Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14


Kiedy po jakimś czasie przestałem słyszeć obrzydliwe wyzwiska płynące z ust Jongsuka, dlatego zdecydowałem obrócić się za siebie. Na szczęście dał mi spokój. Ustałem na chwilę, starając się choć trochę opanować płacz i mocno bijące serce. Nie wiedziałem kompletnie co robić. Szok i przerażenie objęły wszystkie moje myśli. Gdzie miałem się udać, skoro było późno, a moich przyjaciół nie chciałem denerwować? Rozejrzałem się niespokojnie po okolicy, żeby jeszcze raz się upewnić czy Jongsuk mnie nie szuka i nieco odetchnąłem z ulgą, wiedząc gdzie się znajduję. Byłem blisko willi Jeon'ów, ale oczywiście nie za bardzo widziało mi się tak iść. Jednak, kiedy w pewnej chwili zauważyłem w oddali rozglądającego się Jongsuka, ukryłem się za jednym z drzew przy ulicy, rozumiejąc, że jak nie pójdę do byłego chłopaka to Jong mnie dopadnie, zaciągnie siłą do domu i zakończy to co zaczął, tym samym niszcząc mnie bardziej niż ktokolwiek wcześniej. Swoim dzisiejszym zachowaniem przebił nawet zdradę mojego ukochanego. Bo ten pocałunek nie musiał być z inicjatywy Jungkooka. Za to próba wymuszenia seksu ze strony Jongsuka była jego pomysłem... Oszukał mnie najlepszy przyjaciel, któremu zaufałem bardzo mocno. Czułem się, jak najgorszy pechowiec na świecie, a moje serce pękło na jeszcze mniejsze kawałki, których wyzwaniem byłoby ponowne ułożenie w całość....

Po paru minutach chowania się, zebrałem w sobie ostatki odwagi, żeby spojrzeć czy Jongsuk nadal jest w okolicy. Na szczęście nie było go, więc odetchnąłem drżąco z poczuciem ulgi, licząc do trzech, ponieważ nie zamierzałem iść spokojnie do domu Jeon'a wiedząc, że w okolicy nadal jest mój były przyjaciel. Wyczerpany kolejnym biegiem, na który zużyłem ostatnie resztki sił, zadzwoniłem dzwonkiem trzęsącą się dłonią, mając nadzieję, że ktoś to usłyszał i mnie wpuścić. Jongsuk mógł tu przyjść w każdej chwili. Znał adresy wszystkich moich znajomych.

- Tak? - na moje szczęście lub nieszczęście, drzwi otworzył mi Jungkook. Bardzo zaspany Jungkook. - Oh, Jimin-ssi - wydawał się być bardzo zaskoczony. W końcu była późna godzina.

- J-Jungkookie... - uniosłem na niego spojrzenie. Wiedziałem, że wyglądam źle, a moje oczy są czerwone, ponieważ bardzo mocno szczypały, ale wtedy się tym nie mogłem przejmować. - Mogę na chwilkę wejść? Proszę.

- Jasne - podrapał się po karku, wyglądając na zmartwionego moim stanem. - Chcesz coś ciepłego do picia albo coś do ubrania?

- Pomóż Mikusiowi. Błagam. - zwróciłem teraz wzrok na mojego kotka. Nadal się nie ruszał. - Ja nie wiem czy on żyje.

- Już, poczekaj. Rozgość się - odebrał ode mnie zwierzę, niemal biegnąc do góry. Bardzo martwiłem się o niego.

- Zadzwoniłem do weterynarza - usłyszałem po kilku minutach jego głos. - Powiedział, że mam go ogrzać. Ma tętno, więc żyje.

- Ja nie chciałem, żeby coś mu się stało... - załkałem cicho, zakrywając sobie usta dłonią. - Nie-niech zostanie u cie-ciebie...

- Jimin-ssi, nie martw się. To zwykłe wyziębienie. Ogrzeje się i będzie wszystko w porządku - posłał mi pocieszający uśmiech i podał mi Mikusia. - Przytul go do siebie, a ja ci zrobię ciepłe kakao. A potem cię okryję czymś, bo sam zmarzłeś.

- On nie stracił przytomności z oziębienia. - wydukałem, wtulając w siebie mocno kociątko. Tak bardzo się o niego martwiłem. - Bronił mnie.

- Nie martw się o niego - usiadł koło mnie i posłał mi niewyraźny uśmiech. - Jest silnym kotkiem.

- Wiem. - pokiwałem delikatnie głową, gładząc główkę kotka pomiędzy uszkami, na co zamruczał. W końcu jakiś gest przytomności z jego strony. - Mój kochany maluch... - wyszeptałem, cmokając kotka w uszko.

- Spokojnie - westchnął chłopak. - Co się stało, Jimin? Przed czym bronił cię Mikuś?

- Przed Jongsukiem... - odpowiedziałem od razu bez zastanowienia, pociągając zaraz nosem. Nie miałem siły, żeby wymyślać wymówki. - Twoich rodziców nie ma w domu?

- Nie, nie ma - pokręcił głową. - A... Możesz mi powiedzieć co się dokładnie stało?

Westchnąłem cichutko odkładając swojego kotka na pusty kawałek kanapy koło siebie. - Coś, przez co żałuję, że z tobą zerwałem.

- Co? - palnął nagle. - Przepraszam. Skrzywdził cię?

- Chciał prezent urodzinowy, ale taki nie kupiony. - oparłem się o tył mebla, starając się ukryć swoją twarz ze wstydu. - Kazał mi się odwdzięczyć za wszystko co dla mnie zrobił. Powiedział, że mam się rozebrać. Ale ja nie chciałem, żeby patrzył na moje nagie ciało. Wtedy dodał, że jestem naiwny, ponieważ nie... - zaciąłem się na sekundę. - nie jest chory na serce i cały czas udawał, bo jest dobrym aktorem. - wyjawiałem przez ściśnięte gardło. - Złapał mnie i nie chciał puścić. Wte-wtedy powiedział, że muszę się rozebrać, żebyśmy mo-mogli uprawiać seks. - z całej siły starałem się nie rozpłakać po raz kolejny przy chłopaku. - M-mówił, że jak się przestanę szarpać to będzie mniej bolało. Położył się na mnie i... wtedy Mikuś go pod-podrapał, więc udało mi się wydostać. Ja... Wziąłem z ziemi Mikiego, którego pię-pięścią zrzucił na ziemię i uciekłem, ale Jongsuk pobiegł za mną... Nie wiedziałem, gdzie się ukryć, a do ciebie miałem najbliżej po paru minutach uciekania... A ja nawet nie wiem czy powiedziałem wszystko w odpowiedniej kolejności, bo to działo się tak szybko...

- Spokojnie - wyszeptał, przytulając mnie do siebie. - Uspokój się, dobrze? Ja już się postaram o to, żeby nie zrobił ci więcej krzywdy, ale cichutko. Nie płacz.

- Był moi-moim najlepszym przyjacielem. Zau-zaufałem mu tak samo, jak to-tobie. - zapłakałem, oddając uścisk Jungkooka. Tego właśnie potrzebowałem. Jego bliskości. - Dla niego przekreśliłem nas.

- Ale ja tego nie zrobiłem, mimo wszystko wierzę w nas - wyznał cicho. - Nie płacz. Zawsze dla ciebie będę. Może się prześpij trochę, co?

- Nie zasnę. Nie teraz. - nie chciałem, żeby mnie puszczał. W jego ramionach czułem się tak bezpiecznie. Nigdzie indziej nie było mi lepiej. - Przepraszam... Przepraszam, że tak potwornie cię zraniłem. Dałem ci nadzieję, a potem...

- Nie przepraszaj, kruszynko. Jest już dobrze, naprawdę - pogłaskał mnie po głowie. - Chcesz koc albo moją bluzę?

- Nie. Ty mi wystarczysz. I tak rano odejdę. - wyszeptałem w jego szyję, troszkę uspokojony. - Zaopiekujesz się Mikim, dobrze?

- Nie, nie, nie - pokręcił głową. - Ty tu zostajesz. Jutro pojadę po twoje rzeczy. Zostaniesz na tyle ile będzie trzeba. Nie rozkazuję ci, ale i tak nie odpuszczę.

- Nie mam siły już żyć, Jungkook. - spojrzałem ze smutkiem w jego oczy. Chyba się domyślił, gdzie chce odejść. - Nie chce już więcej cierpieć.

- Jimin-ssi, nie rób mi tego - przytulił mnie jeszcze bardziej do siebie. - Nigdzie nie odejdziesz. Nie będziesz cierpiał. Daję słowo.

- Wiele razy mi to obiecywałeś... - wspiąłem się na jego kolana. Czułem się całkowicie zależny od ramion, w których się znajdowałem. Jakbym bez nich spadł w głęboką przepaść. - Zaczynam bać się przyszłości. Jak niby mam cały czas już żyć w strachu?

- Pozwól mi zwalczyć ten strach - poprosił szeptem. - Wiem, że ci to obiecywałem i nie udało mi się, ale daj mi drugą szansę. Ja naprawdę kocham cię najbardziej na świecie. Jak nikogo innego.

- Ja ciebie też kocham. - ukryłem twarz w jego szyi. Może jednak była dla nas jeszcze szansa? - Bardzo, bardzo mocno.

- Więc daj nam szansę. Obiecuję, że nie zmarnuję jej tym razem. Jesteś dla mnie zbyt ważny.

- Nie chodzi tylko o seks? - zapytałem cicho, nie poluźniając ani trochę uścisku.

- Nigdy mi nie chodziło o seks - westchnął. - Wszystko robiłem z czystej miłości. Nadal robię.

- Więc mogę znów być twój? - zabrałem głowę z jego szyi, żeby móc spojrzeć ukochanemu chłopakowi w oczy. Tęskniłem za nim bardzo. - Mimo tego co zrobiłem w urodziny Namjoona?

- Dla mnie podświadomie zawsze byłeś mój - wyznał z małym uśmiechem. - Możesz.

- A ty będziesz mój? - spytałem z nadzieją opierając swoje czoło o to jego.

- Zawsze byłem twój - musnął mój nos. - I na zawsze.

- Kocham cię. - oplotłem rękoma jego szyję. Byłem naprawdę szczęśliwy w tamtej chwili.

- Ja ciebie też, moja kruszynko - zaśmiał się wesoło. - A teraz może naprawdę odpoczniesz, co? Widzę, że jesteś zmęczony.

- Nie chcę bez ciebie. - wyszeptałem, przełykając ciężko ślinę. - Boję się teraz sam.

- Dobrze, jeszcze pewnie kotki z nami będą spać - pocałował mnie w czoło. - Będziesz bezpieczny.

- Dobrze. - zgodziłem się, schodząc z kolan swojego chłopaka. - Wezmę Mikusia. - oznajmiłem, sięgając po kotka.

- Ja pójdę nam po szklankę wody, bo wiem, że wstajesz po to w nocy - posłał mi mały uśmiech. - Jak wejdziesz do mojego pokoju to przenieś Minnie w miejsce naszych nóg.

- Okay, a... Jungkookie? - zatrzymałem go na chwilę. - Zamknąłeś drzwi na zamek?

- Tak, zamknąłem, ale jak chcesz mogę to pójść sprawdzić, żebyś nie musiał się bać.

- Jakbyś mógł to byłbym wdzięczny. - posłałem rówieśnikowi mały uśmiech.

- Oczywiście, skarbie - pogłaskał mnie po policzku. - A ty już idź się połóż. Zaraz do ciebie dołączę.

Pokiwałem delikatnie głową, uśmiechając się lekko dla niego, po czym wolnym krokiem ruszyłem w kierunku schodów prowadzących na górę. Znałem to miejsce na pamięć, dlatego bez problemu dotarłem do pokoju Jungkooka, stwierdzając, że nie za wiele zmieniło się w tym miejscu. No może prócz tego, że na ścianach pojawiły się ramki z naszymi zdjęciami i też tymi, gdzie byliśmy z przyjaciółmi. Ładnie to wyglądało. Ale wracając. Tak, jak mówił mój chłopak ułożyłem oba kotki po jednej stronie łóżka, okrywając je cieplutkim kocykiem, a sam potem podszedłem do jednej ze ścian, żeby przyjrzeć się uważnie zdjęciom.

- Co robisz, koteczku? - po jakichś dwóch minutach usłyszałem głos Jungkooka. - I były zamknięte.

- Patrzę. - odpowiedziałem z zamyśloną miną. - Nie wiedziałem, że na festynie zostało zrobionych tyle naszych zdjęć.

- Ja też nie wiedziałem, ale cieszę się, że je znalazłem i mogłem wywołać - przytulił mnie od tyłu. - Chodźmy już spać. Padam na twarz.

- Jasne. - odwróciłem się w jego stronę, przez co nagle znalazłem się za blisko twarzy chłopaka, lecz zarumieniony się odsunąłem szybko i wskoczyłem szybko do łóżka.

- Słodki wstydzioch - zaśmiał się cicho, zaraz koło mnie się kładąc. - Dobranoc. Kocham cię.

- Ja ciebie też... - zapatrzyłem się w oczy Jungkooka, nie mając ochoty tego przerywać, ale musiałem pamiętać, że chłopak był zmęczony, więc chwilkę później przeniosłem ostrożnie swoją głowę na jego tors, ściskając w lewej dłoni materiał jego koszulki, tym samym odrywając swoje spojrzenie od magicznych czarnych węgielków. Brakowało mi zasypiania u boku Jungkookiego. Było mi tak bardzo ciepło i miło. Potrzebowałem tylko czuć, że jest obok, żeby być niezmiernie szczęśliwym i bezpiecznym. Dałem mu drugą szansę i posiadałem wiarę w to, iż nie będę tego żałował. Teraz, gdy Jongsuk stracił w moich oczach, nie widziałem przeszkód, żeby zacząć wszystko od nowa z ukochanym, który już przy naszym pierwszym spotkaniu po zdradzie ponownie rozgrzał moje serce i sprawił, że szczera radość znów pojawiła się w moim problemowym życiu. Dzięki Jungkookowi, ono zawsze wydawało się jakieś lepsze. W tamtej chwili było tak samo. Czekał na mnie mimo zerwania. Wybaczył mi, że wybrałem Jongsuka i wierzył w to, iż nam się uda. Udowadniał tym, że jego uczucia są szczere i w zamian chce tylko tego, żebym je odwzajemnił. I zrobiłem to. Znów byłem jego, a on mój. Chociaż tak, jak wspomniał chłopak nieprzerwanie do siebie należeliśmy, ponieważ jak się komuś odda w całości, to nie ma takiej siły, która mogłaby całkowicie usunąć jednego z życia drugiego. Ja jestem najlepszym przykładem tego. Próbowałem go usunąć. Nie dałem rady. I może tak musiało być?

----------------------------------

Też was kochamy, od co XDDDD <333333

Ludziki kochane nie bijcie, bo chyba tym razem nie ma za co ;;;;

Poza tym, jak czytalniki mają do nas jakieś pytanka czy coś to śmiało mogą pisać prywatne wiadomości na ten kanał lub oddzielne (staramy się odpowiadać xd) lub mogą dawać nominacje... Z TEGO CO WIEM, TO ŻADNA Z NAS NIE GRYZIE, ALE Z TYM TO RÓŻNIE BYWA XDDDD

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro