Rozdział 11
- Będę i nadal to robię - przełknął ciężko ślinę. - Jiminnie... Mogę cię pocałować?
~***~
Momentalnie otworzyłem oczy, marszcząc brwi, gdyż kompletnie nie spodziewałem się takiego pytania. - Tak. - jednak szybko odparłem bez zastanowienia, w jednej chwili czując, jak mój oddech ustaje. Jego oczy zamąciły mi znów w głowie. Nie mogłem logicznie myśleć, kiedy Jungkook był tak blisko mnie. On zresztą chyba też się nie spodziewał tego, że wyrażę na to zgodę, bo przez chwilę patrzył na mnie z niedowierzaniem, ale w końcu zaczął muskać moje usta. Wtedy poczułem, jak bardzo za tym tęskniłem. Oddawałem każdą pieszczotę z mocno walącym sercem w mojej klatce piersiowej. Całowałem się z właśnie tym jednym jedynym na świecie chłopakiem, który porwał me serce. Moja miłość się odnawiała po tylu miesiącach rozstania. Jungkook nie pozwalał mi odejść. Przyciągał mnie za to coraz bardziej.
- Kocham cię - słyszałem co chwilę jak mamrota te słowa, które koiły moją duszę. - Zawsze będę twój.
- Ja ciebie też. - wymruczałem pod wpływem chwili, oplatając swoimi rękoma szyję czarnookiego. Jego usta były takie cudowne. Dokładnie jak zawsze.
- Będę o ciebie walczył - obiecał, kładąc na policzku swoją dłoń. - Już zawsze.
- Zawsze? - pogładziłem delikatnie dłonią jego odsłonięty nieco kark. - To długo.
- Ale dla twojego szczęścia będzie warto - wyszeptał, zaczynając głaskać moją skórę.
- A co z twoim szczęściem? - zapytałem, czując jak czerwień na moich policzkach jeszcze bardziej zaczyna piec. Miałem nadzieję, że kiedyś przejdzie mi takie okazywanie zawstydzenia.
- Będę szczęśliwy, kiedy ty będziesz - odpowiedział. - Daję słowo.
- Nie możesz być radosny tylko wtedy kiedy ja jestem. - wdrapałem się na jego kolana, wtulając się po tym w ciało kruczowłosego. Biło od niego takie przyjemne ciepełko.
- Mogę, bo tylko ty i twoja radość dajecie mi ogromne szczęście - przycisnął mnie do siebie. - To ty jesteś moją nadzieją na lepsze jutro.
- Kookie, takim tokiem myślenia to nigdy o mnie nie zapomnisz. - wyszeptałem ukrywając swoją twarz w jego szyi. Nadal używał tych samych perfum.
- Nie chcę o tobie zapominać - wyznał. - Nie chcę i nie mogę.
- Więc co byś zrobił, gdybym z tobą zerwał? - zapytałem cichym i troszkę zmartwionym tonem.
- Nie wiem, ale nie chcę się dowiedzieć - westchnął. - Na pewno już nie miałbym tak dużej nadziei jak wcześniej. O ile w ogóle bym ją miał.
- Jungkook, wiesz, że te pierwsze miłości często nie trwają zbyt długo. - wyznałem szeptem. - Potem pojawiają się kolejne.
- W moim przypadku to będzie jedyna - uśmiechnął się słabo. - Jeśli ty się zakochasz, po prostu odejdę. Nie będę próbował walczyć, skoro znajdziesz sobie kogoś i będziesz szczęśliwy.
- Naprawdę myślisz, że będę chciał zaufać komuś tak samo jak zaufałem tobie? Moje serce jest twoje, Jungkook. Udało mi się pokochać tylko twoją osobę. Nikt inny mnie nie interesował. - uniosłem swój wzrok, żeby patrzyć chłopakowi w oczy. - Tobie podobali się różni faceci. Całowałeś się z dziewczyną. Miałeś pierwszego chłopaka. Jestem pewny, że mimo tego co mówisz i tak się kimś zainteresujesz. Nic nie trwa wiecznie. Twoja miłość do mnie z czasem będzie wygasła aż w końcu zniknie i twoje serce przestanie być moje, o ile jeszcze jest.
- Jest cały czas - złożył na moim policzku delikatny pocałunek. - A taka miłość jak moja do ciebie jest niepowtarzalna. Bo jest prawdziwa.
- Jesteś tego całkowicie pewien? - z każdym jednym słowem chłopaka moje serce przyspieszało swoich obrotów, a usta były w stanie wypowiedzieć słowa, których później mógłbym żałować. Mianowicie "Wróćmy do siebie"
- Nie mogę być tego bardziej pewien - zapewnił cicho. - Kocham cię najbardziej na świecie. Jestem w stanie skoczyć za ciebie w ogień, jeśli by cię to uratowało przez złem.
- Naprawdę walczysz za bardzo. - zachichotałem. - Kookie, w minutę słyszę więcej słów radujących moje serce niż przez cały dzień.
- Przepraszam, ale muszę nadrobić stracony czas - westchnął z małym uśmiechem. - Rozumiesz.
- Ale mi to nie przeszkadza. - odwzajemniłem jego uśmiech. - Za to moim policzkom już tak.
- Są jak zawsze słodziutkie - stwierdził. - Nic się nie zmieniły. Nadal piękne.
- Jungkook-ah! - pisnąłem, uderzając go delikatnie w ramię. - Rumieńce nie są słodkie tylko upierdliwe!
- Są dla mnie najsłodsze - zaśmiał się cicho, przytulając mnie mocniej do siebie. - Rozkoszne jak cały ty.
- Zaraz mnie udusisz. - oddałem uścisk na tyle ile mogłem, ale i tak ponownie chichot wyrwał się z moich ust.
- Kocham cię - rozluźnił trochę swój uścisk i pocałował mnie w głowę. - I chcę ci to mówić każdego dnia o każdej godzinie.
- Oj, Kookie. - uniosłem jedną rękę, żeby poprawić sobie włosy. - Jedzenie nam stygnie.
- Jedz - posłał mi delikatny uśmiech i posadził pomiędzy swoimi nogami. - Smacznego - zabrał swoją porcję i zaczął jeść.
- Um... - zdziwiony, sięgnąłem po swoje pudełko z jedzeniem. - Mam tu siedzieć?
- A nie chcesz? - spytał, na chwilę odrywając się od jedzenia. - Jeśli nie chcesz to nie musisz... Ja z chęcią cię tu potrzymam.
- Mogę zostać. - poprawiłem sobie w dłoni pałeczki. Mmm.... Nadal te pyszności intensywnie pachniały. - Jak jesteś blisko to mi cieplej.
- Możesz się o mnie oprzeć, wtedy ci będzie cieplej - zaproponował, poprawiając się na swoim miejscu.
- A jak będziesz jadł? - pokręciłem rozbawiony głową. - Wiesz, że czasem musisz myśleć logicznie?
- Normalnie, głuptasku - parsknął śmiechem. - Dam sobie radę. Nie raz mój kuzyn tak siadał u mnie i jeszcze do tego się wiercił, więc to jest nic.
- Ale ja nie jestem twoim małym kuzynem. - przypomniałem rozbawiony. - Kookie, nie komplikujmy sprawy.
- On ma piętnaście lat - mruknął. - A zachowuje się jak pięcioletnie dziecko. Ale kto by nie chciał siedzieć ze mną w taki sposób?
- Bądź bardziej skromny. - wybuchnąłem naprawdę uroczym śmiechem. Dlaczego nie potrafiłem śmiać się bardziej męsko?
- Cokolwiek sobie życzysz, koteczku - złożył na mojej głowie delikatny pocałunek. - Będę najbardziej skromnym facetem, jeśli tego zechcesz.
- Żartowałem. - pogładziłem palcem wskazującym jego policzek. - Nie zmieniaj się dla mnie.
- Chcę być jak najlepszy dla ciebie - posłał mi lekki uśmiech. - Naprawdę.
- Ale miałeś nie zmieniać swoich nawyków. To ustaliliśmy będąc jeszcze parą. - westchnąłem cichutko z małym uśmiechem na twarzy.
- Prawda - przytaknął, zaraz wzdychając. - Przepraszam, mój błąd.
- Nie przepraszaj. Zawsze miałeś krótką pamięć. - włożyłem sobie do ust kawałek dania, zaraz zaczynając je przeżuwać.
- Nie wiem, czy to komplement, czy obelga - zaczął rozbawiony. - Ale dzięki, że masz dla mnie takie usprawiedliwienie.
- Nie ma sprawy. - wytarłem sos z kącika swoich ust. Um, był pyszny. - Wiesz, pewnie będzie dziś burza.
- To się przeniesiemy do mnie, żeby dokończyć, no chyba, że będziesz chciał pojechać już do domu - powiedział. - Smakuje ci?
- Mhm, jest bardzo dobre. - odpowiedziałem. - Musimy się streszczać, żebym nie spóźnił się do pracy.
- Dobrze, to zjedz do końca i cię odwiozę - poprawił mi grzywkę, dzięki wypuszczaniu powietrza ze swoich ust, bo próbowałem ją odgarnąć.
- Jak ci się gdzieś spieszy to się przejdę. - oznajmiłem z uśmiechem.
- Nie, nie spieszy - odparł i westchnął cicho. - Ten dzień jest najlepszym jaki miałem w ostatnim czasie. Dziękuję.
- Huh? - zdziwiony wbiłem wzrok w swoje jedzenie. - Nie mów tak, proszę.
- Ale to prawda, Jiminnie - zaśmiał się cicho. - Ty tylko sprawiasz mi takie szczęście, o którym zawsze marzyłem.
- Ja... - zacisnąłem ręce na pudełku. - Jungkook, ranie cię, prawda?
- Nie, nie ranisz mnie - powiedział cicho. - Nie mów tak nawet. Nie jesteś w stanie mnie zranić.
- To... ranią cię moje czyny. - oznajmiłem pewnie.
- Nie, nie ranią mnie twoje czyny - zaprzeczył po raz kolejny. - A nawet gdyby to robiły to sobie na to zasłużyłem.
- Niestety nie mogę zaprzeczyć. - przeniosłem na niego spojrzenie. - Kochałem cię tak bardzo... Nic nie zmieni tego, że zraniłeś mnie dużo bardziej niż ja ranię ciebie.
- Wiem - posłał mi blady uśmiech. - Wiem. Dlatego możesz mnie nawet ranić do końca życia i tak tym nie spłacę swojego długu. Dla mnie ważne jest tylko twoje szczęście.
- J-Jungkook, nie możesz tak mówić. Jak mamy do siebie wrócić to musi być ważne dla ciebie.. dla nas nasze szczęście.
- Jeśli ty jesteś szczęśliwy, to i tak jestem szczęśliwy - stwierdził. - Tylko niewiedza mnie dobija.
- Więc... Huh... Jutro się spotykamy na urodzinach Namjoona. - zacząłem niepewnie. - Może... Jak się dziś zastanowię i to porządnie to... Spróbujemy od nowa.
Poczułem, jak ręce, które były owinięte wokół mojego pasa, napinają się lekko, a oddech Jungkooka nagle przyspiesza. - Tylko się nie zmuszaj. Kocham cię i w razie czego będę czekał.
- Nie będę się zmuszał. - spojrzałem w jego czarne oczy. - Dlatego muszę to przemyśleć.
- Dobrze - pokiwał głową i złożył na moim czole czuły pocałunek. - Dziękuję, że nawet bierzesz to pod uwagę.
- Bez ciebie byłem nieszczęśliwy, Jungkook. - uśmiechnąłem się lekko. - Robię to też dla swojego dobra.
- Jesteś aniołem - odwzajemnił ten gest nieco szerzej. - Prawdziwym aniołem w ludzkim ciele.
- Przestań. - oparłem tył głowy o jego obojczyk.
- Nie będę przestawał mówić najprawdziwszej prawdy - wyszeptał, przytulając mnie do siebie. - Aniołek.
- Jungkook, proszę... - westchnąłem cicho. - Anioły są w niebie, nie na ziemi.
- Ty jesteś pod każdym względem wyjątkowy i zostałeś zesłany, żeby mnie uratować - pocałował czubek mojej głowy. - Od złego. I żeby mi pokazać, co to znaczy kogoś kochać.
Moje serce biło coraz szybciej i mocniej. Te słowa koiły mój umysł i sprawiały wiele radości. Jaka szkoda, że nadal nie wierzyłem w ich stuprocentową szczerość. - To ty mi pokazałeś jak kochać.
- A ty mi - posłał mi delikatny uśmiech. - Pierwszy raz kogoś pokochałem tak szczerze. I tak prawdziwie.
- To miłe... - spojrzałem na niego z dołu. - Nawet bardzo.
- Kocham cię i będę, nawet jak nie będziesz mi wierzył - stwierdził. - Będę najmocniej. Nikt nie będzie cię tak kochał jak ja.
- Jungkookie, dziwne, że jeszcze masz siłę w kółko i w kółko powtarzać to samo. - zachichotałem cicho. - Jesteś słodki, ale źle się z tym czuję, że tak cię wykorzystuje.
- Nie wykorzystujesz mnie - pokręcił głową. - Nie mów tak nawet. Mogę ci to mówić codziennie po kilka razy.
- Jak chcesz to mów. Nie zabronię ci tego. - westchnąłem cicho. - Naprawdę jesteś inny...
- W złym sensie? - spytał rozbawiony. - Czy raczej dobrym?
- Sam nie wiem... - wzruszyłem swoimi ramionami. - Jesteś smutny, rozżalony i myślisz, że nabiorę się na twój sztuczny śmiech i uśmiech.
- Teraz naprawdę jestem szczęśliwy - przytulił mnie do siebie z powrotem. - Kiedy są takie momenty.
- Tak, tak, wiem. Jesteś szczęśliwy, kiedy jestem blisko. - pokręciłem głową będąc troszkę rozbawionym.
- No widzisz, mądry chłopczyk - zaśmiał się. - Bardzo mądry.
- Chłopczyk? - uniosłem brwi do góry. - Jesteśmy w tym samym wieku.
- Nadal jesteś kruszynką - odparł uśmiechnięty. - Malutką i słodziutką.
- Dziękuję. - poczułem jego usta na swoim policzku. - Dlaczego chciałeś mnie pocałować?
- Naprawdę nie wiesz? - mruknął, zaczynając przeczesywać moje włosy. Uwielbiałem, kiedy tak robił. Uspokajałem się wtedy i czułem wielką przyjemność. - Nadal kocham to robić.
- Chciałem tylko się upewnić. - zamruczałem z uśmiechem na twarzy. - Dbasz o mnie teraz, jakby nic się nigdy nie wydarzyło. Jakbyśmy nadal byli parą, która jest teraz na randce. - wyszeptałem. - Tęskniłem za tym uczuciem.
- Ja też za tym tęskniłem - odszepnął z westchnięciem. - Też za tym tęskniłem.
- Nie musisz powtarzać. Zrozumiałem za pierwszym razem. - chichot wydostał się z moich ust.
- Muszę, chcę - zapewnił mnie od razu. - Jesteś dla mnie najważniejszy i chcę, żebyś o tym wiedział.
Zamilczałem. Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Naprawdę. Trudno mi było już odpowiadać na takie wyznania Jungkooka. - Smacznego. - wyszeptałem tylko po chwili i zająłem się dokończeniem jedzenia.
- Smacznego - odparł, czując chyba, że to odpowiedni czas na przerwanie tego tematu, ponieważ wziął do ręki swoje jedzenie z powrotem i zaczął się nim zajadać.
Westchnąłem cichutko pod nosem, postanawiając już się nie odzywać dopóki obaj nie skończymy jeść. W końcu musieliśmy się trochę streszczać, żebym zdążył na czas do pracy, a poza tym coś czułem, że jak w międzyczasie zmoknę to cały makijaż, który miałem na twarzy zaraz by zniknął, a przecież musiałem być piękny. Na tym to polegało.
W chwili, gdy obaj skończyliśmy jeść i porozmawialiśmy jeszcze trochę czasu, postanowiliśmy się zbierać. Na spokojne posprzątaliśmy po sobie wszystko i wróciliśmy do samochodu Jungkooka, żeby podwiózł mnie do pracy. Doprawdy nie wiedziałem co się dziś takiego ze mną stało. Przytulałem się do niego, pozwoliłem się pocałować i jeszcze te wszystkie wyznania... To chyba było za dużo. O wiele za dużo. I jeszcze obiecałem, że dam mu nazajutrz decyzję związaną z przyszłością albo jej brakiem dla naszego związku. Sam sobie podkładałem kłody pod nogi. Ale skoro już obiecałem to musiałem się poważnie nad tym zastanowić i może zapytać mojego przyjaciela o radę. Wiedziałem, jak nastawiony jest w stosunku do Jungkooka. No, ale istniała szansa na to, że go choć troszkę polubił, racja? No... Miałem taką nadzieję, gdyż naprawdę nie chciałem stracić wspaniałego przyjaciela dla związku. Oboje byli dla mnie ważni. Dlatego z obojgiem musiałem być całkowicie szczery...
------------------------
Ja wiem... Kochacie nas za pocałunek i nienawidzicie za całą resztę... XDDD
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro