Rozdział 3
- Pójdę do tego parku obok mojego domu jak coś to dzwoń - poprawiłem swój okład i otworzyłem drzwi od tego pomieszczenia, zaraz również dochodząc do tych frontowych. Wreszcie mogłem zaczerpnąć świeżego powietrza po tej całej imprezie. Przysięgam, że niczego bardziej w tamtej chwili nie potrzebowałem. No oprócz jakiejś ławki.
~***~
Zamiast od razu ruszyć w kierunku parku, poszedłem sobie na około. Może to było nieodpowiedzialne, bo im dłużej szedłem, tym bardziej mi się robiło słabo, ale chciałem sobie jeszcze trochę pochodzić. Na szczęście pod koniec przyspieszyłem na tyle ile mogłem i dotarłem do jednej z ławek. Co z tego, że była zajęta. Naprawdę musiałem usiąść, bo strasznie mi się kręciło w głowie.
Osoba, która siedziała już na ławce, drgnęła przestraszona, ale nic nie powiedziała. Zauważyłem kątem oka, że to chłopak i trzęsą mu się ręce, pewnie ze strachu, bo w końcu bał się spojrzeć w moją stronę, a było ciemno. Mogłem go napaść czy coś. Ale oczywiście nie zamierzałem tego zrobić! Tym bardziej, że czułem się cholernie źle. Ciekawe dlaczego siedział o tej porze sam w parku, gdzie często byli jacyś zboczeńcy czy złodzieje. Nie mało słyszało się w telewizji o jakichś napadach w takich miejscach. Najczęściej napadach kończących się gwałtem.
W pewnej chwili chłopakowi na mokry chodnik wypadła z rąk książka, którą czytał okryty kocem, dlatego musiał się po nią schylić i w tej chwili jego słuchawki odłączyły się od telefonu, więc do moich uszu dotarła jakaś piosenka, a także cichy szept chłopaka z kapturem na głowie.
- Oj. - wymsknęło mu się bardzo cichutko. - Przepraszam.
- Nic nie szkodzi, ja przepraszam, że cię przestraszyłem - mruknąłem, przytrzymując cały czas okład do nosa. - Musiałem na chwilę usiąść.
- Jungkook? - wyszeptał zdziwiony, unosząc na mnie wzrok. O mój Boże. Ten głos...
- Oh - powiedziałem tylko, kiedy zobaczyłem kto koło mnie siedzi. Może jednak szczęście się do mnie uśmiechnęło. - Jimin. Ładny... kolor. - wyszeptałem ze zdumieniem, obserwując jego idealną, słodziutką twarzyczkę. To był naprawdę on! Koteczek siedział koło mnie na ławce i to w różowych włosach!
- Chwilowy. To spray. - oznajmił cicho. - Jongsuk mnie prosił. - dodał, zaciskając mocno wargę i skupił się na przecieraniu dłonią mokrej twardej okładki książki.
- No jasne - odchrząknąłem, przewracając w myślach oczami. Ten dupek musiał nawet zmuszać go do zmiany koloru. Już mi się nie podobał. Sto razy bardziej wolałem anielski blond.
- Wszystkiego najlepszego. - wyszeptał po chwili ciszy nieco niezręcznej dla nas obu ciszy. O czym gadały pary po takich rozstaniach, jak to nasze? - Widzę, że przyjęcie nie skończyło się zbyt dobrze.
- Dzięki - pokiwałem głową, wzdychając. - Nie chciałem w ogóle tego przyjęcia. Skończyło się fatalnie.
- Źle się czujesz? - zapytał nieco przestraszony, widząc jak prawie głową upadłem na jego ramię. Nie zrobiłem tego specjalnie. Naprawdę zrobiło mi się strasznie słabo.
- Przepraszam - momentalnie poprawiłem się i wyprostowałem pomimo złego samopoczucia. Nadal traciłem krew. - Nic się nie dzieje. Nie przejmuj się.
- Może nie powinienem się przejmować, ale nie potrafię inaczej. - narzucił na moje kolana delikatnie swój koc i przybliżył się do mnie, żeby sprawdzić mój nos. - Nie wolno odchylać głowy do tyłu, kiedy krew leci. - wyszeptał, gdy sprawdził stan mojego nosa. - Nie jest złamany, ale trzymaj głowę w dół. - oznajmił, sięgając do kieszeni swojej bluzy, z której wyciągnął plaster i nakleił go starannie na mój nos.
- Dzięki i przepraszam, że ci niepotrzebnie zawracam głowę - wypuściłem głośno oddech. Czułem przez chwilę na swojej twarzy dotyk jego malutkich i delikatnych paluszków. Ja byłem chory z tęsknoty. Chwilowa styczność z ciałem rówieśnika, doprowadziła do obezwładnienia mojego umysłu na krótki moment. - Zaraz stąd pójdę i dam ci spokój.
- Ah... rozumiem... - zabrał swoje dłonie, kiedy plasterek był już idealnie naklejony. Zesmutniał. Powiedziałem coś źle? - Czyli nie wróciłeś dla mnie. - wyszeptał ledwo słyszalnie, jakby do siebie i podniósł się z ławki. - Nie ma za co. - pozbierał szybko swoje rzeczy. - Muszę iść. Pewnie Jongsuk się martwi. Kocyk, jak możesz, oddaj Somin. - spojrzał na mnie ostatni raz i ruszył w kierunku wyjścia z parku. Odchodził?! Znów z mojej jebanej winy?!
- Poczekaj! - wiedziałem, że popełniam błąd wstając tak gwałtownie z ławki, ale teraz to mnie najmniej obchodziło. Liczył się on. Liczyliśmy się my. Skoro myślał, że wróciłem dla niego to znaczy, że czekał! Byłbym najgorszym z możliwych idiotów, gdybym zostawił go teraz w spokoju! - Jimin-ah, wróciłem tylko dla ciebie. Najchętniej zostałbym w Busan, ale nadal cię kocham i ja cholera - parsknąłem śmiechem, zaraz wzdychając, kiedy ustałem przed nim, żeby zagrodzić mu dalszą drogę. - Ja jestem popieprzony przez miłość do ciebie. Wróciłem tylko dlatego, bo miałem nadzieję, że jest jeszcze dla nas szansa. Obiecałem ci, że będę walczył. I to robię.
- Nie widziałem cię pół roku. - wyszeptał, spoglądając w moje oczy. Ah, te lazurowe tęczówki. Żadne inne mi ich nie zastąpią. - Myślałem, że dałeś sobie spokój i zapomniałeś. A wróciłeś i mówisz, że zaraz dasz mi znów spokój... - w tej chwili mu przerwałem.
- Dałem ci czas - powiedziałem cicho. - Tak jak chciałeś. Teraz czas na mnie. Nie odpuszczę, dopóki z powrotem nie staniesz się mój. Nie jestem w stanie o tobie zapomnieć. Nadal jesteś dla mnie najważniejszy. - westchnąłem ciężko. - Nie chciałem po prostu się narzucać przy pierwszym spotkaniu po takim czasie. Ale skoro sam liczyłeś, że od razu zacznę o ciebie walczyć to to zrobię.
- Nie ufam ci, Jungkook. Nawet w kwestii tej walki. - pokręcił głową i na parę chwil zamilkł, lecz w końcu znów zaczął mówić.. - Chciałbym ci wybaczyć, ale nie chcę za każdym razem się martwić, że jak nie ma cię przy mnie to jesteś z kimś innym... - pociągnął nosem. Mój słodki kotek... tak bardzo za nim tęskniłem. - Nie wiem co mógłbyś zrobić, żeby mnie odzyskać. Wróciłeś. Mówisz, że będziesz walczył. Muszę to zobaczyć, żeby uwierzyć w twoje uczucia i słowa. - uniósł swoją drżącą dłoń i musnął nią mój policzek. - Ja czekałem i nadal będę czekał. - obiecał spokojnie, a jego oczy wypełniły się łzami. - Bo nadal przytrzymujesz moje serce nie chcąc mi go oddać.
- I nie oddam - powiedziałem stanowczo, ale ton mojego głosu był spokojny. - Mam zamiar o nie walczyć. Mogę nawet powiedzieć, że w okrutny sposób, ale będę.
- Zrób wszystko, żebyśmy mogli znów być ze sobą szczęśliwi, ale nie kosztem szczęścia innych. - to spojrzenie mnie hipnotyzowało. Wiedziałem, że on odczuwa to równie mocno. - Pokaż, jak mnie kochasz. - zamknął na chwilę swoje oczy. - Lecz wiedz, że jak się poddasz to nie będę zły.
- Nie jestem człowiekiem, który się poddaje, zwłaszcza jeśli chodzi o jego przyszłość - wyznałem cicho. - A ty jesteś moją przyszłością. Jedyną.
Po jego policzkach spłynęły łzy i spojrzał na mnie ponownie. - Jestem twoją jedyną przyszłością? - chciał się upewnić. Może myślał, że się przesłyszał?
- Jesteś - potwierdziłem ze słabym uśmiechem. - Nie widzę siebie bez ciebie. Zrobiłbym coś teraz, co pokazałoby ci, że to prawda, ale obawiam się, że tylko bym cię tym przytłoczył. Wiedz, że... Ja cię naprawdę kocham. Najmocniej na świecie.
- Chcesz mnie pocałować? - zapytał, marszcząc pytająco swoje brwi. Był coraz bardziej uroczy. I coraz mniej pewny siebie.
- To też - zaśmiałem się cicho, spuszczając swój wzrok. - Ale tym razem nie chodzi o to.
- Chcesz mnie przytulić? - poprawił się, wydymając już dość mocno zarumienione policzki.
- Też, ale nie chodzi o to - uśmiechnąłem się rozczulony i westchnąłem. - Nie pomyślisz nawet o tym.
- No dobrze. - pierwszy raz się lekko uśmiechnął. Idealny.
- Mam do ciebie pytanie - mruknąłem po dłuższej chwili ciszy. - Czy... Czy to znaczy, że będziemy się częściej spotykać? W sensie... Tyle się nie widzieliśmy, a teraz będę walczył o nas, więc...
- To zależy od ciebie. - przerwał mi cicho. - Dziś nawet mogę cię odprowadzić do domu. W końcu masz urodziny, a ja nie mam prezentu.
- Spotkanie cię po takim czasie to dla mnie najlepszy prezent - czułem jak moje serce wypełnia szczęście. Wreszcie! - I zostanie wujkiem też.
- Somin już ci powiedziała? - pokręcił głową. - Chwali się tym nawet nieznajomym z ulicy. - wrócił się po swój kocyk, żeby przypadkiem o nim nie zapomnieć. - Ponoć pragnie, żebyś został chrzestnym.
- Zostanę - pokiwałem głową. - W końcu jest dla mnie jak siostra, a ja go będę traktował jak swojego siostrzeńca. Albo ją jako swoją siostrzenicę.
- Radzę nie poruszać tego tematu przy Somin i Hoseoku. - ostrzegł. - Zaczynają się kłócić, ponieważ So chce córeczkę, a Seok wierzy, że to chłopiec. - Czy my zaczynaliśmy ze sobą normalnie rozmawiać?
- Ja wierzę, że to będzie dziewczynka - wzruszyłem ramionami z małym uśmiechem. To nie był sen. Naprawdę ze mną najzwyczajniej w świecie rozmawiał. Jak za dawnych czasów. - Mam takie wrażenie.
- Ja tak samo. - zmarszczył nos z zimna. - Ale chłopczyk też może być. Bez różnicy. Dzidzia i tak będzie słodka, jak każde dziecko.
- Dokładnie - spojrzałem się na niego i zagryzłem wargę. - Nie chcesz mojej bluzy? Tak na drogę. Potem mi ją oddasz czy coś.
- Nie pójdziesz sam do domu, kiedy ledwo się trzymasz na nogach. - okrył się swoim kocem. - Odprowadzę cię i wrócę do siebie. Tobie też nie może być teraz zimno.
- Ale ty masz mniejszą odporność niż ja - westchnąłem ciężko. - Ta bluza jest cieplejsza.
- Em... - najwidoczniej go zgiąłem. Nie mógł znaleźć lepszego powodu. - Zgoda, ale okryj się moim kocykiem, dobrze?
- Dobrze - przystanąłem na chwilę, żeby ściągnąć z siebie ubranie i zaraz podać je chłopakowi.
Jimin zrobił to samo, lecz oddał w moje ręce miękki koc. - Dziękuję. - posłał mi mały uśmiech, po ubraniu mojej własności.
- Nie dziękuj - okryłem się kocem szczelnie. - To ja powinienem ci dziękować.
- Za co? - poprawił mi koc pod szyją i wziął z chodnika swój plecaczek, który nosił do szkoły.
- Za to, że w ogóle chcesz ze mną rozmawiać - westchnąłem, uśmiechając się słabo pod nosem.
- Zdradziłeś mnie, ale mogłeś mówić prawdę, że to fanka cię pocałowała. - wyznał cicho. - Przemyślałem sobie dużo w ciągu czasu, kiedy ciebie nie było przy mnie, ale zauważyłem, że częściej zamiast myśleć o zdradzie, zastanawiałem się czy pamiętasz jeszcze o mnie albo czy czujesz się dobrze. Trudno jest czasem znienawidzić osobę, którą się bardzo kocha i chyba nie dałem sobie rady ze zrobieniem tego. - spojrzał na mnie ukradkiem. - Poza tym nie zerwałem z tobą. Chciałem przerwy i miałeś wrócić, a także zawalczyć o mnie.
- Wróciłem i teraz będę walczyć z całych moich sił - powiedziałem cicho. Przypominanie mu tego na pewno sprawiało, że choć troszkę zaczynał w to wierzyć. - Mam nadzieję, że to będzie wystarczająco.
- Więc dlaczego miałbym z tobą nie rozmawiać? - zmarszczył brwi. - Mogłeś wrócić do Seulu i nie chcieć już mnie w swoim życiu. Gdybym nie zaczął rozmowy to żyłbym w złudnej nadziei, że naprawdę mnie kiedykolwiek kochałeś.
- W sumie to gdybyś się nie odezwał głośniej to i tak bym cię nie rozpoznał, bo czuję się jakbym wypił całą butelkę soju - jęknąłem, pociągając nosem. - Cieszę się, że nie ma moich rodziców w domu.
- Są znów w delegacji? - zapytał chowając swoje dłonie do kieszeni bluzy.
- Mieli całe wakacje wolne, więc teraz mają nawał pracy - odparłem. - Chociaż tyle.
- Oh, to dobrze, że odpoczęli. - stwierdził. - Byli dla mnie naprawdę bardzo mili. W szczególności pani Jeon. - wyciągnął nagle jedną ze swoich dłoni z kieszeni. Trzymał w niej swoje własne zdjęcie. Cholera. Zapomniałem, że je tam zostawiłem. - Kiedy je zrobiłeś? - zapytał spoglądając na mnie z uroczym uśmiechem. Na zdjęciu spał tak słodko z lekko otwartymi usteczkami. Często zdarzało mi się fotografować go z ukrycia. Zresztą wiedziałem, że rówieśnik także mi robił zdjęcia. Obaj dawniej mieliśmy ustawieni siebie śpiących na swoich blokadach ekranów. Odkryła to przypadkiem moja kochana przyjaciółka.
- Nie pamiętam w sumie, kiedy to było, ale nie mieszkałeś jeszcze u mnie wtedy - wyznałem nieco zażenowany. Czemu nie sprawdziłem tych kieszeni?
- Urocze. - stwierdził, zaraz chichocząc cicho. - Zawsze robiłeś mi najlepsze zdjęcia.
- Dzięki - uśmiechnąłem się lekko. - Mam jeszcze kilka innych, ale to zawsze trzymam przy sobie.
- Dlaczego? - zmrużył zaciekawiony swoje oczy.
- Chyba mam sentyment do niego po prostu - wyznałem. - Uwielbiam na nie patrzeć do tej pory.
- Ou... - spuścił wzrok zarumieniony, podając mi zdjęcie.
- Schowaj je do kieszeni - poprosiłem, wzdychając. - Potem zapomnę, że mam je w spodniach.
- Okej. - spełnił moją prośbę. - Miło, że je nosisz cały czas przy sobie. - dodał cichutko. - Może jednak mnie kochasz... - zachichotał pod nosem.
- Nie może, na pewno - poprawiłem go, z przykrością stwierdzając, że jesteśmy już blisko mojego domu. Niech to szlag, że poszliśmy skrótami. - Cieszę się, że cię spotkałem.
- Ja się cieszę, że jednak wróciłeś, żeby walczyć o mnie. - uśmiechnął się słodko i ściągnął z siebie bluzę. - Miłego wieczoru, Jungkook.
- Dobranoc, Jimin-ah - pożegnałem się z chłopakiem i podałem mu jego koc, a następnie ruszyłem prosto do domu. Jongsuk mam nadzieję, że spłoniesz w piekle. Nikt nie mógł mi zabrać Jimina teraz, kiedy wiedziałem, że czekał. Czekał i czeka cierpliwie za tym aż sprawie, że uwierzy w moją miłość. Niech tylko ten sukinsyn mu coś zrobi to przysięgam na wszystko co posiadam. Zniszczę go. Nie ważne za jaką cenę. Dosięgnie go sprawiedliwość.
---------------------------------
Kolejny rozdzialik kochani ^^
Już trzeci uhu XDD
Jak wrażenia, robaczki? <3333
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro