Rozdział 62
Jimin:
Tak, miałem męża. Tak, przeżyłem swój pierwszy raz. I tak, nieopisane szczęście panuje w moim serduszku. Lecz nie do końca jest mi lekko na duszy...
Od skróconego miesiąca miodowego, minął równo miesiąc. Zarówno ja, jak i Jeonggukie wróciliśmy do codziennej rutyny. Oczywiście ludzie są wścibscy i do dziś nasi przyjaciele próbowali wyciągnąć z nas szczegóły stosunków, które przeżyliśmy. Ale ja i Jungkook byliśmy nieugięci. Stosunki to była nasza prywatna sprawa. I dopóki Somin nie grozi nam śmiercią, pozostawiamy to co się wtedy stało w tajemnicy.
A teraz może powiem co w końcu zrobiłem z zaproszeniem na ślub dla moich rodziców. Więc wysłałem im zaproszenie, bo byli jednak moimi rodzicami, jednak nie zjawili się na ślubie, a nawet nie nastawiałem się na to, iż się zjawią. No i dlatego nie byłem smutny na ślubie, zajmując się w całości moim mężem.
Chciałem odzyskać z nimi kontakt. Naprawdę bardzo tego chciałem. Ale nikt nie uwierzy jakie było moje zdziwienie, gdy wracając z wykładów, włączyłem telefon i zauważyłem wiadomość od mojej mamy, w której... Zaprosiła mnie i Jungkooka na kolację. Jeszcze nigdy tak szybko nie wróciłem z wykładów do domu!
- Koteczku, już wróciłeś? - gdy tylko wszedłem do domu na korytarzu zauważyłem Jeongguka, który akurat schodził ze schodów. - Jak minął ci dzień, skarbie? - podszedł do mnie i pocałował lekko w czoło.
- Mama... Mama zaprosiła nas na kolację. Dziś. - wyznałem, nadal będąc w szoku. - Rozumiesz?! Mam chce się ze mną zobaczyć!
- Co? Naprawdę? - spojrzał na mnie równie zaskoczony, jednak już po chwili chwycił mnie w swoje objęcia i mocno przytulił. - To wspaniale kochanie!
- Tak! To cudownie! - oddałem mocno uścisk ukochanego, ustając na palcach, żeby obejmować jego szyję i zacząłem cicho płakać ze szczęścia. - Oni za mną tęsknią! Im zależy!
- Cieszę się kochanie. Tak bardzo cieszę się twoim szczęściem - wyszeptał Jeonggukie, głaszcząc mnie czule po plecach. - Ale już nie płacz koteczku. Będziesz miał zaczerwienione oczka - uśmiechnął się do mnie, przecierając palcami moje łzy i pocałował krótko moje usta.
- Przepraszam. - przetarłem z uśmiechem twarz rękawem swetra. - Ale tak strasznie się cieszę!
- No wiem - ponownie wtulił wtulił mnie w swój tors. - Wiem, kochanie i cieszę się razem z tobą.
- Pójdziesz ze mną, prawda? Skorzystasz z zaproszenia? - zapytałem cicho, wtulając się w ciało męża.
- Oczywiście, że z tobą pójdę - przytaknął od razu. - Chcę uczestniczyć z tobą w tak ważnym spotkaniu.
- Dziękuję, misiu. - podziękowałem radośnie, trzymając go mocniej przy sobie.- Idziemy coś zjeść? Jestem bardzo głodny.
- Jasne. Chodź, zaraz przygotujemy jakieś dobre jedzonko - skinął głową, znów muskając krótko moje usta. - Na co masz ochotę, koteczku? - spytał, prowadząc mnie za rączkę do kuchni.
- Jajka. - powiedziałem po chwili namysłu, siadając na blacie kuchennym.
- Okey - uśmiechnął się, podchodząc do lodówki i wyciągnął z niej opakowanie jajek. - Na miękko, na twardo, jajecznica czy omlet? - dopytywał, zerkając na mnie.
- Omlet. - uśmiechnąłem się delikatnie, wyciągając zwinnie patelnię, nadal siedząc na blacie i położyłem ją na gazówkę.
- Już się robi - mój ukochany zakasał rękawy, odsłaniając tym swoje umięśnione przedramiona i zajął się przygotowaniem dla mnie jedzenia.
- Omlet... Z pomidorami! - zaśmiałem się radośnie, zeskakując z blatu, żeby pokroić warzywo.
- Jakieś jeszcze życzenia? - spytał, wędrując za mną wzrokiem z lekkim uśmiechem na ustach.
- Gdzie się patrzysz? - zaśmiałem się cicho, kładąc na desce dwa dorodne pomidorki.
- Nigdzie - wzruszył lekko ramionami, powracając wzrokiem do omleta. - Jajka z pomidorem.. Może chcesz do tego kiełbaskę?
- Nie. Dziękuję. Nie przepadam za jajkiem połączonym z kiełbaską. - uśmiechnąłem się lekko.
- Okey, okey - pokiwał głową i już o nic więcej nie pytał, w pełni skupiając się na przygotowaniu jedzenia.
- Pachnie pysznie. - stwierdziłem, wrzucając pomidorki do omleta będącego jeszcze na patelni.
- Mam nadzieję, że równie dobrze będzie smakować - Jeonggukie posłał mi ciepły uśmiech. - To omlet robiony z miłością, więc chciałbym aby ci posmakował.
- Aww... - objąłem chłopaka za szyję przytulając się do jego ramienia. - Mój romantyczny misiu. Z pewnością będzie mi smakować.
- To dobrze - cmoknął mnie w nosek. - Chcesz do tego coś do picia? - spytał, przekładając gotowego omleta na talerz.
- Mam ochotę na zieloną herbatkę. - w zamian pocałowałem policzek ukochanego.
- Więc zrobię nam herbatkę - odstawił talerz na stole, przez co musiałem się od niego oderwać i zajął się przygotowaniem herbat dla nas obojga.
Usiadłem radośnie przy stole i złapałem za sztućce, zaczynając jeść pyszny posiłek. - Mmm, kochanie, jesteś cudowny. - oznajmiłem z uśmiechem. - Wychowałem udownego kucharza!
- Wychowałeś? - zaśmiał się cicho. - Czyli mnie sobie wychowałeś, koteczku?
- Tak. - potwierdziłem, kiwając głową. - Pogódź się z tą myślą.
- Nie mów tak przy Somin, bo zacznie nazywać mnie pantoflem - westchnął ciężko.
- Dobrze. Nie jesteś pantoflem. To ty dominujesz w naszym związku. - zachichotalem, jedząc omlet.
- Powiedz to Somin, może chociaż tobie uwierzy - zaśmiał się, stawiając zaraz przede mną kubek z herbatą. - Smacznego, kochanie.
- Dziękuję. - przyjąłem herbatę, zaraz potem upijając łyk. - A ty nie jesz?
- Niedawno jadłem, więc nie jestem głodny - posłał mi uśmiech, upijając łyk swojej herbaty.
- A co jadłeś? - zapytałem z uśmiechem, powracając do jedzenia omletu. - No i jak na uczelni?
- Zrobiłem sobie kanapki jak tylko wróciłem, a na uczelni całkiem spoko - odparł. - Jak ci minął dzień?
- Miałem ciężkie wykłady, ale dałem sobie radę. - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Jesteś zdolny, więc poradzisz sobie nawet na najcięższych wykładach, koteczku - odwzajemnił mój uśmiech.
- Dziękuję, że we mnie wierzysz. - zarumieniłem się delikatnie, kończąc jeść zabrałem się za herbatę.
- Ślicznie się rumienisz - zaśmiał się cicho, ciągle na mnie patrząc, przez co poczułem jak jeszcze bardziej się rumienię. - Mój śliczny mąż.
- Dziękuję. - zachichotałem cicho, spoglądając w oczy ukochanego. - Pójdę się szykować!
- Dobrze, skarbie - skinął lekko głową. - Leć się uszykować. W końcu to ważne spotkanie - posłał mi ciepły uśmiech.
- Już lecę. - wstałem z krzesła, podchodząc szybko do ukochanego męża, żeby skraść mu calusa z policzka, a następnie pobiegłem w szybkim tempie na górę, starając się nie wywrócić o własne nogi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro