Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☠ Rozdział 8. ☠

☠Jess☠  

Mimo otworzonych oczu nic nie widziałam, miałam je czymś zasłonięte. Dodatkowo moje ręce zostały skrępowane mocną, grubą liną. Szczyt wygody to im przyznam... Nie wiedzą jak obchodzić się z kobietą. Usłyszałam dwóch rozmawiających ze sobą mężczyzn.

 Jesteś pewny, że to ona?   powiedział jeden z nich.

 Nie ma wątpliwości   odrzekł drugi. 

— To wyjmuj telefon i dzwoń do nich.    Do kogo ma dzwonić?   Pies i jego diabeł zjawią się tu i wpadną w pułapkę.    Zaśmiał się ochryple. 

Pies i diabeł? Nero i Dante! Kurwa! Chcą ich zwabić tu i zabić. Ale kim oni są? Myśl Jess, kto chciałby ich zabić? Ostatnie cele... Zajebiście jestem przetrzymywana przez pieprzoną mafie.

Dante

Kto by pomyślał, że wystarczy godzina i dobry skandynawski alkohol by pogodzić się z bratem. Zabawne... spór trwający parę lat stłumić w przeciągu trzech... może czterech godzin. Z tej okazji pierdolnę se nowy tatuaż, a co! Jak szaleć to szaleć! Zaśmiałem się pod nosem i zastanawiałem czy Nero w końcu se jakiś zrobi. Ale to już może później. Teraz niech naciesze się smakiem tego trunku.

 Co u niej  spytał mój brat.

 U kogo?    Uniosłem brew, nic nie rozumiejąc.

 Dobrze wiesz u kogo.   Widząc, że nic nie odpowiem dodał.   Ostatnio jak ją widziałem, wyciągnąłem ją z chińskiego więzienia...

 A ona złamała ci nos.   Zaśmiałem się.

 Mi do śmiechu nie było... Właśnie, nie odwdzięczyłeś mi się za tamtą przysługę.

Westchnąłem i przewróciłem oczami.

— Więc co mam zrobić?

Miał już coś powiedzieć, kiedy zadzwonił jego telefon. Wyjął go z kieszeni i odebrał. Po jego minie mogłem wywnioskować, że nie wróży to nic dobrego. Wściekły schował telefon i podniósł się z krzesła. 

— Co jest?   spytałem widząc, że młody ledwo nad sobą panuje. 

 Porwali Jess...   wysyczał przez zaciśnięte zęby. 

 Uuu widzę, że grubo. To co idziemy się z nimi przywitać?   zaproponowałem wstając.  Wiesz, gdzie są?

— Tak...

— Jak za starych czasów.   Uśmiechnąłem się do brata i razem ruszyliśmy w kierunku miejsca, gdzie podobno przetrzymują blondynę. 

Szliśmy w kierunku opuszczonego ratusza, który stał na uboczu miasta. Odpadający tynk i gruzy dodawały temu miejscu specyficzny klimat. Na nasze nieszczęście budynek jest w cholerę duży, więc miejsc na zasadzkę jest sporo.

— Ale ty wiesz, że to pułapka?   spytałem brata.

— Wiem i mnie to nie obchodzi...   odpowiedział zimno.

Westchnąłem cicho i spojrzałem na niego. W jego oczach dostrzegłem niebezpieczne płomienie, które mieszały się z ich naturalnym chłodem. Wiem co czuje. Sam nieraz wpadałem w szał bo ktoś próbował skrzywdzić. Właśnie swoimi czynami potwierdził moją małą teorie spiskową. Nero kocha Jess, a ona jego. Jednak ani on, ani ona nie zrobią pierwszego kroku. Zupełnie jak dzieci. Zaśmiałem się w myślach po czym poczułem, że ktoś nas obserwuje.

— Nero...

 Wiem.

Za zasłon wyskoczyło około pięćdziesięciu ludzi i nas otoczyło mierząc z karabinów. Świetnie kurwa! Jakbym był tu sam to bym ich zabił bez odnoszenia poważnych ran, a tak to niewiele zdziałam. Odwróciłem się do brata tyłem i oparliśmy się o siebie plecami.

To jesteśmy w dupie   stwierdziłem

— To mi coś przypomniało.   Uśmiechnął się Ner.  Pamiętasz jak okradliśmy jakiegoś dzieciaka, a jego bracia mieli nam wpieprzyć?

— Pamiętam.    Zaśmiałem się na to wspomnienie.   Otoczyli nas i byli dwa razy więksi, a i tak im wpieprzyliśmy z pomocą jednej stalowej rury.

— To co Dan, powtórka z rozrywki?    Wyciągnął pistolety.

 Z tobą zawsze.   Uśmiechnąłem się szeroko wyciągając wysuwaną laskę, która po naciśnięciu przycisku zmieniła się w ostrze.

Razem z bratem założyliśmy maski, a ja upuściłem na ziemię czarne kulki. Wokoło pojawił się gęsty czarny dym. Słyszałem wystrzały z pistoletów brata i upadające ciała oraz trzask przeładowywanej broń. Uśmiech nie znikał mi z twarzy, kiedy odcinałem ręce i głowy napastników. Po paru minutach dym opadł, a ja byłem cały skąpany we krwi. Spojrzałem w stronę brata, który powinien uwinąć się ze swoimi. Jeden z nich z ostrzem w ręce zachodził Nera od tyłu. Zamachnął się mieczem, który by sięgnął jego pleców, gdybym go nie odepchnął w ostatnim momencie. Ostrze przeszło mi przez lewe oko, w czas je zamknąłem inaczej bym już je stracił, a tak zostanie po tym tylko blizna. Usłyszałem strzał, a niedoszły skrytobójca padł martwy. Po lewej stronie twarzy spływała mi krew.

— Oszalałeś?! — krzyknął, obwiązując mi zranione oko. 

— "Dzięki Dan za osłonięcie przed śmiercionośnym atakiem" — powiedziałem udając ton jego głosu.    A niema sprawy młody.   Dodałem już swoim.

 Mówił ci ktoś, że jesteś lekkomyślny?    Wstał i wyciągnął w moim kierunku rękę.

 Parę razy.   Uśmiechnąłem się i skorzystałem z jego pomocy.   Chodźmy po twoją dziewczynę.

— To nie jest moja dziewczyna...

Przewróciłem oczami. Jeszcze nie jest, ale wcześniej czy później... kto wie? Weszliśmy w głąb budynku, aż znaleźliśmy się na dużej kamiennej sali. Na jej środku siedziała skuta i skatowana Jess. Mój młodszy brat od razu do niej podbiegł i odwiązał. 

— Jess! JESS!   krzyczał, a w jego głosie słychać było ból. 

Spojrzałem na dziewczynę i stwierdziłem:

 Żyje, nie martw się o nią.    Uniosłem głowę  i zobaczyłem trzy postaci stojące na balkonie. Tak, jak przypuszczałem byli oni ostatnimi celami na liście.    Ner bierz ją i zanieś do szpitala.

— A co z tobą?  spytał, biorąc ją na ręce. 

 Ja się pobawię.    Uśmiechnąłem się niczym rodowity psychopata i założyłem rękawicę z pazurami na prawą rękę.

Rzuciłem się w ich stronę, unikając przy tym wszystkich pocisków.

*po dwóch tygodniach*

 Już wyjeżdżasz?   spytała Jess.

— Tak, zrobiłem już to co miałem i będę wracał do siebie.    Uśmiechnąłem się, wkładając walizki do bagażnika.

 Chcesz się z nią zobaczyć?   spytał młody, a na jego lewej ręce widniał tatuaż z dwoma krukami, jednym czarnym o czerwonych oczach i drugim białym o niebieskich. Ptaki stały do siebie plecami.

 Bardzo...   Odwróciłem się do nich.    Dbaj o tego durnia, Jess.  Uściskałem dziewczynę.

— Nie musisz się o niego martwić. Jest w dobrych rękach.   Wysłała w moim kierunku uśmiech.

 Nie wątpię. Do zobaczenia, bracie.    Uściskałem Nero

 Do zobaczenia .  odpowiedział

Wsiadłem do samochodu i wraz z Fenem ruszyliśmy w tylko nam znanym kierunku.

Wyżej Dante w rage mode XD (tylko bez kłów XP)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro