Rozdział 6
Witam w szósteczce! Na wstępie wyjaśnię, czemu dzisiaj było tyle aktualizacji wcześniejszych rozdziałów xDD Starałam się w miarę możliwości poprawić błędy interpunkcyjne i wyłapać ewentualne powtórzenia. Generalnie miałam dość na dzisiaj pisania, ale stwierdziłam, że dawno nic nie dodawałam. Zawzięłam się i TADAM! Jest rozdział :) Miłego czytania ^^
– Karzełku, ostatnia szansa. Jesz albo wszyscy się obrazimy. – Ostatnio nawet Matt zaczął zwracać uwagę na moje odżywianie. Bruce na moje nieszczęście poinformował całą paczkę o moim omdleniu w klubie i wszyscy zgodnie postanowili mnie pilnować. W kwestii jedzenia, wysypiania się i spokoju.
– To chyba będzie foch. – Westchnęłam, gdy odsunęłam tacę z sałatką na drugi koniec stołu, prosto pod nos Bruce'a. – Nie jestem głodna, kiedy to do cholery pojmiecie?
– Gdy chociaż raz zdarzy się żebyś jadła na naszych oczach. – Widocznie Hemmings się zirytował, bo naprawdę rzadko zdarzało się mu na mnie warczeć.
– To moja sprawa, kiedy jem. Chuj wam do tego! – nie ustępowałam. Co poradzę, jestem cholernie uparta, szczególnie w kwestii odchudzania.
– Tego chcesz? Żebyśmy patrzyli jak powoli się wykańczasz? – Ponownie Matt. Jego przyjaciele przypatrywali się naszej trójce w milczeniu. I dobrze, jeszcze brakowało, żeby próbowali się wtrącać!
– Nie musicie patrzeć. Wszystko jest dobrze, naprawdę – odparłam z minimalnym uśmiechem, który miał na celu przekonać ich do "szczerości" moich słów.
– Ehh... – Westchnął Bru. – Nie podoba mi się to, ale chyba nie mamy wyjścia. Ale obiecaj, że jak coś się będzie działo, to powiesz.
– Wiesz dobrze, że powiem – zapewniłam go i objęłam w pasie. Otulił mnie ramionami i przyciągnął do siebie jeszcze bardziej z głośnym westchnięciem.
– Mam nadzieję. – Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia. Ale w tym przypadku, jest ona tylko matką głupich.
***
Siedziałam w drzwiach balkonowych mojego pokoju. Zaciągałam się dymem papierosowym i patrzyłam na rozgwieżdżone niebo. Na podłodze w zasięgu mojej ręki stała szklanka whiskey z sokiem, oraz w połowie pusta flaszka.
Dzisiaj do Jace'a przyszedł On... z dziewczyną. Ich widok mnie bardzo zabolał. Nie byłam w stanie pojąć, czemu dokładnie tak było. Przez odrzucenie, zazdrość, poczucie upokorzenia? A może wszystko na raz? Nie wiem. Tym bardziej nieświadomość bolała bardziej.
W każdym razie rodzice wyjechali w celach służbowych a Jace poszedł do Camille, z którą umówił się w jej domu. Rodzina Cam wyjechała na weekend więc go zaprosiła. Zawsze zastanawiało mnie, skąd on bierze w sobie ten charakter i zachowanie, żeby mieć tyle dziewczyn i przyjaciół. On odkąd pamiętam był tym bardziej przebojowym ode mnie. Gdy ja ślęczałam z nosem w książkach w pokoju, on chodził na imprezy, zaliczał kolejne laski, poznawał nowych znajomych i... po prostu żył. Ja nigdy nie potrafiłam tak cieszyć się życiem i chwilą jak on. Cholernie mu tego zazdrościłam.
Po dłuższej chwili usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Najchętniej bym to zignorowała, ale o tej porze, czyli koło trzeciej w nocy, mógł do mnie dzwonić tylko Bruce. Odebrałam połączenie.
– No co tam Bru? – zapytałam.
– Nie uwierzysz! – krzyknął do słuchawki na tyle głośno, że musiałam odsunąć komórkę od ucha.
– Możesz mówić ciszej, bo póki co problemów ze słuchem to nie mam.
– Przepraszam. – Parsknął śmiechem. Cieszyłam się, słysząc ten entuzjazm. – Ale nie uwierzysz, z kim i gdzie jestem.
– Fatalna noc przy barze z tequilą albo upojna z facetem.
– I to jak upojna! – niemal krzyknął, znowu. – Kojarzysz tego chłopaka z klubu?
– Tego z którym lizałeś się cały wieczór?
– Dokładnie. Ma na imię Scott i jak się dowiedziałem niedawno, w łóżku jest zajebisty.
– I dzwonisz żeby mi opowiedzieć o posuwaniu kolejnego faceta? – zapytałam i dopiłam whiskey do końca.
– On nie jest jakimś tam kolejnym. – Prychnął. – Czuję, że to może być To.
– Czyli co? Druga połówka i te sprawy? – Wychyliłam ą szklankę i dolałam kolejną porcję alkoholu.
– Nie jestem do końca pewien. – Westchnął. – Ale myślę, że to możliwe.
– To się cieszę – odparłam, starając się przy tym zabrzmieć entuzjastycznie. – A tak w sumie jeszcze nie powiedziałeś, gdzie jesteś?
– U niego. I w ogóle to dasz wiarę, że on chodzi do naszej szkoły?!
– Nie pieprz. – Aż podniosłam się do prostego siadu. Jak to niby możliwe, że go nie poznaliśmy nawet z twarzy?
– Serio, jest z rocznika Matt'a.
– O kurwa! – Zatkało mnie.
– Wiem. – Zaśmiał się. – Zareagowałem podobnie, gdy mi o tym powiedział.
– Czyli teraz jesteście... parą? – To aż dziwnie brzmiało, żeby Bru miał być z kimś w prawdziwym związku.
– Chyba tak – odparł.
– Jak to chyba?
– Nie rozmawialiśmy o tym wprost, ale obaj wyraziliśmy dzisiaj chęć do spróbowania.
– Jutro w szkole mi go przedstawiasz.
– Masz to jak w banku. – Parsknął. – Dobra, moja sprawa omówiona - teraz gadaj, czemu się znowu upijasz?
– Skąd wiesz, że piję? – zapytałam, ale starałam się brzmieć jak najbardziej normalnie.
– Bo nigdy nie byłaś dyskretna w tej kwestii i przy nalewaniu głośno obijasz flaszkę o szklankę – wyjaśnił, a ja się z niewiadomych przyczyn zarumieniłam. – To powiesz, czy mam do ciebie jechać?
– Strasznie jesteś uparty idioto.
– Za to mnie kochasz Maluchu. No mówże, bo serio jestem gotowy do ciebie pojechać.
– Nic szczególnego się nie stało. Po prostu... – Chwilowe zacięcie. – Blaze przyszedł dzisiaj do mojego brata... Razem z Nicole.
– O w mordę. – Westchnął. – Trzymasz się? Wystarczy słowo i będę za pięć minut.
– Nie! Ani się waż przyjeżdżać. Masz siedzieć ze Scott'em i robić te denne rzeczy z tanich filmów romantycznych. – W odpowiedzi usłyszałam jego pojedyncze parsknięcie śmiechem.
– Dobrze wiesz, że nie znoszę tego typu filmów i oglądam je tylko i wyłącznie z TOBĄ.
– Cicho! – Uśmiechnęłam się. – Chyba mi nie powiesz, że Me before you ci się nie podobało?
– Hmmm. – Zamyślił się. – Generalnie akurat ten był spoko, gdybyś go nie oglądała w kółko to może byłbym skłonny nawet powiedzieć, że go lubię.
– Co poradzę? To mój ulubiony. – Wzruszyłam ramionami i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że Bru i tak tego nie widzi. – Ty nie jesteś lepszy! Mam ci przypomnieć ile już razy zmusiłeś mnie do oglądania Avatar'a?
– Avatar to klasyka! – Prychnął. – I do tego z zajebistymi efektami specjalnymi, a do najmłodszych nie należy.
– Do najstarszych i najkrótszych też nie, a jednak oglądasz go na tyle często, żeby wyrecytować kwestie wszystkich postaci.
– Ty nie masz przypadkiem tak samo?
– Ale moje filmy są krótsze!
– Oraz jest ich więcej, ja nałogowo oglądam tylko jeden.
– Dobra, koniec tematu! Leć do Scott'a.
– Już się mnie pozbywasz? – Niemal zobaczyłam tą sztuczną łezkę w jego oku.
– Przypuszczam, że on cię teraz bardziej potrzebuje. – Zaśmiałam się.
– Krótka przerwa. Seks bywa męczący, a szczególnie ten udany. – Zaśmiał się – Z resztą kiedyś zobaczysz, mówię ci.
– Taa... – Temat mojego dziewictwa był przeze mnie uznawany za tabu. O tym, że nadal byłam dziewicą, wiedział tylko Bruce. Nawet Alice czy... Emily nigdy o tym nie mówiłam. Byłam po prostu pewna, że wyśmiano by mnie. – Wątpię, nigdy nie utworzę z nikim na tyle silnej więzi, a z byle kim do łóżka nie pójdę.
– To akurat dobrze. W tej kwestii nie powinnaś brać przykładu chociażby ze mnie – parsknął, chociaż wiedziałam że tak naprawdę za jego "relacjami" z parterami kryło się coś więcej. Często próbowałam zacząć temat, ale zawsze mnie zbywał tanimi wymówkami.
– Posłuchaj. – Westchnęłam. – Powinieneś zdać sobie wreszcie sprawę, że możesz mi zaufać i powiedzieć o co chodzi z twoim częstym zmienianiem facetów. Proszę, zrób to dla mnie i powiedz prawdę.
– To nie jest takie łatwe – odpowiedział tym samym. – To bardzo trudny dla mnie temat i na pewno nie mam zamiaru zaczynać go przez telefon...
– To powiedz, gdzie jesteś. Tak samo jak ty jestem gotowa przyjechać i nawet narazić swoje oczy na widok ciebie i Scott'a w łóżku. – Chuj z tym, że jestem zalana.
– Aż tak bardzo ci zależy?
– Tak – odparłam twardo.
– Co ja z tobą mam. – Mogłabym przysiąc, że w tej chwili pokręcił głową, mimo że go nie widziałam. – Będę za godzinę. – Bez pożegnania się rozłączył. Odłożyłam telefon i spojrzałam na niebo. Miałam bardzo złe przeczucia, bo zawsze, dosłownie zawsze rzucał jakieś teksty na pożegnanie albo chociaż mówił to durne pa. Ale nigdy nie kończył rozmowy w taki sposób. No nic, pozostało mi tylko czekać na jego przyjazd.
I koniec! Teraz mam prośbę do KAŻDEGO, kto przeczyta rozdział: Jakie macie teorie na temat wielkiej tajemnicy kryjącej się za orientacją ulubionego Bruce'a? ^^ Chętnie zapoznam się z Waszymi pomysłami ;)
Do napisania kochani!!! :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro