Rozdział 45
- Podziękuję - wyrwał dłoń z mojego uścisku. - Nie chcę nikogo innego - nie dał mi już nic powiedzieć, tylko szybkim krokiem wszedł do budynku, zostawiając mnie samego na dziedzińcu.
Przełknąłem ciężko ślinę i wszedłem do środka budynku. Będzie próbował mi teraz odebrać Kookiego? Przecież... Mam się z nim ożenić. Nie zostawi mnie dla Taemina?
~***~
Cały dzień minął mi dość źle, ale jakimś cudem udało mi się dość pozytywnie zdać egzamin. Bałem się, że Taemin rozkocha w sobie Jungkookiego za moimi plecami. Widziałem, że misio mnie kocha, ale jak długo da się oprzeć komuś tak bardzo przypominającego jego ideał faceta.
- Dziękuję za obiad... - wyszeptałem w kierunku narzeczonego, kiedy wsiadłem do samochodu, a on z uśmiechem wręczył mi kupiony posiłek
- Jak minął ci dzień, skarbie? - spytał, muskając moje wargi i ruszył z parkingu. Gołym okiem można było zauważyć, że jest w świetnym humorze.
- Fajnie. - skłamałem, posyłając mu uśmiech. - A jak tobie minął?
- Nie mogłem się już doczekać aż będę mógł przyjechać po ciebie i pojedziemy w końcu obejrzeć salę - odpowiedział, odwzajemniając mój uśmiech. - A wykłady były bardzo ciekawe, więc łatwo zrozumiałem temat.
- To dobrze, misiu. - pokiwałem lekko głową, nie mając zbytnio ochoty jeść, więc położyłem zamknięte pudełko na swoich kolanach. - Twoi rodzice przyjadą do nas czy sami mamy ocenić?
- Nie mają dziś zbytnio czasu, więc sami musimy ocenić czy sala jest odpowiednia - zerknął na mnie kątem oka. - Czemu nie jesz, koteczku? Coś się stało?
- Nie, wszystko dobrze. Po prostu nie jestem głodny. - oparłem swoją głowę o szybę. - Kochanie, czy jest możliwe, żeby ktoś kiedyś zajął moje miejsce?
- O czym ty mówisz, skarbie? - zdziwił się i zmarszczył lekko brwi. - Nikt, nigdy nie mógłby ciebie zastąpić. Przecież o tym wiesz.
- Wiem, wiem... Ale skok w bok to co innego, prawda? - westchnąłem najciszej jak umiałem. - Może prześpimy się ze sobą wcześniej niż na podróży poślubnej?
- Jimin, o co ci teraz chodzi? - zatrzymał się na czerwonym świetle i spojrzał na mnie zdezorientowany. - Jaki skok w bok? Chciałeś aby nasz pierwszy raz odbył się dopiero po ślubie, rozmawialiśmy o tym.
- Ale ty byś chciał zrobić to jak najwcześniej. Dobija mnie fakt, iż nie dość, że nie umiem ci się oddać to jeszcze nie jestem twoim ideałem. - zamknąłem na chwilę swoje oczy. - Jak chcesz to możemy zrobić to nawet dziś...
- Jesteś moim ideałem - westchnął, kładąc dłoń na tej mojej. - Kochanie, przestań gadać głupoty. Rozumiem, że boisz się ślubu i naszego pierwszego razu, ale to nie jest powód abyś się do czegokolwiek zmuszał.
- Taemin to twój ideał. - wyszeptałem, pocierając dłonią swój kark
- Skąd taki wniosek? - spytał, wzdychając ciężko i ruszył na zielonym.
- Ma te same zainteresowania, nie chce nikogo prócz ciebie, pragnie twojego szczęścia. - zacząłem wymieniać. - Jest uroczym chłopakiem, który zrobi wszystko dla osób, które kocha.
- Rozumiem.. Jest tylko jeden drobny szczegół, który pominąłeś - zerknął na mnie kątem oka. - Ja go nie chcę. Chcę ciebie, Jimin i nikogo innego. Kocham cię i za miesiąc mamy stać się małżeństwem, więc nie rozumiem dlaczego znów mówisz o Taeminie.
- Dziś z nim rozmawiałem. - westchnąłem ciężko. - Planuje mi ciebie odebrać.
- Naprawdę aż tak się tym przejmujesz? - mruknął, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy. - Boisz się, że nagle cała moja miłość do ciebie gdzieś zniknie i polecę do Taemina tylko dlatego, że on tego chce?
- Nie... Boję się, że zrobi nam to samo co Jongsuk. - wyznałem, spoglądając na niego ze zmartwieniem.
- Nie każdy jest taki jak Jongsuk - westchnął. - Poza tym nie mam zamiaru znów cię stracić. Jeśli będzie trzeba to dam Taeminowi do zrozumienia, że nie ma u mnie żadnych szans.
- Wiem, kochanie, ale on cierpi z mojej winy... Nie chcę go jeszcze bardziej dołować. Kochasz mnie, a ja ciebie. Ufam ci i mam nadzieję, że nie będziesz tak głupi jak ja. - wyszeptałem.
- Daj mu czas na uspokojenie się.. Zobaczysz, że znajdzie sobie kogoś odpowiedniego dla niego i zapomni o całej tej sytuacji.
- Dobrze. - przytaknąłem, spoglądając na swojego narzeczonego. - Kocham cię.
- Ja ciebie też, Jiminnie - uśmiechnął się delikatnie, patrząc uważnie na drogę przed nami. - Za chwilę będziemy na miejscu.
- Ładna dzielnica. - Zaraz mój humor się poprawił, kiedy zacząłem się rozglądać.
- Podoba mi się tu - wyznał mój ukochany, parkując w odpowiednim miejscu. - Oby w środku też było tak ładnie.
- Kookie. - złapałem go za dłoń i lekko ją ścisnąłem. - Przepraszam, że popsułem ci humor... Wynagrodzę to w domu! Obiecuję!
- Nie przejmuj się tym, koteczku - posłał mi lekki uśmiech. - Jak miałbym mieć dobry humor gdy ty takiego nie masz? Jestem szczęśliwy widząc twoje szczęście, więc nie przepraszaj.
- Jesteś dla mnie za dobry, Jeonggukie... W kółko cię ranię, a i tak mi wybaczasz... Nie zasługuje na ciebie, ale i tak przy nie trwasz. - odwzajemniłem uśmiech ukochanego. - Ranię cię przez własną głupotę... Jestem za głupi na życie, ale się staram!
- Jiminnie nie mów tak - westchnął, kręcąc głową i ścisnął nieco mocniej moją dłoń. - Zasługujesz na mnie, kochanie i nie jesteś głupi. Każdy czasem popełnia błędy, ale kocham cię, więc zawsze będę ci je wybaczał.
- Misiu... Jesteś najwspanialszy i najukochańszy. - pochyliłem się nad nim, żeby rzucić się na jego ciepłe usta.
- Ty też taki jesteś, koteczku - wymamrotał w moje wargi, muskając je namiętnie i wplatając ostrożnie palce w moje włosy.
- Kocham cię... - wymruczałem, obejmując jego szyję swoimi rączkami.
- Ja ciebie też - szepnął, a oderwaliśmy się od siebie dopiero po dłuższej chwili słodkich pocałunków. - Chyba powinniśmy już iść, Minnie - zaśmiał się cicho mój ukochany, gładząc czule mój policzek.
- Masz rację. - zachichotałem cichutko, rumieniąc się na jego czułość, po czym obaj skradliśmy sobie z ust ostatniego buziaka i wyszliśmy z samochodu, zaraz udając się do drzwi wejściowych wielkiej sali.
-------------------
Jak tam w szkole, kochani? ;-;
Już wpadły jakieś oceny? ;-----;
Kocham was <33333333333
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro