Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6




Witam w szósteczce! Na wstępie wyjaśnię, czemu dzisiaj było tyle aktualizacji wcześniejszych rozdziałów xDD Starałam się w miarę możliwości poprawić błędy interpunkcyjne i wyłapać ewentualne powtórzenia. Generalnie miałam dość na dzisiaj pisania, ale stwierdziłam, że dawno nic nie dodawałam. Zawzięłam się i TADAM! Jest rozdział :) Miłego czytania ^^

– Karzełku, ostatnia szansa. Jesz albo wszyscy się obrazimy. – Ostatnio nawet Matt zaczął zwracać uwagę na moje odżywianie. Bruce na moje nieszczęście poinformował całą paczkę o moim omdleniu w klubie i wszyscy zgodnie postanowili mnie pilnować. W kwestii jedzenia, wysypiania się i spokoju.

– To chyba będzie foch. – Westchnęłam, gdy odsunęłam tacę z sałatką na drugi koniec stołu, prosto pod nos Bruce'a. – Nie jestem głodna, kiedy to do cholery pojmiecie?

– Gdy chociaż raz zdarzy się żebyś jadła na naszych oczach. – Widocznie Hemmings się zirytował, bo naprawdę rzadko zdarzało się mu na mnie warczeć.

– To moja sprawa, kiedy jem. Chuj wam do tego! – nie ustępowałam. Co poradzę, jestem cholernie uparta, szczególnie w kwestii odchudzania.

– Tego chcesz? Żebyśmy patrzyli jak powoli się wykańczasz? – Ponownie Matt. Jego przyjaciele przypatrywali się naszej trójce w milczeniu. I dobrze, jeszcze brakowało, żeby próbowali się wtrącać!

– Nie musicie patrzeć. Wszystko jest dobrze, naprawdę – odparłam z minimalnym uśmiechem, który miał na celu przekonać ich do "szczerości" moich słów.

– Ehh... – Westchnął Bru. – Nie podoba mi się to, ale chyba nie mamy wyjścia. Ale obiecaj, że jak coś się będzie działo, to powiesz.

– Wiesz dobrze, że powiem – zapewniłam go i objęłam w pasie. Otulił mnie ramionami i przyciągnął do siebie jeszcze bardziej z głośnym westchnięciem.

– Mam nadzieję. – Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia. Ale w tym przypadku, jest ona tylko matką głupich.

***

Siedziałam w drzwiach balkonowych mojego pokoju. Zaciągałam się dymem papierosowym i patrzyłam na rozgwieżdżone niebo. Na podłodze w zasięgu mojej ręki stała szklanka whiskey z sokiem, oraz w połowie pusta flaszka.

Dzisiaj do Jace'a przyszedł On... z dziewczyną. Ich widok mnie bardzo zabolał. Nie byłam w stanie pojąć, czemu dokładnie tak było. Przez odrzucenie, zazdrość, poczucie upokorzenia? A może wszystko na raz? Nie wiem. Tym bardziej nieświadomość bolała bardziej.

W każdym razie rodzice wyjechali w celach służbowych a Jace poszedł do Camille, z którą umówił się w jej domu. Rodzina Cam wyjechała na weekend więc go zaprosiła. Zawsze zastanawiało mnie, skąd on bierze w sobie ten charakter i zachowanie, żeby mieć tyle dziewczyn i przyjaciół. On odkąd pamiętam był tym bardziej przebojowym ode mnie. Gdy ja ślęczałam z nosem w książkach w pokoju, on chodził na imprezy, zaliczał kolejne laski, poznawał nowych znajomych i... po prostu żył. Ja nigdy nie potrafiłam tak cieszyć się życiem i chwilą jak on. Cholernie mu tego zazdrościłam.

Po dłuższej chwili usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Najchętniej bym to zignorowała, ale o tej porze, czyli koło trzeciej w nocy, mógł do mnie dzwonić tylko Bruce. Odebrałam połączenie.

– No co tam Bru? – zapytałam.

– Nie uwierzysz! – krzyknął do słuchawki na tyle głośno, że musiałam odsunąć komórkę od ucha.

– Możesz mówić ciszej, bo póki co problemów ze słuchem to nie mam.

– Przepraszam. – Parsknął śmiechem. Cieszyłam się, słysząc ten entuzjazm. – Ale nie uwierzysz, z kim i gdzie jestem.

– Fatalna noc przy barze z tequilą albo upojna z facetem.

– I to jak upojna! – niemal krzyknął, znowu. – Kojarzysz tego chłopaka z klubu?

– Tego z którym lizałeś się cały wieczór?

– Dokładnie. Ma na imię Scott i jak się dowiedziałem niedawno, w łóżku jest zajebisty.

– I dzwonisz żeby mi opowiedzieć o posuwaniu kolejnego faceta? – zapytałam i dopiłam whiskey do końca.

– On nie jest jakimś tam kolejnym. – Prychnął. – Czuję, że to może być To.

– Czyli co? Druga połówka i te sprawy? – Wychyliłam ą szklankę i dolałam kolejną porcję alkoholu.

– Nie jestem do końca pewien. – Westchnął. – Ale myślę, że to możliwe.

– To się cieszę – odparłam, starając się przy tym zabrzmieć entuzjastycznie. – A tak w sumie jeszcze nie powiedziałeś, gdzie jesteś?

– U niego. I w ogóle to dasz wiarę, że on chodzi do naszej szkoły?!

– Nie pieprz. – Aż podniosłam się do prostego siadu. Jak to niby możliwe, że go nie poznaliśmy nawet z twarzy?

– Serio, jest z rocznika Matt'a.

– O kurwa! – Zatkało mnie.

– Wiem. – Zaśmiał się. – Zareagowałem podobnie, gdy mi o tym powiedział.

– Czyli teraz jesteście... parą? – To aż dziwnie brzmiało, żeby Bru miał być z kimś w prawdziwym związku.

– Chyba tak – odparł.

– Jak to chyba?

– Nie rozmawialiśmy o tym wprost, ale obaj wyraziliśmy dzisiaj chęć do spróbowania.

– Jutro w szkole mi go przedstawiasz.

– Masz to jak w banku. – Parsknął. – Dobra, moja sprawa omówiona - teraz gadaj, czemu się znowu upijasz?

– Skąd wiesz, że piję? – zapytałam, ale starałam się brzmieć jak najbardziej normalnie.

– Bo nigdy nie byłaś dyskretna w tej kwestii i przy nalewaniu głośno obijasz flaszkę o szklankę – wyjaśnił, a ja się z niewiadomych przyczyn zarumieniłam. – To powiesz, czy mam do ciebie jechać?

– Strasznie jesteś uparty idioto.

– Za to mnie kochasz Maluchu. No mówże, bo serio jestem gotowy do ciebie pojechać.

– Nic szczególnego się nie stało. Po prostu... – Chwilowe zacięcie. – Blaze przyszedł dzisiaj do mojego brata... Razem z Nicole.

– O w mordę. – Westchnął. – Trzymasz się? Wystarczy słowo i będę za pięć minut.

– Nie! Ani się waż przyjeżdżać. Masz siedzieć ze Scott'em i robić te denne rzeczy z tanich filmów romantycznych. – W odpowiedzi usłyszałam jego pojedyncze parsknięcie śmiechem.

– Dobrze wiesz, że nie znoszę tego typu filmów i oglądam je tylko i wyłącznie z TOBĄ.

– Cicho! – Uśmiechnęłam się. – Chyba mi nie powiesz, że Me before you ci się nie podobało?

– Hmmm. – Zamyślił się. – Generalnie akurat ten był spoko, gdybyś go nie oglądała w kółko to może byłbym skłonny nawet powiedzieć, że go lubię.

– Co poradzę? To mój ulubiony. – Wzruszyłam ramionami i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że Bru i tak tego nie widzi. – Ty nie jesteś lepszy! Mam ci przypomnieć ile już razy zmusiłeś mnie do oglądania Avatar'a?

Avatar to klasyka! – Prychnął. – I do tego z zajebistymi efektami specjalnymi, a do najmłodszych nie należy.

– Do najstarszych i najkrótszych też nie, a jednak oglądasz go na tyle często, żeby wyrecytować kwestie wszystkich postaci.

– Ty nie masz przypadkiem tak samo?

– Ale moje filmy są krótsze!

– Oraz jest ich więcej, ja nałogowo oglądam tylko jeden.

– Dobra, koniec tematu! Leć do Scott'a.

– Już się mnie pozbywasz? – Niemal zobaczyłam tą sztuczną łezkę w jego oku.

– Przypuszczam, że on cię teraz bardziej potrzebuje. – Zaśmiałam się.

– Krótka przerwa. Seks bywa męczący, a szczególnie ten udany. – Zaśmiał się – Z resztą kiedyś zobaczysz, mówię ci.

– Taa... – Temat mojego dziewictwa był przeze mnie uznawany za tabu. O tym, że nadal byłam dziewicą, wiedział tylko Bruce. Nawet Alice czy... Emily nigdy o tym nie mówiłam. Byłam po prostu pewna, że wyśmiano by mnie. – Wątpię, nigdy nie utworzę z nikim na tyle silnej więzi, a z byle kim do łóżka nie pójdę.

– To akurat dobrze. W tej kwestii nie powinnaś brać przykładu chociażby ze mnie – parsknął, chociaż wiedziałam że tak naprawdę za jego "relacjami" z parterami kryło się coś więcej. Często próbowałam zacząć temat, ale zawsze mnie zbywał tanimi wymówkami.

– Posłuchaj. – Westchnęłam. – Powinieneś zdać sobie wreszcie sprawę, że możesz mi zaufać i powiedzieć o co chodzi z twoim częstym zmienianiem facetów. Proszę, zrób to dla mnie i powiedz prawdę.

– To nie jest takie łatwe – odpowiedział tym samym. – To bardzo trudny dla mnie temat i na pewno nie mam zamiaru zaczynać go przez telefon...

– To powiedz, gdzie jesteś. Tak samo jak ty jestem gotowa przyjechać i nawet narazić swoje oczy na widok ciebie i Scott'a w łóżku. – Chuj z tym, że jestem zalana.

– Aż tak bardzo ci zależy?

– Tak – odparłam twardo.

– Co ja z tobą mam. – Mogłabym przysiąc, że w tej chwili pokręcił głową, mimo że go nie widziałam. – Będę za godzinę. – Bez pożegnania się rozłączył. Odłożyłam telefon i spojrzałam na niebo. Miałam bardzo złe przeczucia, bo zawsze, dosłownie zawsze rzucał jakieś teksty na pożegnanie albo chociaż mówił to durne pa. Ale nigdy nie kończył rozmowy w taki sposób. No nic, pozostało mi tylko czekać na jego przyjazd.


I koniec! Teraz mam prośbę do KAŻDEGO, kto przeczyta rozdział: Jakie macie teorie na temat wielkiej tajemnicy kryjącej się za orientacją ulubionego Bruce'a? ^^ Chętnie zapoznam się z Waszymi pomysłami ;)

Do napisania kochani!!! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro