Rozdział 5
Czas na numer pięć!! :D Liczę że się spodoba, bo akcja wreszcie nabiera jakiegokolwiek rozpędu xDD Miłego czytania :*
– Poluzuj jajniki, bo nikogo nie wyrwiesz. – Z zadumy wyrwał mnie głos Bruce'a tuż przy uchu. Mimo bliskości i podniesionego głosu, ledwo go usłyszałam z powodu głośnej muzyki i krzyków imprezowiczów. Bru jak to on, niemal natychmiast dołączył do tego grona i nawet już zdążył wyrwać jakiegoś faceta. A ja jak idiotka siedziałam z drinkiem przy barze i przyglądałam się poczynaniom przyjaciela.
– Nie chce nikogo "wyrywać" – prychnęłam i dopiłam alkohol duszkiem. Kiwnęłam do kelnera, żeby zrobił mi kolejnego drinka i zwróciłam się ponownie do bruneta.– Posłuchaj, nie pociągają mnie te klimaty. Szczególnie gdy przychodzę z tobą i zazwyczaj czekam aż szybko zaliczysz kogoś w kiblu.
– Nie przesadzaj – jęknął. – Zabaw się! Chociaż spróbuj wreszcie zapomnieć o Shirmanie.- mimowolnie się spięłam na wspomnienie o Blaze'ie. – Wiem że nie powinienem o nim mówić, ale proszę, zrób to dla mnie i zaszalej dzisiaj. – Gdy zobaczył moją kwaśną minę, natychmiast zrobił do mnie słodkie oczka, co w jego wykonaniu zawsze mnie łamało.
– Dobra! Ale jedna piosenka! – po namyśle dodałam – I dzisiaj zero pieprzenia się z facetami!
– Twarde warunki – odparł poważnie Bruce. – Ale niech będzie. – Posłał mi szeroki uśmiech, na co odpowiedziałam tym samym. –To idziemy! – Zaczął ciągnąć mnie na parkiet za nadgarstek.
– A co z tym chłopakiem z wcześniej?
– Szczerze to nawet nie wiem jak miał na imię. – Wzruszył ramionami. – No chodź! – Zaciągnął mnie na sam środek klubu i po chwili przyciągnął do siebie. Mimo że był moim najlepszym przyjacielem i bliskość była u nas na porządku dziennym, to i tak się nieco speszyłam. Puścili jakąś szybką piosenkę, więc chcąc nie chcąc, zaczęłam kręcić biodrami, co w moim wykonaniu musiało wyglądać żałośnie ale alkohol dodał mi na tyle odwagi, żebym nie przejmowała się tym. Bru nie ustępował i dorównywał mi tempa. Okazał się być zadziwiająco dobrym tancerzem. Przetańczyliśmy razem dwie piosenki, w czasie których brunet posyłał groźne spojrzenia wszystkim patrzącym na mnie facetom.
A sam mnie namawiał do poderwania kogoś. I weź tu zrozum faceta...
– Dobra, koniec – sapnęłam. Mimo wszystko dzisiaj zjadłam tylko jogurt koło południa, więc zaczynało mi doskwierać zmęczenie.
– Jasne. Nie chcesz wyjść na zewnątrz? Nie wyglądasz za dobrze. – Jego ton głosu był zatroskany, co bardzo mnie zmartwiło. Jeszcze brakuje żeby zaczął się domyślać powodu mojego złego samopoczucia.
– Nie przejmuj się. Wyjdę tylko zapalić, a ty leć do tamtego faceta. Widziałam, jak na niego cały czas patrzyłeś.
– Aż tak to było widać?- zapytał zmieszany.
– Tak! Ale pamiętaj, zero seksu. Obiecałeś, że wyjdziemy wcześniej niż zwykle.
– Okrutna jesteś – jęknął. – Ale, umowa to umowa. Wracaj szybko. – Ruszył przez pomieszczenie, kierując się prosto do blondyna, z którym wymieniał już dzisiaj ślinę. Ja pokręciłam głową z politowaniem i skierowałam się do wyjścia na dach budynku. Klub znajdował się na najwyższym piętrze wieżowca, więc średnio chciało mi się fatygować na dół, żeby za chwilę wracać.
Przeszłam przez drzwi i podeszłam do barierki. Głęboko odetchnęłam i zaciągnęłam się powietrzem. Jak to zwykle u mnie bywa przy głodówkach i bardzo ograniczonej ilości jedzenia, odczuwałam mocne zawroty głowy i lekkie mdłości. Mocniej chwyciłam metalowy pręt i pochyliłam się do przodu. Chyba spróbuję w domu coś w siebie wcisnąć, bo alkohol na niemal pusty żołądek to kiepski pomysł.
– Coś się stało?! – usłyszałam donośny męski głos za plecami. Szybko się odwróciłam i spojrzałam na opartego o mur bruneta. Miał na sobie skórę, czarny, obcisły podkoszulek i poprzecierane jasne jeansy. Między palcami lewej ręki trzymał resztkę papierosa. – Mogę jakoś pomóc, jeśli chcesz!
– Dzięki, poradzę sobie – prychnęłam i ponownie spojrzałam na wprost. Oparłam się o barierkę i wreszcie udało mi się w miarę odzyskać równowagę. Po chwili poczułam na karku oddech owego chłopaka, a do moich nozdrzy dotarł wymieszany zapach papierosów i mięty.
– Na pewno? – zapytał a gdy ponownie się na niego obejrzałam, posłał mi zagadkowe spojrzenie.
– Na pewno! – niemal warknęłam. Wkurzało mnie, gdy ktoś się narzucał jeśli go o to nie proszono. Jak na złość, znowu poczułam mocne zawroty głowy i mimowolnie przytrzymałam się jego ramienia. Przed oczami pojawiły się mroczki.
– Posłuchaj, przecież widzę że coś jest nie tak... – dalszej części wypowiedzi nie usłyszałam. Obraz coraz bardziej mi się rozmazywał, moja dłoń coraz bardziej zaciskała się na jego barku, a nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Dostrzegałam, że coś do mnie mówi, albo nawet krzyczy, ale nie miałam pojęcia co. Ostatnie co zarejestrowałam przed utratą przytomności, to błękitne oczy. Potem widziałam tylko ciemność.
***
– Widzę przecież, że coś jest nie tak! Mów co jej zrobiłeś! – usłyszałam męski krzyk, ale był nieco zagłuszony i nie byłam w stanie określić, do kogo mógł należeć. Podświadomość jednak podsuwała mi myśl, że ta osoba mówi o mnie i ja ją znam. Czułam również ręce oplatające się wokół moich ramion, gdy byłam niewątpliwie w pozycji leżącej.
– Powtarzam ci, że nic – westchnął ktoś w odpowiedzi. Miałam pewność, że to również był chłopak. – Zemdlała i akurat ja byłem w pobliżu, to jej pomogłem.
– Bo ci uwierzę, że tak po prostu naszło cię na pomoc. – donośne prychnięcie.
– Jako lekarz mam poczucie obowiązku związane z pomaganiem! – warknął.
– To w takim razie powiedz Sherlocku, czemu się do cholery nie budzi.
– Przy twoich wrzaskach nie da się pospać – jęknęłam, gdy zaczęłam powoli uchylać powieki.
– O matko! Kath, wreszcie! Co ci się do cholery stało?! Martwiłem się! – Zarzucił mnie ogromną ilością pytań Bruce. Jak się okazało to on mnie trzymał, siedząc na klęczkach.
– Mów że ciszej idioto – cicho stęknęłam. Głowa pulsowała mi z bólu. Dalej towarzyszyły mi zawroty i niezbyt kojarzyłam gdzie jestem i co tu w ogóle robię.
– Przepraszam – westchnął. – Jak się czujesz? Co ci się stało? – zapytał już obniżonym głosem.
– Sama nie wiem. – Spróbowałam wzruszyć ramionami. – Chyba przemęczenie. Dobrze wiesz, że ostatnio często zdarza mi się zarywać noce na naukę i rysowanie. Jestem kłębkiem nerwów.
– W sumie możesz mieć rację. Dasz radę wstać? – Gdy pokiwałam twierdząco głową, delikatnie chwycił mnie pod pachy i powoli pomógł mi podnieść się do pionu. Gdy złapałam równowagę, spojrzałam na drugiego chłopaka, który przyglądał się nam od dłuższej chwili.
– A ty to...?- zaczęłam.
– Aaron.
– Wspomniałeś, że jesteś lekarzem...
– Bo jestem. Tak jakby. – Wzruszył ramionami.
– Sprecyzuj.
– Tak oficjalnie nim jeszcze nie jestem. Studiuję i aktualnie mam praktyki w szpitalu.
– Nieważne. – Machnęłam ręką i zwróciłam się do Bruce'a. – Wracamy?
– Jasne Maluchu – odparł i wspólnie ruszyliśmy do drzwi. Jednak nim nacisnęliśmy klamkę, usłyszałam za plecami krzyk Aaron'a.
– A ty?!
– Co ja?
– Jak masz na imię?
– Katherine – odpowiedziałam i po dłuższej chwili usłyszałam.
– Do zobaczenia, Katie.– Z jakiegoś nieznanego mi powodu czułam, że w niedługim czasie faktycznie ponownie się spotkamy. Nie chciałam jednak o tym dłużej myśleć i razem z przyjacielem weszłam do środka.
No to tyle. Póki co zapoznaliście się z wyglądem bohaterów ale uprzedzam, kilku nowych się jeszcze pojawi ;) Liczę jak zwykle na opinie i tym razem również gwiazdki. Do napisania!! :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro