Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 42

Park Jimin:

Parę dni później, kiedy rodzice Jungkookiego wrócili do domu, zabrali go do szpitala, gdyż poprzedniego dnia rana zaczęła lekko krwawić i wszyscy chcieliśmy się upewnić czy to nić poważniejszego. Niestety ja musiałem zostać w domu, gdyż nazajutrz miałem ważny egzamin na studiach i zależało mi na tym, żeby jak najlepiej go zdać. W końcu nie pokazałem się od dobrej strony, kiedy przez sytuację z Kookiem, opuściłem całkiem dużo wykładów. Jednak udało mi się je ogarnąć i teraz z materiałem byłem na bieżąco. Byłem z siebie dumny, że udało mi się tyle nadrobić w tak krótkim czasie.

Siedziałem sobie aktualnie w salonie, w grubej, granatowej, nakładanej bluzie mojego narzeczonego, popijając spokojnie herbatkę malinową, pod cieplutkim, bawełnianym kocykiem. W drugiej z dłoni trzymałem plany ślubu, gdyż zaraz po upewnieniu się, iż wszystko umiem, zabrałem się za sprawy związane z tak ważnym dniem w życiu moim i mojego misia. Listę gości udało nam się sporządzić dość szybko, więc zaraz zaczęliśmy ustalać także inne ważne rzeczy. Byliśmy ze sobą pod wieloma pretekstami zgodni, dlatego wszystko szło nam prędko. Jednak pozostało parę pierdółek, którymi postanowiłem zająć się sam. Jutro mieliśmy jechać zobaczyć salę weselną, którą rodzice Kookiego wynajęli specjalnie dla nas. Gdyby nie oni i ich znajomości, zapewne musielibyśmy za tym czekać bardzo długo.

W pewnym momencie usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Nikt nie zapowiadał nam się z wizytą, a Ggukie miał klucze, więc zacząłem zastanawiać się kto to może być.

Odłożyłem wszystko co miałem w dłoniach na stolik i poszedłem otworzyć drzwi, opatulając się bardziej kocykiem.

- Hej, Jiminnie! - przywitała mnie w progu, rozpromieniona Somin. - Mogę wejść?

- So, co robisz tu o tak później porze?! - zapytałem przestraszony, zapraszając ją do środka.

- Wyszłam na spacerek, aby wasz przyjaciel, a mój mąż mógł pozostać przy życiu - zaśmiała się pod nosem, wchodząc w głąb domu. - Dawno mnie tu nie było, więc stwierdziłam, że przyjdę w odwiedziny.

- Jesteś prawie na półmetku ciąży, więc wszyscy się martwią. - położyłem jej dłoń na ramieniu. - Napijesz się czegoś? Jestem sam w domu, więc możemy gadać o wszystkim.

- Nalej mi proszę wody, albo jakiegoś soku - westchnęła, gładząc się po brzuchu. - Opowiedz mi lepiej jak czujesz się tuż przed ślubem.

- Na razie spokojnie. Zacznę panikować tydzień przed. - pomogłem usiąść jej na kanapie, po czym ruszyłem do kuchni, żeby nalać przyszłej mamie wody. - Proszę., - wyszeptałem, podając jej szklankę.

- Dziękuję - posłała mi radosny uśmiech i upiła łyk cieczy. - Nie martw się. Najpierw jest dużo stresu, a jak przyjdzie co do czego to wesele mija strasznie szybko i nim się obejrzysz będziecie już małżeństwem.

- Nie tego boję się najbardziej... Wspólnie z Kookiem postanowiliśmy nie robić nocy poślubnej, lecz co potem? - spojrzałem zawstydzony i zmartwiony na rówieśniczkę. - B... Boję się stosunku...

- Powtarzam. Nie martw się - zaśmiała się cicho, pod nosem. - Wszystko przyjdzie samo, a Jeongguk odpowiednio o ciebie zadba. Gdy obaj poczujecie, że to ten moment po prostu to zrobicie.

- Somin, było wiele takich momentów. Za każdym razem musiałem się wystraszyć. Nie chcę zniszczyć nam podróży poślubnej. - wyznałem szeptem, czując pieczenie na policzkach.

- Nie zniszczysz. Gguk przecież nie będzie niczego od ciebie wymagał i naciskał, prawda? - posłała mi przyjazny uśmiech.

- Ale to podróż poślubna. - jęknąłem, opadając na kanapę. - Będę jego mężem. Mamy po dwadzieścia lat. A misio mówił mi, że chciałby już to zrobić.

- Ale twój misio chce zrobić to gdy ty także będziesz gotowy - trwała nadal przy swoim. - Poza tym, czego się tak obawiasz?

- Jestem gotowy, ale się boję... Bólu... - spojrzałem na nią z grymasem. - Kocham Jungkooka, a on kocha mnie. Lecz patrz jaki ja jestem drobny a on duży. Boję się bólu. Już tego psychicznego mam dość, a co dopiero dołożyć do tego ten fizyczny...

- Jimin.. Na samym początku zawsze trochę boli.. Ale z tego co mi wiadomo ten ból dość szybko zamienia się w coś przyjemnego - położyła mi dłoń na ramieniu. - Jeśli użyjecie też odpowiednich lubrykantów, to będzie wam o wiele łatwiej.

- Lubrykantów? Co to? - zapytałem, marszcząc swoje brwi. Myślałem, że etap "za bardzo nie doświadczony" mam już za sobą"

- Cóż.. To takie specjalne substancje, które.. - podrapała się lekko po policzku, zapewne myśląc nad tym jak mi to wyjaśnić. - Po prostu dzięki temu łatwiej wchodzi i aż tak nie boli.
Zarumieniłem się jeszcze bardziej, ukrywając twarz w dłoniach, a dłonie w kolanach. Z kim ja rozmawiałem na tematy?!

- Somin... Jest w Seulu sklep z takimi cośkami? - zapytałem po chwili, kiedy zawstydzenie trochę mnie opuściło.

- Jest takich sklepów więcej niż ci się wydaje - zaśmiała się cicho. - Możesz też kupić lubrykanty w jakiejś aptece i to chyba będzie lepsze rozwiązanie, niż to abyś szedł do sexshopu..

- Istnieje coś takiego jak sexshop?! - pisnąłem głośno, czując znów mocne pieczenie na twarzy. - Co jest nie tak z tym światem?!

- Wiele rzeczy, naprawdę - zaczęła się śmiać, patrząc na moje zakłopotanie. - Musisz się jeszcze dużo nauczyć i dowiedzieć, Jiminnie.

- Wiem... - wyszeptałem, pocierając palcami wskazującymi swoje skronie. - Ugh, jestem taki głupi...

- Nie jesteś głupi, tylko niedoświadczony - podkręciła lekko głową i westchnęła. - Parę lat temu też nie wiedziałam wielu rzeczy, a teraz patrz. Będę niedługo mamą - pogładziła się po brzuchu z uśmiechem.

- Eh... Masz rację. Z czasem wszystkiego się nauczę... - westchnąłem ciężko, patrząc z lekkim uśmiechem na jej brzuszek. - Ja nie będę w stanie wydać na świat owocu miłości mojej i Jungkooka...

- To normalne. W końcu jesteś chłopakiem - uśmiechnęła się do mnie serdecznie. - Macie swoje kotki, a w przyszłości możecie zdecydować się na adopcję.

- Masz rację, ale i tak będzie mnie bolała świadomość, że nie będziemy mieć biologicznego potomka... Orientacja homoseksualna ma swoje plusy i minusy. - westchnąłem cichutko.

- Nie martw się tym - pogładziła mnie po ramieniu. - Przynajmniej zawsze będziecie kochać tylko siebie nawzajem, a dziecko nie będzie powodem, dla którego wasza miłość zejdzie na boczny tor. Często jest tak, że rodzice obdarzają potomka ogromną miłością, zapominając o sobie nawzajem.

- Boisz się, że tak będzie z tobą i Hoseokiem? - zapytałem niepewnie, spoglądają na przyjaciółkę.

- Może odrobinę.. - westchnęła ciężko, nadal gładząc się po brzuszku. - Seok każe mi na wszystko uważać i czasem aż mnie to irytuje, ale wiem, że martwi się o nasze dzieciątko..

- Wiem, że ci trudno... Zawsze byłaś duszą towarzystwa i wszędzie było cię pełno, a ciąża i ślub wszystko zmieniają. - przytuliłem lekko przyjaciółkę. - Ale jesteś silna, więc pokażesz temu koniowi, kto rządzi w tym związku, gdy tylko wasz skarb się urodzi.

- Gdy ten mały aniołek się urodzi, ja będę zabiegana zajmowaniem się nim.. - oddała mój uścisk. - Ale dziękuję za wsparcie i wiarę we mnie - zaśmiała się cicho, a uśmiech nie schodził jej z ust.

- Przecież wszyscy wam pomożemy. Uwierz, będziecie mieli chwilę dla siebie. - zachichotałem cicho. - To co? Idziemy razem na spacerek?

- Wierzę - potargała moje blond włosy i ostrożnie wstała ze swojego miejsca. - Okey. Spacerek dobrze mi zrobi.

- Okay. - pokiwałem radośnie głową, po czym wyłączyłem kominek, idąc z Somin na przedpokój. Zaraz ubrałem się w ciepłą zimową kurtkę, założyłem na szyję szalik, na głowę kaptur i jeszcze zdążyłem chwycić rękawiczki, kiedy ubrałem buty. W tym roku zima przyszła bardzo szybko, dlatego także musiałem się ciepło ubierać, przez moją słabą odporność.

- Hoseok byłby szczęśliwy, gdybym ubierała się tak ciepło jak ty - stwierdziła, wzdychając ciężko. - Dokąd chcesz się przejść?

- Ty masz dobrą odporność. Ja nie. Poza tym, nie chcę jakoś ciężko zachorować na własny ślub. - zachichotałem cicho, zamykając drzwi na klucz. -  Możemy iść do parku.

- Ja to wiem, Jimin, ale wytłumacz to dla przyszłego ojca moich dzieci - zaśmiała się pod nosem. - Dawno nigdzie nie wychodziłam.. Mam ochotę potańczyć i poruszać się tak jak kiedyś. Brakuje mi wspólnych treningów z Ggukiem i spotkań z przyjaciółmi.

- Mam z nim porozmawiać? - zapytałem, marszcząc lekko swoje brwi. - Kookie na razie i tak nie może tańczyć... - przypomniałem.

- Nie musisz, jakoś sobie z nim poradzę - machnęła ręką, krocząc przed siebie w stronę parku. - I wiem. Oboje nie możemy.. Po prostu tęsknię za tym co było kiedyś.. Ale cieszę się także z tego, co jest teraz.

- Niestety życie często się zmienia i nic nie możemy z tym zrobić. - westchnąłem ciężko. - Ale zawsze trzeba myśleć pozytywnie i żyć chwilą.

- Tak właśnie robię, przyjacielu - spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem. - A przynajmniej się staram. Ty też tak rób, okey?

- Jasne. Postaram się. - zachichotałem cicho. - Somin, ale ogólnie dobrze układa się pomiędzy tobą a Hoseokiem?

- Czasem się na siebie złościmy i spieramy, ale to z miłości - odpowiedziała. - Gdyby mógł to przyniósłby mi nawet gwiazdkę z nieba..

- To kochane. - westchnąłem z uśmiechem. - Poza tym wszystkie pary się kłócą.

- Ty i Gguk też? - spytała zaciekawiona, przyglądając mi się z rozbawieniem. - Jak wyglądają wasze kłótnie?

- Oczywiście... - zachichotałem ponownie. - A o to, że znów za mało jem, albo o kolor przewodni wesela. Nawet o znajomych i prace domowe. Gdyby mnie posłuchał to dziś by nie siedział w szpitalu. Mówiłem mu "Daj te zakupy" to się uparł i rana zaczęła krwawić.

- Uh.. Faceci są uparci - stwierdziła śmiejąc się cicho. - Dobrze wiedzieć, że nie tylko my kłócimy się o różne pierdoły. Ahh.. Przyjemny spacerek - wzięła głęboki wdech, patrząc na niebo.

- Całkowita racja, So. - posłałem jej promienny uśmiech, rozglądając się po parku, który oświetlały tylko lampy. - Jest bardzo zimno... Długo nie ma cię w domu?

- Godzinę.. Może dwie - odpowiedziała po chwili zastanowienia.

- To chyba już czas wrócić, skoro sama nie wiesz? - zachichotałem cicho. - Chodź, odprowadzę cię.

- Nie chcę abyś chodził po ciemku sam - wykrzywiła buzię w grymasie. - Może lepiej jak zadzwonię po Hoseoka?

- Nic mi nie będzie. - potarłem lekko jej ramię. - Proszę, nie rób się nadopiekuńcza jak Jungkook. To naprawdę czasami zaczyna aż denerwować.

- Instynkt macierzyński daje już o sobie znać - westchnęła. - Ale mnie też denerwuje nadopiekuńczość innych względem mnie, więc cię rozumiem.

- Rozumiem, ale proszę, nie odmawiaj, kiedy chce tylko odprowadzić cię do domu. - uśmiechnąłem się lekko. - Jungkook myśli, że uchroni mnie przed Jongsukiem. Prawda jest jednak taka, że nie ważne jak będziemy się starać, dopóki Suk jest na wolności, możemy zostać zaatakowani w każdej chwili, nawet siedząc w domu.

- Ale nie powinieneś się narażać - wpatrywała się we mnie przez chwilę, po czym również uśmiechnęła się lekko. - Po prostu na siebie uważaj, dobra?

- Dobrze. - pokiwałem lekko głową. - I już się nie martw. Jestem dość silnym koteczkiem.

- Załóżmy, że ci wierzę - zaśmiała się pod nosem. - Silny i odważny koteczek. Przy Gguku, podczas waszej podróży poślubnej, też taki bądź - puściła mi oczko.

- Skończmy ten temat zanim znów zacznę się tym zamartwiać. - zaśmiałem się bardzo cichutko, po czym złapałem przyjaciółkę pod ramię i ruszyliśmy w kierunku jej domu. Przez całą drogę rozmawialiśmy na różne tematy, lecz najbardziej dziewczynę wciągnęły plany ślubu. Skoro ja jej pomagałem to przyszła mama chciała też mi jakoś pomóc, dlatego bez problemu to nastąpiło i miałem z głowy kwiaty dekoracyjne i parę dań, które zostały mi zaproponowane przez katering. Somin mimo swojego charakteru była doprawdy wspaniałą przyjaciółką... Wcale nie dziwiłem się Kookiemu, że mimo jej różnych wyskoków trwał przy niej jako najlepszy przyjaciel, a może nawet i brat. A co za tym idzie nie tylko od mamy mojego ukochanego, mogłem się dowiedzieć paru ciekawych historyjek z jego życia. Hihi.

---------------

Nasza kochana Somin wróciła B)

Kocham was ♡ ♡ ♡

Do następnego, ludziki ^~^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro