Rozdział 23
- Może być jeszcze cudowniej - słyszałem jak jego serce coraz mocniej bije. Byłem ciekaw dlaczego. - Moglibyście wyłączyć na chwilę muzykę? - spytał głośniej, a po chwili zrobiło się cicho i wszyscy ustali. Jakby wiedzieli dlaczego Jungkook o to poprosił. - Jimin, jak wiesz, mieliśmy za sobą bardzo trudny czas. Myśl, że nie mogę cię wziąć w ramiona, przeczesać twoich włosów czy pocałować, powoli sprawiała, że szalałem z tęsknoty za tobą. Nie lubiłem w tamtym okresie rozmawiać z ludźmi, miałem tylko przy sobie swoje myśli. Byłem tylko ja. Lecz jak mogłem być sobą, kiedy nie posiadałem ciebie u boku? Wraz z przekroczeniem sali gimnastycznej twojej szkoły, wiedziałem, że to zmieni moje życie. Myślałem raczej o tym, że moja kariera się rozwija, ale nie sądziłem, że spotkam tam miłość mojego życia, której już od początku chciałem pomóc. Zaczęliśmy swoją przygodę od wspólnych rozmów, potem obiadów i kokosowych ciasteczek - zaśmiał się w tym momencie i widziałem w jego oczach mieniące się łzy. - Mam nadzieję, że ta przygoda się nie zakończy. A biorąc pod uwagę, że byliśmy tego bliscy, chciałbym być już pewien, że będziemy razem na zawsze tak na sto procent - sięgnął do kieszeni swojej kurtki i wyciągnął czerwone pudełeczko. To samo, które widziałem po występie. - Po twojej minie wiem, że widziałeś już to. Trzymam to pudełeczko w kieszeni mojej kurtki od kilku miesięcy. Nie wyciągnąłem go, bo mimo wszystko miałem nadzieję, że wrócimy do siebie - nagle uklęknął, a w tle mogłem usłyszeć jak przez mgłę piski i gwizdy naszych przyjaciół. - Już tamtego feralnego dnia chciałem to zrobić. Teraz jest idealny moment. W naszą pierwszą rocznicę. Na pewno nie ostatnią - wziął głęboki wdech i posłał mi mały uśmiech. - Koteczku. Uczynisz mnie najszczęśliwszym chłopakiem na tej ziemi i wyjdziesz za mnie? Zostaniesz już mój na zawsze?
~***~
Moje serce zamarło. Po prostu nagle ustało w miejscu, jakby nie wytrzymało tego wszystkiego. Lecz po chwili zaczęło mocno walić w mojej klatce piersiowej, starając się przebić przez żebra, które chyba były jedyną przeszkodą, przed tym, żeby ono wyrwało się do Jungkooka. Mimowolnie po moich policzkach zaczęły spływać ciepłe łzy, które mówiły jasno, że są spowodowane tlącym się we mnie uczuciem miłości. Nie sądziłem, że mój misio po tak krótkim czasie od powrotu do siebie, uklęknie przede mną i poprosi o rękę. Przecież nie powinien mi tak szybko wszystkiego mi wybaczać. Tak bardzo go zraniłem. A on kochał mnie tak mocno, że był w stanie wybaczyć mi wszystko i jeszcze prosił o to, żebym był jego już na zawsze. Czyż to nie było idealne potwierdzenie najszczerszych uczuć, którymi mnie darzy?
- J-jesteś p-pewny? - wyszeptałem, spoglądając prosto w jego czarne oczy, w których dostrzegłem tylko przeogromną miłość i swego rodzaju szczęście. A także lekki strach przed moją odpowiedzią.
- A widzisz, żebym się zawahał? - zaśmiał się pod nosem i wziął jeszcze raz głęboki wdech. - To jak?
- Przecież... - zacząłem, przerywając nagle, ponieważ mój oddech był bardzo ciężki. Można powiedzieć, że przez tą sytuację zapomniałem jak się oddycha, a powstrzymywany szloch ani trochę mi nie pomagał. - Przecież jesteśmy dla siebie stworzeni. – zakryłem swoje usta dłonią i zmrużyłem oczy, gdyż naprawdę czułem, że zaraz się rozpłaczę. - Oczywiście, że za ciebie wyjdę, misiu i zostanę twój na zawsze.
- Kocham cię - szybko podniósł się z klęczek i nie zważając na coraz głośniejsze piski i gwizdy, pocałował mnie mocno. Z miłością, którą tak bardzo uwielbiałem czuć w takich zbliżeniach. - Daj mi swoją dłoń.
Pokiwałem delikatnie głową, mając mocno zagryzioną wargę, ponieważ nadal nieudolnie powstrzymywałem się od płaczu i wykonałem jego prośbę, unosząc delikatnie swoją prawą dłoń.
- Nie płacz, skarbie, ja się jakoś powstrzymuję - odparł z lekka rozbawiony, chociaż widziałem, że jest w podobnym stanie. - Już na zawsze jestem twój, a ty mój. A to jest dowód.
Spojrzałem na dłoń, którą wskazał, kiedy nasunął na mój palec pierścionek. Był przepiękny. - Tak bardzo cię kocham, Jungkookie. - poczułem, jak kolejne łzy wydostają się spod moich powiek. - Dziękuję, że chcesz być mój, a ja mogę oddać się tobie.
- Nie dziękuj - musnął moje czoło z szerokim uśmiechem. - Tylko po prostu przy mnie bądź.
- Będę. - zgodziłem się, całując usta mojego narzeczonego jeszcze raz. - Nasze "na zawsze" nigdy nie było bardziej prawdziwe.
- Kocham cię, kruszyno - powtórzył, przytulając mnie mocno do siebie. - I cieszę się, że cię mam.
- Ja też jestem szczęśliwy z tego, że mam ciebie. - wyszeptałem, ustając na palcach, żeby móc opleść ramionami jego szyję.
- Dzisiaj świętujemy trzy rzeczy! - krzyknął, zaraz gwiżdżąc. - Potrzebujemy kolejnego tortu - zaśmiał się przez co nasi przyjaciele zrobili to samo.
- Utyje, jak tak dalej pójdzie. - stwierdziłem, odrywając się od ukochanego. W końcu nie mogłem olewać gości. - A gruby Jimin to nie fajny Jimin.
- Mi nie przeszkadzałoby to - wzruszył ramionami. - Nie widziałbym w tym żadnego problemu.
- No ty byś nie widział, ale wolałbym, żebyś miał powód by nazywać mnie kruszynką. - zachichotałem, cmokając delikatnie jego policzek, a następnie, rękawem swojego swetra, potarłem swoje oczy i zaraz zostałem obrzucony wraz z ukochanym, wieloma gratulacjami przez przyjaciół, którzy do nas podbiegli.
- Możecie już włączyć muzykę – odezwał się Kookie, gdy wszyscy skończyli mówić i zaraz zabierał mnie na ręce. - Odpoczniesz sobie mi na kolanach. Widzę, że jesteś zmęczony.
- Może troszkę, ale to przez wstrzymanie płaczu. Nie chciałem niczego popsuć. - posłałem mu uśmiech, łapiąc się go mocno, żeby nie spaść.
- Nie popsułbyś - zaśmiał się, kierując się w kierunku jego miejsca. - Teraz odpocznij, bo nie wiem kiedy wrócimy do domu.
- Dobrze misiu. Odpocznę. Ale ty możesz iść się dalej bawić. - dłonią pogładziłem delikatnie jego szyję.
- Sam nie mam siły, jakby się uprzeć to mógłbym tutaj zasnąć - stwierdził, uśmiechając się lekko. - Dobrze, że skądś wykombinowaliśmy ten namiot i jest przynajmniej trochę cieplej.
- Ale już powrót do domu spędzimy na deszczu. I to cudownie. - chłopak usiadł na krześle, przez co ja wylądowałem na jego kolanach.
- Musisz być zdrowy, kochanie, pamiętaj, że zajęcia za dwa dni mamy - ziewnął bezgłośnie, wtulając swoją twarz w moje ramię.
- Obiecuję, że się nie przeziębię. - wydąłem delikatnie wargę. - Proszę, misiu~ Mam dziś urodziny i jest nasza rocznica... No i zgodziłem się za ciebie wyjść...
- Stosujesz na mnie szantaż emocjonalny? - spytał, marszcząc brwi. - Dobrze. Ale zgadzam się tylko dlatego, bo nie mamy daleko.
- Jesteś najlepszy! - pisnąłem ucieszony, przytulając go jeszcze bardziej.
- Czasami mi się zdarza - zaśmiał się cicho. - Ale ty jesteś jeszcze lepszy.
- Najlepsi muszą trzymać się razem. - cmoknąłem delikatnie jego usta.
- No nie ma innej opcji - jeszcze raz wtulił się w moją szyję. - Mógłbym tutaj zasnąć. Jestem strasznie zmęczony.
- Możesz wrócić do domu, a ja zabawię gości. - pogładziłem jego włosy.
- Nie no, daj spokój - wtulił mnie w siebie jeszcze mocniej. - Posiedzę tutaj, ale już nie mam siły tańczyć. Wybacz, kochanie.
- Nie pij tylko za dużo. - poprosiłem, cmokając go w policzek.
- Nie chcę dzisiaj pić, więc się o to nie martw - wyznał. - Dzisiaj jest twoja impreza i mam zamiar się skupić tylko i wyłącznie na moim najwspanialszym koteczku.
- W takim razie, kiedy ja będę tańczył, ty otwórz swój prezent. - zachichotałem, wyciągając małe pudełeczko z kieszeni swoich spodni.
- Sam fakt, że się zgodziłeś zostać na zawsze tylko mój jest dla mnie prezentem, kochanie - zaśmiał się cicho, odbierając swój prezent. - Ale dziękuję.
- Mój romantyk. - podniosłem się z kolan ukochanego.
- Daj mi jeszcze buzi i możesz iść szaleć - zatrzymał mnie, łapiąc za dłoń. - Najlepiej dwa razy możesz mi podarować swoje usteczka.
- Mogę dać nawet trzy. - uśmiechnąłem się szeroko i w słodki sposób musnąłem delikatnie dwa razy jego usta, a za ostatnim przywarłem do nich na dłuższą chwilę. - Nie zanudź się za mocno.
- Najwyżej zasnę na krześle - puścił mi oczko. - Somin mi chyba na to nie pozwoli i za długo nie posiedzę tutaj. A jak już wstanę to konieczne z tobą zatańczę po raz kolejny.
- Trzymam cię za słowo, misiu. - zatrzymałem go, gdy chciał otworzyć pudełeczko. - Ale nie przy mnie, proszę. - zarumieniłem się mocno. - Jak będę tańczył to zobacz dopiero co tam jest. Nie wiem czy ci się spodoba.
- A myślisz, że jak ja ci dawałem nasz rocznicowy prezent czyli pierścionek zaręczynowy, nie bałem się, że ci się nie spodoba? - uniósł brew. - Nie martw się. Zawsze trafiasz w moje gusta.
- No dobrze... - westchnąłem cichutko, łapiąc się za ramię. - Ale to i tak nie przebije tego przyjęcia, kwiatów, śniadania do łóżka i zaręczyn z cudownym pierścionkiem.
- Shh... - położył swój palec wskazujący na moich ustach, po czym szybko go zabrał zanim zdążyłem cokolwiek zrobić. - Wystarczy mi twój uśmiech i szczęście. Nic więcej nie potrzebuję.
- Ja wiem, ale mimo wszystko chcę, żeby podobały ci się prezenty ode mnie. - uśmiechnąłem się niewyraźnie.
- A czy mi się kiedyś nie spodobały? - spytał, unosząc brew. - No więc właśnie.
- W tym sęk. Nie mogę ciebie zawieść. - odparłem cicho.
- Nie zawiedziesz mnie, kochanie - spojrzał się w moje oczy i posłał ciepły uśmiech. - Mogę otworzyć to przy tobie?
- Mhm. - potwierdziłem, kiwając delikatnie głową.
- Okej - zwrócił swój wzrok ku pudełeczku i zaczął powoli je otwierać. Widać było, że jest podekscytowany. - Wow.
Chłopak wziął ostrożnie w swoją dłoń naszyjnik w kształcie srebrnego serduszka, na którym było wygrawerowane moje imię, a z tyłu prezentowały się ważne dla nas daty. - Nie wiedziałem, że dziś mi się oświadczysz, więc o ile ci się podoba to po ślubie się doda dwie nowe ważne daty...
- Jest przepiękne - wyszeptał z zachwytem. - Naprawdę. Bardzo mi się podoba. Możesz mi pomóc to zapiąć?
- Oczywiście. - zgodziłem się z wielkim uśmiechem, próbując spełnić prośbę chłopaka. - Naprawdę ci się podoba?
- Bardzo, skarbie - odparł szczęśliwy. - Jest przepiękne.
- Powtarzasz się, ale to urocze. - zachichotałem, wyciągając spod sweterka identyczne serduszko. Różniły się one tylko wygrawerowanymi z przodu imionami. Na moim widniało, oczywiście, imię mojego misia. - Mam taki sam.
Nagle poczułem, jak ukochany przyciągnął mnie szybko na swoje kolana i kiedy już zająłem na nich miejsce, pocałował mnie lekko. - Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham. - posmyrałem swoim noskiem ten jego, po chwili zaskoczenia. - Bardzo mocno.
- Jesteś przeuroczy - stwierdził z małym uśmiechem. - Moja kruszynka.
- Tylko twoja. - Jeszcze jeden raz cmoknąłem jego usta. - Ale w tym momencie jestem też gości.
- Nie ma mowy - mruknął wprost do mojego ucha przez co delikatnie zadrżałem. - Ja się tobą z nikim dzielić nie będę.
- M-musisz...- zagryzłem delikatnie wargę i cieszyłem się w głębi siebie, że chłopak tego nie widzi. - Jestem jubilatem. Goście przyszli dla mnie.
- Goście świetnie sobie radzą bez nas - zauważył po rozejrzeniu się wokół. - Nawet nie zwrócili uwagi na to, że siedzimy.
- Serio? - spojrzałem na tańczących przyjaciół. Mój narzeczony miał rację. – Huh...
- Ale to dobrze - położył swoją głowę na moim ramieniu. - Już wiemy, że takie imprezy mają potencjał.
- Racja. - z moich ust się wyrwał cichy chichot. - Misiu?
- Hmm? - mruknął cicho. - Coś się stało?
- Um... - poczułem falę gorąca na swoich policzkach, ponieważ sama myśl nieziemsko mnie zawstydziła. - Weźmiemy wspólny prysznic po powrocie do domu?
- Huh? - spojrzał się na mnie zaskoczony. - Jeśli tylko zechcesz to z chęcią.
- Ale... - poczułem, jak moje serce kolejny raz tego dnia próbuje wyskoczyć z klatki piersiowej. - Bez ubrań?
- A jak inaczej chcesz wziąć prysznic? - zaśmiał się cicho. - Nie stresuj się tak. Pamiętaj, że to ja. Twój Jungkook.
- No tak, ale niedawno do siebie wróciliśmy i nie wiem czy to taktowne... - wyszeptałem w taki sposób, żeby nikt więcej na pewno nie usłyszał. Jakoś nie chciałem powiedzieć tego głośno akurat w momencie, kiedy piosenka się skończy.
- To jest taktowne, kochanie - powiedział cicho. - Niczym się nie stresuj. Jak chcesz to weźmiemy razem prysznic.
- Jungkookie... - westchnąłem wprost do jego ucha. - Naprawdę myślisz, że nie wiem, jak bardzo pragniesz stosunku ze mną?
- Może chcę uprawiać z tobą seks, ale jeszcze bardziej mi zależy na tym, żebyś był gotowy i pewien - cmoknął mnie w czoło. - Nawet jeśli miałbym czekać kilka lat.
- Misiu, jesteś najlepszym facetem na świecie. - przytuliłem się do niego bardzo mocno.
- A ty najlepszym partnerem - oddał uścisk. - Lepszego nie znajdę nigdy w życiu.
- Uwielbiam twoje komplementy. - poczułem jak silna i delikatna dłoń mojego ukochanego, zaczyna gładzić z czułością moje włosy. - I dotyk też. Ale zdecydowanie za mało buzi... – wydąłem wargę, odrywając się trochę od ciała chłopaka, żeby mógł to zobaczyć.
- Aish, słodziaku, mogę cię całować całą wieczność - powiedział lekko rozbawiony, zaraz zaczynając muskać delikatnie moje usta. - Dostaniesz ile zechcesz.
- Więc całuj dalej. Chce bardzo dużo buziaczków. - westchnąłem zduszenie w usta mojego narzeczonego, oplatając ramionami jego szyję, żeby przysunąć się bliżej.
- Chcesz tego? - mruknął, pogłębiając nasz pocałunek. - To to dostaniesz.
Jęknąłem natychmiast, kiedy poczułem język Jungkooka w swoich ustach, który zaraz zaczął badać dokładnie każdy zakątek mojej jamy ustnej. Nie całowaliśmy się tak często, dlatego zdziwiło mnie, że zrobił to tak nagle.
- Coś nie tak? - odsunął się nagle ode mnie, jak poczuł, że się zawahałem. - Przesadziłem?
- Nie... - wymamrotałem, głęboko oddychając. - Nie spodziewałem się...
- Ja też w sumie się nie spodziewałem, ale nie mogłem się powstrzymać - cmoknął mnie w nos. - Oprzyj się i odpocznij.
- Nie jestem zmęczony, kochanie. - spuściłem wzrok na dłonie uśmiechając się lekko pod nosem.
- Okej, ale i tak się oprzyj, chcę cię wyprzytulać, a jak wrócimy i weźmiemy prysznic to powrócimy do tego - zaśmiał się cicho, składając delikatny pocałunek tym razem na moim policzku.
- Wspaniały plan, misiu. - z wielką przyjemnością wtuliłem się w rówieśnika kolejny raz tego dnia. Jego ciało było zawsze ciepłe! Nie mogłem nie korzystać z takich przyjemnych zaproszeń!
- Wiem, że ci się podoba - stwierdził z uśmiechem. - Bo mi też.
- Kocham cię całym sobą. – kolejny raz obdarowałem chłopaka tym wyznaniem i ukryłem głowę w zagłębieniu jego szyi.
- U mnie jest tak samo - musnął mój policzek i przytulił mnie do siebie mocniej. - I mógłbym ci to mówić codziennie i w każdej chwili.
- Możesz. Nie mam prawa ci tego zabronić, skoro zgodziłem się spędzić z tobą całe życie. - cmoknąłem jego kark.
- Brzmi świetnie - stwierdził z szerokim uśmiechem. - Jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi w tej chwili.
- Ale bez przesady. - zachichotałem chyba nazbyt uroczo. - Jestem normalnym chłopakiem, który popełniłby błąd życia, gdyby się nie zgodził.
- To nie jest przesada - westchnął cicho. - Teraz mam swoje szczęście przy sobie. Już na zawsze.
- Na wieki wieków. - wyszeptałem wprost do jego ucha. - Nigdy już z własnej woli od ciebie nie odejdę.
- A ja z twojej nie własnej woli nie pozwolę ci odejść - obiecał. - Na wieki wieków.
- Chłopaki! - krzyk Somin sprawił, że szybko oderwałem się od narzeczonego, żeby na nią spojrzeć. - Daliśmy wam chwilę dla siebie, ale no, ona minęła!
- Dajcie nam jeszcze dwie minutki! - krzyknął Jungkook, pokazując jej kciuka w górę. - Obiecuję!
- Ciesz się, że ciebie lubię. - odparła dziewczyna, powracając do zabawy.
- Ty mnie kochasz, siostro! - zaśmiał się pod nosem i znowu zwrócił swoją uwagę ku mnie. - Od razu cię zabieram na parkiet po tych dwóch minutach.
- Fajnie wiedzieć. - wpiłem się delikatnie w jego usta. - Może napijesz się czegoś zanim pójdziemy? Polecam sok wieloowocowy.
- Po soku mnie suszy strasznie - wyznał, biorąc do ręki swoją butelkę od wody. - Wolę to. Napiję się lepiej.
- A mi po soczku jest strasznie słodko, dlatego go uwielbiam. - sięgnąłem po swoją szklankę, do której był nalany ten napój. Przepyszny!
- Jesteś słodki, więc to idealny napój dla ciebie - stwierdził, śmiejąc się zaraz wesoło. - Jesteś taki rozkoszny.
- Może troszkę jestem. - potwierdziłem jego słowa. - A teraz pora na tańce.
- Dobrze, to zaprowadź mnie na parkiet, mój księciu - ostatni raz mnie pocałował. Na tą chwilę. - Potem jeszcze będzie oglądanie gwiazd. Jak przestanie padać.
- To fajnie. - podniosłem się z kolan Jungkooka i złapałem go za dłoń, żeby pomóc mu wstać. - Zdecydowanie za bardzo mnie rozpieszczasz. - stwierdziłem, ciągnąc chłopaka w miejsce, gdzie bawili się nasi przyjaciele i sami szybko do nich dołączyliśmy, cudownie się czując w tak wspaniałym towarzystwie.
--------------------------------
Wstawiam wcześnie, żebyście przeczytali, kiedy wam pasuje 😂😂
Następny rozdział w piątek/sobotę xD
Mam nadzieję, że robaczki się cieszą ♡♡♡
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro