☠ Rozdział 8. ☠
☠Jess☠
Mimo otworzonych oczu nic nie widziałam, miałam je czymś zasłonięte. Dodatkowo moje ręce zostały skrępowane mocną, grubą liną. Szczyt wygody to im przyznam... Nie wiedzą jak obchodzić się z kobietą. Usłyszałam dwóch rozmawiających ze sobą mężczyzn.
— Jesteś pewny, że to ona? — powiedział jeden z nich.
— Nie ma wątpliwości — odrzekł drugi.
— To wyjmuj telefon i dzwoń do nich. — Do kogo ma dzwonić? — Pies i jego diabeł zjawią się tu i wpadną w pułapkę. — Zaśmiał się ochryple.
Pies i diabeł? Nero i Dante! Kurwa! Chcą ich zwabić tu i zabić. Ale kim oni są? Myśl Jess, kto chciałby ich zabić? Ostatnie cele... Zajebiście jestem przetrzymywana przez pieprzoną mafie.
☠Dante☠
Kto by pomyślał, że wystarczy godzina i dobry skandynawski alkohol by pogodzić się z bratem. Zabawne... spór trwający parę lat stłumić w przeciągu trzech... może czterech godzin. Z tej okazji pierdolnę se nowy tatuaż, a co! Jak szaleć to szaleć! Zaśmiałem się pod nosem i zastanawiałem czy Nero w końcu se jakiś zrobi. Ale to już może później. Teraz niech naciesze się smakiem tego trunku.
— Co u niej? — spytał mój brat.
— U kogo? — Uniosłem brew, nic nie rozumiejąc.
— Dobrze wiesz u kogo. — Widząc, że nic nie odpowiem dodał. — Ostatnio jak ją widziałem, wyciągnąłem ją z chińskiego więzienia...
— A ona złamała ci nos. — Zaśmiałem się.
— Mi do śmiechu nie było... Właśnie, nie odwdzięczyłeś mi się za tamtą przysługę.
Westchnąłem i przewróciłem oczami.
— Więc co mam zrobić?
Miał już coś powiedzieć, kiedy zadzwonił jego telefon. Wyjął go z kieszeni i odebrał. Po jego minie mogłem wywnioskować, że nie wróży to nic dobrego. Wściekły schował telefon i podniósł się z krzesła.
— Co jest? — spytałem widząc, że młody ledwo nad sobą panuje.
— Porwali Jess... — wysyczał przez zaciśnięte zęby.
— Uuu widzę, że grubo. To co idziemy się z nimi przywitać? — zaproponowałem wstając. — Wiesz, gdzie są?
— Tak...
— Jak za starych czasów. — Uśmiechnąłem się do brata i razem ruszyliśmy w kierunku miejsca, gdzie podobno przetrzymują blondynę.
Szliśmy w kierunku opuszczonego ratusza, który stał na uboczu miasta. Odpadający tynk i gruzy dodawały temu miejscu specyficzny klimat. Na nasze nieszczęście budynek jest w cholerę duży, więc miejsc na zasadzkę jest sporo.
— Ale ty wiesz, że to pułapka? — spytałem brata.
— Wiem i mnie to nie obchodzi... — odpowiedział zimno.
Westchnąłem cicho i spojrzałem na niego. W jego oczach dostrzegłem niebezpieczne płomienie, które mieszały się z ich naturalnym chłodem. Wiem co czuje. Sam nieraz wpadałem w szał bo ktoś próbował ją skrzywdzić. Właśnie swoimi czynami potwierdził moją małą teorie spiskową. Nero kocha Jess, a ona jego. Jednak ani on, ani ona nie zrobią pierwszego kroku. Zupełnie jak dzieci. Zaśmiałem się w myślach po czym poczułem, że ktoś nas obserwuje.
— Nero...
— Wiem.
Za zasłon wyskoczyło około pięćdziesięciu ludzi i nas otoczyło mierząc z karabinów. Świetnie kurwa! Jakbym był tu sam to bym ich zabił bez odnoszenia poważnych ran, a tak to niewiele zdziałam. Odwróciłem się do brata tyłem i oparliśmy się o siebie plecami.
—To jesteśmy w dupie — stwierdziłem
— To mi coś przypomniało. — Uśmiechnął się Ner. — Pamiętasz jak okradliśmy jakiegoś dzieciaka, a jego bracia mieli nam wpieprzyć?
— Pamiętam. — Zaśmiałem się na to wspomnienie. — Otoczyli nas i byli dwa razy więksi, a i tak im wpieprzyliśmy z pomocą jednej stalowej rury.
— To co Dan, powtórka z rozrywki? — Wyciągnął pistolety.
— Z tobą zawsze. — Uśmiechnąłem się szeroko wyciągając wysuwaną laskę, która po naciśnięciu przycisku zmieniła się w ostrze.
Razem z bratem założyliśmy maski, a ja upuściłem na ziemię czarne kulki. Wokoło pojawił się gęsty czarny dym. Słyszałem wystrzały z pistoletów brata i upadające ciała oraz trzask przeładowywanej broń. Uśmiech nie znikał mi z twarzy, kiedy odcinałem ręce i głowy napastników. Po paru minutach dym opadł, a ja byłem cały skąpany we krwi. Spojrzałem w stronę brata, który powinien uwinąć się ze swoimi. Jeden z nich z ostrzem w ręce zachodził Nera od tyłu. Zamachnął się mieczem, który by sięgnął jego pleców, gdybym go nie odepchnął w ostatnim momencie. Ostrze przeszło mi przez lewe oko, w czas je zamknąłem inaczej bym już je stracił, a tak zostanie po tym tylko blizna. Usłyszałem strzał, a niedoszły skrytobójca padł martwy. Po lewej stronie twarzy spływała mi krew.
— Oszalałeś?! — krzyknął, obwiązując mi zranione oko.
— "Dzięki Dan za osłonięcie przed śmiercionośnym atakiem" — powiedziałem udając ton jego głosu. — A niema sprawy młody. — Dodałem już swoim.
— Mówił ci ktoś, że jesteś lekkomyślny? — Wstał i wyciągnął w moim kierunku rękę.
— Parę razy. — Uśmiechnąłem się i skorzystałem z jego pomocy. — Chodźmy po twoją dziewczynę.
— To nie jest moja dziewczyna...
Przewróciłem oczami. Jeszcze nie jest, ale wcześniej czy później... kto wie? Weszliśmy w głąb budynku, aż znaleźliśmy się na dużej kamiennej sali. Na jej środku siedziała skuta i skatowana Jess. Mój młodszy brat od razu do niej podbiegł i odwiązał.
— Jess! JESS! — krzyczał, a w jego głosie słychać było ból.
Spojrzałem na dziewczynę i stwierdziłem:
— Żyje, nie martw się o nią. — Uniosłem głowę i zobaczyłem trzy postaci stojące na balkonie. Tak, jak przypuszczałem byli oni ostatnimi celami na liście. — Ner bierz ją i zanieś do szpitala.
— A co z tobą? — spytał, biorąc ją na ręce.
— Ja się pobawię. — Uśmiechnąłem się niczym rodowity psychopata i założyłem rękawicę z pazurami na prawą rękę.
Rzuciłem się w ich stronę, unikając przy tym wszystkich pocisków.
*po dwóch tygodniach*
— Już wyjeżdżasz? — spytała Jess.
— Tak, zrobiłem już to co miałem i będę wracał do siebie. — Uśmiechnąłem się, wkładając walizki do bagażnika.
— Chcesz się z nią zobaczyć? — spytał młody, a na jego lewej ręce widniał tatuaż z dwoma krukami, jednym czarnym o czerwonych oczach i drugim białym o niebieskich. Ptaki stały do siebie plecami.
— Bardzo... — Odwróciłem się do nich. — Dbaj o tego durnia, Jess.— Uściskałem dziewczynę.
— Nie musisz się o niego martwić. Jest w dobrych rękach. — Wysłała w moim kierunku uśmiech.
— Nie wątpię. Do zobaczenia, bracie. — Uściskałem Nero
— Do zobaczenia .— odpowiedział
Wsiadłem do samochodu i wraz z Fenem ruszyliśmy w tylko nam znanym kierunku.
Wyżej Dante w rage mode XD (tylko bez kłów XP)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro