Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Na samym wstępie, przepraszam za tak długą nieobecność! Nie mogłam sie zebrać do napisania kolejnego rozdziału, ale wreszcie dałam radę i oddaję go w wasze ręce ^^ Miłego czytania ;)

Nawet gorący prysznic nie potrafił uspokoić gonitwy myśli. Mimo że naprawdę starałam się cieszyć moimi postanowieniami, z tyłu głowy dalej tkwił ogromny lęk. Aaron zdołał poznać mnie jak nikt inny i autentycznie mnie to przerażało. Fakt, że byłam w stanie mu zaufać w tak krótkim czasie mnie wręcz krępował.

Gdy woda przestała już lecieć ze słuchawki a ja dalej stałam z głową opartą o kafelki na ścianie, przypomniałam sobie słowa Shawn'a, do którego również stosunkowo szybko się zbliżyłam w ciężkim dla mnie okresie. Chcąc uspokoić moje skrępowanie uświadomił mnie, że czas nie powinien być miarą naszego zaufania do kogoś. I tak jak z Shawn'em połączyła mnie miłość do motorów i poczucie braku swojego własnego miejsca, tak z Aaron'em sprawa prezentowała się zupełnie inaczej. Jeszcze nie wspomniał mi nigdy o czymś, co go szczerze bolało, z czym sobie nie radził. Oprócz kilku faktów, nie wiedziałam o nim nic. Z kolei on wiedział o mnie prawie wszystko. To było najboleśniejsze. Znaliśmy się już blisko 4 miesiące i w czasie, gdy on poznał moje prywatne dramaty, dowiedział się, od czego dławiłam się własnymi łzami, że nieraz dusiłam się od własnego, niemego krzyku... Ja nie wiedziałam o nim nic. Bo czy można powiedzieć, że kogoś znasz tylko dlatego, że co nieco dowiedziałeś się o jego rodzicach i wiesz, że niebawem się żeni? Tyle to zapewne wiedział nawet doradca weselny, który pomagał mu szukać salę...

Bolał mnie jednak równie mocno fakt, że mi to nie przeszkadzało, a przynajmniej nie tak, jak bym się spodziewała. Czułam przy nim dziwny spokój, jego obecność naprawdę potrafiła ukoić cierpienie. A ja tego nie chciałam, nie chciałam się do niego przywiązywać, bo wiedziałam, że ta znajomość potrwa jeszcze maksymalnie kilka miesięcy.

Potrząsnęłam głową i wyszłam z kabiny prysznicowej. Zawinięta w ręcznik weszłam do pokoju i włączyłam cicho muzykę. Wsłuchując się w pierwsze dźwięki piosenki przymknęłam oczy i odetchnęłam. Przy pierwszych słowach tekstu otwarłam je i postanowiłam się wreszcie ubrać.

Już w grubej bluzie i legginsach położyłam się na łóżku z książką i starałam się uspokoić gonitwę myśli w mojej głowie.

Niestety, nie poszło mi to za dobrze i w efekcie tej nocy nie spałam za wiele.

***

– Spałaś ty w ogóle w nocy?– zapytał zmartwiony Bruce następnego dnia, gdy podczas przerwy na stołówce prawie wsadziłam łokieć w sałatkę przede mną. Nawet skrupulatny i dość gruby makijaż nie był w stanie zakryć sińców, będących oznaką zarwania ostatnich kilku nocek.

– Chcesz szczerej odpowiedzi?– mruknęłam od niechcenia, sięgając równocześnie po widelec. Niechętnie zaczęłam nim mieszać zawartość miski.

– Na taką raczej nie mam co liczyć– westchnął i, chyba myśląc, że jest dyskretny, spojrzał wymownie na moje drugie śniadanie i ponownie wgryzł się w swoją kanapkę z dużą ilością dżemu. Miałam wręcz dziecinną ochotę podbić jego dłoń swoją, w nadziei, że choć trochę truskawkowej breji wyląduje mu na nosie. Na samą myśl uśmiechnęłam się paskudnie pod nosem.– Czy chcę wiedzieć, o czym właśnie pomyślałaś?

– Raczej nie– próbując skryć swoją niechęć, nabiłam na widelec pomidora i wzięłam go do ust. Niemal natychmiast miałam ochotę go wypluć. Bru chyba to dostrzegł, bo niepostrzeżenie położył swoją dłoń na mojej pod stołem i pokrzepiająco pogładził jej wierzch kciukiem. Zachęcona, po chwili przełknęłam warzywo i chętniej ponownie nabiłam trochę jedzenia na sztućce.

– Kath, zaczęłaś już zadanie na sobotę?– zapytał po chwili Matt, spoglądając na mnie znad swoich frytek.

– W zasadzie to nawet skończyłam– stwierdziłam po zastanowieniu, o który dokładnie temat z kursu może mu chodzić. Nieprzespane noce miały ten pozytyw, że spokojnie zdążałam z większością prac.

– Przecież tego było tak dużo!– burknął i wepchnął sobie do ust frytkę.– I jeszcze tak dobrze ogarniasz szkołę!... Ty chyba nie śpisz i jedziesz na kawie albo energetykach.– Bru posłał mi wymowne spojrzenie, które konsekwentnie olałam.

– Aż tak to nie, choć nie ukrywam, że w nocy mi się najlepiej rysuje– mruknęłam i nim to przemyślałam, zgarnęłam frytkę z talerza szatyna i wsadziłam sobie do ust. Wszyscy spojrzeli na mnie w ciężkim szoku.– Coś nie tak?– zapytałam, niemal natychmiast się krepując.

– Ty jako jedyna z paczki nigdy nie podbierałaś innym jedzenia.

– Pora zmienić nawyki– na poparcie swoich słów pospiesznie zgarnęłam kolejną frytkę, a Hemmo, chyba chcąc rozluźnić atmosferę, natychmiast po mnie zrobił to samo.

– Czemu nie bierzesz z ketchupem?– zapytał z wyrzutem i lekko się skrzywił.

– Nie dość, że mi wyżerasz, to jeszcze narzekasz?– zaśmiał się Matt i złapał za mój kubek z kawą.– Ble, a ty dalej nie słodzisz?– Dla kogoś mogło to być idiotyczne, ale bardzo mi brakowało tak luźnej atmosfery przy jedzeniu.

– Doskonale wiesz, że nigdy nie słodzę.– Mrugnęłam jednym okiem i nabrałam więcej sałatki.

– Wszyscy o tym wiedzą– wtrącił się Bruce i ponownie zgarnął jedzenie Matta.– Nie wziąłeś może chociaż soli?

I jak tu nie kochać takiej bandy?

***

– Mogę wiedzieć, czemu zaczęłaś mnie ignorować?– Aaron potrafił być naprawdę męczący, nawet jeśli nie robił tego świadomie. Po zaledwie kilku godzinach nieodpisywania na wiadomości, postanowił po mnie przyjechać po lekcjach. Czasami jego troska mi schlebiała, a czasami miałam ochotę go za nią udusić.

– Nie pomyślałeś, że może zaczynam mieć dość nadmiernej troski?– westchnęłam i przerzuciłam włosy na prawe ramię. Aaron w tym czasie zatrzymał się na parkingu pod swoją ulubioną kawiarnią.

– Przeszło mi to przez myśl, ale wtedy zrozumiałem jedno.

– To znaczy?

– Gdyby o to chodziło, po prostu byś mi to wygarnęła. Na tyle zdążyłem cię poznać. Więc, w czym rzecz?

– Aleś ty upierdliwy.

– Wiem o tym, ale dalej, nie o to pytałem.– Gdy wysiadł z auta, obszedł je i otworzył mi drzwi. Chwiejnie wstałam z miejsca pasażera i lekko się krzywiąc, stanęłam na wciąż bolącej nodze, już bez ortezy.

– Wpierw ty mi odpowiedz na jedno pytanie.

– Jakie?– Widać było, że go lekko zaskoczyłam, i dobrze.

– Kim dla ciebie jestem?

– To znaczy?

– Odpowiedz– rozkazałam stanowczo gdy spojrzałam mu prosto w oczy. Stanęliśmy na środku parkingu i mierzyliśmy się spojrzeniami, aż w końcu Whitmore westchnął i zabrał głos.

– Nie jesteś już tylko pacjentką, jeśli o to ci chodzi. Nie wiem czy mogę cię już nazwać przyjaciółką, ale na pewno, nawet jeśli umowa straci ważność, nie będę w stanie po prostu wyrzucić cię ze swojego życia. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale jesteś dla mnie po prostu zbyt ważna.

Tym mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się takich deklaracji, raczej uników albo wykrętów, ale nie prawdopodobnej prawdy. Poza naprawdę nielicznymi wyjątkami, nikt jeszcze nie powiedział mi, że poniekąd chce mnie w swoim życiu. Nieważne jako kogo, po prostu chce mojej obecności. I w zasadzie, dalej ciężko mi było w to uwierzyć.

– Dlaczego?– jedno proste pytanie, a ile by wytłumaczyło.

– Co dlaczego?

– Dlaczego ci tak zależy na kimś takim jak ja? Nie jestem warta twoich trosk.

– Zamkniesz się wreszcie z tą samokrytyką i brakiem wiary we własną wartość? Rozumiem, że może to być dla ciebie ciężkie, ale spróbuj uwierzyć, że są ludzie gotowi oddać za ciebie wiele, może nawet wszystko.

– Sęk w tym, że nie rozumiem, czemu miałabym dla ciebie cokolwiek znaczyć. Podaj mi racjonalny powód. Bo po prostu nie wierzę, że nastolatka, która jeszcze parę miesięcy temu była ci zupełnie obca, nagle jest dla ciebie na tyle ważna, żeby się nią przejmować.– Po moim monologu jedynie westchnął i przetarł twarz dłońmi.

– Możemy zamówić kawę na wynos i dokończyć tę rozmowę w bardziej ustronnym miejscu? Bo czuję, że chwilę nam zajmie. A nie wiem jak ty, nie lubię o tego typu rzeczach rozmawiać na samym środku parkingu w centrum miasta.– Tu musiałam mu przyznać rację, bo już kolejna osoba przechodząc koło nas, spojrzała na nas z uniesioną brwią.

– Dobra, ale nie licz, że ta rozmowa będzie łatwa.– W wisielczym nastroju ruszyliśmy do środka lokalu.

No to tyle na dzisiaj. Mam nadzieję, że teraz już szybciej się z tym uwinę i następny rozdział pojawi się niedługo.

Do napisania, kochani :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro