Rozdział 33
- Kochanie, nie ruszaj się. - spojrzałem prosząco w oczy ukochanego i pociągnąłem cicho swoim nosem. - Nie martw się. Jestem cały. - posłałem mu delikatny uśmiech. - Zaraz wracam. - pogładziłem jego policzek ostatni raz i ruszyłem w kierunku wyjścia z sali, biegnąc w kierunku gabinetu, w którym urzędował lekarz prowadzący mojego ukochanego. Wytłumaczyłem krótko mężczyźnie, że mój narzeczony się obudził, a następnie wróciłem ze starszym na salę.
~***~
Pan doktor zbadał mojego ukochanego, po czym kazał pielęgniarce zmienić mu opatrunek i podać tabletki, gdyż Kookie podczas badania wyznał, że boli go głowa. Po tym obiecał, że zajrzy niedługo tu ponownie i opuścił pomieszczenie.
- Jak się czujesz, misiu?
- Słabo - uśmiechnął się lekko. - Jestem trochę obolały, ale da się przeżyć.
- Później będzie lepiej. - odwzajemniłem jego uśmiech i ścisnąłem dłoń ukochanego. - Bardzo się bałem o ciebie, wiesz?
- Wiem - pokiwał głową i zakaszlał przez co znowu syknął. Nie mógł się praktycznie poruszać. - Ja też się o ciebie strasznie bałem.
- Ty umierałeś... Mi nic się nie stało. - musnąłem ustami jego dłoń. - Musisz na jakiś czas zrezygnować z tańca, misiu. Zostaniesz tu z jakieś trzy tygodnie.
- Na pewno tyle nie zostanę - westchnął. - Nie mają po co mnie tu tyle trzymać.
- Kochanie, tyle będzie się goić rana. A ja nie pozwolę ci wrócić do tańca za szybko. Musisz na razie zatroszczyć się o swoje zdrowie. - spojrzałem w jego zmęczone oczy. - Ah... Kookie, muszę ci o czymś powiedzieć…
- Co się stało? - zmartwił się. - Wszystko w porządku?
- Twoi rodzice zaraz przyjdą. - zachichotałem cicho. - Nie martw się tak.
- W porządku - wyszeptał, przymykając oczy. - Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham, mój misiu. - podniosłem się z krzesełka, na którym siedziałem i pochyliłem się nad ukochanym, żeby pocałować jego wargi. - Potrzebujesz czegoś? Wody albo sałatki z kurczakiem?
- Wody - zaśmiał się delikatnie. - Nie chce mi się jeść.
- Dobrze. To daj mi chwilkę. - cmoknąłem delikatnie jego policzek i ruszyłem do wyjścia z sali, idąc w kierunku pobliskiego automatu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdybym nie natknął się na rodziców Kookiego. - D-dzień dobry państwu. - uśmiechnąłem się niepewnie, lecz obojętny wyraz twarzy mamy Jungkooka sprawił, że szybko spochmurniałem. - M-mam dobre wieści. Jungkookie się obudził…
- Naprawdę? - kobieta nagle cała rozpromieniała. - Jak się czuje? Wszystko w porządku?
- Jest słaby, ale nie jest źle. - odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem. - Czeka za państwem.
- Jimin, możemy porozmawiać? - spytała po chwili. - Nic strasznego. Nie bój się.
- O-oczywiście. - pokiwałem lekko głową.
- Nie chcę, żebyś myślał, że mam do ciebie żal - odparła z westchnieniem. - Bo nie mam. Wiem, że to nie twoja wina. Ale nie mogłam się pogodzić, że mojemu synowi się coś stało. Bądź przy nim, proszę.
- Nie zostawiłem go, nawet jak pani oskarżyła mnie o to, że specjalnie naraziłem Jeongguka na niebezpieczeństwo. - oznajmiłem spokojnie. - Nie mam do pani żalu. Rozumiem takie zachowanie, tym bardziej, że straciła już pani jednego syna.
- Jesteś dla nas jak syn - wyznała. - Dziękuję, że sprawiasz, że Jungkook jest szczęśliwy.
- Po prostu go kocham. A on mi się opłaca tym samym. - westchnąłem spokojnie.
- W porządku, Jimin-ssi - posłała mi delikatny uśmiech i poprawiła swoją torebkę, która spoczywała na jej ramieniu. - Pospiesz się. Jungkook pewnie już nie może się doczekać aż znowu cię zobaczy.
- Jest zmęczony, więc pewnie jedyne o czym marzy to sen. - uśmiechnąłem się lekko. - Idę po wodę dla niego. Pani pewnie chce zobaczyć syna, więc nie będę pani zatrzymywał.
- Dziękuję - powiedziała jeszcze i po złapaniu dłoni swojego męża, zniknęła zaraz za drzwiami sali, gdzie leżał mój ukochany.
Westchnąłem cichutko pod nosem i ruszyłem do automatu z napojami. Niestety były one chłodzone dlatego musiałem przejść się do sklepiku, który okazał się być na piętrze - 1... Mój ukochany za to leżał na 2.
- Proszę. - wyszeptałem po tym jak wszedłem niezauważony do sali i spotkałem się z widokiem uśmiechniętego Jungkooka, który słuchał uważnie co się działo podczas delegacji jego rodziców. Jednak gdy podszedłem do szafki nocnej, którą miał przy łóżku i położyłem na niej wodę, to zwróciłem na siebie ich uwagę, dlatego musiałem się odezwać.
- Dziękuję - posłał mi jeszcze szerszy uśmiech i poklepał miejsce koło siebie. - Nie uciekaj mi już i chodź tutaj. Spanie jest fajne, ale tęskniłem za tobą.
- Ty za mną? - uśmiechnąłem się delikatnie, zajmując miejsce koło narzeczonego. - Nawet nie wyobrażasz sobie jak ja tęskniłem. No i też równie mocno się martwiłem.
- Jestem silny, byle kto mnie nie pokona - zaśmiał się delikatnie, żeby się nie ruszać. - A tym bardziej taki dupek.
- Wiem, misiu . - poprawiłem dłonią jego włosy, które były rozwalone w każdą możliwą stronę. - Lepiej się czujesz po lekach?
- Nadal słabo, ale lepiej - pokiwał głową i westchnął. - Przepraszam, że wam narobiłem tyle problemu.
- To nie ty nam go narobiłeś. - wtuliłem swoją głowę w tą jego, wzdychając cicho. - Przepraszam, że to cię spotkało.
- Jesteś ostatnią osobą, która powinna mnie przepraszać - powiedział cicho. - Naprawdę. Nic złego nie zrobiłeś.
- Gdyby nie ja, Jongsuk nigdy nie pojawiłby się w naszym życiu. Nie walczyłbyś o życie i już dawno byśmy byli po ślubie. - wyszeptałem, zamykając na chwilę swoje oczy. - Mam nadzieję, że kiedyś wszyscy wybaczą mi moje błędy.
- Jesteś człowiekiem i jak każdy masz prawo popełniać błędy - mruknął. - Nikt nie ma do ciebie żalu. Jestem tego bardziej niż pewien.
- Skoro jesteś pewny to dobrze. - otworzyłem swoje patrzałki i przegryzłem lekko wargę.
- Co u reszty? Jak się czuje Somin? - zapytał po krótkiej chwili ciszy. - Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się stało jej albo dziecku.
- Wszystko u nich dobrze... So strasznie się o ciebie martwiła, ale dzięki Hoseokowi potrafiła się odprężyć. Robiła wszystko, żeby nie zaszkodzić stresem dziecku. - wyznałem, gładząc lekko jego tors. - U reszty bez zmian. Nic ciekawego nie działo się przez ten tydzień. Trochę nagadałem Namjoonowi, kiedy tutaj trafiłeś, ale chyba mi wybaczył.
Parsknął śmiechem słysząc ostatnie zdanie. - Mój najsłodszy pokazał pazurki jak sobie odpoczywałem?
- Odpoczywałeś? Chyba próbowałeś przeżyć. - spojrzałem na niego z uniesioną brwią. - I nie pokazałem pazurów, po prostu wywrócił mnie z równowagi, więc go uciszyłem.
- Pokazałeś pazurki - pokiwał głową ze śmiechem. - Ale to nic złego. Martwiłeś się i te emocje się skumulowały. Na pewno ci wybaczył.
- No ja myślę. Był strasznie irytujący. - ponownie się wtuliłem w ukochanego. - Ma szczęście, że nie leży koło ciebie.
- No już, spokojnie - roześmiał się głośniej przez co syknął. - Muszę się przyzwyczaić, że nie powinienem tego robić.
- Przed tobą jeszcze trzy ciężki tygodnie w szpitalu. - opatuliłem go bardziej kołderką. - Dasz jakoś radę.
- A potem będziesz musiał prawdopodobnie zrezygnować ze studiowania tańca. - odezwała się mama Jungkookiego.
- Zobaczymy co czas pokaże, mamo - odparł. - Jeśli będę mógł to będę to kontynuować. Wiesz, że kocham to robić.
- Ale zacząłeś jeszcze jeden kierunek, więc może ta sytuacja zaistniałą dlatego, że los pragnie, żebyś skupił się na jednym z nich. - westchnęła kobieta, a ja otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia, otwierając lekko usta. Drugi kierunek? Jungkook nie studiował tylko tańca?
- Mamo - mruknął niezadowolony. - Kiedy indziej o tym porozmawiamy. Nie teraz.
- Dobrze, synku, na razie wypoczywaj. - odparła z rezygnacją, a ja spuściłem swój wzrok, zabierając swoje dłonie od chłopaka i sięgnąłem po butelkę wody.
- Napij się. - odkręciłem nakrętkę i podałem butelkę chłopakowi.
- Kochanie, wytłumaczę ci wszystko - westchnął ciężko, odbierając ode mnie butelkę po cichym podziękowaniu. - Studiuję jeszcze jeden kierunek. Psychologię. Dzięki tobie zrozumiałem, że chcę pomagać ludziom w ich problemach i postarać się im je rozwiązać. Więc zdecydowałem się na to. Czekałem na odpowiedni moment, ale zawsze coś nam wypadało i nie miałem okazji, żeby ci to powiedzieć. Przepraszam.
- Jeongguk... Minął miesiąc... - pokręciłem lekko głową, ale zaraz posłałem mu lekki uśmiech. - Porozmawiamy kiedy indziej. Na razie zostawmy ten temat. Skoro psychologia cię interesuje to dobrze, że rozpocząłeś naukę na tym kierunku. - odwróciłem swój wzrok i postanowiłem zakończyć ten temat. Nie chciałem w szpitalu z nim tego wyjaśniać, ponieważ widziałem jak bardzo jest zmęczony, a nurt pytań wcale by mu nie pomógł, tak samo jak kłótnia. Dlatego zmieniłem temat tabu na inny tor i dzięki temu cała nasza czwórka, po jakimś czasie, zażarcie dyskutowała na różnego typu tematy, które były nawet zabawne i radosne. Tak bardzo za tym tęskniłem… Za poczuciem ciepła i miłości, które zawsze dostarczała mi ta rodzina… Moja rodzina.
-------------------------
Ludziki, bosz, jak dawno nie było rozdziału, wybaczcie ;~~~~~;
DOBRE WIEŚCI! ODZYSKAŁAM LAPTOPA I ZA TYDZIEŃ WSZYSTKIE OCENY BĘDĄ WYSTAWIONE, WIĘC ODDAM SIĘ CAŁKOWICIE PISANIU!!! ♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Jak się podobał rozdział!? ^-^
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro