Rozdział 52
- Uh... Uhm... - spojrzałem na Jungkooka z niezadowoleniem, po czym odsunąłem się lekko od niego, żeby podejść do Somin. - Uh... Będę tym na dole. Pa! - uciekłem szybko zawstydzony z salonu, zgarniając szybko swoje buty i kurtkę, wybiegając z domu Somin.
~***~
- Minnie! Poczekaj na mnie! - usłyszałem za sobą głos ukochanego, który już po chwili dorównał mi kroku i chwycił moją dłoń. - Chodźmy do domku, koteczku. Co ty na to aby poleżeć trochę w łóżeczku i się poprzytulać?
- Uważaj, bo ciebie przytulę. - mruknąłem, zabierając swoją dłoń i uniosłem dumnie głowę, schylając się, żeby ubrać na nogi buty. - Ośmieszyłeś mnie przed Somin.
- To tylko Somin - wzruszył lekko ramionami. - Poza tym, to ty tak ubrałeś to w słowa, więc nie zganiaj całej winy na mnie, słońce - zaśmiał się cicho. - Nie przytulisz swojego misia, za którym tak bardzo tęskniłeś?
- Wykorzystujesz moje miękkie serduszko. - wytknąłem mu, wiążąc swoje sznurowadła.
- A tam, od razu wykorzystuję.. Po prostu chce poprzytulać się z mężem - posłał mi ciepły uśmiech. - To z miłości, Jiminnie.
- Uważaj, bo uwierzę, lizusie. - wytknąłem język w jego stronę, ustają prosto, żeby wyciągnąć z kurtki szalik, czapkę i rękawiczki. - Jak zimno! - pisnąłem, szybko ubierając na siebie wszystkie te rzeczy.
- Moje ciepłe ramionka zawsze chętnie cię ogrzeją - mój ukochany rozłożył ręce w zapraszającym geście, a uśmiech nie schodził z jego ust. - No przecież wiem, że chcesz się przytulić. Obaj to wiemy.
- Ugh... - wymruczałem, mocno przylegając do ciała męża. - Masz szczęście, że jesteś ciepły.
- Całe moje szczęście trzymam właśnie w ramionach - wymruczał, mocno mnie przytulając i złożył czuły pocałunek na czubku mojej głowy.
- I jak tu się na ciebie gniewać? - zapytałem, nadymając policzki. - Jesteś tak kochany, że nawet porządnie obrazić się nie umiem...
- Więc się nie obrażaj, kruszynko - zaczął pocierać moje ramiona dłońmi, aby trochę mnie rozgrzać. - Bardzo, bardzo, bardzo mocno cię kocham, wiesz?
- Wiem, Jungkookie. - skinąłem lekko swoją głową i westchnąłem cichutko. - Ja kocham ciebie równie mocno... A może nawet bardziej.
- Nie będę sprzeczał się z tobą o to, kto kocha bardziej, bo zapewne moglibyśmy tak w nieskończoność - musnął delikatnie moje usta. - Więc załóżmy, że oboje kochamy tak samo mocno, dobrze?
- Dobrze. - zgodziłem się z nim, w myślach, jednak stwierdzając, że to ja go kocham mocniej. - Dalej, Kookie. Chodźmy do domu. Zimno mi.
- Już, już idziemy - cmoknął mnie w czoło i chwycił moją dłoń. - Jak będziemy w domu to cię rozgrzeje.
- Jak? - zapytałem z lekkim uśmiechem, ściskając lekko jego dłoń.
- Dużo buzi i przytulasków powinno rozgrzać mojego koteczka - stwierdził z szerokim uśmiechem. - Do tego jeszcze ciepłe kakao.
- Jesteś idealny. - zachichotałem, cmokając go w policzek. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - puścił mi oczko. - Może znajdziemy jeszcze do sklepu po pocky? Co ty na to?
- Jasne! Z wielką chęcią, misiu! - cmoknąłem leciutko jego usta, po czym pociągnąłem swojego męża do najbliższego osiedlowego sklepiku, zaraz tam zaczynając szukać upragnionej słodyczy o smaku truskawkowym.
Resztę dnia spędziliśmy ze sobą, tuląc się, całując, jedząc pocky i oglądając jakieś seriale na laptopie mojego ukochanego. Dziś była jego kolej na wybieranie tego co obejrzymy, więc nie zdziwiłem się, gdy wybrał horror, ponieważ ten spryciarz już wiedział, że będę się bał i przez to będę do niego przyklejony jak panda do bambusa! Naprawdę. Wisiałem na nim cały wieczór jak małpka na drzewie, a on się ze mnie śmiał i jeszcze mocniej tulił! Był czasami głupkiem, ale tylko moim, zaklepanym i nie do odbicia. I obaj doskonale o tym wiedzieliśmy.
Następnego ranka, zostałem brutalnie obudzony o piątej rano. Kookie przyniósł mi śniadanie do łóżka i bukiet czerwonych róż, dlatego nie trudno było o mój uśmiech i miliony buzików w podzięce dla mojego męża. Potem mnie troszkę ponaglił, bo zaplanował, że o siódmej musimy już jechać, a wiedział ile ja potrafię się szykować i pakować bardzo długo.
- Jeszcze tylko makijaż, kochanie, bo wyglądam brzydko. - spojrzałem maślanym wzrokiem na niezadowolonego Jungkooka, ponieważ mieliśmy wyjechać kwadrans temu, a ja dopiero skończyłem się pakować.
- Skarbie, po pierwsze zawsze wyglądasz pięknie, więc nie wciskaj mi kitu, że wyglądasz brzydko - pokręcił głową z dezaprobatą. - A po drugie, powinniśmy już wyjść, a jak wejdziesz do łazienki, to przez następne pół godziny z niej nie wyjdziesz.
- Uh... - westchnąłem ciężko. - No dobra. Ale wezmę tylko kosmetyczkę. - cmoknąłem go w policzek. - Możesz wziąć już walizki!
- Dobrze - zaśmiał się, przewracając oczami i cmoknął mnie w czoło, zaraz łapiąc za walizki. - Masz pięć minut.
- Oki. - pokręciłem z rozbawieniem głową i pobiegłem do łazienki, zgarniając kosmetyczkę, pastę do zębów i nasze szczotki, a także wziąłem jakiś szampon, balsam i żel do ciała. Kiedy byłem pewny, że mam najważniejsze rzeczy, zbiegłem wręcz na dół i popędziłem do garażu. - Jestem!
- Brawo koteczku, wyrobiłeś się w czasie - odparł Ggukie, obdarzając mnie krótkim pocałunkiem. - Jestem dumny.
- A dziękuję. - zaświergotałem rzęsami, po czym otworzyłem bagażnik, wrzucając do pierwszej lepszej torby pojemną kosmetyczkę. - Powiesz mi gdzie w końcu jedziemy?
- Nie - posłał mi uśmiech. - To niespodzianka. A niespodzianek nie można zdradzać.
- Uh... - wsiadłem niezadowolony do samochodu. - Dlaczego?
- Bo nie będzie efektu zaskoczenia - odparł. - Jiminnie, zaufaj mi, że ci się spodoba. Jestem tego nawet bardziej niż pewny.
- No dobrze... - westchnąłem zapinając pasy. - Chodź! Mam składankę, więc będziemy mieli czego słuchać przez całą drogę!
- Mam nadzieję, że masz jakieś dobre kawałki - odparł mój mąż, zaraz zasiadając za kierownicą. - Ale znając twój gust, nie mam się o co bać.
- Oj, kochanie, dwie piosenki, które śpiewam chyba cię nie zabiją. - zagryzłem lekko dolną wargę.
- Cóż.. mogą mnie jedynie zabić swoją cudownością - stwierdził, zerkając na mnie. - Ale mogę zaryzykować.
- Jedną piosenkę znasz. Drugą napisałem niedawno, a Yoongi od razu mnie zaprowadził do studia. - wyznałem z lekkim uśmiechem.
- Włącz ją - odparł od razu. - Chcę jej posłuchać jako pierwszej.
- Numer 25. - odpowiedziałem wkładając płytę w odpowiednie miejsce.
Mój ukochany niemal od razu wybrał odpowiedni utwór i włączył go, zaraz po tym wyruszając z podjazdu. Wsłuchiwał się w melodie, jednocześnie skupiając się na drodze.
- Nie jest idealnie, ale planuje coś zmienić i będę nagrywał piosenkę jeszcze raz, bo jest za krótka. - wyszeptałem, kiedy piosenka się skończyła.
- Mi się podoba. Ma jakiś tytuł? - spytał nie odrywając wzroku od drogi. - Będę chciał usłyszeć pełną wersję.
- Serendipity. - westchnąłem ciężko. - Dłuższa wersja będzie lepsza.
- Jestem pewny, że będzie jeszcze lepsza - posłał mi szybki uśmiech. - Tą jest genialna, więc jak ją dokończysz, to już będzie kosmos.
- Uf, podoba Ci się? - zapytałem z lekkim uśmiechem.
- Mogę powtarzać ci to w nieskończoność - zaśmiał się cicho. - Bardzo mi się podoba.
- To się cieszę. - spojrzałem na niego z wielkim uśmiechem. - Kocham cię... Dziękuję za komplement.
- Nie ma za co, skarbie. Też cię kocham - odparł, również się uśmiechając. - Włącz tą piosenkę jeszcze raz. Mam ochotę jej znów posłuchać.
- Coś czuję, że szybko Ci się znudzi. - zachichotałem, spełniając prośbę ukochanego.
- Zobaczymy - puścił mi oczko, nucąc pod nosem moją piosenkę.
Pokręciłem ze śmiechem głową, spoglądając na swojego męża, który z zadowoleniem słuchał kolejny raz piosenki. Szczerze to coś czułem, że przez całą drogę będziemy słuchali tylko tego jednego utworu. Lecz mój mądry misio stwierdził, że nie chce by piosenka mu się znudziła, więc po piątym jej przesłuchaniu, pozwolił mi włączyć inne piosenki. No ale nie pożałował tej decyzji, gdyż jak tylko usłyszał piosenkę "Lie", znów ten cudowny uśmiech wrócił i mój ukochany zaczął wraz ze mną śpiewać dobrze znaną nam piosenkę...
------------------------
Hejka ^^
Jak wam mija długi weekend? ;-;
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro