Rozdział 13
Park Jimin:
Rozstanie z Jungkookiem to była najbardziej bolesna rzecz, jaką w życiu zrobiłem, ale wiedziałem, że inaczej nie mogłem postąpić. Odbudowanie związku po zdradzie mogło być trudne, a moje dwie prace i wspólne mieszkanie z Jongsukiem, pewnie przyczyniłyby się do wielu kłótni, przez które byśmy tylko bardziej cierpieli. Dodatkowym argumentem była moja rozmowa z przyjacielem. Próbowałem przekonać Jongsuka, że związek z Jungkookiem nie zmieni naszych relacji, lecz ostatecznie to on zmienił moje zdanie o powrocie do rówieśnika. Przypomniał mi, jak bardzo cierpiałem przez kruczowłosego i nie mogłem się pozbierać, do czasu aż na światło dzienne wyszło, że Jongsukie hyung jest ciężko chory. Krzyczeliśmy na siebie bardzo długo, wchodząc sobie w zdania. Kochałem Jungkooka, dlatego chciałem znów z nim spróbować, lecz Lee nie mógł tego pojąć. W końcu, niestety, nie udało mu się pohamować. Uniósł na mnie rękę i z naprawdę ogromną siłą uderzył w twarz, tym samym przerywając nasze głośne wymiany zdań. Nawet mnie nie przeprosił, tylko cicho wymruczał, że nie będzie miał siły po raz kolejny patrzeć, jak bardzo cierpię przez złamane serce i powinienem wybrać pomiędzy prawdziwą przyjaźnią a fałszywym związkiem. Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, ile łez z siebie wylazłem przed pójściem na przyjęcie z okazji urodzin Namjoona. Nie wiedziałem co robić, a do tego oko niezmiernie mnie piekło, zaczynając szybko puchnąć. Jednak udało mi się podjąć decyzję, która prawie się zmieniła, gdy tak swobodnie czułem się w towarzystwie chłopaka, który ukradł moje serce i usłyszałem jego ciężko wypowiedziane słowa. Miałem nadzieję, że to zerwanie nam obu wyjdzie na dobre. Ale... czy nie mówi się, że nadzieja jest matką głupich?
Tracąc z oczu zrozpaczonego Jungkooka, rozpłakałem się ponownie tego dnia, biegiem docierając do domu Jongsuka, który siedział na kanapie. Domyślił się, że wybrałem przyjaźń, ponieważ szybko zgarnął mnie w swoje ramiona i obiecał, że wszystko będzie dobrze, a mój były chłopak po prostu nie potrafił docenić tego co mu ofiarowałem, czyli swoją miłość. Starszy nawet przeprosił mnie za uderzenie i zaproponował wspólny wieczór, podczas którego mieliśmy oglądać romantyczne filmy i objadać się lodami, które były w zamrażarce. Pozwolił mi się wypłakać w swoje ramię i karmił mnie pocky, tłumacząc to tym, że najlepszym sposobem na zapomnienie jest objadanie się. Uśmiechnąłem się wtedy. Ale nie w taki sposób, jak robiłem to dla Jungkooka. Mój przyjaciel wtedy posmutniał i skupił się na filmie, a mnie zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia z tego powodu. Lecz było to chyba logiczne, że nie uśmiechnę się w kierunku najlepszego przyjaciela, tak jak do miłości swojego życia? Wtedy jeszcze nawet nie podejrzewałem, że Jongsuk, chce być dla mnie kimś więcej niż właśnie przyjacielem. Miałem się o tym przekonać w jego urodziny, które były dwa dni później...
Zmęczony siedziałem w autobusie, którym miałem szybciej dojechać do domu, gdyż zostało mi jakieś półgodziny do północy, czyli skończenia się urodzin mojego przyjaciela. Niestety nie udało mi się z nim spotkać, ponieważ miałem na rano do jednej pracy, za to na popołudnie do drugiej. Przyjęcie chciałem zrobić dopiero nazajutrz, gdyż wziąłem sobie wolne, a Jongsuk musiał wybrać się do szpitala na badania. Wpatrzony w tapetę swojego telefonu, na której był Jungkook, prawię przegapiłem przystanek, na którym miałem wysiąść, a znajdował się on właśnie najbliżej domu Jonga. Truchtem wypędziłem z pojazdu i biegłem tak do momentu, aż znalazłem się przed drzwiami wejściowymi i otwierając kluczami zamek, wszedłem do środka, rozbierając się spokojnie. Światła w salonie były zapalone, a to oznaczało, że hyung za mną czekał, dlatego cicho przedostałem się za plecy chłopaka, kładąc dłonie delikatnie na jego barkach.
- Wszystkiego najlepszego, Jongsuk-ssi! – pisnąłem, przytulają starszego.
- Dziękuję, słodki - posłał mi mały uśmiech, uprzednio się do mnie odwracając.
- Przepraszam, że tam późno... Wynagrodzę to jutro, obiecuję. - wypuściłem z uścisku chłopaka, okrążając kanapę, żeby na niej usiąść. - Prezentu też nie mam, ale dostaniesz jutro. Wiesz, że zawsze spełniam obietnicę.
- Wiem, słońce - zaśmiał się, przybliżając się do mnie. - Ale mam pomysł, co możesz dać mi na prezent kompletnie za darmo.
- Za darmo? - uniosłem brwi w zdumieniu. Naprawdę chciał ode mnie coś bezpłatnego? - Co takiego?
- Wiesz, że mieszkamy tu już jakiś czas razem, prawda? - spytał z uśmiechem.
- Mam dobrą pamięć, więc tak. Wiem o tym. - westchnąłem cicho, patrząc mu w oczy. - Mam się wyprowadzić?
- Nie no coś ty - zaśmiał się wesoło. - Możesz mi się powiedzmy odwdzięczyć w pewien sposób - przytulił mnie do siebie i pocałował czubek mojej głowy.
- Ale w jaki sposób? - spojrzałem w jego oczy z dołu i zmarszczyłem swoje brwi.
- Chciałbym, żebyś został mój - mruknął, kładąc swoją dłoń na moim udzie. - W każdej kwestii.
- Co? - spojrzałem na tą dłoń, czując się niekomfortowo. - Jongsuk, jesteśmy przyjaciółmi.
- Skarbie, chcę, żebyś był mój - powtórzył. - I będziesz mój.
- Piłeś alkohol? - oderwałem się od niego, niedowierzając w to co mówi. - Powtarzam, że jesteśmy przyjaciółmi. Nie będę twój.
- Nie piłem alkoholu - zaprzeczył. - A ja zrobię wszystko, żebyś był mój.
- Co ty mówisz? Nie będziemy dla siebie nikim więcej. - odparłem stanowczo. Ledwo co zerwałem z ukochanym chłopakiem, a mój przyjaciel tak sobie okrutnie żartował. - Więc jutro dostaniesz swój prezent i zakończmy ten niezabawny temat.
- Ja nie żartuję - powiedział z uśmiechem. - Ja zawsze dostaję to co chcę. A chcę ciebie.
- Powiedziałem, że masz przestać, hyung. - westchnąłem, podnosząc się z mebla. - Idę spać. Dobranoc.
- Poczekaj - warknął, przyciągając mnie na swoje kolana. - Powiedziałem coś.
- Jongsuk, puść mnie! - uniosłem piskliwie swój głos, starając się mu wyrwać. - To naprawdę nie jest śmieszne!
- Nie piszcz - mruknął rozbawiony. - Oszczędzaj swój głos na dzisiejszy wieczór.
- O czym ty mówisz?! - nadal starałem się mu wyrwać, ale nic to nie dawało. - Zostaw mnie!
- Byłeś naiwny - parsknął śmiechem. - Ale nie chodzi o Jungkooka. Jeśli chodzi o mnie. Byłeś cholernie naiwny - wyszeptał, zagryzając płatek mojego ucha.
- Nie rozumiem... - wyszeptałem przestraszony zdając sobie sprawę, że to na pewno nie są już żarty. Co się z nim działo?
- Nigdy nie byłem chory na serce - zmroziło mnie. - Twój były jest naprawdę sprytny. Dobrze, że mi wierzyłeś. Inaczej mój cały plan byłby do śmieci.
- Jak to nie jesteś chory? - wymruczałem z drżącym oddechem. - A-ale źle się czułeś, wyglądałeś źle, cierpiałeś z bólu, brałeś ode mnie pieniądze...
- Jestem bardzo dobrym aktorem, słońce - zaśmiał się. - A teraz się dla mnie rozbierz. Już.
- Nie... Nie rozbiorę się. Po co niby miałbym to zrobić. - zacząłem jeszcze bardziej się szarpać. Bałem się. Strach zaczynał mnie wręcz paraliżować.
- Żeby się odwdzięczyć za to co dla ciebie zrobiłem - burknął. - Coś mi się za to należy.
- I patrzenie na moje ciało bez ubrań to cena tego?! - znów pisnąłem, tracąc siły z każdym kolejnym szarpnięciem. Jongsuk był silniejszy.
- Nie, kochanie. Chodzi o seks - pogładził mnie po głowie z uśmiechem. - Więc się nie szarp to mniej zaboli.
- Nie będę się z tobą kochał! - zacząłem panicznie płakać. Przecież takie rzeczy się robiło z miłości. - Zostaw mnie!
- Nie będę cię zostawiał. Zbyt długo na to czekałem. Chciałem zrobić to dopiero w twoje urodziny, jakbyśmy byli sami w górach i niemiałbyś gdzie uciec, ale nie mogę dłużej czekać. - przewrócił mnie nagle na kanapę. - Sam to zrobię, jeśli ty nie chcesz. Pragnę podziwiać twoje nagie ciało na żywo.
- Nie! Jongsuk! Zostaw mnie, proszę! - krzyczałem przestraszony i zrozpaczony. Nie chciałem uprawiać z nim seksu. - To będzie mój pierwszy raz!
- Wiem, skarbie. Zadbam o to, żeby ci było dobrze. A poza tym to nie rozumiem Jungkooka. Gdybym ja miał takie smakowite ciałko przy sobie, nie powstrzymywałbym się.
- Ja nie chcę! – pisnąłem po raz kolejny tej nocy, nagle słysząc głośny syk faceta i miauknięcie bólu mojego kotka. Otworzyłem zamknięte z przerażenia oczy, zauważając, że Jong się łapie za krwawiący policzek, a koło kanapy na podłodze leży Mikuś, który najwidoczniej mnie bronił i zostawił nie pierwszy ślad pazurów na policzku starszego, sam za to zostając zepchniętym z kanapy.
Korzystając z nieuwagi Jongsuka, szybko wydostałem się spod niego i zabrałem z podłogi moje kochane zwierzątko, zaraz biegnąc do przedpokoju, gdzie zdążyłem jedną ręką założyć na nogi sobie trampki, następnie wybiegając najszybciej jak mogłem z domu, uważając przy tym na poturbowanego Mikusia. Płakałem cały czas! Bardzo bałem się o siebie i o to, że mojemu małemu kotkowi stało się coś poważnego przez zetknięcie z podłogą i uderzenie. Smutek także przyczynił się do moich łez. Nadal bolało mnie rozstanie z Jungkookiem, a teraz do tego doszła ta sytuacja z Jongsukiem. Moje życie było pełne nieszczęścia i cierpienia. W pewniej chwili ode chciało mi się nawet kontynuowanie jego, ale najpierw musiałem uratować Mikiego. On był w tamtym momencie najważniejszy.
- Chodź tutaj! - usłyszałem rozgniewany głos Jongsuka, dlatego przyśpieszyłem. Wiedziałem, że za mną biegnie. Strasznie się bałem o siebie. O to, że mnie dogoni. – Dziwko jebana, masz się mnie słuchać! – słyszałem jego zbliżający się do mnie głos. Ale nie zatrzymałem się. Biegałem dalej licząc, że uda mi się uciec. Musiałem być szybszy od kogoś chociaż też jeden jedyny raz...
----------------------------
;;;;;; JA WIEM, MASAKRA
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro