Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 67

- Dziękuję. - uśmiechnąłem się lekko, zabierając lód, po czym spokojnym krokiem ruszyłem na górę.

~***~

- Kookie? Już lepiej? - po wejściu na szczyt schodów i otworzyłem cicho drzwi, przedostając się do pokoju.

- Mhm.. - odpowiedział mi cichym pomrukiem, leżąc nadal na łóżku. Zapewne nadal nie miał na sobie nawet bielizny, ponieważ krocze zakrył sobie kołdrą. - Jest coraz lepiej, skarbie.

- Przepraszam, misiu.. - westchnąłem, zamykając drzwi i podszedłem do łóżka. - Masz lód. Pomoże. - niepewnie na nim usiadłem.

- Nie musisz przepraszać, nic się nie stało - ukochany posłał mi lekki uśmiech i wziął ode mnie torebkę z lodem. - Moja mama... Mówiła coś?

- Zaczynając od tego, że powiedziała o twoim penisie "malutki juniorek", kończąc na tym, że wiedziała, iż uprawiamy miłość przez moje ubrania, które na dole się walały. - westchnąłem. - Twoja mama to starsza wersja Somin

- To wyjaśnia czemu zawsze dobrze się dogadywały... - wyszeptał nieco przerażony tym faktem. - Ta kobieta jest czasem nieprzewidywalna.

- Masz rację.. Śmiała się z nas. - wyznalem, poprawiając włosy męża. - Kochanie... Rozmawiałem z nią chwilkę o dziecku. I naszej samodzielności.

- Oh.. O czym dokładnie? I co powiedziała? - dopytywał, podnosząc się do siadu i przyłożył sobie torbę z lodem do krocza.

- O tej adopcji i powiedziała, że w razie co będzie nas wspierać. - wyznałem, bawiąc się rękawem koszuli

- Rozumiem - pokiwał powoli głową. - Więc decyzja została już podjęta, tak?

- Nie. Nie podejmę żadnej decyzji bez ciebie. Tu chodzi o naszą wspólną przyszłość... Tym bardziej, że ja nie mogę być podany w szpitalu jako ojciec dziecka... - wyszeptałem cicho.

- Czekaj... - mój ukochany zmarszczył brwi, patrząc na mnie przez dłuższą chwilę. - Mam powiedzieć w szpitalu, że jestem ojcem tego dziecka?

- Nie wiem... - przyznałem szczerze, patrząc na ukochanego. - Jesteśmy homoseksualnym małżeństwem. Nie wiem jak to działa.

- Ja też nie wiem.. - westchnął ciężko. - Wolałbym adoptować to dziecko, niż udawać, że jestem jego biologicznym ojcem. To byłoby bez sensu. Jeśli mamy je wychowywać to musi wiedzieć skąd się wzięło na tym świecie i dlaczego ma dwóch tatusiów.

- Wiem.. - pokiwałem lekko głową. - Ale trudno z adopcją u takich par jak my. Może to będzie konieczne...

- Poczytam o tym i postaram się dowiedzieć co będzie konieczne a co nie - odparł, poprawiać sobie woreczek, przez co cicho syknął. - Jakoś damy sobie razem radę.

- O ile zdecydujemy się zaopiekować tym dzieckiem. - poprawiłem włosy ukochanego.

- Jeśli nie weźmiemy go pod opiekę to raczej trafi do domu dziecka - westchnął cicho. - Nie miałbym serca, żeby zrobić coś takiego bezbronnemu dziecku. Dlatego jestem za tym, abyśmy je zaadoptowali. Tylko i wyłącznie ze względu na dobro tego maleństwa.

- Dziękuję, że tak mówisz, bo myślę tak samo. - wyszeptałem, przytulając się mocno do rówieśnika.

- Chociaż jesteśmy różni to w wielu kwestiach się zgadzamy - spostrzegł, oddając mój uścisk i pocałował czule w głowę. - Dlatego jesteśmy małżeństwem. Kocham cię.

- Masz rację... Też ciebie kocham. - wyznałem cicho. - Dlatego cieszę się, że zgadzamy się również z tym, że koniec na jakiś czas z kochaniem się.

- A to dlaczego? - spytał jakby lekko zaskoczony. - Chociaż.. nie chciałbym aby moja mama znów widziała coś czego nie powinna.

- Ponieważ boli cię... No wiesz. A twoja mama to także powód. Zacząłem się zastanawiać czy nie lepiej wziac kredyt i wynająć jakieś mieszkanie do końca studiów. Bo potem i tak idziemy do Busan.

- Ból powinien minąć dość szybko - machnął na to lekko ręką. - A co do kredytu, to przydałoby się przejść do banku i dowiedzieć jakie wymagania musimy spełnić i ile byśmy dostali.

- Serio o tym myślisz? - zapytałem, spoglądając w jego oczy. - O wynajmie i wyprowadzce od twoich rodziców?

- No wiesz.. Mam męża, dwa koty i niedługo prawdopodobnie będziemy mieli dziecko. Chyba czas wyfrunąć z gniazda i się usamodzielnić.

- I dwadzieścia lat. To jednak nie jest jakoś dużo. - oparłem głowę o jego ramię. - Kocham cię, Kookie i dziękuję, że tak się dla mnie starasz.

- Starałem się bardzo aby się do ciebie zbliżyć a teraz staram się bardzo aby się od ciebie nie oddalić - pocałował mnie w czubek głowy. - Więc nie masz za co dziękować. Nie musisz.

- Jesteś wspaniały. - uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, zabierając swoją głowę. - Dobra.. Pokaż... - zabrałem pościel, w następne delikatnie zabrałem lód z jego męskości. - Chyba wszystko jest okay... Wygląda normalnie.

- Nie oberwałem aż tak mocno żeby miało coś się stać - zaśmiał się cicho. - Wszystko będzie w porządku, skarbie. Chwilę mnie jeszcze poboli i zaraz przestanie, więc możesz być spokojny.

- No dobrze... - wyszeptałem, czując ulgę na sercu. - Więc się ubierz. Mamy zejść niedługo na kolację, a ty jeszcze musisz umyć twarz...

- Prawda - westchnął cicho, powoli podnosząc się z łóżka i sięgnął po luźne dresy i jakąś koszulkę. Zaraz po tym jak się ubrał, poszedł do łazienki w celu umycia buzi co zajęło mu dosłownie chwilę.

----------------

Są tu ludziki, które pisały ostatnio egzaminy? 

Mam nadzieję, że poszły/pójdą dobrze 

kochu <333

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro