Rozdział 17
Jeon Jungkook:
Nie chciałem, żeby tak to wszystko wyszło. Nie myślałem, że wyrażenie mojego zdania sprawi, że Jimin posmutnieje. Już na początku naszego związku musiałem coś zepsuć. Cholera jasna.
Kiedy wsiedliśmy już do mojego samochodu, postanowiłem jeszcze raz ze szczerego serca, przeprosić go za to co powiedziałem, pomimo tego, że to moje zdanie się nie zmieniło. Mogłem się dla niego poniżać każdego dnia, tylko po prostu, żeby już się nie smucił i nie był na mnie zły. Co z tego, że prawie się rozbeczałem jak dziecko, kiedy mówiłem swoją przemowę, po prostu nie chciałem sprawiać mu smutku. Widząc że nie jest jednak skory do rozmowy, po prostu ruszyłem sprzed domu Jongsuka nie oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Przecież dla mnie miał zawsze tyle czasu ile potrzebował.
W domu chciałem jednak dotrzymać obietnicy, którą mu złożyłem. W końcu postawiłem sobie cel, którym było, żeby Jimin już nie musiał się na mnie zawodzić. Dlatego kiedy mój chłopak układał swoje rzeczy w szafie u mnie to zabrałem się za robienie mojego popisowego dania, które wymyśliłem po prostu kiedy pewnego dnia nudziłem się i przy okazji byłem głodny. Okazało się strzałem w dziesiątkę, bo nawet moja mama, która nie jadała dokładek, poprosiła o jedną! Nawet nie wiecie, jak bardzo byłem wtedy z siebie dumny. Miałem nadzieję, że i zasmakuje Jiminowi. Teraz liczył się tylko on. Ale strasznie się stresowałem, ponieważ w końcu zdanie mojego ukochanego zawsze liczyło się dla mnie najbardziej.
- Skończyłem się rozpakowywać. - za plecami usłyszałem uroczy głos swojego chłopaka. Po tonie jakim mówił, mogłem śmiało stwierdzić, że zapomniał o tym, iż miałem mu coś ugotować. I dobrze. Przynajmniej miał małą niespodziankę. - Co gotujesz?
- Obiecałem ci, że ugotuję swoje popisowe danie, więc - posłałem mu delikatny uśmiech. - Pokochasz to. Zaraz skończę.
- Uhm, niech będzie. - usłyszałem, jak podchodzi bliżej mnie i po chwili wtula się w moje plecy. - Porozmawiamy potem, dobrze?
- Dobrze - pokiwałem głową, delikatnie się spinając. Bałem się. Cholernie się bałem.
- Kiedy twoi rodzice wracają? - zapytał, żeby pomiędzy nami nie było ciszy. Wyczuł mój niepokój.
- Późnym wieczorem - odpowiedziałem, odwracając głowę w jego kierunku. - Nie chcesz ze mną zerwać, prawda?
Blondyn wydął policzki, marszcząc swoje brwi ze zdziwienia. - K-kocham cię. - wyszeptał tylko po chwili.
- Ja też cię kocham i jestem w stanie poruszyć ziemię, żebyś tylko był szczęśliwy - wyznałem cicho. - Nie chcę znowu cię tracić.
- N-nie wprowadziłbym się tu, g-gdybym chciał z tobą zerwać. - oznajmił, ustając na swoich paluszkach u stópek.
- Dziękuję - musnąłem jego usteczka, które aż prosiły się o pocałunek. - Idź już usiąść przy stole, dobrze? Nałożę nam jedzenie. - zobaczyłem tylko, jak zarumieniony chłopak bez zbędnych słów pokiwał szybko głową i wybiegł zawstydzony z kuchni do jadalni.
Uśmiechnąłem się tylko i pokręciłem głową. Moje ciało w tamtej chwili kąpało się w morzu ulgi. Nie zniósłbym kolejnego zerwania i do tego z mojej winy. Ta część naszego życia miała być idealna.
Nawet nie wiecie jak bardzo trzęsły mi się ręce, kiedy w swoich dłoniach trzymałem talerze z jedzeniem. Nie byłem pewien z jakiego to powodu było. Rozmowa czy stres przed jego oceną? Nie miałem pojęcia, ale mogło się to we mnie kumulować. Cholerny stres.
- Mam nadzieję, że ci zasmakuje - powiedziałem z małym uśmiechem, który miał wskazywać na to, że jest wszystko okej. W pewnej części tak było.
- Jest w tym mięso? - zapytał, odbierając ode mnie swoją porcję z delikatnym uśmiechem.
- A czemu pytasz? - spytałem od razu zaniepokojony. - Nie jesz?
- Jem i takie mam zalecenie od lekarza. Byłem na badaniach jakiś czas temu i stwierdził u mnie niedobór żelaza. - wytłumaczył blondyn, biorąc w dłoń pałeczki. - Jakby w tym mięsa nie było to musiałbym zjeść potem.
- Oh - odetchnąłem z ulgą po raz kolejny tego dnia. - Jest w tym mięso. Jest.
- Wszystko dobrze? - zacisnął swoje usta, patrząc przy tym w moje oczy. - Nie chcesz, żebym zjadł?
- Chcę, ale się stresuję - wyznałem cicho. - Że ci nie zasmakuje.
- A nawet jeśli mi nie zasmakuje to powód, żeby się tak stresować? Przecież nic się wtedy nie stanie - zmarszczył brwi, zapewne nie za bardzo mnie rozumiejąc. - Ale ja wierzę w to, że trafiłeś w moje smaki i będę prosił o dokładkę. Ja i twoja mama lubimy to samo.
- To dzięki tobie chciałem się uczyć gotować, dlatego twoja opinia jest dla mnie najważniejsza. Tylko nie mów mojej mamie, bo będzie problem - westchnąłem ciężko, spoglądając na swój talerz.
- Miło z twojej strony, Jungkookie-ah. - zachichotał cicho i pochylił się w moją stronę, żeby musnąć mój policzek. - Doceniam to, naprawdę. - usiadł z powrotem na swoim miejscu, po chwili biorąc pierwszego kęsa dania do buzi.
- Cieszę się - wyszeptałem, nakładając sobie do buzi trochę więcej niż Jimin. Nie chcę brzmieć skromnie, ale mi to naprawdę smakowało.
- Kookie~! - pisnął chłopak. - To jest pyszne! - oznajmił, nakładając sobie do buzi troszkę więcej jedzenia. - Wow, to przebija moje ulubione danie!
- Teraz jeszcze bardziej się cieszę - mój uśmiech zmienił się na pełen szczęścia i radości. - Naprawdę. Ulżyło mi.
- Nie wiem co jest fajnego w tym, że będziesz musiał częściej mi to robić. - zachichotał głośniej niż ostatnim razem. - Um, niebo w buzi.
- Jeśli tylko cię to uszczęśliwi to ze szczerą chęcią - posłałem mu ciepły uśmiech.
- Żartowałem, misiu. - spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem. - Im częściej zacznę to jeść to szybciej mi zbrzydnie i co wtedy?
- Ale ja mówiłem naprawdę - wzruszyłem ramionami. - Jeśli będziesz miał ochotę to ci zrobię.
- Nie będę na tobie żerował. Wystarczy, że tu mieszkam. - ponownie zaczął jeść swoją porcję.
- Ale ja chcę - odparłem od razu. - I masz mi mówić jak będziesz chciał.
- Dobrze.... Kiedyś poproszę, żebyś sterczał dla mnie w kuchni. - odparł, wzdychając cicho.
- Kochanie - złapałem go za dłoń i zacząłem ją gładzić swoim kciukiem. - Gotowanie dla ciebie to czysta przyjemność. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Naprawdę.
- Rozumiem, ale to nie zmienia faktu, że będę cię wykorzystywał. Nie na tym chyba polega związek. - uniósł na mnie wzrok. - Ja wiem, że już nie będzie pomiędzy nami tak jak przed zerwaniem, lecz nie chcę, żeby nasze relacje zmieniły się nie do poznania. Poczuję się wtedy obcy w tym związku.
- Nadal będę o ciebie dbał - ścisnąłem delikatnie jego dłoń. - Bo twój uśmiech to najlepsza zapłata jaką mogę otrzymać. I twoja miłość.
- J-ja to wiem, ale... musimy być w związku tak samo ważni. Nie powinieneś się cały czas dla mnie poświęcać. - wyznał, odkładając na stół pałeczki. - Przejdźmy może lepiej od razu do rozmowy skoro jesteśmy w temacie.
- Okej - pokiwałem głową. - Więc o co chodzi?
- O sytuację z Jongsukiem i naszą sprzeczkę. - odpowiedział spokojnie. - Wróciliśmy do siebie wczoraj i pierwsza wymiana zdań kończąca się w taki, a nie inny sposób, nie wróży nic dobrego. Na początku byłem oburzony tym, że zaczynasz mi w pewien sposób rozkazywać. Przypomniało mi się, jak to zrobiłeś, gdy przegrałeś z Somin zakład i musiałeś ze mną zatańczyć. Obiecałeś, że więcej razy to się nie powtórzy, ale ja zrozumiałem, że bez tego i tak się nie obejdzie. Czasem dla naszego dobra musisz być stanowczy, ponieważ ja sam jestem za bardzo naiwny. Lecz to nie zmienia faktu, że sam powinienem decydować o niektórych rzeczach. Jongsuk zrobił wczoraj coś strasznego i mogłoby to się skończyć jeszcze gorzej, ale tak nie było. Może i dając mu drugą szansę okażę się w oczach innych bardzo tępy. Ale jednak Jongsuk stał się dla mnie bardzo ważny. Prawie tak samo, jak ty. A... skoro tobie dałem drugą szansę to wypadałoby zrobić to samo dla niego, nie uważasz? - westchnął. - To co mi dziś powiedziałeś przyjąłem, jako twoją opinię na temat Jongsuka. Muszę zacząć ci ufać, żeby nasza relacja się nie skończyła, więc postanowiłem wysłuchać Yoongiego, lecz jak nie będzie miał solidnych dowodów na to, że Jong kłamie, dam przyjacielowi drugą szansę, licząc na twoje wsparcie i zrozumienie nawet, gdy czujesz, że popełniam błąd. Zostałem wiele razy zraniony i mam tego dość, ale życie nie jest usłane płatkami róż, a całymi tymi pięknymi kwiatami z ostrymi kolcami na łodygach. Muszę się uczyć na własnych błędach, Kookie. Nawet jeżeli będę je musiał parę razy powtórzyć. Inaczej, jak dam sobie radę w przyszłości?
- Dobrze, jeśli uznasz, że chcesz się nadal przyjaźnić z Jongsukiem to dla ciebie spróbuję to zaakceptować. Żebyś był szczęśliwy - posłałem mu mały uśmiech. - Ale w razie czego. Zawsze dla ciebie będę.
- Uwierzyłem w to, dlatego wróciłem do ciebie. - zwinnie wstał z krzesła i delikatnie usiadł na moich kolanach. - Mieszkamy ze sobą i należę do ciebie. Nie musisz w razie czego być o niego zazdrosny. - wtulił się w moje obojczyki.
- Już nie będę - cmoknąłem go w głowę. - Kocham cię najbardziej na świecie. Będę ci to mówił każdego dnia.
- Ja ciebie też kocham. - starał się ukryć w moich ramionach jeszcze bardziej. - I chce, żebyśmy byli ze sobą już na zawsze.
- Będziemy - powiedziałem pewnie. - Daję ci słowo, skoro obaj tego chcemy.
- Nie da rady tego dotrzymać, misiu. - wyszeptał spokojnie. - Zawsze coś może pojawić się na przeszkodzie i nas rozdzielić.
- Poczekaj jeszcze troszkę - posłałem mu ciepły uśmiech. - Zobaczysz. Razem damy radę.
- Za czym mam czekać? - zapytał niepewnie.
- Po prostu bądź cierpliwy i się tak nie bój, przecież cię nie ugryzę - zaśmiałem się cicho. - Daję słowo.
- Kiedyś powiedziałeś, że obiecane komuś bycia zawsze razem jest równe proszeniu o rękę. - zachichotał nieco rozluźniony. - Co miłość z tobą robi?
- Różne rzeczy - odparłem rozbawiony. - Na przykład, zacząłem częściej o wiele sprzątać w pokoju.
- To są akurat plusy związku ze mną. Twoja mama też pewnie nie ma nic przeciwko temu. - uniósł swoją głowę do góry, żeby musnąć mój podbródek.
- Ona ci za to dziękuje - parsknąłem śmiechem. - Wyrobiłeś u mnie dobre nawyki.
- Nie ma za co, misiu. - ponownie chichot wyrwał się z jego ust. - Zawsze służę pomocą.
- Dzięki - musnąłem jego czółko. Mój najsłodszy. Najbardziej rozkoszny chłopak na tej ziemi. - Za wszystko co dla mnie zrobiłeś.
- Nic wielkiego nie zrobiłem. - wyszeptał jednym z najbardziej uroczych tonów jego głosu. - Albo przynajmniej nie pamiętam.
- Możesz nawet o tym nie wiedzieć - zaśmiałem się cicho, biorąc pałeczki w wolną dłoń, bo druga ręka obejmowała jego kruchutkie ciałko. - Ważne, że ja wiem.
- Nie zdradzisz mi tego? - wiedziałem, że wydął teraz swoją malinową wargę. - Swojemu koteczkowi?
- Po prostu jesteś, kochanie - pogłaskałem jego bok z uśmiechem. - Istniejesz.
- Masz rację. Istnieję. I w czym niby ci to w życiu pomogło? - zapytał, kompletnie nie rozumiejąc tego co chciałem przekazać. Urocze, niewinne stworzonko.
- Znalazłem swoje szczęście - wyznałem, wzdychając cicho. - I miłość swojego życia.
- Oh... - poprawił się ostrożnie w moim uścisku. - Gdyby nie ja to poznałbyś kogoś innego.
- Wątpię - wtuliłem go w siebie. - Od początku naszego istnienia mamy przypisane pewne rzeczy. I myślę, że nasza druga połówka też.
- Uważasz, że zostałem tobie przypisany już w pierwszych chwilach swojego życia? - zmarszczył brwi.
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Ale wiem, że nie tylko z powodu występu, znalazłem się w sali gimnastycznej twojej szkoły.
- Obie szkoły są przeznaczone dla artystów i trochę ze sobą rywalizowały, a jednak ty i Somin pojawiliście się na naszym festynie. - zamyślił się. - Możliwe, że masz rację, iż to nie przypadek.
- Czasami warto mnie posłuchać - zaśmiałem się wesoło. - Mogę mieć rację. W kilku przypadkach.
- No właśnie. Słowo klucz. Czasami. - zachichotał głośno.
- Oj tam - zacząłem miziać nosem jego policzek. - Teraz nadszedł ten czas i jestem z siebie dumny.
- Ja też jestem z ciebie dumny. - wyznał, rumieniąc się delikatnie na buzi. - J-jak chcesz to możesz mnie... pocałować.
- Zawsze chcę - uśmiechnąłem się rozczulony jego zachowaniem i musnąłem ze szczerą chęcią jego najpiękniejsze usta. Mój. Na zawsze.
Jimin oddał nieśmiało pocałunek, swoimi rączkami, jak zawsze, oplatając moją szyję, żeby bardziej się przybliżyć. Jeszcze parę dni temu, kiedy oznajmił, że musimy ze sobą zerwać, bardzo się bałem tego, iż więcej razy nie będę mógł posmakować tych słodkich usteczek. Radowało mnie to, że jednak te obawy się nie potwierdziły.
- Nakarmić cię? - spytałem cicho, kiedy od siebie się odsunęliśmy.
- Nie, nie trzeba. - posłał mi mały uśmiech, wyciągając na tyle swoją rączkę, żeby dosięgnąć swojej porcji jedzenia. - Zjem sam.
- Dobrze - pokiwałem głową, nie chcąc się narzucać. - Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że tutaj jesteś.
- Widzę po tobie, że nie męczy cię moja obecność tu inaczej bym uciekł. - oznajmił, zaczynając jeść. - Ja też jestem szczęśliwy, że jesteś obok.
- Mam ochotę cię znowu rozpieszczać cały czas - wyznałem, wtulając swoją twarz w jego szyję. - I w dni kiedy masz wolne, będziemy przez większość dnia leniuchować. Ja się o to postaram.
- Um... - spiął się delikatnie. - Bo wiesz... Ja ostatnio brałem dużo wolnego i wyczerpałem limit... Do nowego roku będę musiał pracować od poniedziałku do soboty...
- Mamy niedziele - posłałem mu delikatny uśmiech. - Nie martw się. Będę po ciebie przychodził, żeby spędzić jeszcze więcej czasu razem. Dopóki nie zacznę roku.
- To niecały miesiąc. - zaczął. - I masz rację. Mamy niedzielę. Ale przypominam, że pracuje w dwóch miejscach, więc pewnie czasem one nie będą całe wolne. - uśmiechnął się delikatnie. - Ale damy sobie radę.
- Oczywiście, że damy, skarbeńku - wyszeptałem, przytulając go do siebie. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - skończył jeść, odkładając naczynie na stole. - Pójdę włożyć to do zmywarki, a potem uszykować sobie ubrania, bo o szóstej rano muszę być w pracy.
- Zostaw to, ja już powkładam do zmywarki - cmoknąłem go w czoło i pomogłem mu wstać z moich kolan. I tak miał dużo obowiązków, więc chociaż z tym mogłem mu pomóc. Wyręczać go w tych domowych. Nie widziałem sensu, żeby chodził aż do dwóch prac, ale skoro tego pragnął to nie miałem zamiaru mu tego odbierać. Dopóki nie będę widział, że coś mu się dzieje. Wtedy zmieniam zdanie.
--------------------------------
Przez problemy techniczne dajemy dopiero dziś, ale ważne, że jest ^^
Podobało się? ><
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro