Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

– Durant, rusz dupę! Wy to musicie wygrać! – mój krzyk ponownie poniósł się po całym domu. Minęły już trzy tygodnie od mojego wypadku na motorze. Aaron łaskawie pozwolił mi się wypisać gdy wręcz to wybłagałam. Musiałam go z tysiąc razy zapewnić, że wszystko jest w jak najlepszym porządku... Ale było warto! Bo dzięki temu mogłam obejrzeć pierwszy mecz sezonu zasadniczego NBA na kanapie w salonie. Nadmienię również, że mojej rodziny dalej nie było więc bez większych problemów mogłam siedzieć, zapychać się chrupkami i sokiem oraz krzyczeć na cały dom. U Shawn'a wynegocjowałam, że na razie to on sprowadził się do mojego domu. Niestety wczoraj musiał pilnie wyjechać do rodziców, więc te kilka dni musiałam sobie radzić bez całodobowej pomocy.

– Curry, no rzucaj do cholery! – Wielka szkoda, że przez cholerny ból nogi i gips nie mogłam skakać ze szczęścia przy każdym koszu Warriors'ów i rzucać się po kanapie przy kolejnych punktach Nuggets'ów. Muszę przyznać, Stephen mimo niskiego jak na zawodnika wzrostu potrafił przejść niejednego dwumetrowca. A zapewniam, takich nie brakowało w koszykówce na poziomie ligi NBA.

– Widzę, że sezon w pełni. – Nie wiem skąd, w salonie pojawił się Bru.

– Powiesz mi jakim cudem się tu znalazłeś? – zapytałam zaskoczona. Myślę, że raczej bym zapamiętała fakt, iż zaprosiłam najlepszego przyjaciela do domu.

– Nie odbierałaś telefonu to postanowiłem wpaść. – Wzruszył niedbale ramionami. – Ale zapomniałem, że dzisiaj pierwszy mecz sezonu, w którym dodatkowo gra twój ulubiony klub.

– Chyba coś cię pierdolnęło, że o... – tu spojrzałam na zegar na ścianie – pierwszej w nocy przychodzisz do mnie tylko dlatego, że raz czy dwa komórki nie odebrałam.

– Jakbyś chociaż wibracje zostawiła włączone, to wiedziałabyś że dzwoniłem ponad dwadzieścia razy.

– A co się stało?

– To przyjaciel laski, która niedawno przeżyła wstrząśnienie mózgu nie może się o nią martwić, gdy nie ma z nią żadnego kontaktu? – Uniósł zabawnie jedną brew.

– Może ale... Kurwa tak! Zajebiście McGee!

– To chyba jednak nie był dobry pomysł, żeby przychodzić. W samym środku spotkania jesteś nieprzewidywalna i agresywna.

– Przesadzasz. – Machnęłam niedbale ręką. – Poza tym, to już trzecia kwarta. I to końcówka.

– Powiedz mi, co ty do cholery widzisz w bandzie debili biegających z piłką w ręce po boisku?

– Równie dobrze ja mogłabym zapytać ciebie, czemu wolisz pchać członka do dupy faceta zamiast w dziurę laski. – Posłałam mu pobłażliwe spojrzenie i przeniosłam wzrok na ekran. – Zajebiście, Thompson! Jeszcze ich zniszczycie!

– Moje preferencje odnośnie tego, kto doprowadzi mnie do orgazmu to inna sprawa. Lubię zamoczyć z facetem i tyle. Ale poważnie, czemu ci się podoba koszykówka?

– Zakochałam się w koszykówce mając może siedem lat. Pokochałam emocje towarzyszące mi w czasie każdej kwarty. Ta furia gdy przeciwnicy zdobywali punkty. Ta nadzieja, gdy zawodnik oddał z daleka rzut za trzy punkty. Wątpliwości, smutek, radość... Gdy oglądam mecze, to po prostu jednoczę się z zawodnikami – powiedziałam i przeniosłam wzrok na ekran. – No kurwa! Czemu przepuściliście Barton'a?! ­– Niemal natychmiast na powrót zamieniłam się w poirytowanego fana Golden State Warriors.

– Zdążyłem już odwyknąć od twojego siarczystego rzucania kurwami.

– Niepotrzebnie. Dobrze wiesz, że zawsze dużo klnę przy sezonie zasadniczym i play-off'ach. O finałach to już nawet nie ma co wspominać.

– Wiem wiem. – Machnął niedbale ręką i rzucił się na kanapę tuż obok mnie.

– Co robisz?

– Skoro już się tu pofatygowałem to zostaję. Może wytrzymam twoje komentarze i też obejrzę mecz.

– Możesz zostać na noc. Rodziców i Jace'a nie będzie co najmniej tydzień a nie lubię sama tu siedzieć cały dzień.

– Się robi.

– Tak! – mimowolnie próbowałam unieść rękę, przez co przeciągle jęknęłam. Gips plus mecze NBA to u mnie kiepskie połączenie. Oj kiepskie!

– Może ten wypadek będzie o tyle pożyteczny, że trochę zapanuje nad twoim zachowaniem w sezonie.

– Teraz to przesadzasz! Aż tak źle ze mną nie jest.

– Mówisz? – uniósł jedną brew. – Pozwolisz, że przypomnę ci dzień po tym, jak Golden State Warriors przegrali z Denver Nuggets... ile to było?

– 100 - 93! – warknęłam pod nosem.

– Właśnie. – Kiwnął głową. – Następnego dnia w szkole najpierw zrzuciłaś na mnie swój lunch, bo nie spodobał ci się mój żart. Potem wydarłaś się na ucznia, którego wcześniej sama staranowałaś. A, jeszcze jedno! Prawie rzuciłaś się z pięściami na chłopaka, który miał bluzę z logo Nugge...

– Bezczelnie paradował w tej jebanej bluzie po korytarzu. Żałuję że mnie powstrzymałeś! Wydrapałabym mu oczy!

– Ach, jak mogłem zapomnieć! – Walnął się w czoło. – Na koniec znokautować maskotkę szkolnej drużyny koszykarskiej. – Gdy skończył mówić zaczął się bezczelnie śmiać. Przysunęłam się do niego i z całej siły walnęłam go zdrową ręką w brzuch. Od razu jęknął przeciągle. – Kurwa, skąd ty masz tyle pary?! Powinnaś być niezdatna do użytku w tym całym pancerzu.

– Jak widzisz jestem Zdatna – warknęłam.

– Tak swoją drogą, to czemu wtedy dyrektor cię nie ukarał? Strasznie się dałaś we znaki.

– Cóż, solidarność kibiców. – Wzruszyłam ramionami. – Jak się okazało, pan Walsch również jest fanem Golden State Warriors. – Posłałam mu cwany uśmieszek.

– Poważnie?! – Uniósł ku górze obie brwi. – Ten ciapowaty konus fanem NBA?

– Ej, nie przesadzaj! Nathaniel jest całkiem fajny.

– Od kiedy jesteście na ty?

– Mniej więcej od dnia, w którym dowiedziałam się, że jest zagorzałym kibicem i tak samo jak ja rozróżnia tylko dwa sezony.

– To znaczy?

– Kosza i nie-kosza. – Wzruszyłam ramionami.

– Czasami kompletnie zapominam jakiego świra masz na tym punkcie. – Pokręcił głową z dezaprobatą.

– Tylko NBA. Szkolna drużyna ssie. Nie lubię oglądać meczy międzyszkolnych.

– Czasami jesteś okrutna. Tym bardziej że sama nie umiesz grać.

– Nigdy nie twierdziłam, że umiem! Po prostu umiem już ocenić poziom gry.

– Po męczeniu telewizora i moich uszu w okolicach października od kilku lat to się nie dziwię. – Prychnął.

– Nie kazałam ci oglądać ze mną. Zdaję sobie sprawę... Kurwa!! Ruszcie te jebane dupy do cholery! – Wow, tyle przekleństw w jednym zdaniu. Idę na rekord.

– Z czego zdajesz sobie sprawę? – zapytał, nie wnikając w mój kolejny wrzask.

– Zdaję sobie sprawę z tego, że nie lubisz koszykówki. A przynajmniej nie aż tak jak ja.

– Jak na ciebie patrzę, to cieszę się, że w tej kwestii nie jestem jak ty. Przed chwilą chyba ślina ci pociekła jak wściekłemu psu.

– A spieprzaj – mruknęłam pod nosem i założyłam ręce na piersi.

– Co się fochasz? Prawdę tylko powiedziałem – parsknął śmiechem i objął mnie ramieniem. – Nie dąsaj się, bo ci zostanie taki skrzyw na mordzie. A zapewniam, żaden na to nie poleci.

– Spieprzaj – Zaśmiałam się cicho i walnęłam go lekko w klatkę piersiową. – Jesteś czasami niemożliwy. Tylko ty umiesz wpierw mnie wkurwić, żeby potem od razu rozśmieszyć.

– Urok przyjaciela-geja. – Puścił mi oczko. – Jestem jedyny w swoim rodzaju.

– Nie zaprzeczę. – Ponownie przeniosłam spojrzenie na ekran. – Tak! Kurwa, wreszcie! Jeszcze ostatnia kwarta. Z przewagą dwudziestu punktów to mają ten mecz w garści.

– Skąd ta pewność?

– Znam mój ulubiony zespół dość dobrze – Wzruszyłam jednym ramieniem.

– Ach, racja. Biografia zawodników w małym palcu.

– Przesadzasz. Aż tak to jeszcze nie. Owszem, uwielbiam ich oglądać. Ale już bez jaj żebym znała dokładną biografię wszystkich członków klubu.

– Zmieniając temat, jak tam idzie z Whitmore'em?

– Dość mocna zmiana tematu – parsknęłam i spojrzałam na swoje ręce. –Niby postanowiłam dać mu szansę, ale dalej pozostaje ta cholerna niepewność.

– Cóż, nie mogę cię do niczego zmusić... – westchnął i kontynuował – ale mogę za to porządnie kopnąć w dupę!

Tak, on był prawdziwym przyjacielem. Bo przyjaciel nie jest kimś, kto użala się nad tobą i rozpacza. Jest kimś, kto potrafi cię porządnie opieprzyć i popchnąć naprzód, żebyś szła i nie oglądała się za siebie.

– Miło słyszeć, że znowu potrafisz się na mnie wydrzeć. – Zaśmiałam się i na powrót objęłam go w pasie. – Kocham cię idioto.

– Ja ciebie też Maluchu.

***

Następnego ranka obudził mnie bardzo głośny huk dochodzący z kuchni. W błyskawicznym tempie się poderwałam do siadu i natychmiast przypłaciłam to przeciągłym jękiem bólu. Od razu usłyszałam zmartwiony głos przyjaciela.

– Kath?! – Bruce wbiegł do salonu ze srebrnym garnkiem w ręce i szmatką przewieszoną przez ramię. Na sobie miał dresy, w których do mnie przyjechał i granatowy podkoszulek ubrudzony mąką. – Nic ci nie jest?

– W porządku. Ale przypomnij mi następnym razem żebym cię jednak wywaliła z domu w nocy. Musiałeś narobić tyle hałasu? – ponownie jęknęłam. Bru zdążył przysiąść na fotelu obok kanapy.

– Garnek mi wypadł gdy szukałem rondla, żeby zrobić coś do jedzenia.

– Zjedz coś cichego – mruknęłam i ponownie ułożyłam się pod moim ukochanym kocem w króliki.

– A ty się nie rozkładaj, bo niedługo wychodzimy.

– Gdzie niby? – zapytałam spod pluszowego materiału.

– Do kina. Obiecałaś, że dzisiaj pójdziemy na Deadpool'a. Już kupiłem bilety więc się nie wykręcisz.

– Jak masz zamiar się tam dostać, geniuszu? Z gipsem na ręce i nodze nie mam zamiaru iść taki kawał ani jechać autobusem.

– Nie uwierzysz, twój ulubiony lekarz jest na tyle miły, że zaoferował nam podwózkę w obie strony – jego ton był na tyle wesoły, że sama nie wiedziałam czy próbuje kpić czy mówi serio.

– Ile mam czasu?

– Seans mamy dopiero o 16.00 więc spokojnie doprowadzisz swoją twarz i całą resztę do stanu zadowalającego.

– Co chcesz od mojej twarzy? – burknęłam i równocześnie wyszłam spod koca.

– Cóż, zacznijmy od tego że mimo iż cieszę się gdy jesz, to resztki sosu na policzkach nie wyglądają estetycznie – stwierdził rozbawiony. – Poza tym powinnaś zakryć objawy zarwanej nocki, bo wyglądasz jak zombie.

– Dobra, załapałam – mruknęłam naburmuszona. – Idę się umyć.

Z pomocą kuli wstałam z kanapy i niespiesznie ruszyłam na piętro. Chodzenie po schodach było dla mnie zdecydowanie najgorszym wysiłkiem w obecnym stanie. Nawet z kąpielą lepiej sobie radziłam!

Gdy jakimś cudem udało mi się doczłapać do pokoju, bez zbędnych ceregieli ściągnęłam bluzę i dresy, a następnie w samej bieliźnie weszłam do łazienki. Napuściłam trochę wody do wanny, a w międzyczasie uporałam się z bielizną. Odłożyłam kule na podłogę i trzymając się brzegu, powoli zsunęłam się z pomocą prawej ręki do wody. Lewą nogę zostawiłam opartą o kran a lewą o skraj brodzika. Siedzenie w wodzie była dla mnie naprawdę relaksujące. Uwielbiałam to. Nawet obecnie potrafiłam czerpać z tego przyjemność.

Po blisko godzinie odczułam, że woda zaczyna robić się chłodna. Niestety, nie przewidziałam jednego... że przez rozlanie odrobiny wody zrobi się na tyle ślisko, że nie będę w stanie się zaprzeć i wyjść z wanny. Po rozważeniu kilku opcji wybrałam tą trochę upokarzającą, ale mimo wszystko jedyną rozsądną.

Sięgnęłam po cienki szlafrok i nie przejmując się, że go przemoczę, narzuciłam go na siebie od przodu. Następnie chwyciłam telefon i wykręciłam numer.

– Co jest Kath?– usłyszałam wesoły głos przyjaciela.

– Bru, posłuchaj... Potrzebuję twojej pomocy.

– Coś się stało? – Od razu spanikował.

– Nic takiego, po prostu... Mógłbyś mi pomóc wyjść z wanny? – zapytałam nieśmiało, a po dłuższej chwili milczenia usłyszałam głupkowaty śmiech. – To nie jest śmieszne!

– Luz, zaraz tam będę – Bru, wciąż rozbawiony, rozłączył się. Z głośnym westchnieniem odłożyłam komórkę i czekałam na bruneta. Po chwili stanął w drzwiach.

– Wiesz, pomagałem ci w wielu sprawach, ale nigdy nie wpadłbym na to, że będziesz mnie potrzebowała do wyjścia z wanny. – Podszedł do mnie i pomógł siąść na skraju wanny.

– To wyjątkowa sytuacja. Uwierz, że gdybym miała jakiś lepszy wybór, to nie dzwoniłabym.

– Domyślam się – parsknął i położył ręcznik na podłodze, żebym się nie poślizgnęła.– Z ubraniem też ci pomóc? – zapytał żartobliwie.

– Dam radę – odpowiedziałam, podłapując jego wesoły humorek.

– W razie co, jestem na dole i kończę naleśniki. – Kiwnął ręka na pożegnanie i po upewnieniu się, że nic już nie potrzebuję, wyszedł. Ja sięgnęłam po ręcznik, który wcześniej położyłam na kuble i po zdjęciu szlafroka zaczęłam się wycierać.

Nie wierzę, że nie było mnie tutaj tyle czasu! Ale kochani, wróciłam! Nie wiem czy ktoś faktycznie czekał na mój powrót ale dla mnie ważna będzie nawet jedna czy dwie osoby. Taka drobna motywacja, żebym znowu nie miała zawieszenia :) Nie jestem w stanie przewidzieć, ile potrwa napisanie kolejnego rozdziału, ale myślę że przed rokiem szkolnym coś jeszcze dodam.

Do napisania, kochani ^^ 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro