Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.3

Weszłam do hotelowego apartamentu. Nie mogłam przestać się uśmiechać jak głupia. Wieczór naprawdę spędziłam cudownie. James, jeśli tylko chciał, był świetnym towarzyszem.

W salonie było ciemno, podobnie jak w sypialni. Jedynie w łazience paliło się światło, Kathy musiała się więc kąpać. Zapaliłam światło w całym apartamencie oraz włączyłam telewizor. Przełączałam kanały, aż w końcu natrafiłam na MTV France. Akurat leciał teledysk ostatniego francuskiego hitu Ego Willy Williama. Nie miałam bladego pojęcia, o czym śpiewał, ale cholernie mi się spodobał ten kawałek. Pogłośniłam dźwięk, jak najbardziej się dało i tanecznym krokiem ruszyłam w stronę minilodówki. Wyciągnęłam butelkę białego wina. Sprawnie ją otworzyłam za pomocą korkociągu. Upiłam kilka sporych łyków i wróciłam do salonu z butelką w dłoni. Zaczęłam tańczyć, co jakiś czas popijając łyk chłodnego alkoholu. Nie upiłabym się tym, było za mało procentowe, ale uwielbiałam, jak przyjemnie szumiało mi w głowie. Miałam wyśmienity humor i nie obchodziło mnie, że było już po 2. Rozpierała mnie energia i musiałam jakoś ją wyzwolić, inaczej za nic bym nie zasnęła.

Kathy wyszła z łazienki, miała na sobie swoją białą, koronkową koszulę nocną z czarnym kotem. Jej ciemne włosy zaplecione były w warkocz. Stanęła jak wryta i gapiła się na mnie szeroko otwartymi oczami.

— Ćpałaś coś? — zapytała głośno, przekrzykując muzykę, i uniosła jedną brew, przyglądając mi się z uwagą.

Pokręciłam ze śmiechem głową i wskazałam na butelkę wina.

— A skąd! Tańcz i pij ze mną!

Moja przyjaciółka zaczęła chichotać.

— Jesteś szalona, Liv! — zawołała i wzięła ode mnie butelkę.

Upiła z gwinta dwa łyki i zaczęła tańczyć ze mną. Przetańczyłyśmy jeszcze trzy piosenki, popijając od czasu do czasu wino, aż pojawiła się reklama prezerwatyw. Ze śmiechem rzuciłam się do telewizora i wyłączyłam go. Obie padłyśmy na kanapę, śmiejąc się jak wariatki. Kathy trzymała w dłoni butelkę z resztą wina. Cóż, była już nieco wstawiona, a ja dalej nic nie czułam. W tym samym czasie zawołałyśmy:

— Gadaj, jak było na randce z Malufem!

— Gdzie byłaś?!

Pokręciłam głową z szerokim uśmiechem i wzięłam od niej butelkę. Jej już wystarczyło, jeszcze odrobina i się upije. Postanowiłam sama dopić resztę.

— James zabrał mnie na wycieczkę po Paryżu — odpowiedziałam z szerokim uśmiechem i oparłam się wygodnie plecami o oparcie kanapy. Nogi położyłam na niskim stoliku stojącym przed nami.

Kathy zapiszczała zachwycona i zaklaskała.

— Wiedziałam! Zafir miał rację! — zawołała i zaraz zakryła sobie dłonią usta, jakby powiedziała za dużo.

To rozbudziło moją ciekawość. I momentalnie przypomniałam sobie scenę przed koncertem w Rzymie. Kiedy Kathy kazała mi iść do garderoby Sheridana, ponieważ podobno chciał ze mną pogadać, rzecz jasna to było jedno wielkie kłamstwo wyssane z palca. Zmrużyłam podejrzliwie oczy i wskazałam na nią butelką.

— Ty! Gadaj, ale to już — powiedziałam, nie mając zamiaru jej odpuścić. — Co powiedział Zafir i dlaczego mnie okłamałaś w Rzymie?

Zrobiła skruszoną minę, ale nie przestawała się uśmiechać.

— Według Zafira podobasz się Jamesowi i dlatego wymyślił tę bajeczkę, abyście mogli pobyć trochę sam na sam.

Wzniosłam oczy ku niebu. Ile razy jej mówiłam, jak nie lubię Sheridana? Czy nic do niej nie dotarło? Miałam zamiar nieźle opieprzyć Malufa.

— I ty, Brutusie, przeciwko mnie? — wymamrotałam, cytując słynny tekst Cezara. — Kathy, my tylko ze sobą kręcimy. To zwykły flirt, nic więcej. Tak, całowałam się z nim. Dzisiaj także... — Uniosłam szybko dłoń, aby mi nie przerywała, bo otworzyła już usta, podekscytowana zaczęła aż podskakiwać na kanapie. — Ale nic poza tym. Nie baw się w swatkę.

Jak tylko skończyłam mówić, zaczęła gadać jak najęta.

— Oj, no nie gniewaj się! Poza tym przecież teraz go lubisz, nie kłam! Widzę, jak na niego patrzysz! I nawet całowałaś się z nim dzisiaj! Piłaś coś z nim?

— Lampkę wina — przyznałam niechętnie, bo wiedziałam, do czego zmierzała.

— To tyle co nic. Całowałaś się z nim na trzeźwo. Kiedy w końcu dopuścisz do siebie myśl, że naprawdę go lubisz? On ciebie też. Przecież to proste jak dwa plus dwa. No i ta scena przed chwilą, jak tańczyłaś niczym wariatka? Przecież on cię uszczęśliwia.

Słuchałam jej w ciszy. Może rzeczywiście miała rację i niepotrzebnie bałam się przyznać sama przed sobą, że go polubiłam? Może przesadzałam. Może to nie była tylko zabawa i zwykły flirt. Może trochę mu się nawet podobałam.

Coś dużo było tych „może" i mało mi się to podobało.

— Sama nie wiem — wymamrotałam i napiłam się słodkiego, chłodnego wina. — Jeszcze dziesięć dni temu nie mogłam z nim normalnie rozmawiać.

— Wtedy go nie znałaś — stwierdziła, jakby to było oczywiste.

Zmarszczyłam brwi na ten argument i zerknęłam na nią znad butelki.

— A teraz niby znam?

— Rozmawiacie ze sobą, nie? To już coś. Zafir mówił, że...

— Ugh... Ten Maluf. Plotkujecie o mnie i Sheridanie jak stare małżeństwo dziadków chcących bawić się w swatów — przerwałam je poirytowana. — Dobra, dosyć o mnie. Opowiadaj, jak było na randce.

Jej usta w mgnieniu oka rozciągnęły się w promiennym uśmiechu, oczy zaczęły jej lśnić, na policzkach zagościł rumieniec.

— O rany... Było cudownie — powiedziała podekscytowanym głosem i przyłożyła dłoń do czoła. — Na samo wspomnienie robi mi się gorąco.

— Opowiadaj — zachęciłam ją z lekkim uśmiechem i usiadłam po turecku na kanapie, przyglądając jej się z ciekawością.

Poza tym zdawałam sobie sprawę, że jak tylko zacznie mówić o Zafirze, to zapomni o mnie i Sheridanie.

— Zabrał mnie do willi, potem obejrzeliśmy Wiecznie żywy.

Przewróciłam oczami.

— Nie ma to jak oglądanie na randce filmu o zombie jedzących mózgi — przerwałam, nie mogąc się powstrzymać. — Ty i ta twoja miłość do filmów o zombie...

Dała mi lekkiego kuksańca w bok i zaśmiała się cicho wcale niezrażona moim wtrąceniem.

— Oj tam, jest tam wątek miłosny. Poza tym Zafir też uwielbia zombie. — Wzruszyła ramionami i próbowała zabrać mi butelkę z winem.

— O nie, nie, moja droga. Reszta dla mnie — zaprotestowałam ze śmiechem. — Mów dalej i zapomnij o piciu, bo będziesz mieć rano kaca.

Wydęła usta w podkówkę niezadowolona, ale nie zamierzała dalej się ze mną kłócić o wino. Rozsiadła się wygodniej na kanapie.

— Po filmie zaczęliśmy rozmawiać, zadawał mi setki pytań. — Zachichotała cicho. — Zapytał mnie, czy lubię tatuaże. Pokazałam mu więc mój, różę. To, że ma szkic gór na lewym przedramieniu, to wiesz, widziałaś. Podobnie jak z jing i jang na lewym nadgarstku i świetny szkic klucza wiolinowego na prawym ramieniu. Swoją drogą, chcę zrobić sobie taki sam. — Jej oczy zabłysły, a na twarzy zagościł szeroki uśmiech. Miała takiego samego bzika na punkcie tatuaży jak Zafir, jak się okazało. — Na żebrach ma sowę, a na torsie napis Die with memories, not dreams.

Kiwnęłam głową, starając się nie zaśmiać, gdy tak wszystko wyliczała.

— Potem jakoś tak wyszło, że zapytał, czy naprawdę nie chcę, aby się do mnie dobierał. Rzecz jasna powiedziałam, że to nieprawda, i w końcu wylądowaliśmy w łóżku. — Jej twarz jeszcze bardziej pojaśniała, zaczęła wachlować się dłonią.

— Jak rozumiem, podobało ci się — stwierdziłam i przygryzłam dolną wargę, nie chcąc wybuchnąć śmiechem.

Wypiłam dwa duże łyki alkoholu, na dnie pozostały już jedynie resztki, więc po chwili dopiłam wino. Podstawiłam pustą butelkę na stoliku. Moja głowa zdawała się być lżejsza i przyjemnie mi szumiało, jednak w sumie to nic więcej nie czułam.

— Podobało?! Liv, to było cudowne! Nigdy w życiu nie doszłam tyle razy. Zawsze miałam kłopoty z osiągnięciem orgazmu, a z nim od razu mi się udało. Jest cudownym kochankiem i na samo wspomnienie tego, jak się pieprzyliśmy, robię się mokra, jak Boga kocham.

Nie wytrzymałam i zwyczajnie zaczęłam się histerycznie śmiać.

— Ty się w nim kochasz, głupia!

— Cóż, stało się, zakochałam się w nim na zabój. Nie za szybko? — Kathy wzruszyła bezradnie ramionami i tylko uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

— Czy ja wiem? Ludzie czasami biorą ślub po jednym dniu znajomości, rzecz jasna tylko w Las Vegas. — Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. — Nie twierdzę, że to normalne, ale takie rzeczy się zdarzają.

Uderzyła mnie w ramię z udawaną oburzoną miną.

— Jestem nienormalna według ciebie?! A myślałam, że się przyjaźnimy!

Śmiałyśmy się tak długo, aż zaczęły nas boleć brzuchy. Potem otworzyłyśmy tabliczkę czekolady oraz coca-colę. Jadłyśmy, piłyśmy colę i gadałyśmy aż do 5 nad ranem. Zupełnie jak wtedy, gdy byłyśmy w podstawówce i robiłyśmy sobie piżama party.

***

Wzięłam sobie do serca rady Kathy. Przestałam niepotrzebnie się przejmować tym, że lubienie Jamesa przyniesie mi tylko kłopoty. Postanowiłam po prostu pozwolić, aby działo się to, co i tak było nieuniknione. Zakochiwałam się w nim. Taka była prawda, do której nie chciałam się przyznać nawet przed samą sobą.

Nie był to jednak szybki proces. Mijały tygodnie trwania tournée. Po Paryżu następnym miastem na trasie był Madryt, potem Berlin, Warszawa, Moskwa. W każdym mieście przebywaliśmy co najmniej kilka dni. Musieliśmy odpocząć po podróży, koncercie i treningach. Mieliśmy próby, ale rzadziej niż na początku i tylko po to, aby dodać drobne poprawki i trzymać formę. Miranda nie chciała, żeby na każdym koncercie choreografia była taka sama, więc często ją modyfikowała, chociaż nieznacznie. Dotrzymała jednak swojej obietnicy i za każdym razem to ja byłam solistką do Imagination.

Podczas pobytu w nowym miejscu James i ja tradycyjnie wymykaliśmy się z hotelu pierwszego wieczoru. Przebierał się w kostium rudzielca i łaziliśmy po mieście całą noc. Na szczęście angielski był wystarczający, aby jako tako się dogadać w punktach turystycznych czy aby wypytać o drogę. Bawiliśmy się świetnie. Oglądaliśmy zabytki, zwiedzaliśmy muzea, próbowaliśmy lokalnej kuchni, nawet uczyliśmy się od mieszkańców miast podstawowych zwrotów w ich ojczystym języku. No i rzecz jasna próbowaliśmy alkoholi. Najlepsza była polska wódka, nawet James był nieźle wstawiony po jednej butelce 0,7. Ja zresztą też. Wódka była świetna, bo szybko działała, tak uznaliśmy i kupiliśmy kilka butelek na zapas. Często razem piliśmy, oczywiście ja unikałam alkoholu na dwa, trzy dni przez samym koncertem, żeby być w formie. Nie mogłam sobie pozwolić na kaca, nie podczas koncertu na światową skalę.

Zawsze wtedy, kiedy byliśmy wstawieni, zbierało nam się na wyznania i rozmowy. W sumie to opowiedziałam mu nawet o moich poprzednich dwóch związkach. Nie trwały długo i rozpadały się z dwóch powodów. Jeden to taki, że dużo podróżowałam z racji zawodu, jaki wykonywałam, drugim powodem było to, że podczas mojej nieobecności moi byli znajdowali sobie towarzyszki, znacznie piękniejsze niż ja. Bycie zdradzoną i to przez dwóch mężczyzn, na których mi zależało, zwyczajnie bolało. Długo się po tym zbierałam i od tamtej pory nie pakowałam się w związki. Owszem, chodziłam na randki, ale nic więcej. Szukałam dobrej zabawy, nie stateczności. I James to wszystko mi dawał. Nie oczekiwał ode mnie niczego, z wzajemnością. Może dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy. Często się całowaliśmy, ale do niczego więcej nie dochodziło. Po prostu flirtowaliśmy ze sobą. A ja z każdym kolejnym tygodniem byłam w nim coraz bardziej zadurzona.

Trasa koncertowa trwała już drugi miesiąc. Po południu przylecieliśmy do Pragi, stolicy Czech. Tym razem James i Zafir nie zatrzymali się w willi, ale w hotelu, co prawda lepszym niż ten, w którym byłam ja i mój zespół. Każdy z nich miał własny apartament, głównie dlatego, że Zafir oficjalnie od dwóch tygodni był z Kathy i chcieli mieć trochę prywatności.

James przyjechał po mnie do hotelu o 18 i tradycyjnie zaczęliśmy podbijanie kolejnego europejskiego miasta. Po całonocnym zwiedzaniu w końcu przysiedliśmy na murku na Starym Mieście. Dochodziła 6 rano i było prawie zupełnie pusto, tylko co jakiś czas mijali nas inni turyści. Jednak za godzinę, maksymalnie dwie ulice ponownie miały zapełnić się tysiącami ludzi, wiedzieliśmy o tym. Stare Miasto było jednym z najbardziej obleganych miejsc w Pradze. Dlatego na razie korzystaliśmy z okazji i piliśmy po kolejnej butelce czeskiego piwa. Było nieco gorzkawe i mocne. Nawet mi smakowało, chociaż nie przepadałam za goryczką, jaką tworzy chmiel.

— Tęsknisz za którymś ze swoich byłych? — zapytał nagle James i poprawił na nosie swoje druciane okulary.

Zerknęłam na niego nieco zaskoczona tym pytaniem. Nie spodziewałam się tego, tym bardziej że mówiłam mu o nich z miesiąc temu.

— Nie — odpowiedziałam, mówiąc całkowitą prawdę. — Przeszło mi już dawno. A ty? Tęsknisz za Sylvią?

Nigdy wcześniej nie wypytywałam go o jego związki ani o Sylvię. Z tego, co wiedziałam, sporo ich miał na koncie, ale to z nią był najdłużej. Nie chciałam naciskać i trochę obawiałam się odpowiedzi. Jednak zaryzykowałam.

James przyłożył puszkę z piwem do ust i za jednym razem wypił całą jej zawartość. Chyba nie powinnam była go o to pytać.

— Często za nią tęsknię — przyznał, gdy wypił piwo i zgniótł puszkę.

Rzucił nią do kosza na śmieci. Trafił.

Sięgnął do siatki, która leżała na ziemi pomiędzy naszymi nogami, i wyciągnął kolejną puszkę. Nie ma to jak zakupy w czeskim dyskoncie. Za małą kwotę wykupiliśmy w tamtym sklepie chyba wszystkie rodzaje dostępnych piw, a trochę ich było. Siatka była już w połowie pusta, a w koszu na śmieci znajdującym się obok nas było mnóstwo pustych, zgniecionych puszek.

— Kochasz ją? — ponownie zapytałam, chociaż powinnam ugryźć się w język.

Ale mimo wszystko chciałam to wiedzieć. Musiałam, bo niestety, ale zakochiwałam się w nim. W sumie to nawet już się stało. Uwielbiałam, gdy mnie obejmował, całował. Gdy szeptał w moje włosy francuskie słowa, których nie rozumiałam. Mogłam z nim przegadać całą noc i ciągle było mi mało jego towarzystwa. Bardzo lubiłam z nim żartować i się z nim kłócić. Czułam zazdrość na myśl o nim z jakąś inną. Jednak na szczęście ostatni raz flirtował z innymi w Rzymie. Paryż coś w nas zmienił i trzymaliśmy się razem.

— Tak, kocham... Chociaż staram się przestać — mruknął i przeczesał odruchowo włosy, jednak zapomniał o peruce i spadła mu z głowy na kolana.

Poczułam ukłucie w sercu, gdy to usłyszałam. Podniosłam perukę drżącymi dłońmi i wstałam z murka. Stanęłam przed Jamesem i zaczęłam zakładać mu na głowę rudą perukę. Moje serce biło szybciej, jak zawsze gdy go dotykałam i kiedy byłam tak blisko niego. Kochał inną, ale nawet ten fakt nie sprawił, że nagle zobojętniałam wobec niego. Było już na to zdecydowanie za późno. Przepadłam.

— Skoro ją kochasz, to dlaczego ciągle zrywacie? — zadałam cicho kolejne pytanie i chowałam jego ciemne kosmyki pod perukę.

— Ponieważ za bardzo się różnimy. Sylvia bywała zazdrosna, ale ja byłem od niej gorszy w tej kwestii. Nie lubiła, jak komuś obijałem mordę za to, że jej dotknął, a ja nie umiałem nad tym zapanować. Kocham ją jak głupi od pięciu lat. Ona zdaje sobie świetnie z tego sprawę i lubiła to wykorzystywać, a ja jej na to pozwalałem, bo nie potrafiłem pozwolić jej odejść. Z drugiej strony, jestem cholerykiem i łatwo się wkurwiam, a ona za każdym razem wybuchała płaczem, gdy podnosiłem na nią głos. Umiesz to sobie wyobrazić? — mówił gorzkim tonem i upił trochę piwa. — Codziennie przeze mnie płakała, nienawidziłem tego. Jest cholernie emocjonalna, w podenerwowaniu rzucała wszystkim, co wpadnie jej w ręce. Kocham ją i jednocześnie nienawidzę. To chyba najgorsze połączenie. Chcę o niej zapomnieć, ale kurwa, nie potrafię.

Słuchałam go uważnie, sunęłam opuszkami palców po jego skroni, czole i szorstkim od zarostu policzku. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć. Nie chciał z nią być, ale dalej ją kochał. To musiało być dla niego straszne.

— Pozwól, że pomogę ci o niej zapomnieć — szepnęłam, pochylając się nad nim. Musnęłam ustami jego ciepłe wargi.

Odwzajemnił niespiesznie pocałunek. Odstawił puszę z piwem na mur obok i objął mnie w pasie, po czym posadził mnie sobie na kolanach. Językiem rozchylił moje wargi i pogłębił pieszczotę z cichym pomrukiem. Westchnęłam i przygryzłam delikatnie jego dolną wargę, drażniąc się z nim i prowokując. Czułam jego dłonie wsuwające się pod moją koszulkę, zadrżałam, gdy sunął palcami po moich biodrach i plecach. Skóra przy skórze. Westchnęłam, czując narastające pożądanie.

— Chcesz pojechać ze mną do mojego apartamentu? — wyszeptał zachrypniętym głosem w moje usta i zassał delikatnie moją dolną wargę, powodując u mnie cichy jęk.

Zdawałam sobie sprawę, o co dokładnie pytał. Pragnął mnie, tak samo jak ja pragnęłam jego. Dwa miesiące samych pocałunków tylko zaostrzyły mój apetyt i pragnęłam więcej. Nie chciałam już dłużej się powstrzymywać. Nie potrafiłam.

— Tak — wymruczałam i pozwoliłam, aby postawił mnie na ziemi.

Wziął siatkę z puszkami z piwem, objął mnie w pasie i ruszyliśmy wolnym krokiem w kierunku hotelu, w którym się zatrzymał.

______________
Rozdział ma 2516 słów, bo dzisiaj miałam wolne (pierwszy raz od 12 dni!) i poszalałam :D

Dziękuję za gwiazdki i komentarze. Jesteście cudowni! :D

Jak zwykle czekam na Wasze opinie i wrażenia po przeczytaniu ;)







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro