Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33

- Kochanie, nie ruszaj się. - spojrzałem prosząco w oczy ukochanego i pociągnąłem cicho swoim nosem. - Nie martw się. Jestem cały. - posłałem mu delikatny uśmiech. - Zaraz wracam. - pogładziłem jego policzek ostatni raz i ruszyłem w kierunku wyjścia z sali, biegnąc w kierunku gabinetu, w którym urzędował lekarz prowadzący mojego ukochanego. Wytłumaczyłem krótko mężczyźnie, że mój narzeczony się obudził, a następnie wróciłem ze starszym na salę.

~***~

Pan doktor zbadał mojego ukochanego, po czym kazał pielęgniarce zmienić mu opatrunek i podać tabletki, gdyż Kookie podczas badania wyznał, że boli go głowa. Po tym obiecał, że zajrzy niedługo tu ponownie i opuścił pomieszczenie.

- Jak się czujesz, misiu?

- Słabo - uśmiechnął się lekko. - Jestem trochę obolały, ale da się przeżyć.

- Później będzie lepiej. - odwzajemniłem jego uśmiech i ścisnąłem dłoń ukochanego. - Bardzo się bałem o ciebie, wiesz?

- Wiem - pokiwał głową i zakaszlał przez co znowu syknął. Nie mógł się praktycznie poruszać. - Ja też się o ciebie strasznie bałem.

- Ty umierałeś... Mi nic się nie stało. - musnąłem ustami jego dłoń. - Musisz na jakiś czas zrezygnować z tańca, misiu. Zostaniesz tu z jakieś trzy tygodnie.

- Na pewno tyle nie zostanę - westchnął. - Nie mają po co mnie tu tyle trzymać.

- Kochanie, tyle będzie się goić rana. A ja nie pozwolę ci wrócić do tańca za szybko. Musisz na razie zatroszczyć się o swoje zdrowie. - spojrzałem w jego zmęczone oczy. - Ah... Kookie, muszę ci o czymś powiedzieć…

- Co się stało? - zmartwił się. - Wszystko w porządku?

- Twoi rodzice zaraz przyjdą. - zachichotałem cicho. - Nie martw się tak.

- W porządku - wyszeptał, przymykając oczy. - Kocham cię.

- Ja ciebie też kocham, mój misiu. - podniosłem się z krzesełka, na którym siedziałem i pochyliłem się nad ukochanym, żeby pocałować jego wargi. - Potrzebujesz czegoś? Wody albo sałatki z kurczakiem?

- Wody - zaśmiał się delikatnie. - Nie chce mi się jeść.

- Dobrze. To daj mi chwilkę. - cmoknąłem delikatnie jego policzek i ruszyłem do wyjścia z sali, idąc w kierunku pobliskiego automatu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdybym nie natknął się na rodziców Kookiego. - D-dzień dobry państwu. - uśmiechnąłem się niepewnie, lecz obojętny wyraz twarzy mamy Jungkooka sprawił, że szybko spochmurniałem. - M-mam dobre wieści. Jungkookie się obudził…

- Naprawdę? - kobieta nagle cała rozpromieniała. - Jak się czuje? Wszystko w porządku?

- Jest słaby, ale nie jest źle. - odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem. - Czeka za państwem.

- Jimin, możemy porozmawiać? - spytała po chwili. - Nic strasznego. Nie bój się.

- O-oczywiście. - pokiwałem lekko głową.

- Nie chcę, żebyś myślał, że mam do ciebie żal - odparła z westchnieniem. - Bo nie mam. Wiem, że to nie twoja wina. Ale nie mogłam się pogodzić, że mojemu synowi się coś stało. Bądź przy nim, proszę.

- Nie zostawiłem go, nawet jak pani oskarżyła mnie o to, że specjalnie naraziłem Jeongguka na niebezpieczeństwo. - oznajmiłem spokojnie. - Nie mam do pani żalu. Rozumiem takie zachowanie, tym bardziej, że straciła już pani jednego syna.

- Jesteś dla nas jak syn - wyznała. - Dziękuję, że sprawiasz, że Jungkook jest szczęśliwy.

- Po prostu go kocham. A on mi się opłaca tym samym. - westchnąłem spokojnie.

- W porządku, Jimin-ssi - posłała mi delikatny uśmiech i poprawiła swoją torebkę, która spoczywała na jej ramieniu. - Pospiesz się. Jungkook pewnie już nie może się doczekać aż znowu cię zobaczy.

- Jest zmęczony, więc pewnie jedyne o czym marzy to sen. - uśmiechnąłem się lekko. - Idę po wodę dla niego. Pani pewnie chce zobaczyć syna, więc nie będę pani zatrzymywał.

- Dziękuję - powiedziała jeszcze i po złapaniu dłoni swojego męża, zniknęła zaraz za drzwiami sali, gdzie leżał mój ukochany.

Westchnąłem cichutko pod nosem i ruszyłem do automatu z napojami. Niestety były one chłodzone dlatego musiałem przejść się do sklepiku, który okazał się być na piętrze - 1... Mój ukochany za to leżał na 2.

- Proszę. - wyszeptałem po tym jak wszedłem niezauważony do sali i spotkałem się z widokiem uśmiechniętego Jungkooka, który słuchał uważnie co się działo podczas delegacji jego rodziców. Jednak gdy podszedłem do szafki nocnej, którą miał przy łóżku i położyłem na niej wodę, to zwróciłem na siebie ich uwagę, dlatego musiałem się odezwać.

- Dziękuję - posłał mi jeszcze szerszy uśmiech i poklepał miejsce koło siebie. - Nie uciekaj mi już i chodź tutaj. Spanie jest fajne, ale tęskniłem za tobą.

- Ty za mną? - uśmiechnąłem się delikatnie, zajmując miejsce koło narzeczonego. - Nawet nie wyobrażasz sobie jak ja tęskniłem. No i też równie mocno się martwiłem.

- Jestem silny, byle kto mnie nie pokona - zaśmiał się delikatnie, żeby się nie ruszać. - A tym bardziej taki dupek.

- Wiem, misiu . - poprawiłem dłonią jego włosy, które były rozwalone w każdą możliwą stronę. - Lepiej się czujesz po lekach?

- Nadal słabo, ale lepiej - pokiwał głową i westchnął. - Przepraszam, że wam narobiłem tyle problemu.

- To nie ty nam go narobiłeś. - wtuliłem swoją głowę w tą jego, wzdychając cicho. - Przepraszam, że to cię spotkało.

- Jesteś ostatnią osobą, która powinna mnie przepraszać - powiedział cicho. - Naprawdę. Nic złego nie zrobiłeś.

- Gdyby nie ja, Jongsuk nigdy nie pojawiłby się w naszym życiu. Nie walczyłbyś o życie i już dawno byśmy byli po ślubie. - wyszeptałem, zamykając na chwilę swoje oczy. - Mam nadzieję, że kiedyś wszyscy wybaczą mi moje błędy.

- Jesteś człowiekiem i jak każdy masz prawo popełniać błędy - mruknął. - Nikt nie ma do ciebie żalu. Jestem tego bardziej niż pewien.

- Skoro jesteś pewny to dobrze. - otworzyłem swoje patrzałki i przegryzłem lekko wargę.

- Co u reszty? Jak się czuje Somin? - zapytał po krótkiej chwili ciszy. - Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się stało jej albo dziecku.

- Wszystko u nich dobrze... So strasznie się o ciebie martwiła, ale dzięki Hoseokowi potrafiła się odprężyć. Robiła wszystko, żeby nie zaszkodzić stresem dziecku. - wyznałem, gładząc lekko jego tors. - U reszty bez zmian. Nic ciekawego nie działo się przez ten tydzień. Trochę nagadałem Namjoonowi, kiedy tutaj trafiłeś, ale chyba mi wybaczył.

Parsknął śmiechem słysząc ostatnie zdanie. - Mój najsłodszy pokazał pazurki jak sobie odpoczywałem?

- Odpoczywałeś? Chyba próbowałeś przeżyć. - spojrzałem na niego z uniesioną brwią. - I nie pokazałem pazurów, po prostu wywrócił mnie z równowagi, więc go uciszyłem.

- Pokazałeś pazurki - pokiwał głową ze śmiechem. - Ale to nic złego. Martwiłeś się i te emocje się skumulowały. Na pewno ci wybaczył.

- No ja myślę. Był strasznie irytujący. - ponownie się wtuliłem w ukochanego. - Ma szczęście, że nie leży koło ciebie.

- No już, spokojnie - roześmiał się głośniej przez co syknął. - Muszę się przyzwyczaić, że nie powinienem tego robić.

- Przed tobą jeszcze trzy ciężki tygodnie w szpitalu. - opatuliłem go bardziej kołderką. - Dasz jakoś radę.

- A potem będziesz musiał prawdopodobnie zrezygnować ze studiowania tańca. - odezwała się mama Jungkookiego.

- Zobaczymy co czas pokaże, mamo - odparł. - Jeśli będę mógł to będę to kontynuować. Wiesz, że kocham to robić.

- Ale zacząłeś jeszcze jeden kierunek, więc może ta sytuacja zaistniałą dlatego, że los pragnie, żebyś skupił się na jednym z nich. - westchnęła kobieta, a ja otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia, otwierając lekko usta. Drugi kierunek? Jungkook nie studiował tylko tańca?

- Mamo - mruknął niezadowolony. - Kiedy indziej o tym porozmawiamy. Nie teraz.

- Dobrze, synku, na razie wypoczywaj. - odparła z rezygnacją, a ja spuściłem swój wzrok, zabierając swoje dłonie od chłopaka i sięgnąłem po butelkę wody.

- Napij się. - odkręciłem nakrętkę i podałem butelkę chłopakowi.

- Kochanie, wytłumaczę ci wszystko - westchnął ciężko, odbierając ode mnie butelkę po cichym podziękowaniu. - Studiuję jeszcze jeden kierunek. Psychologię. Dzięki tobie zrozumiałem, że chcę pomagać ludziom w ich problemach i postarać się im je rozwiązać. Więc zdecydowałem się na to. Czekałem na odpowiedni moment, ale zawsze coś nam wypadało i nie miałem okazji, żeby ci to powiedzieć. Przepraszam.

- Jeongguk... Minął miesiąc... - pokręciłem lekko głową, ale zaraz posłałem mu lekki uśmiech. - Porozmawiamy kiedy indziej. Na razie zostawmy ten temat. Skoro psychologia cię interesuje to dobrze, że rozpocząłeś naukę na tym kierunku. - odwróciłem swój wzrok i postanowiłem zakończyć ten temat. Nie chciałem w szpitalu z nim tego wyjaśniać, ponieważ widziałem jak bardzo jest zmęczony, a nurt pytań wcale by mu nie pomógł, tak samo jak kłótnia. Dlatego zmieniłem temat tabu na inny tor i dzięki temu cała nasza czwórka, po jakimś czasie, zażarcie dyskutowała na różnego typu tematy, które były nawet zabawne i radosne. Tak bardzo za tym tęskniłem… Za poczuciem ciepła i miłości, które zawsze dostarczała mi ta rodzina… Moja rodzina.

-------------------------

Ludziki, bosz, jak dawno nie było rozdziału, wybaczcie ;~~~~~;

DOBRE WIEŚCI! ODZYSKAŁAM LAPTOPA I ZA TYDZIEŃ WSZYSTKIE OCENY BĘDĄ WYSTAWIONE, WIĘC ODDAM SIĘ CAŁKOWICIE PISANIU!!! ♡♡♡♡♡♡♡♡♡

Jak się podobał rozdział!? ^-^

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro