Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3.3

Po śniadaniu, podczas którego walczyłam z odruchem wymiotnym, próbując zjeść chociaż odrobinę owsianki, poszłam z Kathy i Leną na trening. Dołączył do nas Sheridan, oczywiście spóźniony kwadrans, co Miranda zignorowała, i tańczyliśmy do Love. Nigdy w życiu nie nasłuchałam się od Mirandy tylu komentarzy pod moim adresem. Nie zostawiła na mnie suchej nitki. Nie byłam w stanie wznieść się na pointach, a co tu mówić o piruetach.

— Livia, co się z tobą dzieje, do jasnej cholery?! — krzyczała, gdy przewróciłam się podczas próby obracania się w chaines. — Ciągle mylisz kroki i nie możesz zrobić nawet najprostszej figury!

Lena i Kathy patrzyły na mnie zmartwione, bo nigdy wcześniej nie zaliczyłam upadku na treningu. Zawsze to ja byłam tą lepszą i nigdy nie zostawałam w tyle. Jednak tego dnia wszystko sprawiało mi trudność, a głośna muzyka lecąca z głośników powodowała, że prawie płakałam z bólu. Jednak moja wściekłość była silniejsza niż fizyczna udręka. I w sumie tylko dzięki temu nie poddawałam się i nie poprosiłam Mirandy o wolne.

Po spojrzeniu kątem oka na Sheridana zacisnęłam dłonie w pięści i wstałam z podłogi.

Miał kaca, co nie było dla niego niczym nowym. Funkcjonował jak zawsze. Nawet, cholera, śpiewał niemal bez chrypy. Był do tego przyzwyczajony. Najwyraźniej bycie nie w formie było dla niego całkowicie normalne. Nie miał najmniejszego problemu podczas tańczenia, grania i śpiewania jednocześnie. Nie wiedziałam, co brał, że był niemal tak rześki, jakby przespał z osiem godzin, a nie zaledwie dwie. Chociaż kto go tam wie, może w ogóle nie spał, tylko zrobił imprezę u siebie w willi. Był do tego zdolny.

Drżącymi dłońmi odsunęłam za uszy niesforne kosmyki włosów, które wymknęły się z koka, i spojrzałam na Mirandę ze skruszoną miną.

— Przepraszam, ale wczoraj całe popołudnie i wieczór oprowadzałam Jamesa po Rzymie. Krótko spałam i jestem zmęczona. Po wczorajszym treningu nie odpoczęłam i bardzo bolą mnie stopy, sama rozumiesz.

Miałam nadzieję, że przyjmie taką wymówkę i nie będzie drążyła. Jeśli dowiedziałaby się, że piłam i miałam kaca, to dostałoby mi się o wiele bardziej.

Miranda westchnęła i położyła dłonie na biodrach, spojrzała na Sheridana wkurzona, co aż od niej biło, ale miała ode mnie o wiele więcej cierpliwości i nikt, kto jej nie znał, nie poznałby tego po niej.

Zazdrościłam jej umiejętności aktorskich.

— Livia jest przede wszystkim tancerką, Jamesie — mówiła ze spokojem w głosie. — I między innymi od niej zależy, jak wypadnie twój koncert. Jeśli chcesz, aby pokazywała ci miasto, niech tak będzie. Jednak nie więcej niż kilka godzin w ciągu doby. Inaczej zwyczajnie nie przygotuje się do najbliższego koncertu wystarczająco dobrze.

Sheridan wzruszył ramionami na te słowa i poprawił gitarę trzymaną w dłoniach. Miał na sobie luźne, materiałowe szare spodnie i zwykłą białą koszulkę. Wszystko idealnie wyprasowane, chociaż przecież nikt prócz nas, tancerzy, go nie widział. W pobliżu hotelu nie było żadnych dziennikarzy ani paparazzi. Nie wiem, może miał jakąś obsesję, aby cały czas wyglądać nienagannie.

Oczywiście wyjątkiem był czas, gdy oddawał się cielesnym rozkoszom. W końcu po powrocie z „randki" z Desire wystarczyło na niego spojrzeć, aby zobaczyć, że niedawno się z kimś pieprzył. Pogniecione ubrania, pospiesznie i byle jak zapięta koszula oraz szminka na szyi i kołnierzyku... To wszystko mówiło samo za siebie.

— W porządku, wezmę to pod uwagę. Jednak Livia i tak świetnie sobie radzi. Wątpię, aby podczas koncertu poszło coś źle — odpowiedział znudzonym tonem.

Nie przejął się słowami Mirandy. Zaniepokoiło mnie to. Być może znowu będę musiała bawić się cały dzień w przewodniczkę i tłumacza. Oby nie, pragnęłam, aby to była tylko jednorazowa robota. Tyle dobrego, że mnie nie wydał i nie powiedział, że miałam kaca.

Miranda pokiwała głową, najwyraźniej przyjmując słowa Sheridana do wiadomości. Zaklaskała w dłonie.

— Dobra, jeszcze raz. Livio, tylko tym razem się postaraj — nakazała, patrząc na mnie uważnie, jakby mimo wszystko coś podejrzewała.

— Oczywiście — odparłam cicho, aby nie było słychać, jak bardzo chrypiałam.

Sheridan zaczął grać i śpiewać. Zacisnęłam zęby i spróbowałam wznieść się na pointach, jakoś mi się udało. Jednak każdy krok sprawiał mi taki ból, jakbym chodziła po rozpalonych kamieniach.

***

O 11 Miranda spojrzała na Jamesa i gestem dłoni nakazała mu przestać grać i śpiewać.

— Dobra, zarządzam przerwę. O 12 wróćcie, przyjdzie reszta zespołu i będziemy pracować nad nowym kawałkiem. Ten jest już dopracowany.

Westchnęłam z ulgą, koniec baletu. Wzięłam swoją butelkę z wodą i usiadłam na podłodze. Musiałam odpocząć. Mięśnie moich nóg wręcz płonęły z bólu, cała lekko drżałam. Zaciskałam dłonie, aby powstrzymać płacz. A to była dopiero połowa treningu.

Szlag by to trafił.

Cudownie było usiąść na chłodnej posadzce... Wypiłam resztę wody z butelki, a potem odstawiłam pustą butelkę obok. Cały dzień strasznie mnie suszyło, opróżniłam już dwie butelki i ani trochę nie czułam się lepiej. Zamknęłam oczy, objęłam ramionami nogi, oparłam czoło na kolanach, aby zakryć twarz przed jasnym światłem bijącym z okien. Półmrok dobrze mi zrobił, bo głowa momentalnie przestała tak bardzo boleć.

Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Niechętnie uniosłam głowę i spojrzałam w górę. Stała nade mną Lena. Wręcz biło z niej zmartwienie i niepokój. Nic nie wiedziała wcześniej o tym, że bawiłam się w przewodnika i niańkę Sheridana. Ale po słowach Mirandy była uświadomiona, mimo to nie była zazdrosna czy zła, ale właśnie zaniepokojona. Ciekawa byłam, czy to się zmieni, jak tylko się dowie o imprezowaniu z Sheridanem. Nie miałam jednak zamiaru mówić jej o Desire ani o tym, jak łatwo obiekt jej westchnień flirtował z napotkanymi dziewczynami. Zasmuciłoby to ją, w najlepszym wypadku.

— Wszystko w porządku, Liv? — zapytała i przysiadła obok mnie.

Jej jasne, krótkie włosy związane były w wysoki kucyk, co wyglądało uroczo, bo zabawnie odstawał. Miała na sobie pełny makijaż, z całą pewnością wodoodporny. Inaczej już dawno niewiele by po nim pozostało. Lena była tak samo spocona po treningu jak ja. Nie pojawiała się nieumalowana poza pokojem z obawy, że wpadnie na Sheridana.

Z jednej strony jej zachowanie było zabawne, a z drugiej — smutne. Bo po tym, co wczoraj widziałam, mogłam z ręką na sercu stwierdzić, że Lena miała małe szanse na to, że Sheridan zwróci na nią uwagę.

Uśmiechnęłam się słabo i wolno pokiwałam głową.

— Jasne, mam tylko kaca... — wyszeptałam ostatnie słowo, aby Miranda mnie nie usłyszała, ponieważ stała kilka metrów dalej i rozmawiała z Sheridanem.

Jej szafirowe oczy otworzyły się szeroko i zachichotała cicho.

— Jak to? Nie poznaję cię, przecież ty się nie upijasz tak łatwo, masz twardą głowę. Musiałaś sporo wypić. No dalej, umówiłaś się z kimś?

Pochyliła pytająco głowę w bok i nie odrywała ode mnie spojrzenia.

— Nieee... — Pokręciłam wolno głową. — Sheridan zaszantażował mnie, żebym poszła z nim do klubu. Bawiłam się w przewodnika i tłumacza. Zmusił mnie, abym z nim piła.

Lena spojrzała na Sheridana. Opierał się o ścianę przy oknie i palił papierosa, wolną dłoń trzymał w kieszeni i mówił coś do Mirandy. Wnioskując po jego minie, nie był zadowolony z tego, co usłyszał. Byłam ciekawa, co mu mówiła.

— James? On jest za słodki, aby kogokolwiek szantażować, głuptasie. Nie miałby serca, żeby tak robić. Na pewno nie zmuszał cię do picia, pewnie sama chciałaś i teraz zwalasz na niego. To nie w jego stylu. Jest dobrym człowiekiem. — Usłyszałam Lenę i spojrzałam na nią.

Co za naiwność. Gdybyś wiedziała to co ja... Pomyślałam i uśmiechnęłam się pobłażliwie.

— Nie sądzę, Leno. Przekonałam się na własnej skórze, do czego jest zdolny — odparłam i podniosłam się wolno z podłogi. — Nie znasz go.

Jęknęłam, gdy stanęłam na obolałych stopach. Miałam wrażenie, jakby po tym krótkim odpoczynku bolały mnie bardziej, o ile to w ogóle było możliwe.

Lena poderwała się z podłogi i oparła dłonie na biodrach. Wydęła dolną wargę i spojrzała na mnie z niedowierzającą miną. Uniosła dłoń i wskazała na mnie palcem. Zawsze była bardzo ekspresyjna.

— Ale on nie może być taki... — zaczęła, ale urwała, patrząc za mnie na kogoś, kto wszedł na salę.

Stała tak z otwartą buzią i uniesioną dłonią jak wmurowana.

Usłyszałam za sobą stukot obcasów. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Desire. Ale niby skąd miałaby wiedzieć, że Daniel to tak naprawdę James Sheridan? No i jak odnalazłaby hotel? A co najważniejsze, przecież ochrona by jej nie wpuściła.

Sheridan spojrzał za mnie i zamarł. Na jego twarzy ujrzałam jednocześnie szok, złość, ale i zadowolenie. Co też mogło spowodować u niego takie emocje?

Z ciekawości odwróciłam się na pięcie i musiałam przyznać, że i moja szczęka opadła niemal do podłogi.

Na salę weszła Sylvia Clarke. Miała na sobie czarną sukienkę z rękawami do łokci. Jej długie, kruczoczarne włosy zaplecione były w warkocz. Jej makijaż był nienaganny, ale czego innego można się było po niej spodziewać.

Co tutaj robiła? Przecież nawet ja słyszałam, że Sheridan i Clarke zerwali ze sobą jakiś czas temu.

Co prawda potem do siebie wrócili, ale potem znowu o coś się pokłócili i się rozstali. I tak kilka razy. Media uwielbiały o tym trąbić, o tych wiecznych rozstaniach i powrotach jednej z najsłynniejszych par show biznesu. Obecnie byli kilka tygodniu po rozstaniu.

Sylvia była zła jak osa i szybkim krokiem szła w kierunku Sheridana. Wyglądało na to, że miał kłopoty. Ale nie powiem, żeby było mi z tego powodu przykro. Ani trochę. Oby dała mu za mnie w twarz.

Najwyżej za takie myśli będę smażyć się w piekle, trudno.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro