpiał, gdybyś nigdy mnie nie poznał. - zwróciłem uwagę, mimo wszystko wtulając się w ciepły tors męża. - Ja... Bardzo cię kocham. Ponad wszystkich i wszystko. I chociaż wiem, że nie zasługuje na twoją miłość, to cieszę się, iż nadal trwasz u mego boku. Kochasz mnie... A to już za dużo dla osoby, która tak cię zraniła. Lecz jednak nie chcesz ze mnie zrezygnować, a ja z ciebie. Jesteś również miłością mojego życia...
- Ja także ciebie raniłem.. - przypomniał, składając delikatnego całusa na moim czole. - Jiminnie, miłość jest o wiele ważniejsza i silniejsza niż jakiekolwiek złe chwile.
- Masz rację... Całkowitą rację. - uśmiechnąłem się lekko, spoglądając w oczy mojego mężczyzny. - Dziękuję, że jesteś...
- Ja także dziękuję, że jesteś - odwzajemnił mój uśmiech, poprawiając delikatnie kosmyk moich włosów. - Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham, Jeonggukie. - wtuliłem się wygodniej w jego tors, zamykając swoje oczy. - Więc... Dobranoc, kochanie....
- Dobranoc, mój najdroższy koteczku - odszepnął mi, głaszcząc mnie po głowie i tuląc do siebie.
-------------
Hejka pianeczki!!!
Żyjecie już wakacjami?
Rozdział się podobał?
Kocham was!
Do następnego, ludziki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro