Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Jeon Jungkook:

Na początku nie wiedziałem, czy dobrze robię w ogóle proponując Jiminowi to, żeby pojechał ze mną do centrum handlowego. Na początku faktycznie nie wiedziałem, co kupić Namjooowi na jego urodziny i byłem bezradny. Gdyby mojej mamy nie było w pracy, pewnie ją poprosiłbym o pomoc, ale zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę niewiele wiem o swoim hyungu i tylko pomoc Jimina mogła mi jakoś zapewnić wygraną.

Jednak przed wyjściem wpadłem na genialny pomysł, co do prezentu i do tego, co byśmy mogli zrobić po naszej małej wycieczce do sklepów. Wiedziałem, że ryzykowałem i to cholernie, ale co miałem do stracenia? W końcu miałem o niego walczyć, dlatego mając nadzieję, że pogoda mnie nie zawiedzie, spakowałem ciepły koc i wziąłem dodatkowe pieniądze, żeby móc kupić nam coś na przekąskę. Liczyłem, że będzie szczęśliwy i ten pomysł to będzie strzał w dziesiątkę. I był.

Zdawałem sobie sprawę, że ten pocałunek i ogólnie wszystko co mnie dobrego spotkało, mogło być pod wpływem chwili. W końcu Jimin chciał poczekać aż cokolwiek między nami się zadzieje. Jednak nie mogłem się powstrzymać, żeby go nie spytać o to pozwolenie. Za bardzo za nim tęskniłem. Możecie uznać mnie za mięczaka, mam to gdzieś, ale podczas tego zbliżenia powstrzymywałem się i to bardzo od uronienia jakiejkolwiek łzy. Chyba to było za dużo jak na jeden dzień, ale nie żałowałem. Nie żałowałem, ponieważ to był najlepszy dzień w moim życiu od czasu tamtego okropnego wydarzenia. Lecz jednocześnie stał się najgorszym, kiedy uświadomiłem sobie, że Jimin mógł tego nie chcieć. Straszna wizja, ale przy moim "optymizmie" to nie było nic dziwnego.

Starałem się jednak następnego dnia o tym nie myśleć, żeby być w dobrym humorze na przyjęciu urodzinowym Namjoona. I przy okazji, nie martwić moich rodziców oraz Somin, która od pewnego czasu stała się strasznie natrętna i panikowała jak nie odbierałem za pierwszym razem. Jednak wiedziałem, że to po prostu czysta troska. Czasami była jednak aniołem. Ale tylko na chwilkę.

- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?! - głos mojej oburzonej przyjaciółki dotarł do moich uszu, gdy popijając drinka z nią rozmawiałem o wczorajszym dniu. Pewnie nikogo nie zdziwi fakt, że wypytywała o szczegóły. Ja przez cały czas ją olewałem, szukając wzrokiem Jimina, który jeszcze nie zjawił się na przyjęciu. Dziś miał mi dać ostateczną decyzję względem naszego związku. Może trochę się pospieszył z takim czymś, lecz nie zaprzeczę, że mi to pasowało.

- Bo nie chcę o tym rozmawiać? - odpowiedziałem, przewracając oczami. - To jest trudny temat. I na pewno nic nie powiem po alkoholu.

- Trudno jest powiedzieć swojej najlepszej przyjaciółce o tym czy chociażby się pocałowaliście? - zapytała oburzona, szturchając mnie w ramię. - Jimin mi wczoraj napisał, kiedy spałam, że źle się poczuł i szef zwolnił go do domu, więc nie wiadomo czy przyjdzie, a ty nie masz co robić bez niego, dlatego mów.

- Somin, naprawdę nie chcę o tym rozmawiać - westchnąłem, przecierając oczy ze zmęczenia. Miałem ciężką noc. - Potem ewentualnie ci mogę powiedzieć.

- Ugh, niech będzie, ale zapamiętam to sobie. - westchnęła ciężko. - Przestań tak jeździć wzrokiem po ludziach. Jimina nadal tu nie ma.

- Ale pewnie przyjdzie - mruknąłem. - Muszę z nim koniecznie porozmawiać.

- Może najpierw złóż życzenia Namjoonowi. - Somin podniosła się z kanapy. - A ja idę sprawdzić czy ojciec mojego dziecka nie pije za dużo.

- Przecież mu składałem na wejściu, kiedy mu dawałem prezent - oparłem się wygodniej o ścianę. - Idź. Ja tu nadal sobie będę stał.

- Jasne. Jak chcesz. - machnęła na mnie ręką, odchodząc w stronę, gdzie jakieś parę minut temu ruszył Hoseok.

Po raz kolejny przewróciłem oczami na jej czyny i po prostu w dalszym ciągu rozglądałem się za Jiminem. Nie wiedziałem w sumie, jak go nazywać. Bo chłopakiem moim nie był. Ale nie zerwał ze mną. Więc prawie chłopak? Na pewno to nie był czas na takie przemyślenia. Po tej rozmowie będę pewien kim dla siebie będziemy. Miałem nadzieję, że czymś więcej.

Stanie z jednym drinkiem w trakcie naprawdę fajnej imprezy z myślami, które były kompletnie gdzieś daleko, nie było szczytem moich marzeń i idealną atmosferą do rozmawiania na bardzo ważny temat, jakim był dalszy los mojej przyszłości i szczęścia. Lecz jednak ważne było to, że w ogóle taka rozmowa miała mieć miejsce. Dlatego czekałem. Cierpliwie czekałem aż Jimin przyjdzie z podjętą decyzją. I doprawdy nikt nie wie jak duży uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy wiara w jego przybycie nie okazała się złudna. Tylko... dlaczego w drzwiach nie było koło Jimina Jongsuka. Huh, pokłócili się?

- Wszystko w porządku? - spytałem cicho, kiedy podszedłem do niego, odkładając uprzednio oczywiście alkohol. Nie byłem na szczęście podpity.

- Jungkook-ah... - wyszeptał, poprawiając swoje okulary przeciwsłoneczne na nosie. Padał deszcz i było zimno, a Jimin nie interesował się modą. Coś mi tu zaczynało śmierdzieć znanym zapachem "Sukinsyn Jongsuk". - Szukałem cię.

- Coś ci się stało w oko? - zadałem kolejne pytanie zaniepokojony. - Uderzył cię?

- Nie, nie, nic takiego nie mów. Po prostu... zimno... mi w oczy? - odparł cicho pytającym tonem, który pewnie miał brzmieć inaczej. - Namjoon mówił, że już przyszedłeś, a mieliśmy porozmawiać, więc może się przejdziemy?

- Dobrze - pokiwałem głową, zabierając swoją kurtkę. - Na pewno nic się nie dzieje?

- Namjoon ucieszył się z prezentu? - blondyn zmienił temat nawet nie próbując tego ukryć. Musiało być coś na rzeczy. - Jin nie był wściekły, więc pewnie nikt jeszcze nic złego dziś nie zrobił.

- Tak, ucieszył się - odpowiedziałem z westchnięciem. - I to bardzo nawet.

- To najważniejsze. - otworzył drzwi domu, z którego zaraz wyszedł. - Mam ochotę na pocky. Wystąpimy do sklepu?

- Jeśli chcesz - włożyłem w swoje kieszenie dłonie. - Jak ci minął dzień?

- A jak tobie minął? - skierował w moją stronę twarz.

- Spytałem pierwszy - zaśmiałem się cicho. - Odpowiedz.

- Źle. - wyszeptał z małym uśmiechem, następnie skupiając swoją uwagę na chodniku. - Teraz ty odpowiedz.

- Też źle w sumie - wzruszyłem ramionami. - Już nic nie jest chyba dobrze.

- Dlaczego tak mówisz? - poczułem jego małą dłoń na moim łokciu, który delikatnie ścisnął. - Coś się stało?

- Nic się nie stało, Jimin-ssi - spojrzałem się na niego z uśmiechem. - Po prostu jest źle. A czemu tobie jest źle?

- Bo podjąłem decyzję i wiem, że nie mogę inaczej postąpić. - zabrał sobą rękę, po czym westchnął cichutko. - No i troszkę pokłóciłem się z Jongsukiem i to z mojej winy.

- Nie wiem, czy chcę znać tą decyzję - zaśmiałem się żałośnie. - A o co się pokłóciliście?

- O moją głupotę i naiwność. - odpowiedział równie żałosnym tonem. Widocznie ten dupek znów mu coś nagadał.

- Nie jesteś ani głupi, ani naiwny - mruknąłem, chcąc jeszcze coś dopowiedzieć, ale się powstrzymałem.

- Jestem i dzięki tej kłótni to zrozumiałem. - widząc mały osiedlowy sklepik, zaraz ruszyliśmy w jego stronę.

- A w stosunku do czego jesteś naiwny? - spytałem, zaciskając delikatnie wargi ze stresu.

- Do życia, ogółem. - wyszeptał otwierając z całych sił drzwi sklepiku, przez co zaraz usłyszałem charakterystyczny dźwięk dzwonka.

- Ja mam inne zdanie - wyznałem, domykając drzwi do końca. - Zawsze miałem.

- Wiem. Ty i Jongsuk jesteście kompletnie inni. - wyszeptał bardzo cicho, podchodząc do lady, żeby zakupić sobie słodycz, na którą miał ochotę.

- Powiedział, że jesteś naiwny? - zadałem kolejne pytanie zaskoczony, chociaż nie powinienem. Jongsuk był chujem.

- Tak. - odpowiedział, zabierając ostatnie drobne i reklamówkę z lady. - Dziękuję bardzo. Do widzenia! - pożegnał się ze sprzedawcą, ciągnąc mnie znów w kierunku drzwi, ale tym razem po to, żeby wyjść.

- Nie powinien, przecież ty nie jesteś naiwny - westchnąłem ciężko, kręcąc głową. Ale za to on jest kompletnym idiotą.

- Nie musisz mnie bronić, Jungkook. - ponownie poprawił swoje okulary na nosie.

- Nie bronię cię - mruknąłem. - Tylko mówię najszczerszą prawdę.

- A ja sądzę, że mnie bronisz. - kątem oka zauważyłem, jak wydyma policzki.

- A ja sądzę inaczej - uśmiechnąłem się lekko na jego upartość i przy okazji słodkość. Zawsze był taki.

- Tak, źle sądzisz. Znam cię lepiej. - oznajmił weselej.

- Nie uważam, że źle sądzę - zaśmiałem się cicho. - Może masz czasami racje, ale ja też mam.

- Nie wydaje mi się. - wymamrotał pewnie, wyciągając z reklamówki jedno opakowanie z pocky o jego ulubionym smaku. Truskawkowe.

- Ja wiem swoje, ty wiesz swoje - wzruszyłem ramionami i westchnąłem. - Nie zmienię zdania.

- I to niby ja jestem ten bardziej uparty w oczach twoich rodziców. - pstryknął palcami mój nos, potem biorąc się, a jedzenie słodyczy. - Chcesz troszkę?

- Nie, nie - pokręciłem głową, a potem odchrząknąłem. - Jedz sobie. Smacznego.

- No dobrze... - westchnął ledwo słyszalnie, wchodzą nagle w uliczkę bez wyjścia.

- Czemu tutaj idziemy? - spytałem go, mimo obawy idąc za nim. Nie wiedziałem, czemu nas tutaj prowadził.

- Mieliśmy pogadać, a nie chcę na środku chodnika. Zawsze takie rozmowy sprawiały, że ludzie zwracali na nas całą uwagę, więc raz zróbmy to bez świadków. - wytłumaczył blondyn. Wkładając otwarte pudełeczko z powrotem do reklamówki i dokończył jeść paluszka pocky, którego wcześniej wyciągnął.

- Oh, okej - automatycznie zagryzłem swoją wargę i spuściłem wzrok. Miałem wrażenie, że zaraz serce mi wyskoczy z klatki piersiowej.

- Jungkook-ssi... - Jimina głos niebezpieczne się złamał, dlatego zapragnąłem spojrzeć mu w oczy, do których barierę stanowiły okulary. Zapragnąłem je w tej chwili zdjąć.

- Tak? - Bałem się to zrobić, ale w końcu sięgnąłem ręką, żeby ściągnąć z niego te okulary.

- Od-oddaj! - jęknął, zanim zdołał mnie powstrzymać. Niestety w jednej chwili moje przypuszczenia się potwierdziły. Miał opuchnięte prawe oko, wokół którego zaczął się robić dogodny siniak. - Oddaj mi je, proszę...

- Nie będę pytał - mruknąłem, podając mu z powrotem okulary. Wiedziałem kto to zrobił. I dlaczego.

- Uderzyłem się o kant stołu. - i tak się tłumaczył. - Nie chciałem wyjść na ciape podczas przyjęcia.

- Oczywiście - miałem ochotę parsknąć śmiechem. Naprawdę myślał, że jestem taki głupi. - A teraz porozmawiajmy.

- Zastanowiłem się. Tak jak wczoraj obiecałem. - potarł delikatnie swoje ramię i jak to miał w zwyczaju, zapatrzył się w swoje buty. - I podjąłem ostateczną decyzję.

- Jaką? - spytałem cicho, przełykając ciężko ślinę. Byłem wręcz przerażony.

- Wiesz, że zakończenie czegoś nie zawsze musi być smutne? - zapytał szeptem przez ściśnięte gardło. - Może być początkiem czegoś innego. Lepszego. Tak samo jest z albumami. - włożył dłoń do swojej kurtki, z której wyciągnął wywołane zdjęcia. - Według tego co udało mi się obliczyć, tyle zdjęć starczy do wypełnienia albumu, który ci kupiłem na naszą miesięcznicę. - podał mi je, szybko zabierają swoją dłoń. - Czasem trzeba wypełnić jeden album, żeby móc założyć drugi z innymi wspomnieniami. Lepszymi...

- C-co ty chcesz powiedzieć? - zadałem kolejne pytanie, patrząc się na te zdjęcia niezbyt przytomnie. Mój oddech już od dłuższej chwili był szybki.

- Musiałem wybrać pomiędzy chłopkiem, który nadużył mojego zaufania a najlepszym przyjacielem, który mi pomógł się z tego otrząsnąć. - zdjął swoje okulary, żeby móc spojrzeć mi w oczy. - Decyzja nie była prosta. Ale wybrałem przyjaźń. - wyznał z niespokojnym oddechem. - Oficjalnie musimy się rozstać na zawsze. I zacząć wszystko od nowa.

Wtedy prawdopodobnie poczułem to co Jimin, kiedy zobaczył mnie z tą dziewczyną. Moje serce pękło. Na tysiące malutkich kawałeczków.

- Dobrze - nawet nie wiedziałem, co wtedy mówię. Byłem zrozpaczony. Moja twarz to pokazywała w małej części. - Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać. Jeśli Jongsuk był i jest dla ciebie ważniejszy, nie będę się wtrącać między was - wypuściłem drżący oddech, czując jak podbródek zaczyna mi delikatnie drgać. - Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. I znajdziesz sobie kogoś, kto doceni cię tak jak zasługujesz - zacisnąłem swoje wargi. - Mimo tego co pomiędzy nami było, liczę na chociaż bycie dobrymi znajomymi. A teraz pozwól, że pójdę już - musiałem to powiedzieć, bo z każdą chwilą czułem coraz bardziej, że się rozpłaczę.

- Poczekaj jeszcze chwilę. - złapał mnie za dłoń, zanim odszedłem i szybko się wtulił w mój tors. - On nie jest od ciebie ważniejszy. Nigdy nie był. - aniołek wyszeptał bliski płaczu. - Postaraj się zapomnieć. Bądź szczęśliwy beze mnie. To nie jest niemożliwe. Po prostu to sobie wmawiasz.

- Nie mów mi takich rzeczy - zacisnąłem swoje powieki, nie mogąc oddać mu tego uścisku. Wtedy już bym go nie puścił - Jest ode mnie ważniejszy, Jimin-ssi. Ty bądź szczęśliwy beze mnie. W końcu masz super przyjaciela, prawda? - zaśmiałem się cicho, czując tyle sprzecznych emocji. - Nie chcę o tobie zapomnieć, chociaż to boli. Ale to już nieważne. Zadzwoń kiedyś - poprosiłem go, uśmiechając się lekko. - Opowiedz, co tam u ciebie. Nie będę się już pakował w twoje życie. Będziesz miał spokój, na który zasługujesz.

- Nie lubisz go. Ja zdaję sobie doskonale z tego sprawę. - chłopak zaczął mnie wypuszczać z uścisku aż nagle moje ciało straciło dodatkowe poczucie ciepła, które biło od niebieskookiego. - Może gdybyście się lubili to wszystko inaczej by się potoczyło, lecz nic z tym nie zrobię. - spojrzał po raz ostatni w moje oczy. - Obyś znalazł to czego szukasz. Uważaj na siebie. - nałożył na swój nos okulary, szybko całując delikatnymi usteczkami mój policzek i następnie odchodząc w swoją stronę, ale parę razy obejrzał się za siebie. Robił to dopóki nie zniknęliśmy sobie z pola widzenia. Rozpłynął się nagle w powietrzu, jakby go tu nigdy nie było.

Wyciągnąłem swój telefon z kieszeni i od razu go wyłączyłem, żeby uniknąć jakichkolwiek prób dodzwonienia się do mnie, uprzednio wysyłając wiadomość do mojej mamy, że zabawa jest przednia i wątpię, że wrócę do domu na noc. Nie miałem zamiaru. Tamten wieczór należał tylko do mnie. Do mnie i dobrej butelki alkoholu ze spożywczaka.

Szczerze mówiąc, nie wierzyłem przed rozmową, że Jimin zgodzi się na bycie dalej parą. Byłem stratny na każdej pozycji, ale dał mi spore nadzieję przez ten cholerny pocałunek, który po naszym zerwaniu bolał mnie w każdej części mojego ciała. Wiedziałem, że to był błąd. W sumie całe moje życie było błędem, więc nie można było się dziwić, że je popełniałem do upadłego.

Kiedy Jimin odszedł, osunąłem się wzdłuż jednej ze ścian uliczki i po prostu, wybuchnąłem przeraźliwym płaczem. Nie spodziewałem po sobie takiej reakcji, ale trzymałem w sobie uczucia dość długo, dlatego w końcu potrzebowałem wypłynięcia ich z siebie. Najbardziej mnie dobijały zdjęcia, które nadal trzymałem w dłoni. Nie wiedziałem, dlaczego na nie patrzyłem. Chyba po prostu chciałem czuć ból, na który zasłużyłem, jak nikt inny. Najgorsze było to, że już nie byłem w stanie mu pomóc z Jongsukiem. To już nie było "my" to już było "on" i "ja". Wróciłem do Seulu dla nas. Teraz już nie było nas, więc jedyne co chciałem zrobić to spakować się i wyjechać już na zawsze, ale wiedziałem, że decyzje podjęte pod wpływem alkoholu raczej nie miałyby dobrych skutków, a wręcz przeciwnie. Powstrzymałem się. Miałem jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia roku akademickiego, dlatego miałem nadzieję, że dam radę się pozbierać do tego czasu.

Nie wiem ile przeszedłem kilometrów z prawie opróżnioną butelką alkoholu w ręce, ale szczerze mówiąc, gówno mi to dawało. Wyglądałem pewnie jak siedem nieszczęść, bo czułem, jak moje oczy szczypią mnie od płaczu, a ja sam powoli tracę siły. Nie miałem wyjścia, musiałem wrócić do domu. Mogłem jeszcze iść do Somin, ale wiedziałem, że ona jest nadwrażliwa jeśli chodzi o alkohol. Nie chciałem, chociaż jej zawieść. Najważniejsze jest to, że zawiodłem sam siebie, Jimina i rodziców. Byłem beznadziejny. Ale miałem chociaż nadzieję, że moi rodzice już śpią i nie będą zadawać zbędnych pytań. Niestety. Miałem pecha.

- Jungkook... - zdziwiony głos mojej mamy był na swój sposób dobijający, gdy pijany dobijałem się do domu, bo nie wiedziałem gdzie mam klucze. Patrzyła na mnie z różnymi odczuciami, których po takiej dawce alkoholu nie potrafiłem odczytać. Byłem pewny, jednak, że jedno z nich to zawiedzenie. Mama mnie upominała, że mam tylko nie przesadzić z piciem. Jak widać nie za bardzo jej posłuchałem. - Skarbie, co ty wyprawiasz?! - uniosła delikatnie głos, zabierając mi z rąk prawie pustą butelkę alkoholu, po czym wprowadziła mnie do środka domu.

- Straciłem go - mój głos ponownie się załamał. - Już na zawsze.

- Oj, słońce... - Mama zgarnęła mnie szybko w swoje ramiona. - Ale czy to jest powód, żeby tyle pić?

- Chciałem zapomnieć - wymamrotałem. - O tym, jak beznadziejny jestem. O nim. O tym jego Jingsuku. Dupek. Pobił go, rozumiesz?

- Pobił go? - zdziwienie w jej głosie było słychać dobitnie, lecz nie przestawała czesać moich włosów. - Więc, dlaczego pozwoliłeś mu odejść? Nie lepiej właśnie go bronić?

- Powiedziałem mu, że nie będę się wtrącał - wyszeptałem, czując jak po raz kolejny łzy podchodzą mi pod powieki. - Jestem beznadziejnym i synem, i chłopakiem.

- Nie, synku, nie jesteś beznadziejny. - zaprzeczyła odrywając się ode mnie, żeby ująć moją twarz w dłonie i spojrzeć mi w oczy. - Jesteś takim synem, jakiego pragnęłaby każda matka. Dziękuję codziennie Bogu za ciebie i twoje dobre serduszko. Twój brat był dokładnie taki sam i na pewno teraz cię pilnuje. Junghyun zawsze się tobą chwalił kolegom w szkole. Uwielbiał cię uczyć nowych rzeczy i wiele razy powtarzał, że będzie zawsze cię chronił. Niestety nie mógł w ludzkiej postaci, ale jako anioł. - uśmiechnęła się delikatnie. - Nie możesz sobie wmawiać, że jesteś beznadziejny, bo to nieprawda. Beznadziejny to jest ten cały Jingsuk czy jak mu tam i aktualnie sam Jimin, bo nie może docenić tego jak bardzo się starasz. Z tego co mi mówiłeś, obiecałeś, że będziesz o niego walczył. Ale skarbie. Walka nie kończy się po jednej przegranej bitwie. Musisz o tym pamiętać.

- Tylko jak ja mam to zrobić, skoro zerwał ze mną - odparłem cicho. - On nawet nie wiedział, że chcę mu się oświadczyć. To mnie chyba najbardziej dobija. Razem z tym pierścionkiem i zdjęciami.

- Jakimi zdjęciami? - zapytała spokojnym tonem, który działał na mnie kojąco.

- W kieszeni kurtki - odpowiedziałem z małym westchnięciem. - Dał mi to dzisiaj i pieprznął jakąś gadkę, której na tej moment nie pamiętam.

- Ale co masz zrobić z taką ilością zdjęć? - zagadnęła mnie rodzicielka po wyciągnięciu ich.

- Włożyć je do albumu - mruknąłem. - Policzył ile zostało do końca i dał mi tyle. Mam potem zamknąć ten album raz na zawsze i przy okazji ten etap życia.

- Kochanie... - smutny wzrok mojej mamy dodatkowo mnie przybił, ale nagle pojawiły się w im iskierki. - Zamknąć ten album na zawsze, tak? Niech będzie.

- Przed chwilą mówiłaś, że mam o niego walczyć - odparłem zdziwiony. Po alkoholu nie byłem w stanie za bardzo rozumieć.

- I będziesz o niego walczyły. Założysz nowy album i zaczniesz od nowa. Wraz z Jiminem. - zaśmiała się cicho. - Daj mu to w urodziny. Na pewno się wzruszy i wróci do ciebie. Rób wszystko na spokojne synku.

- Dobrze - pokiwałem głową i przetarłem swoją twarz. - Muszę odpocząć kilka dni od wszystkich. Gdyby Somin przyszła, powiedz jej najlepiej prawdę, ale nie pozwalaj jej do mnie wejść. Proszę.

- Dobrze, kochany. Lecz już więcej nie pij. - mama pogroziła mi palcem.

- Już nie będę - obiecałem, posyłając jej niewyraźny uśmiech. - Chwila słabości.

- Rozumiem, kochanie. - pogładziła jeszcze przez chwilę moje włosy. - Umyj się i idź spać. Rano będziesz z nami jadł śniadanie?

- Nie wiem, możliwe - odpowiedziałem, wzdychając. - Kocham cię i przepraszam.

- Ja ciebie też kocham, synku. - westchnęła. - I nie przepraszaj. Wszystko się ułoży, jeżeli jesteście sobie pisani. Miłych snów.

- Dobranoc - wyszeptałem, mając ochotę po prostu wziąć szybki prysznic i zasnąć. Co zrobiłem od razu po wczołganiu się na górę. Nie miałem siły na nic więcej. Ten dzień był okropny.

--------------------------

Wybaczcie... Jutro next? ;-;

Do następnego ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro