Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

- Tak, kochanie - przytaknąłem, a po chwili poczułem jak taksówkarz zatrzymuje pojazd. Byłem pewien, że nie był ani trochę tym zniesmaczony, bo pewnie nie takie rzeczy widział. Podałem mu odpowiednią kwotę za przejazd i po zabraniu swojej torby z bagażnika, skierowaliśmy się prosto do domu. Nie byłem pewny, czy moi rodzice są w domu, ale wiedziałem, że jeśli są to będą próbować mnie zaciągnąć na jakiś wspólny obiad. Jednak ja kompletnie nie miałem na to siły.

~***~

- Gdzie moi rodzice pojechali? - spytałem jak sprawdziłem czy są w domu. Niestety albo stety gdzieś wybyli. - Mówili ci coś?

- Do twojej cioci, ale nie pamiętam jak nie nazywa. - odparł z uśmiechem i podszedł do mnie, kładąc swoje małe rączki na torsie. - Gdybyś nie miał zakazu na prysznic i kąpiele w wannie to zaproponowałbym ci wspólne umycie się.

- Czemu muszę mieć pecha - jęknąłem niezadowolony. - Ale następnym razem weźmiemy? Jak będę mógł?

- Następnym razem to my będziemy po ślubie, więc jak przypuszczam, nie będziemy się wtedy tylko myć. - cmoknął mój policzek. - Niedługo będę musiał sporządzić ostateczną listę gości.

- Będę mógł z tobą? - spytałem, odkładając torbę przy stoliku w salonie. - Chcę jak najbardziej się angażować w przygotowania.

- Oczywiście, to nasz ślub, więc nawet jest wskazane, żebyśmy zrobili to razem. - ukochany ustał przede mną i z delikatnym uśmiechem, złapał mnie za dłoń. - Zjadłbyś coś? Wczoraj... Trochę zaszalałem w kuchni i zanim się spostrzegłem to ukazał mi się tort czekoladowy i sałatka z kurczakiem...

- Kochanie, z chęcią zjadłbym wszystko od razu - zaśmiałem się serdecznie, kiedy usłyszałem jego słowa. - Ale na razie skuszę się na sałatkę i potem ewentualnie zjem kawałek tego czekoladowego bóstwa.

- Okay, to chodź. - zachichotał radośnie, odsuwając się ode mnie, żebym spokojnie przeszedł do kuchni w swoim tempie.

- Od razu lepiej się czuję - przyznałem pod nosem, obserwując jak mój ukochany idzie przede mną do pomieszczenia. Brakowało mi tego widoku. Jak Jimin jest w pełni szczęśliwy. A to było tylko możliwe w naszym domu. W końcu tam obaj czuliśmy się najlepiej, to miejsce kojarzyło nam się z bezpieczeństwem.

- Niby w szpitalu też to jadłem - odparłem, kiedy już usiedliśmy wspólnie przy stole. - Ale w domu smakuje to trzy razy lepiej.

- Wiem, misiu, dlatego zrobiłem to wszystko. - posłał mi radosny uśmiech i złapał za wolną dłoń. - Bardzo tęskniłem.

- Ja też, uwierz mi, ja też - odwzajemniłem jego gest. - Ale nie musiałeś mi tego robić. Jedyne co mi jest teraz potrzebne to twój uśmiech i obecność.

- Niby wiem, ale jednak wolałem zrobić ci niespodziankę. - oparł swoją głowę na dłoni i uśmiechnął się lekko. - Wiedziałem, że się ucieszysz.

- Jesteś zbyt słodki na ten świat, przysięgam - pokręciłem głową z małym uśmiechem. - Kocham cię, kruszyno.

- Ja ciebie też kocham, misiaczku. - zachichotał, przysuwając się do mnie, żeby złożyć na moich ustach, krótki, soczysty, pocałunek. - Co być chciał porobić jutro?

- Na razie to mam ochotę na ciągłe leżenie w łóżku z moim narzeczonym - przyznałem. - Ale jak masz jakiś inny pomysł to powiedz.

- Nie możemy robić dużo rzeczy przez twoją ranę, ale chciałbym iść z tobą na nocny spacerek. Taki sam jak wtedy, kiedy przebudził mnie w nocy koszmar i poszliśmy do mojego jednego z azylów. - wyznał .

- W porządku - oparłem się wygodniej o krzesło. - Możemy iść nawet dzisiaj, ale muszę zahaczyć o małą drzemkę przed tym.

- Na spokojnie, kochanie. - pokiwał głową radośnie. - Najpierw wypocznij. Na spacer możemy iść kiedy tylko chcemy.

- Racja - westchnąłem, podnosząc się z krzesła. - Chodź na górę. Naprawdę potrzebuję się przespać. Ani trochę się nie wyspałem.

- Nie dokończysz? - zapytał, spoglądając na talerzyk z połową tortu, który dla mnie upiekł.

- Później, tort nie ucieknie - stwierdziłem. - No chyba, że mój tata wcześniej wróci, wtedy może i ucieknie.

- Tu masz rację. - zaśmiał się cicho i podniósł się również z krzesła, ustając koło mnie i złapał moją dłoń.

- Podniósłbym cię, kruszyno, ale lekarz odradził mi nawet nosić najmniejsze ciężary - powiedziałem z westchnięciem. - Czuję się taki ograniczony przez to wszystko. Ale to chyba tylko kwestia przyzwyczajenia.

- Jak tylko rana się zagoi to wszystko wróci do normy. - starał się mnie pocieszyć. Wiedziałem, że nadal się obwiniał za to zdarzenie, lecz nie mówił tego głośno. - Zobaczysz, razem przetrwamy wszystko.

- Wiem, kochanie - złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach. - To co, idziemy się przytulać, całować i się trochę przespać. Myślę, że to świetny plan.

- A co z dramą, pocky i lodami? - zapytał, odrywając się od moich ust z mlasknięciem.

  - Możemy przecież jednocześnie dawać sobie buzi, jeść i oglądać - zauważyłem z rozbawieniem i trzymając jego dłoń wszedłem po schodach na piętro, a następnie do naszego pokoju. Ostrożnie położyłem się na łóżku w wygodnej pozycji, tak aby rana mnie nie bolała. Jimin w tym czasie przygotował komputer i słodkości, a ja nie mogłem się doczekać aż położy się obok mnie i będę mógł w końcu wytulić i wycałować go za cały ten czas.  

----------------------------

Hej, kochani ^^

Jak rozdzialik?

NAH, CO TO BĘDZIE CO TO BĘDZIE, GDY PRZYJDZIE 05.07? ;-;-;-;-;

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro