Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 71

- Idziemy. - westchnął policjant, poganiając nas, dlatego Jungkook sięgnął tylko po klucze od domu i zamknął mieszkanie, a następnie obaj udaliśmy się za policjantami do radiowozu... Bardzo się bałem, a nastawienie stróżów prawa, wcale mi nie pomagało...

~***~

Jeonggukie jednak cięgle był obok mnie i przez cały czas trzymał mocno moją dłoń. Widziałem, że on także się boi.. Ale z całych sił starał się pokazać mi, że jest obok i mnie wspiera.

- Nie bój się kochanie - wyszeptał, gdy siedzieliśmy w radiowozie, podjeżdżając już pod posterunek. - To na pewno zajmie tylko chwilę i niedługo wrócimy spokojnie do domu.

- Jak mnie zabije tydzień przed porodem Somin to mu współczuję... - wyszeptałem, gryząc policzek od środka.

- Somin nawet w dzień porodu gotów byłaby się z nim rozprawić - cichy śmiech Ggukiego nieco mnie rozluźnił, a jego usta na moim policzku sprawiły, że na niego spojrzałem. - Spokojnie kochanie. Nikt nie pozwoli aby ciebie skrzywdził.

- Tego nie byłbym taki pewien.. - spojrzałem w oczy mojego ukochanego, bawiąc się delikatnie jego dłonią.

- A ja jestem tego pewien - odparł, również patrząc w moje oczy. - Jestem pewien, ponieważ także tam będę i dobrze wiesz, że nie pozwolę aby stało ci się coś złego. Nigdy na to nie pozwolę, kochanie.

- Dobrze... Tego akurat jestem pewien. - uśmiechnąłem się delikatnie, cmokając usta mojego mężczyzny. - Dziękuję, że jesteś.

- Nie musisz mi dziękować, skarbie - ukochany ucałował moje usta jeszcze kilka razy. - Kocham ciebie bardzo, bardzo mocno, więc będę przy tobie już zawsze.

- Za każdym razem gdy mi to obiecujesz, moje serce skacze z radości... Ufam Ci hyung. Cieszę się, że tyle dla mnie robisz. - jego słowa sprawiły, że miałem ochotę popłakać się ze wzruszenia, lecz jakoś się powstrzymałem. Za to moje ciało przylgnęło do ciała mojego mężczyzny, chłonąc jego ciepło i bliskość. Potrzebowałem tego... Potrzebowałem mojego Jeongguka.

- Panowie, moglibyśmy udać się już do pokoju spotkań? - usłyszeliśmy ciężkie westchnięcie jednego z policjantów. - Im szybciej to załatwimy, tym lepiej.

- Już idziemy. - westchnąłem, mając już dość tych niezbyt przejętych policjantów i ostrożnie wysiadłem z radiowozu, zostając złapanym przez męża za dłoń. Razem poszliśmy za policjantami i na posterunku zostaliśmy jednak przywitani dużo łagodniej, dlatego trochę się rozluźniłem. Policjant, który miał nadzorować całe spotkanie z Jongsukiem, dał mi parę rad i zarzekał się, iż będzie dobrze. Od razu mi wyznał, że byłem przynętą i musiałem być bardzo ostrożny, gdyż będę tam sam. Ale potrzebowali dowodów przeciw niemu, a ja byłem potrzebny do tego by je zdobyć. Byłem jedną nadzieją na to, żeby go gdzieś zamknęli.

- Wprowadźcie go. - policjant kryminalny zwrócił się do kolegów, kiedy stałem koło nich przed solidnymi drzwiami. - Pamiętaj, Jiminie, jesteśmy po drugiej stronie lustra, nawet jeśli nas nie widzisz. - poklepał mnie po ramieniu i pobiegł do pomieszczenia, w którym już był mój ukochany.

- Zapraszam - drzwi zostały otworzone, a gdy tylko wszedłem do środka, znów się zamknęły. Wiedziałem, że dwóch strażników stoi tuż pod nimi, w razie potrzeby gotów wkroczyć do środka, jednak kompletnie przestałem o tym myśleć, gdy ujrzałem osobę siedząca przy małym stoliku na środku pomieszczenia. Jongsuk wpatrywał się we mnie, bez jakiegokolwiek konkretnego wyrazu twarzy, praktycznie wcale się nie ruszając.

- Chciałeś mnie widzieć... - wyszeptałem przerażony w duchu, starając się opanować. Policjant kazał mi zachowywać się w miarę naturalnie, żeby Jongsuk nie zrobił się agresywny.

- Chciałem - potwierdził, powoli kiwając głową i ani na moment nie spuścił ze mnie wzroku. - I bardzo się cieszę, że ciebie widzę, kochanie.

- Dlaczego chciałeś mnie widzieć? - zapytałem, podchodząc niepewnie do stolika i usiadłem delikatnie naprzeciw mężczyzny.

- Dlaczego zadajesz takie dziwne pytanie, skarbie? - spytał, chwytając nagle moją dłoń w mocnym uścisku. - Oni widzą. Niedługo musimy stąd iść - wyszeptał, kątem oka spoglądając na ścianę, za którą.. znajdował się pokój, w którym byli policjanci oraz mój mąż.

- O czym ty mówisz? - zapytałem zdziwiony, próbując zabrać lekko swoją dłoń, ale chłopak za mocno zacisnął rękę na mojej dłoni.

- Trzymają mnie tu - westchnął. - A ja nie wiem dlaczego. Ale teraz możemy wrócić do domu, bo do mnie przyszedłeś - odparł, uśmiechając się do mnie w trochę dziwny sposób..

- Jongsuk, my już nie mieszkamy ze sobą. - przełknąłem ciężko ślinę. Co on wygadywał?

- Nie? - przechylił lekko głowę na bok. - Więc trzeba to zmienić. Tylko nie chcę w domu tego twojego sierściucha. Jego futro jest wszędzie i mnie wkurwia - westchnął, znów tępo się we mnie patrząc.

- Mikiego? Zamieszkać ponownie? - pytałem, zaczynając w środku wariować z przerażenia. - Dobrze wiesz, że to niemożliwe.

- Dlaczego? - zapytał głupio, zaczynając bawić się moimi palcami i ściskał je mocno, sprawiając mi tym trochę ból.

- Mam męża i to z nim mieszkam. - przypomniałem, zabierając swoją dłoń.

- Huh? - wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. - Nadal nie widzę problemu w tym, abyś wrócił do mojego mieszkania.

- Jak to? Nie rozumiesz? Moim mężem jest Jeongguk, nie ty. - nie potrafiłem już znieść tej rozmowy. - Jesteś chory. Daj sobie pomóc.

- To on nie zdechł? - zadał kolejne pytanie, wyraźnie zdziwiony. - Myślałem, że dałeś sobie już z tym wszystkim spokój, skoro chciałeś do mnie przyjść. Nie ładnie kłamać, kochanie.

- Jungkook trzyma się dobrze. Ja także. Musisz pojąć, że nigdy z tobą nie będę. - powiedziałem pewnie, patrząc na mężczyznę. - Zacznij się leczyć, hyung.

- Ale ja jestem zdrowy - wzruszył ramionami. - Dlaczego wszyscy się tak na mnie uparli? Przyszedłeś tu tylko po to, żeby mi powiedzieć, że mam się leczyć, huh? A na chuj ja mam się niby leczyć? Przecież jestem zdrowy, tylko wszyscy na około próbują wmówić mi, że jest inaczej! Teraz ty też?! - uniósł nagle głos, zaczynając krzyczeć.

- Jak mnie kochasz to będziesz się leczył! - również uniosłem głos. Niepotrzebnie... Dałem się sprowokować.

- Stawiasz mi warunki?! - wstał z krzesła, uderzając mocno dłońmi w stolik. - Znowu chcesz mnie oszukać?! Jesteś mój więc nie masz prawa być z jakimś innym kurwiem!

- Nigdy nie byłem twój! Zrozum to w końcu! - wstałem od stolika. - Wiem, że próbowałeś zabić Jungkooka! Przyznaj się w końcu!

- Jesteś, byłeś i zawsze będziesz mój! - krzyknął, podchodząc szybko do mnie i popchnął mnie na ścianę. - Nie wkurwiaj mnie lepiej bo zrobię ci to samo co tamtemu chujowi i tym razem nie będzie happy endu! - krzyczał mi prosto w twarz, przyciskając mnie do ściany.

- Zostaw mnie! - zacząłem się szarpać, ponieważ to zrobił mi ogromny ból. Nie wspomnę już o tym jak się wystraszyłem.

- Zabije cię! - wrzeszczał w kółko. - Zamorduję i wtedy nikt nie będzie mógł ciebie mieć! - myślałem, że to nigdy się nie skończy. Ten ból był nie do wytrzymania, a Jongsuk zaczął mnie dusić, przez co nie mogłem złapać oddechu. Nagle poczułem jak tlen znów wypełnia moje płuca i spostrzegłem, że starszy został odepchnięty ode mnie przez dwóch policjantów.

Złapałem się za szyję, oddychając niespokojnie z przerażenia i strachu, lecz gdy poczułem moje ulubione ramiona na ciele, szybko się w nich ukryłem, wybuchają gorzkim płaczem.

- Już cichutko, skarbie.. - wyszeptał mój mąż, mocno mnie do siebie tuląc i całując po głowie. - Już wszystko dobrze.. Już nigdy więcej nie pozwolę abyś musiał chociażby o nim słyszeć. Obiecuję.

- Dzięki Panu mamy wystarczającą ilość dowodów. Po rozmowie z psychiatrą zapewne trafi do ośrodka zamkniętego. - wyznał policjant. - Mogę zaoferować Panu wodę, ale coś podejrzewam, że panowie wolą wrócić już do siebie.

- Tak. Pójdziemy już - oznajmił Jeonggukie, wyprowadzając mnie z pomieszczenia. - Poczekaj kochanie, zadzwonię po taksówkę - pomógł mi usiąść na krześle na korytarzu, gdy byliśmy już praktycznie pod drzwiami wyjściowymi z budynku.

Skinąłem lekko dwoja głową, patrząc tępo przed siebie, aż do momentu, gdy mój mąż wrócił. Potem ukryłem twarz w jego ciepłym ubraniu, czując się bezpiecznie w ramionach, które mi to poczucie zawsze zapewniały... Tak bardzo się bałem, ale musiałem być silny dla mojego ukochanego. Nie mogłem pozwolić by Jongsuk wyszedł znów na wolność i zagrażał moim najbliższym. Musiał przyznać się do winy... I udało się na całe szczęście...

Taksówka przyjechała w miarę szybko. Nie odsunąłem się od mojego mężczyzny ani na chwilkę, chcąc być cały czas w moim schronie. Taksówkarz nas nie zagadywał co mi odpowiadało w tej chwili. Chciałem pobyć w ciszy z Jungkookiem, osobą na której zależało mi najbardziej na całym świecie. Tylko on umiał o mnie dbać i kochać nade wszystko bez wymagań. Dziękowałem mu za wszystko swoją miłością, bliskością i oddaniem... Miałem nadzieję, że to wystarczy do jego szczęścia, na którym bardzo mi zależało. On był idealny i chciał mnie. Dzięki temu czułem się bardzo wyjątkowy.

Gdy leżeliśmy ponownie w naszym łóżku, delikatnie dłonią zacząłem gładzić bliznę, która powstała na jego ciele przez Jongsuka. Nienawidziłem jej, bo przez nią wracałem wspomnieniami do tamtego momentu... Chwili, w której prawie z własnej winy straciłem miłość mojego życia.

- O czym myślisz, kochanie? - usłyszałem cichy szept Jeonggukiego, który przerwał panującą do tej pory ciszę.

- O tym ile przeze mnie przeżyłeś... Ile cierpiałeś fizycznie i psychicznie. - odpowiedziałem, nie chcąc go okłamywać.

- Nie myśl o tym - odparł niemal od razu. - Ja sam wolę myśleć o tym ile dobrego mi dałeś, bo to o wiele ważniejsze niż te nieprzyjemne chwile - wyznał, odszukują dłonią tej mojej i splótł nasze palce razem.

- Nigdy nie zapomnimy o tym. Takie są fakty. - westchnąłem cichutko, spoglądając na sufit okalany ciemnością. - Gdyby nie ten głupi występ, na pewno byś tyle złego nie przeżył...

- Ale bez niego nie odnalazłbym miłości mojego życia - westchnął, obejmując mnie ramieniem i wtulił w siebie. - Kocham ciebie najmocniej na świecie i nigdy nie żałowałem tego, że ciebie spotkałem, koteczku.

- Mniej byś cierpiał, gdybyś nigdy mnie nie poznał. - zwróciłem uwagę, mimo wszystko wtulając się w ciepły tors męża. - Ja... Bardzo cię kocham. Ponad wszystkich i wszystko. I chociaż wiem, że nie zasługuje na twoją miłość, to cieszę się, iż nadal trwasz u mego boku. Kochasz mnie... A to już za dużo dla osoby, która tak cię zraniła. Lecz jednak nie chcesz ze mnie zrezygnować, a ja z ciebie. Jesteś również miłością mojego życia...

- Ja także ciebie raniłem.. - przypomniał, składając delikatnego całusa na moim czole. - Jiminnie, miłość jest o wiele ważniejsza i silniejsza niż jakiekolwiek złe chwile.

- Masz rację... Całkowitą rację. - uśmiechnąłem się lekko, spoglądając w oczy mojego mężczyzny. - Dziękuję, że jesteś...

- Ja także dziękuję, że jesteś - odwzajemnił mój uśmiech, poprawiając delikatnie kosmyk moich włosów. - Kocham cię.

- Ja ciebie też kocham, Jeonggukie. - wtuliłem się wygodniej w jego tors, zamykając swoje oczy. - Więc... Dobranoc, kochanie....

- Dobranoc, mój najdroższy koteczku - odszepnął mi, głaszcząc mnie po głowie i tuląc do siebie.

-------------

Hejka pianeczki!!!

Żyjecie już wakacjami?

Rozdział się podobał?

Kocham was!

Do następnego, ludziki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro