Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Jestem z nowym rozdziałem! Zadziwiające, ale ten rozdział mi się... przyjemnie?... pisało. Do tej pory to chyba fragment, który podoba mi się najbardziej z całej historii. Mam nadzieję, że Wam również przypadnie do gustu. Miłego czytania! :*


– Whitmore, słucham?– usłyszałam uprzejmie zadane pytanie po zaledwie kilku sygnałach. Byłam jednak zbyt przerażona i rozkojarzona, by w tamtej chwili zwrócić uwagę chociażby na jego formalny ton.

– Ja... Nie... Proszę... Bo- nie!– Język mi się tak plątał, że nie wiedziałam, czy Aaron wyłapał chociaż jedno słowo z mojej wypowiedzi.

– Katie, co się dzieje?– niemal od razu zapytał wyraźnie zmartwiony.– Gdzie jesteś?

– Ja... W szkole– wyjęczałam z trudem i ponownie zaczęłam się trząść na całym ciele. Ucisk w klatce coraz bardziej się nasilał a ja coraz mocniej traciłam kontakt z rzeczywistością. Przestawało do mnie docierać to, co mówi Aaron. Jedynie silne skurcze brzucha utrzymywały mnie przytomną.

– Katie, posłuchaj mnie uważnie– zaczął spokojnie.– Zapewne zdajesz sobie sprawę, że to napad lękowy. Musisz się uspokoić. Zrób ze mną kilka głębszych wdechów– poprosił i dla przykładu wciągnął bardzo głośno powietrze. Dalej drżąc, spróbowałam zrobić to samo, ale jedynie głośniej załkałam.

– Nie mogę!– wyszlochałam i nie wiedząc, kiedy, zaczęłam nabierać coraz płytszych wdechów.

– Powoli– spokojny głos bruneta w jakiś dziwny sposób zaczął mi pomagać. Po dłużącej się chwili nabrałam głębiej powietrza do płuc. Dalej czułam na nich ucisk, ale byłam w stanie go zignorować. Podświadomie zamknęłam oczy i wsłuchałam się w kojący głos mężczyzny.– Dokładnie tak. Świetnie ci idzie. Jeszcze raz.

Dopiero po paru minutach uspokoiłam się na tyle, żeby otworzyć oczy i rozluźnić dłonie, dotychczas zaciśnięte w pięści na moich włosach. Telefon leżał na parapecie i dopiero po głośniejszym chrząknięciu zdałam sobie sprawę, że Aaron coś do mnie mówi.

– Słucham?– zapytałam skołowana.

– Pytałem, czy już na pewno wszystko dobrze. Wszystkie objawy ustały? Żadnych zawrotów, bóli, drżenia?

– Jest... okej– stwierdziłam z niemałym zaskoczeniem. Nie byłam w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatnio aż tak szybko poradziłam sobie z atakiem. Niestety, równocześnie zdawałam sobie sprawę, że to nie była do końca moja zasługa...

– Jest możliwość, żebyś wyszła ze szkoły? Nie powinnaś teraz wracać na lekcję, bo to się może powtórzyć.

– Nie bardzo. Ale nie masz się czym przejmować, jest dobrze.– Nie byłam pewna, czy starałam się przekonać jego czy może raczej siebie. Usilnie wmawiałam sobie, że ostatnie kilka minut nie miało miejsca a ja wcale nie zadzwoniłam akurat to Whitmore'a, żeby nad sobą zapanować. Ponownie pokazałam mu, jak niewiele trzeba, żeby mnie rozbić. Nie podobało mi się to, ale z drugiej strony ta niewielka, irracjonalna część mnie cieszyła się, że jest ktoś, kto wie jak słaba jestem i przy mnie trwa.

– Wybacz, że ci nie uwierzę– odparł z przekąsem i cicho parsknął śmiechem.– Mimo to dziękuję.

– Niby za co?– zapytałam zaskoczona.

– Zadzwoniłaś akurat do mnie. Cieszy mnie, że wreszcie uczysz się mi ufać. Że się otwierasz.

– Muszę iść, nauczyciel się może zdziwić, że tak długo mnie nie ma– burknęłam pod nosem, nie potrafiąc przyjąć czegoś, co łudząco przypominało komplement. Przynajmniej w relacjach z lekarzami-natrętami.

– Jakby tylko znowu coś się działo, od razu dzwoń.

– Cześć– po krótkim pożegnaniu, natychmiast się rozłączyłam. Przeczesałam palcami włosy i po głębszym oddechu, wstałam z podłogi i ruszyłam do odpowiedniej klasy.

***

Aaron's pov.

– Czy to znowu była ta mała?– usłyszałem pytanie zadane przez Danielle, gdy tylko zdążyłem wrócić z kuchni i odłożyć komórkę na blat stołu. Siedzieliśmy wspólnie w salonie w jej mieszkaniu i próbowaliśmy omówić kwestie związane ze ślubem, ale wychodziła nam z tego tylko kłótnia.

– Ona ma imię, byłoby miło, gdybyś go czasem użyła– westchnąłem i zarzuciłem rękę na jej ramię. Niemal natychmiast ją strzepnęła i spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Nie mam zamiaru używać imienia gówniary, która podrywa mojego faceta.– Sens jej słów dotarł do mnie dopiero po chwili, w której wpatrywałem się w nią szeroko otwartymi oczami. Niemal natychmiast wybuchnąłem śmiechem.– Co w tym śmiesznego?!– warknęła i zaplotła ramiona na piersi.

– Ty... naprawdę myślisz, że Katie mnie podrywa?– zapytałem, wciąż rozbawiony, żeby się upewnić w tym niedorzecznym przekonaniu mojej narzeczonej.

– A jak inaczej to nazwać? Dzwoni do ciebie, spędza z tobą czas...

– Ona to robi, bo próbuję jej pomóc, jestem w końcu lekarzem.

– Ale nie cholernym psychiatrą! Skoro ma ze sobą takie problemy, nie powinieneś się w to mieszać. Widać, że jest stuknięta!– W odpowiedzi na te słowa posłałem jej wrogie spojrzenie.

– Nie waż się nigdy więcej tak o niej mówić. Nie znasz jej.

– Przestań, bo jeszcze pomyślę, że to ty zarywasz do niej.

– Jakoś straciłem ochotę na organizację tego wesela– burknąłem i wstałem z kanapy. Dan zrobiła to natychmiast po mnie z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.

– Ty coś do niej czujesz!– wykrzyknęła z wyrzutem.

– Lubię ją, fakt. I choćby ze względu na to, że się z nią zaprzyjaźniłem, nie masz prawa jej obrażać.

– Dobrze ci radzę, zastanów się, czego ty właściwie chcesz. Nie mam zamiaru tolerować, że spędzasz z jakąś małolatą więcej czasu, niż ze mną.

– Naprawdę jesteś zazdrosna? Lepiej już pójdę, może trochę się uspokoisz, bo naprawdę nie masz podstaw do zazdrości. Do zobaczenia.– Zarzuciłem skórzaną kurtkę i po niedbałym owinięciu szyi szarym szalikiem, wyszedłem z mieszkania. Chcąc nieco ochłonąć, zrezygnowałem z jazdy autobusem i ruszyłem chodnikiem, kierując się do mojego mieszkania.

Miałem czas, więc zacząłem rozważać słowa Danielle. Czy ja dawałem jej jakieś powody do zazdrości o Katie? Myślałem, że nie, mimo to Dan bardzo dobitnie dała mi dziś do zrozumienia, że nie ma zamiaru tolerować mojej znajomości z Ross. A ja naprawdę nie dostrzegałem tego, co w oczach mojej narzeczonej zaczęło się tworzyć pomiędzy mną a Katie. Faktem było, że naprawdę polubiłem jej towarzystwo, specyficzne poczucie humoru i dość ciężki charakter. Przy bliższym poznaniu naprawdę dawała się lubić, zwłaszcza, gdy zdołała obdarzyć kogoś choć odrobiną zaufania. Ja zaskarbiłem go sobie dość sporo i w momencie, gdy zorientowałem się, że ma atak paniki a zadzwoniła akurat do mnie, poczułem wręcz idiotyczne ciepło na sercu. Pomaganie jej w przezwyciężaniu swoich lęków, mierzeniu się z własną, ciężką, przeszłością; to dawało mi wiarę, że będę w stanie zmienić jej nastawienie. Miałem tylko nadzieję, że Danielle zrozumie, że nie miałem zamiaru odpuszczać sobie Katie i zostawiać jej samej w, tworzącym kokon dookoła niej, mroku.

Z uśmiechem na ustach poprawiłem szalik i nim zdążyłbym się rozmyślić, skręciłem w ulicę, prowadzącą do szkoły dziewczyny.

***

Katie's pov.

Lekcja dłużyła mi się niemiłosiernie i gdy tylko usłyszałam wyczekiwany dzwonek, natychmiast wstałam z krzesła, pośpiesznie zebrałam książki i długopis i wystrzeliłam z klasy jak z procy. Potrzebowałam odrobiny powietrza, poczucia przestrzeni; szkolne boisko wydawało się być wystarczające.

Rzuciłam torbę obok ławki przy koszu i głęboko odetchnęłam. Przymknęłam oczy i spróbowałam policzyć do dziesięciu. Dzisiejsze przerażenie wciąż wybrzmiewało echem w mojej głowie i nie potrafiłam się go pozbyć.

– To tak wygląda to twoje „dobrze"?– Podskoczyłam i ledwo powstrzymałam się od piśnięcia z przerażenia.

– Nie jestem w nastroju do żartów, możesz sobie dzisiaj odpuścić zgrywanie psychologa i iść.– Zdawałam sobie sprawę, że brzmię co najmniej niesympatycznie, ale nigdy nie wiedziałam jak reagować na skrępowanie. A właśnie to czułam, spotykając Aaron'a zaledwie trzydzieści minut po tym, jak wypłakiwałam się mu w słuchawkę z bliżej nieokreślonego powodu.

– Czyli wracamy do niechęci– stwierdził rzeczowo i delikatnie dotknął mojego ramienia. Momentalnie się spięłam i zacisnęłam palce na deskach ławki.– Myślałem, że potrafisz już się otworzyć. Wiesz, że nie chcę cię skrzywdzić, obrazić czy wyśmiać.– Jak on to robił, że zawsze doskonale wiedział, co powiedzieć?!

– A ja myślałam, że wiesz jak jestem skomplikowana w obsłudze nawet dla samej siebie.

– Co nie zmienia faktu, że kiedyś zdołamy znaleźć instrukcję– stwierdził z, jak się domyślałam, uśmiechem i wysunął do mnie rękę.– Chodź, skończyłaś już chyba lekcje a muszę mieć pewność, że jest w porządku.

Nie wiem dlaczego, ale poczułam dziwny spokój, gdy wplotłam swoje palce w jego. Wiedziałam już, że tego dnia coś się nieodwołalnie zmieniło w naszej relacji. Nie byłam tylko pewna, czy ta zmiana mnie cieszyła, czy wręcz przeciwnie.


No to tyle! Wiem, że krótszy niż zwykle, ale bardzo mi zależało żeby właśnie w taki sposób skończyć ten rozdział. Katie i Aaron zaczynają się przyzwyczajać do swojej obecności. I zaczyna się z tego rodzić coś nowego, mam nadzieję że ktoś tu zostanie żeby się przekonać, co się z tego wykształci ;)

Do napisania, kochani :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro