Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Park Jimin:

9 października. Ta data miała być dla Somin i Hoseoka jedną z najważniejszych w ich wspólnym życiu. Tak, właśnie dziś miała odbyć się ceremonia zaślubin tych dwojga, jak i huczne wesele, które w ostatnim czasie obmyślałem z Somin, jej mamą i matką Hoseoka. Najlepsza przyjaciółka mojego ukochanego, wręcz błagała mnie o to, żebym jej pomógł, chociaż sam nie znałem się. Na całe szczęście, jakoś udało nam się wszystko powybierać, ale naprawdę było to ciężkie. Gdyby nie dwie starsze kobiety, zapewne nie wyrobilibyśmy się z tym na czas, więc nic dziwnego, że odetchnęliśmy z ulgą dopiero, gdy wszystko było gotowe.

Może teraz zacznę od początku i wytłumaczę co innego się działo w moim życiu przez ten okres czasu. Jak było ustalone z rodzicami Jungkooka, odszedłem z prac i kontynuowałem naukę, rozpoczynając studia muzykoterapeutyczne. Jesteście zaskoczeni? W sumie nie tylko wy. Całą noc, gdy tylko miałem pewność, że mój misio śpi, czytałem o kierunkach, w których mógłbym się odnaleźć. Na początku byłem zdecydowany na kierunek wokalistyczny, lecz postanowiłem nie rzucać się od razu na głęboką wodę i mieć w razie co zawód, gdyby z muzyką mi nie wyszło. Nieśmiałość nadal we mnie była i strach przed występowaniem także, choć był diametralnie mniejszy, ale wolałem nie ryzykować tym, że gdy mi się nawróci to pożałuję zmarnowania pieniędzy, które zostały przeznaczone na moją edukację. Dlatego też zastanowiłem się co wydaje się odpowiednie dla mnie i mógłbym w tym zawodzie kiedyś pracować. Zawsze chciałem pomagać ludziom i zwierzętom, ale medycyna i weterynaria po głębszym zastanowieniu odpadły. Nie dałbym rady patrzeć na śmierć, która nie ważne w jakim przypadku, po prostu raniłaby moje serce. Za to muzykoterapia wydała mi się odpowiednia. Poza tym mój ukochany stwierdził, że to nie jest wcale taki zły pomysł, ponieważ w sumie taki kierunek był dla mnie odpowiedni, gdyż łączył muzykę z niesieniem pomocy innym. I na razie bardzo mi się każdy wykład podobał!

Poza studiami, pomiędzy mną i Jungkookiem układało się doprawdy cudownie. Spędzaliśmy ze sobą wszystkie wolne chwile. Przestaliśmy kompletnie zwracać uwagę na to co było i zajęliśmy się teraźniejszością. Czułem się w tym związku, jakbyśmy nigdy nie zrobili sobie przerwy. Starałem się żyć z myślą, że wszystko co złe było z mojej winy, ponieważ nie uwierzyłem w niewinność swojego chłopaka, a potem wielokrotnie go raniłem. Przepraszałem ukochanego wiele razy, dlatego w końcu mi zagroził, że jak nie przestanę to wznowi łaskotkowe kary. Nie chciałem tego z wiadomych przyczyn, więc starałem się ograniczać mówienie przeprosin. W tym czasie dostałem parę tych „kar". Uwierzcie mi albo nie, ale zdecydowanie wolałem się do niego przytulać i pozwalać mu skradać drobne pocałunki z moich ust. Kiedy mnie łaskotał to śmiech był nie do zniesienia. Ale zauważyłem szybko tego plusy. Kiedy ja się śmiałem i uśmiechałem, Jungkook robił to samo. Czego mogłem chcieć więcej?

Aktualnie stałem przed drzwiami pokoju, wahając się nad zapukaniem w powłokę. W środku byli moi przyjaciele z Jungkookiem i oczywiście panem młodym. Ja za to dotrzymywałem towarzystwa Somin, wraz z Jinem i dziewczynami Taehyunga i Yoongiego, ale nagle przyszłą mamę zaczęła ogarniać panika, dlatego chciała zobaczyć szybko Hoseoka. Nie mogliśmy na to pozwolić, bo... przecież to przynosi pecha, jak wybranek panny młodej ujrzy ją w białej sukni ślubnej. Więc postanowiłem sam sprawdzić czy Hoseok nie rozmyślił się w ostatniej chwili. No, ale... dzisiejszego dnia nie widziałem się z Jungkookiem, ponieważ spędził wczorajszy dzień na wieczorze kawalerskim i wrócił późno, a ja rano zanim on wstał, musiałem pojechać z jego mamą odebrać szytą na miarę sukienkę właśnie dla niej, ponieważ obiecałem, że zabiorę się tam z nią. Ostatecznie wyszło tak, że Jungkook pojechał do kościoła ze swoim tatą i był już u Hoseoka, kiedy ja dopiero tam zawitałem i od razu poleciałem do Somin. Ale... nie rozumiałem samego siebie jednak. Co w tym było tak bardzo strasznego, że bałem się wejść i go zobaczyć.

- Um... - wyszeptałem, kiedy nagle pełen obaw zapukałem do drzwi i usłyszałem głośne krzyki „Proszę!" - Jestem posłańcem panny młodej...

- Jimin, nie musisz tak mówić - zaśmiał się Hoseok, wpuszczając mnie do środka. - Przecież wiemy kim jesteś. Jak Somin się czuje? Nie denerwuje się za bardzo?

- Przynoszę do ciebie wiadomość, ale nie za bardzo chce używać brzydkich słów, więc... - przegryzłem swoją wargę. - Jakoś to powiem po swojemu. - odetchnąłem ciężko. - Somin przekazuje, że jak uciekniesz sprzed ołtarza i ośmieszysz ją przed rodziną i przyjaciółmi, to cię i tak znajdzie, utnie bez znieczulenia twój najczulszy punkt, a waszego dziecka nigdy nie ujrzysz i to nie dlatego, że zabroni tobie kontaktów z nim, bo po prostu wydłubie ci oczy... - poinformowałem chłopaka w skrócie. - Ona... troszkę się stresuje...

- O to się martwić nie musi - powiedział uśmiechnięty. - Jednak nie powinna się denerwować. Jeszcze się źle poczuje.

- Dlatego reszta stara się ją uspokoić. Lawenda pomaga. - zachichotałem cicho. - Gdybym ja tu nie przyszedł to rozmawiałbyś z So, a uwierz, że teraz jest bardzo straszna.

- Ona po prostu jest zdenerwowana całą tą ceremonią, ja w sumie jestem w takim samym stanie - poluzował delikatnie swój krawat. - Ale tego nie okazuje.

- Kiedy tylko ją zobaczysz to cały strach cię opuści. - uśmiechnąłem się delikatnie, starając się trochę go uspokoić. - Wyobraź sobie, że prócz jej i ciebie nie ma nikogo innego. Tylko wy dwoje i świadomość, iż lada moment będziecie już wiecznie należeć do siebie nawzajem. To jest ważne. Nie goście, którzy przyglądają się temu.

- Masz rację - pokiwał głową i poklepał mnie po ramieniu. - Twój książę zaraz przyjdzie. Jest w toalecie.

- Ja muszę i tak już wracać do Somin. - oznajmiłem, pocierając delikatnie swoje ramię. - Zobaczymy się w kościele. - pomachałem im na pożegnanie zaraz otwierając drzwi z zamiarem wyjścia z tego pomieszczenia.

- Hej, hej, hej! - usłyszałem krzyk Jungkooka. - Poczekaj chwilę! Chcę cię jeszcze zobaczyć! Sekunda, już wychodzę!

- Jeon usycha z tęsknoty, przyjacielu. Somin powinna zrozumieć. - zaśmiał się Taehyung, wzruszając swoimi ramionami.

- Się nie śmiej, bo sam mówisz, że chcesz już swoją dziewczynę zobaczysz - Jungkook mruknął niezadowolony, kiedy wyszedł do toalety, jednak kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko. - Hej, piękny.

- Hej, misiu. - zachichotałem wesoło, podbiegając do niego szybko, żeby się w niego wtulić. - Mówiłem, że będziesz przystojnie wyglądał w tym garniturze.

- A ja mówiłem, że będziesz wyglądał olśniewająco w swoim garniturze - musnął moje czoło. - Ale to twoja i mojej mamy zasługa. Macie wspaniały gust.

- Czasem się do czegoś przydaje. - westchnąłem cichutko. - Wypiłeś wczoraj dużo?

- A wyglądam jak reszta? - zaśmiał się cicho. - Nie, nie piłem dużo. Jednego shota, bo Hoseok mnie szantażował i piwo smakowe.

- Namjoon też mało pił. - znów odezwał się Tae, który nalał sobie do szklanki wody. - Pantoflarze dwaj...

- Nie pantoflarze, tylko myślałem mądrze - parsknął śmiechem Jungkook. - Przynajmniej mnie teraz głowa nie boli, idioto.

- Somin za to upiła nas wszystkich winem, bo chciała żebyśmy pili za nią. Chyba najgorzej skończył Seokjin. - wyznałem, uśmiechając się szeroko pod nosem na to wspomnienie. - Ciekawe przeżycie, ale współczuję dziewczynie Yoongiego.

- Dlaczego? - mój chłopak zapytał rozbawiony, zaczynając gładzić moje policzki.

- Nie mogę powiedzieć, bo Namjoon i Yoon są tutaj. - wyszeptałem chichocząc cicho.

- Ale nic strasznego? - zadał kolejne pytanie. - W sensie, nie będzie żadnej dramy czy coś?

- Można powiedzieć, że przez pół godziny staraliśmy się wyciągnąć ją spod Jina. - wytłumaczyłem bardzo cicho.

- Ouh - zmarszczył brwi, jakby nie rozumiejąc tego co powiedziałem. - Ale nic pomiędzy nimi się nie stało? - wyszeptał to wprost do mojego ucha. - No wiesz, coś większego.

- Jin pijany chciał się położyć spać i rzucił się na kanapę. - znów zacząłem głośno chichotać. - Nie zauważył, że ktoś na niej siedzi. My tylko usłyszeliśmy w kuchni ciche wołanie o pomoc. To tak zabawnie wyglądało. Ona była wręcz czerwona ze śmiechu, przez co przypominała zmiażdżonego pomidora.

- Przynajmniej się dobrze bawiliście - zaśmiał się pod nosem. - A ta dwójka szczególnie.

- Z tobą byłoby lepiej. - musnąłem jego policzek. - A jak wy się bawiliście? Czekałem do drugiej w nocy, dłużej nie dałem rady.

- Świetnie, ale ja szybko zasnąłem. Jakoś po północy - odpowiedział. - Hoseok potem nie chciał już mnie budzić. A zorientował się jak za długo siedziałem w kuchni, prawie trzy godziny.

- I nad ranem jakoś wszyscy rozeszliśmy się w swoje strony. - opowiedział do końca Tae. - Albo to Namjoon i Jungkook późno wrócili, bo musieli mnie, Yoonegiego i Hoseoka odstawić do domów.

- Niezawodni przyjaciele - skwitował Yoongi, który siedział w jednym z foteli w pokoju i prawdopodobnie pisał ze swoją dziewczyną. - Gdyby nie oni, nie poradziłbym sobie.

- Przyjaźń jest piękna. - cmoknąłem mojego ukochanego w usta. - Muszę wrócić do Somin.

- Szkoda - zaraz zrobił to samo i jeszcze raz krótko mnie przytulił. - Ale poczekaj, pójdę z tobą. Pewnie się uspokoi jak mnie zobaczy. A sam chcę jej powiedzieć kilka słów przed tym wszystkim.

- Okay. - pokiwałem ucieszony głową. - W takim razie idziemy razem.

- To daj łapkę - wystawił swoją dłoń, a kiedy podałem mu swoją, szybko je splótł z uśmiechem. Pożegnaliśmy się z chłopakami i wyszliśmy z pomieszczenia. Jednak nie spodziewałem się, że nagle mnie zatrzyma i pocałuje mocno. Tak, że zabrakło mi powietrza w płucach nagle. Oddałem ten niespodziewany pocałunek po krótkiej chwili, bo mimo wszystko stęskniłem się za bliskością Kookiego. To było normalne, że para chce spędzać ze sobą, jak najwięcej czasu, a my nie potrafiliśmy bez siebie długo wytrzymać. Każdy już chyba zdawał sobie z tego sprawę. Jakby nie patrzeć to przez pół roku widzieli na własne oczy co się z nami dzieje.

- Nawet nie wiesz jak się powstrzymywałem od tego, kruszynko - mruknął, obdarowując moją twarz delikatniejszymi pocałunkami. - Jesteś taki piękny. Najpiękniejszy.

- Kocham cię. - wymruczałem to uroczo, czując wielką przyjemność przez jego czułości. - Jesteś wspaniały.

- Ty jesteś bardziej - zaśmiał się, spoglądając mi prosto w oczy. Ten wzrok pełen miłości mnie niemal ogłuszał. - Nadal nie mogę pojąć, jak taka cudowna osoba jest całkowicie moja.

- To proste. Masz za wysokie mniemanie o mnie. - przyciągnąłem go do siebie, bo pragnąłem przytulić mocno mojego misia. - To ja nie rozumiem, dlaczego jesteś mój i mogę być twój.

- Masz tak samo jak ja - wzruszył ramionami, obejmując mnie zaraz ściśle. - Kocham cię. Najmocniej na świecie.

- Uwielbiam tego słuchać. - wyznałem z delikatnym uśmiechem, czując się przecudownie w ramionach miłości mojego życia.

- Ja też - odparł, kiwając głową. Przyjemnie było słuchać jak jego serce bije w spokojnym tempie. Jakby próbowało bić równo razem z moim.

- Musimy iść do przyszłej panny młodej. - westchnąłem. - Jak teraz mnie puścisz to nie będzie nam miło, ale obiecuję ci się wynagrodzić wolnym tańcem na weselu.

- Nawet kilkoma - cmoknął mnie we włosy i z widocznym niezadowoleniem, odsunął się od mojej osoby. - Chodźmy w takim razie.

Posłałem rówieśnikowi delikatny uśmiech, po czym ponownie złapaliśmy się za dłonie i dodatkowo podarowałem chłopakowi słodki pocałunek na jego policzku, potem ruszając w kierunku pomieszczenia, gdzie przebywała przyszła żona Hoseoka.

Na miejscu oczywiście zastaliśmy nieco rozgniewaną i zdenerwowaną Somin, która niestety ani trochę się nie uspokoiła, lecz widok Jungkooka sprawił, że zapomniała na chwilę o stresie i zajęła się swoim najlepszym przyjacielem. Zauważyłem kątem oka, iż mój ukochany nieco się wzruszył na widok białej sukni, która idealnie leżała na jednej z najważniejszych osób w jego życiu. Sam byłem wzruszony, chociaż znałem So dużo krócej od Jungkooka, więc nie zdziwiła mnie reakcja mojego ukochanego. Cieszyłem się, że ten dzień był tak radosny dla wszystkich. Miałem nadzieję, że w przyszłości dzień ślubu mojego i Jungkooka będzie taki sam dla innych.

Po cudownych zaślubinach Hoseoka i Somin, przez które troszkę się popłakałem ze wzruszenia, wszyscy goście przenieśli się do swoich pojazdów, jadąc za limuzyną młodej pary na salę, w której miało odbyć się wesele. Nikogo pewnie nie zdziwi fakt, że ja byłem w samochodzie z moim misiem o jego rodzicami i rozmawialiśmy wspólnie ze sobą na temat ślubu dwójki przyszłych rodziców. Każdy cieszył się ich szczęściem i byłem pewny, że młoda para jednak mimo wszystko jest w tym wszystkim najbardziej radosna.

- Jak się bawisz? - usłyszałem koło mojego ucha głos pana młodego, dlatego spojrzałem się na niego zaskoczony. Pewnie chciał, żeby wszyscy byli z tego zadowoleni.

Siedziałem samotnie przy stoliku, przyglądając się tańczącym gościom, w tym Somin i Jungkookowi. Wcześniej ja trochę potańczyłem z ukochanym, lecz gdy poczułem się trochę słabo, postanowiłem usiąść i zjeść coś. Mięso było priorytetem. - Udane wesele. - uśmiechnąłem się w kierunku przyjaciela. - A bawię się naprawdę dobrze.

- Mam nadzieję, że następne to będzie wasze wesele - odparł rozbawiony, siadając na krześle obok mnie.

- Masz chyba za duże wymagania Hoseok. - zachichotałem cicho. - Jungkook tak szybko mi się nie oświadczy. Może Namjoon za to zaskoczy Seokjina.

- A gdyby, no nie wiem, oświadczyłby ci się dzisiaj? - zapytał, wzruszając ramionami. - Zgodziłbyś się?

- Już sporo wypił, a takie oświadczyny to byłby błąd. - stwierdziłem. - Więc dziś bym się nie zgodził.

- A gdyby nie był pijany? - przewrócił oczami. - W pełni świadom.

- Co to za pytania? - zapytałem z lekka rozbawiony. - Chcesz mnie sprawdzić, Hoseok?

- Z ciekawości pytam, więc liczę na odpowiedź - wyjaśnił. - Po co miałbym cię sprawdzać?

- Bo mi nie ufasz po tym jak zraniłem Jungkooka. - odpowiedziałem. - Kookie jest dla mnie najważniejszy i kocham go najbardziej i najmocniej na świecie. Oddałem mu swoje serce. Gdyby mnie poprosił o rękę to zgodziłbym się. Najlepsze przypieczętowanie wiecznej miłości to małżeństwo, a ja chcę być z nim już na zawsze.

- Czemu myślisz, że ci nie ufam? - zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co mi chodzi. - Nigdy nie było sytuacji, kiedy bym ci nie ufał.

- Polubiłeś Jungkooka, Hosie. Wiem, jak zareagowaliście, gdy z nim zerwałem. - wyjaśniłem wlepiając swój wzrok w talerz. - Złamałem mu serce. Wiem o tym i żałuję tego tak bardzo, że trudno to określić słowami.

- Słuchaj, ja nigdy nie przestałem ci ufać, a tym bardziej lubić. Popełniłeś błąd jeśli chodzi o wiesz kogo. Jesteś człowiekiem i możesz to robić. Ale to jest zamknięty temat. Teraz skup się na Jungkooku. Nie ma co rozdrapywać starych ran.

- Żałuję, że zamiast zżyć się bardziej z wami to wybrałem Jongsuka. - wyznałem. - On po prostu był bliżej mnie niż wszyscy inni. Przez to nie wiem kompletnie, dlaczego wszyscy mi tak łatwo wszystko wybaczyli. - spojrzałem na Hoseoka.

- Jimin, to wszystko jest przeszłością. Wasza przyszłość będzie lepsza. A nawet jeśli nie to najpiękniejsze jest to, że to jest wasza przyszłość. Razem pokonacie wszystko. W końcu związek nie opiera się tylko na szczęściu. Nie da się tak. To są też trudne momenty - posłał mi delikatny uśmiech. - Nie myśl o tym. O złych chwilach. Tym bardziej dzisiaj. No weź, ślub mam.

- Myślę o nich cały czas tylko mówienie o tym robi się nudne. - położyłem chłopakowi rękę na ramieniu i postarałem się uśmiechnąć. - Musicie dać mi zwyczajnie czas.

- Wiedz, że zawsze masz nas - odparł, kiwając głową. - I jak będziesz potrzebował pomocy to my będziemy koło ciebie. Nigdy cię nie zostawimy.

- Wiem. - uśmiechnąłem się lekko. - Dlatego mogę was nazwać swoimi prawdziwymi przyjaciółmi. Wy też możecie na mnie liczyć.

- Idę do swojej żony - puścił mi oczko. - A twój książę zaraz dołączy do ciebie. Wygląda na trochę bardziej trzeźwego po rozmowie z Somin - zaśmiał się, kręcąc głową.

- Chyba męczącym tańcu. - pokręciłem z rozbawieniem głową. - Jeszcze raz szczęścia na nowej drodze życia. - powiedziałem, powracając do swojego jedzenia.

- Dzięki, baw się dobrze, jeszcze pogadamy! - krzyknął na odchodne, a ja z uśmiechem obserwowałem jak zaczynają ze sobą tańczyć. Wyglądali razem tak cudownie.

- Hej, piękny - tym razem koło mojego ucha po dłuższej chwili usłyszałem głos mojego chłopaka. - Jak się bawisz?

- Dobrze. - odpowiedziałem, spoglądając na niego. - A ty?

- Ja się świetnie bawię, ale nogi mi odpadają, moja mama ma za dużo energii - jęknął, siadając na swoje miejsce. - Chodź się przytulić, bo tęskniłem.

- Oj, misiu. - podniosłem się spokojnie z krzesła, żeby przenieść się na jego kolana. - Jutro będziesz czuł się źle, wiesz o tym?

- Wiem - wtulił się w moje ramię. - Ale dzisiaj taka okazja. Raz na jakiś czas można.

- Rozumiem, dlatego nie będę narzekał, lecz... Pijesz ostatnio dość często, wiesz? - wplątałem dłoń w jego włosy, gładząc delikatnie skórę głowy chłopaka.

- Często? - zdziwił się, spoglądając na mnie. - Nie powiedziałbym, bo tylko wczoraj i dzisiaj... Znowu będę miał dość długą przerwę, bo nie lubię pić. Często.

- Piłeś w swoje urodziny. Dzień po urodzinach. Nawet zaczynasz to robić, gdy jest ci źle, jeżeli chodzi o stan psychiczny. Twoja mama dziś prosiła, żebym z tobą porozmawiał na ten temat. Ona jako pierwsza zobaczyła, że coś się dzieje. - westchnąłem cichutko. - Misiu, nie popadnij w alkoholizm, bo o uzależnienie łatwo w tych czasach. Pij na takie okazje jak ta. Możesz nawet przesadzić, pozwalam. Czasem też możesz wybrać się z przyjaciółmi na piwo, nie mogę tobie tego zabronić. - zachichotałem. - Ale pamiętaj o jednym. W razie problemów możesz przyjść z tym do mnie. Już się mnie tak łatwo nie pozbędziesz ze swojego życia, więc będę czekał, misiu.

- Przepraszam, że was martwię - westchnął ciężko. - Nie miałem nawet takiego zamiaru. Ja już przestanę pić bez okazji. Jeśli ma to was uspokoić to przestanę.

- Misiu, ale spokojnie. - potarłem delikatnie jego ramię. - Twoja mama tylko woli być przezorna. Zresztą ja też chcę być. - cmoknąłem go w policzek. - Możesz pić, ale jak nie ma okazji to nie do utraty przytomności. Na wieczorze kawalerskim mogłeś wypić trochę więcej, nie był bym zły, bo rozumiem okoliczności. I wcześniej gdybyś się upił, bo masz taki kaprys. Ja po prostu nie chcę, żebyś potem cierpiał.

- Dobrze - pokiwał głową. - Będę uważał, żeby nikogo nie martwić.

- Już tego nie zrobisz, bo cię ostrzegłem. Za dobrze ciebie znam, mój rycerzu. - zachichotałem, przytulając mocno chłopaka.

- Racja - odwzajemnił uścisk. - I też ogromny wpływ miało to co powiedziałeś o mojej mamie. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym ją zranił. I ciebie też.

- Spokojnie, Jungkookie. Nikogo nie zraniłeś. - wyszeptałem do ucha chłopaka.

- Wiem - odpowiedział tylko i cmoknął mnie w skroń. - Nie będę już dzisiaj pił. Nie mam siły.

- To nie zmienia faktu, że jutro będziesz chory. - musnąłem ustami jego nos. - Ale ja się tobą zajmę

- To też wiem - zaśmiał się wesoło. - Moja ukochana kruszyna.

- Tylko twoja. - uśmiechnąłem się. - Odpocząłeś już?

- A chcesz zatańczyć? - spytał, odwzajemniając ten gest. - Dla ciebie znajdę w każdej chwili siły.

- Teraz słyszę wolną muzykę, więc dużo siły mieć w sobie nie musisz. - zachichotałem, przytulając go jeszcze na moment, po czym szybciutko wstałem z jego kolan, łapiąc zaraz chłopaka za dłoń i pociągnąłem go w kierunku parkietu, gdzie inne pary krążyły już w rytm muzyki.

Całą resztę wesela spędziliśmy dobrze się bawiąc z resztą ludzi. Mi i Jungkookowi udało się wytrwać do samego końca, lecz od razu po powrocie do domu, rzuciliśmy się do naszego łóżka, nie mając siły nawet pójść się umyć. Mój misio dodatkowo ledwo chodził przez promile alkoholu, które sprawiły, że zdążył dwa razy zwymiotować w drodze powrotnej do domu. Jego rodzice, jakoż także wypili okazjonalnie, nie mogli prowadzić swojego samochodu, dlatego mój ukochany podczas powrotnego spaceru miał duże pole do popisu, jeżeli chodzi o wymioty. Gdybyśmy wracali samochodem to pewnie nazajutrz musiałby to sprzątać, a tak tylko leżał w łóżku, czując się fatalnie, a ja jak mu obiecałem, najzwyczajniej w świecie się nim zająłem, co oczywiście wynagrodził mi czułościami. Kochałem go najbardziej w całej galaktyce i byłem szczęśliwy, że to co jest między nami nie wygasa i codziennie cieszymy się swoją obecnością coraz bardziej. Tego przez pół roku mi brakowało. Poczucia, że kogoś kocham i sam jestem kochany...

--------------------------------

No to mamy rozdzialik ^^

Jak go oceniacie?

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro